Drony, skorpiony i sekret emira, czyli jak znaleźć skarb i pokonać złoli - Tomasz Napierała - ebook
NOWOŚĆ

Drony, skorpiony i sekret emira, czyli jak znaleźć skarb i pokonać złoli ebook

Tomasz Napierała

4,0

12 osób interesuje się tą książką

Opis

Zapinajcie pasy, bo Zośka, Ziemek i Kuba idą na całość! Czy oni w ogóle chcieli tego zamieszania? No jasne! Czy się bali? Oficjalnie – tylko trochę! Czy zrobią to znowu? No… to zależy.

Ale o co w ogóle chodzi?

Poznaj największą arabską zagadkę w Hiszpanii! Serio! Tak opisały ją media. Ale to później. Najpierw Zofijka przejmuje pozostawiony w hotelowej recepcji list, który uruchamia lawinę niespodziewanych zdarzeń. Od tej chwili rodzeństwo Kamińskich ściga się z czasem i marokańskimi złolami. Na ich drodze staje też tajemniczy profesor. Czy uda im się wspólnie rozwiązać zagadkę ostatniego emira i odnaleźć skarb?

Od ich misji zależy przyszłość Hiszpanii i Maroka.

Drony, skutery, pożary i spektakularne ucieczki. A wszystko to wplecione w wydarzenia historyczne i miejsca, które istnieją naprawdę.

Wchodzisz w to? No chyba że pękasz…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 328

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Projekt okładki: Iza Dudzik

Redaktorka inicjująca: Barbara Czechowska

Redaktorka prowadząca: Agata Then

Redakcja: Maria Śleszyńska

Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Aleksandra Zok-Smoła (Lingventa), Justyna Techmańska

Grafiki w tekście: Freepik

© for the text by Tomasz Napierała

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2024

ISBN 978-83-287-3142-4

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2024

–fragment–

Dla Frania, Kajtka i Mikołaja

Rozdział 1Pokój w hotelu

– Odkąd pamiętam, nigdy nie mieszkaliśmy zbyt dużo w naszym domu we Wrocławiu – zaczął spokojnie ciemnowłosy chłopiec. Starał się budować napięcie, tak jak uczył go tata. Spojrzał wyzywająco w obiektyw telefonu i kontynuował: – Jeśli miałbym porównywać, to częściej spałem na tylnej kanapie jeepa niż w swoim łóżku. Jasne, łóżko mam ciepłe i miękkie, ale jest z nim jeden problem… – Tu nastolatek przeciągnął pauzę zgodnie z planem, zatrzymując w powietrzu wyciągnięty w górę palec wskazujący. – No więc łóżko, moi drodzy, łóżko… stoi w miejscu. Zasypiasz i budzisz się w tym samym mieście. Za to sen w podróży to jedna wielka zagadka. Nigdy nie wiesz, co zobaczysz za oknem po przebudzeniu. A zwłaszcza gdy…

– O boże, Nitka, co ty wygadujesz w ogóle? – przerwał przemowę drugi chłopiec. – Normalnie kopernik podróżowania się znalazł, bleee. Nie da się tego słuchać po prostu. – Ziemek, młodszy brat Nitki, czyli Kuby, od kilkunastu minut leżał na kanapie totalnie znudzony. Obserwował, jak brat starannie czesze swoje długie, opadające na czoło włosy, a potem miota się dookoła telefonu zamontowanego na specjalnym statywie. – Jeszcze powiedz, że pokonałeś gigantyczną biedronkę, która groziła zamachami bombowymi w ambasadzie Turcji – dodał i wybuchnął głośnym śmiechem.

– Ziemek, ty głąbie, przerwałeś mi nagrywanie! – zaperzył się Kuba. – Normalnie nie mogę z tobą. Albo chcesz być jutuberem, albo nie! Jak masz lepszy pomysł, to zapraszam! Nagrywaj i zobaczymy, ilu folołersów nam tu ściągniesz.

Ziemek, wciąż mocno rozbawiony, spojrzał najpierw na brata, potem na ministudio nagraniowe, które ustawione było w kącie pokoju. Zamyślił się na chwilę z cwaniackim uśmiechem. Kuba doskonale wiedział, że zaraz wydarzy się coś, z czego nie będzie zadowolony.

– Okej, mam – rzucił Ziemek po chwili namysłu. – Włączaj telefon i zaraz zobaczysz, jak to powinno wyglądać. No, Nitka, włączaj telefon! Nagrywamy nową wersję. Spodoba ci się. – Wyglądał na bardzo zadowolonego, a starszy brat nie zachował czujności i instynktownie włączył kamerę w komórce. Gdyby spojrzał na niego, zobaczyłby oczy błyszczące jak iskierki i szelmowski uśmiech od ucha do ucha.

– Cześć, to ma być kanał o przygodach – zaczął zupełnie poważnie Ziemek, patrząc w obiektyw. – A wiadomo, że najlepsze przygody zawierają element walki. Więc chciałem powiedzieć wam… – tu zrobił głęboki wdech, po czym wystrzelił słowami jak z karabinu: – …że tak naprawdę Kuba jest dziewczyną, ma różową koszulkę koszykarską Miami Heat i robi kitkę gumką do włosów pożyczoną od naszej ma… – nie zdążył dokończyć.

Kuba rzucił się na niego i zwinnym ruchem powalił na kanapę. Przycisnął ręką głowę brata do poduszki i już miał mu coś wykrzyczeć prosto w twarz, gdy poczuł bolesny cios w ramię. Zanim zdążył się zorientować, oberwał drugi raz. Teraz wiedział, że Ziemek bije go figurką rycerza Jedi. Musiała spaść z półki, gdy kotłowali się na kanapie.

– Teraz to przegiąłeś! – Kopnął silnie kolanem w lewe udo młodszego brata. Ten zawył z bólu, złapał Kubę ramionami w pasie i przycisnął do siebie z całej siły. Zaczęli koziołkować, po czym spadli z łóżka, ściągając przy okazji lampkę z szafki nocnej. Nagle za nimi trzasnęły drzwi do pokoju. Stała w nich roześmiana, szczupła dziewczynka z długim warkoczem i garścią piegów wokół zadartego nosa. Jej oczy błyszczały z ekscytacji.

– Znowu się lejecie?

– Zofija, pomóż! – wydarł się Ziemek.

– Co tym razem? – krzyczała, ciągnąc Kubę za rękaw koszulki. – Dajcie już spokój, mam dla was… – Ale nie dokończyła. Potknęła się o leżący na podłodze przedłużacz i poleciała w dół, chwytając jeszcze w ostatniej chwili poduszkę, by przyłożyć Nitce. Przeturlali się tak cały metr i kotłowanina przeniosła się pod drzwi wychodzące na balkon. Teraz już nie do końca było wiadomo, kto bije się z kim, a w każdym razie o co toczy się ta bójka. Bo teraz to raczej dwaj starsi bracia próbowali się wyzwolić z mocnych chwytów Zośki. W pewnym momencie Ziemek zaplątał się w firankę, Kuba podciął mu nogę, a ten runął na Zośkę. Niestety pociągnął przy tym silnie za zasłonkę. Długa metalowa rura karnisza oderwała się od ściany i huknęła z całej siły w biurko, potrącając przy tym statyw z telefonem i zrzucając go na podłogę.

– Tylko nie to! Tylko nie to! Nowy telefon! – przeraził się Kuba. Szybko wyplątał się z szorstkiej zasłonki, przeskoczył przez splątane młodsze rodzeństwo i sięgnął po czarny smartfon. Jeszcze chwilę temu miał on być ich przepustką do sławy. Ziemek i Zośka zastygli w bezruchu. Wiedzieli, że żarty właśnie się skończyły. Kuba oszczędzał pieniądze na ten telefon przez cały miniony rok. Odkładał z każdej tygodniówki, bo upatrzył sobie smartfon ze świetnym obiektywem do kręcenia filmów.

– Cały…? – zapytał po chwili cicho przestraszony Ziemowit. Starszy brat nic nie odpowiedział. Odwrócony plecami do rodzeństwa oglądał telefon z każdej strony. Naciskał przyciski i włączał aplikacje.

– Jest cały? – dopytała Zośka.

– Chyba tak – odpowiedział cicho Kuba. – Spadł na tę durną firankę, a ona zamortyzowała uderzenie.

– Uff, cieszę się. – Siostra położyła mu rękę na ramieniu. – Sorki, Kuba. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Jest okej?

Kuba kiwnął głową na znak, że wszystko w porządku. Ale wcale nie było. Tak bardzo się starał, żeby nakręcić fajny film, a ten beznadziejny Ziem – mówił tak na niego, gdy miał go naprawdę dość – wszystko popsuł i prawie rozwalił mu telefon. Przecież ten cały You­Tube to w sumie w dużej mierze właśnie dla młodszego brata.

No bo tak naprawdę pomysł na vloga podrzuciła Kubie mama. Liczyła, że najstarszy brat włączy w zabawę resztę rodzeństwa. Zależało jej zwłaszcza na Ziemku. Bardzo się o niego martwiła. Przeprowadzka do Hiszpanii była ostatnim, czego sobie życzył. Nie przemawiały do niego żadne argumenty, a przecież dawno temu umówili się, że wszyscy akceptują pracę taty. Że rozumieją rolę ambasadorów i konieczność przenosin raz na jakiś czas do nowej placówki. Bo tata chłopców był ambasadorem. Świetnym, cenionym w ministerstwie specjalistą. Mówił biegle kilkoma językami, doskonale znał historię i geografię. Potrafił ładnie przemawiać i dogadywał się z przeciwnikami nawet w beznadziejnych sytuacjach. Nic dziwnego, że kierowano go często do stolic, gdzie polski rząd miał nierozwiązane sprawy lub chciał osiągnąć trudne cele. Tak też było w Irlandii. W każdym razie zdarzało im się po kilku latach wracać na parę miesięcy do rodzinnego Wrocławia, a później wyjeżdżali do kolejnego kraju. Ostatnio do Dublina w Irlandii.

Zosia i Kuba czerpali z tego dużo inspiracji. Polscy koledzy zazdrościli im podróży i przygód oraz znajomości angielskiego i lokalnych języków. Kiedy zmieniali miejsce zamieszkania, pozostawali z przyjaciółmi w kontakcie przez wideorozmowy i mesendżery. Poza tym odwiedzali się dość często podczas krótkich świątecznych czy weekendowych wypadów z rodzicami. Przenosząc się w nowe miejsca, poznawali kolejnych przyjaciół i ciekawe zwyczaje następnych miast i krajów. Szkoły – zawsze międzynarodowe – pozwalały spotykać ludzi z całego świata.

Ziemek jednak zafiksował się na Irlandii, choć może to złe słowo. Po prostu pokochał tamtych ludzi z ich historią i zwyczajami. Irlandia była wietrzna, spokojna, bez tłumu turystów. Była dzika. Ziemowit uwielbiał zwłaszcza wycieczki rowerami w głąb wyspy. No i całą tę historię średniowiecznych wojowników, zamki jak z Harry’ego Pottera i te piosenki w pubie, do którego wymykał się czasem z domu popołudniami. Pan Keller wpuszczał go wtedy na zaplecze, by chłopak słuchał biesiadnych okrzyków. A teraz…

W Hiszpanii drażniło go słońce, nie lubił upałów. Poza tym wydawała mu się strasznie nudna. I jeszcze ten Kuba podniecający się co chwilę piłkarzami – jakby świat kończył się i zaczynał na jakimś Realu Madryt. Zresztą sam Madryt okazał się mało zabytkowy i bez klimatu, jak twierdził Ziemowit. Koniec końców, odkąd miesiąc temu przylecieli do Hiszpanii, obraził się śmiertelnie na rodziców i praktycznie przestał się do nich odzywać.

Teraz mama wymyśliła tę wycieczkę do Kordoby. Była dziennikarką, współpracowała z wieloma portalami internetowymi i magazynami drukowanymi. Pisała o kulturze, podróżach, kuchni i architekturze. Przeprowadzała wywiady, robiła zdjęcia i odwiedzała miejsca często niedostępne dla zwykłych turystów. No a teraz zabrała ich do Kordoby – miasta dużo starszego niż Madryt. Pisała właśnie spory artykuł dla „National Geographic”, poświęcony wpływom arabskim w architekturze hiszpańskiej.

– Nagrało się? – przerwał ciszę Ziemek.

– Co?

– No czy się nagrało? – powtórzył pytanie. Jego pokora uleciała, gdy tylko okazało się, że telefon jest w jednym kawałku i działa, jak należy.

– Czy co się nagrało? – Kuba wciąż nie rozumiał pytania.

– No mój pomysł, na YouTube’a, zapomniałeś?

– Twój pomysł?! – Tego było już za wiele. Kuba wybuchnął, gdy tylko dotarł do niego sens pytania. – To był twój pomysł? Na YouTube’a?! – wycedził z zaciśniętymi pięściami. Był wściekły. Włożył naprawdę dużo pracy w plan nagrania i przygotowanie ministudia z plakatami z gry Uncharted w tle oraz światłem ze specjalnej lampy typu ring. W scenariusz i w ogóle pomysł na całą serię filmów. A teraz nagle zrozumiał, że młodszy brat specjalnie sprowokował go do bójki, by wszystko nagrać i opublikować w internecie. Na co dzień nie było łatwo wyprowadzić go z równowagi. Ale Ziem… On jedyny potrafił doprowadzić go do stanu wrzenia. Swoją bezczelnością i złośliwymi docinkami. Zośka dobrze o tym wiedziała i przezornie stanęła pomiędzy braćmi, próbując ich rozdzielić. Ziemek nie widział jednak żadnego problemu. Pot ściekał mu strużkami spomiędzy mocno splątanych włosów. Krótka bitwa kosztowała go sporo siły, ale nie tyle, by zrezygnować ze swojego „błyskotliwego” planu.

– Ej, no i o co ci chodzi? Jeśli to opublikujemy, to sypną się lajki na maksa, zobaczysz! Przecież ta bitwa to jest to, czego szukamy. Ludzie uwielbiają takie nieustawiane sytuacje. Niby kręcisz jedno, a nagle niespodziewanie wydarza się drugie – gadał jak nakręcony. – No co robisz takie wielkie oczy? Zofijka, powiedz mu, że mam rację. Tak się robi internety. Nie gadaniem bez akcji, tylko akcją. Najlepiej bez gadania.

Wywołana do tablicy Zośka nie czuła się w tej sytuacji najlepiej. Widziała, że Kuba jest zły, i rozumiała, że Ziemek przesadził. Ale z drugiej strony taki film, jeśli faktycznie się nagrał, to mógłby być hit i duży rozgłos na start. Postanowiła jednak, że zachowa tę opinię dla siebie. Kuba patrzył raz na jedno, raz na drugie, dysząc głośno. W końcu wypalił:

– Czy w ogóle pomyślałeś o tym, że taki film zobaczą tysiące ludzi? I oni wszyscy…

– Miliony! – wtrącił Ziemowit. – Miliony go zobaczą.

– No właśnie, głuptaku! Miliony. A kim jest twój ojciec?

– Co kim?

– No, kim jest tata, mądralo?

– No tatą. Co się głupio pytasz?

– Jest a m b a s a d o r e m – przeliterował mu z bliska w twarz Kuba. – Ambasadorem polskiego rządu! Przecież media nie dałyby mu spokoju. Pomyślałeś o tym? Już widzę te tytuły: „Dzieci polskiego ambasadora demolują pokój hotelowy w Kordobie”. To musiałoby go naprawdę ucieszyć. Zastanów się.

– Mógł nas nie zabierać z Dublina. Cała moja ekipa, wszyscy… Chrzanić te przenosiny! – wypalił szybko Ziemek, przypominając sobie złość na rodziców i uznając to za wystarczający powód do dzisiejszej awantury i pomysłu na internetową bójkę.

– Chłopaki, dajcie spokój – wtrąciła się Zośka. – Pomysł na YouTube’a jest super. Musimy tylko spróbować jeszcze raz. Myślicie, że Friz czy inni twórcy każdy film nagrywali od razu na gotowo? Na bank próbowali na różne sposoby i na koniec montowali to, co w ogóle się nadawało.

Kuba już miał odpowiedzieć, co myśli o nagrywaniu w tej chwili czegokolwiek z Ziemowitem, ale nagle zdał sobie sprawę z czegoś, co wydało mu się jeszcze gorsze.

– Kurczę, zobaczcie, jak wygląda ten pokój. Przecież mama nas zabije.

Faktycznie, pomieszczenie nie prezentowało się zbyt dobrze. Mama ulokowała ich w małym, eleganckim hotelu na Calle Fernando Colón. Dziś miała poumawiane spotkania z lokalnymi przedstawicielami świata kultury i samorządu. Teraz, przed południem, spotykała się z kimś w kordobańskim ayuntamiento – urzędzie miasta. Dzieci w tym czasie miały zjeść drugie śniadanie, poczytać książki i odrobić lekcje. Po powrocie, za godzinę, mama obiecała ich zabrać do La Mezquita, jednego z „największych i najdziwniejszych kościołów na świecie”. I trzeba przyznać, że udało jej się mocno dzieci zaciekawić. Ziemowit oczywiście – kontynuując swój prawie niemy protest przeciwko przenosinom do Hiszpanii – nie dał nic po sobie poznać, ale jego zainteresowało to najbardziej. Niestety teraz nie zanosiło się, by jakakolwiek wycieczka w ogóle miała się odbyć. W salonie na dywanie leżała zrzucona wcześniej lampka ze zgniecionym częściowo metalowym abażurem. Dwie poduszki miały podarte poszewki. Ale najgorzej było z karniszem przy balkonie. Ziejące w ścianie dziury po wyrwanych kołkach utrzymujących metalowe rury krzyczały o pomstę do nieba. Na dywanie leżał rozsypany tynk.

– Oj! – Ziemek podzielił obawę starszego brata. – Będzie szlaban. Masakra.

– No dokładnie, zrobiłeś nam tu masakrę! I żeby było jasne, o żadnym szlabanie nie ma mowy. Mamy ponad godzinę i jestem ciekaw, cwaniaku, jaki tym razem będziesz miał genialny pomysł na uratowanie sytuacji. Słucham.

– Po pierwsze, to akurat ty mnie podciąłeś i przez to zleciała firanka. Po drugie, sam sobie ratuj sytuację. Mnie to nic nie obchodzi. Mogę mieć szlaban.

Kuba aż się wzdrygnął. Nienawidził takich sytuacji. To wszystko przecież oczywista wina Ziemka. Tylko że jemu nie zależy, więc konsekwencje bójki odczuje on. I może jeszcze Zośka. No właśnie, Zofija. Gdzie ona zniknęła?

– Zośka! Gdzieś ty się podziała? Pan Smutny jednak nie chce chodzić po Kordobie. Dorośli muszą posprzątać bałagan za niego. Dawaj, wykombinujemy coś, trzeba to ogarnąć. A ty jeszcze tego pożałujesz. Zobaczysz – syknął w stronę Ziemowita, zapadniętego w fotelu i patrzącego beznamiętnie na zniszczoną ścianę.

– Ogarniemy, ogarniemy – rzuciła roześmiana Zosia, której najpierw nie było – a przynajmniej Kuba jej nie widział – a teraz nagle pojawiła się z powrotem. Najwyraźniej czegoś szukała na dywanie i właśnie to znalazła, bo wygramoliła się zza kanapy z jakimś zwitkiem papierów w ręku. Wymachując nimi przed nosem Kuby, dodała jakby od niechcenia: – Jeśli znajdziemy ten skarb, to wybudujemy sobie całkiem nowy hotel. – Zmrużyła oczy i z satysfakcją obserwowała reakcję obu braci.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz