Niania pod przykrywką - Agnes Fleming - ebook
NOWOŚĆ

Niania pod przykrywką ebook

Agnes Fleming

4,3

56 osób interesuje się tą książką

Opis

Ona:

Życie nie uśmiecha się do Avery. Brak pracy i pieniędzy mogą doprowadzić do tego, że straci dach nad głową. Po 8 latach w jej życiu pojawia się siostra, której nie chciała nigdy więcej widzieć. Proponuje układ na który Avery nie może się nie zgodzić i od teraz będzie pracowała dla dwóch osób. Co w jej życiu jest prawdą a kłamstwem? Jakie sekrety ukrywa ta z pozoru urocza dziewczyna? Jakie demony ją prześladują? Komu zaufa? I czy można ufać jej?

 

On:

Colton Anderson - Bogaty, przystojny, ale i zapracowany. Myśli, że daje synowi czego dusza zapragnie, nie widząc, że chłopcu brakuje ojca. Zmuszony przez chłopca, zatrudnia kobietę, która go denerwuje. Jakim prawem mówi mu co on ma robić? Przecież wie doskonale jak ma wychować syna. Jednak, gdy oberwie ciastem, uczucia chyba mogą się zmienić, czyż nie?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 366

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (50 ocen)
33
11
0
2
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aga1420

Z braku laku…

Słabe to.
10
bachabak54

Nie polecam

Historia z cyklu piszę co mi ślina na język przyniesie bo się za dużo naoglądałam brazylijskich telenoweli. Już od początku wiadomo jaki będzie koniec ale wątki przy okazji to taki stek bzdór, że brzuch boli, kto to wydaje takie brednie?
10
Mkubik8

Nie polecam

"Mu tez nalezy sie dzien w spa"Ha!Czyli nie tylko rozczulająco naiwne,ale i oryginalne językowo.
10
Bozena_1952

Dobrze spędzony czas

❤️
10
nie38631

Nie oderwiesz się od lektury

Zachęcam do przeczytania histori Coltona, Avery I Beniamina ponieważ to nie tylko jakąś historia o jakieś tam niani, o jakimś tam biznesmenie i o jakimś chłopcu. Tylko to jest historia o dwójce ludzi co mieli ciężkim dzieciństwo i później że życie i o chłopcu co chciał tylko więcej czasu spędzać z ojcem i zaznać matczynej miłości. Dzięki tym wszystkim zawiłościami życia w końcu zaznali miłości , szczęścia... I wiele innych żeczy
11

Popularność



Podobne


Niania pod przykrywką

Agnes Fleming

Wydawca:

Agnes Fleming

Przygotowanie publikacji:

Ef Ef Usługi Wydawnicze | ef­-ef.pl

Redakcja: Daria Ławska

Skład, projekt typograficzny: Ewa Krefft­-Bladoszewska

Projekt okładki: Ewa Krefft­-Bladoszewska

Do składu wersji drukowanej publikacji wykorzystano fonty autorstwa Mateusza Machalskiego: Change dla tekstu ciągłego, Afronaut Pro dla tytułów rozdziałów oraz krój Ofelia Text Daniela Sabino dla podrozdziałów.

978-83-969938-2-3 [druk]

978-83-969938-3-0 [e-book]

Rozdział 1

Colton

Czy mam podać coś jeszcze? – zapytała Madelaine słodkim głosem.

Za każdym razem jak schylała się w moją stronę, widziałem zarys jej piersi. Doskonale wiedziałem, że specjalnie odpina bluzkę. Nieraz żałowałem, że ją zatrudniłem, wiedziałem, że zadowoliłaby mnie w sypialni. Jednak nie złamię żelaznej zasady dla jakieś tam asystentki. Nigdy nie łączyłem przyjemności z pracą i nie mam zamiaru tego zmieniać. Mimo to urzekały mnie jej próby zwrócenia na siebie uwagi. Była bezwstydna i często nie zakładała bielizny do pracy. Skąd to wiem? Ponieważ niby przez przypadek, akurat, gdy patrzyłem, przekładała nogę z nogi, pokazując, czym ją obdarowała natura.

Ciekawe, ile jeszcze zniesie tych bezowocnych próby podrywu?

– Panie Anderson… Czy nie słyszał pan, co mówiła pana asystentka? – zapytała Camilla bardzo rozbawiona.

– Dziękuję, Madelaine. Możesz wyjść.

– Na pewno bym mogła coś jeszcze…

– Wyjdź. – Nakazałem, nim mogła rozwinąć swoją myśl.

Uśmiechnęła się trochę speszona i opuściła moje biuro. Wtedy Camilla wybuchła śmiechem.

– Co cię tak bawi? Przespałeś się z nią?

– Tak, bo pieprzę wszystko, co się rusza. – Denerwowała mnie jej bezpośredniość.

Zarzuciła swoje platynowe blond włosy do tyłu. Skąd wiedziałem, jaką farbę ma nałożoną na te kudły? Cóż… Ostatnio dość agresywnie wyjaśniła mi, co ma na włosach.

– Colton Anderson miałby nie skorzystać z okazji? – Usiadła na moim biurku i zaczęła w nie stukać sztucznymi paznokciami.

Ludzie… Jak ona funkcjonuje z tymi szponami?

– Camilla… Co tu robisz? – Ma własną firmę. Niech tam siedzi.

– Nie mogę już odwiedzić swojego starszego braciszka?

– Jestem zajęty… – wycedziłem przez zęby. Właśnie dostałem wiadomość od swojego przyjaciela, który chwali się najnowszą reklamą. – Cholera!

– A ty co? – Kobieta zeskoczyła z biurka i obeszła je, by stanąć obok mnie. – Och! Levi do ciebie napisał!

Levi Thompson, mój stary przyjaciel, ojciec chrzestny mojego syna. Gdy odziedziczył kilka hoteli po ojcu, wprowadziłem go w interes. Nie konkurowałem z nim, mam o wiele więcej hoteli, więc on w tym interesie był dla mnie płotką.

Jednak nie hotelami mnie w tej chwili zdenerwował.

– Czekaj… – Camilla oczywiście od początku zaczęła oglądać reklamę przesłaną przez mojego przyjaciela. – Czy to Ezra Jones?!

– Niestety… – przyznałem niechętnie.

Ezra Jones był kimś, komu chciałem zapłacić duże pieniądze za występ w reklamie albo chociaż, by przyjechał do hotelu i napisał coś o nim, ale nie… Nawet nie odpisywał na maile ode mnie, od moich pracowników, od nikogo!

Pewnie chodziło o to, że próbuje kupić hotel jego rodziców. Gdyby jeszcze chcieli go sprzedać…

– No proszę! Wystąpił w reklamie whisky. – Zobaczyłem, jak siostra przygryza wargę.

– – Co za mężczyzna… Ma 43 lata, a spójrz na niego. Bije od niego seks! Sama zaraz kupię butelkę…– powiedziała.

– Sam mam ochotę kupić… – stwierdziłem cicho.

I tak bym kupił. Levi wytwarzał najlepszej jakości alkohol, u niego nie piło się byle czego. Dbał o swoją markę. W hotelach mam najwięcej właśnie jego produktów.

– Szkoda, że jeszcze nie namówiłeś go na reklamę u siebie. Wtedy na pewno przyjechałabym poznać go osobiście. – Camilla padła na fotel i uśmiechnęła się. – Ostatnio widziałam jego zdjęcia na plaży, jest idealnie umięśniony.

– Ja także jestem umięśniony!

– Jego przewaga jest taka, że jest sportowcem, Colton. Jego mięśnie są inne.

Ezra Jones jeszcze 10 lat temu był jednym z najlepszych opłacanych koszykarzy na świecie. Był niepokonany, a na boisku zyskał przezwisko „Bóg”. Nie byle kogo się tak nazywa. Teraz ma własny klub sportowy i najlepszych zawodników. On wie, gdzie ich szukać, jak ich trenować i jak osiągać sukces. Żyje koszykówką, a do tego jest popularny. Doskonale wiem, że jego wizyta w moim hotelu sprawi, że moje obroty wzrosną. Ostatnio nawet zaproponowałem, by jego drużyna zatrzymała się u mnie za darmo! Ale on ignoruje wszystkie moje wiadomości!

– Jakim cudem Levi namówił go na tę reklamę?! – wykrzyczałem, gdy emocje już zaczęły we mnie buzować.

– Co ma Levi, czego ty nie masz?

– Mamy pieniądze, wygląd… Chodzi o to, że on siedzi w biznesie z alkoholami?

– Głupi jesteś, wiesz?

– Camillo… – ostrzegłem ją ostrym głosem.

– To, co was różni, to rodzina. Levi Thompson się ustatkował.

– Oczywiście, że to wiem! Jestem ojcem chrzestnym jego córki! I to jest beznadziejny przykład, wiesz o tym? Mam syna!

Camilla zaśmiała się i zaczęła szukać czegoś w swoim telefonie.

– Colton Anderson był widziany z modelką Emmą Fidge. Przyłapano ich na miłosnych uniesieniach w barze. – Camilla spojrzała na mnie wymownie. – A tu, miesiąc temu z inną modelką, dwa miesiące temu była jakaś mało znana aktorka… Mam dalej wymieniać?

– Niby do czego pijesz?

– Do tego, że nie znajdę tu żadnych informacji o twoim synu.

– Chronię jego prywatność – odpowiedziałem zdawkowo.

– Pieprząc się z połową Manhattanu? – Camilla nie dawała za wygraną.

– Chyba powinnaś już wyjść. – Patrzyłem na nią morderczym wzrokiem. Mało mnie to obchodziło, że jest moją siostrą. Lepiej, by stąd poszła.

– Chodzi mi o to, że Levi się ustatkował. Ma żonę, córkę i jest szczęśliwy. Jestem pewna, że zaprosił Ezrę do swojego domu, Ten zjadł z nimi kolację i od słowa do słowa zgodził się na reklamę. Nie widział w nim kobieciarza, więc pewnie dlatego mu zaufał.

– To nie ma sensu! – Wstałem i nerwowym krokiem podszedłem do okna. – Ezra Jones nie ma rodziny! Nigdy się nie ustatkował!

– Ale musisz przyznać, że nie romansował. Jeśli miał kobietę przy swoim boku, to nie skakał z kwiatka na kwiatek.

– Jest gejem i Levi mu się podoba. – Stwierdziłem.

– Co? – Camilla spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.

– To jedyne wyjaśnienie!

– Może zadzwoń do niego i zapytaj Leviego, jak udało mu się namówić Ezrę na reklamę?

– Oszalałaś? Pokażę mu tylko, że rusza mnie to. Levi ma myśleć, że mam to gdzieś.

– Mężczyźni… – westchnęła i wstała. – Jak dzieci. – Skierowała się do wyjścia. – Pozdrów Bena!

– Benjamin! On ma na imię Benjamin!

Usłyszałem tylko śmiech siostry i drzwi się zamknęły. Chwyciłem telefon i zadzwoniłem do Madelaine.

– Zbierz cały dział marketingowy! – Nie czekając na jej odpowiedź, rozłączyłem się.

Choćby nie wiem co, wystąpi w mojej reklamie!

Avery

Biegłam, ile sił w nogach, straciłam poczucie czasu i teraz za to płaciłam. Wbiegłam do biura, pod pachą miałam wielką teczkę z moimi pracami.

– Dzień dobry! – podeszłam do rejestracji cała spocona. – Przyszłam na rozmowę o pracę – powiedziałam zdyszana.

Gdyby tylko było mnie stać na cholerny bilet na autobus, to może bym się nie spóźniła.

– Stanowisko? – Kobieta uśmiechała się, a ja doskonale wiedziałam, że jest to sztuczny uśmiech. Ona musi tak każdego witać, przeszłam wiele rozmów o pracę.

– Sprzątaczka, zmiana nocna. Jestem Aver…

– Spóźniła się Pani – przerwała mi. – Już mamy odpowiednią osobę na to stanowisko.

– Och… Spóźniłam się tylko 10 minut.

– Nie tolerujemy spóźnień – odparła z tym swoim sztucznym uśmiechem.

– Rozumiem, pewnie jedna chciała obciągnąć szefowi tak, jak ty to zrobiłaś wcześniej?

– Co? – Zrobiła szerokie oczy, a ja uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam.

Nie dziwiłam się jej zmieszaniu. Nikt nie spodziewałby się po niskiej, uroczej blondynce takich słów. Zaczęłam krzyczeć z bezsilności i zwróciłam na siebie uwagę kilku osób.

Zaraz nie będę miała za co żyć. Jestem bez studiów, bez żadnej szkoły przygotowawczej i teraz bez pracy. Westchnęłam i niechętnie skierowałam się w stronę swojego mieszkania. Gdy w końcu weszłam do środka, padłam na kanapę. Mieszkałam w klitce. Malutki salon, który pełnił funkcję sypialni, jadalni, salonu, studia, biura, kuchni, praktycznie był wszystkim. A łazienka? Wspólna na korytarzu. Nienawidziłam jej. Raz, gdy brałam prysznic, obrzydliwy sąsiad wszedł do środka. Nieźle wtedy oberwał i teraz mnie omija, ale i tak nie mam ochoty tam wchodzić. Od tamtej pory biorę prysznic późną nocą.

Zerknęłam na teczkę, która leżała na podłodze. Moich rysunków też nikt nie chce kupować. Może powinnam wziąć do parku kilka obrazów? Gdybym miała samochód, byłoby łatwiej. Samochód? O czym ja myślę? W życiu nie będzie mnie na niego stać. Jestem biedna… Niedługo zamieszkam na ulicy, jeśli na szybko nie dostanę pracy.

Wstałam z kanapy, a kiedy chciałam podejść do mini lodówki, ktoś zapukał do drzwi.

Podeszłam do nich i niczego nieświadoma je otworzyłam.

– Chloe?! – krzyknęłam, nie wierząc w to, kogo widzę. To są chyba jakieś żarty?!

– Cześć! – Bez zaproszenia weszła do środka.

– Co ty tu robisz?! – zapytałam, zamykając za nią drzwi. Muszę się jej jak najszybciej pozbyć.

Chloe to moja młodsza siostra, ukochane dziecko naszej matki. Nic dziwnego, gdy miałam 3 lata, matka poznała nadzianego faceta, a gdy urodziła mu Chloe, to zapewniło jej dostatek. A ja? Byłam wynikiem zauroczenia chłopcem z drużyny koszykarskiej. Z mojego istnienia nic nie miała, za to dzięki Chloe miała pieniądze, wygodne życie, spełniły się jej marzenia. Ja byłam nikim, siostra była wszystkim.

– Mieszkasz tu? Bardzo mało tu miejsca – stwierdziła, patrząc na wszystko z wyższością w oczach.

– Jak mnie znalazłaś?! – Nie widziałam jej 8 lat i wolałabym, by tak pozostało.

– Może następnym razem wyjedź do innego kraju, jak nie chcesz, by cię znaleziono? Wynajęłam prywatnego detektywa – wyjaśniła, siadając na kanapie. – Podasz mi coś do picia?

Ma tupet!

– Czego chcesz? Wiesz, że nie chcę mieć z wami nic wspólnego!

8 lat temu, gdy miałam zaledwie 18 lat, uciekłam z domu. Nie mogłam z nimi żyć. Nie należałam do rodziny, byłam służącą własnej siostry, która wtedy miała 15 lat. A do tego skrzywdzili mnie w najgorszy możliwy sposób… Odebrali mi coś.

Po ucieczce nie było łatwo. Nie miałam gdzie mieszkać, mój dobytek to kilka ubrań i 10 dolców w kieszeni. Wiem co to życie na ulicy. Łapałam się każdej pracy, a za pierwszą wypłatę kupiłam płótno i farby. Uwielbiam rysować, malować… Wydaje mi się, że mam talent. Jednak co po tym talencie, jak praktycznie nic z niego nie zarabiam?

– Powinnaś bardziej ucieszyć się na widok swojej siostry.

– Ponawiam pytanie. Czego ode mnie chcesz? – Muszę tylko pamiętać, że już nie należę do rodziny.

– A ja tak natrudziłam się, by cię znaleźć. Wynajęłam nawet prywatnego detektywa.

Biedna, mała Chloe.

– Czego ode mnie chcesz? – Tylko po co to robiła? Ruszyło ją sumienie?

Ha! Dobre! Chloe nie ma sumienia!

– Pomocy… Chyba tak można to nazwać.

Oszalała albo uderzyła się w głowę.

– Słucham? – Powinnam ją wyrzucić, ale zaintrygowała mnie.

– Mam propozycję, moja kochana.

Nie no… Powinnam się jej pozbyć.

– Wynoś się z mojego domu i nigdy tu nie wracaj. – Przez 8 lat miałam spokój, nie mogę pozwolić, by to się zmieniło.

– Wiem, że masz poważne problemy finansowe.

Widząc, jak mieszkam, każdy by tak powiedział. Na ścianach jest grzyb. Śmierdzi! I ona mówi, że mam problemy finansowe… Zabawne!

– Gówno cię to obchodzi. – Skrzyżowałam ręce i czekałam, aż wyjdzie.

– Może gdybyś została u nas, to wtedy miałabyś co jeść.

Ma tupet!

– Aby być waszym popychadłem, służącą i śmieciem?!

– Bez przesady… – odpowiedziała Chloe.

– Jadłam po tobie resztki z obiadów! Matka twierdziła, że nie warto dla mnie gotować! – Pierwszy prawdziwy obiad zjadłam w barze, w którym dostałam pracę.

– Dużo ci zostawiałam…

Pierdolona księżniczka!

– Wynoś się, bo inaczej wezwę policję! – Albo sama ją wyniosę, ciągnąc za te kudły!

– Najpierw mnie wysłuchaj! – napierała Chloe.

– Nie mam zamiaru!

– Spłacę wszystkie twoje długi!

– A niby dlaczego miałabyś to zrobić?!

– Potrzebuję, żebyś poszła do pracy…

Zaśmiałam się. Mogłam się chyba tego spodziewać…

– W końcu twój tatulek zagonił cię do pracy? – Miał dosyć wydawania przez nią pieniędzy? Jakoś mnie to nie dziwi.

– Oczywiście, że nie! Za kogo mnie uważasz?

– Jeszcze pytasz?

– Proponuję ci pracę niani…

O kurwa. Muszę zachować spokój… Ciekawe z kim wpadła, jeśli to mnie prosi o niańczenie jej bachora… Pewnie z jakimś ochroniarzem… Bo gdyby z kimś, kogo zaakceptowałby jej tatuś, to miałaby wiele niań i to bardziej wykwalifikowanych.

– Urodziłaś? Gratuluję… – Tylko szkoda dziecka.

– Moje ciało to świątynia. W życiu nie urodzę bachora – westchnęła. – Chodzi o to, że pewien mężczyzna jest samotnym ojcem i potrzebuje niani… A ja potrzebuję kogoś, kto będzie udawał tę nianię i zdobędzie kilka informacji na temat samotnego tatuśka.

– Nie możesz wynająć prywatnego detektywa?

– Próbowałam, ale nic konkretnego się nie dowiedziałam. A taka niania będzie z nim mieszkać i na pewno czegoś się dowie, czegoś, co może mi się przydać.

– I ja mam być tą nianią? – To chyba najgłupszy pomysł, jaki słyszałam.

– Tak!

– Nie ma mowy. – Nawet nie wiem, co miała w głowie, prosząc mnie o coś takiego.

– Ty nic nie rozumiesz! To sam Colton Anderson! Właściciel hoteli i restauracji Anderson! On ma hotele na całym świecie! Jest mega bogaty!

No tak, mogłam się domyśleć, że na byle kogo ona nawet nie spojrzy.

– I co mi do tego?

– Niestety, mnie odrzucił. Nikt mnie nie odrzuca… Ojca zadowoliłby taki bogacz i na pewno chciałby widzieć go jako swojego zięcia. A ja bym nie musiała martwić się o pieniądze. Nie, żebym teraz się martwiła, ale dzięki niemu będę miała jeszcze większe wygody. Dlatego potrzebuję, abyś zatrudniła się u niego jako niania i zbierała o nim informacje, które mi później przekażesz. Jego syn ma 9 lat. Matka chłopaka porzuciła ich, gdy chłopiec miał zaledwie rok. Przynajmniej nie będzie wtrącała się do naszego życia.

9 lat, tyle ile…

Otrząsnęłam się.

– Nie ma mowy, nie zgadzam się.

– Powiedziałam, że spłacę twoje długi!

– Przez ostatnie 8 lat dawałam sobie radę bez waszych pieniędzy, to i teraz sobie poradzę. – Wolę już mieszkać na ulicy niż wchodzić z nią w jakieś układy!

– Pomogę ci znaleźć dziecko!

– C…Co? – Moje serce zamarło.

– Na pewno pamiętasz jeszcze dziecko, które urodziłaś, gdy miałaś 17 lat… Wiem, że tak, bo detektyw mówił, że nadal szukasz.

Zacisnęłam mocno szczękę, nie chciałam przy niej płakać, ale to pierwszy raz, gdy ktoś tak otwarcie o tym mówił.

– Wyjdź… – powiedziałam drżącym głosem. – Nie chcę o tym rozmawiać.

– Rodzice postarali się, byś nie znalazła własnego dziecka… Nawet płci nie znasz.

– Wyjdź… – I po co mi przypomina najgorszy moment mojego życia?

– Nie chcesz znaleźć swojego dziecka?

Jak ona śmie?!

– Nic ci do tego… – powiedziałam ledwo słyszalnym głosem.

– Przyjmij tę pracę, zdobądź dla mnie potrzebne informacje, a twoje problemy finansowe znikną i odnajdziesz dzieciaka.

– Ja… – Czy ja naprawdę teraz się nad tym zastanawiałam? Chloe to jak sam diabeł, nic dobrego z tego nie może wyjść…

– Słuchaj, masz 10 sekund na podjęcie decyzji. Zawsze mogę zatrudnić kogoś innego.

– Dobrze! Zgadzam się! – Nim mogłam pomyśleć, mój głos przemówił pierwszy. Cholera…

– Wspaniale! – Z torebki wyciągnęła plik kartek i mi je wręczyła. – Niestety, Colton nie zatrudnia byle kogo z ulicy, wszystkie jego nianie są z agencji. Mamy szczęście, ponieważ moja znajoma tam pracuje, więc „zatrudniła” cię jako profesjonalną nianię. Nie martw się, nie będziesz dostawała żadnych zleceń. Jutro moja znajoma wyśle mu twoje kwalifikacje, więc przygotuj się jakoś do pracy z dzieckiem. – Wstała z kanapy i skierowała się do wyjścia. W ostatnim momencie się zatrzymała. – Wiesz… Myślałam, że tak łatwo nie dasz się kupić.

Zaśmiała się głośno.

– Nie robię tego z powodu brakujących pieniędzy. Byłam przerażoną nastolatką, gdy odebrano mi dziecko. – Wzięłam głęboki oddech, by się trochę uspokoić. – Dziecko, na które nawet nie mogłam spojrzeć. Błagałam matkę, by mi go nie odbierała, powiedziałam jej, że zniknę z waszego życia. Chciałam tylko być z moim maluszkiem. Jednak nikt mnie nie słuchał… Gdy ty bawiłaś się ze swoimi koleżankami, ja przechodziłam depresję. Do dzisiaj myślę, co się stało z moim dzieckiem. Czy jest bezpieczne? Czy jest szczęśliwe? Milion myśli chodzi mi po głowie.

– Ja… – zobaczyłam na jej twarzy zmieszanie. – Nie wiedziałam. Przykro mi?

– Nie udawaj…

– Lepiej, bym wyszła. Przygotuj się. – W końcu opuściła moje mieszkanie, a ja opadłam na kanapę.

Dokumenty, które mi dała, były informacjami o tym, jak wygląda praca niani.

No tak, muszę być profesjonalna, czyż nie?

Rzuciłam kartki na podłogę i schowałam twarz w dłoniach.

Co ja najlepszego narobiłam? Wszystko dla tego jednego dziecka…

Gdy miałam 17 lat, wpadłam z nieznajomym. Zabawne, prawda? Zawsze byłam zamknięta w domu, byłam na każde skiniecie własnej siostry. Wychodziłam jedynie do szkoły, ponieważ nie chcieli płacić za prywatnych nauczycieli dla mnie.

Raz udało mi się namówić matkę, by puściła mnie ze znajomymi do klubu. Pierwszy raz piłam wtedy alkohol i… I stało się. Mało co z tego pamiętam. Bawiłam się, aż w pewnym momencie spotkałam chłopaka, który pachniał alkoholem z mieszanką perfum, które czułam od mężczyzn na przyjęciach mojej matki. Nie pasował do tego taniego klubu, to było pewne. Pamiętam jego pocałunki, całą uwagę skupiał na mnie. Jego dotyk… Był pierwszym, któremu pozwoliłam się dotykać, a nawet pójść o krok dalej… I był także ostatni. A nawet nie pamiętam jego twarzy. Kto by pomyślał, że po moim pierwszym razie zajdę w ciążę? Ale tak się stało.

Matka była wściekła, wyzwała mnie od dziwek, parę razy nawet dostałam w twarz. Wypisała mnie ze szkoły i nie pozwoliła z nikim się kontaktować. Na początku nawet nie podejrzewałam niczego. Gdy byłam w 7 miesiącu ciąży, wywiozła mnie do prywatnej kliniki. Byłam pewna, że urodzę i zniknę z ich życia. Czułam niesamowitą więź z moim dzieckiem i nigdy nie chciałam go oddać. Lecz gdy urodziłam, nawet nie dali mi go do rąk, po prostu zabrali…

Matka zimnym głosem oznajmiła, że w życiu nie pozwoliłaby mi zatrzymać bachora, mam obowiązki, a dziecko jest hańbą.

Dlatego uciekłam, gdy miałam 18 lat. Od tego czasu próbuję je znaleźć. Trudno jest, ponieważ nigdzie nie ma nawet wzmianki, że byłam w ciąży i urodziłam. Nie wiem, gdzie jest klinika. Jedynie pamiętam pokój, w którym leżałam. Moja mama postarała się, bym nigdy nie znalazła dziecka. Nie mam pieniędzy, więc… A Chloe byłaby w stanie znaleźć je, wystarczy tylko dowiedzieć się czegoś o tym mężczyźnie i tyle.

Następnego dnia dostałam natchnienia i zaczęłam malować małego chłopca wśród chmur. Przerwał mi telefon z nieznanego numeru. Zostawiałam swoje referencje, gdziekolwiek szukali kogoś do pracy, więc odebrałam, mając nadzieję, że zostanę zaproszona na rozmowę o pracę.

– Halo? – odezwałam się pierwsza.

– Nie dostałaś tej pracy! – Rozpoznałam po głosie, że była to Chloe.

– Co? – dopytywałam.

– Jego asystentka powiedziała, że ma już zatrudnioną nianię. Nie przyjął od nas żadnych dokumentów na twój temat! Nawet do tego się nie nadajesz!

– Niby jakim cudem to moja wina?! – Ona żartuje, tak?

– Zapomnij, że spłacę twoje długi! I o odnalezieniu dziecka też zapomnij!

– Chloe… – Moje serce zamarło.

– Dlaczego nie możesz zrobić tego, o co cię proszę?!

– Przecież to był twój pomysł! To nie ja starałam się o pracę, twoja znajoma miała to załatwić!

– Pewnie wyczuł twoją negatywną energię! – Jesteś wariatką! – wrzasnęłam i się rozłączyłam. – Cholera!

Jedyna szansa na odnalezienie mojego dziecka przepadła…

Może i lepiej? Czy można ufać Chloe?

Przetarłam dłonią zmęczoną twarz. Byłam w parku i próbowałam sprzedać swoje szkice, ale wszyscy omijali mnie szerokim łukiem i nic nie sprzedałam. Jutro mam rozmowę o pracę w muzeum, potrzebują kogoś do mycia podłóg. Nie mogę się spóźnić, a do tego muszę wyglądać idealnie, czyli muszę się wyspać.

Dlatego teraz szłam zatłoczoną ulicą do swojego mieszkania. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nagle ktoś na mnie nie wpadł od tyłu. Upadłam na ziemię, rozsypując swoje prace z teczki.

– Hej! – krzyknęłam wściekle i wstałam szybko, by się odwrócić.

Przede mną stał chłopiec. Starałam się uspokoić, ponieważ było to dziecko i na pewno nie chciał na mnie wpaść. Jestem pewna, że jest mu przykro. Wygląda jak aniołek… Te blond włosy i zielone oczy… Otrząsnęłam się i posłałam w jego kierunku uśmiech.

– Nie moja wina! – odkrzyknął, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć i już chciał biec dalej.

– Myślisz, gdzie idziesz?! – Złapałam go za rękę i pociągnęłam w swoją stronę.

Może i wygląda jak aniołek, ale coś czuję, że to diabeł z piekła rodem.

– Ja… – zmieszał się.

– Widzisz, co narobiłeś? – Wskazałam na swoje szkice. – Masz mi coś do powiedzenia?

– Nie?

Złapałam go za ucho i delikatnie pociągnęłam.

– Ałł, ałł, ałł! – zawołał.

Co za delikatne dziecko.

– A może „przepraszam”?

– Dlaczego?

– Chyba sobie ze mnie żarty robisz?! – Puściłam jego ucho. – Lepiej pomóż mi to pozbierać.

– Dlaczego mam ci pomagać?

– Ty mały gnojku…! – Działał mi już na nerwy.

Uszczypnęłam go w policzek.

– Ałł! – Zakrył policzek i spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. Nie będzie się bawił moim kosztem.

– Ponieważ to przez ciebie moje szkicy leżą teraz na ziemi. – Popchnęłam go delikatnie w ich stronę. – Zbieraj!

– Już, już… – Widząc, że ze mną nie wygra, zaczął je zbierać, by po chwili wszystkie mi podać.

– Było tak trudno? – zapytałam, chowając je do teczki. – Gdzie twoi rodzice?

– Jestem tu z nianią. – Zaczął się rozglądać. – Uciekłem i chyba się zgubiłem… – Nagle spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem. – I co mam teraz zrobić?

No świetnie, tego mi brakowało. Wystraszony dzieciak bez opiekuna…

Rozdział 2

Avery

Jak do tego doszło? Jakim cudem skończyłam z obcym dzieciakiem? Młody był jakimś mistrzem ucieczki, ponieważ mimo tego, że szukaliśmy jego niani, nie mogliśmy jej znaleźć. Chciałam zabrać go na komendę, niech inni się nim martwią, ale jakimś cudem jestem w jego domu i szukam numeru telefonu na lodówce do jego ojca. Młody potrafi być przekonujący… Cóż, pomogła też twarz aniołka.

– Dlaczego ty w ogóle nie masz własnego telefonu? Ile ty masz lat? – Gdyby miał własny, byłoby o wiele łatwiej.

– Zniszczyłem, gdy ojciec powiedział, że nie kupi mi nowego. – Uśmiechnął się jak anioł, ale nie zdziwiłabym się, gdyby teraz wyrosły mu rogi. – I mam 9 lat.

– Dobrze, Ben, to który z tych numerów to numer do twojego ojca? – wskazałam na lodówkę, gdzie żaden z numerów nie był podpisany.

Chłopak się wcześniej przedstawił, stąd znałam jego imię.

– Ben? – Mocno się zdziwił. – Mam na imię Benjamin.

– Ben to skrót od twojego imienia.

– Tata nie lubi, gdy skraca się moje imię.

– A widzisz go gdzieś tu?

– Nie…

– Który to jego numer i dlaczego nie są podpisane?

– Tata wymaga od opiekunek, by zapamiętały takie szczegóły.

– Tyran jakiś… – mruknęłam pod nosem.

– Ten pierwszy jest do taty.

Wybrałam numer i zadzwoniłam, nie mogłam tracić czasu. Musiałam być wyspana, więc powinnam jak najszybciej wrócić do domu.

– Czego?! – odezwał się nerwowy głos, a mi natychmiast podniosło się ciśnienie.

– Przepraszam, ale pana syn dał mi numer telefonu, bym mogła zadzwonić.

– Mówiłem, żebyś dzwoniła tylko w nagłych wypadkach!

– Co?

– Nie mam czasu na głupoty syna!

– Słucham?! – Czy on tak na poważnie?!

– Jeśli jeszcze raz zadzwonisz, to cię zwolnię!

Dosyć!

– Słuchaj ty…Ty nadęty głupi pacanie! – Starałam się dobrać słowa tak, by móc powiedzieć je przy chłopcu. I tak patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Przekraczasz pewną granicę, panno Smith!

– Po pierwsze, nie jestem panną Smith! Wiedziałbyś, gdybyś raczył mnie posłuchać, głupi ośle!

– Nieźle! – Ben uśmiechnął się szeroko, więc szturchnęłam jego ramię i pokręciłam głową.

– Kim ty do cholery jesteś?!

– Kimś, kto znalazł twojego zagubionego syna, ponieważ niania, którą zatrudniłeś, nawaliła!

– Cholera… – Tylko tyle ma do powiedzenia?!

– Ben nie chciał mi powiedzieć, gdzie pracujesz, więc teraz jesteśmy w waszym domu.

– Benjamin… – poprawił mnie, a ja aż parsknęłam śmiechem.

– BEN – specjalnie podkreśliłam jego skrócone imię. – Bardzo się wystraszył, więc prosiłabym, by wrócił pan do domu…

– Nie mogę teraz się wyrwać. Proszę z nim zostać.

– Słucham?!

– Dwie godziny! Zapłacę pani porządne pieniądze!

– Nie można zostawiać dziecka z kimś ob… – Nie dokończyłam, ponieważ przerwał połączenie. – Co za głupi osioł!

No nie wierzę! Zostawił własne dziecko z kimś obcym! Nie zna mnie, nie wie, czy nie chciałabym porwać syna lub cokolwiek! Jak tylko przyjdzie, to oberwie ode mnie! Co za nieodpowiedzialny facet!

– I co teraz? – zapytał Benjamin.

Spojrzałam na niego, wydawało mi się, że jest smutny. Nic dziwnego, jego ojciec zostawił go z obcą kobietą.

– Nic. Pokażesz mi swój dom. – Co miałam zrobić w takiej sytuacji? Musiałam zostać.

Ich dom był duży, a to znaczyło, że byli bogaci. Mieli nawet własny basen, takim to dobrze się pożyje…

– A to kuchnia. – Była ostatnim pomieszczeniem, które pokazał mi chłopiec.

– Świetnie. – Nie mówiłam, że już tu byliśmy. Ma tak duży dom, że chyba nie pamięta, gdzie był… – Lepiej powiedz mi, jak skontaktować się z twoją mamą? – Powinnam wcześniej o tym pomyśleć.

– Nie mam mamy, jestem tylko ja i tata.

– Świetnie… – mruknęłam pod nosem. – Jesteś głodny?

– Tak! – Z szuflady wyciągnął kartkę i mi ją podał. – To jest lista restauracji, w których jadamy. Zamów coś do domu, jak podasz im adres to bez problemu przywiozą.

To było dziwne, ale okay. Zerknęłam na listę.

– Czekaj… Kilka z tych lokali znam… Są bardzo drogie, a ich jedzenie jest… Dla bogaczy, dziwne… Dzieci takich rzeczy nie jedzą! – Przynajmniej takie normalne…

– Innego jedzenia nie znam.

– Współczuję.

Otworzyłam lodówkę, by zobaczyć, co tam mają i – o dziwo – była pełna. Nie zdziwię się, jeśli znajdę każdy możliwy produkt. Jak nic wyrzucają mnóstwo jedzenia, bo nie uwierzę, że to jedzą.

– Nie będziemy nic zamawiać, sami ugotujemy – powiedziałam.

– Ale ja jem tylko w tych restauracjach! I to, co przygotuje osobisty kucharz!

– Jesteś dzieckiem, potrzebujesz domowego obiadu. – Zaczęłam zaglądać do szafek w poszukiwaniu gotowego sosu. – Zrobimy spaghetti z domowymi klopsami… – Całe szczęście, że w lodówce były przetarte pomidory, dodam trochę przypraw i gotowe.

– Zrobimy?

– Tak, pomożesz mi.

– Niby dlaczego?

Wyciągnęłam sos i mięso z lodówki.

– Będzie wtedy lepiej smakować.

– Nieprawda, jak ktoś gotuje, to też mi smakuje!

– Gdy sam zrobisz, docenisz, jaką ciężką pracę wykonują dla ciebie inni. – Nie powinnam się dziwić, dzieci zawsze trudno zagonić do pomocy, a dzieci bogaczy jeszcze trudniej.

– W gotowaniu nie ma nic trudnego!

Powstrzymałam parsknięcie.

– Dlatego nie będzie problemu, by mi pomóc, prawda?

– Niech będzie… – O dziwo dał się przekonać.

Jeśli uważa, że gotowanie to nic trudnego, mam zamiar dać mu najgorsze prace. Czyli krojenie cebuli, wyrabianie mięsa… A ja sobie ugotuję spokojnie makaron.

– I co? Gotowanie jest bardzo łatwe? – zapytałam, gdy podałam mu talerz z makaronem.

– Gdyby nie trzeba było wszystkiego pilnować, gdy się gotuje…I nie byłoby trzeba tyle kroić…To może?

Zaśmiałam się. Krojenie cebuli kompletnie mu się nie podobało, ale tak bardzo chciał udowodnić, że to nic trudnego, że uparcie ją kroił.

– Co tak na to patrzysz? – Usiadłam przy blacie.

– Dziwnie wygląda…

– Wygląda domowo, a nie jak obiad dla bogaczy. Spróbuj. – Namawiałam go, a sama niepewnie na to patrzyłam.

Sos pomidorowy zazwyczaj biorę ze słoika, to pierwszy raz, gdy musiałam cokolwiek doprawiać…

Niepewnie nałożył trochę na widelec. Przegryzł pierwszy kęs, a ja siedziałam jak na szpilkach. Zrobił duże oczy i zaczął łapczywie jeść. Ulżyło mi. Zaśmiałam się i podałam mu serwetki.

– Dobre! To, co wcześniej jadłem, nigdy nie miało takiego smaku!

Zamiast soli dałam cukru, więc… Soli też, ale to słodycz pewnie go przekonała.

– Tak jadają biedni ludzie?!

– Jak już to normalni! – Nie chcesz wiedzieć, jak jadają biedni…

– Pyszne!

– Jedz, jedz. Jak skończysz, trzeba będzie posprzątać.

– Po co? Jutro przychodzi sprzątaczka.

– Ale to my nabrudziliśmy, więc posprzątamy. Ja myję, ty wycierasz.

– Zmuszasz mnie do dziwnych rzeczy.

– Do normalnych rzeczy.

Muszę zapamiętać, że życie bogatych ludzi inaczej wygląda. Jednak nie mam zamiaru sprzątać sama, a muszę to zrobić, bo jego ojciec jeszcze oskarżyłby mnie, że zostawiam u niego chlew.

Gdy posprzątaliśmy, wysłałam chłopaka do jego pokoju. Dwie godziny już minęły i jego ojciec powinien tu być. Dam mu jeszcze 30 minut, pewnie stoi gdzieś w korku. Nie ma co się denerwować, dostanę za to pieniądze, co trochę mnie podratuje.

Postanowiłam po jakimś czasie zajrzeć do chłopaka, siedział przy biurku i coś pisał w zeszycie.

– Co robisz? – Chyba nie pisze pamiętnika?

– Wysłałaś mnie do pokoju, więc uczę się francuskiego.

Serio? Ma 9 lat i uczy się francuskiego z własnej woli?

– Żartujesz sobie? Wysłałam cię po to, byś się pobawił! – Jak normalny chłopiec…

– Ale francuski…

– Czy ty jesteś dzieckiem, czy dorosłym?

– Tata mówi, że jestem na tyle duży, że nie muszę się już zbytnio bawić…

Rozejrzałam się po pokoju, gdzie było pełno zabawek.

– A te zabawki to co?

– Tak mniej więcej wyglądają pokoje dzieciaków, które widzę w telewizji. Pomyślałem, że tak musi być.

– Co twój ojciec z tobą zrobił…

– Muszę się uczyć.

– Co my tu mamy? – Podeszłam do góry zabawek i szukałam czegoś, co by mnie zainteresowało. – No proszę, dwa drewniane miecze… – Wyciągnęłam je.

– Co robisz? – Z ciekawością mnie obserwował.

– Rycerzu! Królestwo cię potrzebuje!

– Co?

– Porwałam księżniczkę i teraz pilnuje jej wielki smok! – Chwyciłam misia w kształcie dinozaura. – Jeśli chcesz ją uwolnić i pokonać smoka, musisz walczyć ze mną! – Podałam mu miecz. – En garde!

Czas pokazać temu dzieciakowi, jak powinien się bawić!

– Ja…

– Jeśli nic nie zrobisz, to królestwo będzie moje!

– Nie mogę na to pozwolić! – Odszedł od biurka i wymierzył we mnie mieczem. – Broń się, nikczemniku!

– Pokaż, na co cię stać!

Zaczęliśmy walczyć na miecze. No proszę, chyba potrafi się bawić.

– Królestwo nigdy nie będzie twoje! – krzyknął, skacząc po kanapie.

Zabawa szybko przeszła do innych części domu i teraz byliśmy w salonie.

– Gdzie księżniczka?

– Muszę przyznać, że jesteś silnym przeciwnikiem! Ale ja mam jeszcze smoka! – Rzuciłam w niego pluszowym misiem.

– Aaa!! – zaczął udawać, że jest ranny i opadł na kanapę. – Dorwał mnie!

– Ha! Królestwo jest moje! – Podeszłam do niego, a on wtedy „zranił” mnie swoim mieczem. – O nie! To była pułapka! – Upadłam na kolana. – Pokonałeś mnie, rycerzu…

– Jestem niepokonany!

Zaśmiałam się i wstałam z kolan.

– Gratuluję. Twoją nagrodą będzie słodka przekąska!

– Nie mamy w domu słodyczy!

Poszłam z nim do kuchni i z górnej szafki wyciągnęłam batona oblanego mleczną czekoladą, pewnie któryś z pracowników tu zostawił.

– Oto skarb, który znalazłam w twoim królestwie! – Podałam mu wafelek.

– Dziękuję!

Uśmiechnęłam się, widząc jego zadowolenie na twarzy. Zerknęłam na godzinę w telefonie i niepokoiło mnie, że jest już tak późno.

Próbowałam dodzwonić się do mężczyzny, ale nie odbierał. Był już wieczór, sama powinnam dawno spać, przecież po północy chcę wziąć prysznic…

– Gotowy do snu? – zapytałam, przykrywając chłopaka kołdrą.

– Tak. Dobranoc.

– Nie chcesz, abym poczytała ci do snu?

– A zrobisz to? – Był w takim szoku, że byłam pewna, że nikt nigdy temu dzieciakowi nie czytał.

– No pewnie. – Chwyciłam za książkę i usiadłam na brzegu łóżka. – Robot Rob i ja. Robot Rob był nieśmiałym panem robotem. Nie wiedział, jak być śmiałym.

– Dziękuje za dzisiaj… – powiedział cicho.

– Nie ma za co. Świetnie się bawiłam.

– Ja też…

Uśmiechnęłam się i kontynuowałam opowieść, póki Ben nie zasnął.

Czułam zmęczenie. Dochodziła godzina 23. Ojca Benjamina nadal nie było i szczerze, to byłam już wściekła.

Nagle drzwi się otworzyły. W końcu! Wstałam z kanapy i miałam nadzieję, że z mojej twarzy odczyta, jak bardzo jestem zła. Trochę mnie zamurowało z powodu jego wyglądu. Brązowe włosy miał idealnie ułożone i zaczesane do tyłu, na nosie miał czarne okulary, a broda była perfekcyjnie przystrzyżona.

– O, jeszcze tu jesteś – powiedział, spoglądając na mnie obojętnym wzrokiem.

No i czar prysnął.

– Jeszcze tu jestem?! A niby czyja to wina? – krzyczałam, ale miałam to gdzieś. Dom był wielki, wiedziałam, że nie obudzę Benjamina.

– Przecież to nie był żaden problem.

Ten gnojek tak lekko do tego podchodził, że we mnie się aż gotowało!

– Nie był problem?! Pomijając, że mam własne życie, to jak mogłeś swoje dziecko zostawić z obcą osobą?!

– Nie mam na to czasu. Ile mam ci zapłacić?

– Czy ty w ogóle mnie słyszysz?!

– 500 dolarów wystarczy? – Z portfela wyciągnął pieniądze i jakby były niczym, rzucił je na stolik. – Dzięki za pomoc, ale możesz już iść.

– Głupi pacan! Osioł! I gdybym miała czas, to na pewno wymyśliłabym więcej epitetów!

– Uważaj dziewczynko, nie wiesz, z kim masz do czynienia.

W tej chwili kompletnie miałam to gdzieś.

– Z idiotą, który nie potrafi zająć się swoim synem! A pieniądze to sobie w dupę wsadź!

Ruszyłam wściekła w stronę drzwi. Gdy go mijałam spiął się.

– Wiesz co? Zmieniłam zdanie! Byłabym głupia, gdybym nie wzięła pieniędzy za swój czas! – Wróciłam po nie. 500 dolarów na ulicy nie leży. – I wiesz co? Mógłbyś być bardziej wdzięczny za to, że opiekowałam się twoim synem! Normalna osoba przeprosiłaby za wszystko i jeszcze zaproponowałaby podwiezienie do domu! Jest cholerna noc!

– To ty powinnaś być wdzięczna za to, że w ogóle zapłaciłem.

– A pierdol się! Szkoda mi tylko Bena!

– Ma na imię Benjamin!

– Głupi osioł! – fuknęłam na niego i trzasnęłam drzwiami.

Gdy byłam już na ulicy, westchnęłam. Przynajmniej zapłacę za rachunki… Obym już nigdy nie spotkała tego pacana w swoim życiu

Colton

Byłem zmęczony i za bardzo nie rozumiałem, dlaczego wracam do domu, przeważnie nocuję w hotelu. Przypomniałem sobie, co tu robię, gdy zobaczyłem tę dziewczynkę w moim salonie. Miała pewnie nie więcej niż 20 lat. Zapewne studentka, bo pod pachą trzymała czarną teczkę do rysunków. Mała, a miała gadane. Czy ona mnie od osłów wyzwała?

Ściągnąłem okulary i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Było widać już wory pod oczami. Po prysznicu muszę nałożyć krem, by jakoś się jutro prezentować.

Wyszedłem z łazienki, w salonie nadal czułem ten zapach. Zdenerwowany otworzyłem wszystkie okna. Gdy wszedłem do domu, nie czułem tego, dopiero gdy mnie minęło, poczułem ten słodki zapach wanilii z nutką czegoś, czego nigdy nie potrafiłem określić. Znam tę woń, czułem ją kiedyś. W pewnym momencie nawet miałem obsesję, by odnaleźć tę nutę zapachową, ale mi się nie udało. Wtedy pojawia się jakaś studentka, która na mnie krzyczy, a do tego pachnie tak znajomo…

Miała rację, że nie powinienem zostawiać syna, ale mam interesy o które muszę dbać, to przyszłość mojego syna. Zajrzałem do jego pokoju, spał jak zabity. Przynajmniej zrobiła dobrą robotę i go uśpiła.

Westchnąłem i wróciłem do salonu, już więcej nie czułem jej zapachu. Położyłem się na kanapie i zamknąłem oczy.

Jestem dobrym ojcem…

Rozdział 3

Avery

Starałam się zapomnieć o ośle, który zostawia z obcą osobą dziecko. Dobrze, że wzięłam pieniądze. Niestety, spóźniałam się na rozmowę o pracę z samego rana, a te 500 dolarów uratowało mi życie, jednak tylko na chwilę…

Teraz miałam kolejną rozmowę. Nerwowo poprawiałam ubrania, założyłam najlepsze ciuchy, jakie miałam. Czystą białą koszulę, szare spodnie materiałowe i czarny sweterek. Na co dzień inaczej się ubierałam, a dokładnie w to, co udało mi się zdobyć od lokalnego kościoła. Było tak kiepsko, że nie stać mnie na ubrania, więc raz w miesiącu chodziłam do świetlicy kościoła, uczestniczyłam w spotkaniu, w którym mówili, jak poprawić swoje życie, jadłam stare kanapki i walczyłam o ubrania. Jednak najwięcej, jakich można było tam znaleźć, to moda od starych babć, nic dziwnego, to one najwięcej oddawały. Na spotkania przychodziła jedna dziewczyna, która miała raczej specyficzny styl. Uwielbiała czerń, fiolet, dziurawe spodnie, długie spódnice. Raz słyszałam, jak starsza kobieta mówiła, że wygląda jak czarownica. Cóż… Wolę styl czarownicy niż babci, która nosi szerokie sukienki w kwiaty dla kobiet po 60–tce. Dlatego walczyłam o jej ciuchy, bo jako jedyne były w miarę „normalne”.

A teraz muszę dostać tę pracę, jeśli chcę przetrwać. Zabawne jest to, że to hotel bogacza, u którego miałam pracować na „prośbę” siostry. Po chwili podeszła do mnie wysoka i zadbana kobieta. Uśmiechnęła się trochę sztucznie.

– Cześć, jestem Nicole! Rozmawiałyśmy przez telefon. – Pachniała jak kwiatowa łąka.

– No tak… Cześć!

– Będę uczestniczyła w twojej rozmowie. Teraz przyszłam cię powiadomić, że mamy małe opóźnienie.

– To nic takiego, poczekam tutaj.

– Świetnie! Może w międzyczasie napijesz się czegoś? Herbaty, kawy?

– Nie… Nie trzeba… – Trochę mnie zaskoczyła, przyszłam starać się o pracę sprzątaczki…

– Gdybyś czegoś potrzebowała, to daj znać w recepcji, a dziewczyny wszystko ci załatwią. – Uśmiechnęła się i odeszła.

Dobre szkolenie, nie czułam się jak jakiś wyrzutek, rozmawiając z nią.

– Nie chcę tego!

Usłyszałam znajomy głos i aż odwróciłam się na fotelu. To był Ben!

– Jestem twoją nową opiekunką i będziesz jadł to, co ci daję! – Jego opiekunka wyglądała, jakby wyszła z okładki magazynu… Raczej inaczej sobie wyobrażałam nianię.

– Nie! – Chłopak zaczął się rzucać na wszystkie strony, jakby dostał jakiegoś ataku.

Wszyscy zwrócili na niego swoją uwagę. Miał twarz anioła, a zachowanie samego diabła.

– Gówniarz jeden… – mruknęłam pod nosem i wstałam.

Podeszłam do niego i postawiłam go na nogi, ponieważ chwilę wcześniej zdążył już położyć się na podłogę.

– Co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam zdenerwowana, od jego krzyków już bolała mnie głowa.

– Zostaw go! Kim jesteś?! Zawołam ochronę! – Opiekunka chłopaka złapała mnie za ramię swoją chudą rączką, ale z łatwością ją odepchnęłam.

– Ona chce mnie otruć! – zawołał Ben, który na mój widok trochę się uspokoił.

– Bez przesady! Daję ci to, co przygotował prywatny kucharz – oburzyła się i tupnęła szpilką.

– No tak, zapomniałam, że macie prywatnego kucharza…

– Raz w tygodniu układa menu moich śniadań i przekąsek – wyjaśnił chłopak.

– Odsuń się od dziecka, bo wezwę ochronę!

Chciało mi się śmiać z tej dziewczyny. Byłam niska i raczej drobna, ale jestem pewna, że jakbym ją tylko popchnęła, to straciłaby równowagę na tych szpileczkach i poleciałaby jak kłoda.

– Nie! To moja przyjaciółka! – zawołał Ben.

– O co robisz tyle krzyku? – zapytałam.

– O to! – wskazał na butelkę, którą trzymała kobieta.

– Daj mi to. – Bez problemu wyrwałam z jej dłoni butelkę. Powąchałam zawartość. – Co tak cuchnie?

– Smoothie z zielonych warzyw! Najzdrowsze, co może być – wyjaśniła niania.

– I ona każe mi to pić! – Benjamin był oburzony i nie dziwiłam mu się.

Oddałam kobiecie butelkę i z torebki wyciągnęłam mus owocowy, który zdobyłam na festynie rodzinnym.

– Masz. – Podałam mu mus.

– To na pewno ma w sobie mnóstwo cukru! – zawołała opiekunka.

– Dziękuję! – Benjamin z chęcią przyjął to, co mu dałam.

– On powiedział „dziękuję”? – Niania była w szoku i za bardzo nie rozumiałam, o co chodzi.

– Co tu się dzieje? – odwróciłam się i zobaczyłam, jak w naszą stronę idzie ojciec Bena. Na jego widok aż ciśnienie mi się podniosło. – Ty… – Przystanął, gdy mnie zobaczył.

– Ty… – Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

– Zostałem wezwany, ponieważ mój syn nadal robi problemy.

– Gdyby ktoś dawał mi tę zieloną papkę, to też bym robiła problemy – wskazałam na butelkę.

– To ja decyduję, czym karmię swojego syna.

– Jeśli jesteś taki mądry, to wypij tę papkę.

– Myślisz, że tego nie zrobię? – Zdenerwowany zabrał od opiekunki butelkę i wziął duży łyk.

Powstrzymywałam szeroki uśmiech na jego widok. Widziałam, jak nadal trzymał to w ustach i zastanawiał się, czy przełknąć. Gdy w końcu to zrobił, w jego oczach pojawiły się łzy. Szkoda, że nie miał tych okularów z czarnymi oprawkami…

– Ben, na pewno mają tu kącik dla dzieci. Idź się pobaw. – Odsyłam dzieciaka tylko dlatego, że nie chciałam, by patrzył, jak jego ojciec także nie chce tego przełknąć. – I weź to, bo inaczej umrzesz z głodu. – Dałam mu kolejny mus.

– Dobrze! Dziękuję! – Pobiegł w głąb korytarza.

– A gdy mu proponowałam, to nie chciał się bawić – oburzona opiekunka poszła za Benjaminem.

– I co? Dobre? – zapytałam z przekąsem.

– To dla jego dobra.

– Jeśli tak uważasz, to daj mu przykład i sam to pij.

– Masz tupet, by mówić mi, jak mam wychowywać własne dziecko.

– Możemy zacząć. – Nagle obok mnie pojawiła się Nicole, a ja zbladłam.

Zależy mi na pracy, a wchodzę w kłótnię z gościem! Bo jak inaczej wyjaśnić obecność Bena i jego ojca?

– Co możecie zacząć? – zapytał mężczyzna i nie spodobał mi się jego ton.

– Rozmowę o pracę… – odpowiedziała Nicole.

Dlaczego tak się denerwuje? Cholera… To jakiś ważny gość… Jest źle…

– Sam ją przeprowadzę, wyślij do mojej asystentki jej aplikację.

– Niby dlaczego to ty masz poprowadzić tę rozmowę? – Czy to nie przegięcie? Jest tylko gościem!

– Ponieważ ten hotel należy do mnie i to ja jestem tu szefem.

– To ty jesteś Colton Anderson? – Nagle poczułam się taka mała…

– Za mną…

Cholera! Dlaczego to ja mam takiego pecha?!

Gdy byliśmy w jego biurze, starałam się nie rozglądać. Muszę zachowywać się profesjonalnie. Siedzieliśmy już tak z 20 minut i coraz bardziej się denerwowałam. Powinnam wyjść… I tak nie dostanę tej pracy. Stracę mieszkanie, będę żyła na ulicy. Znowu będę musiała podnosić się z samego dna.

– Hmm… – mruknął pan Anderson, gdy nadal coś przeglądał w swoim laptopie. – Dlaczego chcesz dla mnie pracować?

Zagryzłam mocno zęby. Nie mogę nic powiedzieć… Co to za głupie pytanie?!

Uśmiechnęłam się delikatnie.

– Ponieważ pańska firma oferuje dobre warunki pracy, jesteście liderem na rynku hotelarskim i jeśli mam się rozwijać to tutaj.

– Chcesz się rozwijać jako sprzątaczka?

Co za…

– Najwyraźniej… – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

– Patrzę na twoje kwalifikacje i dlaczego sądzisz, że nadajesz się do pracy właśnie tutaj?

– Jak pan widzi, pracowałam już w kilku firmach sprzątających, więc mam doświadczenie.

– Ale nie sprzątałaś nigdy w hotelu. Co zrobisz, jeśli wejdziesz do pokoju, a tam będzie jeszcze gość?

Przegonię go mopem? Co to są za pytania…?

– Przeproszę za najście i poinformuję, że przyjdę później.

– Coś jeszcze?

Może powiesz, że mam całować go po stopach?

– Wyjdę i wrócę później, by posprzątać…

– Błąd, dowiesz się u swojej kierowniczki lub w recepcji, czy ten gość powinien tam jeszcze być.

– Na pewno na szkoleniu wszystkiego się nauczę.

– Nie będzie szkolenia. Nie nadajesz się do tej pracy – mówił to tak spokojnie.

– Słucham? Nie nadaję się, bo nie wiedziałam, co zrobić w przedstawionej sytuacji?!

– Moi pracownicy muszą być na wszystko przygotowani.

– I na pewno są, ale dopiero po szkoleniu! Mam spore doświadczenie!

– Może, ale nie mam ochoty cię zatrudniać.

– Słucham?! – wstałam wściekła. – Ty… Ty… – Aż trudno było mi znaleźć odpowiednie słowa na tego… Dupka!

– Wyjdź, zanim wezwę ochronę.

– Ty bogaty pacanie! – I tyle z mojego opanowania. – Możesz się tak zachowywać tylko dlatego, że masz pieniądze! Zapatrzony w siebie dupek!

– Widzisz… I to kolejny powód, dla którego nie możemy razem pracować.

– Razem?! Pewnie nawet nigdy nie miałeś mopa w ręku!

– Moja praca jest ważniejsza od twojej…

– Każda praca jest ważna! Ale skąd możesz to wiedzieć, jeśli masz przerośnięte ego!

– Wyjdź, jeśli nie chcesz być wyrzucona!

– Głupi osioł!

Colton

No proszę, znowu nazwała mnie głupim osłem! Jeśli myślała, że ją zatrudnię, to jest w wielkim błędzie! Nawet nie powinienem jej tu zapraszać! Powinienem dać znać, że jej nie zatrudniamy i tyle! A ja ją ściągnąłem do siebie. Prawda jest taka, że ona znowu tak pachniała… I nie jestem jakimś dziwakiem, który pragnie wąchać kobiety… Chodzi mi o ten specyficzny zapach. Wanilia z nutką czegoś, co trudno mi określić. Może nawet chciałem ją zapytać, co to za zapach? To prawda, chciałem też zrobić jej na złość i po prostu jej nie zatrudniać. To nawet było urocze, jak ta kruszynka się denerwowała.

Sięgnąłem po szklankę wody, by pozbyć się smaku papki, którą musiałem przez nią wypić. Teraz nie dziwiłem się, że Benjamin tak się buntował przed wypiciem tego. Może rzeczywiście powinienem coś zmienić… Porozmawiam z kucharzem.

A teraz wrócimy do tej uroczej blondyneczki.

Już chciałem się odezwać, gdy do środka wpadł mój syn.

– Zatrudniłeś ją? – To było pierwsze pytanie, jakie mi zadał.

– Nie wiem, o czym mówisz – odpowiedziałem spokojnie.

– Jako moją nową nianię.

Zaśmiałem się. Ona by miała być jego nianią? Dziewczyna, która działa mi na nerwy? Sama jest dzieckiem, w życiu bym nie dał jej pod opiekę własnego syna.