Cztery kroki do szczęśliwego życia - John Sellars - ebook + książka

Cztery kroki do szczęśliwego życia ebook

Sellars John

4,3

Opis

Czego naprawdę potrzebujemy, by wieść szczęśliwe życie?

Ponad dwa tysiące lat temu grecki filozof Epikur prosto odpowiedział na to pytanie: przyjemności. To wszystko, czego chcemy. Dzisiaj mamy tendencję do kojarzenia słowa „epikurejski” z rozkoszowaniem się wyśmienitym jedzeniem i piciem oraz dekadenckim dogadzaniem sobie. Ale, jak pokazuje filozof John Sellars, te rzeczy są dalekie od wizji przyjemnego życia opracowanej przez Epikura i jego zwolenników, którzy byli bardziej zainteresowani przyjemnościami psychicznymi i unikaniem bólu. Krótko mówiąc, ich celem było spokojne życie.

W żywej, eleganckiej prozie Sellars prowadzi nas przez historię epikureizmu, by odkryć zupełnie inny sposób myślenia o przyjemności, przyjaźni, naszym miejscu na świecie i znaczeniu śmierci. Czerpie ze starożytnej mądrości, która jest dziś niezwykle aktualna, oferując nowy sposób myślenia o tym, co naprawdę ma znaczenie w naszym życiu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 73

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (3 oceny)
2
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
karokoc

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastycznie napisana książka. Bardzo lekki i przystępny język sprawia, że czyta się szybko i łatwo odnieść rozważania do własnego życia. Zawiera wiele cytatów z klasycznych tekstów i krótki rys historyczny. Dobre przypomnienie założeń epikureizmu, powiązań z psychologią i odniesień do współczesności.
10

Popularność




Prolog

Czego naprawdę potrze­bu­jemy do szczę­śli­wego życia? Więk­szość z nas nie szczę­dzi czasu i wysił­ków, aby sta­rać się o rze­czy, które w naszym mnie­ma­niu są nie­zbędne do uda­nego życia. Ale kto z nas posta­na­wia zatrzy­mać się i pomy­śleć o tym, czego rze­czywiście potrzeba, by poczuć praw­dziwe zado­wo­le­nie? Wła­śnie na coś takiego przed ponad dwoma tysią­cami lat zde­cy­do­wał się grecki filo­zof Epi­kur. Zasta­no­wił się, czego tak naprawdę pra­gniemy i czego potrze­bu­jemy, żeby nasze pra­gnie­nia zaspo­koić. Jego odpo­wiedź na pozór wydaje się pro­sta. To przy­jem­ność. Wszystko, czego fak­tycz­nie pra­gniemy, to przy­jem­ność. Słowo „epi­ku­rej­ski” koja­rzy nam się przez to dzi­siaj z czer­pa­niem rado­ści z dobrego jedze­nia i wina, z nie­po­ha­mo­wa­nym zaspo­ka­ja­niem fizycz­nych potrzeb i z bez­wstydną pobłaż­li­wo­ścią wobec samych sie­bie.

Wszyst­kie te rze­czy odbie­gają jed­nak nie­zwy­kle daleko od wizji przy­jem­nego życia stwo­rzo­nej przez sta­ro­żyt­nych epi­ku­rej­czy­ków. Epi­kura zaj­mo­wały głów­nie wewnętrzne i umy­słowe przy­jem­no­ści, a nie te fizyczne. Pod pew­nymi nato­miast wzglę­dami dużo bar­dziej zale­żało mu na uni­ka­niu bólu niż na bez­po­śred­nim dąże­niu do przy­jem­no­ści. Jego wizja ide­al­nego ludz­kiego życia nie kon­cen­tro­wała się wokół zaspo­ka­ja­nia fizycz­nych żądz, ale wią­zała się z osią­gnię­ciem stanu wol­no­ści od wszel­kich cier­pień wewnętrz­nych. Epi­kur nazy­wał to ata­rak­sją, co dosłow­nie zna­czy „brak zamętu”, ale lep­szym tłu­ma­cze­niem jest tu „spo­kój wewnętrzny” lub „pogoda umy­słu”. Filo­zof uwa­żał, że wła­śnie do tego dążymy, i twier­dził, że zna naj­lep­szy spo­sób na osią­gnię­cie tego celu.

Jak mamy prze­zwy­cię­żyć cier­pie­nia i osią­gnąć ten stan wewnętrz­nego spo­koju? Epi­kur uwa­żał, że przede wszyst­kim powin­ni­śmy odkryć przy­czyny naszych lęków, a następ­nie zna­leźć argu­menty prze­ma­wia­jące za tym, że te lęki są bez­pod­stawne. Że brak nam dobrych powo­dów, aby mar­twić się rze­czami, które nas mar­twią. Epi­kur wyróż­nił cztery źró­dła nie­po­koju i zapro­po­no­wał argu­menty, które są wymie­rzone w każde z nich. Z tego powodu jeden z póź­niej­szych zwo­len­ni­ków Epi­kura nazwał jego filo­zo­fię „poczwór­nym lekar­stwem”.

W ciągu wie­ków epi­ku­re­izm nie zawsze cie­szył się dobrą opi­nią. Wią­zano go z ate­izmem, nie­mo­ral­no­ścią i roz­pa­sa­niem zmy­słów. W kon­se­kwen­cji przez długi czas go demo­ni­zo­wano, uzna­wano za nie­bez­pieczną, zepsutą teo­rię. To cał­ko­wi­cie fał­szywy obraz. Epi­kur opo­wia­dał się za skrom­nym życiem opar­tym na pro­stych przy­jem­no­ściach i nakie­ro­wa­nym na jeden cel – osią­gnię­cie pogody umy­słu tu i teraz. Jego prze­sła­nie jest nastę­pu­jące: wszystko, czego potrze­bu­jesz do szczę­ścia, już masz, musisz to tylko dostrzec. Kiedy już raz to poj­miesz, wszyst­kie lęki po pro­stu ustą­pią.

Książka, którą masz przed sobą, jest – zależ­nie od two­jego punktu widze­nia – albo kon­ty­nu­acją, albo kontr­pro­po­zy­cją dla moich wcze­śniej­szych Lek­cji sto­icy­zmu. Epi­kur żył w tej samej epoce co Zenon, zało­ży­ciel szkoły sto­ic­kiej, i w sta­ro­żyt­no­ści czę­sto postrze­gano ich szkoły jako rywa­li­zu­jące ze sobą filo­zo­fie. Tak było. Epi­kurejczycy i sto­icy toczyli ze sobą liczne spory. Sto­icy opo­wia­dali się za kształ­ce­niem szla­chet­nego cha­rak­teru i dostrze­gali racjo­nalny porzą­dek w natu­rze, a epi­ku­rej­czycy bro­nili przy­jem­no­ści i uwa­żali, że świat fizyczny jest przy­pad­ko­wym wytwo­rem cha­osu. Mimo to bar­dzo wiele ich łączyło. Obie szkoły uzna­wały, że wszyst­kiego, co wiemy, dowia­du­jemy się dzięki naszym zmy­słom, a także że wszystko, co ist­nieje, jest mate­rialne, i wresz­cie, że umie­ramy wraz ze śmier­cią naszych ciał. Jedni i dru­dzy zapew­niali, że do dobrego życia nie potrzeba wielu dóbr mate­rial­nych oraz że naj­waż­niej­szą rze­czą jest osią­gnię­cie spo­koju i pogody umy­słu. Sta­ro­żytny repre­zen­tant sto­icyzmu, Seneka, czę­sto cyto­wał zarówno Epi­kura, jak i jego póź­niej­szego rzym­skiego zwo­len­nika, poetę Lukre­cju­sza. Czy­nił tak za każ­dym razem, kiedy uznał, że powie­dzieli oni coś, co ma uni­wer­salną war­tość. Na początku XIX wieku zaś Johann Wol­fgang von Goethe wyra­ził pogląd, że nie­któ­rzy ludzie są pod wzglę­dem tem­pe­ra­mentu pół epi­ku­rej­czy­kami, pół sto­ikami. Sprze­ci­wił się tym samym tra­dy­cyj­nemu poglą­dowi, że te dwie szkoły myśle­nia są ze sobą fun­da­men­tal­nie sprzeczne. W naszych cza­sach Albert Ellis, twórca racjo­nalno-emo­tyw­nej tera­pii beha­wio­ral­nej, wymie­nił Epi­kura wła­śnie obok sto­ików, Epik­teta i Marka Aure­liu­sza, jako jed­nego ze sta­ro­żyt­nych pre­kur­so­rów współ­cze­snej psychotera­pii poznaw­czej.

Epi­ku­re­izm może nas dziś wiele nauczyć. W cza­sach peł­nych lęku wska­zuje drogę do spo­koju wewnętrz­nego i pogody umy­słu. W kul­tu­rze nad­mier­nej kon­sump­cji mate­rial­nej skła­nia nas do prze­my­śle­nia, ile tak naprawdę potrze­bu­jemy do dobrego życia. W epoce rosną­cej izo­la­cji spo­łecz­nej przy­po­mina nam o war­to­ści przy­jaźni. Wresz­cie, co chyba naj­istot­niej­sze, gdy zewsząd ota­cza nas dez­in­for­ma­cja, epi­ku­re­izm upiera się przy tym, aby widzieć prawdę taką, jaka jest.

1

Filozofia jako terapia

„Puste są słowa filo­zofa, jeśli nie leczą żad­nego z ludz­kich cier­pień”1. To zda­nie wypo­wie­dział filo­zof Epi­kur, uro­dzony i wycho­wany na grec­kiej wyspie Samos w pierw­szej poło­wie IV wieku przed naszą erą. Po raz pierw­szy zain­te­re­so­wał się filo­zofią już jako nasto­la­tek, a stało się tak, ponie­waż poczuł się roz­cza­ro­wany, że jego szkolny nauczy­ciel nie potrafi wytłu­ma­czyć mu naj­waż­niej­szych moty­wów w poezji Hezjoda. Jego rodzice pocho­dzili z Aten i Epi­kur odzie­dzi­czył po nich ateń­skie oby­wa­tel­stwo. Kiedy skoń­czył osiem­na­ście lat, wraz z całą rodziną wybrał się do ojczy­stego mia­sta, praw­do­po­dob­nie w celu odby­cia służby woj­sko­wej, któ­rej wyma­gano od wszyst­kich oby­wa­teli. Gdy miał już z niej powró­cić do domu na Samos, jego rodzina wraz z innymi ateń­skimi osad­ni­kami została wygnana z wyspy, a Epi­kurowi przy­szło przez kilka lat wędro­wać to tu, to tam. Przez chwilę miesz­kał w Mity­le­nie na wyspie Les­bos, gdzie zaczął uczyć filo­zofii i poznał Her­ma­chosa, z któ­rym zwią­zała go przy­jaźń na całe życie. Miej­scowi nie odno­sili się przy­jaź­nie do ateń­skiego zwy­czaju publicz­nego filo­zofowania, więc Epi­kur, Her­ma­chos i praw­do­po­dob­nie jesz­cze kilku innych uczniów prze­pro­wa­dzili się do Lamp­sa­kos w Azji Mniej­szej – mia­sta znaj­du­ją­cego się w nie­zbyt dale­kim sąsiedz­twie sta­ro­żyt­nej Troi. Wła­śnie tu w kolej­nych latach Epi­kur stwo­rzył wła­sną szkołę i docze­kał się gor­li­wych naśla­dow­ców, choć tym razem filo­zofowie, mądrzejsi o doświad­cze­nia z Mity­leny, trzy­mali się we wła­snym gro­nie. Osta­tecz­nie ta wspól­nota brat­nich dusz zde­cy­do­wała się prze­nieść do Aten, gdzie Epi­kur zaku­pił kawa­łek ziemi tuż za murami mia­sta. Ich nowe miej­sce pobytu zyskało z cza­sem pro­stą nazwę Ogrodu. Epi­kur, jego przy­ja­ciele i coraz to nowi zwo­len­nicy miesz­kali w nim wspól­nie, pro­wa­dząc pro­ste, samo­wy­star­czalne życie. Ogród stał się kwit­nącą wspól­notą filo­zofów na ponad dwie­ście lat. Jej koniec nastą­pił naj­pew­niej tuż po tym, jak Ogród został znisz­czony w wyniku wie­lo­dnio­wego oblę­że­nia Aten przez rzym­skie woj­ska pod wodzą gene­rała Sulli w począt­kach pierw­szego stu­le­cia przed naszą erą. Choć pozba­wieni Ogrodu, epi­ku­rej­czycy rów­nież potem wciąż miesz­kali w mie­ście.

Epi­kur prze­wo­dził swej wspól­no­cie filo­zo­fów przez mniej wię­cej czter­dzie­ści lat, dzie­ląc z innymi pro­ste, wspólne życie. Cho­ciaż inni antyczni filo­zo­fo­wie twier­dzili, że przy­ja­ciele powinni współ­dzie­lić ze sobą wła­sność, to Ogród Epi­kurejski nie sta­no­wił komuny i każda osoba zacho­wy­wała to, co do niej nale­żało. Jak zoba­czymy nieco dalej, było to bar­dzo istotne ze względu na wyjąt­kową teo­rię przy­jaźni, którą stwo­rzył Epi­kur. Kiedy filo­zof umarł, pozo­sta­wił zarówno Ogród, jak i zgro­ma­dzoną biblio­tekę Her­ma­cho­sowi, naj­daw­niej­szemu z przy­ja­ciół, który prze­jął rolę prze­wod­nika całej wspól­noty. Uro­dziny Epi­kura stały się odtąd dorocz­nym świę­tem, a na jego cześć sta­wiano nawet pomniki. Wokół jego osoby roz­wi­nął się cały kult, podob­nie jak stało się to w Indiach w przy­padku Buddy. Pli­niusz Star­szy odno­to­wuje, że ten nabożny sto­su­nek utrzy­my­wał się rów­nież wśród rzym­skich wiel­bi­cieli Epi­kura, któ­rzy w dniu jego uro­dzin skła­dali ofiary, a na co dzień nosili przy sobie nie­wiel­kie por­trety mistrza. Może to spra­wiać wra­że­nie, że epi­ku­re­izm był raczej ruchem reli­gij­nym niż filo­zofią opartą na wol­nym od emo­cji rozu­mie. Jed­nak zarówno w przy­padku Epi­kura, jak i Buddy były to zwy­czaj­nie gesty podziwu wobec śmier­tel­nego czło­wieka udzie­la­ją­cego rad, jak prze­zwy­cię­żyć ludz­kie cier­pie­nie.

Żar­li­wość naśla­dow­ców Epi­kura przy­bie­rała cza­sem eks­tre­malne formy. Około pię­ciu­set lat po tym, jak Epi­kur po raz pierw­szy zawę­dro­wał do Aten, pewien star­szy wie­kiem zwo­len­nik filo­zofa, pocho­dzący z małego mia­steczka w Licji (dziś w połu­dniowo-zachod­niej Tur­cji), wybu­do­wał wielki mur z kolum­nadą, na któ­rym wyrył słowa Epi­kura w taki spo­sób, aby wszy­scy mogli je czy­tać. Męż­czy­zna miał na imię Dio­ge­nes. Ten mur już dziś nie ist­nieje, ale wiele skła­da­ją­cych się na niego kamieni leży roz­rzu­co­nych w ruinach mia­sta – Ojno­andy. Na ich pod­sta­wie zre­kon­stru­owano poszcze­gólne czę­ści pier­wot­nej inskryp­cji. Sza­cuje się, że mur miał ponad czter­dzie­ści metrów dłu­go­ści. Dio­ge­nes wykuł na nim zarówno swoje wła­sne uję­cie filo­zo­fii epi­ku­rej­skiej, jak i cytaty z samego Epi­kura. Dla­czego to zro­bił? Koszt tego przed­się­wzię­cia musiał być prze­cież ogromny. Mamy to szczę­ście, że Dio­ge­nes sam nam się z tego tłu­ma­czy na początku inskryp­cji. Zro­bił to, aby pomóc swoim współ­o­by­wa­te­lom, bo sądził, że mogą odnieść korzyść z epi­ku­rej­skiej tera­pii. Więk­szość ludzi, pisał, „cierpi na powszechną cho­robę fał­szy­wego poję­cia o rze­czach”2. Ten brak zro­zu­mie­nia nie­ustan­nie sze­rzy się wśród spo­łe­czeń­stwa. Dio­ge­nes doda­wał, że ludzie zara­żają się nim od sie­bie nawza­jem jak scho­ro­wane owce. Inskryp­cja, którą stwo­rzył, miała dawać na to anti­do­tum. Miała być lekar­stwem, które ocala przed fał­szy­wymi prze­ko­na­niami. Dio­ge­nes nie miał wąt­pli­wo­ści, że pro­po­nuje wła­ściwy śro­dek, ponie­waż zarówno on, jak i inni epi­ku­rej­czycy już go prze­te­sto­wali:

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Prze­kład wła­sny. Por. Por­fi­riusz z Tyru, List do Mar­celi, u. 31, przeł. Piotr Ash­win-Siej­kow­ski, Kra­ków 2006, s. 63. (przyp. tłum.) [wróć]

Wszyst­kie frag­menty pism Dio­ge­nesa z Ojnandy pocho­dzą od tłu­ma­cza niniej­szej książki (przyp. tłum.) [wróć]