Bądź przy mnie - Antonina Felix - ebook

Bądź przy mnie ebook

Antonina Felix

4,5

Opis

Caleb, tatuażysta z Kalifornii, wraca do rodzinnego Nowego Jorku, aby otworzyć swoje studio tatuażu “HEAVEN”. Laura dwudziestoparoletnia kelnerka skrycie kocha się w nim od wielu lat. Dramatyczny wypadek, spowodował, że stali się sobie bliscy. Jednak ich drogi rozeszły się. Czy po powrocie Caleb pomoże Laurze pokonać koszmary?

Ta książka zajęła pierwsze miejsce w rankingu najbardziej imponujących dzieł Wattpad: “Tatuaże” i “Blizny”.

Książka przeznaczona dla osób pełnoletnich.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 374

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (6 ocen)
3
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Guleczka

Nie oderwiesz się od lektury

pochłonęła mnie doszczetnie
10

Popularność



Podobne


Antonina Felix

Bądź przy mnie

Tom 1 serii Heaven

KorektorBeata Sagan-Szendzielorz

© Antonina Felix, 2023

Caleb, tatuażysta z Kalifornii, wraca do rodzinnego Nowego Jorku, aby otworzyć swoje studio tatuażu “HEAVEN”. Laura dwudziestoparoletnia kelnerka skrycie kocha się w nim od wielu lat. Dramatyczny wypadek, spowodował, że stali się sobie bliscy. Jednak ich drogi rozeszły się. Czy po powrocie Caleb pomoże Laurze pokonać koszmary?

Ta książka zajęła pierwsze miejsce w rankingu najbardziej imponujących dzieł Wattpad: “Tatuaże” i “Blizny”.

Książka przeznaczona dla osób pełnoletnich

ISBN 978-83-8351-659-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

PROLOG

Jest piękny sierpniowy dzień. Słońce wpada przez szyby samochodu i ogrzewa moją twarz. Niestety, te promienie słońca nie są w stanie ogrzać chłodu, który zadomowił się w moim sercu po stracie najukochańszej babci. Zawsze, gdy przyjeżdżaliśmy w odwiedziny, piekła moje ulubione ciasto marcepanowe. Ilekroć przekroczyliśmy próg jej domu, w powietrzu czuć było aromat tego ciasta. Babcia mieszkała sama. Dziadek zmarł, gdy moja mama była malutka. Babcia wychowała więc córkę samotnie, twierdząc, że tylko raz w życiu oddała swoje serce mężczyźnie i nigdy nie odda go innemu, a męża ślubowała kochać do grobu. Wierzyła, że kiedyś, po śmierci, spotka go ponownie.

Pogrążeni w smutku i w wspomnieniach o babci Victorii, wracamy z pogrzebu. Tata siedzi z przodu samochodu. Jedną rękę ma na kierownicy, a drugą trzyma dłoń mamy. Co jakiś czas ociera jej mokrą od łez twarz. W ten sposób próbuje ją pocieszyć. Uśmiecham się na ten gest, bo mam nadzieję, że tak właśnie będzie kiedyś wyglądało moje małżeństwo. Mama pogrąża się w myślach o babci. Była nie tylko jej mamą, ale i najlepszą przyjaciółką. Dlatego ona sama stara się tak wychować Emmę i mnie, żebyśmy nie postrzegały jej tylko jako rodzica, ale też jako najlepszą przyjaciółkę, do której w każdej chwili można przyjść po radę. Wyciągam rękę, żeby poklepać mamę po ramieniu. Ona odwraca się w moją stronę i dotyka mojej dłoni, uśmiechając się delikatnie w geście zrozumienia. Nie potrzebujemy słów.

Coś wypada mamie z ręki. Nie może po to sięgnąć, więc odpina na chwilę pas. Obok mnie siedzi Emma, która również jest zamyślona. Nie wiem, czy myśli o babci Victorii, czy o Jessem, z którym zerwała, czy może jej myśli są skierowane zupełnie w inną stronę.

Nagle wszystko wokół nas zmienia się w jednej chwili. Cały mój świat wywraca się do góry nogami. Mrużę oczy, ponieważ oślepiające światło wypełnia wnętrze samochodu. Mama woła do taty:

— Richard!!! Uważaj!!! — W jej głosie słychać strach.

Moja siostra krzyczy przerażona. Samochód zjeżdża z drogi. Pojazd obraca się kilka razy. Słyszę dźwięk pękającego metalu, wybuchającą poduszkę powietrzną, w aucie unosi się dziwny zapach. Po chwili nastaje cisza — głucha cisza. Nie słyszę rodziców, siostra nie krzyczy. Mama leży na siedzeniu w dziwnej pozycji, a tata oparty na kierownicy. Boli mnie głowa, świat wiruje coraz bardziej. Po twarzy Emmy ścieka krew. Obraz przed moimi oczami rozmywa się. Zaczyna boleć mnie ramię, w które, jak się okazuje, powbijały się odłamki szkła. Cisza staje się przerażająca i przejmująca. Ogarnia mnie ciemność. Zniknęły ciepłe promienie, które chwile temu ogrzewały moją twarz. Wszystko wokół zlewa się w jedną ciemną plamę.

Jaka ironia losu — wracać z jednego pogrzebu na drugi… Tylko że ten ostatni może być mój. Słyszę jakieś głosy, ktoś coś krzyczy. Chcę wrócić do domu, do rodziców. Gdzie moja siostra? Co się dzieje? Dlaczego tak bardzo mnie wszystko boli? Cal pomóż! Proszę cię! Pomóż mi, tak jak wtedy, gdy stłukłam rękę.

Zanim pochłonie mnie znowu ciemność, w myślach wypowiadam słowa, które jeszcze nigdy nie opuściły moich ust: „Kocham cię, Calebie”.

ROZDZIAŁ 1

Laura

Lato w Nowym Jorku potrafi być naprawdę gorące. Była to kiedyś moja ulubiona pora roku. Podobało się mi, jak promienie słoneczne przenikają w głąb każdej komórki ciała, napełniając je ciepłem. Produkcja serotoniny sprawia, że człowiek czuje się lepiej. Szkoda, że mój organizm nie ma wystarczającej ilości tego hormonu, aby poprawić mi nastrój. Ta zdolność została zniszczona w tamtym samochodzie. Jadąca w nim dziewczyna miała kiedyś uśmiech na twarzy, plany i marzenia — umiała być szczęśliwa.

Niestety jej już nie ma. Nie jestem tą samą dziewczyną, co wcześniej, coś we mnie umarło razem z nimi.

Stoję na ulicy Nassau, przed kawiarenką Starbucks Café, przymykam oczy i wystawiam twarz w stronę słońca, aby przynajmniej ją ogrzać. Szkoda, że jego promienie nie mogą też ogrzać mojej duszy. Czekam na moją szaloną rudowłosą przyjaciółkę Sarah Harper, która kończy w tym roku szkołę medyczną, żeby zdobyć wymarzoną pracę lekarza. Wybrała pediatrię, a ja znam powód, dla którego zdecydowała się akurat na ten kierunek. Również próbowałam studiować, jednak rzeczywistość szybko mnie dopadła — może pieniądze nie są w życiu najważniejsze, ale otwierają wiele drzwi. Niestety z pensji kelnerki nie da się opłacić studiów, ale za to pozwala mi pokryć wszystkie rachunki.

Oczywiście Harperowie nieraz oferowali mi pomoc w nauce. Nie mogłam przyjąć tej pomocy, biorąc pod uwagę wszystko, co dla mnie zrobili po wypadku. Przygarnęli mnie wtedy, gdy cały mój świat się zawalił. To oni pomogli mi wrócić do zdrowia, wożąc mnie po różnych specjalistach.

W wypadku doznałam wstrząsu mózgu i przez tydzień byłam w śpiączce. W wyniku szoku zaczęłam się od czasu do czasu jąkać. Teraz jest już lepiej. Harperowie znaleźli mi najlepszego terapeutę w Nowym Jorku. Pozbyłam się jąkania, głowa boli tylko wtedy, gdy jestem zbyt zmęczona lub kiedy jestem zła. Terapia zadziałała, ale są noce, kiedy budzę się z krzykiem, bo wciąż tkwię w tamtym samochodzie.

Otwieram oczy i patrzę na przechodniów, którzy w codziennym zgiełku nawet nie zwracają uwagi na stojącą dziewczynę z bliznami nie tylko na ciele, ale także na sercu. Odwracam głowę w momencie, gdy podbiega do mnie dziewczyna o rudych włosach i zielonych oczach, których odcień przypomina świeżo skoszoną trawę. Ma na sobie białą koszulkę bez rękawów i dżinsy. Marzę o tym, że pewnego dnia będę mogła nosić koszulkę na ramiączkach i nie chować się za długim rękawem. Sarah obejmuje mnie, chociaż wie, jak bardzo tego nienawidzę.

— Nie powinnam już z tobą rozmawiać. Nie miałaś czasu zobaczyć się ze mną od kilku miesięcy.

Nie wiem, co jej powiedzieć, więc rzucam pierwszą myśl, która przychodzi mi do głowy:

— Przepraszam, byłam trochę zajętą.

— Tak, ciekawe czym. Parzeniem kawy? Rodzice też są źli, że nie wpadłaś nawet na święta wielkanocne. Byliśmy wszyscy, oprócz ciebie.

— Okej, przepraszam. Możemy już napić się kawy?

— Chodź, ale i tak nie unikniesz pogadanki z tatą.

— Dobrze, już dobrze, przepraszam jeszcze raz.

Wchodzimy do kawiarenki i rozglądam się. Widzę, że mimo tego, iż jest wczesna pora, wszystkie miejsca są zajęte. Zamawiamy nasze ulubione napoje i po chwili zajmujemy jedyny wolny boks pod oknem, z tyłu sali.

— Dalej nie rozumiem, czemu, ty, pijąc tę bombę kaloryczną, nie jesteś gruba? — mówię.

Sarah bierze swoją kawę i pociąga przez zieloną słomkę duży łyk, po czym odpowiada, patrząc na mnie z uśmiechem:

— I mówi to dziewczyna, co przy wzroście metr siedemdziesiąt, waży niecałe pięćdziesiąt pięć kilogramów.

Śmiejemy się razem.

— No dobra mów, po co mnie zaciągałaś tu z rana, bo mogłabym w tej chwili przymilać się do mojej podusi.

Sarah jest jedna z nielicznych osób, które wiedzą przez jakie piekło przeszłam w ciągu tych kilku lat.

— Spać to będziesz w grobie.

Tak, mogłam równie dobrze być teraz trzy metry pod ziemią, ale ten u góry postanowił zrobić mi psikusa i zostawić mnie tu na ziemi, zupełnie samą. Moja rodzina nie miała tyle szczęścia, co ja. Sarah zauważa moją nagłą zmianę nastroju. Oczy zachodzą mi łzami i nie muszę długo czekać, by dziewczyna uścisnęła moją dłoń.

— Lauro, przepraszam. Ja i mój niewyparzony język. Przepraszam, to był głupi żart.

Widzę, że czuje się z tym okropnie. Nie chcę, by się tym gryzła, więc próbuję obrócić to w żart:

— Zawsze mogłam być żywym zombie.

Sarah się śmieje i widzę, że jej twarz trochę pogodnieje. Rękami robi gest, jakby próbowała coś od siebie odgonić.

— Proszę cię, żadnych zombie. Wystarczy, że Cal oglądał te wszystkie filmy z chodzącymi żywymi trupami, a potem mnie straszył.

Kiedy słyszę imię Cal, czuję się, jakby nad moją głową ktoś postawił migający neon mówiący: kocham. Nie widziałam go, odkąd wyjechał do szkoły. Po wypadku to on każdego dnia motywował mnie do wstania z łóżka i pójścia do szkoły. Czasami, kiedy w nocy dopadały mnie koszmary, on był przy mnie, a wtedy sny stawały się mniej upiorne. Po jego wyjeździe nasz kontakt się urwał. Żeby nie myśleć o nim, zajęłam się szukaniem mieszkania i pracy.

Cal nie przyjechał na zakończenie college’u, więc nie jestem pewna, czy tym razem się pojawi. Jednak ta impreza dotyczy jego rodziców. Zbyt mocno ich kocha, by się nie zjawić, więc wszystko jest możliwe.

Odwracam wzrok i wbijam spojrzenie w widok ulicy za oknem.

— A właśnie — mówię, niby od niechcenia, zerkając ukradkiem na Sarah — będzie Cal?

— Powiedział, że postara się być razem z jego wspólnikiem — odpowiada Sarah, przewracając swoimi zielonymi oczami.

— To super — odpowiadam. Mam nadzieję, że mój głos nie przypomina głosu nastolatki, która dowiedziała się, że zaprasza ją na randkę największe ciacho w szkole. Szybko dodaję: — Co u niego słychać?

— Ukończył studia artystyczne… — Sarah robi przerwę, by napić się kawy — Otworzył studio tatuażu, z przyjacielem ze studiów. Podobno jest całkiem dobry w tym, co robi. Moja znajoma, która mieszka w Kalifornii, mówi, że to jeden z najlepszych salonów, z jakiego korzystała.

Przypomniałam sobie ostatni raz, kiedy się widziałam się z Calem. Powiedział, że jestem dla niego kimś więcej, a i tak mimo tego mnie zostawił. Gdy wyjeżdżał, nie potrafiłam się z nim pożegnać — było to dla mnie zbyt bolesne. Jedyne, co mogłam zrobić, to stać przy oknie i patrzeć jak kolejna osoba, która obiecała mi, że będzie przy mnie, zostawia mnie. Zanim wsiadł do auta, spojrzał się w stronę okna mojego pokoju, po czym spuścił głowę, wsiadł do swojego range rovera i… odjechał.

Na początku dzwonił i wysyłał SMS-y codziennie, potem raz w tygodniu, potem raz w miesiącu, aż kontakt całkowicie ustał. To znaczy ja zdecydowałam się nie odbierać i nie odpisywać na jego wiadomości.

Przepłakałam kilka nocy, myśląc o nim. Być może to był jeden z powodów, dla których nie chciałam mieszkać już w domu Harperów.

Bo jego tam nie było.

Były dni, kiedy chciałam do niego zadzwonić. Kończyło się przeważnie na tym, że wpadałam w panikę i się rozłączałam. Co niby miałabym mu powiedzieć? Wróć, bo nie mogę bez ciebie żyć? Nie mogłam mu tego zrobić. Nie chciałam niszczyć tego, na co tak długo pracował. On po prostu na to nie zasłużył. Muszę odłożyć te myśli na bok, inaczej znowu będę cierpieć.

Przywołuje uśmiech na twarz i odpowiadam:

— Bardzo się cieszę, że w końcu wykorzystał talent do rysowania. Był w tym naprawdę dobry. Wasi rodzice z pewnością będą bardzo szczęśliwi, że w końcu będą mieli znowu swoje dzieci w domu.

Sarah podnosi na mnie wzrok i siada prosto, jakby połknęła kij. Wiedziałam, że to spotkanie ma ukryty cel.

— Cóż, jeśli mówimy o rodzicach. Tata kazał mi przekazać, że jak się nie zjawisz, to przyjedzie po ciebie osobiście i, uwaga cytuje tatę: „mimo tego, że jestem cenionym sobie prawnikiem, pozwolę sobie na porwanie jej i przywiezienie, choćby była ubrana w piżamę”.

Obie Wybuchamy śmiechem, a ja omal nie oplułam się kawą.

— Proszę cię, Lauro. Zgódź się. — Wyraz jej twarzy przypomina mi teraz małego, słodkiego szczeniaczka.

— Sarah, już ci mówiłam, to nie dla mnie. — Patrzę na nią surowym wzrokiem. — Wiem, że będą tam współpracownicy mojego i twojego ojca. To nie dla mnie. Nie chcę, żeby ktoś zadawał mi te same głupie pytania: Jak się czujesz Lauro? Bardzo mi przykro… Jak sobie radzisz?I całe to gówno, które słyszałam więcej niż raz. Poza tym nie potrzebuję ich współczucia. Nie chcę być w centrum uwagi. Nie było by to w porządku wobec twoich rodziców.

Mam nadzieję, że tym razem odpuści, ale widzę, że jednak nie ma takiego zamiaru. Chwyta moje dłonie, które obejmują kubek z kawą, jakbym chciała je ogrzać, lecz kubek jest zimny.

— Lauro, proszę. Moja mama będzie naprawdę szczęśliwa. Wiesz, że kocha cię jak własną córkę. Poza tym dawno nie byłaś u nas w domu, a rodzice naprawdę tęsknią za tobą. Nie możesz cały czas ukrywać się przed światem. –Sarah dobrze wie, jak uderzyć w mój słaby punkt.

Wywracam oczami.

— To nieprawda. Wcale się nie ukrywam. — Wzruszam ramionami. — Wszystko jest dobrze — rzucam wyćwiczoną już formułkę, którą zawsze stosuję w takich sytuacjach. Jednak Sarah zna mnie zbyt dobrze, by wierzyć moim słowom.

— Jestem twoją najlepszą przyjaciółką i nie pozwolę, żeby to całe gówno, jak to określiłaś, zrujnowało tę śliczną dziewczynę, którą widzę przed sobą. — Jej dolna warga zaczyna drżeć. — Proszę cię, będę z tobą cały czas. Nie, pozwolę tym snobom cię pożreć. Tyle już przeszłaś.

Odwracam głowę w stronę szyby i patrzę na ludzi, którzy gdzieś biegną, podobnie jak moje myśli. Patrzę na nią bokiem. Kręcę głową. Wypuszczam wolno powietrze. Ona wie, że mi na nich wszystkich bardzo zależy. Nawet na Calu, choć jest teraz tak daleko i poza moim zasięgiem. I myśl, że mogę go zobaczyć oraz świadomość, że mimo wszystko wciąż żywię do niego uczucia, sprawia, że się waham. Wiem, że jak się zgodzę, to moje serce może być znowu złamane. Tylko jedno spotkanie, które może wiele zmienić.

Tylko jedno spotkanie.

— Nie mam nawet odpowiedniej sukienki!

Tym jednym zdaniem wywołuję uśmiech na twarzy Sarah, bo ona wie, że się zgodziłam.

— No to dopijaj tę swoją kawkę i idziemy na polowanie mega, super, zajebiście, wystrzałowej sukienki, która powali męskie serca na ziemię! — mówi, wykonując przy tym na siedzeniu taniec, podrygując ramionami i klaszcząc w ręce.

Przewracam oczami i zaczynam się śmiać. W głowie słyszę tylko jedno zdanie, jakby ktoś mi je szeptał: Powal na ziemię tylko jedno serce.

— Sarah wiesz, że się w to nie bawię. — Już widzę w myślach tych wszystkich mężczyzn, którzy chcą bym, zwróciła na nich uwagę.

— Ale popatrzeć, jak niektórym szczęka opada na twój widok, może być warte twojego poświęcenia. To jak? Przyjdziesz?

Jeszcze zapłaci mi za to wkręcenie mnie w tę imprezę.

— Okej. Dobra, zgadzam się. — Unoszę ręce w geście kapitulacji. Na jej twarzy pojawia się uśmiech, więc dodaję: — Ale tylko jedna współczująca osoba i wychodzę.

Sarah potakuje głową, przyjmując każdy mój warunek. Postanawiam więc dorzucić dla pewności:

— I robię to tylko dlatego, że to ich trzydziesta rocznica ślubu i bardzo kocham Luciana i Natalię.

— Obiecuję, że gdy tylko poczujesz się niezręcznie, to jedno słowo i się zabieramy stamtąd!

— To, kto ma być?

— Znając mamę i jej zamiłowanie do organizowania przyjęć to pewnie całe miasto, i jak przystało na żonę najbardziej rozchwytywanego adwokata w Nowym Jorku. No i jeszcze połowa rodziny.

No pięknie! Chociaż z drugiej strony to dobrze, będę miała większą szansę na wmieszanie się w tłum i uniknięcie tych brązowych, ciemnych niczym czekolada oczu, które mnie prześladują.

Żałuję, że nie ma tu teraz mojej mamy i siostry. Pewnie udałybyśmy się na jeden z naszych babskich wypadów, które tak bardzo uwielbiałam, i mama wybrałaby mi jakąś śliczną sukienkę. Kochałam je obie, podobnie jak ten czas spędzany razem.

Szkoda, że nie będzie mi już nigdy dane powiedzieć im prosto w twarz, jak były dla mnie ważne. W życiu najbardziej doceniamy tych, których nam zabraknie.

***

Po zakupach żegnam się z Sarah i idę do swojego mieszkania. Chyba dobrze zrobiłam, że nie wzięłam dziś samochodu, bo w takim ruchu drogowym powrót do domu autem prawdopodobnie tylko przyprawiłby mnie o ból głowy.

Raz na jakiś czas pojawia się ból, który dosłownie rozdziera moją czaszkę, ale na szczęście bywa to rzadko.

Niestety w drodze do domu i tak łapie mnie ból głowy.

— No cudownie. Dziękuję, Sarah! To wszystko przez ten cały stres… Upał… I myślenie o tych brązowych oczach… — mruczę do siebie pod nosem.

Jedyne, co mi pozostało, to wziąć pigułkę, żeby ból nie był jeszcze większy, co groziłoby mi nieprzespaną nocą. Więc otwieram szufladkę w szafeczce przy łóżku i połykam tabletkę. A moje myśli znowu biegną do pewnego tatuatora.

I wcale nie jestem pewna czy to mi się podoba.

ROZDZIAŁ 2

Laura

Mieszkam w stosunkowo spokojnej okolicy, jak się okazało mieszkanie jest nawet w miarę tanie, a poza tym do pracy mam przysłowiowy rzut kamieniem. Kolejną zaletą tego mieszkania jest to, że codziennie rano mogę patrzeć na ten ogrom błękitnego oceanu. Lubię, gdy rano słońce wygląda zza horyzontu. Ma się wrażenie, że wraz ze wschodem słońca, które wychyla się z wody, każdy dzień wstaje z nadzieją, a wraz z nią szansa na lepsze jutro.

A kiedy chcę pobiegać mam blisko do pobliskiej plaży.

Codziennie rano otwieram kawiarnię godzinę przed jej pierwszymi klientami. Lubię, gdy nikogo nie ma, bo wtedy mogę w spokoju wszystko przygotować. Liczę pieniądze w kasetkach, sprawdzam rachunki. Robię plan na najbliższy miesiąc. Kiedy papierkowa robota jest skończona, idę do kafeterii, włączam wszystkie ekspresy do kawy. Dzięki temu, gdy przychodzi Big Jo, zawsze witam go jego ulubioną kawą pistacjową z bitą śmietaną.

Zawsze śmieje się z ludzi, z którymi rozmawiam o Big Jo. Jego pseudonim przywodzi każdemu na myśl wielkiego faceta stojącego przy wejściu do klubu. W rzeczywistości to szczupły, sympatyczny siedemdziesięciolatek, świetny facet. Jego włosy są już pokryte siwizną, dlatego goli je bardzo krótko, prawie do zera. Jego żona zmarła kilka lat temu. Niestety, miała guza mózgu, nieoperacyjnego. Obecnie jest zaręczony ze swoją sąsiadką — Sophie, która również jest przesympatyczną sześćdziesięciolatką. Za kilka miesięcy tych dwoje powie sobie sakramentalne TAK. Jak widać, miłość nie pyta nas o wiek.

Kiedy słyszę dzwonek nad drzwiami wejściowymi, już wiem, że to mój najmilszy, najlepszy szef, jakiego mogłam sobie wymarzyć.

— Hej, mój przystojniaku.

— Hej, cukiereczku, jak tam dzisiaj leci?

— Wszystko jest w porządku. Sydney dzisiaj nie będzie, Mike i ja przygotowujemy się na ciężki dzień.

— Aj, to razem z Mikiem będziesz mieć niezłą zabawę, bo to koniec szkoły, a wszystkie robaczki będą się kręcić, gdzie tylko się da.

— Zawsze tak jest, gdy zaczynają się wakacje.

— Idę na zaplecze, ale gdyby coś się działo, to wołajcie.

— Jak ostatnio, gdy dziewczyna zamówiła latte, a ty zrobiłeś jej podwójne espresso, do którego dodałeś bitą śmietanę i syrop malinowy? — pytam z wykrzywioną twarzą, a wspomnienie tej kawy sprawia, że przechodzą mnie dreszcze. Biedna dziewczyna, kiedy tego spróbowała, była zielona. W ramach przeprosin dostała darmową kawę i miesięczną zniżkę.

Big Jo podnosi ręce w geście poddania się.

— Dobrze, ale na babeczkach znam się doskonale i mogę je sprzedawać.

Boże zlituj się, zamiast trzech, on sprzeda jeszcze jedną.

Uśmiecham się. Kładę palec wskazujący na ustach, udając, że nad czymś się mocno zastanawiam, po czym nagle go podnoszę, jakbym wpadła na genialny pomysł.

— Już wiem, jak możesz pomóc? — mówię. — Zajmij się robieniem tego, co wychodzi ci najlepiej, czyli robieniem babeczek!

— Mądrala. — Big Jo dotyka palcem czubka mojego nosa i, śmiejąc się pod nosem, rusza na zaplecze.

Tak jak się spodziewałam, lokal od rana jest opanowany przez nastolatków. Przychodzą tu, by spędzić trochę czasu ze znajomymi. Zdarza się też, że w czasie wakacji ktoś zapisuje się na dodatkowe zajęcia i chce w spokoju poczytać lub odrobić lekcje.

Ja też kiedyś taka byłam. W każde wakacje zapisywałam się do klubów literackich, aby móc czytać książki. Marzyłam, że kiedyś będę mogła pomagać dzieciom w nauce, a nawet je uczyć. Lubiłam też spotykać się z przyjaciółmi, chodzić do kina itp. To było kiedyś. Teraz moje życie wygląda inaczej. Czasami mam ochotę stąd wyjechać. Zapomnieć o tym wszystkim, co mnie spotkało. Jednak nie mogę tego zrobić, ponieważ to tutaj, w Nowym Jorku, spoczywają moi rodzice i Emma. Dzięki temu, że co tydzień odwiedzam ich groby, czuję się, jakby byli tu ze mną. Nie mogę wyjechać i ich zostawić.

Po trzech godzinach uwijania się przy klientach, przygotowuję dla Big Jo jego specjalną kawę. Niosę ją do kuchni, gdzie on lukruje eklerki.

— Dziękuję, cukiereczku. Czytasz w moich myślach. Gdyby nie to, że mam moją kochaną Sophie, ożeniłbym się z tobą, bo rozpieszczasz mnie każdego dnia. Ale przykro mi. Możemy się tylko przyjaźnić — mówi żartobliwie.

Uśmiecham się na tę myśl. Szkoda, że moi rodzice nie dożyją tego pięknego wieku. Jestem pewna, że pokochaliby Big Jo tak samo jak ja.

— Cóż, to też dobre rozwiązanie. Myślę, że Sophie jest prawdziwą szczęściarą. — Uśmiecham się i całuję go w policzek.

— A za co to?

Wzruszam ramionami, bo nie jestem pewna swojego głosu.

— Cukiereczku…

Już mam kierować się z powrotem na przód kawiarni, gdy Big Jo dotyka mojego ramienia i mówi:

— Laura, wiesz, że ty też kiedyś zostaniesz panną młodą?

Nie, proszę, nie chcę tu płakać. Nie chcę o tym mówić. Uśmiecham się i całuję go w policzek.

— Dziękuję, Jo. Muszę iść, bo Mike jest tam sam.

Wychodzę pospiesznie z zaplecza, bo jeszcze chwila i zrobię z siebie idiotkę. Boże, dlaczego wszyscy chcą mnie doprowadzić do łez? Jednak, ponieważ Sydney wzięła dzisiaj wolne, żeby odwiedzić chorą matkę, przez resztę dnia nie mam nawet czasu przemyśleć słów Big Jo.

Pod koniec pracy dosłownie padałam na twarz. Jakieś pół godziny przed zamknięciem, nad drzwiami rozlega się dzwonek — znak, że ktoś właśnie wszedł do Café Club. Tym razem jest to mężczyzna około trzydziestki, wysoki, ubrany w czarne dżinsy i czarną koszulkę, która eksponuje mięśnie jego wytatuowanych ramion. Na głowie ma czapkę założoną daszkiem do tyłu. Chyba widzę go pierwszy raz.

— Hej — wita się.

— Hej, co mogę ci podać?

— Duże, podwójne espresso, na wynos.

— Okej, już się robi.

Gdy odwracam się do ekspresu, by zaparzyć, kawę zadaję mu pytanie:

— Jesteś tu chyba nowy? Nie widziałam cię wcześniej.

— Nie, mój wspólnik i ja właśnie przyjechaliśmy z Kalifornii — wyjaśnia. –Otwieramy nasze drugie studio tatuażu, naprzeciwko ciebie, Lauro — dodaje, kiedy odwracam się w jego stronę. Wpatruje się we mnie intensywnie ciemnymi oczami

Skąd on wie, jak się mam na imię? No tak, plakietka z nazwiskiem. Biorę plastikową pokrywkę, aby zamknąć papierowy kubek z logo naszej kawiarni. Posyłam mężczyźnie szeroki uśmiech.

— Cóż, ty znasz moje imię, ale ja nie znam twojego — mówię, podając mu kawę.

Chłopak wyciąga w moją stronę rękę. Tatuaże zdobiące jego ramiona to jakieś słowa, których nie mogę rozszyfrować.

— Wszyscy nazywają mnie Diablo.

Uśmiecham się, słysząc jego przezwisko.

— Nie wiem, czy mogę, zadawać się z kimś, kto ma takie przezwisko. Będę się bała, że chcesz mnie zabrać na dno piekła — rzucam kokieteryjnie, zaskakując samą siebie.

Diablo oprawia swoją czapkę i pochyla się w moją stronę. Rozgląda się, czy nikt nie słyszy. Widząc, że w lokalu jest pusto, mówi:

— Nie martw się, zabieram tam tylko niegrzeczne dziewczyny, ale nie mów tego nikomu. — Mruga do mnie, a kąciki jego ust unoszą się w łobuzerskim uśmiechu.

— Dobrze wiedzieć, bo należę do tych grzecznych. — Śmieję się. — A jak masz naprawdę na imię?

Diablo bierze kubek i upija łyk, po czym odzywa się z błogim uśmiechem na twarzy:

— Mhm… pyszna, piekielna! Taką właśnie lubię, mocną i czarną. Mam na imię Mark — wyjawia wreszcie.

— Okej, Mark, podać coś jeszcze?

— Co byś poleciła? — Przygląda się mi uważnie. Jego oczy mają kolor ciemnego nieba. Jest w nim coś z niegrzecznego chłopca, ale jednocześnie czuję się przy nim bezpiecznie.

Przechyla lekko głowę, a jego spojrzenie pada na ladę chłodniczą wypełnioną naszymi wypiekami.

— Może masz ochotę na babeczki z ciemną czekoladą — proponuję. — W sam raz dla Diablo — dodaję nieco żartobliwym tonem.

— Idealnie! Ta czerń do mnie przemawia. W takim razie poproszę jedną. A może by tak nazwać babeczki moim imieniem, nie wiem, może „Babeczki Diablo”? — Uśmiecha się, ukazując dołeczki w policzkach.

— Nie wiem, czy niebiańskie babeczki nie byłyby zazdrosne. — Puszczam do niego oko, odwzajemniając uśmiech. — Kiedy otwieracie swoje studio? — zagaduję jeszcze.

— Chyba dopiero w przyszłym tygodniu, bo mój kumpel ma w ten weekend jakiś zjazd rodzinny. Poza tym ten palant nie może się na niczym skupić, bo myśli, że będzie tam jego wielka miłość. Dziewczyna, którą kocha od lat, ale nigdy jej tego nie wyznał.

Chociaż nie wierzę w zbiegi okoliczności, to Diablo i jego przyjaciel wybierają się również na imprezę rodziną. Podobnie jak Caleb, Diablo i jego wspólnik są tatuatorami. I do tego ten jego znajomy ma imprezę rodzina w ten sam weekend, co rodzice Sarah i Caleba. Nie sądzę, że chodzi o Cala, bo niby w kim byłby on zakochany i nie wyznał miłości…

Moje myśli wędrują od razu w stronę chłopca o brązowych oczach i ciemnych włosach, do którego wzdycham od młodzieńczych lat. Niestety, on odszedł.

Odszedł. Zostawił mnie.

Nie zagłębiaj się w te ciemne zakamarki, Lauro — karcę się w myślach. Zamknęłaś tę szufladę z imieniem Caleb. Jeśli ją otworzysz, znajdziesz tylko złamane serce. Szybko otrząsam się ze swoich myśli. I spoglądam na Marka. Już zdążyłam go polubić.

— Wiesz, że powinieneś zmienić ksywkę, bo nie wyglądasz jak diabeł?

Opiera się bokiem o ladę, krzyżuje ręce na piersi i pyta się zaciekawiony:

— A jaka by do mnie pasowała?

— Pozwól mi się zastanowić? — Stukam pomalowanym na jasny róż palcem w usta, jakbym myślała intensywnie. — Już wiem: muffinka, bo jesteś jak słodka, dobra muffinka.

Diablo uśmiecha się, wydając z siebie niski, gardłowy dźwięk.

— Muffin, pomyślę o tym, ale wiesz co, już cię lubię. — Bierze muffinkę, odwija ją z papierka i wgryza się w ciasto. — Mmm… pycha, chyba właśnie zyskałaś nowego klienta. Byleby tylko nie wyszło mi to bokiem.

Ten chłopak ma poczucie humoru, którego mi od dłuższego czasu brakuje. Kiedyś uwielbiałam się śmiać, dziś mój uśmiech jest bardziej wymuszony, przykryty kołdrą bólu, rozczarowania, cierpienia i straty.

— Big Jo się ucieszy, babeczki to jego specjalność, tak samo zresztą jak inne smakołyki.

— Dobra, znikam, bo dziś był ciężki dzień i szczerze mówiąc, padam na twarz, a zostało jeszcze kilka pudeł do rozładowania.

— Jasne. Ja też miałam dziś urwanie głowy, bo to początek wakacji.

— Ile się należy? — pyta Diablo, sięgając po portfel.

— Tym razem nic. To na koszt firmy dla nowego sąsiada.

— Jeszcze raz dziękuję i zapraszam do siebie.

— A masz babeczki?

— Nie, ale zawsze mogę ci zrobić tatuaż w kształcie muffinki.

— To chyba nie moja bajka. Poza tym to musi boleć. — Krzywię się.

— To zależy od nastawienia psychicznego klienta oraz od miejsca, gdzie jest wykonywany. Pamiętaj, większość naszych lęków bierze się z głowy.

Gdy wyobrażam sobie, że ktoś miałby mnie dotknąć, aż czuję na ciele dreszcz, a po plecach spływa kropla potu.

— Chyba masz rację, ale i tak to chyba nie dla mnie.

— Zastanów się. Zmykam. Do zobaczenia — mówi i wychodzi, a ja posyłam mu szeroki uśmiech na pożegnanie.

Pół godziny później udaje się mi wreszcie zamknąć Café Club. Na ulicy widzę Diablo i macham do niego. Właśnie wypakowuje coś ze swojego vana. Również mnie dostrzega i kiwa lekko głową w moją stronę. Dochodzę do rogu ulicy i już mam skręcić, gdy widzę, że obok vana Diablo zatrzymuje się rang rover, z którego wysiada kolejne ciacho. Nieźle, na tej ulicy robi się coraz bardziej słodko. Ogarnia mnie dreszcz emocji, jakiego nie czułam od dawna. Jednak nie zważając na przeczucia, ruszam w stronę domu.

Zaletą mieszkania blisko pracy jest to, że nie trzeba się martwić, że nie będzie miejsca parkingowego, nie zdąży się na czas do pracy, albo że autobus lub metro się spóźni. Kiedy wchodzę do mieszkania, jestem wdzięczna mamie, że nauczyłam mnie utrzymywania porządku. Nie muszę się martwić, że po długim dniu w pracy wrócę do siebie i będę musiała jeszcze sprzątać.

Otwieram lodówkę i stwierdzam, że nie mam dużego wyboru, bo znajdują się w niej resztki soku, kawałek wczorajszej pizzy oraz pół butelki czerwonego wina. No cóż, będę musiała wybrać się na zakupy. Dzisiaj musi mi wystarczyć pizza i sok.

Biorę szybki prysznic i kładę się do łóżka z nadzieją, że nie będę miała koszmarów, ale niestety nadzieja matką głupich.

Widzę oślepiające światła zbliżające się do naszego samochodu. Są tak blisko.

Mama krzyczy do taty:

— Richard, uważaj!

Krzyk przerażenia mojej siostry. Samochód wypada z drogi. Skręcamy kilka razy. Słyszę trzask metalu, wybuchające poduszki powietrzne, pisk w uszach, a potem zapada przerażająca cisza. Odłamki szkła raniące mnie boleśnie. Osuwam się w ciemność. Wołam Cala. Stoi tam, ale dlaczego nie chce mi pomóc?

— Proszę, pomóż mi, Cal.

Wykrzykuję jego imię, jakby był moim kołem ratunkowym, dzięki któremu mogę utrzymać się na powierzchni.

Boję się ogarniającej mnie ciemności. Jestem przerażona. Cal odwraca się i odchodzi. Nie, zostań… Krzyczę na całe gardło…

Budzą mnie krzyki, jakby wycie jakiegoś zwierzęcia. To moje krzyki. Ciało pokrywa pot, który sprawia, że piżama klei się do skóry. Kiedy to się skończy? Dlaczego był tam Cal i do tego mnie zostawił, zamiast ratować? Wiem, że to tylko sen, ale jestem na niego zła, że nie chciał mnie uratować. To pewnie ma związek z imprezą u Harperów. Co się stanie, gdy go spotkam?

Boję się znowu zasnąć. Patrzę na zegarek — jest dwadzieścia pięć minut po piątej. Żeby wyrwać się z objęć koszmaru i rozładować całe to napięcie, postanawiam pobiegać w parku. Zakładam strój do biegania i wychodzę z mieszkania.

Biegnę przed siebie, a moje uszy wypełniają dźwięki piosenki Wiz Khalifa z gościnnym udziałem Charlie Puth — See You Again. Tak, kiedyś się spotkamy, dotyczy to zarówno Caleba, jak i moich bliskich.

W pewnym momencie mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Rozglądam się dookoła, ale widzę tylko innych biegaczy, których jest niewielu, bo mało kto biega o tej godzinie. Postanawiam zawrócić.

Kiedy docieram do mieszkania, moje ciało wręcz prosi się o prysznic. Otwieram lodówkę i widzę jedynie światło, które mówi do mnie „dzień dobry”. Postanawiam, że na śniadanie zjem kilka krakersów i wypiję filiżankę kawy.

Mam wolny dzień, więc udaję się do teatru, żeby kupić idealny prezent dla Natalii i Luciana. Ponieważ oboje uwielbiają Skrzypka na dachu, biorę im dwa bilety na ten spektakl muzyczny. Mam szczęście, że akurat go grają.

Następnie robię zakupy w pobliskim sklepie spożywczy, natomiast na obiad postanawiam zjeść coś na szybko z chińskiej budki. Kiedy wracam do domu, jest już czwarta popołudniu. Muszę zacząć się szykować, żeby zdążyć na siódmą na imprezę Harperów.

Przed wyjściem zerkam jeszcze w lustro i stwierdzam, że wyglądam całkiem nieźle. Mam na sobie czerwoną sukienkę z długim rękawem. Jej przód jest delikatnie plisowany, drapowany, a dekolt w serek powoduje, że moja szyja optycznie wydaje się być dłuższa. Włosy zaczesałam na bok i lekko zakręciłam lokówką, dzięki czemu opadają brązowymi falami na ramiona. Moją twarz zdobi subtelny makijaż.

— Czego się boję? — pytam swoje odbicie w lustrze.

Myślę, że znam odpowiedź — boję się pewnych brązowych oczu.

Słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości na moim telefonie, to pewnie Sarah.

„Hej laska zbierasz się już?” — czytam wiadomość i szybko odpisuję: „Hej piękna, tak jestem już gotowa”.

„Dobra, mam po ciebie przyjechać? To nie problem”. — Harperowie wiedzą, że od czasu do czasu mam problem z wsiadanie za kierownicą. W stresujących sytuacjach wracają wspomnienia wypadku.

„Za chwilę będzie taksówka” — wyjaśniam. — „Nie martw się, dzisiaj jest dobrze” — dodaję.

To wystarcza, aby uspokoić moją przyjaciółkę, która jeszcze pisze:

„Moi rodzice powiedzieli, że bardzo się cieszą, że przyjdziesz”.

„Ja też” — odpowiadam.

Już mam wychodzić, gdy przychodzi jeszcze jedna wiadomość, tym razem z nieznanego numeru:

„Wkrótce” — ten dziwny SMS wygląda, jakby ktoś się pomylił, więc go ignoruję.

ROZDZIAŁ 3

Laura

Harperowie mieszkają w sąsiedztwie — co tu ukrywać — niebywale bogatych ludzi. Kiedy moja taksówka podjeżdża pod dom Harperów, stoi tam już kilka samochodów.

Harperowie przyjaźnili się z moimi rodzicami od czasów szkolnych. Dlatego odkąd pamiętam, ja, Sarah i Caleb zawsze spotykaliśmy się przy różnych okazjach i bawiliśmy się razem. Kiedy po wypadku Harperowie mnie przygarnęli, nigdy nie odczułam, że jestem traktowana inaczej niż ich dzieci.

Wysiadam z taksówki. Przytrzymuję drzwi otwarte — jest jeszcze szansa, żeby zawrócić i uratować tę część mojego serca, która nie została całkowicie zniszczona. Stwierdzam jednak, że nie mogę tego zrobić. Muszę zjawić się na tym przyjęciu. Jestem to winna Harperom.

Płacę taksówkarzowi i, zanim zdążę zmienić zdanie, ruszam pospiesznie wzdłuż ścieżki prowadzącej pod drzwi domu Harperów, który przez pewien czas był moim schronieniem, przystanią, gdzie mogłam wyleczyć swoje rany. Dotykam nieświadomie swojego ramienia. Pod palcami czuję zgrubienia, gdzie szkło wbiło się najbardziej. Są tam, przypominają mi o tym, co bezpowrotnie straciłam. Szybko otrząsam się z myśli, które mogą sprawić, że znów zapadnę się w sobie.

Ten dom zawsze będzie się mi kojarzył z dobrymi chwilami, ale też ze złamanym sercem, którego czas nie jest w stanie uleczyć w żaden sposób.

Naciskam na dzwonek. Drzwi otwierają się nagle, w progu staje Natalii, urocza pięćdziesięcioletnia kobieta. Ubrana jest w śliczną, dopasowaną, złotą sukienkę bez rękawów, do której założyła szpilki w kolorze cielistym. Wygląda skromnie, ale jednocześnie elegancko. Jej blond włosy są ułożone w kok.

— Laura kochanie, jak ty pięknie wyglądasz. — Cieszy się na mój widok. — Widziałam, jak podjechała taksówka i z niej wysiadłaś. Bałam się, że zmienisz zdanie i wsiądziesz z powrotem. Tak się cieszę, że tego nie zrobiłaś — zaznacza, obejmując mnie, na co ja lekko sztywnieję.

Natalia to zauważa i rozluźnia swój uścisk. Wie, że nie lubię, gdy ktoś dotyka moich ramion.

— Och, przepraszam, Lauro. Po prostu się cieszę, że cała trójka dzieci jest tu razem.

Czyli to oznacza, że mimo wszystko będę miała dzisiaj złamane serce.

Obejmuję ją i odwzajemniam uścisk. Nie chce jej psuć dzisiejszego dnia. Jest taka szczęśliwa.

— Nic się nie stało, ja też się cieszę, że cię widzę. Nie mogłam wam tego zrobić i nie być tu dzisiaj z wami. W pewnym sensie to tak, jakby moi rodzice też tu byli — wyjaśniam i widzę wzruszenie w oczach Natalii.

Wprowadza mnie do domu, gdy nagle mówi:

— Spytam tylko raz, bo wiem, jak tego nie lubisz i proszę, żebyś odpowiedziała szczerze.

Moje ręce zaczynają się lekko pocić, bo dobrze wiem jakie pytanie zaraz padnie.

— Jak się czujesz, kochanie i czy zmieniłaś zdanie na temat studiów? Wiesz, że Lucian i ja ci pomożemy, jeśli tylko będziesz chciała.

— Ja… to… znaczy… — zaczynam się jąkać, jakby wróciły objawy urazu głowy.

— Moja mała dziewczynka jest tutaj. — Za plecami słyszę wesoły męski głos pana domu. Jestem mu wdzięczna, bo ratuje mnie tym samym od odpowiedzi na pytania Natalii.

Boże, zaczyna mnie szczypać pod powiekami, a do oczu cisną się łzy. Harperowie są zawsze dla mnie tacy serdeczni tak samo, jak moi rodzice.

Nie, nie zagłębiaj się tam Lauro, bo to cię znowu zniszczy.

— Wujek Lucian! — wykrzykuję, próbując zachować radosny ton, i wpadam w jego ramiona i wtulam się w niego. On stara się objąć mnie tak, aby nie dotknąć mojego ramienia, ale to raczej niemożliwe. To naprawdę wiele dla mnie znaczy, że po tylu latach nadal wiedzą, że jest to dla mnie trudne.

To był właściwie błąd, że nie odzywałam się do nich. Nawet gdy zapraszali mnie na święta, zawsze miałam jakąś wymówkę. Bałam się, że jeśli przyjadę, a Caleb tu będzie, to mój świat znów się rozpadnie, a nie wiem, czy to byłyby dobry pomysł, czy bym to przetrwała.

— No i zobacz, co zrobiłeś, Lucian. Biedna dziewczyna nie wie, co teraz powiedzieć. — beszta go Natalia, a w jej pięknych brązowych oczach widzę łzy.

Muszę coś szybko zrobić, zanim poleje się tu morze łez. Zwracam swój wzrok na Luciana.

— Wszystko jest w porządku. — Nie wiem, czy bardziej chcę zapewnić ich, czy siebie. — Wszystko jest w porządku wujku Lui cieszę się, że cię widzę.

Delikatnie odsuwa mnie na długość ramion, po czym zwraca się tonem troskliwego ojca:

— Na pewno? Wiesz, że jestem prawnikiem i nic nie umknie mojej uwadze.

Już wiem, po kim Cal ma taki charakter.

— Tak, na pewno.

Robię się dobra w tych kłamstwach, boję się, że jak będzie nalegał, to w końcu się poddam. Żeby nie popsuć chwili, zmieniam temat i z torebki wyciągam kopertę. Wręczam im prezent.

— Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy ślubu!

Natalia niepewnie bierze ode mnie kopertę i patrzy na Luciana, po czym pyta:

— Kochanie, co to jest?

— Otwórz, to zobaczysz. Mam nadzieję, że dobrze zapamiętałam.

— Kochanie, naprawdę nie musiałaś. Prezentem samym w sobie jest to, że dzisiaj przyjechałaś.

— Może nie jest to maserati, ale myślę, że też wam się spodoba.

Natalia otwiera kopertę i piszczy. Widzę łzy w jej oczach. To tylko bilety na musical, który lubią. Kobieta zakrywa usta ręką.

— Aaa… kochanie to są bilety na nasz ukochany musical. Dziękujemy ci bardzo. Skąd wiedziałaś? To właśnie ten spektakl sprawił, że Lucian i ja jesteśmy razem. — Natalia ściska mnie mocno w geście podziękowania, gdy podchodzi do niej ktoś z obsługi i mówi coś o torcie. — Przepraszam cię, kochana — zwraca się znów do mnie — są jakieś problemy z tortem i muszę się tym zająć. Jeszcze raz dziękuję. Mam nadzieję, że później porozmawiamy, tylko nie kilka lat później! — żartuje.

Na moich policzkach pojawia się rumieniec i jest mi teraz bardzo przykro, że tak długo ich nie odwiedzałam.

— Postaram się teraz częściej do was przyjeżdżać, obiecuję.

— Trzymam cię za słowo. A teraz przepraszam, ale muszę załatwić pewne sprawy.

Natalia odchodzi, a ja zostaję z Lucianem. Z uśmiechem na twarzy podaje mi swoje ramię, które ujmuję.

— Chodźmy znaleźć Sarah. Ona, powinna być z Calem i Lisą oraz z wspólnikiem Cala.

Nagle zapominam, jak się oddycha. Głupia, naiwna. Wiadomo, że przez te lata nie żył w celibacie, ale i tak pytam:

— Lisą?

— Tak to jego partnerka, z którą przyszedł.

Jednak dzisiaj będę mieć złamane serce.

— Kochanie, mówiłem ci, jak to się stało, że jestem z Natalią? — zagaduje, a ja staram się go słuchać, udając, że usłyszane przed chwilą wiadomości nie zrobiły na mnie wrażenia.

— Nie.

— Kiedy poznałem Natalię, dopiero co rozstałem się z dziewczyną, która mnie zdradzała. W tym czasie zacząłem pożyczać od Natalii zeszyty, żeby nadrobić materiał i dowiedziałem się, że chciała zobaczyć Skrzypka na dachu. Niestety, nie grali go nigdzie u nas, więc musiałem jechać do drugiego miasta, a że teatr zamykano za trzydzieści minut, to musiałem przekroczyć limit prędkości, tylko po to, żeby zaprosić najpiękniejszą dziewczynę w klasie na randkę. Finał już znasz, zgodziła się i zaskoczyła mnie, bo gdy po przedstawieniu wróciliśmy do samochodu, to ona pierwsza mnie pocałowała. Dwa lata później urodził się Caleb, a prawie dwa lata po jego urodzeniu wzięliśmy ślub. Wniosła w moje życie powiew nadziei, że wszystko będzie dobrze. Była moim zbawieniem po tamtej zdradzie. Oczywiście moja mama była przeciwna temu związkowi, bo Natalia nie pochodziła z zamożnej rodziny, a ona widziała u mojego boku kogoś innego. Tylko że Natalia zbyt mocno zagnieździła się w moim sercu, abym mógł z niej zrezygnować.

Nie miałam pojęcia, że tak właśnie zaczęła się ich historia.

— Dlatego to nie są zwykłe bilety na musical. To jest wspomnienie naszego początku. Bardzo dziękuję ci za ten prezent. Pamiętaj, że warto czekać na swoją miłość. Bo może być bliżej niż myślisz.

Trudno mi uwierzyć, wiedząc, że on ma kogoś.

— To piękna historia. Cieszę się, że mi ją opowiedziałeś.

— Dziękuję.

Kiedy podążamy w kierunku Sarah i pozostałych osób, w kieszeni Luciana dzwoni telefon.

— Wybacz, Lauro, ale muszę odebrać. Rozumiesz, praca wzywa nawet w rocznicę ślubu. — Lucian zatrzymuje się pośród tłumu. — Jestem pewien, że Sarah kręci się gdzieś w pobliżu.

— Nie ma problemu poradzę sobie. Rozumiem cię doskonale.

— Pamiętaj, że rezerwuję taniec z tobą — dodaje jeszcze i się oddala, a w ręce po raz drugi zaczyna wibrować telefon

Przeciskam się przez ludzi, którzy zaczepiają mnie, pytając o to, czego wolałam uniknąć, czyli jak się mam oraz powtarzają,że jest im przykro z powodu śmierci rodziców i Emmy.Przy schodach widzę, jak Natalia rozmawia z osobą, której wolałabym chyba jednak dzisiaj nie spotkać — Calebem, który nagle szybko się odwraca i wybiega przez drzwi, przez które właśnie weszłam. Może powinnam zrobić to samo? Nie powinno mnie tu być. Myślę, że to dla mnie za dużo. Chcę się odwrócić, żeby się ewakuować, zanim ktoś mnie zauważy, ale nie udaje się mi, ponieważ właśnie zauważa mnie Sarah.

— Ooo mój Booooże! — krzyczy z zachwytem, przeciągając sylaby. — Chociaż pomagałam ci kupić tę sukienkę, to widząc cię w niej teraz, jestem pewna, że dzisiaj rzucisz na kolana nie jedno męskie serce.

— Sarah, proszę — przewracam oczami — ale dziękuję za komplement. Ty również wyglądasz pięknie.

Sarah ma na sobie piękną dopasowaną czarną sukienkę bez ramiączek. Włosy zebrała w kok.

— Dobrze, moja droga, pijemy szampana za spotkanie. Bo na trzeźwo nie przeżyję tej imprezy — stwierdza, biorąc dwa kieliszki od kelnera, który właśnie przechodzi obok, i podaje mi jeden.

Zgadzam się, choć niechętnie.

— Okej, ale tylko jeden — odpowiadam radośnie i zmieniam temat: — Twoja mama, jak zwykle, przeszła samą siebie. Wszystko jest takie piękne — oznajmiam, odwracając się i rozglądając po pokoju, gdzie wszystko jest cudownie udekorowane, łącznie z idealnie zastawionym stołem w jadalni.

— Tak, wiesz, jak mama lubi takie wystawne przyjęcia.

— Wystawne, ale jednocześnie skromne.

— W końcu jest menadżerką przyjęć — stwierdza Sarah. — Wiesz co? Choć przedstawię ci wspólnika mojego brata, a wiesz mi, że to naprawdę niezły kawałek ciacha. — Wykonuje ruch ręką, jakby się wachlowała.

Przewracam oczami. Na wzmiankę o Calebie robi mi się cieplej, a serce zaczyna szybciej bić. Staram się to zignorować.

— No to prowadź do tego ciacha — rzucam do Sarah.

Znów przeciskamy się między ludźmi, ale tym razem Sarah nie pozwala, by ktoś mnie zaczepił. Nagle rozpoznaję diabolicznego chłopaka od babeczek. On również mnie zauważa i uśmiecha się, pokazując swoje lśniące, białe zęby. Jestem tak samo zaskoczona jak i on.

— Diablo? Co Ty tu robisz?

— Część. Mówiłem ci, mój kumpel ma w ten weekend zjazd rodzinny, więc: tadam… — Rozkłada szeroko ręce. — Oto jesteśmy.

— To raczej nie jest zjazd rodzinny, ale zebranie śmietanki towarzyskiej z całego Nowego Jorku. — Również posyłam mu uśmiech.

— Cóż, gdybym wiedział, w co się pakuję, wykręciłbym się jakąś tanią wymówką. Jak już mówiłem, przyciągnął mnie mój wspólnik, a teraz ten palant gdzieś zniknął i zostawił mnie tutaj samego.

— Skąd wy się znacie? — pyta zdezorientowana Sarah.

— Diablo przyszedł do Café Club i chciał mnie wciągnąć do swojego piekła.

— A ty chciałaś mi wcisnąć niebiańskie uniesienia.

Razem z Markiem wybuchamy śmiechem.

— Nie wiem, o czym wy mówicie, ale albo jesteście stuknięci, albo za mało pijani. — Sarah kręci głową.

W tym momencie Mark obejmuje ją ramieniem.

— Kiedyś ci to wyjaśnię, kochanie.

Sarah odrywa się od niego i z oburzoną miną naskakuje na Diablo:

— Nie jestem twoim kochaniem!

— Kto wie? Kto wie? — odpowiada przewrotnie Diablo.

Sarah nic się nie odzywa, co jest do niej niepodobne. Mark dopija swój alkohol. Zauważa jakąś nitkę na mojej sukience i ściąga ją, stwierdzając jednocześnie:

— Słoneczko, ale muszę powiedzieć, że w tej sukience jest ci ładniej niż w tamtym fartuszki. Wyglądasz sto razy lepiej niż ten pieprzony Kopciuszek.

Nagle czuję ten specyficzny korzenny zapach, połączony z lawendą i drzewem sandałowym — zapach wody po goleniu, którą dałam Calebowi na Gwiazdkę. Jednocześnie były to moje ostatnie święta w tym domu. Za plecami rozlega się głos, którego nigdy nie zapomnę. Ta charakterystyczna chrypka powoduje, że na moim ciele pojawia się gęsia skórka.

— Diablo, dobrze ci radzę, zabieraj łapy od mojej dziewczyny!

Spoglądam na Sarah, która patrzy na mnie tym swoim spojrzeniem przestraszonego szczeniaczka. Przymykam dosłownie na chwilę oczy, liczę do trzech i się odwracam.

— Ciekawe, co twoja wielka miłość powie na określenie mnie mianem twojej dziewczyny?

— Cóż, pewnie się dowiem, jak ją zapytam? — odpowiada Cal, patrząc mi głęboko w oczy.

Te brązowe oczy, które nawiedzają mnie czasem w nocy, teraz przewiercają mnie na wylot. Ma na sobie dopasowane spodnie i białą koszulę z podwiniętymi rękawami, która podkreśla jego mięśnie, podobnie jak u Marka. Spod koszuli można dostrzec wystający fragment jakiegoś tatuażu. Jego czarne włosy są nieco dłuższe niż gdy go ostatni raz widziałam. ale wciąż są krótkie. Do tego zapuścił brodę, która dodaje mu nieco niegrzeczności. Mimo tylu lat nieobecności, nic się nie zmienił. Zbieram wszystkie pokłady siły, jakie mam w sobie, próbuję przełamać tę niezręczną sytuację.

— Miło cię znowu widzieć, Cal.

— Ciebie również, Lauro.

Pochyla się i składa powolny pocałunek na moim policzku, a ja na moment zamykam oczy i rozkoszuję się tą chwilą. Następnie zostaję zamknięta w jego ramionach. Z rozkoszą wtulam się w ciepło promieniujące z jego ciała. Jego ramiona zawsze będą kojarzyły mi się z domem, zawsze były oazą spokoju, bezpieczeństwa, którego w pewnym momencie mi brakowało.

Kiedy odjechał.

Caleb przytula mnie mocniej. Jako jedyny mógł mnie bez przeszkód dotykać — moich ramion. Być może dlatego, że to on opatrywał mnie po wypadku. I to on był przy mnie, gdy wieziono mnie do szpitala. Był jedyną osobą, której pozwalałam się dotykać. Przyciąga mnie jeszcze bliżej. Mam wrażenie, że świat na chwilę się zatrzymał i jesteśmy tu tylko we dwoje. Całuje moją głowę.

— Brakowało mi ciebie, mała — szepcze mi do ucha.

Do moich oczu napływają łzy, ale natychmiast mrugam kilka razy, żeby je powstrzymać. Ktoś za nami chrząka.

— Cal, zostaw tę dziewczynę, bo ją udusisz, na litość boską!

To ojciec Caleba, który właśnie podchodzi do nas. Patrzę na tych dwóch i dopiero teraz zauważam, jak bardzo są do siebie podobni. Nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru.

— Idź staruszku, lepiej poszukaj swojej damy serca! — mówi Caleb, śmiejąc się do ojca.

Cal obejmuje mnie już tylko jednym ramieniem i przyciąga do swojego boku. Moja dłoń mimowolnie ląduje na jego klatce piersiowej. Najwyższa pora przerwać tę scenę, bo uświadamiam sobie, że gdzieś tu musi być przecież jego dziewczyna. Spoglądam na Luciana i potrząsam głową. Wracam do rzeczywistości. Wyswabadzam się z ramion, które już nie będą moim bezpiecznym miejscem.

— Wasza dwójka nigdy się nie zmieni? — stwierdzam, uśmiechając się delikatnie.

Ojciec Caleba wyciąga w moją stronę rękę.

— Chodź Laura pokażmy temu smarkaczowi, kto tu jest staruszkiem.

Łapię Luciana za rękę i udajemy się na parkiet, aby zatańczyć. Oddalając się, słyszę jeszcze stłumione głosy Diablo i Cala:

— Kurwa, Cal, to jest…

— Cholera, zamknij się, Diablo…

Cal mówi coś jeszcze, a potem Sarah, ale jestem już za daleko, żeby usłyszeć co. Wychodzimy przez przeszklone drzwi tarasowe prowadzące do ogrodu, w którym rozstawione są namioty. Podobnie jak w środku, tu również wszystko jest pięknie urządzone i dominują biel i czerwień. W jednym namiocie znajduje się bar, obok niego stół z przeróżnymi przekąskami, a w kolejnym jest scena z muzykami i parkiet do tańczenia. Kiedy tańczę z Lucianem, kątem oka widzę, jak Cal podchodzi do baru i prosi o jakiś alkohol. Nagle obok Cala pojawia się kobieta w łososiowej sukience i kładzie mu rękę na ramieniu.

— Jak się bawisz? — pyta Lucian.

Moje spojrzenie ponownie wędruje do mężczyzny przy barze, który również spogląda na mnie przez ramię i uśmiecha się leniwie. Zmieniając trajektorię swoich myśli, odpowiadam Lucianowi:

— Bardzo dobrze. Piękna impreza. Natalia przeszła samą siebie.

— Tak… Moja żona wie, jak zrobić wrażenie. Laura, czy mogę zadać pytanie?

— Ależ oczywiście. — Nie wiem, dlaczego, ale robię się cała spięta.

— Jak się czujesz? Możesz okłamywać Natalię, Sarah i wszystkich dokoła, ale ja nie jestem tak naiwny.

— Naprawdę, wszystko jest w porządku — odpowiadam z wyćwiczonym do perfekcji uśmiechem.

— Nigdy nie zrozumiem, dlaczego chciałaś nas opuścić. Podejrzewam, że ma to coś wspólnego z pewnym osobnikiem. Musisz wiedzieć, że gdyby coś się stało lub coś było nie tak, zawsze masz swoje miejsce tutaj, z nami. Jesteś dla nas jak córka. Richa i Eleny nie ma już z nami i to my czujemy się zobowiązani do bycia twoimi rodzicami. Gdyby Rich był tutaj i dowiedział się, że coś ci się stało pod moją opieką, myślę, że skopał by mi tyłek. Jesteś naprawdę wyjątkową osobą i niech nikt nie twierdzi inaczej. Kocham cię tak samo, jak moje dzieci. Gdybym musiał, wskoczyłbym za tobą w ogień, tak samo jak za nimi.

I to tyle, jeśli chodzi o moje powstrzymywanie łez.

— Dziękuję — to wszystko, co mogę z siebie wydusić.

— Hej, nie płacz, bo jeszcze ktoś pomyśli, że źle tańczę i co chwilę depczę cię po palcach.

— Przepraszam.

— Nie przepraszaj.

Gdy już jestem w stanie mówić w miarę spokojnie, pytam o coś, co wiem, że mnie zaboli:

— Widziałeś już tą wielką miłość Cala?

— Tak. Wiemy też, że to jego skrywana od wielu lat miłość. Ta dziewczyna jest naprawdę piękna, urocza i inteligentna. I razem z Natalią popieramy jego wybór.

Niby wiedziałam, spodziewałam się takiej odpowiedzi, a jednak to boli. Sprawia, że coś zaciska się wokół mojego serca. Tego można było się spodziewać. Postanawiam nie pokazywać, jak bardzo mnie to dotknęło i chrząkam.

— Czy ona też jest tutaj dzisiaj? — pytam, chociaż przecież to wiem. Jednak chcę się upewnić.

— Tak, przed chwilą nawet widziałem ich razem. Kochanie, o resztę musisz zapytać Cala, obiecałem mu, że sam ci wszystko wyjaśni.

A co tu jest do wyjaśniania?

Taniec dobiega końca, a ja mam zamiar zejść z parkietu, by uciec stąd i zaszyć się w moim maleńkim świecie, zapomnieć o widoku tych brązowych oczu oraz dotyku jego ramion. Chcę uchronić ten kawałek mojego serca, który jeszcze pozostał. Już mam odejść, gdy ktoś chwyta moją dłoń.

— Zatańcz ze mną, Lauro — słyszę jego głos.

— Cal, to nie jest dobry pomysł.

— Dlaczego nie? Myślę, że to wręcz idealny pomysł.

— Nie wiem…

— Proszę, jeden taniec.

Podchodzę do niego bliżej, a Cal obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. Zamykam oczy, a wokalista śpiewa: „Heaven isn’t as beautiful as you” (Niebo nie jest tak piękne jak ty). Może powinnam tam być, razem z nimi. Może nie cierpiałabym w tej chwili. Czuję, że coś się dzieje między nami. Spinam się cała. Cal chyba to wyczuwa, bo szepcze do mnie:

— Lauro, spójrz na mnie.

Potrząsam głową, wiem, że kiedy podniosę głowę, łzy popłyną strumieniem.

— Cal, proszę, nie rób tego. Nie chcę już dłużej cierpieć. To był błąd, że tu przyjechałam.

Chwyta mój podbródek między kciuk i palec wskazujący, i go unosi, zmuszając mnie tym samym do spojrzenia na niego.

Nie mogę teraz na niego patrzeć.

— Laura, otwórz oczy i popatrz na mnie.

— Nie rób tego, Cal!

— Nie rób? Czego mam nie robić? — Na jego twarzy widać zdumienie, a nawet zaskoczenie.

— Nie niszcz mnie bardziej. Przepraszam… nie mogę… Muszę być przez chwilę sama. Przepraszam cię.

Odchodzę w poszukiwaniu chwili wytchnienia. Znajduję ją na zewnątrz, na tarasie. Przyjemna bryza i szum oceanu na chwilę koją moje zbolałe serce i nerwy. Wznoszę oczy ku niebu i odmawiam cichą modlitwę, by wszyscy, którzy tam poszli, pomogli mi dotrwać do kolacji, a potem wykręcę się bólem głowy. I myślę, że podjęłam decyzję. Muszę wyjechać z tego miasta. Choć obiecałam, że ich nie opuszczę, to w tej chwili jestem do tego zmuszona. Jeśli chcę przeżyć, muszę to zrobić.

W końcu nadchodzi kolacja. W jadalni znajdują się okrągłe stoły. Tutaj również dominuje biała zastawa na czerwonych obrusach. Na środku każdego stołu w kryształowych wazonach ustawione kompozycje kwiatowe. Mężczyzna przy drzwiach wyjaśnia, przy którym stoliku mam usiąść. Oczywiście Harperowie posadzili mnie przy swoim stole. Bo jak powiedział Lucian, ja też jestem uważana za ich dziecko. Wcale się nie zdziwiłam, kiedy imię Cala znalazło się obok miejsca, gdzie miałam usiąść. W środku płonę z wściekłości, wypełnia mnie ból. Mam wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie. Do tego, oczywiście, obok mnie musi siedzieć Cal. Krzesło po jego drugiej stronie zajmuje piękna kobieta o czarnych włosach z czerwonym pasmem — ta sama, która stała z nim przy barze. Na moim talerzu znajduje się łosoś w sosie cytrynowym — mój ulubiony, ale jakoś nie bardzo chce mi przejść przez gardło. Niechętnie zagłębiam widelec w rybę, gdy nagle słyszę znajomy głos Cala.

— Nie smakuje ci?

Patrzę na niego trochę zaskoczona.

— Słucham?

Cal pochyla się i znów szepcze:

— Pytałem, czy ci nie smakuje? Bo wiem, jak uwielbiasz łososia.

— Jest wyśmienity, jak zawsze.

— Skąd możesz wiedzieć, skoro, nawet go jeszcze nie próbowałaś? Jeśli coś ci nie smakuje, to poproszę, żeby przynieśli ci coś innego. — W jego ślicznych brązowych oczach dostrzegam troskę.

Nie, Laura. Nie wolno ci otwierać tej szuflady. On to już przeszłość.

— Nie trzeba, wszystko jest pyszne, naprawdę nie trzeba.

— Mała? Co się dzieje? — Wyciąga rękę i opiera ją za moimi plecami na oparciu krzesła, a na moim ciele pojawia się znajomy dreszcz, który odczuwam zawsze, kiedy on jest blisko.

Zauważam, że dziewczyna siedząca po jego stronie gdzieś poszła.

— Cal, wszystko jest w porządku. Nie chcę być niemiła, ale zajmij się swoją partnerką. Przepraszam, muszę się trochę odświeżyć i zaczerpnąć świeżego powietrza. Przepraszam — mówię szybko i wstaję od stołu, zostawiając go w osłupieniu.

Udaję się do łazienki. Gdy wychodzę z toalety, z zaskoczeniem patrzę na dziewczynę w czarnych włosach z czerwonym pasmem, która stoi przed lustrem. Właśnie wyciera ręce. Jest naprawdę śliczna. Taka dziewczyna do niego pasuje — Bez tego całego pieprzonego bagażu życia.

— Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć — rzuca w moją stronę.

Boże, mniej by bolało, gdyby nie była taka ładna. Niestety, jest urocza.

— Nic się nie stało. Po prostu nie wiedziałam, że ktoś tu jest.

Podchodzę do zlewu i myję ręce, a potem je wycieram. Nieznajoma wyciąga do mnie dłoń i mówi z uśmiechem:

— Zdaje się, że jeszcze się nie znamy? Jestem Lisa. Ty musisz być Laura? Cal dużo mi o tobie opowiadał.

Odwzajemniam gest, bo tak zostałam wychowana.

— Jak widzisz, ja o tobie nie wiem nic. Przepraszam. Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.

Może zabrzmiałam trochę niegrzecznie, ale mam to w dupie. Wychodzę, a za mną pospiesznie wychodzi Lisa.

Tak idź poskarżyć się swojemu chłopakowi.

Mam tego całego dnia już dość. Przyjechałam, dałam prezent, nawet z nim tańczyłam i dotrwałam do tej kolacji. Już czas, by się stąd wydostać. Los już i tak nieźle ze mnie zakpił. To boli. I teraz wiem, że ten ból ma jeszcze jakieś imię.

Wychodzę przez szklane drzwi. Zauważam, że Lisa podchodzi do Cala i szepcze mu coś do ucha. Teraz muszę się znowu pozbierać. Wiedziałam, że przychodząc tutaj, ponownie otworzę ranę, która już powoli zaczynała stawać się tylko niewielką blizną, ale nadal tam była. Teraz czuję, jak z każdą chwilą otwiera się coraz bardziej. Nie wiedziałam, że tym razem będzie bolało bardziej.

Schodzę po schodach na plażę. Staję nad brzegiem oceanu i wpatruję się w jego bezkres. Czemu to musi tak bardzo boleć? Patrzę na fale, która zbliża się do plaży, by po chwili wrócić z powrotem do oceanu. Chciałabym teraz być tą falą, by trafić na samo dno oceanu, bo mój świat już nie będzie kolorowy. Dziś właśnie zamienił się w szarość. Ocieram twarz mokrą od łez.

Kocham to miejsce, lecz obawiam się, że to może być moje ostatnie spotkanie z nim. Moje serce już się pożegnało.

ROZDZIAŁ 4

Caleb

Patrzę na dziewczynę, która wychodzi ze skulonymi ramionami przez szklane drzwi prowadzące na plażę. Doskonale widać po niej, że coś jest nie tak i niestety myślę, że to po części moja wina.

Podchodzi do mnie Lisa, która pracuje u mnie, w Heaven, i dotyka mojego ramienia, gdy siada obok. Wygląda na zdenerwowaną.

— Lisa? Co jest? Dlaczego jesteś taka zdenerwowana?

— Cal, kiedy byłam w łazience — mówi przejęta — Laura też tam była! Ona myśli, że coś jest między nami! Nie wytłumaczyłeś jej, dlaczego jestem dziś z tobą?! Jeśli to przeze mnie poczuła się urażona, to nie wybaczę sobie! Idź do niej.

— Cholera, nie tak miało być — zapewniam. — Nie obwiniaj się. Przykro mi, że tak wyszło.

— Nie martw się o mnie. Sama o siebie zadbam, w razie potrzeby Mark mnie odwiezie. Znajdź ją, bo naprawdę źle wyglądała.

— Dziękuję, Lisa.

Muszę pomyśleć, jak wynagrodzić Lisie całe to zamieszanie. Teraz najważniejsza rzecz, którą muszę zrobić, to znaleźć pewnego uparciucha.

Zamykam na chwilę oczy, jednocześnie nie mogąc uwierzyć, że to wszystko potoczyło się nie tak. Kiedy je otwieram, widzę ojca, który wpatruje się we mnie intensywnie, po czy, daje mi dyskretny znak głową, żebym poszedł za nią. Nawet bez tego bym za nią poszedł, bo to dzięki niej znalazłem się tutaj.

Gdy już jestem przy drzwiach, czuję czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Nie odwracam się, wiem, kto to — mój ojciec.

— Cal, synu? Mam nadzieję, że wiesz, co robisz? Ona nie zasługuje na więcej bólu. Jeśli chcesz się zabawić jej kosztem, to mimo że jestem twoim ojcem, nie pozwolę ci jej skrzywdzić.

Czy on sobie, kurwa, żartuje? Przecież wiem, że może to będzie błąd i być może będę się smażył w piekle za swój egoizm, ale nie mogę już być daleko od niej. Minęło zbyt wiele czasu.

— Wiem, tato. Jestem ostatnią osobą, która chciałaby ją zranić.

— Cal, musisz jeszcze o czymś wiedzieć.

— Tato, czy to nie może poczekać?

Waha się chwilę z odpowiedzią, ale w końcu przytakuje.

— Jasne, tylko obiecaj mi, że nie zostawisz jej samej.

Dziwna prośba, ale kiwam głową.

— Idź ją znaleźć. Myślę, że to ciebie dzisiaj najbardziej potrzebuje.

Wychodzę tymi samymi drzwiami, którymi jeszcze kilka chwil temu wyszło światło mojego życia. Staję na patio i widzę ją, stojącą nad brzegiem oceanu — dziewczynę o ciemnych włosach i ciemnobrązowych oczach. Obejmuje się ramionami, jakby miała się zaraz rozpaść. Wkładam ręce do kieszeni, bo w tej chwili nie jestem nawet pewien siebie. Marzę o tym, by być tym, który ją tak przytuli, a jedyne ramiona, które będą ją tak obejmowały, to moje. W tle dobiega mnie muzyka, nie słyszę słów piosenki, bo zagłusza je głośne bicie mego serca. Podchodzę do niej powoli.

— Chowasz się?

Widzę, że przeciera oczy. Z pewnością płakała. Do diabła, nienawidzę jej łez.

— Przed czym?

— A może należałoby spytać przed kim?

Odwraca się do mnie powoli. Księżyc odbijający się w wodzie oświetla jej twarz. Widzę, że jest smutna, a jej oczy lśnią od łez. Z powrotem spogląda na ocean i mówi głosem pełnym smutku:

— Przepraszam, muszę iść.

Szybko chwytam ją za łokieć.

— Dlaczego? Przecież nawet nie porozmawialiśmy? Przecież to jest nieuniknione, że będziemy się często widywać. Skoro już wiesz, że jestem właścicielem Heaven.

Widzę, że dopiero teraz to do niej dotarło. Że to moje studio tatuażu jest po drugiej stronie ulicy, gdzie pracuje.

— Co tu robisz, Cal?

Pyta, co ja robię na plaży czy w Nowym Jorku? Czasem trudno za nią nadążyć.

— Szukam jednego uparciucha — opowiadam nieco wymijająco.

— Po co? Wracaj do Lisy, to jej powinieneś dotrzymywać towarzystwa.

Laura wpatruje się we mnie, podczas gdy ja zbliżam się, nie spuszczając z niej oczu.

— Lisa potrafi o siebie zadbać. To duża dziewczynka.

Teraz jestem tak blisko, że nasze ciała dzielą milimetry. Kręci głową. Wiem, że kiedy uniesie, z jej pięknych oczu popłyną łzy.

— Cal? Proszę, nie rób tego? Nie chcę już dłużej cierpieć. To był błąd, że tu przyszłam.

Chwytam jej podbródek między kciuk i palec wskazujący i unoszę tak, żeby na mnie spojrzała. Otwiera wreszcie te piękne oczy.

— Proszę cię. Nie uciekaj ode mnie — mówię spokojnym i stonowanym głosem, choć w środku mnie roznosi.

Ona wie, że nie dam jej spokoju, dopóki nie zrobi tego, co chcę. To była metoda, która zawsze na nią działała. Jedyny sposób, aby skłonić ją do otwarcia się. Widzę, że próbuje kontrolować swoje emocje. Patrzymy na siebie przez chwilę. Ona przykleja swój wyćwiczony uśmiech, który dzisiejszego wieczoru nie schodził z jej twarzy. To cud, że nie połamała jeszcze wszystkich zębów od zaciskania mocno szczęki. Wiem, o co biega — to jej ochrona.

— Nie rób tego!

— Nie robić czego? — pyta zaskoczona.

— Ukrywasz się, udajesz, że wszystko jest w porządku. A w rzeczywistości to bzdura. Nic nie jest w porządku. Czy mam rację? Powiesz mi w końcu, co się dzieje?

Zawsze wiedziała, że i tak ją rozgryzę.

— Wszystko jest w porządku.

Zamykam na chwilę oczy, a z moich ust wydobywa się pozbawione głosu przekleństwo. Wiem, że zrobi wszystko, żebym jej uwierzył, ale znam już te jej sposoby na odwrócenie uwagi.

— Cal, naprawdę wszystko jest w porządku. Słyszałam, że otwierasz studio? Mark wydaje się miłym facetem.

— Wiesz, nie bardzo mam ochotę na rozmowę o studiu. W tej chwili moją głowę zaprząta inna sprawa, a raczej osoba. Taka jedna urocza, uparta osoba. Po prostu chcę z tobą porozmawiać, ale nie dajesz mi do tego okazji. Chcę ci wyjaśnić niektóre sprawy, dlaczego właśnie tu jestem.

Zaczyna się ode mnie odsuwać. A ja już za nią tęsknię. Dość, żarty się skończyły, jestem na nią zły, bo mnie oszukała. Obiecała mi, że zrealizuje swoje marzenia.

— Przed wyjazdem coś mi obiecałaś! — unoszę się. — Że nie zrezygnujesz ze swoich marzeń! Pójdziesz na studia! Będziesz realizować swoje pragnienia. Miałaś dać innym szansę i możliwość zaistnienia w twoim życiu! Do diabła, Laura! Myślałem, że mamy to już za sobą! Tę samą rozmowę! A ty znowu wszystkich odepchnęłaś! Prosiłem cię tysiąc razy, nie rób tego. Ty jednak poszłaś w zaparte, żeby zniszczyć nie tyle innych, ile siebie!

Widzę, że zastanawia się nad moimi słowami.

— Cal, proszę… — chce coś powiedzieć.

Nie mogę. Chyba wszystko, co mogło pójść dzisiaj źle, właśnie zmierza ku katastrofie. Na dodatek znów schowała się za ten swój mur, którego nikt nie jest w stanie pokonać.

— Możesz okłamywać innych, ale chyba zapomniałaś, że ja nie dam się nabrać na te twoje piękne oczka i słodkie słówka! Jeśli jeszcze raz dzisiaj usłyszę z twoich cudownych ust, że wszystko jest w porządku to Bóg mi świadkiem, przełożę cię przez kolano i zleję twój śliczny tyłeczek.

Z wyrazu jej twarzy mogę wyczytać, że jest zaskoczona moimi słowami. Jej oczy rozszerzają się coraz bardziej.

— Nie odważysz się!

Patrzę, jak dziewczyna zaczyna się cofać. Powoli idę w jej stronę.

— Cal? Proszę, nie niszcz mnie bardziej. Czemu mnie nie zostawisz w spokoju? Tam w środku — ręką pokazuje na dom — czeka na ciebie piękna dziewczyna. Więc zostaw mnie i nie każ mi bardziej cierpieć.

Jej oczy zaczynają się szklić. Nie, nie o to mi chodziło. Przysuwam się bliżej niej i łapię ją za łokieć.

— Niszczę cię?! Sama sobie to robisz!

Patrzy na mnie i niespodziewanie pyta:

— Czy ona jest dla ciebie ważna? Zależy ci na niej?

Oczywiście, że Lisa jest dla mnie ważna. To Mark i ja pomogliśmy jej, gdy jej świat się zawalił.

— Tak, jest.

— Wiedziałam, że złamiesz mi serce.