Agáta - Fulmeková Denisa - ebook + książka

Agáta ebook

Fulmeková Denisa

3,9

Opis

O Salem, dzięki książkom i filmom wiemy sporo. A co wiemy o słowackich Podunajskich Biskupicach, w których mieszkała Agáta

Denisa Fulmeková przynosi opowieść ze słowiańskiego podwórka, opowieść z czasów, gdy kobiety praktykujące ziołolecznictwo, przygotowujące zdrowotne nalewki i napary, lub po prostu kobiety niezamężne były surowo dyscyplinowane i okrutnie karane. 
Rozgrywająca się w XVII wieku powieść porusza wciąż aktualne kwestie lęku przed kobietami, ich siłą, wiedzą i samodzielnością. Oszczędna w środkach Agáta to smutna i przerażająca historia ubogiej zielarki skazanej na śmierć „za czary”. Opowieść, która, pomimo tragicznego zakończenia, niesie nadzieję na wygraną w walce o prawo do ciała i życia kobiet.  

Po lekturze Agáty Denisy Fulmekovej myślę o ostrym słońcu, które padało na udręczoną i poniżoną bohaterkę, gdy w maju 1624 roku dopełnił się jej los. Myślę jeszcze o krzywdzie, której nie sposób wybaczyć, i o żalu, że się nie odstanie. Denisa Fulmeková w oszczędny, niemal kronikarski sposób opisuje losy Agáty oskarżonej o czary. Pokazuje, jak działa mechanizm władzy i przemocy wobec kobiet, a także pozornie nieszkodliwe rzucanie oszczerstw. Fulmeková tworzy zimny, surowy świat, w którym potrzeba miłości, bliskości i bezpieczeństwa nigdy nie zostanie zaspokojona. Agáta – tak jak przez całe życie – w sądnym dniu była bowiem sama. Współczucie i zrozumienie natomiast płynie tylko z jednej strony – od czytelnika.

Urszula Honek

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 159

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (28 ocen)
11
8
4
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Yedolte2

Całkiem niezła

Szybka książka, która w uproszczony sposób pokazuje jak ludzka zawiść i niechęć może doprowadzić do tragedii.
00
lenka2325

Całkiem niezła

Smutna i niesprawiedliwa historia. Książka pobudza do myślenia o tym, jak łatwo ludzie potrafią oczernić drugiego człowieka, by samemu się wybielić i jeszcze szczycić się swoją prawością. A do tego dochodzą jeszcze przemyślenia na temat okrucieństwa, które zadaje się w imię wyssanych z palca idei. Bardzo trudna książka - nie w czytaniu, a w przesłaniu.
00
Jaryba

Dobrze spędzony czas

Ciekawa historia. Książja jest krótka i szybko się ją czyta. Niby nic odkrywczego w temacie procesów czarownic, ale fakt wzorowania opiwieści na prawdziwej historii sprawia, że nabiera ona większego znaczenia.
00
magda883

Z braku laku…

Wbrew powszechnym zachwytom wynudziłam się… historia przerażająca, ale czegoś mi tu zabrakło.
00
Dotmagia

Z braku laku…

Nie czytałem tej niedługiej opowiastki z wypiekami na twarzy. Wszystko było tu dla mnie zbyt oczywiste, zbyt "przypowieściowe". Bohaterowie jednowymiarowi (poza katem, który jest chyba jedną z ciekawszych postaci, a przynajmniej ma jakieś rozterki) i pozbawieni głębi. Mechanizm rozprzestrzeniania się oskarżeń o czary także bardzo dobrze znany. W moim odczuciu "Agata" nie wnosi niczego nowego do tematu.
00

Popularność




Fot. Tatiana Bužeková

Denisa Fulmeková (ur. 1967 w Bratysławie)

Absolwentka dziennikarstwa Uniwersytetu Komeńskiego w Bratysławie. Prozaiczka, poetka, redaktorka i publicystka. Debiutowała pod pseudonimem Mina Murrayová zbiorem opowiadań Tak čo teda? (2001). Z Petrem Macsovszkym napisała książkę dotyczącą losów bratysławskiej bohemy Klebetromán (2004). Dwukrotnie nominowana do prestiżowej słowackiej nagrody Anasoft Litera za powieści Konvália (2016) i Doctor Mráz (2018). W 2019 roku opublikowała swoją pierwszą książkę dla dzieci Ňuňo. Słowackie wydanie Agáty ukazało się w 2020 roku.

Olga Stawińska

Absolwentka krakowskiej słowacystyki. Tłumaczka i publikująca pod pseudonimem pisarka. Bored teenager.

1

Pierwsza burza nadeszła dwie niedziele przed świętym Jerzym. Pod wieczór nad Pyspekami zawisły czarne chmury i zerwał się wiatr, więc wszyscy rzucili się szukać schronienia w swoich domach, zamykali drzwi i okiennice. Pierwsze zimne krople dosięgły Agátę w ogrodzie, gdzie akurat sadziła brukiew. Szybko pozbierała to, co się dało, i wbiegła do domu. Na zewnątrz w krótkiej chwili rozpętała się potężna burza. Agáta zapaliła białe świece gromniczne, położyła chleb przy oknie, skuliła się na ławie i pogrążyła w modlitwie. Kiedy zbliżył się do niej kot, wzięła go na kolana i bezwiednie głaskała po miękkiej, ciepłej sierści. Burza trwała długo i w międzyczasie na zewnątrz zrobiło się zupełnie ciemno. Dopiero kiedy kot zeskoczył na ziemię i ruszył w stronę swojej miski, Agáta uświadomiła sobie, że grzmoty stopniowo cichną, choć silne uderzenia deszczu w drewniany gontowy dach jeszcze nie ustały. Oddalająca się burza napełniła ją tak dziwnym niepokojem, że Agáta postanowiła położyć się spać. Już miała gasić świece, kiedy usłyszała głośne walenie do drzwi. Znieruchomiała. Kto może się do niej dobijać tak późno? Zastanawiała się, czy podnosić skobel, kiedy do ponownego pukania dołączył donośny kobiecy głos:

– Agátka! Jesteś? To ja.

Agáta w pierwszej chwili nie poznała głosu, ale ulżyło jej, że za drzwiami stoi kobieta. Kiedy otworzyła niskie drzwi swojego domu, na progu ujrzała zmokniętą i zmizerniałą Annę Vargovą.

– Anička?! – krzyknęła zdziwiona. Zazwyczaj dumnie wyprostowana i wystrojona młoda dziewczyna opierała się teraz lewym ramieniem o framugę drzwi i z bolesnym grymasem na twarzy pochylała do przodu. Na prawym przedramieniu resztką sił trzymała bezkształtną stertę szmat.

– Weź to ode mnie, proszę – skinęła w stronę Agáty, która niechętnie sięgnęła po przemoczony tobołek. Pytając, czy ktoś ją widział, Agáta zrobiła miejsce i dała znak przybyłej, żeby weszła do środka.

Anna pokręciła głową:

– Nikt.

– Ani nocny strażnik?

– Ten stary pijus pewnie gdzieś się schował przed ulewą.

Z Anny kapała woda i nawet w słabym świetle świec widać było, że jej twarz jest blada i przestraszona.

– Czekaj, zapalę światło. – Agáta ostrożnie, używając krzesiwa, hubki i krzemienia, zapaliła lampę oliwną. – No, co się stało? – spytała, choć wydawało jej się, że zna odpowiedź. Szeptało się w Pyspekach, że Vargová jest znowu przy nadziei, ale nie chce się nikomu przyznać, żeby kolejny raz nie zapeszyć. Uwadze kobiet nie uszło, że zaczęła nabierać krągłości, i zgadywały, kiedy się dziecko urodzi. Vargová miała krzepką, proporcjonalną figurę i jeszcze przed ślubem wszyscy przepowiadali, że będzie rodzić jak jabłoń. Ale później się okazało, że nawet kiedy Anna zaczyna nosić pod sercem dziecko, ono odchodzi wcześniej, przed urodzeniem. Chłop Vargovej zaczął pić, a ona po cichu się zadręczała. Dlatego też kobiety z Pyspeków za każdym razem sprawdzały, czy jej talia się powiększa i czy wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu. Jedne twierdziły, że tym razem to się na pewno uda, i życzyły jej tego z całego serca. Inne, te z trującym jadem w sercu, tylko kręciły głowami, że niepotrzebnie kusi los, bo trudno oczekiwać od jałowej krowy, że się ocieli.

Gdy tylko Agáta przejęła bezkształtną stertę szmat, osłabiona kobieta doczołgała się do niskiego drewnianego stołka i usiadła. Obiema rękami złapała się za brzuch, a z oczu wytrysnął jej potok łez.

– Moje martwe dziecko – rozpłakała się Anna. – Wciąż mam skurcze i mocno krwawię. Musisz coś zrobić, bo będzie po mnie.

– Ach, ale co ja mogę? – biadoliła Agáta. – Trzeba było iść za akuszerką, starą babką Henčelovą, ona ma doświadczenie i lepiej by ci poradziła. – Przestraszyła się, że Anna Vargová jej tu zaraz na stołeczku wyzionie ducha. Od porodów i kobiecych spraw była tu przecież Henčelka, która się na tym zna i ma u siebie w domu narzędzia zabiegowe.

– Żeby po całych Pyspekach chodziła i rozpowiadała, że jestem niepłodna i nie umiem nawet dziecka donosić? – szlochała Anna, kuląc się na stołeczku. – Byłam pewna, że tym razem się uda! Że ją wezwę dopiero potem, do porodu!

– Nie płacz, Anka, od płaczu ci będzie tylko gorzej. Dam ci coś, uspokój się. – Agáta uklękła obok cierpiącej kobiety i jedną ręką delikatnie gładziła ją po plecach. W drugiej ręce ciągle trzymała owinięty w szmaty martwy płód. – Kiedy to się stało? – Agáta nie wiedziała, gdzie ma położyć dziecko ani czy rozchylić szmaty i spojrzeć na nie, czy też pozwolić temu stworzeniu odpoczywać pod wilgotnymi warstwami podartego lnianego materiału.

– Po południu, jak się zaczęła ta burza. Ale cały dzień krwawiłam. Już wiedziałam, że będzie źle. – Anną ciągle wstrząsał szloch.

– No już, Anička, a co twój mąż na to? Ďuro? Wie o tym?

– A gdzie tam, wolałam mu nic nie mówić. I tak nie było go w domu, jak to dziecko straciłam. – Anna machnęła bezradnie ręką.

– Będzie cię szukać, prawda? Co mu powiesz? – martwiła się Agáta, która wiedziała, że mąż Anny, Juraj Varga, nie ma w Pyspekach najlepszej opinii. Dużo pije i potem bije swoją żonę, obwiniając ją, że mu jeszcze nie przyniosła na świat potomka.

– Powiem mu, że się bałam burzy i schowałam się u mamy.

Agáta pokręciła głową. Wątpiła w to, że taka odpowiedź przekona okrutnego Vargę.

– Co, jak się będzie pytać, kiedy się dziecko urodzi? Wiedział o nim?

– O dziecku? – Anna podniosła załzawioną twarz i pokręciła głową. – On się już przestał pytać, a ja mu sama nie mówiłam. Bałam się, że jak znowu poronię, będzie jeszcze gorzej.

W końcu Agáta położyła płód u stóp Anny.

– Chłopiec czy dziewczynka? – spytała jeszcze.

– Dziewczynka – szepnęła odrętwiała Anna, a Agáta ponownie ją pogłaskała. Potem wstała i podeszła do mniejszej drewnianej skrzyneczki.

– Na każdy ból coś się zawsze znajdzie… – Agáta grzebała w szmacianych woreczkach, otwierała je i wąchała. – O, to! To będzie dobre. – Podała dwa z nich Annie. – Korzeń kokornaka i trochę mirry. Możesz też dodać szczyptę tej przyprawy do naparu, szybko wyzdrowiejesz, zobaczysz.

– Dziękuję ci, Agátko.

Agáta podawała kobiecie zioła, kiedy Anna położyła jej na ręce swoją szorstką dłoń.

– A dziecko? Pochowasz ją? Agátko, proszę, zrób to za mnie. Wymyśl coś, pożegnaj się z nią za mnie.

– Ale proszę cię, gdzie ja ci ją pochowam? – zmieszała się Agáta.

– Ja jej nie mogę wziąć do domu. Boję się Ďura i chciałabym o tym wszystkim zapomnieć!

– Ale ja też nie wiem, co bym z nią… W ogrodzie przecież nie mogę, tam by ją wykopał pies sąsiadów…

– A gdzie tam! Na pewno coś wymyślisz. Odprawisz jej obrzędy pogrzebowe, przecież wiem, że ty się na tym znasz, Agátka…

– Zagrzeję ci wodę, chcesz? Doprowadzisz się do porządku i dopiero pójdziesz. – Agáta spojrzała ukradkiem na nieszczęsną Annę, która z kolei patrzyła z przerażeniem na swoją spódnicę przesiąkniętą deszczem i krwią.

– Nie, lepiej już pójdę. Ledwo stoję na nogach i kręci mi się w głowie. Muszę się wyspać. Deszcz słabnie, Ďuro się za chwilę zwali do domu… – Anna zsunęła się ze stołka, uklękła, podparła rękami, ale i tak Agáta musiała jej pomóc, żeby jako tako stanęła na nogi.

– Zaopiekuj się tym moim biedactwem. Jak tylko będę mogła, odpłacę ci się, nie bój się. – Anna zerknęła w stronę martwego ciała, którego istnienia w plątaninie starego, podartego materiału można się było tylko domyślać.

– Przecież nie o to, na Boga, chodzi – zaprotestowała Agáta. – No, masz, weź ten kokornak i pij go regularnie.

Vargová uśmiechnęła się nieśmiało i wzięła woreczki z suszonymi roślinami.

– Bóg zapłać, Agátko.

– Zdołasz dojść do domu? Nie chcesz, żebym cię odprowadziła? – Agáta spojrzała na chwiejącą się kobietę.

– A gdzie tam! To tylko kawałek. Jakoś dałam radę w tę stronę, to dam i z powrotem.

Kiedy Vargová zebrała się do wyjścia i Agáta otworzyła przed nią drzwi, do chałupy wpadło kilka kropel deszczu i chłodne powietrze. Agáta wytężyła wzrok, by sprawdzić, czy w ciemności nikt się nie rusza, a kiedy nocna przybyszka skręciła w stronę ulicy Krivej, szybko zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Na podłodze zaledwie metr od niej leżały zwłoki zawinięte w szmaty. Agácie nie przyszło do głowy nic innego, niż przykryć je suchym, grubym płótnem i wsunąć zawiniątko pod ławę. Nie chciała wystawiać ich na zewnątrz, na deszcz, i narażać na ewentualne zwąchanie przez zwierzęta. Do rana wymyśli, gdzie pochować ciało.

2

Žofia Meszárosová, kobieta o słusznej figurze i wyraźnych rysach twarzy, kiedyś uważana za piękność, tłukła garami i zawzięcie milczała, podczas gdy jej mąż, w porównaniu z postawną kobietą szczupły i trochę wysuszony, siedział przy stole i babrał łyżką w sosie z młodej pokrzywy.

– Jakieś to takie bez smaku. – Odłożył w końcu łyżkę na bok, choć wiedział, że rozgniewa tym Žofię jeszcze bardziej.

– A czym ci to miałam doprawić? – naskoczyła na niego, tak jak się tego spodziewał. – Twój brat mnie przegonił jak zawszonego kundla i powiedział, że już mi nic nie da za darmo. – Ogromne piersi kobiety nabrzmiały od gniewu.

– To niech nie daje – rzucił buńczucznie mężczyzna, licząc, że zapobiegnie to dalszemu wybuchowi.

Ale jego żona, wciąż atrakcyjna, choć już po trzydziestce, wykrzywiła usta:

– Niech nie daje? Ale powinien! A to poprosiłam tylko o kilka kawałków wołowiny na zupę.

Ján Meszáros zacisnął zęby. Przemilczał przed Žofią, że kiedy niedawno chciał od brata pożyczyć pieniądze, jego też odesłał z kwitkiem. Gdzie by niby skończył, gdyby im tak co chwilę coś dawał. Ale poczęstował go bimbrem, który wspólnie wypili.

– Co by nie było, jesteśmy braćmi – powiedział Gusto, podnosząc szklankę.

– No co, nic nie powiesz? – rzuciła Žofia. W jej ciemnych oczach skrywał się nie tylko gniew, ale też lęk przed przyszłością. Rodziła już cztery razy, ale dwoje dzieci nie dożyło nawet trzech miesięcy. Ona i Ján wychowywali więc tylko dziesięcioletniego Janka i półtoraroczną Helenkę, a nawet w tak niewielkiej rodzinie musieli gospodarować najskromniej, jak się dało. – A może wolisz raczej nabrać wody w usta, jak wtedy, kiedy umarł wasz ojciec i twój brat zgarnął dla siebie cały ten zakład mięsny?!

– Žofia… – Mężczyzna próbował ją powstrzymać, ale nie dało się.

– Co „Žofia”? Powinieneś mu był powiedzieć: Gusto, kochany, a to chcesz mnie zbyć takimi kilkoma drobniakami?! Hm?!

– To nie były drobniaki, Žofia! – uciszał ją mąż. – Doprowadziliśmy za nie chałupę do porządku i jeszcze kupiłem narzędzia do warsztatu, już zapomniałaś?

– Ale, proszę cię, nie rób z siebie głupka! Twój brat odziedziczył cały dom po rodzicach, zakład rzeźniczy, trzydzieści mórg ziemi! A ty się dałeś wygonić do tej rudery po dziadku i myślisz, że jesteś nie wiadomo jakim szewcem! – Kobieta wyciągnęła w stronę męża palec wskazujący i powiedziała z pogardą: – No, sam widzisz, że jesteś tylko marnym szewczyną! Jakie szycie butów, jak ci ledwo dają podeszwę załatać!

– Roboty jest teraz mało, wiem… – próbował się bronić, ale Žofia nie zwracała na niego uwagi.

– Wiecznie musimy pożyczać! Co z ciebie za rzemieślnik? Jesteś zwykłym żebrakiem!

– Przecież oddamy! – Ján nienawidził tych wyrzutów, które zawsze przedstawiały go jako nieudolnego ojca, niepotrafiącego zadbać o swoją rodzinę.

– Phi, oddamy, ale dzięki komu? Zapomniałeś, co? Dzięki mojej rodzinie! Nie mogą patrzeć, jak się wykańczam.

– Jak się wykańczasz? Nie przesadzaj! Aż tak źle z nami jeszcze nie jest. Wczoraj się u mnie zatrzymali państwo z dwora, złożyli zamówienia, nie masz się o co bać!

– Jak nie mam, jak się boję! – wyrzucała z siebie rozzłoszczona Žofia, która mimo uszu puściła dobrą wiadomość. – Oboje dobrze wiemy, jakie ty dostajesz zamówienia! Tak jak wtedy, gdy ta kulawa Barbora kazała sobie zrobić buty, i to jeszcze z klamrami! – mówiła, przedrzeźniając głos swojej szwagierki, żony rzeźnika Gusta Meszárosa.

– A w końcu jej pasowały i bez klamry! – uśmiechnął się szewc Ján Meszáros, który chciałby, żeby żonie już przeszedł gniew. Nie znosił kłótni, a nienawistne wybuchy złości kierowane w stronę brata rzeźnika i jego żony sprawiały, że piekło go w przełyku.

– A co by miały nie pasować, skoro dostała je od ciebie za darmo? – krzyknęła gniewnie Žofia, aż ich córka Helenka przebudziła się z płaczem.

– Nie gadaj bzdur, przecież dostaliśmy od nich inne towary. Co z tego, że nie zapłacili pieniędzmi? – Już nawet ugodowy Ján Meszáros stracił cierpliwość, wziął więc córkę na ręce i wyszedł z chałupy. – Chodź, skarbeńku, na powietrze, żebyśmy się tu nie podusili. – Spojrzał przy tym wrogo na żonę i sprawdzał jej reakcję, ale kobieta tylko wytarła mokre ręce w fartuch i wściekle odparła:

– Nie musisz uciekać, ja wychodzę.

– A gdzie będziesz łazić? – Mężczyzna próbował stanąć Žofii na drodze, ale odepchnęła go razem z dzieckiem na rękach.

– Idę do Zuzy.

– Znowu?

– A co ci do tego? To moja siostra, mogę do niej chodzić, kiedy mi się zachce! – Žofia zdjęła fartuch i z wściekłością rzuciła go w kąt.

3

Zuza Sabová w przeciwieństwie do swojej starszej siostry Žofii Meszárosovej mieszkała w dworku. Wyszła za mąż za gospodarza folwarku, włodarza Jozefa Sabę, i została panią włodarzową. Zuzie żyło się dobrze, dzięki mężowi zobaczyła kawałek świata, już dwa razy była w Wiedniu, do Preszporka też przecież jeździli regularnie. Zuza była jednak bardziej od siostry nieśmiała i nie odnalazła się jeszcze wśród mieszkańców Pyspeków. Dlatego cieszyła się z każdej wizyty Žofii i zawsze miała przygotowane dla siostry jakieś specjały, nierzadko pakowane też w prezencie dla jej dzieci. Z kolei siostra jej zawsze służyła dobrą radą. A rad Žofia nie szczędziła: w sprawach małżeńskich, kwestiach wychowywania dzieci – Zuza podobnie jak ona miała starszego chłopca i młodszą dziewczynkę – czy tego, jak odnosić się do służby. Žofia wprawdzie żadnej służby w domu nie miała, ale doskonale potrafiła sobie wyobrazić, jak by ją traktowała. Uważała, że jej siostra jest w tej kwestii niekonsekwentna i zbyt ufna.

Dzisiaj jednak Žofia nie przyszła udzielać rad. W drodze do siostry jej złość na męża i jego rodzinę zamieniła się w gryzący żal. Dlaczego akurat jej musiało się tak źle powodzić? Ucieszyła się, że przynajmniej Zuza jest sama w domu. Žofia bowiem nie przepadała za włodarzem, ale przed Zuzą się nigdy do tego nie przyznała. Co więcej, stwarzała pozory, że się o szwagra troszczy, ponieważ schlebiało jej, że mężem jej siostry jest człowiek z takim tytułem.

Zuza akurat wybierała się na plebanię.

– Ondrejko będzie mieć Pierwszą Komunię Świętą, zapomniałaś? – powiedziała Žofii, poirytowanej, że siostra akurat teraz musi iść do proboszcza.

– Tak, pamiętam – przytaknęła, choć rzeczywiście o tym zapomniała. – Pójdę z tobą – zaproponowała. Nie chciała tak szybko wracać do domu. „Niech sobie Jáno radzi sam” – pomyślała, wciąż nieprzejednana, mimo odczuwanych powoli wyrzutów sumienia.

4

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40

Tytuł oryginału: Agáta

Redakcja: Ilona Klimek

Korekta: Anna Gądek, Magdalena Wołoszyn-Cępa

Opieka redakcyjna: Urszula Pieczek

Projekt okładki i układu typograficznego: Mimi Wasilewska

© Copyright by Slovart Publishing Ltd, Bratislava, Slovakia, 2020

© Text by Denisa Fulmeková, 2020

Polish translation rights arranged with Slovart Publishing Ltd,

Bratislava, Slovakia. All rights reserved

© Copyright for the Polish translation by Olga Stawińska, 2022

© Copyright for the Polish edition by Książkowe Klimaty, 2022

This book was published with a financial support from SLOLIA, Centre for Information on Literature in Bratislava

ISBN 978-83-66505-41-4

Książkowe Klimaty

www.ksiazkoweklimaty.pl

Redakcja: [email protected]

Promocja: [email protected]

Sprzedaż: [email protected]

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek