Zbawca - Stolarz Krystian - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Zbawca ebook i audiobook

Stolarz Krystian

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

35 osób interesuje się tą książką

Opis

Pewnego dnia młody chłopak w białej szacie zaczyna strzelać do przypadkowych uczniów, po czym wypowiada słowa: „Zbawca pragnie sprawiedliwości” – i oddaje ostatni strzał, celując sobie w głowę. Julia Marzewska i Marcin Rau próbują rozwiązać sprawę. Okazuje się, że sprawca to zaginione przed ośmiu laty dziecko. Odnajdują się jeszcze dwie dziewczynki ubrane w białe szaty, które również zaginęły wiele lat temu. Obie podejmują próby samobójcze, poprzedzając je identycznymi słowami jak zamachowiec ze szkoły. Szybko okazuje się, że za sprawami porwanych i odnalezionych w tak szokujących okolicznościach dzieci stoi ktoś niebezpieczny, komu nie spodobało się, że jedna z jego owieczek przeżyła. Policjanci usiłują poznać jego motywy. Trwa wyścig z czasem, gdyż ofiar może być więcej.

Mięsisty, przepojony autentyzmem kryminał stworzony przez policjanta wydziału kryminalnego, który wie, jak jest naprawdę.

Krystian Stolarz – policjant wydziału kryminalnego, magister prawa, sportowiec amator i miłośnik książek. Prowadzi na Instagramie konto @policjant_czytaipisze, na którym promuje czytelnictwo i recenzuje książki. „Dla ciebie nawet” było spełnieniem marzenia o wydaniu własnego kryminału. W „Zbawcy” Stolarz również dba o autentyzm języka, atmosfery panującej w policji i szczegółów śledztwa. Prawda o policyjnej robocie staje się znakiem rozpoznawczym jego powieści.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 307

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 2 min

Lektor: Michał Klawiter
Oceny
4,6 (68 ocen)
45
18
4
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
anna0077

Nie oderwiesz się od lektury

Mega Kryminał czekam na więcej Dla ciebie Nawet był dla mnie Hitem ale zbawcą przebił tę książkę chociaż dwie są dobre to zbawcą ma 1 miejsce super
10
Biedroneczka2022

Nie oderwiesz się od lektury

Wow! Co za książka!
10
Macans

Całkiem niezła

Nie wiem co mam myśleć. Owszem. Wartka akcja, brak dłużyzn, ale jednocześnie wszystko nieco powierzchowne. Dużo brutalizmu, przekleństw i mocnych scen. Nadal nie rozumiem kim był zbawca.
10
AgnieszkaPikula1

Całkiem niezła

pomyśl na fabułę całkiem dobry, tylko gorzej z wykonaniem
10
Zaczytana_Anex

Dobrze spędzony czas

Dla tych, którzy sięgając po ten tom, liczą jak ja na kontynuację zdarzeń z poprzedniego, mam niestety przykrą wiadomość, gdyż tak nie jest. Ten tom to osobna sprawa i inni bohaterowie. To trochę wprowadziło mnie w lekką dezorientacje kiedy zaczęłam czytać pierwsze rozdziały. Kiedy w końcu pogodziłam się z myślą, że to całkiem inna historia dałam się jej ponieść. Nieszablonowa fabuła i realistyczność środowiska kryminalnego ułatwiła mi to zadanie. Uprzedzę jednakże, że w tej historii poruszany jest temat krzywdy dzieci, co nie dla każdego jest odpowiednim motywem. Nie jest to jednak bardzo makabryczny obraz tego motywu, więc myślę, że sięgając po tę pozycję, nie doznacie dużego uszczerbku na zdrowiu psychicznym. Jeśli mowa o fabułę, to trzeba przyznać, że jest ona bardzo szybka i o ile nie miałabym z tym problemu, to jednak jej chaotyczność spowodowała mi lekkie trudności w trakcie czytania. Jednak jeśli tylko skupicie się na fabule, to nie powieniem być to aż tak duży problem. Sam ...
00

Popularność




Copyright © Krystian Stolarz, 2024

Projekt okładki

Mariusz Banachowicz

Zdjęcie na okładce

Archiwum M. Banachowicz

Redaktor prowadzący

Anna Derengowska

Redakcja

Renata Bubrowiecka

Korekta

Maciej Korbasiński

Bożena Hulewicz

ISBN 978-83-8352-653-9

Warszawa 2024

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Przedmowa

Gdyby ktoś kazał mi wymienić najtrudniejszy, najcięższy element służby w policji, to bez wątpienia wskazałbym krzywdę dziecka.

Praca w tym zawodzie wymaga pewnej gruboskórności, aby nie wżarła się w nasze prywatne życie, niszcząc rodzinne relacje. Dlatego pewne zdarzenia, uznawane przez ogół za drastyczne, dla mnie są po prostu zwyczajne. Ale mimo ośmiu lat służby nadal boli mnie serce, gdy widzę, jak dzieci, te bezbronne istoty, doświadczają zła tego świata. Nigdy nie przyzwyczaję się do siniaków na ich twarzach, do smutku i mroku widocznych czasami w ich spojrzeniach. Ani do krzywdy, jaką sprawiają im ich najbliżsi. A przykrych sytuacji z udziałem dzieci przeżyłem zdecydowanie za wiele.

Czasami, gdy przytulam swojego synka, przed oczami staje mi najsłodsza dziewczynka świata, która codziennie wierzyła, że w końcu ktoś zabierze ją z domu dziecka. Spotkałem ją ponad pięć lat temu, a nadal o niej pamiętam.

Jak wspomniałem przy okazji wydania mojej pierwszej książki, pisanie jest dla mnie formą terapii. Ponieważ jednak krzywda dzieci nie dzieje się tylko na papierze, postanowiłem jej przeciwdziałać i na tym polu. Dlatego część pieniędzy ze sprzedaży tej książki trafi do Domu Dziecka w Kożuchowie.

Moje książki muszą czynić dobro.

Jeszcze jedna uwaga. Jeśli masz problemy, padasz ofiarą przemocy albo życie przestało mieć dla ciebie sens, pamiętaj, nigdy nie jesteś sam i wiele osób może ci pomóc. Zadzwoń do Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym (800 70 2222) albo wybierz numer Dziecięcego Telefonu Zaufania: 800 12 12 12. Możesz dzwonić przez całą dobę siedem dni w tygodniu.

Prolog

No w końcu, księżniczko.

– Cześć, mamo – powiedziała zaspana.

Powinna wstać dwadzieścia minut wcześniej, ale przecierając oczy ze zmęczenia, postanowiła, że dzisiaj makijaż zrobi w szkole. I tak pierwsze w planie było nic nieznaczące dla niej wychowanie fizyczne.

– A mówiłam wczoraj, żebyś nie grała do późna? – zaczęła uszczypliwie, choć z uśmiechem mama.

– Sen jest dla staruszków – odgryzła się Nikola, odwzajemniając uśmiech.

Owszem, grała wczoraj w Fortnite i dzisiaj też będzie. Była coraz bliżej upragnionej kariery streamerki, a mama, pomimo że nie przyznawała się do tego głośno, wspierała ją w tym całym sercem. I portfelem. W końcu Nikoli nie byłoby stać na te wszystkie wymagane przez jej przyszły zawód nowoczesne kamery, oświetlenia ani mikrofony.

– Tak jak mówisz, młoda – odpowiedziała matka, zerkając teatralnie na zegarek. – Twoja staruszka nie śpi już od piątej.

Nikola nie zareagowała. Ugryzła kanapkę, która nie była dla niej, pocałowała matkę w policzek i poleciała do łazienki.

– Ja już wychodzę, kochana – rzuciła mama. – Zamknij za sobą drzwi i pamiętaj, że dzisiaj tata ma urodziny. Nie spóźnij się!

Pamiętała. Od dwóch lat intensywnie korzystała z życia nastolatki. Miała wielu znajomych, dwie przyjaciółki, jedną sympatię i wymarzony cel w życiu. Niestety szybko okazało się, że zwyczajnie brakuje jej na to wszystko czasu, dlatego uszczknęła go nieco z kupki pod nazwą „rodzina”. Ale kochała swoich rodziców i była im wdzięczna. Przede wszystkim za to, że zagwarantowali jej spokojne dzieciństwo. Rówieśnicy często opowiadali jej o kłótniach między ojcem a matką, które prawie zawsze odbijały się na nich negatywnie. Ona nie miała takiego problemu. Do dzisiaj nie miała żadnego problemu.

***

– Nie musisz tam iść.

Przytuliła córkę i zatopiła się w delikatnym zapachu jej włosów.

– Mamoooo… – Marta się odsunęła. – Muszę wrócić do normalnego życia. Nie mogę przecież cały czas siedzieć w domu.

– Ale to za szybko – powiedziała ze smutkiem. – Przecież to było trzy dni temu, a te dziewuchy nawet nie zostały zawieszone. Co, jeśli…

– Poradzę sobie – przerwała matce i ujęła jej dłoń w swoje. – Dużo mi pomogłaś. Dopóki mam ciebie, dam radę ze wszystkim. Z tymi dziewuchami też. – Uśmiechnęła się.

Przytuliła matkę jeszcze raz i wyszła z samochodu. Nie odwracała się. Nie mogła. Pragnęła znaleźć się z powrotem w aucie, rozpłakać się i błagać, by już nigdy nie musiała chodzić do szkoły.

To ostatnie akurat dzisiaj było bardzo prawdopodobne.

***

Znów to samo. Znane do bólu dzieciaki, ich zakłamani rodzice i ten cały vibe, content, chill, yolo, srolo. Nie rozumiała tych słów i wcale nie chciała poznać ich znaczenia. Tym gówniarzom brakowało dyscypliny, a ona postanowiła, że w końcu się za nich weźmie. I na pewno nie ugnie się przed zatroskanymi matkami, bojaźliwym dyrektorem ani – a raczej: zwłaszcza – rozpieszczonymi bachorami. Tak. Przechodziła wypalenie zawodowe. W końcu przez ile lat można uczyć tego samego? Przez ile lat można być poniewieraną lub ignorowaną? Profesor języka polskiego powinna mieć szacunek! Powinni się jej kłaniać na każdym kroku i prosić o nauczanie. Dziś wszystko się zmieni. A zacznie od tej lafiryndy Nikoli, której wydaje się, że jest główną bohaterką amerykańskiego filmu.

– Gdzie się wybierasz z tymi kosmetykami? – zapytała szorstko.

– Dzień dobry, pani Marleno. – Dziewczyna się uśmiechnęła.

Wolnym krokiem podeszła do nauczycielki. Jej włosy były roztrzepane, a na czole lśniły krople potu.

– Nie zdążyłam nałożyć makijażu w domu, a nie chciałam spóźnić się na zajęcia.

– Makijażu? – zapytała szorstko. – Ile ty masz lat?

Pominęła już fakt, że gówniara powinna się do niej zwracać per „pani profesor”.

Dziewczyna się zmieszała. Do tej pory nie miała lekcji z profesor Korczyk, ale słyszała, że jest kosą. Wolała jej nie podpaść.

– Pani profesor… – zaczęła.

– Marek?

Nauczycielka zbladła, co kontrastowało z jej dzisiejszym ubiorem. Na tle zielonego eleganckiego kombinezonu jej twarz wyglądała teraz niczym kropka nad „i” postawiona kredą na tablicy, tylko że wiele lat temu, dlatego jej realny kontur już się trochę zatarł.

Nikola zamarła. Nie spojrzała na twarz chłopaka, ale na to, co trzymał w dłoni. Jej spojrzenie automatycznie skupiło się na czarnym przedmiocie o ostrym kształcie. Zakręciło jej się w głowie, bo do tej pory pistolet widziała jedynie w swojej ulubionej grze.

Huk wystrzału rozniósł się po korytarzu, zwiastując chaos. Wypełnił każdy zakamarek szkoły, w sposób niekontrolowany odbijał się od ścian i wracał do źródła, co dawało efekt kilku odrębnych wystrzałów.

Nikola poczuła silne szarpnięcie w okolicach brzucha i upadła na ziemię.

Jeden strzał wystarczył chłopakowi. Szybko podsumował, że drobna dziewczyna nie wymaga poprawki. Teraz wycelował w nauczycielkę i tym razem postanowił strzelić dwa razy. Stara, ubrana w zgniłą zieleń, jakby już leżała w grobie, stała bez ruchu, spoglądając to na niego, to na leżącą Nikolę. Nie krzyczała. Pozostali wrzeszczeli bez opamiętania, co sprawiało mu fizyczny ból. Oddał dwa strzały, po czym odwrócił się w kierunku uciekającego tłumu, złożył się, celując niczym profesjonalista, i…

– …dziesięć, jedenaście, dwanaście – odliczał.

Z tłumu ludzi, którzy jeszcze kilka sekund temu bezmyślnie tratowali się nawzajem, została garstka. Niektórzy wybiegli z budynku, inni schowali się do klas, ale większość leżała na ziemi. Jedni już nie żyli, pozostali panicznie tamowali rany, nie rozumiejąc, co się właściwie działo. Twarz chłopaka wykrzywiła się w grymasie złowieszczego uśmiechu. Przypominał rekina wypływającego z głębin na spotkanie bezbronnej, niczego nieświadomej rybie. Efekt ten wzmacniały blada wychudzona twarz i martwe, pozbawione emocji oczy. Chłopak wycelował w ruszających się na ziemi uczniów i oddał jeszcze trzy strzały. Trafił dwóch i pokręcił głową jakby z dezaprobatą dla własnych umiejętności. Ukląkł na oba kolana, spojrzał w górę i powiedział:

– Zbawca pragnie sprawiedliwości.

Po korytarzu rozniósł się kolejny odgłos wystrzału – ostatni. Sekundę po tym ciało chłopaka bezwładnie upad­ło na posadzkę z odgłosem, który już nikogo nie mógł przerazić.

Rozdział 1

Masakra. Właśnie tego słowa użył dyżurny jednostki, gdy wysyłał ich do szkoły. Drżał mu głos, ale Marcin wcale mu się nie dziwił. Do tej nieszczęsnej szkoły chodziły jego dwie córki, Michalina i Basia, które teraz nie odbierały telefonu. Pragnął porzucić stanowisko dowodzenia i natychmiast tam pojechać, ale szybko uświadomił sobie, że z tego miejsca dowie się znacznie więcej i przede wszystkim szybciej.

Marcin i Julia jechali na miejsce zdarzenia z włączonymi kogutami. Kluczyki przejął komisarz, podobnie jak rozmowy z ludźmi, sporządzanie koniecznej dokumentacji i meldowanie naczelnikowi o sukcesach. Julia miała wrażenie, że jest zbędna, że od dwóch lat jest tutaj na doczepkę, a Marcin poradziłby sobie lepiej… sam. Należał do ludzi, którzy uważali, że wszystko robią idealnie, a inni mogą jedynie zaszkodzić ich dobremu imieniu. Nawet jeśli nie radził sobie z jakąś sprawą, to nie chciał słuchać podpowiedzi służbowej partnerki. Skoro bowiem on nie rozwiązał zagadki, to tym bardziej nie zrobi tego baba, zwłaszcza baba ze stażem krótszym niż data ważności budyniu. Zaliczał się do starej szkoły gliniarzy, którzy nie akceptowali młodych – bo ci na pewno chcieli wykurzyć z policji starą gwardię – ani kobiet – gdyż te natomiast nadawały się do kuchni, a nie patrolu. Kto to widział, żeby baba chodziła z bronią i jeszcze brała za to takie same pieniądze jak mężczyzna?

Na miejscu zauważył błyski z dwóch karetek pogotowia i tłum spanikowanych, płaczących ludzi. Pomiędzy nimi biegali sanitariusze. W ich zachowaniu jednak nie było grama chaosu – metodycznie poruszali się pośród poszkodowanych, uważając, by na nich nie wpaść, i jednocześnie, aby nie marnować czasu, otwierali opatrunki.

– Chcesz zostać? – zapytał.

Już podczas jazdy zauważył, jak trzęsły jej się ręce i usiłowała ukryć je w udach.

Nie odpowiedziała. Złapała za klamkę i wyszła z samochodu.

– Wzywaj wsparcie! – krzyknął do swoich jeden z sanitariuszy. – Chodźcie tu! – zawołał policjantów, zatrzymując na nich wzrok.

Podeszli bez słowa – to nie były ani czas, ani miejsce na konwenanse. Ratownik wcisnął im w dłonie opatrunki, Julii prawie jeden wypadł. Przycisnęła go do siebie i wbiła wzrok w ratownika.

– Chodźcie za mną – wysapał.

Weszli do szkoły i zobaczyli… masakrę. Nigdy wcześ­niej nie widzieli tyle krwi ani tylu leżących na ziemi dzieciaków. Rozległe kałuże brunatnoczerwonej cieczy pokrywały ponad połowę posadzki holu. Na ścianach widniały natomiast pojedyncze krople, które spływały niczym krwawe łzy – szkoła płakała.

W trójkę podbiegli do uczniów leżących na podłodze.

– Opatrzcie ich! Brakuje nam rąk. Tamujcie rany, dopóki ktoś z nas tu nie przyjdzie. I nie sadzajcie ich pod ścianą, bo się szybciej wykrwawią – polecenia ratownika były krótkie, zrozumiałe i przede wszystkim logiczne.

– Kurwa – mruknął Marcin.

Akurat oni musieli być w pobliżu strzelaniny. Był psem. Nadawał się do łapania bandytów i łamania ich na komendzie, nie do…

– Kurwa – powtórzył, gdy spojrzał na wykrwawiającego się dzieciaka.

Chłopcem targały gwałtowne spazmy. Mógł mieć piętnaście, może szesnaście lat. Marcin przyklęknął nad nim, otworzył opatrunek i przyłożył go w okolice pępka. Chłopak mimowolnie syknął. Marcin poczuł mdłości. Wydawało mu się, że przez sekundę zobaczył jelita. Skurcz żołądka sprawił, że prawie zwymiotował. Przełknął kwaśną ślinę i już wiedział, że na pewno zobaczył jelita. Obraz krwi i ruszających się organów wrył się pod powieki i utrwalał z każdym mrugnięciem, jakby wysokiej rozdzielczości aparat właśnie uwieczniał go na nośniku zwanym myślą. Spojrzał na ucznia i natychmiast tego pożałował. Chłopak złapał kontakt wzrokowy i ścisnął go za rękę.

– Proszę mi pomóc – wycharczał.

– Nic nie mów – powstrzymał go chłodno.

Nic innego nie potrafił i nie chciał powiedzieć. Podniósł głowę, aby sprawdzić, jak radzi sobie Julia. Wbrew temu, czego się spodziewał, wyglądała na opanowaną.

***

Strach sparaliżował ją od stóp do głowy. Negatywne emocje buzowały w ciele, wypalając je z tak potrzebnej ­właśnie teraz energii. To nie działo się naprawdę. Nie mog­ło. Przecież już raz przechodziła przez takie piekło, tarzała się we krwi, tamowała dziury po kulach i… żegnała się z przyjacielem. Dziś nie znała tej dziewczyny, nie krwawiła i nie musiała strzelać, ale ten moment, w którym przycis­nęła opatrunek do rany, przywołał wszystkie złe chwile i emocje. Przed sobą ujrzała Tomka. Jej Tomka.

– Nie zostawiaj mnie – usłyszała.

Nie wiedziała, czyj to był głos. Tomek? – zapytała w myślach. Przestała dostrzegać otaczający ją świat. Zatapiała się w mroku i co najgorsze, czuła, że zwalnia ucisk rany.

– Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się…

Obraz wracał. Znów widziała dziewczynę. Zwiększyła nacisk na ranę i zapewniła uczennicę, że wszystko będzie dobrze. Ta uśmiechnęła się delikatnie, po czym zamknęła oczy. Jej głowa bezwładnie osunęła się na bok, a z dłoni wypadł zestaw do makijażu.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI