Plan B - Kaczmarczyk Marta - ebook
NOWOŚĆ

Plan B ebook

Kaczmarczyk Marta

4,7

114 osoby interesują się tą książką

Opis

Zuza i Piotr wracają ze słonecznych greckich wakacji, gdzie nie tylko świętowali rocznicę poznania się oraz urodziny dziewczyny, ale także się zaręczyli. Po powrocie do kraju zamierzają rozpocząć budowę idealnego domu, zająć się organizacją wymarzonego wesela i wieść wspólne spokojne życie.

Jak się okazuje, na drodze do ich szczęścia los stawia wiele przeszkód. Nawiedzają ich również demony przeszłości, a jednym z nich jest Adam, były chłopak Zuzy. Choć to dopiero początek komplikacji, którym przyjdzie im stawić czoło.

Czy pomimo trudności uda się im spełnić swoje marzenia?  Założą szczęśliwą rodzinę? Być może ich idealny pomysł na przyszłość będzie wymagał jakiejś zmiany, być może będzie im potrzebny Plan B.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 390

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (33 oceny)
26
4
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Korteress55

Nie oderwiesz się od lektury

Super. Polecam serdecznie 💓
10
taakarola

Nie oderwiesz się od lektury

Idealna na wolny weekend
10
dbasia2000

Nie oderwiesz się od lektury

czekałam długo na część druga ale nie zawiodłam się super,
10
Basiaaaa123

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna książka jestem pod wielkim wrażeniem i jest mi żal że to już koniec choć liczę że może wspomnisz o nich przy historii Jana i Miski bo oni też są wspaniali czekam z niecierpliwością 💚💚💚
10
laxandra28

Całkiem niezła

Jeszcze większy chaos niż w pierwszej części. Za dużo tych wszystkich zwrotów akcji. Kilka zabawnych dialogów i tyle.
11

Popularność




MARTA KACZMARCZYK

SKRYWANE SEKRETY #22024

Dla wszystkich mam, matek, mamusiek.

Tych psich, kocich, biologicznych, adopcyjnych, zastępczych, chrzestnych…

 

Za to że jesteście i odwalacie kawał dobrej roboty.

PROLOG

Lipiec, rok później

Zuza

Odsłania mi oczy, a mnie momentalnie zatyka. Ogród jest już w pełni gotowy na jutrzejszą ceremonię. Biały namiot, w środku biały dywan, a po jego dwóch stronach rozstawione są jasne krzesła. W miejscu, gdzie będziemy jutro składać sobie przysięgę jest dekoracja z biało-różowych kwiatów i suszonych traw. Taki motyw powtarza się też w innych miejscach. Nasze krzesła zdobią makramy, w których ostatnio się zakochałam. Wszystkiego dopełniają nastrojowe światła, bo gdzieniegdzie rozstawione są drewniane latarenki, które rzucają ciepłą poświatę. Jest pięknie. Idealnie. Delikatnie, bez przesady, a ze smakiem.

– Dokładnie tak, jak chciałam – mówię na głos, obserwując namiot.

– Jutro będzie jeszcze lepiej, bo o tej porze będziesz już moją żoną.

Piotr obejmuje mnie z tyłu silnymi ramionami. Od razu rozpływam się pod jego ciepłym dotykiem.

W pewnym momencie słyszymy jakiś hałas z boku. Odwracamy się tam odruchowo, ale dostrzegamy tylko lekko poruszające się krzaki.

– To zapewne koty. Wiem, że panie sprzątające dokarmiają lokalne mruczki – wyjaśnia Piotr. – Zatańczysz ze mną? – proponuje ściszonym głosem. – Nie jestem w szczytowej formie, nie wiem, czy jutro będę mistrzem parkietu, więc może zrobimy próbę generalną?

Nie czekając na moją odpowiedź, wyciąga z kieszeni telefon i przez chwilę czegoś w nim szuka, aż w końcu do moich uszu docierają pierwsze dźwięki piosenki You Are So Beautiful autorstwa Joego Cockera. Piotr odkłada telefon na pobliską ławkę, obejmuje mnie w talii, ujmuje prawą dłoń i zaczyna się bujać.

Wpatruję się w wielkie ciemne oczy. W głowie przeskakują mi różne wspomnienia. Te dobre i złe, nasze początki, kłótnie, nieporozumienia. A potem przytulenia, zbliżenia i pocałunki. Nie zawsze było miło, uroczo isłodko, ale nie zmieniłabym niczego między nami. Chcę mu teraz tyle powiedzieć! Że go kocham, że jest dla mnie ważny, ale czuję taki ucisk w gardle, że nie umiem wydusić ani słowa. Więc po prostu na siebie patrzymy, kołysząc się w rytm utworu. Nikt nic nie mówi. Nie musi.

Kiedy piosenka się kończy oplatam ramionami jego szyję i wspinam się na palce. On ściślej przyciska mnie do siebie. Stoimy tak kilka minut. W końcu rozluźniam mój uchwyt, a Piotr składa jeden krótki pocałunek na moich ustach. Nie jest on namiętny, nie ma prowadzić do seksu, lecz wyrażać miłość, i ja to wiem. Doskonale to czuję.

Przełykam ślinę, uśmiecham się do niego lekko, odwracam się i sama wracam do hotelu. Nie pada między nami już żadne zdanie, bo dodatkowe słowa są już zbędne.

Rozdział pierwszy

Lipiec, obecnie

Zuza

Siedzę w samolocie i wpatruję się w okno, nie mogąc uwierzyć w moje szczęście. Kiedy rok temu wracałam z wakacyjnego wypadu z przyjaciółkami, byłam pełna obaw i wątpliwości, sceptycznie patrzyłam na ówczesny związek, ponieważ miotały mną sprzeczne uczucia. W Grecji poznałam Piotra, który zupełnie zawrócił mi w głowie, choć bardzo się przed tym broniłam. Próbowałam podejść do tego logicznie. O, ja naiwna!

Pomimo mocnego postanowienia, że spróbuję dać Adamowi i sobie szansę na wspólną przyszłość, wyszło inaczej. On o tym zadecydował. On oraz zdzira, z którą mnie zdradził. Chyba wolałabym dowiedzieć się od kogoś, że nie jest mi wierny, bo przyłapanie ich w trakcie marnego spółkowania było średnią przyjemnością, ale przynajmniej nie miałam złudzeń. Dla mnie był to definitywny koniec.

Praca uratowała mnie wtedy przed całkowitym rozsypaniem się. Poświęciłam się mojej knajpce – Garnkom, obowiązkom oraz gotowaniu. Na szczęście kilka miesięcy później na mojej drodze ponownie stanął Piotr. Tak bardzo się cieszę, że nie odpuścił i postanowił mnie odnaleźć. Początki naszej znajomości nie należały do najbardziej romantycznych historii. Sytuacja była jasna – żadnych uczuć, tylko seks i miłe towarzystwo. Mocno się tego trzymałam! Przynajmniej oficjalnie.

To Piotr pierwszy przyznał, że mnie kocha. Jego wyznanie było dla mnie równocześnie spełnieniem marzeń, jak i ziszczeniem najgorszych obaw. Musiałam mu w końcu powiedzieć, że nie założy ze mną rodziny, nie zostanie tatusiem, bo nie urodzę mu gromady dzieci. Te informacje nie zraziły go, cały czas podkreślał, że to niczego między nami nie zmienia.

Jego przeszłość też nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Uważam, że niepotrzebnie obwinia się o śmierć Matyldy, swojej siostry, wymierzając sobie karę i obciążając swoje sumienie. W moich oczach jest najbardziej opiekuńczym, odpowiedzialnym i najlepszym facetem na świecie.

Myślę, że teraz – kiedy każde z nas przyznało się do wszystkiego, co dotychczas chowaliśmy przed ludźmi – mamy czystą kartę. Wiemy o sobie wszystko, chcemy ze sobą być, kochamy się i planujemy być szczęśliwi. Cholernie szczęśliwi!

Po powrocie do rzeczywistości czeka nas remont mieszkania, o którym Piotr nie raczył mnie wcześniej poinformować. Do tego mamy wspólną restaurację Forest, która coraz lepiej prosperuje. Ja muszę doglądać knajpy w Szczyrku, a Piotrek ma swoje interesy, firmę deweloperską, hotele, rozpoczęte budowy oraz inwestycje. Podsumowując, dzieje się.

