Juvenile - Karolina Góra - ebook
NOWOŚĆ

Juvenile ebook

Karolina Góra

4,1

100 osób interesuje się tą książką

Opis

Nie zakocham się w niej, to absolutnie niemożliwe!

On pomagał jej w nauce. Ona nauczyła go, czym jest miłość

Niall Hadley ma trzydzieści lat i świat u stóp - jest współwłaścicielem świetnie prosperującej firmy, bajecznie bogatym i nieziemsko przystojnym. Młody biznesmen nie narzeka na brak powodzenia, ale interesuje go wyłącznie przygodny seks bez zobowiązań. Wciąż leczy rany po związku, którego wspomnienie trochę za często zdarza mu się topić w alkoholu. Nie ma zamiaru się zakochiwać, a już na pewno nie w Caroline Hood. Po pierwsze dlatego, że dziewczyna jest córką jego wspólnika. Po drugie Nialla i Caroline dzieli spora różnica wieku, a osiemnastolatka chodzi jeszcze do szkoły. Los jednak sprawia, że coraz częściej się spotykają - im lepiej zaś Niall poznaje Caroline, tym bardziej dostrzega w niej fascynującą młodą kobietę, a nie rozpuszczoną nastolatkę, za jaką ją wcześniej uważał. W pewnym momencie oboje uświadamiają sobie, że ich relacja zamienia się we flirt.

Czy Niall złamie własne postanowienie i zaryzykuje utratę zaufania swojego wspólnika, mentora i przyjaciela?

Czy Caroline nie przestraszy się związku ze starszym od siebie mężczyzną?

Przekonacie się o tym podczas lektury tego fascynującego debiutu, który na Wattpadzie zgromadził ponad 650 tysięcy czytelników!

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 526

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (21 ocen)
14
2
1
1
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
fakirek13

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna ❤️
10
Lenka884

Nie oderwiesz się od lektury

Nie można się oderwać 🤗
10
Klucha78

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam bardzo serdecznie
00
zaczarowana-ksiazka

Nie oderwiesz się od lektury

cudowna historia która pokochałam od pierwszych stron ❤️
00
Jusa153

Nie polecam

to jakaś masakra , szkoda czasu.
00

Popularność



Podobne


Karolina Góra

Juvenile

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Redaktor prowadzący: Justyna Wydra

Projekt okładki: Justyna Sieprawska

Zdjęcie na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.

HELION S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 GLIWICE

tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres

https://editio.pl/user/opinie/juveni

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-289-1028-7

Copyright © Helion S.A. 2024

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Prolog

Nazywam się Caroline Hood i właśnie wróciłam do Londynu po dziesięciu latach spędzonych w North Berwick, w Szkocji, gdzie dorastałam pod opieką ciotki, ponieważ mój ojciec nie radził sobie z łączeniem obowiązków rodzicielskich i biznesowych, odkąd umarła mama. Teraz jestem tutaj, w Wielkiej Brytanii, gdzie boleśnie odczuwam odmienność tych dwóch światów. Właśnie rozpoczynam swoją największą życiową walkę. W chwili, w której poznałam Nialla Hadleya, wystartowałam w maratonie, a na mecie czeka jego serce. Jednak kolejne kilometry, które pokonywałam, wydawały się coraz trudniejsze. A każdy bieg się kiedyś kończy i dobrze wiem, że do finiszu docierają tylko najtwardsi zawodnicy; ci, którzy nie zważają na napotkane po drodze przeszkody. Nie wiem natomiast, czy wystarczy mi wytrwałości, by tam dotrzeć i tym samym — rozkochać w sobie faceta, któremu zarówno moralność, jak i zdobyte doświadczenia nie pozwalają choćby pomyśleć o mnie inaczej niż jak o przyjaciółce.

Rozdział I

Niall

Kiedy otworzyłem oczy, poczułem obezwładniający ból w skroniach. To pewnie kac będący efektem wczorajszej imprezy z przyjaciółmi ze studiów. Nie wychodzimy zbyt często — staram się unikać skandali, a oni zdecydowanie nie należą do grupy osób, które się napiją i wyjdą niezauważone. Zanim wyłoniłem się spod ciepłej satynowej pościeli, nie szczędziłem wysiłków, żeby przypomnieć sobie ostatnie chwile w klubie i powrót do domu. Erik, nasz przyjaciel, namówił mnie, bym wypił więcej, niż powinienem, aż w końcu kolejny dzień i moja praca po prostu przestały mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie.

Pamiętam wszystko do momentu, gdy byłem jeszcze w stanie stać na nogach. Jednak po północy moja godność osobista oraz pamięć ulotniły się razem z blondynką, którą poznałem przy barze, gdzie zapewne próbowałem ją uwieść, by spędzić w jej towarzystwie resztę tej popieprzonej nocy. Z przebłysków wiem, że skończyłem z drinkiem na twarzy, ale nie potrafię przypomnieć sobie, co głupiego palnąłem.

Gdy udało mi się otrząsnąć od wspomnień, wstałem i powoli zatoczyłem się do kuchni, szurając bosymi stopami po panelach. Pragnąłem napić się porannej kawy, wziąć szybki prysznic i przyłożyć się do układania włosów, bo kiedy spojrzałem na siebie w lustrze w przedpokoju, mogłem spokojnie stwierdzić, że najbardziej szkaradny strach na wróble wygląda lepiej. Na co dzień starałem się przynajmniej w niewielkim stopniu sprawiać wrażenie człowieka na poziomie, dlatego zaraz po tym, jak się odświeżyłem, zupełnie nago powędrowałem w stronę garderoby i długo — stanowczo za długo — zastanawiałem się nad kolorem garnituru, aż w końcu padło na grafitowy, krojem idealnie dopasowany do mojej sylwetki. Ostatni raz obejrzałem się w lustrze, spakowałem wszystkie dokumenty do neseseru i opuściłem apartament w towarzystwie termosu z mocną kawą w środku — dziś już drugą, i nie zamierzam na tym skończyć. W drodze do windy wciąż towarzyszyły mi mroczki przed oczami oraz lekkie oszołomienie. Czułem, że mój żołądek domaga się posiłku, organizm odpoczynku, a najlepiej snu i świętego spokoju. Podróż windą nieco nasiliła moje mdłości, ale zacisnąłem zęby i przetrwałem. Gdy rozsunęły się drzwi, do środka wpadło rześkie powietrze, co przyniosło niewielką ulgę. Wyszedłem z ciasnego pomieszczenia i choć kochałem te przejażdżki, i ta miłość tkwiła we mnie od najmłodszych lat, od dziś będę preferował schody.

W garażu podziemnym dostrzegłem, że mój pracownik już na mnie czeka; w sumie nie przypominam sobie, abym to ja kiedykolwiek musiał czekać na niego. Był wyjątkowo sumienny i pracowity, nie zawodził mnie, choć nieraz bywałem oschły, szczególnie gdy coś przez cały dzień nie szło po mojej myśli.

Wsiadłem do czarnego bmw, a następnie uścisnąłem dłoń mężczyzny siedzącego z przodu. Wyciągnął ją do mnie chwilę wcześniej w ramach powitania.

— Dzień dobry, George — rzuciłem i uświadomiłem sobie, że mój głos brzmiał fatalnie. Zachrypłem, a każdy dźwięk wywoływał ból gardła.

Ruszyliśmy, a ja jak co rano wykonałem ten najważniejszy telefon do swojej sekretarki. W tym czasie uciskałem palcami na krtań, aby zniwelować dyskomfort, który czekał mnie podczas rozmowy.

— Witaj, Amber, dziś proszę o sałatkę grecką i sok pomarańczowy — oznajmiłem uprzejmie kobiecie, która spodziewała się tej rozmowy, gdyż była rutyną.

— Tak jest, proszę pana — przytaknęła radośnie, oczekując, że dam jej dalsze wskazówki co do tego, ile ma czasu na załatwienie mojej prośby.

— Będę za piętnaście minut, jednak nie musisz się spieszyć, zaczekam — powiedziałem i się rozłączyłem, skupiając swoją uwagę na drodze.

— Powiedz, George, jak minął weekend? — zagaiłem, choć nie do końca interesował mnie ten temat.

— Dziękuję, bardzo, bardzo dobrze. Za tę premię, którą dostałem, zabrałem rodzinę na małą wyprawę do zoo — mówił wdzięcznym tonem. — Wystarczyło jeszcze na opłacenie wycieczki szkolnej dla dziewczynek, wie Pan, jadą do muzeum, a takie wypady kształcą, tym bardziej że starsza, Eleonora, jest bardzo zainteresowana historią — ciągnął, a ja szybko pożałowałem pytania, bo nie cierpiałem, gdy ktoś robił mi takie sprawozdania ze swojego życia.

— Solidna praca zawsze będzie wynagrodzona — odparłem i spojrzałem przez okno, ciesząc się, że czarnoskóry mężczyzna, który z tymi tatuażami pokrywającymi większość ciała wyglądał jak gangster, sam wiedział, kiedy skończyć.

Niby codziennie pokonywałem tę trasę, a jednak za każdym razem fascynowała mnie architektura i infrastruktura. Może dlatego, że prawie całe życie spędziłem w małym miasteczku w Irlandii, a podobne wieżowce widywałem tylko na pocztówkach z Nowego Jorku, które dostawałem od cioci, ewentualnie w telewizji podczas oglądania filmów. Wtedy ten świat wydawał się tak bardzo oddalony.

Teraz byłem w Londynie — pomiędzy drapaczami chmur, metrem, bezustannie zatłoczonymi ulicami, niezależnie od pory dnia czy nocy, w epicentrum hałasu, miejskiego zgiełku — i kochałem to. Kochałem życie, jakie mnie tu spotkało i przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Kiedy szofer zatrzymał się przed wejściem do firmy, wysiadłem i oznajmiłem, że dziś wyjdę z pracy o drugiej, a do tej pory ma wolne. Znów zetknąłem się z chłodnym powietrzem, co ponownie nieco wyrwało mnie z otępienia. Zerknąłem na siebie w szklanym odbiciu przed samymi drzwiami firmy i poprawiłem marynarkę. Wkroczyłem do środka, odblokowawszy drzwi plakietką z kodem, która służyła jako klucz. Podszedłem do recepcji po korespondencję — dostałem ją, a w gratisie otrzymałem bardzo życzliwy uśmiech oraz cukierka z okazji urodzin głównej sekretarki, pani Rose. Jest tu naszą babcią i choć już dawno powinna być na emeryturze, w dalszym ciągu woli dbać o ład i grzecznie witać każdego z naszych kontrahentów, zarówno tych przyszłych, jak i obecnych.

— Wszystkiego najlepszego, Rose. — Mrugnąłem do kobiety, której siwe włosy były elegancko upięte. Siedziała na obrotowym krześle w grajdole dokumentów, segregatorów i akcesoriów biurowych. Sam chyba bym się między tym wszystkim nie odnalazł.

— Dziękuję. — Posłała mi kolejny uśmiech. — Panie Hadley, dziś zajmuje się pan firmą zupełnie sam. Pan Hood pojechał na lotnisko po swoją córkę i spędzi z nią cały dzień — oznajmiła i wręczyła mi jeszcze jednego kawowego cukierka, jakby wiedziała, że potrzebuję dziś konkretnej dawki cukru.

— Och, czyli cały gabinet dla mnie. — Uśmiechnąłem się i udałem w stronę windy, wyjmując z kieszeni telefon. Wykonałem połączenie do wspólnika, jednak nie odebrał. Szkoda, ponieważ za nic w świecie nie wiedziałem, gdzie położył dokumenty dotyczące jutrzejszego przetargu, a przecież musiałem się do niego odpowiednio przygotować.

Wjechałem na dziesiąte piętro w mniej niż pół minuty i choć kolejny raz czułem, że unosi się nie tylko winda, ale i mój żołądek, przebrnąłem przez to, ponieważ wiedziałem, że schodami dotarłbym tam o wiele później — zasapany i z bolącymi nogami.

Prawie codziennie mijałem się z naszą sprzątaczką przy drzwiach do pomieszczenia, w którym zazwyczaj urzęduję. Dziś wyjątkowo natknąłem się na nią, gdy sprzątała syf spod mojego biurka.

— Dzień dobry. — Posłałem jej uśmiech, a ona spojrzała na mnie rozbawiona, kręcąc głową z niedowierzania. Zdmuchnęła sobie kosmyk włosów z twarzy i oparła się na szczotce. Pewnie szukała odpowiednich słów, aby opisać moje bałaganiarstwo.

— Mógłby pan kupić sobie niszczarkę do papieru. Przynajmniej oszczędzę czasu i trochę tego mojego starego kręgosłupa. — Zmierzyła mnie wzrokiem, po czym zaczęła zbierać swoje akcesoria.

— Przecież mamy niszczarkę, tylko jest w naprawie — rzuciłem i odłożyłem teczkę na stolik, po czym podniosłem ostatni zbędny papier z podłogi i jej wręczyłem. Wzięła go i bezszelestnie wyszła, podczas gdy sam zacząłem ospale szukać wszystkich potrzebnych mi sprawozdań.

Najważniejszym zadaniem było utrwalenie kosztorysu w głowie, by móc profesjonalnie podejść do potencjalnego klienta. Poszukiwania rozpocząłem od mojego biurka z nadzieją, że Jack przed wyjściem podstawił mi wszystko pod nos, jednak nic z tych rzeczy. Niestety, im więcej teczek przejrzałem, tym większy gniew we mnie narastał; niecierpliwiłem się i coraz bardziej nerwowo — w asyście wyrzutów kierowanych pod adresem wspólnika — przegrzebywałem stos kartek. Doszło do tego, że poczułem nieprzyjemne uderzenie gorąca, więc rozpiąłem jeden guzik koszuli i wstałem. W dalszym ciągu wertowałem coraz to starsze i niedotyczące sprawy świstki. Gdy zadzwonił telefon, który leżał porzucony na moim biurku, zerknąłem na ekran i ucieszyłem się na widok zdjęcia mojego lekko posiwiałego, aczkolwiek duchem wciąż młodego, wspólnika.

— Jack — odetchnąłem z ulgą — gdzie są te wszystkie dokumenty, bo już się pogubiłem — warknąłem poirytowany i usiadłem z impetem na fotelu, oczekując wskazówki.

— W szafie na samej górze, to będzie żółty segregator z jutrzejszą datą — oznajmił, co sprawiło mi dużą ulgę i pozwoliło spostrzec, że mojego rozmówcę coś stresuje.

— Wszystko gra? — dopytałem, podchodząc do szafki, by sięgnąć na najwyższą półkę.

— Moja córka, Caroline, wraca dziś na stałe do Londynu — odpowiedział mi, podczas gdy ja już byłem w trakcie przygotowywania sobie miejsca na ławie kawowej, gdzie zamierzam przeszlifować wszystko raz jeszcze. — Denerwuję się, bo mam obawy, że nie będzie czuła się przy mnie szczęśliwa — skwitował i chyba oczekiwał słów otuchy, jednak podzielałem jego zdanie. Mogłem dać sobie rękę uciąć, że przyzwyczaiła się do braku kontroli rodzicielskiej, że jej ego sięgało sufitu, a w dodatku zapewne była uzależniona od imprez i zakupów, na które troskliwy tatuś przelewał kwoty, jakie sobie tylko zażyczyła, a to wszystko miało się nagle skończyć.

— Musicie w końcu razem pomieszkać. Wiesz, że ciotka nie zapewni jej tego, co rodzic. Jest już na tyle dorosła, że nie wymaga aż tak intensywnej opieki i to najwyższa pora, byście w końcu odbudowali relację, którą mieliście, zanim zmarła jej mama — wyraziłem swoje zdanie, łudząc się, że małolata nie ucieknie po tygodniu detoksu od tamtejszych znajomych i luźnego trybu życia, jaki prowadziła przy naiwnej starszej kobiecie, która pewnie nawet w połowie nie zastąpiła jej matki. Choć moim zdaniem i tak była lepszą opcją niż ciągle zmieniające się nianie, które Jack musiałby zatrudniać, bo pracował i nie miał zupełnie czasu na zajmowanie się dzieckiem.

— Na pewno wszystko będzie dobrze — skwitował. — Pamiętaj, że dziś musisz się wyspać. Zero imprez, zero alkoholu. Słysząc twój głos, domyślam się, że wczoraj cię poniosło — umoralniał mnie, więc postanowiłem natychmiast zakończyć zbędną dyskusję, ponieważ najlepiej wiedziałem, jak powinienem postępować.

— Dobra, to ja się biorę za pracę, miłego dnia. — Zerwałem się, ignorując zupełnie ostatnie zdanie, które wypowiedział, i przypadkiem strąciłem ręką cały pojemnik z długopisami, ołówkami i innymi przyborami.

— Kurwa — syknąłem i skrzywiłem się na widok efektu mojej nieuwagi.

— Co znów rozbiłeś? — zaśmiał się, przedłużając gadkę, bo zapewne dodawała mu otuchy.

— Musimy dać podwyżkę sprzątaczce, Jack — prychnąłem i zajrzałem pod stolik, gdzie leżały rozsypane strużyny z ołówka, które z lenistwa przesypałem kiedyś do tego właśnie pierdolnika.

— Może zechcesz zjeść z nami kolację dziś wieczorem? — Nie skomentował mojej uwagi, a po chwili zaczął nowy temat, który ni w ząb nie był mi na rękę. — W końcu gdy ja odejdę, to ona będzie z tobą współpracowała.

— Na dziś mam plany — wykręciłem się, robiąc szybki porządek. — Chętnie się z wami spotkam, jednak innym razem — dodałem, obrawszy uprzejmy i przepraszający ton.

— W takim razie do zobaczenia jutro — pożegnał się. — Mam nadzieję, że te plany…

— Spokojnie, nie zawiodę cię — przerwałem mu w trakcie kolejnej próby przypomnienia mi, jak mam żyć. W odpowiedzi, nie rzuciwszy mi nawet głupiego: „Muszę kończyć”, po prostu się rozłączył.

Z jednej strony doceniam, że zaakceptował mnie i zaprzyjaźnił się ze mną od razu, gdy przejąłem udziały po wujku, z drugiej zaś — dość często łapię go na braku zaufania. Nie rozumie, że szanuję naszą współpracę i zdążyłem już wdrożyć się we wszystkie obowiązki dotyczące firmy. Znam się na rzeczy i nie potrzebuję niańczenia.

Ledwo zdążyłem rozsiąść się na wygodnej skórzanej kanapie, a do gabinetu weszła Amber niosąca reklamówkę, na której widniało logo jednej z pobliskich restauracji. Uśmiechnąłem się, podziękowałem i zrobiwszy sobie miejsce na stoliku, odebrałem od niej posiłek, o którym zdążyłem już zapomnieć.

— W środku jest też drugie śniadanie. Pomyślałam, że się pan ucieszy. — Nasze spojrzenia przez moment się spotkały, a potem dostrzegłem, że kobieta lekko się zarumieniła. — W razie, gdybym była jeszcze potrzebna, proszę zadzwonić — dodała, zagarniając blond loczki za ucho, i się odwróciła, a ja wyczułem w tym zachowaniu lekkie onieśmielenie.

— Dziękuję — rzuciłem i odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi, podziwiając smukłą, zgrabną sylwetkę. Następnie zabrałem się za jedzenie, jednocześnie przygotowując się na jutrzejsze spotkanie.

Tak właśnie minęła mi pierwsza połowa dnia, a resztę spędziłem na odpoczynku przy muzyce relaksacyjnej, przy której próbowałem trafić piłeczką do pustego kubka po kawie.

Punktualnie o drugiej zacząłem pakować rzeczy z powrotem do neseseru i rozejrzałem się dookoła siebie, czy na pewno wszystko zabrałem. Jak co dzień zostawiłem po sobie okrutny bałagan i wychodziłem, upajając się myślą, że nadszedł czas na samotność, luźny strój, herbatę i telewizję.

Pożegnałem się z każdą napotkaną osobą i opuściłem mury firmy, by po chwili wsiąść do auta, w którym czekał George.

— Do domu? — zapytał, patrząc na mnie w lusterku wstecznym.

— Jak najkrótszą drogą — poprosiłem błagalnym tonem i usadowiłem się wygodnie, upewniając się ostatni raz, że mam przy sobie wszystkie rzeczy osobiste.

— Mam najnowszą FIF-ę na PlayStation, może pojedziemy do mnie i zagramy? — zaproponował, co mnie zaskoczyło. Z pewnością wyrażała to moja mina, a w szczególności uniesione brwi.

— Zapraszasz mnie na męskie popołudnie przy piwie i piłce nożnej? — Uśmiechnąłem się, bo ta sytuacja i fakt, że w ogóle odważył się zaproponować coś podobnego, naprawdę były dla mnie dość niespotykane. To pierwszy po Jacku człowiek z tej firmy, który wyraził ochotę na spędzenie ze mną czasu poza pracą.

Pozostali raczej mają mnie za człowieka z wyższych sfer — i może tak jest lepiej, bardziej profesjonalnie.

— Sprawiłem sobie prezent na gwiazdkę, ale moja żona nie umie się nawet posługiwać joystickiem i nie mam z kim przetestować tego cacka — oznajmił radośnie, co sprawiało mi jeszcze większe opory, by odmówić.

— Wiesz, raczej nie przepadam za grami — wypaliłem stanowczo i ostatecznie mężczyzna ze zmieszaną miną skończył temat.

Do domu dotarłem po piętnastu minutach, odebrałem pocztę, puściłem oczko sympatycznej sąsiadce i otworzyłem mieszkanie, w którym do tej pory unosi się fetor alkoholu. Brudne ubrania z poprzedniego dnia spoczywały rozrzucone po przedpokoju, moje adidasy wyglądały jak wyjęte psu z gardła i naprawdę nie rozumiałem, jakim cudem zerwałem wczoraj zasłonę i czego tak właściwie szukałem w salonie.

Ta pustka, z którą mierzyłem się codziennie po powrocie tutaj, zawsze na początku nieco mnie przytłaczała, ale gdy włączyłem telewizor, przebrałem się w dresy, zrobiłem sobie herbatę i oczekiwałem przybycia dostawcy jedzenia, wszystkie negatywne emocje się ulotniły. Wkrótce zacząłem oglądać turniej golfa, a to było już wisienką na torcie mojego idealnego popołudnia — bez rozdzwaniających się telefonów, cyferek i marudzącego Jacka.

Ostatecznie wstałem po dwóch godzinach spędzonych na kanapie, bo widok zerwanej zasłony przeszkadzał mi w funkcjonowaniu. Uznałem, że to nie może czekać aż do przybycia sprzątaczki, i postanowiłem zawiesić ją osobiście. Gdy misja się powiodła, wyjrzałem przez okno. Panowała już zupełna ciemność, choć przecież wybiła dopiero piąta. Na ulicy nie było nikogo prócz mężczyzny, który spacerował ze swoim psem, i pary urządzającej sobie przejażdżkę miejskimi hulajnogami. W zasadzie delikatnie zaczęła doskwierać mi nuda, dlatego podjąłem spontaniczną decyzję o wybraniu się na jedno małe piwko do klubu w okolicy. Przebrałem się jedynie w czarne, idealnie przylegające do moich nóg jeansy i szarą bluzę z dużym i ciemnym logo Nike. Wyszedłem, pamiętając też o kurtce i kluczach.

Kiedy ruszyłem chodnikiem, przez moment zacząłem się zastanawiać, czy Jack radzi sobie w roli taty i czy Caroline przypadkiem nie jest już w drodze powrotnej do Szkocji. Wszelkie smaczki na ten temat poznam rano, bo zapewne nie obejdzie się bez emocjonalnego sprawozdania.

Dotarłem do klubu, gdzie najpierw musiałem poddać się kontroli ochroniarza, gdyż to miejsce było całkiem nieźle strzeżone. Wreszcie przeszedłem do sali głównej, w której w poniedziałki nie było zbyt tłoczno, więc udałem się prosto do baru, a tam poprosiłem o piwo. Barman podał mi moje zamówienie. Upiłem łyk i skierowałem swój wzrok na scenę, gdzie jedna z tancerek popisywała się swoimi zdolnościami tańca na rurze. Długo zastanawiałem się, czy mam ochotę na to samo w prywatnym pokoju dla klientów, którzy płacą za występ na wyłączność, i ostatecznie zdecydowałem się zasilić klub sumą dwustu funtów za godzinę sam na sam z tą dziewczyną.

Znałem ten pokój, z rzucającymi jedyne światło, przyciemnionymi, różowymi ledami przy suficie, jak własną kieszeń — wiedziałem, co mi wolno, a czego nie — dlatego usiadłem sobie na kanapie, a na stoliku postawiłem kufel, w którym zostało już niewiele alkoholu, i czekałem na dziewczynę. Naszła mnie myśl, że nie powinno mnie tu przecież być… Poczułem zażenowanie, gdyż znalazłem sobie rozrywkę w klubie ze striptizem, dlatego że przytłaczała mnie cisza w czterech ścianach. A przecież mogło być inaczej.

Choć zostałem zaproszony w dwa miejsca, nie czułem potrzeby towarzystwa. Jednak w domu nagle wszystko się zmieniło; zacząłem się nudzić, myśleć o pieprzonej przeszłości, dobijać się sugestiami, że może jednak to ja… I robiłem to nawet tutaj. Wtem od obwiniania się z powodu mojej największej życiowej klęski oderwała mnie brunetka ubrana w mieniącą się srebrem, kusą sukienkę, która ledwo zasłaniała jej pośladki. Dziewczyna była bardzo bezpośrednia; jej dzikie spojrzenie przeszywało mnie od samego początku, więc z zaintrygowaniem śledziłem dalsze ruchy. Nie odezwała się ani słowem, ale starała się, bym nie pożałował żadnego funta, którego wydałem, by mogła tańczyć tylko dla mnie. Kręciła pośladkami tak, jakby błagała o dotyk, i nie ukrywam, że ręce zaczęły mnie świerzbić. Jej ruchy były zmysłowe, ciało piękne i wysportowane, piersi idealne, choć mogłem ocenić tylko dekolt. Gdy sukienka spadła na podłogę, oniemiałem na widok doskonałego, umięśnionego brzucha, na którego środku, w pępku, widniał kolczyk. Nakręcało mnie to coraz bardziej, zacząłem się poprawiać na kanapie i nie odrywając od tancerki wzroku, upiłem łyk piwa. Zacząłem obmyślać plan, jak zaprosić ją na spotkanie poza klubem, kiedy nagle z oniemienia wyrwał mnie dzwoniący w kieszeni telefon. Wyjąłem go, by się rozłączyć, jednak poczułem lekkie zaniepokojenie, gdy na ekranie wyświetlił mi się numer wspólnika. Uznałem, że na pewno potrzebuje ratunku — zapewne sprawy z jego córką nie potoczyły się tak, jak chciał — dlatego, i tak wybity z całej tej erotycznej gierki, oznajmiłem striptizerce, że zmuszony jestem przerwać występ i wyjść na zewnątrz, by oddzwonić. Dopiłem resztę pieniącego się alkoholu, zabrałem swoją bluzę z fotela i wyszedłem na dwór, gdzie było ciszej i chłodniej, a to do końca ukoiło moje pobudzenie. Kiedy wybrałem numer Jacka, usłyszałem pocztę głosową, co jeszcze bardziej dało mi do myślenia. W zasadzie byłem już skłonny wzywać taksówkę, jednak w tej samej chwili Jack oddzwonił.

— Mam nadzieję, że cię nie obudziłem — zaczął, zanim zdążyłem powiedzieć: „Halo”.

— Nie, no skądże, jestem na spacerze — oznajmiłem. — Coś się stało?

— Nie, po prostu się upewniam, że nie jesteś pijany — zakpił, a mnie ogarnęła potworna złość. Byłem zmuszony przerwać chwilę, która sprawiała mi przyjemność, bo myślałem, że coś u niego nie tak. Tymczasem dowiedziałem się, że tylko mnie sprawdza.

— Jack — warknąłem — nie jestem dzieckiem. Wiem, że jutro mamy spotkanie. Czy ty serio dzwonisz z powodu braku zaufania? Jesteśmy wspólnikami od trzech lat! Czy kiedykolwiek zawiodłem cię w ważnych dla firmy sprawach? — burzyłem się jeszcze bardziej i zacząłem sprężystym krokiem iść w stronę mojego osiedla.

— Dzwonię, bo się martwię — zaczął tłumaczyć nieco niższym tonem niż mój. — Jesteś dla mnie jak syn, dobrze o tym wiesz…

— Córką byś się lepiej zajął — przerwałem mu, gdy już miał chęć mnie umoralniać.

— Widzę, że masz problem, od kiedy Holly odesz…

— Do zobaczenia w pracy. — Uciekając od rozwoju tej dyskusji, rozłączyłem się z nadzieją, że migiem wyleci mi z głowy osoba, o której wspomniał wspólnik.

Następnego dnia do firmy dotarłem godzinę przed czasem. Obudziłem się o piątej i nie byłem w stanie zmrużyć oka. Dlatego postanowiłem wstać i nie rozmyślać dłużej o tym, co śniło mi się tej nocy, wystarczająco często nękają mnie wspomnienia. Tak bardzo chciałbym, aby złe doświadczenia pozostały już za mną, ale Holly nie odpuszcza nawet we śnie. Dopiero prysznic i gorąca latte polepszyły moje samopoczucie, a po wszystkim włożyłem czarne spodnie od garnituru i błękitną koszulę, pamiętając, że muszę się jakoś prezentować na dzisiejszym spotkaniu.

Kiedy byłem już w biurze, wypakowałem z neseseru laptop, który zaraz uruchomiłem, by przejrzeć akcje giełdowe. Zauważyłem, że nasza firma ciągle rośnie w siłę, i uznałem to za powód do ogromnej radości zarówno dla mnie, jak i Jacka. Uśmiechnąłem się, a w środku poczułem satysfakcję, gdyż to, co się dzieje, to owoc ciężkiej pracy, starań i opłacającego się wysiłku. Z tej euforii zaczęło mnie nosić, dlatego wstałem od biurka, podszedłem do ściany, która była przeszklona — miałem z tego miejsca idealny widok na Londyn — i z dumą się przeciągnąłem. Nawet deszczowa aura, poszarzałe niebo, plucha i złe sny dziś nie sprawią, że mój nastrój ulegnie zmianie. Dla pewności wróciłem na stanowisko i jeszcze raz przewertowałem wszystkie interesujące mnie informacje.

Punktualnie o ósmej do gabinetu wszedł mój wspólnik, podał mi dłoń na przywitanie i zasiadł przy swoim biurku, by tam rozłożyć swoje klamoty.

— Widziałeś statystyki? Przez tydzień podskoczyliśmy o trzy punkty procentowe — oznajmił, a ja skinąłem głową, nie odlepiając wzroku od komputera.

— Sprawdziłem firmę, z którą mamy dziś spotkanie. — Odsunąłem się od biurka i przetarłem oczy. Postanowiłem chwilę pogawędzić i odpocząć od monitora. — Prezesem jest niejaka Elizabeth Clarke, niedawno przejęła firmę po zmarłym ojcu i…

— Tak, wiem. Mamy ją już w kieszeni, nawet nie negocjowała warunków umowy — poinformował, przerywając mój wywód. — Wczoraj rozmawiała ze mną przez telefon, przyjeżdża tylko podpisać dokumenty.

— No tak, wraz z opiniami w internecie rośnie również nasza wiarygodność. Poza tym byli klienci chwalą nas na rynku, więc myślę, że to również odpowiednia pora, by podnieść stawkę — podjąłem temat, który już dawno powinien być ruszony. Usiadłem na kanapie i zająłem się jakimś szmatławcem, który Jack zaraz po wejściu rzucił na stolik.

— O tym porozmawiamy kiedyś po pracy — skwitował. — Teraz zajmijmy się zleceniami, trzeba sprawdzić świeże przetargi i przekazać w dziale kadr, że otwieramy nowe stanowiska pracy — dodał i zauważyłem, że wypakował z neseseru jakieś zdjęcie w drewnianej ramce, a następnie postawił je w rogu biurka.

— Zakładam, że to fotografia córki? — Uniosłem prawą brew, a on z uśmiechem skinął głową.

— Wczoraj chwaliła mi się zdjęciami z jakiejś sesji, którą robiła jej przyjaciółka, więc jej jedno podebrałem. — Wpatrywał się w nią jak ja w dzisiejsze statystyki i naprawdę nie trudno było zauważyć, że ten wysoki, nieco wysportowany, lekko posiwiały facet bardzo kocha swoją córkę, a jej powrót sprawia mu radość.

Po tej krótkiej wymianie zdań każdy z nas zajął się swoją robotą, co ciągnęło się do pierwszej po południu. Od papierków zdołała oderwać nas dopiero nasza sekretarka, która weszła, by oznajmić, że Jack ma gościa. Naturalnie zdążyłem wychwycić, że Amber rzuciła na mnie szybkie spojrzenie, a gdy napotkałem jej oczy, poprawiła włosy i wyszła. Z korytarza dobiegło tylko stłumione: „Proszę wejść”.

Ponieważ to nie moja sprawa, powróciłem do pracy i usłyszałem jedynie ciche: „Cześć, tato”. Głos brzmiał sympatycznie, więc odruchowo uniosłem wzrok, a przez to moje okulary, które czasem noszę do pracy przy komputerze, zsunęły się niżej. Poprawiłem je i rzuciłem życzliwy uśmiech do lekko zawstydzonej nastolatki. Stała na środku naszego biura i chyba nie wiedziała, co z sobą począć. Mową ciała zdradziła, że moja obecność ją stresuje. Raczej nie należała do śmiałych dziewczyn i nie do końca miała pomysł na to, jak się zachować przy obcym facecie, w dodatku wspólniku jej ojca.

— Dlaczego nie jesteś w szkole? — zapytał przejęty Jack, więc tym razem rzuciłem na niego okiem. Podszedł do brunetki i zaprosił ją gestem, aby usiadła na kanapie, po czym z zaciekawieniem oczekiwał odpowiedzi.

— Skończyłam dziś wcześniej — powiedziała i brzmiało to, jakby nie była zachwycona z pierwszego dnia w nowej placówce.

Później przestałem skupiać się na szczegółach dotyczących jej nauki, a zacząłem na myśli, że chyba źle ją oceniłem. Wyobraźnia podsuwała mi obraz wulgarnej nastolatki z mocnym makijażem, która będzie wyszczekana, wredna i nieposkromiona. Tymczasem ona wydawała się schludna i naturalna, a jej bluza w kolorze pudrowego różu jeszcze dodawała jej słodyczy.

Z mojego punktu obserwacyjnego nie widziałem dokładnie jej twarzy, bo nieco zakrywały ją brązowe włosy. Jednak gdy stanęła bliżej, dostrzegłem ciemne oczy i pełne usta, których na pewno zazdrościła jej każda koleżanka.

— Dlaczego jesteś smutna? — zauważył Jack z troską w głosie i usiadł obok córki, a ja złapałem się na tym, że gapię się na nią jak jakiś natręt, dlatego postanowiłem zrobić kolejne podejście do pracy.

W myślach zastanawiałem się nad tym, czy mam przedstawić się sam, czy zrobi to za mnie Jack — bo raczej wypadałoby, aby znała moje imię. W końcu kiedyś to ja będę tym starszym i mądrzejszym prezesem, a ona moją wspólniczką.

— Już pierwszego dnia nauczycielka kazała mi pisać kartkówkę z matematyki i nie poszło najlepiej — pożaliła się i wzruszyła ramionami, co widziałem kątem oka, gdyż naprawdę byłem w tej chwili bardzo ciekawski. — To już kolejna niedostateczna w tym półroczu — oznajmiła. — Jutro mam poprawę, dlatego przyszłam tutaj, żebyś pomógł mi się pouczyć. — Jej stłumiony głos wskazywał, że czuła się głupio i pewnie ciągle nieswojo, co rozumiałem; niełatwo jest prosić kogoś o pomoc, szczególnie w obecności obcego faceta.

— Kochanie, nie mogę. Za piętnaście minut mamy z moim wspólnikiem spotkanie. Chodzi o kontrakt, dlatego muszę się na nie stawić — wyjaśnił przepraszającym tonem i zerknął na kartkę, którą trzymała w dłoniach; jak mniemałem, był to sprawdzian. Po chwili wzrok Jacka zwrócił się ku mnie, a wyraz jego twarzy wskazywał, że o czymś sobie przypomniał. Przy okazji zostałem przyłapany na przysłuchiwaniu się ich rozmowie.

— A właśnie, Caroline. — Jej ojciec wstał i wyszedł na środek gabinetu. Wiedząc, co się święci, również się ruszyłem. — To Niall, mój wspólnik i przyjaciel — dodał, po czym pozwolił nam na uściśnięcie sobie dłoni.

— Dzień dobry. — Uśmiechnąłem się i podszedłem do nadal siedzącej, niemalże skulonej brunetki. — Niall Hadley, miło mi. — Skinąłem głową w geście powitania.

— Caroline Hood. — Szybko zdałem sobie sprawę, że bardzo się wstydzi, o czym świadczyły jej lekko zarumienione policzki.

— Z czym dokładnie masz problem w matmie? — Usiadłem na stoliku do kawy dokładnie przed nią i zagaiłem rozmowę, by uzyskać nieco więcej informacji. Może uda mi się jej pomóc.

— Trygonometria. — Wydęła usta i skierowała wzrok na książkę; wyraźnie nie potrafiła spojrzeć mi w oczy.

— Jack, myślę, że skoro kontrakt mamy w kieszeni, możesz iść i to dopiąć, a ja zostanę z Caroline i poduczę ją na tę poprawę — zaproponowałem, bo chyba jednak wolałem to od siedzenia w konferencyjnej, skoro nawet nie musiałem nikogo przekonywać.

— Będę za dosłownie dwie godziny, ale jeśli się spóźnię, mógłbyś odwieźć ją do domu? — Zaakceptował pomysł i uprzejmie zapytał o przysługę.

— Oczywiście — uspokoiłem go, a wówczas Jack zabrał swoją teczkę z biurka i skierował się do wyjścia, ucałowawszy swoją córkę w czoło. — Zostawiam cię z najlepszym matematykiem w tym mieście — rzucił i zniknął za drzwiami.

Przez ułamek sekundy panowała cisza, a mnie lekko bawiło onieśmielenie Caroline. Byłem w stanie wyobrazić sobie, że to dla niej bardzo niekomfortowa sytuacja — w końcu nawet mnie nie znała — jednak zrobiło mi się jej trochę szkoda, bo złe oceny już na samym początku nie zachęcały do zaaklimatyzowania się w nowym miejscu.

— Weź sobie krzesło i usiądź przy moim biurku — poprosiłem, sam zająłem swoje miejsce i zgarnąłem na bok papiery. — Pokażesz mi tę książkę, którą tak kurczowo trzymasz w dłoni? — zapytałem dowcipnym tonem, unosząc prawą brew. Chciałem wywołać uśmiech na tej ślicznej twarzy.

— Tak. — Pokiwała głową i podała mi podręcznik. Gdy szukałem działu z trygonometrią, czułem na sobie jej spojrzenie, a nasze oczy w pewnym momencie zupełnie naturalnie się spotkały.

— Nie wstydź się mnie. — Mrugnąłem do niej, starając się przy tym sprawić wrażenie nieco milszego niż zazwyczaj. — Tylko tak strasznie wyglądam. — W dalszym ciągu próbowałem ją rozluźnić, jednak prócz lekko uniesionego kącika ust nie obdarowała mnie niczym więcej.

— Ja w ogóle nic nie umiem z tego działu i trochę mi głupio, że pan mnie będzie uczył — powiedziała coś w końcu pełnym zdaniem.

— W twoim wieku też nie byłem geniuszem — pocieszyłem ją. — Wiesz, deskorolka, pierwsze papierosy, dziewczyny… Dopiero na studiach wziąłem się do pracy — opisałem jej ten bardzo skrócony wątek z mojego życia, jednak Caroline nic nie odpowiedziała, tylko przysunęła się bliżej, gdy położyłem książkę na środku biurka. — Zobacz, tutaj znajdziesz uproszczoną informację o tym, czym jest trygonometria, a obok podstawa podstaw, czyli wzory, które musisz znać na pamięć — zacząłem od zera, skupiając całą uwagę na jej twarzy. Przy okazji zastanawiałem się, czy rozumie cokolwiek z tego, co do niej mówię.

— Mam dobrą pamięć, ale wzory mieszają mi się od zawsze — oznajmiła i zasłoniła włosami policzki, pewnie nie zdając sobie sprawy z tego, że ten róż dodaje jej uroku.

— Jest ich dużo, ale wolałbym jednak, żebyś na naszym kolejnym spotkaniu znała je wszystkie, co? — Oparłem brodę na dłoni i marszcząc brwi, oczekiwałem przytaknięcia.

— Nauczę się. — Skinęła głową i uciekła wzrokiem do pustej kartki leżącej przede mną.

— Mam nadzieję — zaśmiałem się i wręczyłem jej długopis. — Myślę, że jesteś tak samo mądra, jak ładna, tylko pierwsze trzeba jeszcze z ciebie wydobyć — palnąłem i to, że zabrzmiałem ohydnie, zrozumiałem dopiero, kiedy jeszcze bardziej opuściła głowę. Do końca onieśmielona zaczęła robić cokolwiek, by w końcu wziąć się do pracy. W tym przypadku uznała, że dobrym pomysłem będzie przepisanie wzorów z książki.

Przez resztę czasu czułem się, jakbym rozmawiał sam ze sobą — ona tylko kiwała głową lub próbowała bezgłośnie rozwiązywać to, co jej zadałem. Na szczęście, gdy już miałem uciekać pod pretekstem pożaru w mieszkaniu czy inną plagą, do gabinetu wszedł Jack.

— Kontrakt podpisany, więc możemy iść do domu. — Klasnął zadowolony w dłonie i podszedł do mojego biurka, by zajrzeć w notatki Caroline.

— Mam nadzieję, że czegoś cię nauczyłem. — Wstałem z fotela i zacząłem pakować swoje rzeczy, udając, że nie byłem zmęczony, pozbawiony energii i chęci do życia.

— Dziękuję panu — powiedziała wdzięcznym i nieco pewniejszym głosem. — Myślę, że jeśli w domu jeszcze zerknę do notatek i wszystko sobie utrwalę, to jutro dam radę. — Skinęła głową.

— Jakoś na pewno. — Puściłem jej oczko oraz pożegnałem się z Jackiem poprzez głośne przybicie piątki w ramach naszego dzisiejszego triumfu. — I pamiętaj, wzory. — Ostatni raz na nią zerknąłem i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że już podświadomie marszczę brwi. Zauważyłem, że to coś w niej wzbudza; widziałem w jej oczach, że odbiera to pozytywnie.

— Do widzenia — powiedziała i nareszcie doczekałem jej szczerego, szerokiego uśmiechu, który na moment podniósł mnie na duchu.

Rozdział II

Caroline

Wróciliśmy do domu i ucieszyłam się, że ten trudny dzień na szczęście był już za mną. Gdy pojawiasz się w szkole jako nowa osoba, wszyscy mierzą cię wzrokiem, szeptają coś, patrząc na ciebie perfidnie, a ty musisz udawać, że nic się nie dzieje, bo jeśli tylko wyczują słabość, to cię zjedzą. To nie było przyjemne.

— Kochanie, a gdy wyszedłem, naprawdę tylko się uczyliście? — zapytał ojciec z tym swoim troskliwym wyrazem twarzy.

— Tak, tato. Nawet dobrze mi to wszystko wytłumaczył — uspokoiłam go i zrzuciłam buty, a następnie weszłam do wielkiego salonu, by rozłożyć się na skórzanej kanapie.

— Bo wiesz… Niall jest w ostatnim czasie rozdarty i samotny, a ty piękna i młoda — ciągnął temat. — Trochę się bałem, że wpadłaś mu w oko.

— Nawet nie patrzył na mnie w ten sposób — oznajmiłam zgodnie z prawdą. — A tak poza tym, każde dziecko dla swojego rodzica jest piękne, a rzeczywistość bywa trochę inna — skwitowałam i włączyłam telewizor, w którym akurat leciały rozgrywki golfa, więc natychmiast zmieniłam kanał.

— Jesteś bardzo podobna do swojej mamy, a ona miała wielkie powodzenie u mężczyzn, stąd wiem, że się nie mylę. — Usiadł obok mnie. — I nie wyłączaj golfa — dodał szeptem, odbierając mi pilota.

Super, fanatyk sportu dla emerytów mi się trafił…

— Mama była pewna siebie i stanowcza i to był jej klucz do uwodzenia, a ja niestety charakter odziedziczyłam po tobie, więc raczej ani twój wspólnik mnie, ani ja jego uwodzić nie będę — zakpiłam.

— Twierdzisz, że jestem niepewny siebie? — Przymrużył oczy i rzucił we mnie poduszką, która spoczywała w rogu kanapy.

— Nabrałeś pewności, ponieważ mama cię jej nauczyła — śmiałam się z niego. — A mnie nie ma kto tego nauczyć. — Wzruszyłam ramionami i zerwałam się z miejsca, gdyż nawet nie zamierzam udawać, że interesuje mnie turlanie piłki po trawniku. Kiedy skierowałam się do swojego pokoju, zabrałam ze sobą plecak. Odłożyłam go na łóżko, by móc jeszcze dziś zajrzeć do zeszytu, ponieważ planowałam nie zawieść ani ojca, ani tego Nialla.

Po chwili spędzonej na gapieniu się w telefon, złapałam się na tym, że trochę za bardzo rozpamiętuję moje dzisiejsze wtargnięcie do firmy ojca, dlatego i na łóżku nie zagrzałam miejsca na długo. Uznałam, że zajmę się rozpakowywaniem swoich rzeczy do końca, i to też uczyniłam, choć upchnięcie wszystkiego do szafy zakrawało na cud. Co jakiś czas podczas składania ubrań i tak w pamięci miałam ten ładny uśmiech i to podnoszenie brwi, gdy coś nie do końca rozumiałam.

Gdy już miałam iść pod prysznic, a potem zmobilizować się, by po nim w końcu usiąść do lekcji, rozdzwonił się mój telefon. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ na ekranie zobaczyłam imię mojej przyjaciółki, Julii.

Odebrałam i na początku rozmawiałyśmy o moim pierwszym dniu w nowej szkole i niefortunnej lekcji matematyki, aż w końcu po nitce do kłębka doszłyśmy do spontanicznych korepetycji ze wspólnikiem ojca.

— Julia, naprawdę czułam się głupio, gdy taka rozdygotana weszłam do tego gabinetu, a później okazało się, że tata nie siedzi tam sam — opowiadałam jej wszystko ze szczegółami, cała rozemocjonowana, a przy okazji pochłaniałam chipsy paprykowe. — Już później ciężko mi było się w ogóle odzywać, bo od progu zrobiłam z siebie ofiarę losu. — Śmiałam się w głos, słysząc, że i ona ma ze mnie niezły ubaw.

— Nie oszukujmy się, od zawsze potrafiłaś zrobić dobre pierwsze wrażenie — kpiła.

— Później było tylko gorzej, bo po tym, jak zostaliśmy sami, musiałam bardzo się skupiać na tym, co mówił, ale ciągle rozpraszały mnie jego perfumy, głos…

— Oho, wyczuwam nowy obiekt westchnień — skwitowała niemalże z piskiem. — Tylko ile on ma lat? — zapytała z ekscytacją w głosie.

— Nie wiem, coś koło dwudziestu pięciu, maksymalnie dwadzieścia siedem — oznajmiłam. — Brunet, z niebieskimi oczami, tak na oko metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, szczupły, ale dzięki idealnie dopasowanej koszuli, widać było, że troszkę wysportowany — opisałam go jak najbardziej szczegółowo.

— Czyli mięśnie są? — dopytywała.

— Są — skwitowałam.

— A ty pewnie jak zwykle siedziałaś ze spuszczoną głową — podsumowała mnie, głośno wzdychając.

— Wiesz, jaka jestem nieśmiała, gdy poznaję kogoś nowego.

— Skoro jest wspólnikiem ojca, zapewne jeszcze kiedyś go zobaczysz, a wtedy może postaraj się lepiej zachowywać — zasugerowała. — No wiesz, odezwij się pierwsza, zapytaj, co u niego, uśmiechnij się…

— Myślę, że nie muszę się wysilać, ponieważ raczej nie mam zamiaru uwodzić drugiego prezesa tej całej firmy — prychnęłam i wsypałam sobie do buzi okruszki chipsów, które pozostały w paczce.

— Och, to po co zawracasz mi nim głowę?

— Bo mi się spodobał! — palnęłam na głos i szybko zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem ojciec mnie nie podsłuchuje. Natychmiast zwlekłam się z łóżka i po cichu uchyliłam drzwi. — Kiedy tobie podobał się wasz nowy ogrodnik, to jakoś nie marudziłam, że gadasz o nim za każdym razem, gdy się na niego natknęłaś — skwitowałam, kiedy okazało się, że na korytarzu było pusto, a z dołu dochodził głos komentatora sportowego.

— O, Tom był taki gorący. — Znów zaczęła swoją śpiewkę.

— No właśnie, więc zrozum mnie, co?

— A mogę jutro? Bo teraz mama mnie woła — oznajmiła prześmiewczym tonem.

— Zadzwonię w wolnej chwili. — Przewróciłam wymownie oczami i pożegnałam się z przyjaciółką.

Rozdział III

Niall

Trzy dni później…

Od samego rana byłem w swoim gabinecie sam. Jack wziął sobie trzy dni wolnego, dlatego wszystkie sprawy firmy spadły na moją głowę, a od dzwoniącego telefonu piszczało mi już w uszach. Gdyby odbieranie miało chociaż jakiś sens, być może moje samopoczucie by się poprawiło, jednakże po drugiej stronie słuchawki tkwili tylko zniecierpliwieni kontrahenci, dział kadr czy Rose, która przypominała o podpisaniu dokumentacji. Dopiero ostatnia rozmowa miała jakiś sens, ponieważ była to Amber. Najwyraźniej wyczuła sytuację i zaproponowała mi kawę, na co natychmiast przystałem.

Po piętnastu minutach weszła do gabinetu z filiżanką gorącej i solidnej dawki kofeiny, i stawiając mi ją na biurku, nachyliła się tak, że od razu wyłapałem sens jej wizyty. Może byłbym mniej spostrzegawczy, gdyby nie jej głęboki dekolt, który powstał przez rozpięcie dwóch guzików, oraz ten wzrok, sprawiający wrażenie jeszcze dzikszego niż zazwyczaj.

— Sobie nie przyniosłaś? — Uniosłem pytająco brew i wymownie spojrzałem w to, co zechciała dla mnie odsłonić.

— Nie wiedziałam, czy pragnie pan spędzić ze mną trochę czasu. — Przygryzła wargę.

Byłem zaskoczony jej odwagą i doskonale zdawałem sobie sprawę, że to niezgodne z etyką pracy, ale przypływ emocji i chęć uwolnienia z siebie tego napięcia wzięły nade mną górę.

Wysłałem ją zatem po drugą filiżankę, jednak nie posłuchała, a od razu przeszła do sedna, wpijając się w moje usta tak namiętnie, że nawet gdyby miały dzwonić teraz dwa telefony naraz, nie chciałbym przerywać. Kiedy poczułem, jak przygryza moją dolną wargę, nabrałem ochoty oddać jej tym samym z podwójną siłą i zająć się nareszcie zdejmowaniem tej białej, eleganckiej bluzki. Jednak kobieta odsunęła się ode mnie, złapała oddech i usiadła na rogu biurka, jednocześnie chwytając mój krawat.

— Może ma pan dziś wolne popołudnie? — zapytała. — Ewentualnie wieczór?

— Mam wolne teraz. — Odchrząknąłem i wstałem z fotela, by usiąść obok niej na biurku.

— W firmie nie porozmawiamy, nie napijemy się wina… — Patrzyła na mnie wzrokiem pełnym wyuzdania, lecz wzmiankę o wspólnym piciu wina postanowiłem puścić mimo uszu.

— A co ty na to, żebym przedłużył ci przerwę? — zaproponowałem i delikatnie pogłaskałem udo, które było całkiem ładnie wyeksponowane dzięki zbyt krótkiej spódnicy.

— Więcej wolnego czasu to bardzo kusząca propozycja — mruknęła prawie szeptem, a dłoń z krawatu przesunęła na krocze, na którym dość mocno zacisnęła palce.

Nie było już odwrotu — również moje palce powędrowały z ud nieco wyżej i zaczęły drażnić jej najczulsze miejsce, skryte za materiałem bielizny. Gdy blondynka odchyliła głowę, zacząłem składać mokre pocałunki na jej szyi, przez co robiło się coraz bardziej gorąco, więc wolną ręką rozpinałem guziki swojej koszuli.

Skończyłem raptem na trzech, gdyż nagle dobiegło nas ciche pukanie do drzwi.

— Kurwa — syknąłem i zerwałem się, nie wiedząc, co mogę zrobić, aby uniknąć konkretnych plotek w firmie, jeśli za drzwiami stała chociażby Rose. — Ukryj się w tej szczelinie! — Złapałem swoją kochankę za rękę i w panice pomogłem jej wsunąć się pomiędzy szafę a ścianę.

Pukanie się powtórzyło, więc nie miałem wyjścia i musiałem się odezwać, bo wszyscy doskonale wiedzieli, że byłem w firmie. Zresztą, jeślibym nie otworzył, Rose z łatwością zorientowałaby się, co jest nie tak. Na pewno zauważyłaby, kogo brakuje na stanowisku pracy.

Zanim cokolwiek powiedziałem, otworzyłem laptopa, żeby udawać, jak bardzo jestem zapracowany.

— Proszę — rzekłem z powagą i usiadłem na swoim fotelu.

Wtedy do gabinetu weszła Caroline, co wprawiło mnie w jeszcze większe osłupienie. Kiedy Jack właśnie od niej się dowie, co tutaj robiłem, nie będę miał szans na wymówkę.

— Dzień dobry. — Uśmiechnęła się i rozejrzała po pomieszczeniu. — Mojego taty nie ma? — Uniosła pytająco brew i jeszcze raz obrzuciła spojrzeniem biuro.

— Wyjechał do Manchesteru, nie powiedział ci? — zdziwiłem się, po czym odchrząknąłem, gdyż mój głos stał się bardziej ochrypnięty.

— Nie. — Pokręciła głową. — Być może zostawił mi jakąś kartkę w domu, ale jej nie zauważyłam. — Wzruszyła ramionami. — Tak panu gorąco? — Zwróciła uwagę na moją rozpiętą koszulę.

Kurwa, co za gafa…

— W zasadzie przez chwilę zrobiło mi się duszno, ale to minęło — powiedziałem nieco oschle i zacząłem się zapinać.

Serce stanęło mi w gardle; sam nie wiedziałem, czy uda mi się to wszystko ogarnąć, szczególnie gdy Caroline zaczynała przedłużać naszą rozmowę. Lepiej byłoby, gdyby poszła zaraz po tym, jak dowiedziała się, że jej ojca tu nie ma.

— Rozumiem. — Skinęła głową. — Dostałam czwórkę z matematyki — zagaiła i rzuciła mi pełen wdzięczności uśmiech. — Jeszcze troszkę pouczyłam się w domu i poprawa poszła całkiem dobrze — mówiła, na szczęście ciągle stojąc przy drzwiach.

— Bardzo się cieszę, że ci pomogłem. — Wysiliłem się na sztuczny i mizerny uśmiech, czując się koszmarnie z tym, że nie mogłem się uwolnić od córki wspólnika. Miałem też świadomość, że sekretarka ledwo oddycha pomiędzy ścianą a szafą. Boże, co za fatalny zbieg okoliczności…

— Chyba panu przeszkadzam. — Zorientowała się, a ja, gapiąc się w ekran, na którym wyświetlało się okno do logowania, skinąłem głową.

— Tak, zdecydowanie dziś mi przeszkadzasz — wypaliłem bezczelnie, gdyż irytacja rosła we mnie z każdą sekundą.

— Przepraszam — odrzekła zgaszona i wycofała się, delikatnie zamykając drzwi.

Wstałem, by do nich podejść i przekręcić klucz w zamku, jednak nagle znów się otworzyły; to była Caroline, trzymająca w dłoniach plecak.

— Kupiłam panu czekoladki w zamian za pomoc w nauce i zapomniałam je panu dać. — Zmieszana wyjęła z plecaka pudełko ferrero rocher i z widocznymi na policzkach rumieńcami mi je wręczyła. — I przepraszam, że pana naszłam, nie chciałam, myślałam, że tata tutaj jest — dodała i szybkim krokiem oddaliła się w stronę windy.

Nie zdążyłem nawet podziękować, ale to nie grało teraz roli. Zamknąłem się od środka i wróciłem do swojego stanowiska. Odłożyłem prezent na biurko i spojrzałem przepraszająco na Amber, która mogła już swobodnie nabrać tlenu w płuca.

— To córka pana Jacka? — zapytała zdezorientowana.

— Tak, ale czy to jest teraz ważne? — odparłem, po czym dostrzegłem, że kobieta podchodzi do bombonierki i ją otwiera.

Nie miałem nic przeciwko, kiedy dostrzegłem, że wciąż nie minęła jej ochota na seks. Jej spojrzenie znów się wyostrzyło, a uśmiech stał się powabny.

Gdy odpieczętowała jedną z czekoladek, podeszła do mnie i wsunęła mi ją do połowy w usta, po czym odgryzła drugą połowę. Usiadła mi okrakiem na kolanach i jedząc, rozpinała swoją białą bluzkę. Kolejny raz przestało istnieć dla mnie cokolwiek innego…

Po tym, jak Amber opuściła mój gabinet, zaczęła docierać do mnie powaga sytuacji. Buzujący we mnie testosteron wywołał zamieszanie, a kiedy całe napięcie ustąpiło, uświadomiłem sobie, że seks z pracownicą to błąd. Błąd, przez który niezbyt przyjemnie potraktowałem córkę Jacka.

Czułem się jak skończony kretyn i wiedziałem, że konsekwencje tego zdarzenia będą dla mnie jak kubeł zimnej wody. Nie pozostawało mi nic innego niż zwolnienie Amber. Tylko tak mogłem uniknąć plotek, które pewnie rozniosłaby po firmie. Co za tym szło? Może oskarżyć mnie o molestowanie czy inne gówno… Główkowałem, zaczynając rozważać intrygę, która uchroniłaby mnie przed wpadnięciem w większe bagno. Po chwili namysłu — i zjedzeniu kolejnej czekoladki — wykręciłem numer wspólnika i poczekałem, aż odbierze.

— Jack Hood, słucham. — Usłyszałem jego rozbawiony głos.

— Serio? — Zdziwiłem się, bo zaczął bardzo oficjalnie. — Tak jakby jeszcze wiem, jak cię zwą.

— A, to ty. — Wciąż miał wręcz szampański nastrój. — Po prostu nie zerknąłem, z kim mam przyjemność — odrzekł uprzejmie.

— Liczę, że znajdziesz chwilę na rozmowę, ponieważ musimy zwolnić Amber. — Z powagą przeszedłem do rzeczy; wczułem się w rolę tak, że drżał mi głos i nawet nieźle udawałem zdenerwowanie.

— Co takiego? — Był dość zaskoczony i choć nie widziałem jego miny, byłem w stanie wyobrazić sobie, jak uśmiech znika z jego twarzy.

— Jawnie knuje przeciwko nam. Podsłuchałem, jak rozmawiała z jakąś koleżanką przez telefon i powiedziała, że spała najpierw z tobą, a później ze mną — kłamałem. Dzięki temu nie uwierzy jej, nawet gdyby jednak zechciała ujawnić mu prawdę.

— Zwolnij ją natychmiast — rozkazał szeptem i słyszałem, jak przeprasza kogoś, by na chwilę odejść na bok.

— Lepiej byłoby, żebyś zrobił to ty. Jesteś w tym lepszy. Najlepiej stanowczo i bez wyjaśnień, tak jak potrafisz najlepiej. — Wciąż grałem rolę przejętej wydarzeniami ofiary.

— Zajmę się tym, jak wrócę — skwitował. — Po prostu rzucę jej wypowiedzenie w twarz i nie powiem, o co chodzi, żeby ktoś inny nie usłyszał i żeby ta plotka nie rozeszła się dalej.

— O to właśnie mi chodzi. A tak nawiązując do twojego wyjazdu, zostajesz w Manchesterze do poniedziałku?

— Tak — oznajmił, próbując uspokoić nerwy. — Całe szczęście, że za chwilę weekend i nie musimy się martwić o te plotki, jednak najlepiej będzie, jeśli już teraz poślesz ją do domu pod byle jakim pretekstem, proszę cię — dalej ciągnął temat Amber. — Chciałbym mieć spokojną głowę aż do powrotu.

— Zostało jej jeszcze piętnaście minut pracy, więc wyluzuj — odparłem i przyszło mi na myśl, aby wspomnieć o wizycie Caroline. — Twoja córka była dziś w firmie i pytała o ciebie.

— Już z nią rozmawiałem. Mam nadzieję, że do poniedziałku jakoś sobie beze mnie poradzi — mlasnął. — Nawet nie zdążyłem jej powiedzieć, że wyjeżdżam, ale to była nagła decyzja. Poza tym przyda jej się pobyć chwilę samej, niech się oswoi z nowym domem — wyjaśnił i był to najgłupszy tekst, jaki mogłem kiedykolwiek od niego usłyszeć.

Nagle doszedłem do wniosku, że uciekł, aby poukładać sobie myśli, bo być może czuje, że nie spełnia się w roli ojca.

— Okej, słuchaj, muszę kończyć. Mam jeszcze do zrobienia raport, także do zobaczenia, Jack — pożegnałem się bez sugerowania mu, że domyślam się powodu jego wyjazdu. Nie chciałem burzyć jego światopoglądu, w dodatku to nawet nie jest moja sprawa.

— Do zobaczenia. — Rozłączył się.

Kiedy schowałem swoją komórkę z powrotem do kieszeni, zacząłem dopinać resztę firmowych spraw na ostatni guzik, po czym spakowałem się i wyszedłem z gabinetu.

— Żegnaj, Amber. — Uśmiechnąłem się do kobiety, która również właśnie skończyła pracę, jednak nie wiedziała, że na stałe.

Pod biurowcem stał już samochód, a w środku jak zwykle czekał George.

— Jedziemy do domu? — zapytał, a ja tylko skinąłem głową i odszukałem w teczce swoje bezprzewodowe słuchawki, by móc posłuchać sobie czegoś, co pozwoli mi się wyluzować.

Nic jednak nie wyciszało moich wyrzutów sumienia, gdyż na każdym kroku przed oczami miałem tę zmieszaną, pogubioną dziewczynę, która przyszła jedynie podziękować i chciała umilić mi dzień słodyczami. Trochę zbyt ozięble ją potraktowałem, a kiedy pomyślę o ucieczce Jacka, wstydzę się za nas obu.

Caroline ewidentnie chciała z kimś porozmawiać, była nawet śmielsza, a tymczasem nagle poczuła, że jest niepotrzebna.

Ech…

— George, podjedź pod dom Jacka. — Wyjąłem na chwilę słuchawki z uszu i poprosiłem pracownika o zmianę planów.

— Nie ma sprawy. — Usłyszałem w ramach odpowiedzi i lekko odbiłem się od drzwi, gdy ten raptownie zmienił pas ruchu.

Kiedy byliśmy już na miejscu, chwyciłem za klamkę i rozejrzałem się po okolicy. Kiedyś chyba kupię tu działkę lub jakiś dom, bo widok mnie zachwycał. Spokój i cisza, tylko z daleka panorama miasta, wieżowców i ulic.

— Myślę, że to na miejscu, aby pod nieobecność Jacka sprawdzić, czy u jego córki wszystko gra, prawda? — zapytałem Georga, nie do końca pewny tego, czy dobrze robię.

— Jasne. Jest tu kilka dni, może jeszcze nie do końca odnajdywać się w nowym otoczeniu. — Skinął głową, po czym wyszedłem z auta.

Podszedłem pod furtkę ich wielkiej willi i zadzwoniłem domofonem. Poczekałem chwilę, mając nadzieję, że zastanę Caroline, bo byłoby kiepsko, jeśli okaże się, że tatuś uciekł w jedną, a córka w drugą stronę świata. Ta myśl nieco mnie rozbawiła, przez co uśmiechnąłem się pod nosem.

— Kto tam? — Usłyszałem dziewczynę i spoważniałem.

— Niall. Mogłabyś mi otworzyć? — zapytałem, starając się być już bardziej uprzejmym niż godzinę temu.

Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko otworzyła przejście, a gdy byłem już przed drzwiami, wyszła do mnie lekko zdezorientowana i, oczywiście, z różowymi policzkami, które naprawdę dodawały jej uroku.

— O co chodzi? — Objęła się z zimna, ponieważ nie miała na sobie nic oprócz różowej koszulki, która lekko odsłaniała jej brzuch.

— Dziś w firmie nieładnie cię potraktowałem — zacząłem, jednak uznałem, że lepiej tego nie rozdmuchiwać. — Chciałem ci już tam podziękować za prezent, ale wyleciałaś jak poparzona. — Uśmiechnąłem się łobuzersko. — Przy okazji sprawdzam, czy wszystko gra. — Mrugnąłem do niej i dostrzegłem, że wciąż okropnie ją zawstydzam, co lekko mnie rozczulało, bo mało kto kiedykolwiek się przy mnie tak krępował.

— Nie musiał się pan nawet fatygować. — Odwzajemniła uśmiech. — Nie pogniewałam się i jak najbardziej rozumiem pana samopoczucie. — Pokiwała głową.

— W takim razie kamień z serca. — Wyszczerzyłem się do niej. — Chętnie jeszcze bym z tobą porozmawiał, ale na dworze chyba zmarzniesz bez żadnej kurtki. — Spojrzałem na jej powoli siniejące usta.

— W zasadzie to właśnie zaczęłam się uczyć matematyki — poinformowała mnie — żeby już nikogo nie fatygować swoimi problemami. — Odważyła się unieść wzrok i w końcu skupić go na mnie nieco dłużej niż sekundkę.

— Nadal ten sam temat? — Uniosłem pytająco brew.

— Niby tak, ale wie pan, już dochodzą nowe rzeczy do tego, czego mnie pan nauczył.

— Okej, nie brzmisz zbyt zachęcająco, abym zawalił dla ciebie początek weekendu, ale jeśli zrobisz herbatę, to mogę ci wyjaśnić, co dalej z tą trygonometrią — zasugerowałem, bo sam niczego nie planowałem, a najzwyczajniej w świecie było mi jej szkoda. Może taki wieczór bez upijania się w samotności mi się przyda, a ona w końcu przestanie się tak peszyć.

— Jeśli pan chce, zapraszam. — Przepuściła mnie w drzwiach. — Tylko obawiam się, że nie jestem wymarzonym towarzystwem — dodała.

— Idę tylko poinformować mojego kierowcę, że wrócę taksówką. — Zignorowałem jej aluzję na swój temat. W duchu ulżyło mi, że po tym dniu pełnym porażek, chociaż jedną rzecz byłem w stanie lekko podreperować.

Rozdział IV

Siedziałem przy stole w jadalni Hoodów od ponad godziny i nie do końca już nad sobą panowałem — zaczynało mi brakować cierpliwości. Caroline szło całkiem nieźle, naprawdę dość szybko załapała podstawy, ale cisza pomiędzy rozwiązywaniem zadań po prostu mnie nudziła.

— Dobra, słuchaj… Nie wiem, czy słyszałaś kiedyś o takiej złotej zasadzie, że co za dużo, to niezdrowo? Odłóżmy już te książki — poprosiłem i ziewnąłem, by jakoś się zregenerować.

— Myślę, że wiem już wystarczająco, aby zgłosić się do odpowiedzi na następnej lekcji. — Skinęła głową i odłożyła zeszyt na bok. — Dziękuję — dodała, sprawiając wrażenie nieco szczęśliwszej niż na początku nauki.

— W ramach podziękowań chcę herbatę. — Odwzajemniłem jej uśmiech i w końcu wstałem, aby nieco rozprostować nogi. Zacząłem chodzić po salonie, który dobrze znałem, gdyż niejednokrotnie spędzałem z jej ojcem wieczory przy transmisji golfa, piwie czy po prostu przy whisky i rozmowie.

— Nie ma sprawy. — Również się podniosła i udała prosto do kuchni.

Gdy czekałem na herbatę, rozejrzałem się nieco po pomieszczeniu i dostrzegłem, że z kominka zniknęło zdjęcie moje i Jacka, które zostało zrobione w dniu, gdy podpisywaliśmy nasz pierwszy wspólny kontrakt. Mój wspólnik był dość sentymentalny, jednak najwyraźniej przestałem pasować do pozostałych fotografii, przedstawiających jego córkę, zmarłą żonę i innych członków rodziny.

— A więc przyjechałaś tutaj ze Szkocji? — zapytałem głośno, by mogła mnie usłyszeć zza ściany.

— Tak, mieszkałam tam z ciotką i chodziłam do katolickiego liceum — odrzekła podobnym, równie donośnym tonem.

— Dlaczego więc teraz jesteś tutaj? — zainteresowałem się.

— Ciocia zachorowała i po prostu mnie tu odesłała — powiedziała i weszła do jadalni, trzymając w dłoniach tacę, na której stały dwa kubki gorącej herbaty — ale to niewiele zmienia. Miałam zostać tam do ukończenia liceum, a w wakacje wrócić na stałe — dodała.

— Podoba ci się w Londynie? — Zmieniłem temat, by nie roztrząsać tej przykrej sprawy z ciotką.

— Tak, jest nawet fajnie — skłamała, czego się domyśliłem, gdyż w jej głosie wyraźnie usłyszałem rozczarowanie.

— Chyba jednak jest inaczej. — Zmrużyłem podejrzliwie oczy.

— Jestem trochę nieśmiała… — zaczęła, lecz nie pozwoliłem jej dokończyć.

— Trochę — przedrzeźniłem ją, parskając cicho.

— No właśnie, nawet pan to zauważył — prychnęła. — W szkole nadal podpieram ściany i nie potrafię do nikogo podejść, by choćby się przedstawić — zwierzyła się.

— Przez to zaczynają z ciebie kpić?

— Nie, raczej po prostu mnie omijają — zaprzeczyła i usiadła przy stole, biorąc swoją herbatę.

— Jeśli zaczniesz być kujonem z matmy, sami do ciebie zagadają — zażartowałem i się do niej dosiadłem. Zerknąłem na zabytkowy zegar, który stał nieopodal ceglanego kominka. Było późne popołudnie, więc za jakieś dwadzieścia minut powinienem się zbierać. Nabrałem chęci, by odreagować ten dzień po swojemu.

— Aby zostać kujonem, potrzebowałabym częstszych korepetycji. Kiedy uniosła wzrok, dostrzegłem w jej oczach zawoalowaną i niewinną prośbę.

O nie, nie, nie… Mam swoje obowiązki i prywatne życie…

— Jeżeli chcesz, to mogę poświęcić ci trochę czasu na tę matmę — wypaliłem z życzliwości. Po prostu nie chciałem znów wyjść na jakiegoś oschłego bydlaka. Najwyżej później będę się wykręcał.

— Mogłabym przychodzić do biura zaraz po szkole — oznajmiła, jakby tylko czekała na moją propozycję.

— Gdybym był zajęty, przekażę to przez twojego ojca — dodałem szybko i przez chwilę nastała niezręczna cisza. — Jednak z tego, co wiem, twój tata też jest niezły w liczeniu. — Próbowałem się ratować i ostrożnie upiłem łyk gorącego napoju.

— Ostatnio pytałam go o jedno zagadnienie. Stwierdził, że zapomniał, i poleciał z telefonem do swojego gabinetu — wyznała, a grymas zniesmaczenia wykrzywił jej twarz.

— Oho… Pewnie wyczuł, że ktoś może zrobić coś za niego. Cały Jack… — palnąłem w żartach. Jednocześnie pomyślałem, że mój wspólnik powinien być tutaj, z córką, a tymczasem ot tak ją zostawił.

— Zgadza się, mój tata to niezły cwaniak. — Przewróciła oczami.

— Rozmawiałaś z nim o tym, dlaczego wyjechał? — wypaliłem z ciekawości, bo być może wyciągałem jakieś pochopne wnioski.

— Tak. Obiecał swoim przyjaciołom ten wyjazd już dawno temu — wyjaśniła. — Przepraszał mnie i… Podobno sam o nim zapomniał, przecież wszystko działo się nagle… — miotała się, zagarniając swoje długie włosy za ucho.

— Tak, na pewno zapomniał. Gdy dzwonił z informacją, że go nie będzie, wydawał się nieźle spieszyć. — Zaśmiałem się, a ona po raz kolejny zamilkła, zawieszając wzrok na swoim kubku, który obejmowała dłońmi. Postanowiłem zmienić temat na pierwszy, który przyszedł mi do głowy: — Wiesz, cieszę się, że zrobiłaś się choć trochę śmielsza — powiedziałem, a wtedy uniosła głowę i uraczyła mnie rozweselonym spojrzeniem.

— Potrafię się rozkręcić… — Uśmiechnęła się. — Ogólnie to nie jestem aż takim wypłoszem i nawet mam poczucie humoru, chyba.

— Chyba — przedrzeźniłem ją znów, tym razem jednak żartobliwie. — Ale tak na poważnie… Dam ci kolejną złotą radę — zacząłem i zrobiłem przerwę na łyczek herbaty. — Jesteś bardzo ładną dziewczyną i to twój atut. Pokonaj nieśmiałość i zagadaj do ludzi, a na pewno szybko znajdziesz przyjaciół. Szczególnie tych płci męskiej, rzecz jasna — dodałem, a komplement, jaki ode mnie usłyszała, wywołał lekki uśmiech.

— Postaram się.

Caroline

Kiedy Niall dopił swoją herbatę, podziękował mi za mile spędzony czas i wyszedł. Na pożegnanie uścisnął moją dłoń, a nasze spojrzenia spotkały się na dłuższą chwilę. Jego oczy były tak błękitne, że gdy tylko zamknął za sobą drzwi, zmiękły mi nogi.

To chyba niedobrze.

— To na pewno niedobrze, Caroline. — Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze, które wisiało w przedpokoju. — Cholera, to wręcz bardzo, bardzo źle…

Koleś zwraca na mnie uwagę, sprawdza, czy wszystko u mnie w porządku, interesuje się mną jak nikt wcześniej… Z pewnością to dla niego tylko miły gest, po prostu robi to z szacunku do mojego ojca, a ja się nakręcam…

Kiedy nad tym rozmyślałam, kumulowały się we mnie emocje, jakich jeszcze nie doświadczyłam. Niall był tu ponad godzinę, a ja przez ten czas zrozumiałam, co czuły te wszystkie laski w moim wieku, podkochujące się w facetach, u których nie miały szans…

Do tej pory żyłam w przekonaniu, że nawet nie potrafiłabym nikogo bardziej polubić. Tymczasem okazało się, że wystarczyła ledwie chwila, by mi odbiło. I to zakrawało na ponury żart.

Nie zwlekając dłużej, postanowiłam zadzwonić do Julii, ponieważ uważałam ją za ekspertkę w tego typu sprawach. Może mi coś doradzi.

Odebrała po kilku sygnałach, jednak nie dałam jej nawet powiedzieć: „Halo”.

— Chyba podkochuję się we wspólniku ojca — rzuciłam lekko przerażona, ale i z euforią w głosie.

— Tak szybko? — zapytała.

— Tak.

— Ale to platoniczna miłość?

— Oczywiście! Jest dla mnie bardzo miły, pomaga mi z matmą, ale nie robi nic więcej, a mimo to…

— On jest dla ciebie za stary, kretynko — weszła mi w słowo. Słyszałam, jak w międzyczasie coś chrupie.

Ona wiecznie coś wpieprza…

— Ale to miłe, że poświęca mi czas. — Rozmarzona oparłam się o ścianę.

— Robi to i będzie pluł sobie w brodę, gdy się dowie, że cię w sobie rozkochał — oznajmiła poważnym tonem. — Poza tym kiedyś będziesz z nim pracowała, więc może nie zachowuj się przy nim jak zadurzona małolata?

— Nie dowie się nigdy, nie mam zamiaru mu nic mówić. I nie zgrywaj cwaniaczki, bo sama wzdychasz do pracowników swoich rodziców — wypomniałam jej w żartach.

— To tylko ogrodnik! — Roześmiała się.

— A jednak dość szybko się zauroczyłaś.

— Wystarczyło, że raz powiedział mi „cześć” i cały dzień pomagałam mu grabić liście w ogrodzie.

— No właśnie.

Rozdział V

Niall

Punktualnie o ósmej przekroczyłem próg naszego biurowca. Jak zwykle: miły uśmiech do Rose, odebranie listów i windą na górę.

Gdy szedłem do gabinetu, zauważyłem zapłakaną Amber. Wiedziałem zatem, że Jack już wrócił i zjawił się wcześniej ode mnie.

— Co jest? — zapytałem. Udawałem zdezorientowanego, żeby nawet nie pomyślała, że maczałem w tym palce.

— Redukcja etatów, nic o tym nie wiedziałeś? — warknęła pogardliwie, rzucając z impetem swoje szpargały do pudełka.

— Wiedziałem, ale nie spodziewałem się, że Jack wybierze właśnie ciebie. — Grałem zatroskanego prezesa. — Szkoda. — Skrzywiłem się i podniosłem z ziemi jej gumkę do włosów, która zsunęła się z biurka.

— Tak marzyłam o tej pracy. — Zaszlochała, tym samym chyba próbując coś ugrać. Brała mnie na litość, co tylko bardziej mnie do niej zniechęcało.

— Pomogę ci znaleźć inną — oznajmiłem, jakbym przejął się jej losem, a najzwyczajniej w świecie bałem się, że o coś mnie oskarży. Nie chciałem problemów wywołanych moim niepohamowanym popędem seksualnym z tamtego dnia.

— A będziemy się jeszcze spotykać? — Spojrzała na mnie smutna, ale w jej oczach zauważyłem iskrę nadziei.

— Wiesz, że mam natłok pracy. W dodatku szykuje mi się delegacja… — Zacząłem drapać się w tył głowy. — Odezwę się do ciebie, ale dziś niestety nie mogę ci pomóc. Nie podważę decyzji wspólnika ani nie znajdę czasu, byś mogła mi się wypłakać wieczorem.

— Czyli byłam kobietą na raz? — Uniosła pytająco brew i oczekiwała odpowiedzi, krzyżując swoje ręce pod piersiami.