Chłopak z sąsiedztwa - Alexa Lavenda - ebook + książka

Chłopak z sąsiedztwa ebook

Lavenda Alexa

5,0
34,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

On przystojny buntownik, który kocha motocykle, ale nie lubi samego siebie. Młody mężczyzna z przeszłością, która pozostawiła blizny na jego ciele i psychice. Nie wierzy w miłość ani w to, że jest jej wart, a kobiety zmienia jak rękawiczki.

Ona delikatna, ciepła i pełna empatii, kocha się w nim od zawsze i ma nadzieję, że ON w końcu zauważy w niej atrakcyjną kobietę, nie tylko siostrę swojego przyjaciela.

Liwia i Igor znają się od dzieciństwa, kiedy Igor ma dwadzieścia lat, rodzinna tragedia zmusza go do opuszczenia miasteczka, w którym do teraz mieszkał. Liw wierzy, że on jest miłością jej życia i czeka na jego powrót…

Co wydarzy się, kiedy tych dwoje spotka się ponownie? Czy obezwładniające przyciąganie, chemia i fascynacja mogą przemienić się w miłość…?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 268

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Alexa Lavenda

Chłopak z sąsiedztwa

Copyright © by Alexa Lavenda, MMXXII

Wydanie I

Warszawa MMXXII

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

***

Sama nie wiedziałam, dlaczego się zgodziłam na tę randkę. Nigdy nie lubiłam Adama i zawsze go unikałam. Kiedy jednak spytał, czy się z nim umówię, a Igor w tym samym momencie spojrzał na mnie ostrzegawczo, chciałam zrobić mu na złość i się zgodziłam. Pragnęłam pokazać Igorowi, że nie ma nade mną kontroli, że nie może mi mówić, co mam robić, ale przede wszystkim chciałam, żeby był zazdrosny i wiedział, że jest ktoś, kto mnie chce i dla kogo jestem atrakcyjna.

On zawsze mnie ignorował, trzymał na dystans i wciąż traktował jak jakąś małolatę. Teraz miałam dwadzieścia lat i nie byłam już dziecinną smarkulą, która w przeszłości wszędzie za nim łaziła. Chciałam, żeby mnie zauważył i przestał o mnie myśleć jak o młodszej siostrze swojego przyjaciela, a zaczął traktować jak młodą kobietę, którą teraz byłam. Niestety, całą tą randkową szopką tylko wpędziłam się w kłopoty.

Kolacja z Adamem była okropnie nudna i czułam się na niej bardzo niekomfortowo. Był mocno nadgorliwy i nie przegapił żadnej okazji, żeby mnie dotknąć. Dał też jasno do zrozumienia, że po kolacji oczekuje ode mnie czegoś więcej. Miałam ochotę zakończyć to spotkanie wcześniej, ale wiedziałam, że Igor będzie czekał na mnie w domu, a ja za wszelką cenę chciałam mu pokazać, że świetnie się bawiłam… choć wcale tak nie było. Powrót samochodem był koszmarny. Adam wciąż obrzucał mnie wygłodniałym spojrzeniem i próbował dotknąć mojego uda, kiedy zmieniał biegi. Zaznaczyłam wyraźnie, że nie życzę sobie takiego zachowania, a on tylko uśmiechnął się arogancko, czym jeszcze bardziej mnie rozzłościł. Był bezczelnym oraz rozpieszczonym synem lokalnego biznesmena i najwyraźniej myślał, że ma we władaniu cały świat. Dziewczyny leciały na niego, bo był przystojny i nadziany, mnie jednak wcale to nie interesowało, a jego zachowanie, które dla innych mogłoby czarujące, niesamowicie mnie drażniło. Te jego wieczne, końskie zaloty po prostu mnie już męczyły. Miałam nadzieję, że po dzisiejszej nieudanej randce wreszcie sobie odpuści i przestanie mnie nachodzić na uczelni, na której razem studiowaliśmy.

Kiedy zaparkowaliśmy przed moim domem, szybko odpięłam pasy i bez słowa pożegnania wyskoczyłam z samochodu. Miałam dość tego spotkania i chciałam już znaleźć się w swoim pokoju. Sama. Z dala od Adama, pieprzonego, Strzeleckiego. Mimo że podążałam w stronę domu niemal biegiem, chłopak dogonił mnie i złapał za rękę. Kiedy mu się wyrwałam, ponownie chwycił za mój nadgarstek i tym razem przytrzymał tak mocno, że kiedy próbowałam wyszarpnąć rękę, poczułam ból.

– Puść mnie! – warknęłam, ale on zignorował moje słowa.

– Teraz zgrywasz niedostępną? – Uśmiechnął się obrzydliwie, a ja poczułam, jak jeżą mi się włoski na karku – Nie miałaś problemu z tym, że traktowałem cię jak królewnę w restauracji. Nie przeszkadzało ci, kiedy wybierałem dla ciebie najdroższe dania i płaciłem za ciebie rachunek. Myślę, że coś mi się za to należy.

– Powiedziałam, że masz mnie puścić! – podniosłam głos, ale byłam już mocno zaniepokojona. Adam ściskał moją rękę tak mocno, że ból stawał się nieznośny, potem przyciągnął mnie do siebie i złapał za drugi nadgarstek.

– Nie zgrywaj takiej świętoszki, Liwio. Przede mną nie musisz udawać. – Zbliżył swoją twarz do mojej, a ja poczułam obrzydzenie.

Odwróciłam od niego głowę i rozpaczliwie próbowałam mu się wyrwać, żałując, że zgodziłam się na tę żałosną randkę. Kiedy potrząsnął mną jak szmacianą lalką i strach zaczął przepełniać moje serce, usłyszałam opanowany, stanowczy głos:

– Powiedziała ci, że masz ją puścić. – Oboje odwróciliśmy się w stronę domu, gdzie na ganku siedział Igor. Poczułam tak ogromną ulgę, że z mojej piersi wyrwał się szloch.

– Nie wtrącaj się, stary, to nie twoja sprawa – rzucił blondyn, ale widziałam, że zwątpił.

Igor wstał z krzesełka, a w jego oczach dostrzegłam wściekłość, choć udawał opanowanie. Był bardzo wysoki i postawny, więc wyglądał teraz jak dziki zwierz gotowy do ataku. Wrażenie potęgowała jego czarna skórzana kurtka i ten niebezpieczny błysk w oczach oraz grymas pogardy na twarzy. Uścisk na moich nadgarstkach osłabł, a w oczach Adama zagościło zwątpienie. Igor powoli schodził po schodach.

– Nie będę powtarzać. – Jego ton był opanowany, ale brzmiał groźnie i władczo. Adam spoglądał to na mnie, to na niego, a w jego oczach zauważyłam panikę, chyba stwierdził, że to jego ostatnia szansa, bo przyciągnął mnie do siebie tak gwałtownie, że poczułam ból. Z całej siły próbowałam się wyrwać i mocno się szarpnęłam, a wtedy mnie puścił. Zatoczyłam się i upadłam na trawnik. Wtedy Igor doskoczył do niego i jednym ciosem powalił go na ziemię. Adam upadł i złapał się za nos, z którego lała się krew. Igor tymczasem wyciągnął do mnie dłoń i pomógł mi wstać z ziemi. – Jesteś cała? – zapytał i wściekłość w jego oczach na chwilę zastąpiła troska. Kiwnęłam głową, a on przesunął mnie za siebie i chroniąc mnie swoim ciałem, jedną ręką złapał Adama za koszulę, tuż pod jego szyją, szarpnął go i lekko uniósł. Był silny, wysoki i przerażający, a ja cieszyłam się, że mam go po swojej stronie. Zawsze był po mojej stronie…

– Ty skurwielu! – krzyczał Adam, a w jego oczach było widać panikę – Zawsze wiedziałem, że jesteś pierdolnięty! Wszyscy o tym wiedzą! Masz nierówno pod sufitem, tak jak twoja mamuśka i twój jebnięty ojciec!

– Nie!!! – krzyknęłam, kiedy Igor zamierzył się po raz drugi. Czułam się poniżona i przerażona. To, co się teraz działo, było moją winą. Bo chciałam wkurzyć Igora, bo chciałam mu pokazać, że nie jestem już jakimś podrostkiem, bo chciałam, żeby zauważył we mnie kobietę i poczuł o mnie zazdrość. Tymczasem zachowałam się infantylnie i głupio, a teraz ponosiłam tego konsekwencje. Nie przypuszczałam, że tak to się potoczy i chciałam, żeby ten koszmarny wieczór wreszcie się skończył. – Igor! Błagam, zostaw go! – W moim głosie słychać było panikę. Wiedziałam, do czego był zdolny. Wściekły i nabuzowany adrenaliną, a do tego od lat trenujący sztuki walki w obronie osób, na których mu zależało, mógł zrobić wszystko. Zależało mu na mnie, tego byłam pewna, ale nie tak, jakbym pragnęła… Moje frustracje doprowadziły do tej okropnej sytuacji. Delikatnie i ostrożnie dotknęłam ramienia Igora, jakbym próbowała uspokoić dzikie zwierzę, a kiedy mnie od siebie nie odepchnął, złapałam go pewniej i błagalnym tonem wyszeptałam – Proszę. Już dobrze. On nie jest tego wart. – Igor puścił koszulę Adama, a ten z impetem wylądował na ziemi.

Odciągnęłam Igora od Adama i z sercem łomoczącym w piersiach, mocno ściskając jego dłoń, zaprowadziłam go do domu. Kiedy znaleźliśmy się w środku, zatrzasnęłam drzwi i zastawiłam je własnym ciałem. Wiedziałam, że fizycznie nie stanowiłam dla Igora żadnej przeszkody, ale i tak nie ruszyłam się z miejsca. Adam chyba poczuł odwagę, kiedy drzwi się za nami zamknęły, bo zaczął wykrzykiwać.

– Ty mała suko! Zapłacisz mi za to wszystko! – wygrażał się, krzycząc. – Wakacje się skończą, a ty wrócisz do akademika. Będę tam na ciebie czekał i wezmę to, co jesteś mi dłużna!

– Zatłukę tę ciotę! – warknął Igor i złapał za klamkę, ale ja ponownie chwyciłam go za rękę, a plecami mocniej przylgnęłam do drzwi, uniemożliwiając mu wyjście.

– Igor, proszę, zostaw go, on nie jest tego wart! – powtórzyłam.

– Słyszałaś, Liwio? Twój pierdolnięty przydupas nie będzie mógł wiecznie cię chronić! Za to, co mi zrobił, odpłacisz mi ty! – Ten dupek nie dawał za wygraną, a ja widziałam wściekłość Igora. Wyglądał tak, jakby miał ochotę go zatłuc.

– Ostrzegam cię, zejdź mi z drogi! – warknął Igor, zbliżając swoją twarz do mojej, ale nie ruszyłam się. Poczułam jego cudowny zapach, a wyraz jego oczu sprawił, że przeszedł mnie dreszcz, a oddech mocno przyspieszył.

– Nie ruszę się stąd i nie boję się ciebie – powiedziałam cicho, patrząc mu w oczy, a on z wściekłością walnął pięściami po obu stronach mojej głowy, tak, że aż podskoczyłam, ale wciąż tam stałam.

– Powinnaś, Liw. Powinnaś cholernie się mnie bać! – warknął, pochylił się nade mną i ustami wpił się w moje wargi tak nagle i z takim żarem, że krzyknęłam zaskoczona.

Jego ruchy były zdecydowane, a pocałunek niemal brutalny. Kiedy jego język wdarł się w moje usta, poczułam obezwładniającą falę przyjemności. Jęknęłam pod wpływem tej rozkoszy, a Igor przylgnął do mnie całym ciałem i zupełnie zatraciliśmy się w sobie. Pod wpływem wszystkich emocji ostatnich chwil i jego pocałunków zaczęłam drżeć na całym ciele i ciężko mi było ustać na nogach. Nigdy nie myślałam, że zwykłe pocałunki mogą być tak intensywne i obezwładniająco przyjemne… Chciałam, żeby ta chwila trwała w nieskończoność. Uniosłam ręce i położyłam dłonie na jego muskularnych ramionach, wspięłam się na palce, żeby ułatwić mu do siebie dostęp, i teraz przylegałam do niego ciasno całym ciałem. Serce tłukło mi się w piersi tak mocno, że Igor z pewnością to czuł na swojej szerokiej klacie. Napierał na mnie tak cudownie mocno, że czułam, jak pod bawełnianą koszulką napina wszystkie mięśnie, czułam jego gorące ciało, zapach skórzanej kurtki, perfum i jego samego. Ta mieszanka sprawiła, że wirowało mi w głowie, a pożądanie rozpaliło mnie do białości. Kiedy naparł na mnie biodrami, poczułam twarde wybrzuszenie w jego dżinsach. Jęknęłam zaskoczona i otworzyłam szeroko oczy, a on przesunął wtedy dłonie na moje policzki i oderwał się od moich ust.

– Kurwa! – wysyczał tuż przy moich wargach i przestał mnie całować.

– Zrobiłam coś nie tak? – spytałam skołowana i poczułam, że zalewa mnie gorące zawstydzenie. Z pewnością nie mogłam się równać z dziewczynami, z którymi się umawiał.

– To ja przepraszam – powiedział cudownie głębokim, zachrypniętym głosem, który rozpłynął się ciarkami po moim ciele – Nie powinienem się do ciebie zbliżać. – Oparł czoło o moje. Wdychałam jego zapach, chłonęłam jego bliskość i próbowałam odczuwać go każdym zmysłem, żeby móc jak najdłużej pamiętać miętowy smak jego ust, ciepło i jego sprężyste ciało oraz pocałunki, które doprowadziły mnie do wrzenia. Kiedy się wyprostował, zebrałam się na odwagę i uniosłam głowę, by spojrzeć na niego. Jego szare oczy pociemniały, źrenice się powiększyły, usta miał wilgotne od naszych pocałunków, a włosy w nieładzie opadały mu na czoło. Zapierało mi dech, kiedy na niego patrzyłam. Widziałam pożądanie w jego oczach i nie mogłam uwierzyć w to, co się działo. Igor Markowski, chłopak, w którym byłam zadurzona od wieków, patrzył na mnie z pożądaniem, ale też ze smutkiem, bólem i złością. – Jestem ostatnią osobą, która powinna się do ciebie zbliżać. Zranię cię, Liw, będziesz przeze mnie cierpiała. Dla własnego dobra trzymaj się ode mnie z daleka. – Te słowa zabolały i przepełniły moje serce ogromnym smutkiem.

Nie byłam jednak słaba i nie miałam zamiaru z niego zrezygnować. Dla niego zrobiłabym wszystko w zamian za ochłap ciepła czy czułości, którymi podsycałby moją nadzieję. Bo sama czułam się beznadziejna… albo raczej beznadziejnie w nim zakochana. On zaś uważał, że nie było dla nas szansy… Od lat pragnęłam go sercem i duszą i to on był tym, który mógł mnie uszczęśliwić. Tylko on. Igor Markowski – chłopak z przeszłością. Twardziel o skomplikowanej osobowości, introwertyk i outsider. Chłopak z sąsiedztwa.

Rozdział 1

WcześniejLiwia

Nie mogłam przestać o nim myśleć. Igor Markowski był kumplem mojego brata, naszym sąsiadem i skrytą miłością mojego życia. Z matką i siostrą wyprowadził się z Solnicy cztery lata temu, kiedy w ich domu wydarzyła się rodzinna tragedia. Po tamtym wieczorze, który zmienił jego życie na zawsze, wraz z matką i siostrą zamieszkał u swojej babci, u której wreszcie po latach cierpień znaleźli spokój i stabilizację. Wraz z nim odeszła cząstka mnie, a ja czułam się otumaniona, wycofana i chora z tęsknoty. Nigdy nie wyznałam mu, co do niego czuję. Chwilami bardzo tego żałowałam.

Kiedy wyjechał, miałam szesnaście lat, a on był niesamowicie przystojnym, zamkniętym w sobie, gniewnym dwudziestodwulatkiem, który uchodził za flirciarza i bad boya. Na pierwszy rzut oka wyglądał na kogoś, kogo nie obchodziło nic i nikt, jednak ja wiedziałam, że to nieprawda. Był lojalnym synem, bratem i przyjacielem. Mój brat Patryk i ja byliśmy jedynymi osobami, którym pozwolił się do siebie zbliżyć, i mimo że wszyscy mieli go za gardzącego otoczeniem outsidera, wiedzieliśmy, jaki jest naprawdę. Pełen empatii, potrzeby miłości i… bezbrzeżnego smutku.

Igor był znany z tego, że nie unikał bójek, i choć sam ich nigdy nie prowokował, to każdą wygrywał. Jego buntowniczy styl bycia i wygląd przyprawiający o zawrót głowy i szybsze bicie serca, sprawiały, że dziewczyny za nim szalały. Ja również szalałam, jednak nigdy nie odważyłam się przyznać do swoich uczuć… zresztą nie miałam u niego szans… nie wtedy. Choć nie rozmawialiśmy zbyt często na poważne tematy, dobrze go znałam i łączyło nas coś specjalnego, jakaś nić porozumienia, zaufanie… naiwnie tłumaczyłam sobie, że był moją bratnią duszą, i tak właśnie się czułam.

Kiedy zniknął, zabrał moją duszę ze sobą, a coś we mnie zgasło i się wypaliło. Bez niego czułam się jak spowita gęstą mgłą, która oddzielała mnie od świata i studziła wszystkie doznania, emocje i uczucia. Tęskniłam i czekałam na moment, kiedy znowu go spotkam. Wiedziałam, że jest moim przeznaczeniem i że nigdy nikogo innego nie pokocham. Nawet kiedy wyjechałam na studia i rzuciłam się w wir nauki i pracy, tęsknota za nim bardzo mi doskwierała. Obiecał, że kiedyś wróci, a ja czekałam i wciąż myślałam o tym, jak mogłabym uleczyć jego cierpiącą duszę i wpleść w jego życie choć odrobinę radości i spokoju. Był miłością mojego życia.

Rozdział 2

Igor

Minęły cztery lata, od kiedy wyjechałem z Soliny. Z jednej strony powrót na stare śmieci sprawiał, że czułem się na swoim miejscu, z drugiej wspomnienia zjebanego dzieciństwa na nowo budziły we mnie mrok. Tutaj wszyscy znali mnie i moją historię. Tutaj byłem kolesiem, z którym lepiej się nie zadawać i któremu nie powinno się wchodzić w drogę. Miałem swoją przeszłość i wszyscy o niej wiedzieli… a świadomość tego sprawiała, że czułem się wiecznie wkurwiony i nic niewarty.

Posiadałem tu jednak także bliskie osoby – Patryka, Liwię i ich rodziców, a to w jakiś sposób zawsze mnie uziemiało, w dobrym tego słowa znaczeniu. Przy nich czułem się normalniejszy, chciany i akceptowany, co dla innych mogło znaczyć niewiele, ale dla mnie było jak kotwica i utrzymywało mnie przy zdrowych zmysłach. Patryk zawsze trzymał ze mną sztamę i tylko dzięki niemu miałem okazję zobaczyć, jak wygląda normalne życie. Jego siostra, Liwia, zamiast łypać na mój widok ze strachem jak inne smarkule w jej wieku, patrzyła na mnie z szacunkiem, a nawet podziwem, co sprawiało, że chciałem być dobrym człowiekiem, chciałem zasłużyć na szacunek, który mi okazywała. Tak samo patrzyła na mnie siostra. Lilli zasługiwała na lepsze życie, a ja bardzo chciałem jej takie zapewnić. To dlatego wróciłem do rodzinnego domu, bo tylko tu miałem szansę stworzyć i zapoczątkować coś, co zapewniłoby nam stabilizację finansową.

Po przeprowadzce do babci mama poczuła się bezpieczniej, zaczęła pracować nad sobą i radziła sobie coraz lepiej. Zaczęła wychodzić z domu, rozmawiać z ludźmi, a na jej twarzy czasem nawet pojawiał się uśmiech. Już nie kuliła się za każdym razem, kiedy usłyszała jakiś hałas, choć wciąż nie odzyskała jeszcze spokoju ducha i cierpiała na bezsenność. Za to wreszcie zaczęła zachowywać się jak matka, a nie jak ktoś, kim my musieliśmy się opiekować. Spędzała więcej czasu z Lilli, wiele rozmawiały i robiły to, co matka powinna była robić ze swoją nastoletnią córką. Już nie rozdzielały ich depresja i bierność mojej matki, zbudowały więź, która z dnia na dzień się zacieśniała, a ja z radością obserwowałem, jak wszystko zmierza we właściwym kierunku. Terapia, na którą chodziły razem, bardzo pomagała. Mimo nieustannych starań matki, ja nie zgodziłem się na ani jedną sesję. Bo co miałbym powiedzieć terapeutce? Że jestem potworem? Takim samym skurwielem jak mój ojciec? Że noszę w sobie gniew, z którym każdego dnia muszę walczyć? Że każdego pieprzonego dnia mam ochotę komuś przywalić? Od dziecka widziałem swojego zapijaczonego ojca, który bez powodu okładał moją matkę, a potem i mnie. Widziałem jego gniew, jego odrazę, kiedy na mnie patrzył, kiedy wykrzykiwał, że jestem nikim, śmieciem, problemem i gównianym smarkaczem. Czułem się jak zero, zarówno w domu, jak i poza nim, kiedy moi rówieśnicy wytykali mnie palcami na widok mojej posiniaczonej twarzy czy rozciętej wargi. Nienawidziłem ludzi, a z czasem to uczucie poniżenia i zaniżonej samooceny zaczęło się przemieniać w gniew, który dostarczał mi sił. Z przerażonego dziecka zacząłem się zmieniać w zbuntowanego i gniewnego nastolatka… a potem w potwora, który marzył o tym, żeby roznieść własnego ojca w pył. Często miałem ochotę uciec z całego tego syfu, jednak wiedziałem, że nie mogłem zostawić matki samej, a ona była tak zaszczuta, że nigdy nie odważyła się odejść od ojca. Tkwiłem więc z nimi pod jednym dachem, żeby chronić siostrę i matkę i zmieniałem się w coraz większego dupka, który gardził innymi i samym sobą.

Złość mnie nie opuściła nawet po tym, jak uciekliśmy od ojca. Była w mojej krwi, w moich wspomnieniach i pewnie w moich genach. Każdego dnia walczyłem sam ze sobą o to, żeby się kontrolować, żeby nie dopuszczać swojej ciemności do głosu i nie pozwolić sobie na to, żeby moja przeszłość i wychowanie mojego ojca zmieniły mnie w takiego samego skurwiela, jakim był on. Wciąż uciekałem. Przed ludźmi, przed swoją przeszłością i przed samym sobą. Teraz jednak wróciłem do miejsca, w którym pełno było demonów przeszłości. Musiałem stawić im czoła i spróbować je oswoić. Nie miałem pojęcia, jak to wszystko się skończy.

Liwia

Wracałam do domu na przerwę wakacyjną. Studiowałam psychologię i resocjalizację, bo chciałam kiedyś pomagać innym. Kochałam pracować z młodzieżą i często rozmawiając o ich problemach, myślałam o Igorze i o tym, co przeżywał jako dziecko i nastolatek. Sesje na uczelni zaliczyłam bez problemu, bo zamiast uczestniczyć w studenckim życiu towarzyskim, uczyłam się i pracowałam. Nie bawiły mnie głośne imprezy pełne pijanych, głupkowatych studentów, denerwowało mnie, kiedy musiałam spławiać niechcianych adoratorów i odetchnęłam z ulgą, kiedy wróciłam do naszego miasteczka. Nie byłam totalną sztywniarą, czasami dawałam się namówić na imprezy, ale spokojnie mogłabym przeżyć bez nich. Tęskniłam za moim rodzinnym miasteczkiem, za górami, zielenią i przyrodą. Tęskniłam za rodzicami, moim walniętym bratem i oczywiście za Igorem, który stał się moją obsesją. Idealizowałam go i towarzyszył mi na jawie, w myślach i we śnie. Fantazje i wspomnienia o nim były moim lekiem na całe zło. Tak bardzo zamknęłam się w świecie marzeń i fantazji o nim, że nikt inny mnie nie interesował, nikomu nie pozwoliłam się do siebie zbliżyć, bo nikt nie miał szans mu dorównać. Tylko on sprawiał, że czułam. Mocno. Intensywnie. Całą sobą. Tęskniłam. Tak bardzo za nim tęskniłam! Za każdym razem, kiedy wracałam do Soliny, zatrzymywałam się nad jeziorem, w którym lubiliśmy pływać jako dzieciaki. Igor, mój brat i ja.

Dziś też zatrzymałam się tam na chwilę, wysiadłam z samochodu i podeszłam do starego, zwalonego pnia, na którym zawsze siadaliśmy, jedząc przygotowane przez moją mamę kanapki. Zaparkowałam samochód na polnej drodze i pieszo przeszłam do swojego ulubionego miejsca. Usiadłam, zwróciłam twarz ku słońcu i z błogością na chwilę zamknęłam oczy. Ranne, letnie powietrze było przyjemnie ciepłe, choć jeszcze nie upalne. Przez chwilę wsłuchiwałam się w ciszę, przerywaną tylko świergotem ptaków i szumem wiatru. W miasteczku jeszcze nie zdążyło się zaroić od turystów, więc, zamiast sapiących ciężko autobusów i wykrzykujących rodzin z dziećmi, słyszałam tylko ciszę. Otworzyłam oczy i spojrzałam ma ciemnobłękitną taflę wody, która lśniła w promieniach słońca. Nabrałam kilka głębokich oddechów i zaciągnęłam się powietrzem, które pachniało latem, świeżością, domem, tęsknotą i miłością. Było pięknie, ale ja poczułam nostalgię i smutek.

Wróciłam do auta i ruszyłam, zdając sobie sprawę, że zachowuję się jak wariatka. Igor wyjechał cztery lata temu i od tamtego czasu nie odezwał się słowem. Miał już dwadzieścia sześć lat, spokojnie mógł już poukładać sobie życie z jakąś kobietą, a ja wciąż głupio i naiwnie wierzyłam w to, że kiedyś go spotkam i zbliżę się do niego. Kiedy podjechałam przed dom samochodem napakowanym walizkami, na powitanie najpierw wybiegł mój brat, uściskał mnie, uniósł jak piórko i okręcił kilka razy, po czym postawił na ziemi i chwilę patrzył na mnie z konspiracyjnym błyskiem w oku. Wiedziałam, że coś kombinuje, ale nie zdążyłam o nic spytać, bo po nim na ganek wyszła mama i z podobnym błyskiem w oczach ucałowała mnie i wyściskała, potem oboje spojrzeli na siebie i głupkowato się uśmiechnęli.

– Co jest grane? – zapytałam, czując się trochę tak, jakbym miała urodziny, a moja rodzina przygotowywała dla mnie w konspiracji imprezę. Mama wzięła mnie za rękę i pociągnęła za sobą.

– Mamy dla ciebie niespodziankę. Ucieszysz się!

– Powinnam się bać? – spytałam, wchodząc do domu. Przy schodach na piętro zauważyłam niedbale rzucony plecak i torbę turystyczną. – Mamy gości? – zapytałam, ale nim ktokolwiek mi odpowiedział, poczułam znajomy zapach. Ten zapach, który kochałam i od którego byłam uzależniona, zapach perfum, które przypominały las, świeżość, nieuchwytność i tajemniczość, zapach skórzanej kurtki, która kojarzyła mi się z męskością, buntem i nieuchwytnością… jego zapach! Spojrzałam na mamę pytająco, a ona puściła moją dłoń i z uśmiechem kiwnęła głową w stronę kuchni.

Serce zaczęło mi bić jak szalone, a w ustach zaschło z podekscytowania. Poczułam, że drżę, a do oczu napłynęły mi łzy, szybko zamrugałam powiekami i wzięłam kilka głębokich oddechów. Nie mogłam przecież dać po sobie poznać, ile tak naprawdę znaczy dla mnie jego powrót. Powoli weszłam do kuchni. Stał oparty plecami o kuchenny blat i właśnie podnosił do ust kubek. Spojrzał na mnie znad parującego napoju, a leniwy, ciepły uśmiech rozjaśnił jego twarz. Moje serce kompletnie zwariowało, w uszach zaczęło mi szumieć i na moment zapomniałam, jak się oddycha.

Zmienił się w ciągu tych czterech lat. Zmężniał, spoważniał… wyglądał jeszcze bardziej nieziemsko niż w moich wyidealizowanych wspomnieniach.

– Liw – przemówił na powitanie głębokim, zachrypniętym głosem i odstawił kubek na blat. Poczułam radość i ekscytację, i drżenie rąk. Niewiele myśląc, pisnęłam radośnie i ruszyłam w jego stronę. Igor rozłożył ramiona, a kiedy rzuciłam się mu na szyję, uniósł mnie i, podobnie jak przed chwilą mój brat, przytulił mocno oraz okręcił się ze mną wokół własnej osi. Kiedy się zatrzymał, wciąż mocno trzymał mnie w pasie i tulił do siebie, uśmiechając się tak pięknie, że moje serce zwariowało ze szczęścia. Był tak nieziemsko przystojny, że mogłabym się na niego gapić w nieskończoność.

– Pozwól, niech ci się przyjrzę – powiedział i postawił mnie na podłodze. Czułam, że cała drżę z ekscytacji, radości i z lekkiej tremy. Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że dziś nawet się nie pomalowałam, blond włosy upięłam w niedbały kok i miałam na sobie krótkie szorty i bluzkę na ramiączkach.

– Boże, brzmisz jak mój dziadek, kiedy widzi mnie po kilkutygodniowej przerwie – powiedziałam i przewróciłam oczami, próbując zamaskować zażenowanie.

Widziałam, jak taksuje mnie wzrokiem, a na jego ustach zatańczył pełen uznania uśmiech. Miałam do niego tyle pytań, tyle chciałam mu powiedzieć, ale w tej chwili pragnęłam jedynie patrzeć w jego cudowne, mroczne, szare oczy, które teraz rozświetlały iskierki ciepła i radości.

– My, starsi ludzie, już tak mamy – odpowiedział, a ja się roześmiałam. Był starszy ode mnie o sześć lat, ale teraz ta różnica wieku nie miała już dla mnie żadnego znaczenia. Pełnoletnia studentka to już nie smarkula, która zdzierała kolana, biegając za nim. Miałam nadzieję, że teraz zauważy we mnie kobietę, i być może wreszcie zainteresuje się mną w taki sposób, w jaki ja interesowałam się nim. Kiedy on przyglądał się mnie, ja patrzyłam z zachwytem na niego. Zawsze był wysoki i dobrze zbudowany, ale teraz, zdaje się, spędzał na siłowni jeszcze więcej czasu. Ubrany w jasne, sprane dżinsy i czarny T-shirt, który opinał jego imponujący tors, wyglądał niesamowicie seksownie. Włosy, trochę dłuższe niż pamiętałam, nieposłusznymi kosmykami opadały na jego czoło i brwi, nadając mu tak dobrze mi znany image nieokiełznanego samotnika. Oczy szare, piękne, zwyczajnie pełne bólu i złości, teraz wypełnione były prawdziwą radością.

– I jak, dziadku? – spytałam, bo czułam, że jego wzrok błądzący po moim ciele wywołuje rumieńce na mojej twarzy.

– Wydoroślałaś. Jesteś piękną kobietą – powiedział i odchrząknął, jakby chciał ukryć siłę i znaczenie tych słów.

– A ty przypakowałeś – zażartowałam i spontanicznie dotknęłam jego bicepsa, nieświadomie przygryzając dolną wargę.

Jego wzrok skupił się na moich ustach, a ja poczułam, jak moje ciało zalewa przyjemna fala ciepła i ekscytacji. Wszyscy mówili mi, że rozkwitłam, że byłam piękna i atrakcyjna. Bardzo chciałam, żeby Igor to dostrzegł i żebym mu się spodobała. Widok zainteresowania w jego oczach był czymś nowym i bardzo mnie nakręcał. Chyba wszyscy, również on, wiedzieli, że kocham się w nim od dziecka, ale traktowali to jak szczeniackie zauroczenie. Zauroczenia jednak mijają, a moje uczucia stawały się intensywniejsze, głębsze i poważniejsze. Wtedy wiedziałam, że nie miałam u niego szans i nigdy nie mogłam konkurować z dziewczynami, z którymi się spotykał, więc cierpiałam w ciszy, ukrywając uczucia. Teraz jednak nie miałam zamiaru cicho siedzieć w kącie.

– Czy to nie wspaniała niespodzianka? – spytała mama, która taktownie dała nam chwilę, żebyśmy mogli się swobodnie przywitać. – Igor zostanie u nas na jakiś czas. Wrócił na dobre i chce otworzyć swój garaż.

– Wspaniale! – ucieszyłam się i niechętnie odsunęłam się od Igora.

Zobaczyłam, że Patryk porozumiewawczo porusza brwiami, i miałam ochotę walnąć go łokciem pod żebra. Wiedział, jak beznadziejnie byłam zakochana w Igorze, i nigdy nie przegapił okazji, żeby się ze mnie ponabijać. Na szczęście nie był zbyt okrutny i w towarzystwie trzymał język za zębami.

– Przydałbyś się na coś – powiedziałam do brata i usiadłam przy stole – bądź tak miły i odnieś torby ukochanej siostry do jej pokoju. Proszę – złożyłam ręce w błagalnym geście, zatrzepotałam rzęsami i uśmiechnęłam się do brata przesłodko. Kątem oka zauważyłam, że Igor patrzy na mnie rozbawiony i pełen uznania.

– Dobra, dobra, nie musisz mi tu trzepotać tymi rzęsiskami, wyładuję ci te torby, bo mi szkoda takiego chuchra.

– Ty za to jesteś człowiekiem z żelaza, wykorzystaj więc na coś swoje mięśnie. Ponosisz dziś trochę moich gratów i nie będziesz musiał wyciskać na siłowni.

– Mam za to u ciebie piwo – powiedział i wyszedł z kuchni.

– Nawet dwa – odpowiedziałam i nalałam sobie herbaty do kubka.

Mama zaczęła się krzątać po kuchni. Wiedziałam, że za chwilę będzie musiała iść do naszego sklepiku, żeby zmienić tatę w pracy.

– Mogę w czymś pomóc? – zapytał Igor, a ona czule poklepała go po dłoni i kazała mu usiąść.

– Dziękuję, już wszystko gotowe, a ty pewnie jesteś zmęczony po długiej podróży, odpocznij, zrelaksuj się, czuj się jak u siebie w domu.

Obserwowałam, jak Igor odsuwa krzesło naprzeciwko mnie, siada, wyciągając swoje długie nogi przed siebie i krzyżując je w kostkach. W dłoniach wciąż trzymał kubek, z którego raz upijał herbatę, zerkając przy tym na mnie z ciekawością i zawadiackim błyskiem w oczach. Miałam ochotę sięgnąć dłonią przez stół i odgarnąć z jego twarzy zabłąkane kosmyki. Był tak niesamowicie piękny, że moje serce krzyczało, ciało wariowało, a ja nie mogłam się na niego napatrzeć. Oboje gapiliśmy się na siebie w ciszy, pijąc powoli herbatę, a mama nakrywała stół do obiadu i trajkotała podekscytowana. Wiedziałam, że jest w dobrym humorze i cieszy się z powrotu Igora. Ona także za nim tęskniła, ale przede wszystkim bardzo się o niego martwiła.

– Możesz u nas zostać, kochany, jak długo zechcesz. – Słowa matki dotarły do mnie jak przez mgłę. – Pokój na górze, obok Liwii, jest wolny, niedawno tam sprzątałam, trzeba tylko oblec pościel, Liw na pewno ci pomoże – powiedziała, a ja z uśmiechem pokiwałam głową.

– Dziękuję, proszę pani, naprawdę nie trzeba – odpowiedział, nie odrywając ode mnie wzroku. – Mogę zatrzymać się w motelu na tych kilka dni, wpadłem tylko na chwilę w odwiedziny, chciałem się przywitać i dać znać, że wróciłem.

– Igorze Markowski! – Mama spoważniała, odwróciła się w naszą stronę i złapała się pod biodra. Przemówiła tonem, którego używała, kiedy jako dzieciaki coś zbroiliśmy. Słysząc ten ton, oboje uśmiechnęliśmy się do siebie, ale żadne z nas się nie odezwało. – Jeśli myślisz, że po tylu latach nieobecności pozwolę ci na „chwilowe odwiedziny”, to bardzo się mylisz! Nasz dom jest twoim domem, zawsze tak było i zawsze tak będzie. To, że zostaniesz u nas, nie podlega żadnej dyskusji, to już postanowione. Rozmawiałam już z mężem i powiedział to samo, nie może się doczekać, kiedy cię zobaczy, sam mi powiedział, że pod żadnym pozorem nie mam cię wypuszczać z domu.

– Kiedy tata wraca z pracy? – spytałam, nie dając szansy Igorowi na dalsze próby wykręcania się z gościny. Moje serce fikało koziołki z radości, że będę mogła widywać go codziennie.

– Będzie za chwilę, zamyka sklep wcześniej, bo cieszy się na naszego gościa. – Mama uśmiechnęła się do Igora, a ja zauważyłam, że radość znika z jego oczu, a na twarzy pojawia się znajomy cień. Wiedziałam, że to był mechanizm obronny i Igor zaczynał się zamykać w swojej skorupie. W swojej rodzinie nie zaznał ciepła i pozytywnej uwagi, więc kiedy ktoś okazywał mu zainteresowanie, wycofywał się na znane mu terytorium, w którym mógł się odgrodzić od wszystkich emocji, a przede wszystkim od ludzi. Miałam ochotę złapać go za rękę i przekonać, że jest warty wiele więcej, niż o sobie myśli, a my ogromnie cieszymy się z jego powrotu, jednak nie miałam śmiałości, żeby wykonać taki gest.

– Wciąż masz tą cudowną moc reanimowania starych skarbów na kółkach? – spytałam, bo chciałam, żeby poczuł się komfortowo, a mechanika zawsze była czymś, co go fascynowało.

– Wciąż potrafię je wskrzesić – odpowiedział i zauważyłam, że trochę się rozluźnił.

– To świetnie, bo tata naprawia naszego dżipa już od kilku miesięcy i im bardziej go reperuje, tym stan auta się pogarsza. – Ucieszyłam się, że mój manewr odwracania uwagi podziałał, a w oczach Igora znowu pojawiły się iskierki humoru. Przejęta mama przytaknęła głową i znowu zaczęła szczebiotać.

– Igor chce z powrotem otworzyć punkt napraw w garażu, czy to nie świetnie wiadomości? – Spojrzała na mnie, a ja poczułam, jak moje serce po raz kolejny fika radosnego koziołka. To oznaczało, że wrócił na dobre i będzie pracować po sąsiedzku. Moja wyobraźnia od razu podsunęła mi bardzo apetyczne obrazy Igora w tym typowym „stroju” mechanika, na który składały się obcisłe, sprane dżinsy i koszulki bez rękawów. Wyobrażałam sobie jego nagie, umięśnione ramiona usmarowane olejem samochodowym… ale też pasję i energię, które zawsze od niego biły, kiedy pracował. Te wizje zawładnęły mną tak bardzo, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, że mama mnie o coś pyta. Wyrwana ze swojego świata fantazji, powróciłam do realu, zdając sobie sprawę, że przygryzam wargę, a mama patrzy na mnie w oczekiwaniu na odpowiedź. Igor zaś spogląda z wyraźnym zainteresowaniem, ale też rozbawieniem. Zrobiło mi się głupio, odchrząknęłam i bardzo inteligentnie spytałam:

– Co?

– Mówiłam, że ty i Patryk moglibyście pomóc Igorowi w ogarnięciu garażu. Co prawda mieliśmy klucze i wiem, że chodziłaś tam robić porządki, ale od twojego ostatniego pobytu na pewno uzbierała się kilkucentymetrowa warstwa kurzu.

– Jasne – odpowiedziałam, ciesząc się, że będę miała świetną wymówkę, żeby spędzić z nim więcej czasu. Chciałam wiedzieć, co się u niego działo, pogadać z nim, znowu się do niego zbliżyć, poznać na nowo… i móc gapić się na niego w nieskończoność.

– Kurz w garażu śmierdzącym smarem, spalinami i paliwem to naprawdę niewielki problem. – Igor uśmiechnął się i zwrócił do mnie: – Masz wakacje, na pewno chcesz odpocząć. – Nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy i zastanawiałam się, czy próbuje być grzeczny, czy chce mnie spławić, bo nie ma ochoty na moje towarzystwo?

– Liwia nie potrafi odpoczywać, kochanie. – Mama zwróciła się do niego pieszczotliwie, a ja żałowałam, że nie mogę do niego mówić w ten sam sposób. – Dokonała cudów ze starymi meblami, które mieliście w garażu i biurze, zresztą sama ci pokaże. Zmieniła wystrój poczekalni i muszę szczerze przyznać, że odwaliła kawał dobrej roboty. – Słysząc to, poczułam panikę, a moje policzki zaczęły płonąć z zawstydzenia. Chodziłam do garażu i dłubałam od czasu do czasu coś przy starych meblach, żeby zabić nudę i tęsknotę. Jednak w ciągu czterech lat obrobiłam w tym miejscu chyba wszystko i dopiero teraz do mnie dotarło, że małe projekty stały się jednym wielkim wyzwaniem, a Igor może nie być zadowolony z rezultatu.

– Przepraszam, nawet nikogo nie spytałam, czy mogę… i zaczęłam się trochę rządzić. Tak naprawdę miałam zamiar wszystko trochę ogarnąć, zabezpieczyć przed niszczeniem, ale było tam tyle zapomnianych skarbów, które błagały mnie o drugie życie… naprawdę nie potrafiłam się oprzeć.

– Nie przepraszaj, doskonale to rozumiem, to samo czuję, patrząc na stare motocykle. – Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, jakby nie spodziewał się, że coś takiego mogłoby sprawiać mi przyjemność. – Nie wiedziałem, że interesują cię takie rzeczy – dodał, patrząc na mnie z iskierkami uznania w oczach.

Chciałam mu powiedzieć, że podczas jego nieobecności wiele się zmieniło, że ja się zmieniłam, że nie byłam już smarkatą siostrą jego kumpla i wydoroślałam, a z naiwnej nastolatki, która wlepiała w niego maślane oczy, przerodziłam się w pewną swoich uczuć dziewczynę. Wszystkie te myśli atakowały mnie z niesamowitą prędkością i cisnęły się na usta, a ja musiałam uważać, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego. Tak bardzo chciałam, żeby Igor zauważył we mnie kobietę, a nie zauroczoną w nim szesnastolatkę… byłam pewna, że zawsze wiedział, że się w nim podkochiwałam, ale ignorował to, żeby mnie nie zachęcać… i pewnie nie ośmieszać. Podczas jego nieobecności wizyty w ich garażu w jakiś sposób zbliżały mnie do niego. Dzięki pracy nad meblami miałam jakiś cel, a myśl o tym, że kiedyś będę mogła mu to wszystko pokazać, mobilizowała mnie do działania. Ostatnio jednak byłam tam kilka miesięcy temu, bo praca i uczelnia pochłaniały cały mój czas. Próbując sobie przypomnieć wszystkie zmiany, jakie tam wprowadziłam, i projekty, których jeszcze nie dokończyłam, naprawdę zaczęłam panikować. Z zamyślenia ponownie wyciągnął mnie trajkot mamy.

– Od kiedy