– Za dziesięć minut lądujemy. Zapnij pas. – Z zamyślenia wyrywa mnie głos narzeczonego.

Narzeczonego.

Bierze moją prawą dłoń, kładzie sobie na lewym kolanie i dotyka pierścionka, uśmiechając się lekko.

Rok. Tyle czasu wystarczyło, aby moje życie… Nie! Nasze życie, odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Już nie mogę się doczekać, kiedy podzielimy się nowinami z najbliższymi.

– Tęsknię za Sonią. Mam nadzieję, że o nas nie zapomniała. – Ten pies jest naszym oczkiem w głowie.

– Jak się na ciebie rzuci, to nie będziesz miała wątpliwości. W przyszłym tygodniu musimy zacząć ustalenia z firmą. Chciałbym, aby w sierpniu budowa domu wystartowała już pełną parą.

Mój narzeczony myśli o wszystkim. Nie możemy zostać w jego i tak dużym mieszkaniu. Zamarzył mu się dom w lesie. Przyznaję, że sama tego chciałam, lecz jego projekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.

– Ale najpierw ogłoszenie zaręczyn oraz twoje urodziny, maleńka. – Cmoka mnie w skroń.

Rozdział drugi

Piotr

Zuza postanowiła, że jej przyjęcie urodzinowe zrobimy w Garnkach. Uznała, że tak będzie wygodniej. Jej rodzice wyszli z inicjatywą, że pojadą po moją babcię do Wisły; zaoferowali jej i mojej mamie nocleg po imprezie. Zaproszeni są też rodzice Michaliny i Lilki oraz pracownicy Zuzy. Wszyscy mieszkają na miejscu, więc nie musimy kombinować z załatwianiem miejsc do spania. Lilka z Arturem zatrzymają się u jego rodziców, a Miśka ma swoje mieszkanie. Janek natomiast uparł się, że wróci wieczorem do Katowic. Ostatnio trochę dziwnie się zachowuje i jest jakiś nieswój. Unika tematu relacji z Michaliną, choć widać, że coś między nimi iskrzy.

Moja narzeczona uznała, że cała impreza będzie wegańska. Nie to, żeby chciała kogoś przekonywać do przechodzenia na roślinną dietę, ale postanowiła udowodnić, że da się zrobić pyszne posiłki bez użycia mięsa i produktów odzwierzęcych. Wiem, że ma rację, jestem pewien, że jedzenie będzie wyśmienite, choć chętnie zjadłbym jakąś roladkę czy kotleta. Jednak to jej urodziny, więc niech sama decyduje o wyborze menu.

Szczegóły ustaliła jeszcze przed naszym wyjazdem na wakacje. Ewa jest głową przedsięwzięcia. Wszyscy pracownicy Garnków oczywiście zaproszeni są na imprezę, jednak zdecydowali, że najpierw wszystko przygotują, a dopiero później zaczną się bawić jak na gości przystało.

Jedna z ostatnio zatrudnionych kelnerek z Katowic ma dziesięcioletniego brata, Huberta. Chłopak rok temu został potrącony na przejściu dla pieszych, co skutkowało uszkodzeniem kręgosłupa, więc obecnie wymaga kosztownej rehabilitacji. Moja dobroduszna narzeczona organizuje zbiórkę dla tego chłopca, a że jego konikiem są dinozaury, to poprosiła, aby zamiast prezentów dla niej, goście przynieśli coś dla Huberta. To już powoli nasza tradycja urodzinowa.

Aby zachować zaręczyny w tajemnicy, Zuza postanowiła nie nosić pierścionka. Włoży go dopiero w trakcie imprezy.

Jedziemy do Szczyrku już w piątek i zabieramy ze sobą Sonię. Dzięki niej nie będę musiał siedzieć sam w domu w oczekiwaniu na Zuzę, podczas gdy ona będzie szaleć w Garnkach.

Do domu wraca późnym wieczorem – zmęczona, ale jak zwykle zadowolona. Widać, że brakowało jej gotowania. Mnie natomiast przez cały dzień brakowało jej.

– Wszystko gotowe? – zagaduję, nalewając nam wina.

– Tak, jutro Ewka zajmie się resztą, więc nie muszę iść do pracy.

– Więc cały jutrzejszy dzień rezerwujesz dla mnie? – Podaję jej pełny kieliszek, podchodząc do kanapy.

– Tak. Śpimy do późna, potem możemy wybrać się z Sonią do lasu. Chyba weźmiemy ją jutro na imprezę. Co myślisz?

– W tym miejscu nie zostawała sama na dłużej, więc to dobry pomysł. Co chcesz zrobić z mieszkaniem?

– Jak to co? – Podnosi na mnie pytające spojrzenie.

– Skoro będziemy mieszkać razem w Katowicach…

– Nie sprzedam mieszkania! – oburza się. – Nadal będę tu przyjeżdżać, więc muszę mieć gdzie się zatrzymać.

– Zamierzasz dalej ode mnie uciekać? – Siadam obok niej, odgarniam jej włosy z twarzy i zakładam kosmyk za ucho.

– Co jakiś czas – droczy się ze mną. – Nie łudź się, że nie będę tu w ogóle zaglądać. Chcę też czasem odwiedzić rodziców lub Miśkę – dodaje, na co ja kiwam głową. – Zastanawiam się tylko, co zrobić z roślinami. – Wskazuje ścianę w salonie pokrytą niezliczoną liczbą doniczek z bujną roślinnością. – To spore zobowiązanie dla mojej sąsiadki, aby o to dbać. Może przeniosłabym to do Garnków? Co sądzi pan architekt? – Klepie mnie w udo.

– Na pewno będzie pasować do klimatu knajpy. Załatwić ci kogoś do pomocy?

– Poproszę tatę. On to montował, więc będzie wiedział najlepiej, jak się za to zabrać. Myślę, że lepiej, żeby mieszkanie było puste, aby nie robić takiego problemu dla pani Mleczko.

– Gdzie chcesz mieć wesele? – zmieniam temat.

– Nie wiem. – Wzrusza ramionami. – Nie myślałam jeszcze o tym.

– Chcesz wziąć ślub kościelny?

– Nie bądźmy hipokrytami – prycha. – Cywilny wystarczy. Może być na świeżym powietrzu. Nie chcę wielkiego wesela z pompą. Coś małego, skromnego, bez zadęcia.

Małe i skromne, jak ona.

– Może w Wiśle? – proponuję miejsce, które od razu nasuwało mi się na myśl.

– W twoim hotelu?

– Naszym – poprawiam ją, a ona od razu gani mnie spojrzeniem.

– Twoim – wymawia z naciskiem. – Może być. Twoja babcia nie musiałaby dojeżdżać, a przyjezdni goście mieliby od razu nocleg.

– Szczerze mówiąc, już jakiś czas temu zabookowałem cały hotel na tydzień – przyznaję.

– Co? Po co?

– Żeby w trakcie wesela nikt się nam tam nie plątał. Ale gdybyś chciała inne miejsce, to możemy się pobrać, gdzie tylko zechcesz.

– Wisła mi odpowiada, tylko po co rezerwacja aż na tydzień?

– Ślub ma być w sobotę, myślę, że goście mogliby zostać jeszcze na dzień czy dwa. A przed przyjęciem trzeba wszystko przygotować. Możemy pojechać tam wcześniej, aby moja perfekcjonistka sama wszystkiego doglądała. – Trącam ją w nos. – Chcesz, żebym brał udział w przygotowaniach? – Staram się ukryć uśmiech.

Oboje doskonale zdajemy sobie sprawę, jak bezużyteczny jestem w tego typu kwestiach.

– A ty chcesz się angażować? – parska śmiechem.

– Niekoniecznie – przyznaję.

– Po prostu przyjdź, załóż garnitur, nie pomyl imienia, jak Ross w Przyjaciołach, i kochaj mnie. – Rozciąga usta w uśmiechu.

– Kocham cię. – Głaszczę jej błyszczące włosy.

Jak nikogo innego.

– Ale będę z tobą konsultować ważniejsze decyzje – obiecuje.

– Zuza, możemy jeszcze omówić jedną drażliwą kwestię, zanim cię przelecę? – Dziewczyna wybucha śmiechem.

– Jesteś taki pewien, że ci na to pozwolę? – Odtrąca moją dłoń, którą próbowałem jej wsunąć pod bluzkę.

– Chodzi o Forest – zaczynam niepewnie.

– Będziesz dalej męczył ten temat… – Wzdycha.

– Po ślubie i tak wszystko będzie wspólne, więc co to za różnica? – Irytuję się.

– Piotr, mam nadzieję, że podpisanie intercyzy nie podlega dyskusji. – Prostuje się i patrzy na mnie wymownie.

– Nie podlega – przyznaję jej rację. – Nie zamierzam jej sporządzać.

– Nie drażnij mnie – syczy przez zęby. – Ja zamierzam ją podpisać!

– Kręcisz mnie, gdy się złościsz. – Ściskam jej pierś.

– Przestań! – Zrywa się z kanapy. – To nawet nie chodzi o to, czy mi ufasz, czy nie. Nie zamierzam rościć sobie praw do niczego, co jest twoje. Ja nie chcę brać żadnej odpowiedzialności za twoje interesy. Nawet do końca nie wiem, gdzie co masz ulokowane… – Zapowietrza się i zaczyna swoją tyradę, a jej wywód jest dość długi.

Wsparty na łokciu, oglądam z kanapy, jak się nakręca, wymachując rękami. Uwielbiam, gdy jest taka pełna pasji, chce postawić na swoim i nie daje za wygraną.

– Zuza, nie marnuj energii, bo będziesz jej potrzebować w łóżku – wtrącam ze śmiechem. – Powiedzmy, że wrócimy do tematu. – Staram się ją uspokoić. – Możemy pójść na jeden kompromis? – sugeruję, na co gromi mnie wzrokiem. – Od kiedy otworzyliśmy Forest, założyłem dla niego osobne konto. Wszelkie koszty, wypłaty, zakupy są z niego opłacane, ale również wpływają tam zyski. Możesz to przejąć? Proszę. Ja nie chcę się tym zajmować, ty zrobisz to lepiej.

Myśli. Moja narzeczona intensywnie myśli. Aż paruje.

– Ale moje wynagrodzenie się nie zmieni – upewnia się, a ja wzdycham głośno.

– Na koncie jest spora kwota, wykorzystasz ją, jak tylko będziesz chciała. Możesz kupić sobie kucyka, możesz też trzymać gotówkę w walizce, albo zainwestować w restaurację.

Nagle zaświeciły się jej oczy.

– Masz już jakiś pomysł?

– Może. – Unosi brew.

– Więc zgadzasz się? Możemy zamknąć temat i iść już się porządnie pieprzyć?

– Jesteś niemożliwy. – Kręci głową z dezaprobatą. – Zgadzam się, ale intercyza i tak będzie. – Wymierza we mnie palec wskazujący. – Idę pod prysznic, a ty dolej mi wina. – Chcę wstać, aby ruszyć za nią. – Nie! Idę sama.

Odwraca się, po czym znika w łazience. Niepokorna uparta złośnica.

***

Moja Zuza jak zawsze stanęła na wysokości zadania. Jej przyjęcie urodzinowe jest przygotowane w najdrobniejszych szczegółach. Postawiła na proste rozwiązania, wszystko jest tym razem w klimacie eko. Widzę, że moja narzeczona jest trochę poddenerwowana, pewnie stresuje się ogłoszeniem zaręczyn. Ja natomiast, nie mogę się doczekać.

Goście zjawiają się punktualnie, wszyscy zaproszeni przybyli. Zaczynamy tortem i kawą, a na późniejszą godzinę zaplanowana jest ciepła kolacja. Kiedy Artur rozdaje nam kieliszki z szampanem postanawiam, że to dobry moment na przekazanie wieści. Stukam delikatnie łyżeczką w szkło, zwracając uwagę wszystkich zgromadzonych. Zuzka rzuca mi lekko przerażone spojrzenie, ale ja nie zamierzam już dłużej czekać.

– W związku z tym, że moje przemówienia cieszą się dużym uznaniem, chciałem powiedzieć kilka słów – zaczynam, wstając. – Dlatego pozwolę sobie na przejęcie tej roli od dzisiejszej solenizantki. Na początku dziękujemy wszystkim za przybycie, cieszę się, że spotykamy się w takim gronie. – Wyciągam dłoń do Zuzy, podaje mi ją i staje obok. – Korzystając, że jesteśmy tu wszyscy, mamy dla was pewne wieści. – Zawieszam na chwilę głos, widzę napięcie malujące się na twarzach gości. – Podczas wyjazdu do Grecji, Zuza zgodziła się zostać moją żoną.

Wyjmuję z wewnętrznej kieszeni marynarki pierścionek, którym miałem się dziś opiekować. Wkładam go na palec narzeczonej, czyli tam, gdzie jego miejsce. Patrzę w jej wielkie oczy, które teraz wypełniają się łzami. Całuję ją mocno, bo nie mogę się już dłużej powstrzymywać i przyciągam ją pewnie do siebie, ujmując zgrabną talię. Odsuwam się po chwili i wycieram pojedynczą łzę, spływającą po policzku.

Wokół rozlegają się oklaski. Zaczynają podchodzić do nas goście, by nas uściskać i pogratulować. Oglądają pierścionek, zadają pytania odnośnie do zaręczyn oraz planów ślubnych. Robi się zamieszanie, a ja nie potrafię się skupić na nikim innym oprócz niej. Promienieje szczęściem, a ja właśnie taką chcę ją widzieć już zawsze.

– Trzeba było mówić, że dziś będzie taka okazja! – Janek pojawia się tuż przede mną i poklepuje mnie po ramieniu. – Inaczej bym to rozegrał, załatwił sobie hotel i napił się za szczęście narzeczonych.

– Mówiłem ci, że możesz nocować u nas – proponuję ponownie.

– Wolę dbać o swoje zdrowie psychiczne – kpi mój przyjaciel. – Nasłuchałem się wystarczająco na twoich urodzinach, a byliśmy na innych piętrach, więc nocowanie w jednym mieszkaniu z wami nie wchodzi w grę.

– Możesz zostać u mnie. – Rozlega się głos koło nas, na co odwracamy się odruchowo w kierunku jego właścicielki.

Obok nas stoi Michalina z lampką wina, spoglądając nieśmiało na Janka. Nieśmiałość nie jest jej mocną cechą. Zawsze jest pewna siebie, zdecydowana i emanująca siłą. To twarda, niezależna kobieta, więc ten ton i wyraz twarzy jakoś mi do niej nie pasują.

– Lilka dziś nocuje u Artura, jej pokój jest wolny – kontynuuje. – Jeśli chcesz, możesz tam przenocować.

Janek jest lekko zaskoczony, a mnie ciężko ukryć rozbawienie. Tych dwoje krąży wokół siebie już od jakiegoś czasu, ale dalej zachowują się jak dzieciaki.

– W sumie… – zaczyna powoli Jan – …jeśli to nie problem, to może bym został. – Przygląda się bacznie Miście i powoli przełyka ślinę.

– To ustalone. – Uśmiecha się kobieta. – Teraz możesz spokojnie wznieść toast. – Unosi delikatnie swój kieliszek, puszcza oko i odchodzi.

– Masz gumki? – pytam sarkastycznie, kiedy zostajemy we dwóch. Obrywam pięścią w ramię.

– Do niczego nie dojdzie! – upiera się Jan.

– Nie podoba ci się? – Unoszę brew.

– Kurwa, ślepy nie jestem. Ani wykastrowany. – Przeciera ręką twarz. – Nie może do niczego dojść.

– Bo?

– Bo nie. Temat zamknięty.

Chcę jeszcze coś dodać, ale Janek macha ręką i odchodzi w kierunku stołu z trunkami. Napełnia szklankę do połowy bursztynowym płynem, wychyla całość na raz, jakby chciał od razu nadrobić stracony na abstynencję czas. Temat Michaliny widocznie go irytuje, już kilkukrotnie próbowałem się dowiedzieć, co go gryzie, lecz za każdym razem zbywa mnie w podobny sposób.

Postanawiam się więcej nie mieszać w ich sprawy. Szukam wzrokiem mojej narzeczonej, i gdy w końcu ją odnajduję, dostrzegam, że prowadzi ożywioną dyskusję ze swoją mamą. Podchodzę do nich, po czym próbuję włączyć się do rozmowy.

– Ale będę mogła brać udział w wyborze sukni? – ekscytuje się pani Zofia.

– Jasne, mamo, możemy pojechać razem – zapewnia ją Zuza.

– Że też mój mąż nic mi nie powiedział! Nie wygadał się, że poproszono go o twoją rękę. Tak się cieszę, że za rok moja córeczka wyjdzie za mąż. – Zamyśla się głęboko. – A pewnie już niedługo doczekamy się wnuków – dodaje podekscytowana.

Od razu zauważam zmianę wyrazu twarzy Zuzy. Muszę szybko zareagować, aby nie popsuć jej całkowicie tego dnia.

– Może pomyślimy o podaniu kolacji? – sugeruję. – Goście pewnie zgłodnieli po takiej dawce emocji.

Uśmiecha się lekko. Przepraszamy jej mamę i kierujemy się do kuchni. Widzę, że jest przybita.

– Maleńka, wiem, że to nic przyjemnego, ale musisz w końcu porozmawiać z mamą. – Zuza unosi na mnie smutny wzrok, a ja kontynuuję: – Teraz nie opędzimy się od takich komentarzy. Pomyśl, co będzie po ślubie. Po prostu jej powiedz. To nie jest twoja wina, nie zrobiłaś nic złego, więc czego się obawiasz?

– Nie rozumiesz. – Wzdycha i odwraca głowę. – Ja się czuję tak, jakbym ich wszystkich zawodziła. Nie dam im wnuków, tobie dzieci, w takich chwilach czuję się bezużyteczna, albo wybrakowana.

– Zuza… – Obejmuję ją ramieniem. – Niczego ci nie brakuje. Wierz mi, że twoja mama na pewno zrozumie, a pewnie jeszcze cię wesprze. Jeśli chcesz, to sam z nią pogadam.

– Nie. – Przeciera dłonią czoło. – Muszę zrobić to sama, choć bardzo tego nie chcę. Ale pewnie masz rację. Im dłużej będę czekać, tym będzie mi jeszcze trudniej. – Przytulam ją mocno. – Zawołam dziewczyny, aby wydały jedzenie, a teraz przestańmy się smucić. – Unosi podbródek i spogląda mi prosto w oczy. – Dziś jest nasz dzień.

– Zjedzmy kolację i chodźmy do ciebie, – nachylam się i wtulam twarz w jej szyję, wdychając zmieszany zapach kwiatów oraz Zuzy – a udowodnię ci, że niczego ci nie brakuje.

Zaczyna lekko chichotać. To dobry znak.

– Zjedzmy tę kolację, bo z głodu zaczynasz mieć dziwne myśli.

Odpycha mnie i wychodzi na salę.

Reszta wieczoru upływa szybko, bez komplikacji czy niespodzianek. Goście wydają się zadowoleni, Zuza szczęśliwa, tym razem obyło się bez tańców i innych spontanicznych pomysłów Janka czy Lilki. Koło północy docieramy do mieszkania z bagażnikiem pełnym prezentów dla małego Huberta.

Rozdział trzeci

Zuza

Jestem wyczerpana emocjonalnie. Wypełnia mnie szczęście, ekscytacja, ale też obawy. Piotr został jeszcze na dworze z Sonią, ja natomiast zabrałam się za rozpakowywanie rzeczy w domu, mimo tego że mam tylko ochotę na szybki prysznic i miękkie łóżko.

Po paru minutach w drzwiach zjawiają się spacerowicze, pies od razu zajmuje swoje miejsce na kanapie i układa się do snu. Dla niej to też był ciężki i długi dzień. Zabawiała gości przez cały wieczór. Nasza kochana atencjuszka zawsze musi być w centrum uwagi.

– Wanna czy prysznic? – zagaduje Piotr, rozbierając się w przedpokoju.

– Skoczę szybko pierwsza pod prysznic, okej?

– Chciałaś powiedzieć skoczymy? – Zerka na mnie znacząco.

– Jestem zmęczona, szybko się umyję, jutro…

– Idziemy razem – przerywa mi obcesowo, tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Wiesz, że mój prysznic nie należy do największych. – Podpieram się pod boki.

– Dlatego musimy być bardzo blisko siebie. – Zniża zmysłowo głos.

Rzuca mi jeszcze mroczne spojrzenie i znika w łazience. Wiem, że żaden mój argument do niego nie trafi, bo jak się na coś uprze, to koniec. Wchodzę do sypialni, rozbieram się do naga i dołączam do Piotra. Stoi akurat w samych bokserkach tyłem do mnie. Powoli zerka w moją stronę.

– Widzę, że nawet nie zamierzasz grać niedostępnej.

– A czy odpuściłbyś, gdybym marudziła? – droczę się.

– Maleńka, jak nie chcesz, to możemy się wykąpać i iść spać. Jeśli jesteś zmęczona…

– Może zamiast gadać i grać gentelmana, którym nie jesteś, jakoś mnie przekonasz.

Sięgam po spinkę do włosów, by upiąć je wysoko. Powoli zjeżdżam rękami po szyi, kierując się w stronę biustu. Piotr nie odrywa ode mnie wzroku. Teraz jego tęczówki wydają się prawie czarne. Widzę, że jego bokserki robią się z przodu coraz bardziej wypukłe. Obejmuję dłońmi piersi, ściskam je lekko, każdą po kolei, jęcząc przy tym cicho. Kontynuuję pieszczotę lewą ręką, prawą sunę w dół, przez brzuch aż do złączenia ud. Zatrzymuję się tam i czekam na jego reakcję. Zachęca mnie kiwnięciem głowy.

Zaczynam się dotykać tak, jak zazwyczaj on to robi. Staję w lekkim rozkroku i gładzę palcami swoje najczulsze miejsce. Czuję, jak robię się coraz bardziej mokra. Nie wiem, czy bardziej podnieca mnie sam dotyk, czy to, w jaki sposób patrzy na mnie mój facet. Przesuwa po mnie lubieżnym, pełnym pożądania wzrokiem. Oddycha coraz szybciej i płycej, a na jego szyi zauważam pulsującą żyłkę, więc zdaję sobie sprawę, jak wzrosło mu tętno.

Odchylam głowę do tyłu, rozchylam nieznacznie usta. Co chwilę wyrywają mi się pojedyncze jęknięcia. Wolałabym, aby zastąpił mnie i sam się mną zajął, ale widzę, że ta gra sprawia mu dużo przyjemności, więc kontynuuję. Jestem już mocno rozgrzana, kiedy podchodzi do mnie pewnie, łapie mój nadgarstek i przerywa mi zaspokajanie się.

– Wystarczy – warczy nisko.

Bierze mnie na ręce i wstawia do wanny, sam staje tuż za mną, kiedy już pozbywa się swojej bielizny. Od razu czuję jego gorącą, sztywną męskość ocierającą się o moje pośladki.

– Musiałem ci przerwać. – Sunie opuszkami palców po moich ramionach. – Od samego patrzenia na ciebie mógłbym dojść, a w moim wieku to już trochę wstyd.

Uśmiecham się pod nosem. Cieszę się, że tak na niego działam. Tak mocno jak on na mnie.

– Ale zanim się tobą zajmę jak należy, mówiłaś, że chcesz wziąć prysznic.

Chwyta kran i puszcza wodę z deszczownicy. Chłodny strumień uderza w bok naszych ciał. Wanna nie jest za duża, więc musimy stać dość blisko siebie, aby w ogóle się tu zmieścić.

Piotr sięga do mojego lewego uda, pewnym ruchem unosi mi nogę i stawia ją na brzegu wanny. Odruchowo opieram się o ścianę i szybę, a on obejmuje mnie silnym ramieniem w pasie.

– Trzymam cię, nie bój się. – Gryzie lekko skórę na karku. – Na czym to skończyliśmy? – pyta tuż przy mojej szyi, a po sekundzie wsuwa się we mnie całą swoją długością.

Nie jestem w stanie powstrzymać pojedynczego głośnego krzyku. Szybko jednak staram się opanować, przywołując w pamięci scenę po nocy sylwestrowej. Wolę nie alarmować tym razem sąsiadów, więc przygryzam mocno wargę, aby stłumić dźwięki.

– Pomyśl, jak będziesz mogła być głośno, gdy już zamieszkamy sami pod lasem – duka urywanym głosem pomiędzy pchnięciami. – Wtedy nie będziesz musiała wcale się hamować.

Wolną ręką sięga do baterii prysznicowej, przekręca do połowy gałkę. Teraz woda leci częściowo z deszczownicy, częściowo ze słuchawki, którą ujmuje w dłoń. Nakierowuje strumień wody na mnie, najpierw na brzuch, a potem niżej.

– O Boże… Co ty…

– Rozluźnij się, maleńka.

Wrażenia są trochę inne niż zwykle. Nie przestaje wchodzić we mnie głęboko od tyłu, cały czas mocno trzymając mnie w talii, ale i tak asekuruję się, trzymając się ścian. Natomiast uczucie, jakiego dostarcza mi woda, jest zaskakujące. Odchylam się do tyłu, by przylec całym ciałem do jego twardej klatki piersiowej.

Poruszam biodrami coraz bardziej energicznie, nie jestem w stanie tego opanować, bo ilość i intensywność bodźców mnie zniewala. Czuję, jak moje mięśnie się naprężają i zbliżam się do upragnionego spełnienia. Wiem, że jeszcze parę sekund, a zupełnie przestanę nad sobą panować. Kilka ruchów i przeszywa mnie silny orgazm.

Piotr przełącza wodę na deszczownicę, odkłada słuchawkę, następnie mocno ściska mnie za biodra. Pochylam się lekko, on wykonuje kilka ostatnich pchnięć, po czym też kończy.

Wysuwa się ze mnie, a ja czuję na wewnętrznej stronie uda dowód jego spełnienia. Odwracam się i odnajduję jego rozanielone spojrzenie. Pochyla się, opierając swoje czoło o moje. Oczekuję jakiegoś miłego słowa, albo czegoś romantycznego, ale mój narzeczony ma czasem ciekawe wyczucie, więc pyta:

– Nie zabawiałaś się nigdy z prysznicem?

Parskam śmiechem i kręcę głową.

– Rozumiem, że ty się zabawiałeś. – Zerkam na niego.

– U mężczyzn to nie działa. – Sięga po żel pod prysznic i zaczyna się namydlać, a ja idę w jego ślady. – Ja mógłbym co najwyżej wsadzić w odpływ.

Odruchowo spoglądam na okrągłą kratkę w wannie i marszczę czoło.

– Chyba przeceniasz swoje wymiary, kochanie – prycham. – Ten otwór jest jednak trochę większy.

– Obiecuję, że teraz będę korzystał tylko z twoich otworów. Wszystkich, po kolei… – Zniża głos, kładąc dłoń na moim pośladku.

– Myślę, że wystarczy tych fantazji jak na jeden dzień – stwierdzam, strącając jego rękę. – Czas spać – zarządzam.

Postanawiam przemilczeć fakt, że w mojej głowie rozbrzmiewają właśnie słowa dziecięcej piosenki: „Razem ze mną kundel bury, penetruje wszystkie dziury”.

***

Następnego poranka Sonia funduje nam dość intensywną pobudkę. Oboje zapomnieliśmy o nastawieniu budzika, więc około dziewiątej mamy futrzastą dziką lokatorkę w łóżku.

Piotr zabrał ją właśnie na spacer, a ja robię szybkie śniadanie. Wczoraj zostało nam sporo jedzenia, mimo tego, że większość rozdałam gościom. Do domu wzięłam sałatkę z suszonymi pomidorami, która najbardziej smakowała Piotrowi oraz hummus z ziołami. Wyciągnęłam też świeże pieczywo i trochę warzyw. Kiedy kończę zaparzać drugie cappuccino w drzwiach pojawiają się spacerowicze. Sonia od razu dostaje swoje śniadanie, a my siadamy do stołu otuleni przyjemnym aromatem kawy.

– Pomyślałem sobie – ciszę przerywa mój narzeczony – że może byśmy dziś trochę pozwiedzali. Ludzie przyjeżdżają do Szczyrku z różnych miejsc Polski, aby zobaczyć atrakcje turystyczne, a my jesteśmy na miejscu i nie korzystamy z takiej możliwości.

– Masz rację. – Zamyślam się. – Przyjeżdżasz do mnie regularnie, a ja nawet dobrze cię nie oprowadziłam. Słaba ze mnie lokalna patriotka. Ale niestety nie dziś. – Zerka na mnie znad filiżanki. – Za godzinę muszę być w Garnkach, mam spotkanie.

– Dziś jest niedziela. – Marszczy czoło. – Co to za spotkanie?

– Możemy zjeść razem obiad? – proponuję. – Wtedy będę wiedziała coś więcej i wszystko ci opowiem.

Przygląda mi się badawczo. Nie chcę na razie zdradzać szczegółów, bo jeszcze sama nie wiem, czy coś w ogóle wyniknie z dzisiejszej rozmowy. To świeża sprawa, wolę nie zapeszać i nie nakręcać się, aby potem się nie rozczarować.

– Coś kręcisz. – Mruży oczy.

– Przyjdź do restauracji koło trzeciej. – Wzdycham. – Zabierz Sonię, a po obiedzie zabiorę was na spacer. Zaczniemy w centrum, przejdziemy się deptakiem nad Żylicą, a jak będziesz grzeczny, to zatrzymamy się na lody.

Na słowo „lody” świecą mu się oczy. Ja tylko kręcę głową, ignorując tę jakże wyrafinowaną aluzję.

***

Po spotkaniu w Garnkach zostało mi kilkanaście minut do przyjścia Piotra. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to, co mam mu do przekazania nie spotka się z jego entuzjazmem. Już słyszę w głowie rzucane argumenty i marudzenie. Jednak muszę myśleć też o sobie i być twarda w negocjacjach.

Zjawiają się z Sonią punktualnie. Od razu proszę Klarę, kelnerkę, o podanie naszych dań, które wybrałam już wcześniej. Nawet się nie łudziłam, że Piotr będzie chciał podjąć decyzję sam, bo zawsze mam zdecydować za niego. Soni przynoszę miskę z wodą oraz banana. Psiak kładzie się grzecznie przy ścianie i zajada swoją przekąskę.

– Powiesz w końcu, o co chodzi? – pyta mój facet, już lekko zirytowany. – Widzę, że jesteś zdenerwowana, a to przeciąganie sprawy tylko nakręca nerwową atmosferę.

– Masz rację. – Wzdycham. – Wiesz, co jest za ścianą? – Wskazuję bok mojej restauracji.

– Chyba ta mała rzemieślnicza piekarnia.

– Dokładnie. Prowadzi ją Elwira, znamy się trochę, bo często bierzemy od nich pieczywo. Mają swoje genialne receptury, oprócz sprzedaży pieczywa wydają śniadania do południa. Zawsze mają duży ruch. – Piotr słucha mnie uważnie, ale widzę, że nie ma pojęcia, do czego dążę. – Lokal odziedziczyła po dziadkach, więc ma swoje tradycje, jest własnościowy.

W międzyczasie dostajemy zupę szparagową i napoje. Czekam, aż znów zostaniemy sami, chrząkam, bo dochodzimy do meritum sprawy.

– Mąż Elwiry dostał propozycję kontraktu w Kanadzie. To raczej dłuższa współpraca, więc podjęli decyzję, że wyjeżdżają razem. W związku z tym, że piekarnia ma dla niej duże znaczenie, nie chce tak po prostu jej zamknąć, czy sprzedać.

– Chcesz ją kupić – bardziej stwierdza, niż pyta.

– Zadzwoniła do mnie parę dni temu i opowiedziała całą sytuację – kontynuuję. – Oczywiście jest to kuszące. Przeliczyłam wtedy swoje możliwości finansowe, więc uznałam, że to mało realne.

– Czemu mi nie powiedziałaś, przecież mógłbym…

– Właśnie dlatego. – Uśmiecham się, przekrzywiając głowę. – Nie chcę, żebyś dawał mi pieniądze, chcę, aby to było coś mojego, co zawdzięczam sobie i swojej pracy.

Wzdycha i lekko kiwa głową. Wiem, że ma ochotę coś powiedzieć, ale się hamuje.

– W pierwszej kolejności Elwira proponowała prowadzenie interesu swoim pracownicom, ma trzy fajne dziewczyny, ale żadna nie chciała się podjąć tego zadania. Później zadzwoniła do mnie. Moje oszczędności wystarczyłyby na kupno lokalu, ale trzeba jeszcze zrobić remont, od razu pomyślałam, że mogłabym połączyć piekarnię z Garnkami. Sytuacja się zmieniła, kiedy uparłeś się, żebym przejęła konto Forestu.

Marszczy czoło i uważnie mnie słucha.

– Powiedziałeś, że mam zainwestować te pieniądze w restaurację. Przeliczyłam to i wystarczyłoby na mały remont. Mój tata pewnie by się tym zajął. Nie wiem jeszcze, czy można połączyć lokale.

– Jak dostanę plany budynku to będę wiedział – wtrąca.

– Tylko, że tamte pieniądze z konta…

– Zuza… – Unosi rękę. – Okazja powiększenia lokalu nie trafia się codziennie. Uważam, że to świetny pomysł i nie mam nic przeciwko, abyś zainwestowała tę kasę tutaj. Skoro mamy być małżeństwem to tym bardziej. – Uśmiecha się. – Dlaczego tak bardzo obawiałaś się mi o tym powiedzieć?

– Załatwienie formalności, remont, zorganizowanie pracy na nowo trochę mi zajmie. – Obserwuję jego reakcję. – Dziewczyny z piekarni chciałabym zatrzymać, po pierwsze znają się na tym co robią, po drugie nie chcę, aby straciły posady. Mogłyby wdrożyć się w pracę restauracji, a moi pracownicy zaczęliby się szkolić w ich obowiązkach.

– Chyba nie chcesz powiedzieć, że przenosisz się z powrotem do Szczyrku. – Pochmurnieje.

– Na stałe nie. – Ujmuję jego dłoń. – Ale kilka tygodni musiałabym być tu na miejscu. – Odwraca wzrok i wzdycha głośno. – Szczerze mówiąc, trochę czasu osobno dobrze nam zrobi – dodaję nieśmiało.

– O czym ty mówisz!? – oburza się trochę za głośno, zwracając uwagę kilku gości.

– Od zaręczyn zrobiłeś się trochę… namolny – wyznaję nieśmiało. – To urocze, przyznaję, ale myślę, że powinniśmy trochę ochłonąć.

– Namolny? – Widzę, że jest urażony.

– Nie zrozum mnie źle. – Staram się, aby mój głos był najłagodniejszy jak to tylko możliwe. – Bardzo się do mnie kleisz, jesteś nadopiekuńczy i najchętniej byś ze mnie nie wychodził. – Ostatnią część zdania wypowiadam ledwo słyszalnym szeptem. – Uwielbiam nasze zbliżenia, ale od oświadczyn mnie po prostu zajeżdżasz. – Marszczę lekko nos. – Rozumiem, że to przeżywasz, też się bardzo cieszę, ale myślę, że przesadzasz.

– Zajeżdżam cię? – Unosi brwi i lekko się uśmiecha. – Przyznaję, że może trochę mi odbiło na twoim punkcie, ale po prostu… Nigdy nie rozważałem takiego związku, a teraz jest na wyciągniecie ręki. – Przeczesuje włosy palcami. – Nie sądziłem, że z twojej perspektywy tak to wygląda.

– Hej, tylko się nie obrażaj, ani nie odsuwaj ode mnie! – Staram się przyciągnąć jego uwagę. – Po prostu trochę ochłońmy po tym wszystkim.

Kiwa głową. Obiad kończymy w milczeniu. Kiedy stół jest już posprzątany, wyciągam z kieszeni klucze i proponuję:

– Elwira mi je zostawiła. Chcesz obejrzeć lokal?

Wchodzimy do niewielkiego pomieszczenia, gdzie stoi kilka stolików z krzesłami. Rozglądamy się dookoła. Jest gablota, lada, parę półek oraz drzwi na zaplecze. Są też piece, miejsce do przygotowania pieczywa, dwa składziki i toaleta.

– Pomyślałam, że ladę i tę część – wskazuję na kasę oraz gablotę – można przenieść do Garnków. Nie potrzebujemy dwóch stanowisk sprzedażowych. Wtedy powierzchnia by się powiększyła i tak myślę, że weszłoby nawet do piętnastu, może dwudziestu osób. Zaplecze jest tylko do odświeżenia, są tam zamurowane drzwi, które kiedyś prowadziły do kuchni Garnków. Możemy je z powrotem przebić.

Piotr kiwa głową, ogląda wszystko, o czym mówię i bez wątpienia to analizuje. Krok w krok chodzi za nami Sonia, wszystko obwąchując. W końcu odzywa się mój narzeczony:

– Toaletę trzeba odnowić, ale warto ją zostawić dla klientów. Myślę, że dałoby się zrobić przejście między salami. Wtedy wejście do piekarni można zamurować i zyskujesz większą przestrzeń. A na tej ścianie – pokazuje dłonią na miejsce obok nas – dobrze komponowałaby się twoja roślinność z domu. Skoro i tak chciałaś ją przenieść. Na moje fachowe oko wymiary są podobne.

– Moglibyśmy wprowadzić śniadania do oferty, otwierać restaurację wcześniej. Mielibyśmy własne pieczywo, które byśmy też sprzedawali. Co o tym myślisz?

– Sądzę, że już podjęłaś decyzję. – Podchodzi do mnie i obejmuje mnie w pasie. – Oczy ci się świecą tak, że aż mnie oślepia.

Zasłania twarz dłonią, mrużąc powieki. Klepię go w ramię.

– Pomożesz mi przy projekcie? – pytam słodko.

– Stać cię na moje usługi? – Przyciąga mnie bliżej. – Tylko mi obiecaj, że nie utkniesz tu na zawsze!

– W tym tygodniu zajęłabym się formalnościami, pogadała z tatą o remoncie, a także spróbowała rozplanować nowy system pracy z moją ekipą i dziewczynami stąd.

– Przyjadę do ciebie w weekend, wtedy pomyślimy nad projektem – proponuje.

– Idealnie. – Całuję go szybko w usta. – Idziemy na to zwiedzanie Szczyrku?

– I lody. – Puszcza mi oko.

– To już może w domu. – Zniżam głos i gładzę go po barkach.

– Może olejmy ten spacer. – Chce mnie pocałować, ale się wyrywam.

– Nie! Chodźcie, trochę ruchu się nam przyda.

Zgodnie z moją propozycją spacerujemy po centrum, przechadzamy się wzdłuż rzeki, a później wracamy do domu, gdzie Piotr dostaje swój obiecany „deser”.

Rozdział czwarty

Zuza

Wszystkie ustalenia z Elwirą udało mi się domknąć już we wtorek. Obniżyła minimalnie cenę, zostawiła mi swoje rodzinne przepisy, które stworzył jej dziadek, a ja obiecałam dbać o to miejsce najlepiej jak umiem, a także zapewniłam, że jej pracownice znajdą u mnie zatrudnienie, jeśli tylko będą tego chciały. Jesteśmy w trakcie załatwiania formalności.

Środę poświęciłam na zebranie z pracownikami, omówienie zmian, ustaliliśmy wiele kwestii, wszyscy wydają się pozytywnie nastawieni do mojego planu. Część osób cieszy się, że będziemy otwierać wcześniej, czasem poranna zmiana jest wygodniejsza.

Po południu jestem umówiona z rodzicami. Mama obiecała mi swoją popisową szarlotkę z bezą i kruszonką, a z tatą mamy pogadać o remoncie knajpy.

Tata ma być w domu koło siedemnastej, ale postanowiłam przyjechać wcześniej, aby na spokojnie poplotkować z mamą przy kawie i cieście. Zapewne ustalimy coś w sprawie ślubu, bo doskonale wiem, że bardzo jej zależy, aby zaangażować się w przygotowania, a ja nie zamierzam odbierać jej tej przyjemności. Zresztą nie ma co ukrywać – bardzo przyda mi się jej pomoc, szczególnie teraz, kiedy poza ślubem będę miała na głowie rozbudowanie Garnków.

Widzę, że mama kręci się koło swojego samochodu. Bagażnik jest otwarty, a ona nurkuje do wnętrza i wyciąga jakieś torby, po czym niesie je do domu. Chyba dopiero co wróciła z zakupów. Parkuję wzdłuż drogi, wysiadam i powolnym krokiem zmierzam w jej stronę, aby pomóc w rozpakowaniu.

Kiedy jestem już na podjeździe, mama wychodzi z domu, ale zauważam, że nie jest sama. Wygląda na to, że ma już pomocnika.

Adam.

Wciągam głośno powietrze i przez chwilę przyglądam się mężczyźnie. Od naszego ostatniego spotkania minęło około pół roku i zdecydowanie wygląda teraz jakoś inaczej. Jest dużo szczuplejszy niż go zapamiętałam. Ma też lekko podkrążone oczy oraz zapadnięte policzki. Wypuszczam powietrze z płuc, nie zdając sobie nawet sprawy, że je wstrzymywałam. Mam ochotę zawrócić, odjechać stąd jak najszybciej, by wrócić za chwilę, kiedy on zniknie. Niestety jest już za późno na ucieczkę, bo oboje nagle kierują na mnie swój wzrok.

– Witaj, córeczko – woła wesoło mama. – Dobrze, że już jesteś. Akurat jak przyjechałam, to Adam przechodził obok i zaoferował pomoc.

Widzę, że jest lekko zmieszana zaistniałą sytuacją. Wie, że nie mam ochoty go widzieć, ale jej wrodzona uprzejmość nie pozwala, aby go stąd przegonić. Do tego przecież przyjaźni się z jego matką… Nie chcę tego komplikować.

– Cześć – mówię krótko.

– Cześć – odpowiada mój były, odwracając wzrok. – Chciałem tylko pomóc. Twoja mama wykupiła chyba pół sklepu. – Stara się chyba rozładować napiętą atmosferę.

Kiwam głową, po czym sięgam po resztę zakupów z samochodu. Adam bierze pozostałe rzeczy, a mama zamyka bagażnik. Wchodzimy do domu we dwójkę, kiedy jesteśmy w przedpokoju, odzywa się szybko:

– Możemy chwilę pogadać? Proszę. – Kręcę tylko głową. Nie widzę sensu w pogawędce. – Proszę tylko o parę minut.

– Może napijecie się lemoniady na tarasie, a ja rozpakuję zakupy? – odzywa się za mną mama. – Tak czy inaczej będziecie się czasem spotykać, choćby na ulicy, może warto oczyścić atmosferę.

W niekomfortowej ciszy wpatrujemy się w siebie z mamą. Czując również na sobie wzrok Adama, w końcu biorę głęboki wdech i rzucam sucho:

– Dobra, dziesięć minut.

Idę do kuchni po lemoniadę i dwie szklanki, po czym kieruję się na taras z tyłu domu. Siadamy z Adamem naprzeciwko siebie, nalewam nam orzeźwiającego napoju i czekam na to, co zamierza mi powiedzieć.

– Chciałem cię przeprosić – odzywa się po dłuższej chwili milczenia. – Niczego bardziej nie żałuję, niż tego, że cię zdradziłem.

Zerkam na niego. Nie odrywa ode mnie wzroku. Ma błyszczące oczy i wielkie źrenice, które są skupione na mojej twarzy. Wydaje się bardzo spokojny oraz opanowany, ale i czekający na jakąś moją reakcję.

– Za którym razem? – ironizuję.

– To się zaczęło kilka miesięcy przed naszym rozstaniem, nie wiem, co we mnie wstąpiło. – Przeciera twarz dłonią, po chwili kontynuuje: – Odsunęliśmy się od siebie. Prawie ze mną nie rozmawiałaś, zamknęłaś się w sobie.

– Miałam problemy zdrowotne. – Mniej więcej wtedy zaczęła się moja diagnostyka u ginekologa, ale o tym nie musi wiedzieć.

– Jesteś chora? Co się dzieje, Zuza?

– Nie jestem. – Nie mam ochoty informować go o tak intymnych szczegółach.

– Dlaczego nic mi wtedy nie powiedziałaś?

– Nie wydawałeś się za bardzo zainteresowany moją osobą – odpowiadam zgodnie z prawdą.

– Wiesz, że nigdy nie przestałem cię…

– Przestań! – Podnoszę głos i unoszę dłoń. Nie zamierzam słuchać jego wyznań miłości.

Przygląda mi się badawczo. W końcu jego spojrzenie pada na moją dłoń. Domyślam się, na czym skupił teraz uwagę.

– Zaręczyłaś się? – pyta w końcu.

– Tak. – Poprawiam pierścionek. – Piotr mi się oświadczył.

Zachowanie Adama zmienia się w ciągu ułamka sekundy. Zrywa się z krzesła i zaczyna nerwowo przechadzać.

– Wiesz, za kogo chcesz wyjść?! – krzyczy w moją stronę.

– Za mężczyznę, któremu na mnie zależy.

– To kobieciarz! – wrzeszczy.

Staje przede mną, a ja nie mogę wyzbyć się wrażenia, jakby stał przede mną zupełnie inny facet niż jeszcze dwie minuty temu. Zachowuje się trochę dziwnie, nawet jeśli informacja o moim ślubie go zdenerwowała.

– Kobieciarz? – Unoszę znacząco brwi. – Ty to mówisz?

– Nie trudno znaleźć tego twojego Piotrusia w internecie, wiesz? – Nerwowo gestykuluje rękami. – Na każdym zdjęciu jest z inną panną. Ty też pojawiasz się na tych fotografiach jako nowa zdobycz. O takich bogatych gogusiach często plotkują na różnych portalach. Można się dowiedzieć tego i owego.

Jestem zaskoczona. Zarówno jego postawą, jak i słowami. Rozstaliśmy się rok temu, a on zachowuje się, jakby dalej miał do mnie jakieś prawa. Do tego pomysł, aby sprawdzać mojego faceta w sieci!? Totalnie mu odwala.

– Po pierwsze, co to za pomysł, aby szukać informacji o moim nowym partnerze na portalach plotkarskich!? – Lekko podnoszę głos. – Po drugie, myślę, że zdajesz sobie sprawę, że oni piszą, co chcą. Po trzecie, znam przeszłość mojego narzeczonego, więc możesz być spokojny o naszą wspólną przyszłość.

Odchodzi parę kroków, wyciąga paczkę papierosów z kieszeni spodni i nerwowo odpala jednego.

– Od kiedy palisz? – pytam zdziwiona.

– Od jakiegoś czasu, tak mniej więcej od roku. Wtedy zacząłem robić różne głupie rzeczy. Życie mi się posypało.

Zapala zapalniczkę, zaciąga się, po czym strzepuje popiół na trawnik. Dym jest wyjątkowo gryzący, cuchnie niemiłosiernie. Musi kupować jakieś najtańsze gówno. Jeśli chce się truć, to jego sprawa, ale ja nie będę tego wdychać. Wstaję i przechodzę kawałek dalej, aby wyjść z zasięgu duszącego zapachu.

– Skoro wcześniej zmieniałeś panny jak rękawiczki, to czemu teraz się z kimś nie zwiążesz?

Postanawiam przerwać niezręczną ciszę.

Muszę przyznać, że moja złość na niego za zdrady już dawno zniknęła. Bardziej mam do niego żal, że tak mnie potraktował. Teraz staram się pamiętać te dobre chwile. Na początku było nam dobrze, poza tym tak długo się znamy. Nigdy nie byłam mściwa, do tego sama jestem szczęśliwa i nie czuję potrzeby jego dołowania, dlatego chciałabym, aby też ułożył sobie życie. I dał mi w końcu spokój.

– Jakoś mi nie wychodzi – przyznaje cicho. – Mam też inne problemy.

– Twoja mama mi coś kiedyś wspominała. – Zaplatam ręce na piersiach.

– Narobiłem sobie długów.

Dopala papierosa, rzuca na ziemię i depcze butem. Krzywię się na ten widok, bo nie znoszę palenia ani śmiecenia, ale postanawiam przemilczeć to zachowanie.

– To znaczy? – Postanawiam pociągnąć go za język.

– Powiedzmy, że kilka razy źle obstawiłem wyniki meczu albo walki. – Wraca na swoje miejsce.

Obserwuję go z trawnika. Nagle znów zrobił się aż nadzwyczaj spokojny. Siedzi zrelaksowany na krześle, patrząc w przestrzeń przed sobą. Dołączam do niego przy stole.

– Hazard, serio? – dopytuję.

Wzrusza tylko ramionami. Przechyla głowę w moją stronę i wpatruje się we mnie lekko nieobecnym wzrokiem.

– Jaki masz dług?

– Dla twojego narzeczonego to pewnie byłaby pestka. Kieszonkowe na weekend – kpi. – Kilkanaście tysięcy. Spłacę.

Nie chcę wchodzić w dalszy konflikt, więc puszczam jego uwagę mimo uszu. Nie mogę uwierzyć, że wpakował się w taki syf. Zawsze należał do tych ostrożnych i rozważnych.

– Mam pracę. W nowym warsztacie zarabiam więcej niż w poprzednim. Już nie obstawiam.

– Gdzie zrobiłeś ten dług? Wziąłeś pożyczkę? – zagaduję.

– U znajomego. – Opuszcza głowę.

Nie sądzę, aby powiedział mi cokolwiek więcej na ten temat. Nagle dzwoni jego telefon. Adam zerka na ekran, ale odrzuca rozmowę.

– Będę się zbierał. – Powoli wstaje. – Chciałem cię tylko przeprosić – powtarza swoje pierwsze słowa. – Nasze matki się przyjaźnią, wcześniej czy później się spotkamy. Nie udawaj, że mnie nie znasz.

Kiwam lekko głową. Wiem, że ma rację. Unikanie się jest bez sensu. Skoro nasi rodzice są sąsiadami, siłą rzeczy w końcu na siebie wpadniemy.

– Po prostu przemyśl jeszcze ten ślub – dodaje po chwili. – Uważaj na siebie.

Ostatnie zdanie wypowiada w dziwny sposób. Takim głosem, że aż przechodzą mnie ciarki. Po tych słowach odwraca się i po prostu odchodzi, znikając za rogiem domu. Siedzę jeszcze chwilę sama, starając się przetrawić całe to dziwaczne spotkanie. Otrząsam się po paru minutach i stwierdzam, że chyba nie będę analizować całej tej sytuacji. Po prostu uznaję, że oczyściliśmy z Adamem atmosferę, sprawa jest zamknięta, możemy spokojnie ruszyć dalej.

Wchodzę do domu, gdzie już od progu pachnie szarlotką i kawą. To połączenie na pewno dobrze mi zrobi.

***

Kiedy wieczorem wracam do pustego mieszkania nie mogę się powstrzymać i robię coś, co nie dawało mi spokoju od czasu spotkania z Adamem – sprawdziłam mojego faceta w sieci.

Rzeczywiście plotek na jego temat jest sporo, mnóstwo zdjęć i artykułów. Na niektórych jestem też ja, we własnej osobie. Przeglądam kilka pierwszych wzmianek i większość zawartych tam informacji to totalne bzdury, niemające odzwierciedlenia w rzeczywistości. Piotr kiedyś mówił, że dość często ktoś próbuje go szkalować i ciągle pojawiają się jakieś gorące doniesienia na temat jego życia osobistego czy też firmy. Zabronił mi czytania tych bredni, teraz już rozumiem, dlaczego.

Zamykam przeglądarkę rozczarowana sama sobą. Pozwoliłam sobie namieszać w głowie i zasiać Adamowi ziarno niepewności. Przecież znam Piotra, kocham go i mu ufam. Kierowana wyrzutami sumienia postanawiam do niego zadzwonić.

– Halo – odbiera po trzech sygnałach. – Już się stęskniłaś?

– Trochę. – Uśmiecham się do słuchawki. – Jak ci minął dzień?

Rozmawiamy chwilę o bieżących sprawach. Zdaje mi relację z pracy i domu, pyta co u mnie. Streszczam nowości, aż w końcu dochodzimy do mało przyjemnego incydentu.

– Jest coś jeszcze. – Nabieram głęboko powietrza. – Spotkałam się dziś z Adamem – wyznaję śmiało, a po drugiej stronie słuchawki zapada cisza, więc kontynuuję: – Był u mojej mamy, nie planowałam tego, po prostu na siebie wpadliśmy.

Wyjaśniam mu w kilku zdaniach jak doszło do naszego spontanicznego, nic nieznaczącego spotkania, a mój narzeczony nadal milczy.

– Nic nie powiesz? – pytam w końcu nieśmiało.

– A co mam ci niby powiedzieć, do cholery?! – wybucha. – Ledwo wyjechałem, a ty lecisz do tego palanta.

– Słucham!? Nie poleciałam do niego, po prostu na niego wpadłam – wyjaśniam w miarę spokojnie.

– Tak jak on kiedyś wpadł na inną laskę u ciebie w mieszkaniu? – syczy do słuchawki.

– Teraz chyba trochę przesadzasz, nie uważasz? – irytuję się. – Porównujesz jego perfidną zdradę do krótkiej rozmowy w ogrodzie i to przy mojej mamie, o której mówię ci jeszcze tego samego dnia! Jesteś niesprawiedliwy – dodaję już łamiącym się głosem.

– Nie chcę, żebyś się z nim widywała.

– Nie widuję się. – Wzdycham zrezygnowana. – To była jedna rozmowa. Żałuję, że ci w ogóle powiedziałam – przyznaję otwarcie.

– Chcesz mieć przede mną tajemnice? – dziwi się.

– Właśnie nie! Dlatego o wszystkim ci mówię, jak widać, niepotrzebnie. Masz tylko pretensje, nie ufasz mi i podejrzewasz nie wiadomo o co! Za kogo ty mnie masz?

Znów milknie na dłuższą chwilę.

– Po prostu się o ciebie martwię – odzywa się w końcu.

– Nie masz powodów – ucinam. – I nie tłumacz zamartwianiem rzucania bezpodstawnych oskarżeń.

– Przegiąłem, zdaję sobie z tego sprawę. Wynagrodzę ci to w weekend – szepcze niskim głosem, którym od razu mnie rozbraja.

– Będziesz musiał się wysilić – podejmuję grę. – Nie zawiniłam, a mi się oberwało.

– Może przyjadę na trochę dłużej, niż planowaliśmy – sugeruje. – Chyba uda mi się zmienić grafik.

– Nie musisz się zapowiadać. Nie przyłapiesz mnie na niczym zdrożnym – kpię.

– Wiem! Jestem trochę poirytowany całą tą sytuacją – przyznaje. – Wróciliśmy do związku na odległość, a ja wolę mieć cię przy sobie.

– Mam nie rozwijać knajpy? – Unoszę brwi.

– Maleńka, rób co uważasz za stosowne. Będę cię wspierał – obiecuje. – Po prostu tęsknię.

– Widzimy się za kilka dni – uspokajam go.

– Wiem. Wiem… Co masz na sobie?

Wybucham śmiechem i kręcę głową z dezaprobatą, choć nie może tego zobaczyć. Opadam na kanapę, wbijam wzrok w sufit i zaczynam opisywać swój ubiór, oczywiście lekko ubarwiając stan faktyczny. Flirtujemy ze sobą jeszcze klika minut.

***

Czas spędzony w Szczyrku postanowiłam przeznaczyć też na odwiedzenie starych znajomych, których ostatnio trochę zaniedbałam. Wprosiłam się do pani Jagody na kawę. Kobieta, prowadząca ośrodek dla bezdomnych ma złote serce i głowę na karku. Przywiozłam od razu ze sobą zupę oraz babeczki dla osób z ośrodka.

Podjeżdżając już na miejsce, zauważyłam pewne zmiany. Kiedy rozpakowałyśmy mój samochód i dotarłyśmy do jej biura, zaparzyła aromatyczną kawę. Gdy już wszystko było gotowe, rozsiadłyśmy się wygodnie i mogłyśmy wymienić się ploteczkami. Jak tylko wzięłam filiżankę do ręki, oczy jej rozbłysły.

– Kim jest ten szczęśliwiec? – pyta, wskazując pierścionek. – Ten Piotr, prawda? – Potakuję. – Już w grudniu, jak widziałam was razem, to wiedziałam, co się święci. – Grozi mi palcem. – Opowiadaj!

Streszczam jej ostatnie wydarzenia i zdradzam, jakie mamy plany na przyszłość.

– Proszę lepiej powiedzieć, co to za zmiany w tym starym skrzydle.