Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nie wszystkim przypada w udziale sprawiedliwa porcja pecha…
Kontynuacja przezabawnej, gorącej powieści „Zamruczę ci”. Paula ma za sobą trudny rok. Serię niepowodzeń w jej życiu zapoczątkował moment, gdy przypadkowo przejechała czarnego kota pewnej starej Cyganki. Dziewczyna traci nadzieję na przezwyciężenie pecha, gdy Grzegorz – seksowny, czarujący ginekolog, w którym zakochała się wbrew rozsądkowi – oznajmia jej, że nie jest w stanie zaangażować się w poważny związek. Paula, choć zrozpaczona, nie zamierza być dla niego tylko krótkotrwałą przygodą, dlatego decyduje się na zerwanie kontaktu z mężczyzną.
Mucha, przyjaciółka Pauli, postanawia pomóc jej poradzić sobie ze złamanym sercem za pomocą… magii. Paula uważa to za przypadek, jednak rytuały odnoszą natychmiastowe, zaskakujące skutki. Jednym z nich jest to, że na progu jej mieszkania pojawia się nie tylko Grzegorz, ale i jej dwóch ostatnich chłopaków, których powrót zwiastuje jedno – kłopoty.
Grzegorz prosi Paulę, by tym razem to ona pomogła mu w sprawach rodzinnych. Kobieta ma udawać przed matką i siostrą mężczyzny jego dziewczynę. Wspólny wyjazd do rodzinnego domu Grzegorza zbliża parę. Czy Paula może jednak na nowo zaufać komuś, kto tak dotkliwie ją zranił? Czy Grzegorz będzie w stanie poradzić sobie z bagażem przeszłości, który sprawił, że przez całe życie uciekał od prawdziwej miłości? I czy Pauli uda się wreszcie uwolnić się od pecha?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 450
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Jedyna droga ucieczki prowadzi przez kuchenne okno. Rozważam ją przez dwie sekundy, nim mentalnie pukam się w czoło.
Odkładam pierścionek na stół i powoli idę otworzyć drzwi. Mijam kota, który jakby ponaglał mnie cichym miauknięciem i wymownym spojrzeniem. Chyba za bardzo go uczłowieczam. Muszę z tym skończyć.
Zanim chwycę za łucznik, pukanie rozlega się ponownie. I choć ręka mi drży, po chwili z nadzieją staję oko w oko z Grzegorzem.
– Mama już pojechała? – pytam obojętnie, obrzucając go spojrzeniem z góry na dół.
– Tak, pojechała. Zaraz muszę lecieć do szpitala, ale chciałem cię wcześniej zobaczyć.
Robię w tył zwrot, dając mu komunikat, że może podążyć za mną.
– Szybki numerek? – pytam.
Śmieje się. W ogóle nie wyłapał mojego nastroju. Wchodzę do kuchni i spoglądam za okno. Ręce zaplatam na piersi. Gdyby widział moją minę, na pewno nie byłoby mu tak wesoło.
– Jak najbardziej. Cieszę się, że nie jesteś zła. Już myślałem…
– Czemu mam być zła? – W końcu na niego patrzę. Uśmiech zamiera mu na ustach. – W ogóle nie zamierzam się złościć za to, że traktujesz mnie jak rzecz i wystawiasz za drzwi, kiedy ci się podoba.
– Paula, to nie tak…
– A jak?!
– Ona nie zrozumiałaby tego, co jest między nami…
– Czyli konkretnie czego? – przerywam mu. – Czego, Grzegorz, bo ja już nie wiem! Najpierw nazywasz mnie swoją kobietą, potem koleżanką. Najpierw jesteś moim przyjacielem, a potem zupełnie przestajemy rozmawiać i przestawiamy się na seks.
– Kiedy nazwałem cię swoją kobietą? – irytuje się.
– O, to już nie pamiętasz?
– Jestem pewien, że tak nie mówiłem.
– Dobrze, że sobie ręki nie dajesz uciąć, bo zostałbyś bez ręki.
– Paula, co ty mówisz? Przecież pokazuję ci jasno, jak jest między nami. Myślałem, że to ci odpowiada.
– Nie. – Szybko kręcę głową. – Nie odpowiada mi – mówię, patrząc mu prosto w oczy. – Myślałam, że chodzi o jednorazowy seks, a potem okazało się, że ty ciągle tu jesteś.
– Nie rozumiem…
– Czego?
– Co ci się nie podoba? Czego ty chcesz? – Bezradnie wzrusza ramionami, doprowadzając mnie tym do szewskiej pasji.
– Na pewno nie chcę być jedną z twoich tymczasowych dziewczyn. Przykro mi, ale źle trafiłeś.
– Paula… – Podchodzi do mnie. Odwracam głowę, żeby na niego nie patrzeć, a on nie pozwala sobie na bliższy kontakt. – Nie jesteś tymczasowa. Przecież dobrze nam razem.
Mrugam, żeby odpędzić łzy.
– Nie będę kimś, kogo możesz przelecieć, bo masz taką zachciankę – mówię spokojnie, choć głos lekko mi drży. – Nie tego szukam, choć przecież wiesz, że jesteś dla mnie ważny.
– Dlaczego płaczesz?
– Bo straciłam siły i przestałam wierzyć, że między nami będzie coś więcej.
– Coś więcej?
– Tak. Nie tylko seks, wiesz? To się nazywa związek. Mnóstwo pozytywnych uczuć, przyjaźń, wzajemne zaufanie. Wzajemne odkrywanie siebie. Czekałam na to, ale szybko dałeś mi do zrozumienia, że nic takiego się nie stanie.
– Dziecino… – Sfrustrowany przejeżdża dłonią po swoim policzku. Łapie nasadę nosa i zamyka oczy, próbując pozbierać myśli.
Boję się. Powiedziałam mu, czego oczekuję, i teraz wszystko zależy od niego.
– Tak, rozumiem – przytakuje, w końcu na mnie spoglądając. Oddycham z ulgą. – Ale ja nie mogę ci tego dać. – Co? – To nie dla mnie. Nie nadaję się do związku.
Moja nadzieja pryska jak bańka mydlana. Co za brednie…
– Grzegorz, o czym ty mówisz? Jak można nie nadawać się do związku?
– Nie potrafię być z kimś, tak jak tego oczekujesz. Przepraszam, ale nie. Potrafię się pieprzyć, potrafię cię ochronić, ale nie oczekuj ode mnie zaangażowania, bo ci go nie dam. To nie zależy ode mnie. – Nie mówi tego pewnym głosem. Brzmi, jakby czegoś się obawiał.
– Nie od ciebie? A od kogo?
– Powiedzmy, że mam to w genach.
Nie mogę powstrzymać nerwowego śmiechu.
– Wiesz, jak to dla mnie brzmi? Jak tani tekst z historii dla nastolatek. Nie rozumiem cię. Przecież to, jaki jesteś, zależy tylko od ciebie, od nikogo innego.
– Nie.
– Grzegorz… – Staram się brzmieć łagodnie, ale gdy wyciągam do niego rękę, odsuwa się. To mnie rani. Zaczynam czuć strach, bo widzę po nim, że się boi, a nie mam pojęcia czego. Nie znam takiego Grzegorza i nie wiem, jak mam z nim postąpić. – Przecież ty też potrafisz dać mi coś więcej. Skoro nie umiesz, nauczę cię.
Wyraz jego twarzy od razu się zmienia. Z niepewnego staje się wściekły. Osłupiała próbuję za nim nadążyć.
– Już dawno przestałem być naiwnym dzieciakiem. Tobie wszystko wydaje się takie proste, ale takie nie jest. Mówię ci, jaki jestem, a ty to zaakceptuj.
– Nie mogę…
– Paula, tylko nie płacz – prosi.
Na próżno. Szybko wycieram policzki.
– Nie potrafię się pieprzyć bez uczucia! – Puszczają mi hamulce. – Jak możesz być taki ślepy? Jak możesz chcieć ode mnie tylko seksu, skoro mogę dać ci o wiele więcej?! Nie widzisz tego? Nie widzisz, że zakochałam się w tobie i tak cholernie ciężko mi zrozumieć, że ty chcesz mnie tylko na chwilę? Ile będzie tych chwil, co? Kilka, kilkanaście? Potem mnie zostawisz i pójdziesz do następnej, a ja po prostu się pozbieram? To tak nie działa! Chcę ciebie całego, na wyłączność, dla siebie, inaczej nie chcę cię wcale!
O ile widzę, że mój monolog wprawił go w oszołomienie, ostatnie zdanie wyraźnie go denerwuje.
– Co to znaczy, że nie chcesz mnie wcale?
– Dokładnie to, co słyszysz. Albo jesteś ze mną, albo cię nie ma!
– Chcesz ze mną skończyć i myślisz, że ci na to pozwolę? – Nie dowierza.
– Tak. – Wycieram ostatnie łzy.
Grzegorz cofa się o krok. Wygląda, jakby nie wiedział, co zrobić z rękami. Nerwowo przeciąga nimi po czole, a następnie po policzkach.
– Próbujesz mnie zmusić do czegoś, do czego się nie nadaję.
– Nie próbuję cię do niczego zmusić. Próbuję tylko się ratować, zanim będzie za późno. Nie potrafię żyć w ciągłej niepewności, więc skoro nie możesz mi dać siebie, to zwyczajnie wyjdź i zakończmy tę farsę.
– Farsę – powtarza ze złością. Dłonie co chwilę zaciska w pięści. – Jak chcesz.
Odwraca się na pięcie i odchodzi. Po drodze z całej siły kopie krzesło, które z łoskotem wpada pod stół.
Czuję, jak wali mi serce. Ledwo znika, zamykam oczy, próbując się uspokoić. Stało się. Powiedziałam to, co leżało mi na sercu. A on wybrał.
Huk zatrzaskiwanych drzwi jest jak pieczęć.
To koniec.
Dopiero teraz na dobre się rozklejam. Usiłuję sobie przypomnieć, co mówił, usiłuję go zrozumieć, ale na próżno. Jestem za bardzo zdenerwowana.
– Pieprzony dupek!
Siadam przy stole i opieram głowę o złożone ręce. Dlaczego, do cholery, on nie chce spróbować? Przecież dobrze nam razem, jest szczęśliwy, kiedy trzyma mnie w ramionach. Czy tak trudno mu zrezygnować z tych jego pacjentek?
Dla niego od samego początku liczył się tylko seks. To ja dopatrywałam się rzeczy, których tak naprawdę nie było… Bo to prawda, zakochałam się w nim – i byłam gotowa oddać mu swoje serce.
Rzuciłam je prosto pod nadjeżdżający pociąg towarowy z maksymalnym załadunkiem.
Od szóstej nie mogę spać. W sumie to nie taka wczesna godzina, ale biorąc pod uwagę fakt, że nie mam nic lepszego do roboty, mogłabym zasnąć i obudzić się w południe lub nawet po południu. Wszystko jedno, byle nie myśleć. Byle nie czuć pod powiekami łez i nie bać się bliżej nieokreślonego czegoś, jak teraz.
Czy możesz przy mnie być, chociaż kilka chwil, to nie miłość, co tu kryć, czy możesz przy mnie być…
Bezsensownie gapię się w sufit. Laptop w zapętleniu odtwarza tę samą piosenkę, a ja bezustannie roztrząsam swoje położenie, nie widząc nawet cienia szansy na poprawę sytuacji. Już chyba setny raz wycieram oczy. Całkiem dojrzała ja twierdzę, że zachowuję się jak idiotka, ale ta tkliwa beczy razem ze mną i rzuca w tamtą garścią piachu, żeby się zamknęła.
Może za wcześnie postawiłam go pod ścianą? Może potrzebował trochę więcej czasu? Potraktowałam go za ostro, mogłam się jeszcze trochę pomęczyć… Co za pieprzenie! Jak on może twierdzić, że nie nadaje się do związku? Że ma to w genach? A najgorsze, że kompletnie go nie rozumiem. Pewnie wymyślił to na poczekaniu, bo nie wiedział, co powiedzieć. Po prostu mnie nie chce, a ja już wpadłam na dobre. Boże, to naprawdę koniec!
Zalewając się łzami, siadam na łóżku. Chciałabym teraz pobiec do niego, próbować nakłonić go do zmiany decyzji, ale wiem, że to byłoby żałosne. Swoje odcierpię, jak zawsze. Tylko niech mi nie mówią, że wyjdę z tego silniejsza. Mam wrażenie, że z każdym kolejnym rozczarowaniem staję się bardziej słaba. W końcu zostanę zgorzkniałą starą panną z gromadką kotów.
Nie, żadnych kotów.
Mam tylko nadzieję, że los mnie nie dobije i nie będę wpadać na niego przy każdej okazji. Dlaczego, do cholery, musiałam się zakochać właśnie w takim facecie? Od początku wiedziałam, kim jest – Aga miała rację. Wiedziałam, a mimo wszystko leciałam jak ćma do ognia.
Teraz mam już pewność, że nie uczę się na błędach. Wystarczy przypomnieć sobie związek z Michałem. On też był takim draniem. Zły chłopiec, po którym już na pierwszy rzut oka widać, że każdą noc wyryje w pamięci swoim nietuzinkowym scyzorykiem. Że zabierze do nieba i odetnie od racjonalnego myślenia. Wpadłam. Byłam zakochana po uszy, on też, a mimo wszystko mnie zdradził. Że był pijany? Jasne! Po pijaku to nie zdrada, co? Przynajmniej nie tłumaczył się jak ostatni idiota, tylko zniknął z mojego życia raz na zawsze.
Coraz głośniej burczy mi w brzuchu. Muszę w końcu coś zjeść. Tak naprawdę nie chce mi się wychodzić i patrzeć na Tomka. Dobrze, że chociaż Muchy nie ma. Nie zamierzam na razie nikomu mówić o tym, co się stało. Najpierw sama muszę się z tym uporać – i nie działać pod wpływem emocji.
– Chora jesteś? – pyta Tomek, ledwie wchodzę do kuchni, w której dosyć głośno gra radio.
– Co tak pachnie? – Ignoruję jego pytanie, bo mój nos już wysyła sygnał do brzucha. Mam wrażenie, że żołądek zwija mi się w rulonik.
– Robię spaghetti. Zosia niedługo wraca, chciałem zrobić jej niespodziankę. Oczywiście ty też możesz się najeść.
– Dzięki, łaskawco.
Siadam przy stole. Kątem oka rejestruję gapiącego się na mnie kota. Po chwili podchodzi i wskakuje mi na kolana. Szybko go zganiam. Jest bardzo niezadowolony. Siedzi teraz obok moich nóg, a kiedy próbuję go odepchnąć, okazuje się, że wrósł w ziemię. W końcu ustępuję.
– Kawy? – pyta mój brat.
– Bardzo proszę.
– Weź się do porządku doprowadź, bo wory masz pod oczami jak jakieś nieszczęście.
– Jesteś taki miły, dzięki.
Tomek stawia przede mną kubek z żyrafą. Przyjemny zapach powoduje, że od razu czuję się lepiej.
Niestety wtedy w mojej głowie znów pojawia się Grzegorz. Próbuję zignorować drobne ukłucie zazdrości na myśl o tym, że będzie się prowadzał z innymi kobietami.
– I co ty na to?
– Co? – Patrzę na stojącego nade mną Tomka. Chyba mówił coś ważnego, ale kompletnie odleciałam.
– Nie słuchałaś mnie?
– Nie.
Siada naprzeciwko mnie.
– Od dobrych pięciu minut mówię ci o tym, że może wyskoczylibyśmy dzisiaj do klubu. Wiesz, ja, Zosia, ty, Grzegorz, może Maciek z tą swoją dziewczyną…
Biorę głęboki wdech. Jestem naprawdę bardzo spokojna i wcale nie poraża mnie myśl, że już nigdy nigdzie nie wyjdę z Grzegorzem. Nie może być tak pięknie. Właśnie teraz postanawia dobić mnie radio.
Przez dziewczyny nie radzę sobie, nie radzę…
Ja i on w drodze do Warszawy. Jego ręka na moim kolanie…
Szybko mrugam, żeby się nie rozpłakać.
– Paula?
– Nie, wolę zostać w domu. Zresztą Grzegorz na pewno jest zajęty.
– To go zapytaj. Mogłabyś też iść sama, tylko nie chcę, żebyś źle się czuła w towarzystwie par. Wydaje mi się, że Grzegorz chyba też nie byłby zadowolony, co? Założę się, że jeśli nawet ma jakieś plany, dla ciebie je porzuci.
Nie rozpieszcza życie mnie, lecz nie umiem zmienić się…
– Paula, do cholery, co się dzieje?
Całe moje opanowanie nagle trafia szlag – przez jedną głupią piosenkę i kilka jeszcze głupszych wspomnień.
– Paulina… – Tomek dopada do mnie. Odrywa moje dłonie od twarzy i zamyka w ramionach.
A ja beczę. Beczę, bo dopiero teraz czuję, jak strasznie potrzebowałam kogoś, kto mnie pocieszy. Wtulona w niego, po raz pierwszy, od kiedy Grzegorz zamknął za sobą drzwi, naprawdę porządnie płaczę. Wylewam z siebie całą złość i żal, aż nie mogę złapać oddechu. Tomek tylko mnie przytula, czeka, a kiedy pierwsze emocje opadają, wiem, że teraz już muszę mu powiedzieć, co się stało. Nie mam tylko pojęcia, od czego zacząć.
– Wiedziałam, że tak będzie, a mimo to… jestem taka głupia… – szlocham jak dziecko.
Brat przykuca naprzeciwko mnie, bierze moje dłonie w swoje i patrzy na mnie tak uważnie, jakby nie chciał, żeby umknęła mu chociaż jedna z emocji wymalowanych na mojej twarzy.
– Pokłóciliście się, tak?
Kręcę głową, jednocześnie mokrym rękawem wycierając nos.
– My po prostu skończyliśmy… wszystko…
– Co? Dlaczego? Jak to skończyliście?
– Skończyliśmy być ze sobą… Właściwie skończyliśmy ze sobą sypiać. Widzisz? To absurdalne. Powinnam wziąć się w garść, a nie rozpaczać po kimś, kto przecież nie mógł mi dać więcej… Nie patrz tak. Przecież wiesz, jaki jest Grzegorz.
– Nie – odpowiada spokojnie Tomek. – Proponuję, żebyś mi wytłumaczyła, bo naprawdę nie mam pojęcia, o co poszło. Nie chcę ci mówić, że dramatyzujesz, zanim poznam prawdę.
Uśmiecham się przez łzy na ten jego rzeczowy ton. Bezsilnie zwieszam ramiona i pociągam nosem. Jakoś nie mogę na niego patrzeć, więc całą uwagę skupiam na ściągaczu ufajdanej bluzy; zaczynam go nerwowo skubać.
– Zakochałam się w nim.
To powinno wszystko wyjaśnić, ale Tomek nie wygląda na olśnionego.
– No i?
– Zakochałam się w Grzegorzu – powtarzam bardzo powoli, żeby tym razem zrozumiał. – Mężczyźnie, któremu chodziło tylko i wyłącznie o seks.
– Jak to „wyłącznie o seks”?
Spoglądam w oczy mojego brata. Zaskoczone oczy. I śmieję się nerwowo.
– Chyba zdążyliście się już poznać, nie? Ciągle razem imprezowaliście. Na pewno opowiadał ci o swoich podbojach – prycham. – Uprzedzając pytania, tak, wiedziałam o tym, a mimo wszystko poszłam z nim do łóżka. Ale wiesz, wszystko byłoby dużo prostsze, gdyby to był tylko raz. Każdy kolejny kontakt z nim coraz bardziej uświadamiał mi, że wpadłam. Ja chciałam więcej, on nie. – Wzruszam ramionami. – No i koniec. Taka banalna historia.
– Kochana siostrzyczko… – Tomek nabiera powietrza w płuca. Wygląda… dziwnie. – Chcesz mi powiedzieć, że Grzegorz Magnat chciał cię tylko przelecieć?
– Trochę głupio to brzmi w twoich ustach, ale… no cóż… Nie mogę się nie zgodzić. – Wracam do skubania bluzy.
– A wtedy, kiedy spotykałaś się z tym Dominikiem, to kim Grzegorz był dla ciebie?
Zastanawiam się. Wydaje mi się, że to było tak dawno.
– Wtedy był upierdliwcem, który nie dawał mi spokoju. Powiedział, że chce być tylko moim przyjacielem – mówię smętnie. – Rzeczywiście, w końcu od przyjaźni do łóżka jest bardzo krótka droga. Nieźle sobie to wykombinował… Ale dlaczego o to pytasz?
Tomek wstaje. Wodzę za nim wzrokiem i z zaskoczeniem stwierdzam, że wygląda na wściekłego.
– Tomek, tak naprawdę to nie jego wina. Wiedziałam, w co się pakuję. Wymyśliłam sobie, że uda mi się go zmienić. Jak ostatnia naiwna… – Wzdycham ze smutkiem.
– Co? Kurwa, no nie!
Osłupiała patrzę na jego napiętą twarz, dłonie zaciśnięte w pięści i spięte przedramiona. Kręci się po pokoju z miną mordercy. Wścieka się? O co?
– Ale, Tomek…
– Nic już nie mów! – Pokazuje na mnie palcem, sprawiając, że szybko się zamykam. Trwa to jednak tylko chwilę, bo zaraz czuję specyficzny zapach.
– Sos ci się przypala – mówię.
– Sos? W dupie mam sos! Nie wierzę w to… no, kurwa mać!
– Możesz mi powiedzieć, o co się tak rzucasz? Przecież jesteśmy dorośli – i ja, i on. Tłumaczę ci, że obydwoje wiedzieliśmy, na czym stoimy.
– Ale ja nie wiedziałem! – krzyczy Tomek, aż podskakuję na krześle. – Jeśli ten kretyn myślał, że to mu się uda… Gdzie są moje buty?!
– No w przedpokoju, ale, Tomek…
– Zapierdolę go! – Miota wściekłym wzrokiem. – Może już kopać sobie grób!
Oszołomiona, obserwuję, jak mój brat wypada z kuchni. Zrywam się i biegnę za nim.
– Co ty robisz? – pytam, widząc, że wkłada buty.
– Idę go zabić – odpowiada, już teraz ze stoickim spokojem, po czym wychodzi z domu, trzaskając drzwiami. Myślę, że niedługo będą do wymiany.
Mam dosyć przewracania się na łóżku z boku na bok. Nie wiem, co się dzieje. Po nocnym dyżurze nigdy nie miałem problemów z bezsennością.
W końcu wstaję. Może jeśli się zmęczę, uda mi się zasnąć. Wkładam przypadkowe ciuchy i szybko oceniam pogodę za oknem. Pochmurnie. Super.
– Kicia – wołam śpiącą na moim wielkim łóżku damę. Obok na podłodze leży koc, ale przecież nie jest wygodny dla tyłka takiej hrabiny. – Chodź.
Podnosi łeb i potrząsa nim. Gapi się na mnie zaspanymi ślepiami. Ma mnie pod ogonem.
Gwiżdżę na nią. Najwyższa pora, żeby zaczęła ze mną biegać. Jak dalej będzie tyle jeść, to z chudziny zrobi się świnia z nadwagą.
– Kicia, cholera, no chodź!
Wstaje. Kilka razy obraca się w miejscu, po czym kładzie się dupą w moją stronę i zasypia. Olewa mnie, a przecież zawsze pierwsza goniła do drzwi. Może jest chora?
Podchodzę i znów gwiżdżę, na co z ożywieniem zamiata ogonem. Mruczy coś po psiemu i wywraca się do góry brzuchem. Nie chce mi się z nią bawić, jestem za bardzo rozdrażniony. Wychodzę sam, zostawiając ją w sypialni. Mam nadzieję, że jej nie zdemoluje.
Przynajmniej pogoda jest łaskawa. Nie ma słońca, wieje lekki wiatr.
Zaczynam biec. Dłużej już nie mogę ignorować nerwów. To z ich powodu na nocnej zmianie grożono mi, że znowu wyląduję przed Chrumpkiem, naszym dyrektorem. Bardzo ciężko mi się opanować, kiedy dociera do mnie, że zostawiła mnie panna, która nie miała prawa tego zrobić. Nie wierzyłem, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłaby mnie odrzucić. Mnie. One lgną, a nie uciekają. Zawsze.
Narzucam sobie szybsze tempo.
Jak? Jakim cudem miała odwagę powiedzieć mi „koniec”?! I jeszcze postawiła przy tym to śmieszne ultimatum? Cholerna Paula, wbiła mi szpilę w najczulsze miejsce. Myśli, że wrócę i zgodzę się na związek? Myśli, że może tak ze mną pogrywać? Śmieję się, ale to nie jest śmieszne. To jest, kurwa, gruba przesada. Potrafię bez niej żyć. Miała mnie obudzić i obudziła. Zrobiła swoje, zagrzała mi kanapę, może zmykać…
Zmykać? Czy aby na pewno myśl, że nie mam jej na wyciągnięcie ręki, nie wyprowadza mnie z równowagi? Nie wspomnę już o tym, że mogłaby zniknąć mi z oczu i bawić się z innym. Robić z nim wszystkie te absorbujące rzeczy, które robiła ze mną…
Muszę się zatrzymać i wziąć kilka głębokich wdechów. Teraz najchętniej zamknąłbym ją w klatce, bo nie podoba mi się paniczny strach, który zaczyna osaczać mnie z każdej strony.
Nie wziąłem słuchawek, nie mogę zagłuszyć tych pieprzonych babskich rozterek. Gryzą mnie jak żmije. Nie potrafię dać jej tego, czego ona chce. Jestem za stary, żeby się zastanawiać, czy cokolwiek da się jeszcze zmienić w moim życiu. Nawet ona, nawet pieprzona Paula nie poukłada klocków w mojej głowie. Nie da się naprawić człowieka, który już na starcie wyciągnął pusty los.
Kiedy wracam do domu, mam wrażenie, że jestem zmęczony bardziej psychicznie niż fizycznie. Czuję, że ten dzień zakończy się samotnie – w barze.
Jestem kilkanaście metrów od bloku, gdy dostrzegam Tomka. Stoi oparty o elewację przy drzwiach do klatki. Wygląda, jakby na mnie czekał. Zresztą na kogo innego może tu czekać.
Nerwowo przeczesuję włosy palcami. Nie wiem, po co przyszedł, ale domyślam się, że chodzi o Paulę. Powiem mu coś, co go uspokoi, choć samemu do spokoju mi daleko.
– Cześć – witam się niepewnie ze znacznej odległości.
Tomek energicznie odpycha się od ściany, a ja w jednej sekundzie uświadamiam sobie, że nie będzie żadnej rozmowy. Nawet nie mam szans zrobić uniku. Dostaję w mordę raz, drugi raz, trzeci…
– Nie muszę ci tłumaczyć za co, prawda? W przyszłości dwa razy się zastanów, zanim mnie okłamiesz. O ile będzie jakaś przyszłość.
Usiłuję zatrzymać cieknącą z nosa farbę i zrozumieć sens jego słów.
– Jak ja cię, kurwa, okłamałem?
– A Paulina?! Nagle masz luki w pamięci? Mam ci przeorać mordą ten beton? – To wystarcza, żebym przypominał sobie naszą rozmowę. Bardzo dawno temu…
– Sam powiedziałeś, że widzisz we mnie potencjał. Sam mnie, kurwa, namawiałeś, żebym się z nią spotykał!
– Bo myślałem, że jesteś dojrzały. Dobrze wiedziałeś, co przeszła moja siostra, a i tak postanowiłeś się zabawić jej kosztem!
Zajęty tamowaniem krwi, nawet nie potrafię odepchnąć jego ręki, kiedy Tomek łapie mnie za koszulkę i przyciska do ściany.
– Na twoje nieszczęście Paulina ma brata, dla którego wiele znaczy. Jesteś dla mnie skończony! Jeśli jeszcze raz zobaczę cię przy niej, dostaniesz łopatę i pojedziemy za miasto. Rozumiesz? Wykopiesz sobie grób, do którego z przyjemnością cię wepchnę. – Skurwiel, każde słowo ryje mi w mózgu. Tak, dotarło do mnie, że jesteś zdenerwowany, stary.
Krzywię się od byle szturchnięcia, które dostaję na odchodne. Tak mi przyłożył, że kręci mi się w głowie. Szybko mrugam, próbując odzyskać ostrość widzenia.
– Pieprzony cwaniak…
Spluwam krwią i odwracam się, żeby wpełznąć na klatkę. Staję oko w oko z jakąś staruszką, która bez ostrzeżenia z całych sił przypierdala mi torebką prosto w bok.
– Kurwa, a to za co?!
– Widocznie ci się należało, skoro trzeba ci było nastukać, cholerny przydupasie!
Zszokowany, patrzę, jak szybko się oddala, mrucząc coś pod nosem.
Toczę się do mieszkania. Ledwo zamykam drzwi, osuwam się na podłogę. Zaraz przybiega Kicia i zaczyna lizać mnie po twarzy. Odganiam ją, nie szczędząc ostrego tonu.
Wstaję i idę do łazienki. Patrzę w lustro. Krzywiąc się, oceniam straty. Myję zakrwawioną twarz. Po chwili widzę, że oprócz złamanego nosa mam rozjebany łuk brwiowy, który nadaje się do szycia. Szukam plastrów. Klnę na psa, który zaczyna zlizywać czerwone ślady. Zrzucam ręcznik i wycieram podłogę. Zaklejam, co się da, zabieram kluczyki i psiego krwiopijcę. Coraz bardziej zły, jadę do szpitala. Mam tylko nadzieję, że na dyżurze będzie ktoś normalny.
Droga jest męką, a ja żałuję, że nie wziąłem nic na ból. Pieprzony Tomek! Sam mnie namówił, żebym walczył o Paulę. I chuj z tym, że nie powiedziałem mu o swoich zamiarach. Do niego, jako brata, należało sprawdzić, z kim ma do czynienia, nawet jeśli dobrze się kryłem. Nie może mieć do mnie pretensji, skoro sam nie potrafi być za nią odpowiedzialny.
Przecież ja też mam siostrę. Mogę mówić, co chcę, ale tak naprawdę zachowałbym się tak samo. I dobrze wiem, że to nie on, lecz ja jestem tu, delikatnie mówiąc, dupkiem. Z czasem nawet go polubiłem. W jego podejściu do Dzieciny było to, co sam dobrze znałem.
Okazuje się, że w szpitalu z normalnych jest tylko Kaktus. Nie dziwi mnie to, bierze wszystkie zmiany jedna za drugą. Jest niezniszczalny. A ja nie oddałbym się w inne ręce.
Siadam u niego i wypuszczam Kicię. Śmieje się, idiota. Odkleja plaster i z zachwytu aż uderza dłonią w udo. Czy ja wyglądam jak pajac? Założę się, że już na pierwszy rzut oka widać, jaki mam nastrój.
– Co tym razem, Magnat? – pyta piskliwym tonem. – Na torach się położyłeś?
– Zamknij się i szyj, zanim Oszkowski zobaczy tu mnie i psa. – Jestem pewien, że ordynator wywaliłby nas na zbity pysk.
– Nie ma go dzisiaj, przecież na nocce był – przypomina mi kumpel. – Powiem ci, że wiele już na twojej twarzy widziałem, ale czegoś takiego nigdy – dodaje z nieskrywaną fascynacją.
– Zawsze się broniłem.
– A tym razem?
– Element zaskoczenia.
Kaktus rzeczywiście oglądał mnie już w podobnej kondycji kilka razy. Na ogół po imprezie, jak przeholowałem z wódką i byłem bardzo, ale to bardzo zły. Musiałem się wyładować. Jestem porywczy i tyle. Nie ma czego roztrząsać.
Kaktus ogląda ranę, cmokając raz po raz.
– Nos nastawić trzeba.
– Zrób to od razu.
– Hmm, zaczął puchnąć.
– Kurwa, zrób wszystko, żebym nie chodził jak ciota. Nie spuchł jeszcze tak, żebyś nic nie widział. – Szybko dotykam kości. Krzywię się. – Chcę to mieć jak najszybciej za sobą.
Kaktus znowu zaczyna się śmiać. Zakłada rękawiczki, strzelając nimi w sposób, jakiego nie lubię. W ogóle nie lubię tych wszystkich chirurgicznych zabiegów.
– Zemdlałeś? Może wstrząśnienie masz…
– Nie. Nie mam żadnych objawów.
– Na pewno? Powinienem cię położyć – sugeruje mi oddziałowe łóżko. Wystarczy jedno moje spojrzenie, żeby zrozumiał, że to wykluczone.
– Wypisz mi zwolnienie i pójdę w cholerę. Nic mi nie będzie, dostałem tylko w mordę.
– Magnat, to ty nie wiesz, że Chrumpek sobie moimi zwolnieniami dupę podciera? Jak aktualnie mu się zwolnienia od Jóźwiaka skończą. Sam idź i mu powiedz, a nie się będziesz kwitkiem zasłaniał.
Krzywię się pod wpływem dotyku jego paluchów na moim nosie.
– Przeciwbólowy mi daj.
– Ale z ciebie cienki Bolek – mówi Kaktus, podchodząc do szuflady ze strzykawkami. – Cipka łysa. A bo to i z wiekiem, co, Magnat? Latka lecą, strach przed bólem coraz większy.
– Spierdalaj – mówię urażony.
Sapie, siadając naprzeciwko. Patrzy na mnie wymownie ze strzykawką w ręku.
– Co, znowu poszło o babę? Zacząłeś się za mężatki brać?
Odwracam wzrok od jego spojrzenia. W takich momentach bardzo go nie lubię.
– Nie.
– To dobrze, bo wtedy musiałbym powiedzieć, że już moim kolegą nie jesteś.
Milczę. Dobrze znam przeszłość Kaktusa. Kochał swoją żonę, a ona zdradziła go z jego bratem. Załatwił to pięściami. Kobietę wyrzucił za drzwi i zmusił, żeby wyjechała z kraju. Wszyscy o tym wiedzą, ale nikt nie mówi głośno. Ja też doskonale wiem, że to jego czuły punkt, i może to śmieszne, ale tylko dzięki niemu najpierw patrzę na damską dłoń, a potem zabieram się do reszty. To samo dotyczy pacjentek. Historia Kaktusa uchroniła mnie od niepotrzebnych komplikacji, bo może zrobiłbym już wiele głupot, przez które miałbym problemy na mieście.
Najlepsze w nim jest to, że pyta tylko raz. I naprawdę wierzy w to, co mówię.
– Powiedz staremu dziadkowi, nie bądź taki, Magnat.
– Brat dziewczyny. – Odwracam wzrok.
– O, to już nie jestem zdziwiony. Może tej, dzięki której taki zadowolony ostatnio chodziłeś?
– Tej.
Bez ostrzeżenia wbija mi strzykawkę. Nienawidzę tego, ale wiem, że zapakuje mi dawkę zabierającą w inny świat i chociaż przez chwilę nie będę taki spięty i wściekły.
– Tak po koleżeńsku ci powiem jeszcze to, co sam wiesz. Od dostawania w mordę umiera się często. Ja cię do domu nie wypuszczę. Za stary jestem, żeby na koniec życia mieć na sumieniu człowieka, zwłaszcza kumpla. Nos ci zaraz nastawię, zszyję, co trzeba, ale na więcej mnie nie namawiaj.
Za dobrze znam Kaktusa, żeby się kłócić. Może jest mało poważny, ale lekarz z niego dobry – nie zrobi nic, żeby z własnej winy pogorszyć stan pacjenta. Nawet jeśli samemu pacjentowi nie zależy na zdrowiu.
– Bo widzisz, Magnat, za beztroskę płaci się czasami wysoką cenę. Najważniejsze, żebyś nie żałował.
Patrzę na niego. Próbuję się ustosunkować do tego, co mówi. Ale za cholerę nie przechodzi mi przez gardło to „nie żałuję”, bo jedyne, o czym myślę, to seks z Paulą. Odkąd ją poznałem, myślę o tym w każdej minucie. Nic się nie zmieniło. Co gorsza, doskonale wiem, że teraz tak cholernie idealnie by mi pomógł…
I wiem, że to niemożliwe.
Kiedy wchodzę do salonu, wszystkie głosy cichną. Patrzę spod byka na Muchę i Tomka siedzących obok siebie na kanapie. Gapią się na mnie wzrokiem skrzywdzonego kota. Wiedziałam, że tak będzie, kiedy się dowiedzą – i nie chciałam tego. Nie chcę zasranego współczucia, bo na własne życzenie wpakowałam się w taki stan emocjonalny.
– Co? Jak ja wchodzę, to się rozmowę ucina? – pytam, zła jak szerszeń w trybie ataku. Właściwie im bliżej do końca dnia, tym bardziej mam ochotę coś zniszczyć, kogoś opieprzyć lub po prostu walić głową w ścianę, aż padnę z wyczerpania.
– Oj, Paula…
– Nie pauluj mi tu – rzucam do Muchy. – I nie patrz tak na mnie, jakbym właśnie straciła matkę i faceta jednocześnie.
– Paulina. – Tomek już się podnosi, ale odwracam się na pięcie i ruszam do siebie. – Poczekaj, pogadajmy!
Trzaskam drzwiami. A potem padam na łóżko, na plecy, i wbijam wzrok w sufit. Po chwili zaczyna mnie męczyć jeden mały wyrzut sumienia. Przecież oni mi nic nie zrobili. Ale są tu i wcale nie pomagają, bo nawet do łazienki iść nie mogę bez tych ich smętnych spojrzeń. Na ślepo chwytam jaśka i przykładam sobie do twarzy.
– Co się stało z moim życiem! – wrzeszczę, skutecznie tłumiona przez watolinę.
Nagle słyszę pukanie, po czym do pokoju wchodzi Tomek. Bez zaproszenia! Odkładam poduszkę na bok.
– Paulina, to idziesz z nami do tego klubu czy nie?
– Nie – burczę, gapiąc się w sufit.
– Co cię ugryzło? Nie rozumiesz, że z Zosią chcemy ci pomóc?
– Tak? Chcesz mi pomóc? – Szybko siadam na łóżku. – To powiedz mi w końcu, co nagadałeś Grzegorzowi!
Bo naprawdę chcę to wiedzieć. Tomek wyszedł z domu taki zły, a kiedy wrócił, był zadowolony. Nie chciał jednak mi powiedzieć, o co chodzi. Stwierdził jedynie, że załatwił to, co miał załatwić.
– Nie powiem ci, bo to sprawa między nami – mówi teraz.
– Ale dotyczy też mnie!
– Paulina, nie będę z tobą dyskutował. Idziesz z nami czy nie?
– Nie idę! – Obrażona odwracam się plecami i rzucam na łóżko. Chce mi się wrzeszczeć z frustracji, bo przecież bardzo chciałam dokądś pójść. Jestem w takim stanie, że robię wszystko na przekór sobie. Chciałabym, żeby mnie prosił, a jednocześnie wiem, że im bardziej będzie namawiał, tym bardziej będę się gniewać.
– Jakby co, to za pół godziny wychodzimy.
– Nara.
– Paulina! – Ton mojego brata wyraźnie wskazuje, że wyprowadziłam go z równowagi. Szczerze? Mam to gdzieś. – Zastanów się, bo za chwilę będziesz żałowała, że tak nas traktujesz.
– Wjeżdżasz mi na ambicję, tatuśku? Ciekawe, jak ty byś się zachowywał, gdyby nagle rozpieprzył ci się cały świat! – Wkurzona rzucam w Tomka poduszką.
Podchodzi, siada obok i chwyta mnie za rękę.
– Rozumiem, że jest ci ciężko, Paula – mówi. – Ale przecież nie jesteś sama. Potrzebujesz z kimś pogadać? Z kimś… doświadczonym?
Patrzę na niego bez słowa. I tylko czuję, jak wzbiera we mnie ta ogromna siła złości, która nie odpuszcza od popołudnia.
– Nie. I proszę, daj mi spokój.
Na szczęście słucha.
Po pół godzinie czuję się jeszcze gorzej. Mam w sobie tyle negatywnych emocji, że jeszcze chwila i zamknę się na wieki w szafie. Czekolady mi się chce. I może wina jeszcze? Butelka wina stoi na podłodze przy łóżku. Nie wyniosłam jej od wtedy, gdy Grzegorz przyjechał do mnie uprawiać seks. Bo inaczej nie potrafię tego nazwać.
Wiedziona przeogromną ochotą na słodkie, idę do kuchni. W ciszy buszuję po szafkach. Jestem niezadowolona, bo czekolada w jednej z nich jest w stanie raczej płynnym. Wkładam ją do zamrażalnika i opieram się o blat. Ale mnie to wkurza! Przecież wiadomo, że w domu jest gorąco, więc jaki kretyn pcha czekoladę do szafki?
Mija pięć minut, gdy do kuchni wchodzi Mucha. W obcisłej koronkowej małej czarnej wygląda pięknie.
– Na pewno nie chcesz z nami iść?
– Nie – odpowiadam zupełnie spokojnie, patrząc w podłogę. Kocham Muchę ponad życie i nie mam zamiaru się na niej wyżywać.
– Maciek przyszedł. Jak powiedzieliśmy mu, że nie idziesz, to zaproponował, że z tobą posiedzi.
– Mucha, czy ja potrzebuję opiekunki? – Podnoszę na nią wzrok.
Zośka patrzy na mnie z dziwną miną. Czuję, że znów wszystko w środku zaczyna mi się trząść.
– Co? – pytam z pretensją.
– Nie, nic.
– No co? A właśnie… Czujesz, jaka jest temperatura w domu, nie? To wkładaj czekoladę do lodówki.
– Mhm.
– No co ty się tak patrzysz?
– Zrobiłam zapas podpasek, są w łazience na półce. Te twoje też kupiłam.
Wściekle mrużę oczy.
– Taka jesteś w moim cyklu obeznana?
Mucha wzrusza ramionami.
– Wiesz, nawet Tomek się domyślił. – Podchodzi do kranu, by napić się wody. – A jedyną osobą w tym mieszkaniu jedzącą czekoladę jesteś ty. I to ty zawsze ją kupujesz. Mam nadzieję, że do jutra ci przejdzie, bo mam wolne i chciałabym odzyskać swoją normalną przyjaciółkę.
– Przecież jestem normalna. – Krzywię się, kiedy podchodzi, by dać mi buziaka w policzek.
– Kocham cię, małpo. Połóż się wcześniej.
Słucham, jak wychodzą. Nie trzaskają drzwiami. Nie robią nic, żeby mnie wkurzyć, a i tak mnie wkurzają. Spoglądam na zegarek. Osiemnasta. Kto normalny o osiemnastej wychodzi na imprezę? Już całkiem ich pokręciło. Oczadziali tą miłością.
A niech się cieszą, do cholery.
Gdy Maciek drze się z salonu, z ociąganiem biorę tę swoją niezastygniętą czekoladę i idę do niego. Kiedy siadam obok na kanapie, wkurzam się, że nie wzięłam wina. Przez kogo? Przez niego! Jakby mnie nie zawołał, tobym wzięła.
– Słyszałem, że strasznie gwiazdorzysz – rzuca zadowolony. Chociaż on cieszy oko w tym swoim obcisłym czarnym T-shircie i ciemnych dżinsach. Chociaż on…
Nic nie mówię. Wzdychając, powoli rozklejam folię. Pierwszy miękki, lecz chłodny kawałek rozpływa mi się w ustach. Jest jak dawka dobrego nastroju i od razu robi mi się lepiej. Niemożliwe, żebym czuła się tak przez cykl. To przez ostatnie wydarzenia po prostu już nie wytrzymuję nerwowo. Kto by wytrzymał?
– Myślałem, że jak impreza, to ty pierwsza.
Spoglądam na Maćka. Ze stoickim spokojem mierzę go wzrokiem z dołu do góry i z powrotem.
– Odezwał się typ antyspołeczny. Gdzie twoja Natalia?
Wzrusza ramionami.
– Mamy ciche dni.
– Na pewno byłaby zadowolona, że siedzisz w naszym mieszkaniu, w dodatku sam na sam ze mną.
– A co, masz kosmate myśli?
– Tak, teraz tylko o tym marzę – mówię smętnie.
Łajdak, pies Maćka, powarkuje przy mojej nodze. Nie mogę dać mu czekolady, bo się pochoruje.
– Grzegorz nawalił? – pyta Maciek. Wygląda, jakby autentycznie się zmartwił. Nie wierzę, że przejmuje się mną. Znamy się tyle, co nic. Nawet nie jesteśmy jakimiś superznajomymi, po prostu się lubimy. A niech mu będzie, może się przejmuje. Dobra, ja też bym się przejęła, jakby mu było źle.
– Nie ma żadnego Grzegorza. – Mówiąc to, przypominam sobie, co mam w kieszeni. Opieram się o kanapę, ramieniem dotykając ramienia Maćka. Wyjmuję ten piękny pierścionek, który ostatnio prawie przyprawił mnie o zawał.
– Myślałem, że kręcicie ze sobą.
– Nie. Skończyło się szybciej, niż się zaczęło.
Obydwoje patrzymy na błyszczące cudo.
– Muszę mu to oddać, tylko nie wiem kiedy – mówię z namysłem. Przyłapuję się na tym, że wcale nie mam ochoty pozbywać się pierścionka. Jestem trochę sentymentalna i z chęcią by go zostawiła, żeby przywoływał wspomnienia. Ale nie mogę. I dobrze o tym wiem.
– Im szybciej, tym lepiej – stwierdza Maciek. – Po co masz się potem rozgrzebywać?
– Tak myślisz?
Przytakuje.
– Może teraz? – pyta, a widząc moje zaskoczenie, serwuje mi swój piękny uśmiech. – Doprowadź się do porządku, a ja znajdę jakąś kopertę. Wrzucimy mu do skrzynki i po wszystkim.
Nagle Łajdak stawia swoje małe uszka. Patrzę za jego wzrokiem i dostrzegam zjeżonego kota Muchy, który postanowił wejść do salonu. Pomiędzy zwierzakami tworzy się prawie namacalne napięcie, które zaraz wybucha, bo pies nie zamierza zignorować kupki czarnego futra. Biegnę za nimi, bardziej w obawie o reakcję Zośki na kociego trupa niż o samego kota, ale okazuje się, że skubany znalazł schronienie na lodówce. Zamordowałaby mnie, gdyby włos mu z głowy spadł. Czy tam z ogona.
Idę się przebrać i nieco ogarnąć, a potem razem z Maćkiem i Łajdakiem wychodzimy z domu. Autobusem jedziemy na ulicę Grzegorza. Przy Maćku czuję się o wiele lepiej. Chyba dlatego, że nie ma nic wspólnego z ostatnimi wydarzeniami w moim życiu. Rozmawiamy o pracy, trochę też o tej jego Natalii. Opowiadam mu historię pierścionka, a on, mimo że widzi mój nastrój, nie dopytuje. Nawet jeśli obchodzi go ta sprawa, odpuszcza. Nie ma pojęcia, jak bardzo jestem mu wdzięczna.
Przez dłuższą chwilę w autobusie, kiedy milczymy, zastanawiam się nad tym, co powiedziała Mucha. Pytam Maćka, który dziś dzień, i w myślach liczę. W domu będę musiała to sprawdzić, ale wydaje mi się, że takie akcje przedmiesiączkowe to powinnam mieć już za sobą. Nic dziwnego, że mi się spóźnia. Komu nie spóźniałaby się po takim stresie? W ostatnim czasie okazało się, że moja mama tak naprawdę nie jest moją mamą. Nie wiem, czy znajdę ojca. Czy ojciec mnie zechce. Ilekroć o tym myślę, zżerają mnie nerwy. Do tego Grzegorz i jego świat bez zobowiązań. Tak jakby afery rodzinnej było mi mało. Potwornie się to wszystko zbiegło…
Z przystanku do mieszkania Grzegorza, zwanego Mustangiem, mamy kilka kroków. Śmiejemy się z Łajdaka, który nie popuszcza żadnemu rowerzyście. Wyznaję Maćkowi, że kiedyś jego pies mi zwiał, no i od razu nawiązuję do wątku Grzegorza, który wtedy pomagał mi go szukać. Znowu sobie przypominam – i znowu mi źle.
– Nie martw się. – Maciek głaszcze mnie po plecach, uśmiechając się. – Tego kwiatu jest pół światu, nie?
W odpowiedzi tylko parskam pod nosem.
– Jesteś tak atrakcyjna, że za chwilę znowu ktoś zacznie cię uwo… – Maciek urywa. Nagle uśmiech znika z jego ust. Patrzy na coś, więc szybko wykręcam głowę w tym kierunku. Łapie mnie za ramiona i odwraca przodem do siebie, ale i tak już wiem, co zobaczył. Spoglądam na niego ze stoickim spokojem, choć serce zaczyna rozrywać mi się na strzępy. Kawałek… po… kawałku… Co za cholerny ból!
– Paula, spokojnie.
– Puść mnie – mówię cicho.
Po kilku sekundach walki na spojrzenia Maciek luzuje uścisk, a ja odwracam się, żeby spojrzeć na Grzegorza i brunetkę stojących przy wjeździe na osiedle. Przytulają się, obejmując w pasie. Ten widok odziera mnie z resztek naiwności. Uczucia, które atakowały tak znienacka i które szybko tłamsiłam, teraz palą mnie do żywego. Zazdrość i potworny zawód. Inna kobieta w ramionach, które przez ulotną chwilę były tylko moje. Drgam, chcąc do nich podbiec i rzucić się na niego z pięściami, jednak wiem, że to nie w moim stylu. Ja nie walczę o kogoś, kto mnie nie chce.
– Szybko się pocieszył – szepczę, nienawidząc żalu w swoim głosie.
Brunetka się odsuwa, żeby po chwili rzucić się Grzegorzowi na szyję. On mocno ją ściska. Odchyla głowę, śmieje się. Widzę, jak ich twarze zbliżają się do siebie. Zakrywam dłońmi oczy i zanoszę się szlochem. To tak bardzo boli… Kolejny raz tak cholernie boli mnie życie!
– Chodź tutaj. – Maciek odwraca mnie i przytula tak mocno, aż swoją piersią gniecie mi nos. – Nie płacz – mówi mi na ucho, jednocześnie zmuszając moje nogi, by szły w przeciwnym kierunku. – Paula, nie przejmuj się, on nie jest ciebie wart.
– Proszę, nie mów już nic – szybko ucinam, posłusznie idąc za nim.
Wycieram mokry policzek. Przestaję się śmiać, bo boli mnie już twarz. Muszę uważać na nos, co jest dosyć trudne przy kobiecie rzucającej się na mnie w euforii.
– Jesteś szalona.
– A ty głupi. Jak można się doprowadzić do takiego stanu? Kiedy zmądrzejesz i zaczniesz zachowywać się adekwatnie do swojego wieku?
– Mówiłem ci, że trzech ich było – okłamuję ją kolejny raz. Przecież nie powiem, że tak się dałem. Nie zrobię z siebie frajera.
– Jejciu, ale to naprawdę nieważne! – Znowu się śmieje. Znowu rzuca mi się na szyję. – Tak się cieszę, że kogoś poznałeś! Na poważnie! A mama jest taka szczęśliwa, nie uwierzysz! Ledwo wróciła, już wzięła się do porządków, żeby było ładnie, bo Grzegorz przywiezie dziewczynę.
Znowu ściągam z siebie ręce Lidki. Moja nadpobudliwa siostra kiedyś złamie mi kark.
– Kto tu się zachowuje nieadekwatnie do swojego wieku? – pytam.
– Nie mogę się doczekać, kiedy ją poznam!
– Pamiętasz, co mi obiecałaś? – Znowu ją odsuwam. – Że nie będziesz się przyjaźnić z moimi kobietami. Jeszcze nie tak dawno przyszłaś do mnie zawiedziona i obrażona na cały świat.
– Ale to nie to samo, co Aśka. Przecież ona nawet nie poznała mamy i nigdy nie zapraszałeś jej do nas do domu. – Lidka, wciąż rozentuzjazmowana, kręci głową. – Dlaczego nie możemy wejść do środka i nie możesz mi o niej opowiedzieć? Albo zadzwoń po nią, niech przyjedzie… albo pojedźmy do niej!
– Lidka… nie. – Muszę ją jakoś spławić, do cholery. W tym momencie nieważne, jak naprawdę jest między mną a Paulą. Lidka się cieszy, mama się cieszy, coś sobie wymyśliły, jasne, niech tym żyją. Radości nigdy za wiele. Nie muszą wiedzieć, jak jest naprawdę – aż do tych pieprzonych imienin. Wtedy coś wymyślę, żeby się usprawiedliwić.
– Wiesz co! To ja specjalnie przyjechałam, żeby ją poznać, a ty jesteś taki… Będziesz ją przed nami ukrywać?
– Nie, cholera! Zwyczajnie wychodzę. Jestem umówiony. Chcesz, to wejdź do środka, masz klucze. Nie mam teraz czasu, Paula też jest zajęta.
Patrzę, jak Lidka wygina usta w wyrazie rozczarowania.
– Szkoda.
– Innym razem.
Przytakuje. Wygląda na to, że zamierza sobie pójść. Wtedy jednak mówi:
– Wiesz, odnoszę dziwne wrażenie, że coś kręcisz… To jest… bardzo misterne, co? Ty i ona.
– Co? Co konkretnie?
– No, nie wiem… – waha się, a ja z uwagą ją obserwuję. – Może nie powinnam ci tego mówić, ale mama powiedziała mi, że masz kogoś, tylko tego nie doceniasz i trzeba ci pomóc. Może ty ją źle traktujesz? Grzegorz? – Ostatnie słowo brzmi jak ostrzeżenie.
Jestem w szoku. Nie wierzę, że moja matka wymyśla takie głupoty. Jak ja to wszystko teraz wyprostuję, do cholery! Z nią i z jej wrażliwością. Widzę już, że nakręciła Lidkę i pewnie pół rodziny. Jestem w gównie po uszy.
– Siostra, wszystko jest w porządku – zapewniam. – Zwyczajnie trafiłaś na zły moment. – Żeby być bardziej wiarygodnym, spoglądam na zegarek. – Sorry, naprawdę muszę lecieć. – Tym razem to ja całuję ją w policzek.
Nie wahając się dłużej, idę w miasto. Co mnie jeszcze dzisiaj zaskoczy? Tak jakby nie wystarczyła obita morda. Musiała przyjechać moja siostra. Musiała dopaść mnie, bez ostrzeżenia, kiedy wychodziłem z domu. Jak miałem wyskoczyć do niej z tekstem, że Paula to tylko seks? Co za pojebana sytuacja! Swoją euforią wciągnęła mnie w kolejne kłamstwo i już wiem, że będę miał problem, bo nie jest tak łatwo wytłumaczyć im, o co chodzi w moim życiu. Dobiją mnie, czuję to.
Z powrotem zakładam czarne pilotki, żeby choć trochę zakryć spuchniętą twarz, i rzucam okiem na zegarek. Jest po dziewiętnastej. Idealna pora, by rozpocząć wstęp do nocy pełnej wrażeń. Nie wytrzymałbym w domu. Za bardzo pieprzy mi się w głowie, za dużo w niej myśli, które nigdy nie powinny mnie zaprzątać. Dobrze, że w najbliższym czasie pracuję tylko w prywatnym gabinecie, przynajmniej będę mógł odespać kaca i na jutrzejsze popołudnie zdążę postawić się na nogi.
Ulubiony lokal, znajomy barman, stare kawałki sączące się z szafy grającej. W lokalu jest szaro od dymu. Dźwięk szkła przyjemnie dzwoni w uszach. Siadam przy barze, zamawiam dwie setki i ściągam okulary. Krzysiek, barman, uśmiecha się pod nosem. Dobrze zna mnie, Andrzeja, Wiktora i Piotrka. Niejedno już widział. Pewnie się zastanawia, dlaczego jestem tu dzisiaj sam. Rzucam okiem na czarne stoliki w głębi. Półnagie kobiety w towarzystwie swoich sztywnych, eleganckich mężczyzn. Nie pasuję tu. Oprócz dobrych ubrań w niczym nie przypominam człowieka na poziomie.
Twoje zdrowie, Tomek, myślę i przechylam pierwsze szkło. Nic nie jest dzisiaj dobre, nawet wódka nie smakuje mi tak, jak powinna. Ale wiem, że będzie lepiej. Naprawię się, kurwa. To tylko panna.
Plan jest genialny w swej prostocie. Mam zapomnieć, że mnie zachwyciła. Nie było w niej przecież niczego wyjątkowego. Wydawało mi się. To tylko bardzo ładna brunetka z ciętym językiem. Jędza w seksownym opakowaniu. Twarda Dziecina, którą doprowadziłem do łez jak ostatni skurwysyn.
– Co tam, Magnat? – Krzysiek stawia przede mną kolejne trzy kieliszki i opiera się o bar.
– Nic. Było ich trzech – mówię, zanim zapyta. – Nie miałem szans.
– Jasne. A ja cię nie znam i nie wiem, że nigdy nie dałbyś się tak urządzić.
Niezadowolony odwracam wzrok, a on odchodzi do swoich obowiązków, bo przybywa klientów. Nic nie wie. Nie był w takiej chorej sytuacji. Nie poznał jej.
Siedzę tam, pijąc kieliszek za kieliszkiem. W kółko wałkując to samo. Przed oczami mam wciąż twarz zapłakanej Pauli. Czuję się winny, że było jej źle. Zrobiłem krzywdę mojej odważnej Dziecinie. Ale przecież nie chciałem. Nigdy nie skrzywdziłbym niczego, co jest związane z Paulą. Nawet tego cholernego Tomka z jego twardą pięścią.
– Jesteś tu sam i pijesz. To musi być gruba sprawa.
Podnoszę wzrok na Krzyśka i opieram ten nieobity policzek o rękę.
– Nie chcesz wiedzieć.
Wyraźnie zadowolony, opiera się o bar.
– A więc kobieta. Mów, doradzę ci.
– Tu nie ma co doradzać. Muszę o niej zapomnieć. Tylko… nie wychodzi mi. – Walę pięścią w blat, przyciągając uwagę innych gości. Wokół mnie zrobiło się tłoczno, duszno. Krzysiek ma teraz dwóch pomocników i pewnie tylko dlatego może tu ze mną siedzieć. Sięgam po papierosa, który do tej pory tlił się w popielniczce. Mocny haust dymu wprawia mnie w jeszcze głębsze upojenie.
– Krzysiek… – Patrzę na niego jednym okiem, bo na drugie słabo widzę. – Śmiała mnie zostawić. – Gaszę peta. – Albo jestem jej, albo wcale – kpię, bo wciąż mnie wkurwia to ultimatum Pauli. – Nazwała mnie farsą, rozumiesz? Mnie i mojego kutasa, który wchodził w nią jak w masło, nazwała jebaną farsą!
– Nie dasz się uwiązać, Magnat, co? – pyta Krzysiek.
Kiwam głową, przyznając mu rację, ale wcale się z tym nie zgadzam.
– Jej bym dał – słyszę swój własny głos i czuję się z tym tak dobrze, że sam w to nie wierzę. – Potrzebuję kogoś, kto by mnie zatrzymał… Jak ją zobaczę z kimś, z kimkolwiek…
– Nie pierdol głupot, stary. Nie znam kogoś bardziej tolerancyjnego niż ty. Przecież widziałem nie raz.
Śmieję się. Ten idiota nie zdaje sobie sprawy z tego, co się ze mną dzieje.
– Będziesz odwiedzał mnie w pierdlu, bo założę się, że niedługo będę musiał kogoś zapierdolić.
– To po co pijesz? Jedź do niej i będziesz szczęśliwy. Chyba najwyższa pora się ustatkować, co? Wiktor zmądrzał, możesz i ty.
Nie. On nic, kurwa, nie wie. Nie rozumie…
Ciepła dłoń na ramieniu skutecznie odwraca moją uwagę. Piękna blondynka siada obok mnie. Długie włosy odrzuca na ramię.
– Co ci się stało, Grzegorz? – pyta, szczerze rozbawiona. Opiera się o mnie. Za cholerę nie wiem, skąd mnie zna, ale przecież nie pierwszy, nie ostatni raz. Z zadowoleniem chwytam za te jej włosy i zawijam sobie o nadgarstek.
– Magnat, ogarnij się – mówi Krzysiek z boku.
Ja jednak przykładam blond pukiel do swojej twarzy. Wciągam w nozdrza mieszaninę zapachów. Zupełnie mi odpierdala.
– Hej, panie doktorze, co pan taki smutny? Znam na to dobre lekarstwo. – Dziewczyna pociera moją klatkę piersiową. W górę i w dół. Jej usta rozchylają się przy tym. Ładnie. Bardzo ładnie.
– Znasz lekarstwo? – pytam.
– Tak – śmieje się, przenosząc dłoń na moje krocze. Nawet jej powieka nie drgnie. Bezwstydna. – Jest bardzo skuteczne.
Ja też się uśmiecham. Jeszcze raz próbuję się doszukać w jej zapachu mojego narkotyku.
– Idziemy? – pyta.
– Spierdalaj – odpowiadam beztrosko, puszczając jej włosy. Wzdychając z ciężarem, patrzę na Krzyśka, który chyba cały czas nas obserwował. Ma dziwną minę. Nie wie, na kim skupić wzrok.
– Co? – pyta ona.
– Głucha jesteś?
– Ale z ciebie dupek, Grzegorz!
Odchodzi, jaszczurka jedna. Patrzymy za nią obaj, nie odzywając się ani słowem. Za chętna, za jednoznaczna, za jednakowa. Szkoda mi na to czasu.
– Idę do domu. – W końcu opróżniam ostatni kieliszek. Powoli schodzę ze stołka, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że jestem nieźle wstawiony. Leki przeciwbólowe i wódka to nie najlepsze połączenie.
– Ja pierdolę, gdzie jest moja Dziecina… – bełkoczę.
– Magnat, czekaj. – Krzysiek mnie podtrzymuje.
Powoli ruszamy do wyjścia, choć mnie idzie to naprawdę opornie. Chciałbym ją tutaj, przy sobie. Moją miętową Paulę. Wystarczyłoby, żeby mnie dotknęła, i sam bym poszedł, dokąd tylko zechce.
– Zaczynam się o ciebie martwić – mówi Krzysiek. – Mam do niej zadzwonić?
Niewiele myśląc, wyjmuję z kieszeni telefon. Podaję mu, zanim dojdzie do mnie, co robię. Zaraz jednak cofam rękę.
– Nie – mówię. – Chłopaki nie płaczą. Zaprowadź mnie do domu.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Redaktorka prowadząca: Marta Budnik
Wydawczyni: Agnieszka Nowak
Redakcja: Anna Płaskoń-Sokołowska
Korekta: Katarzyna Kusojć
Projekt okładki: Ewa Popławska
Zdjęcie na okładce: © stonepic / Stock.Adobe.com
Wyklejka: © lenapandy / Stock.Adobe.com
Copyright © 2022 by Agata Bieńko
Copyright © 2022, Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2022
ISBN 978-83-67137-55-3
Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:
www.facebook.com/kobiece
Wydawnictwo Kobiece
E-mail: [email protected]
Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie
www.wydawnictwokobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek