Kapitał w XXI wieku - Thomas Piketty - ebook + książka
PROMOCJA

Kapitał w XXI wieku ebook

Thomas Piketty

5,0
51,14 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 51,20 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Najważniejsza i najbardziej poczytna książka ekonomiczna dekady, światowy bestseller, który zmienił sposób, w jaki patrzymy na społeczeństwo, na gospodarkę i na obecne w nich nierówności. Napisany ze swadą, ale i ugruntowany w nowatorskiej analizie danych empirycznych, błyskotliwy i rzetelny zarazem Kapitał w XXI wieku na długie lata wyznaczył nowe szlaki w ekonomii.

 

Biznesowa Książka Roku 2014 według „Financial Times” i McKinsey.

 

Numer Jeden na liście bestsellerów „New York Timesa” i przebój sprzedażowy wszechczasów wydawnictwa Harvard University Press.

 

Bestseller Amazona i „najlepiej sprzedająca się książka w ciągu roku od premiery” w historii tej ogólnoświatowej sieci.

 

 

Do stycznia 2015 sprzedano PÓŁTORA MILIONA egzemplarzy książki w językach francuskim, angielskim, niemieckim, chińskim i hiszpańskim.

 

Nieznajomość tej pracy intelektualnie dyskwalifikuje.

Prof. Jerzy Hausner

 

Wybuchowa argumentacja.

„Libération”

 

Po raz pierwszy ekonomista daje wyczerpujące dowody na prawdziwość powiedzenia|: „Kto ma, temu będzie dane”.

„Spiegel Online”

 

Dzieło o wielkiej głębii historycznej z jeszcze większym bogactwem w zakresie faktów.

„Die Welt”

 

Błyskotliwa opowieść o bogactwie i nędzy.

„Süddetsche Zeitung”

 

Kapitał w XXI wieku Thomasa Pikettyego jest takim sukcesem, bo wydaje się napisany właśnie po to, by zburzyć wielkie ekonomiczne szybolety naszych czasów… To magnum opus Pikettyego.

Thomas Frank, „Salon”

 

700-stronicowy cios w zadowolone bebechy rozpieszczonej plutokracji. […] Minęło pół wieku od czasu, gdy ostatnim razem historia gospodarcza z takim rozmachem wyrwała się z akademickiej wieży z kości słoniowej.

Giles Whittel, „The Times”

 

Książka chce zrewolucjonizować sposób, w jaki ludzie myślą o historii gospodarczej na przestrzeni dwóch ostatnich stuleci. I może się jej udać […] Jest to przede wszystkim bardzo szczegółowe spojrzenie na dane z 200 lat dotyczące podziału bogactwa i dochodu w dostatnim świecie […]. Ta masa danych pozwala Pikettyemu opowiedzieć całkiem prostą i przekonującą historię.

„The Economist”

 

Francuski ekonomista Thomas Piketty napisał wyjątkowo ważną książkę. Czytelnicy o otwartych umysłach z pewnością nie będą mogli zignorować zawartych w niej dowodów i argumentów. Jej rozmach przywodzi na myśl dzieła założycieli ekonomii politycznej. […] Piketty nie buduje teorii nieopartych na danych. Książka opiera się na 15-letnim empirycznym programie badawczym, przeprowadzonym z innymi naukowcami. Jego wynikiem jest przekształcenie tego, co wiemy o ewolucji dochodu i bogactwa (które Piketty nazywa kapitałem) w ciągu trzech ostatnich stuleci we wiodących krajach o wysokim dochodzie. To zniewalająca historia ekonomiczna, społeczna i polityczna.

„Financial Times”

 

Piketty kwestionuje podstawową logikę dominującą dotychczas w ekonomii. Owszem, ukazywały się książki, które stawiały sobie podobne zadanie, ale to musiało dojrzeć. I tak się stało.

Jacek Żakowski

 

Celem tej książki jest dokonanie rewolucji w myśleniu ludzi o historii gospodarczej dwóch ostatnich stuleci.

„The Guardian”

 

 

Można bez ryzyka przesady powiedzieć, że Kapitał w XXI wieku, magnum opus francuskiego ekonomisty Thomasa Pikettyego, bedzie najważniejszą książką ekonomiczną roku, a może i dekady. Piketty, niewątpliwie wiodący na świecie ekonomista badający dochody i nierówności, dokonał czegoś więcej niż tylko udokumentował wzrastającą koncentrację bogactwa w rękach wąskiej elity. Pokazał też, że wracamy do czasów „kapitalizmu patrymonialnego”, w którym na szczytach gospodarczej hierarchii dominuje nie tyle nawet bogactwo, ile odziedziczone bogactwo, przez co urodzenie znaczy więcej niż wysiłek i talent.

Paul Krugman, noblista, „New York Times”

 

W Kapitale w XXI wieku Piketty do katalogu podatkowych rozwiązań dodał też jeszcze zupełnie nową koncepcję podatku majątkowego. I to najlepiej wprowadzonego od razu na poziomie globalnym (ideał) albo "przynajmniej" unijnym (to już jest możliwe). Chodzi mu o progresywny podatek od majątku netto.[...] Na pytanie, czy takie opodatkowanie jest sprawiedliwe, Piketty odpowiada zwykle pytaniem: A czy sprawiedliwa jest sytuacja, w której majątek po osiągnięciu pewnej wielkości przestaje być w ogóle przedmiotem zainteresowania fiskusa? Czy to jest fair wobec tych wszystkich szaraczków wypełniających grzecznie swoje zeznania podatkowe, przed którymi nie mogą uciec? [...] Wszystkie te podatkowe eksperymenty nie są dla Francuzów [tj. Piketty'ego i jego kolegów ekonomistów] jakąś lewacką fanaberią. Oni są przekonani, że w ten sposób ratują kapitalizm przed nim samym, zanim rosnące nierówności doprowadzą do potężnego tąpnięcia na wzór rewolucji francuskiej z 1789 r. albo bolszewickiej. Stąd radykalna krytyka nierówności, podwyżki podatków i dowodzenie, że wolny rynek może w końcu zabić kapitalizm.

Rafał Woś, publicysta "Dziennika Gazety Prawnej" (na portalu Tokfm.pl)

 

Piketty strzał za strzałem trafia dokladnie w cel, mówiąc o pogarszających się nierównościach, które wykrzywiają społeczeństwo – zwłaszcza amerykańskie społeczeństwo. […] Dla tych, którzy skręcają się z bólu od ciągłych bredni o tym, dlaczego nie można podnieść płacy minimalnej, dlaczego tych, którzy „tworzą miejsca pracy” nie można opodatkować i dlaczego amerykańskie społeczeństwo jest niby najbardziej otwartym na świecie, Piketty jest lekarstwem przepisanym przez dobrego lekarza.

Russell Jacoby, „New Republic”

 

 

Thomas Piketty (1971) – francuski ekonomista, absolwent m.in. London School of Economics, dyrektor ds. badań w École des hautes études en sciences sociales (EHESS), współzałożyciel i profesor w Paris School of Economics. W 2012 roku wybrany przez „Foreign Policy” do grona stu najbardziej wpływowych intelektualistów na świecie. Obok bestsellerowej książki Kapitał w XXI wieku (2013) napisał też m.in. Ekonomię nierówności (2004) i Czy można uratować Europę? (2012), które wkrótce ukażą się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.

 

Książce Thomasa Piketty'ego Kapitał w XXI wieku poświęcony jest 39 numer Krytyki Politycznej: Nierówności

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1151

Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




THOMASPIKETTY

Kapitałw XXI wieku

Przekład

Andrzej Bilik

WydawnictwoKrytyki Politycznej

Thomas Piketty

Kapitał w XXI wieku

Warszawa 2015

Copyright © by Editions du Seuil, 2013

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2015

All rights reserved

WydanieI

Printed in Poland

ISBN 978-83-64682-36-0

Wydanie książki dofinansowane przez mBank S.A.

Cet ouvrage a bénéficié du soutien des Programmes d’aide à la publication de l’Institut français.

Książkę wydano dzięki dofinansowaniu Institut Français w ramach programów wsparcia wydawniczego.

Cet ouvrage, publié dans le cadre du Programme d'aide à la publication BOY-ŻELEŃSKI, a bénéficié du soutien du Service de Coopération et d’Action Culturelle de l’Ambassade de France en Pologne.

Książkę wydano dzięki dofinansowaniu Wydziału Kultury Ambasady Francji w Polsce w ramach Programu Wsparcia Wydawniczego BOY-ŻELEŃSKI.

Partner edukacyjno-promocyjny: Narodowe Centrum Kultury

Supported by a grant from the Open Society Foundations.

Książka ukazuje się przy wsparciu Open Society Foundations.

Podziękowania

Książka ta jest podsumowaniem piętnastu lat badań (1998 – 2013) poświęconych głównie historycznej dynamice rozwoju dochodów i majątków. Znaczna część tych badań była prowadzona we współpracy z innymi badaczami.

Wkrótce po opublikowaniu Les hauts revenus en France au XXe siècle w 2001 roku miałem szczęście skorzystać z entuzjastycznego wsparcia Anthony’ego Atkinsona i Emmanuela Saeza. Bez nich ten skromny francuski projekt bez wątpienia nie uzyskałby takiego międzynarodowego zasięgu, jakim cieszy się dzisiaj. Tony, który w latach twórczego dojrzewania był dla mnie wzorem, stał się pierwszym czytelnikiem mojej pracy historycznej o nierównościach we Francji, po czym natychmiast zajął się przypadkiem Wielkiej Brytanii, a potem wielu innych krajów. Wspólnie przygotowaliśmy dwa opasłe tomy, wydane w 2007 i 2010 roku, obejmujące łącznie ponad dwadzieścia krajów i stanowiące największą dostępną do tej pory bazę danych o historycznej ewolucji nierówności dochodów. Natomiast z Emmanuelem zajęliśmy się z kolei przypadkiem Stanów Zjednoczonych. Wydobyliśmy na światło dzienne zawrotny wzrost dochodów jednego procenta najbogatszych Amerykanów od lat 70. i 80. XX wieku, co odbiło się szerokim echem za Atlantykiem. Prowadziliśmy również wspólnie wiele badań nad teorią optymalnego opodatkowania dochodu i kapitału. Nasze badania znacząco wzbogaciły tę książkę, która im wiele zawdzięcza.

Także moje spotkanie z Gilles’em Postelem-Vinaym i Jeanem-Laurentem Rosenthalem oraz badania historyczne, które nadal prowadzimy w paryskich archiwach spadkowych, poczynając od epoki rewolucji francuskiej aż po dzień dzisiejszy, miały na tę książkę istotny wpływ. Uzmysłowiły mi one materialny i żywy wymiar majątku i kapitału, jak również problemy związane z ich rejestracją. Przede wszystkim jednak Gilles i Jean-Laurent pozwolili mi lepiej zrozumieć rozliczne podobieństwa – jak i różnice – między strukturami własności w czasach belle époque a początkiem XXI wieku.

Całość tej pracy zawdzięcza ogromnie dużo wszystkim doktorantom i młodym naukowcom, z którymi miałem okazję pracować przez ostatnie piętnaście lat. Poza ich bezpośrednim wkładem w wykorzystane tu materiały, ich badania i energia współtworzyły klimat intelektualnego wrzenia, w którym powstawała ta książka. Wymienienia wymagają zwłaszcza: Facundo Alvaredo, Laurent Bach, Antoine Bozio, Clément Carbonnier, Fabien Dell, Gabrielle Fack, Nicolas Frémeaux, Lucie Gadenne, Julien Grenet, Élise Huilery, Camille Landais, Ioana Marinescu, Élodie Morival, Nancy Qian, Dorothée Rouzet, Stefanie Stantcheva, Juliana Londono Velez, Guillaume Saint-Jacques, Christoph Schinke, Aurélie Sotura, Mathieu Valdenaire, Gabriel Zucman. W szczególności bez Facunda Alvareda i jego skuteczności, obowiązkowości oraz talentu koordynatorskiego nie powstałaby szeroko wykorzystywana w tej książce baza World Top Incomes Database. Bez entuzjazmu Camille’a Landais’a światła dziennego nigdy nie ujrzałby nasz projekt partycypacyjny w sprawie „rewolucji fiskalnej”. Bez dokładności i niezwykłej pracowitości Gabriela Zucmana nie mógłbym pracować nad historyczną ewolucją stosunku kapitału do dochodu w zamożnych krajach, odgrywającą w tej książce kluczową rolę.

Chciałbym także podziękować instytucjom, które umożliwiły realizację tego projektu, w pierwszej kolejności École des hautes études en sciences sociales, gdzie od 2000 roku jestem dyrektorem badań, oraz École normale supérieure i wszystkim innym instytucjom założycielskim École d’économie de Paris, której profesorem jestem od jej powstania, po sprawowaniu funkcji pierwszego dyrektora w latach 2005 – 2007. Przystając na połączenie wysiłków i rolę mniejszościowego partnera w projekcie szerszym od sumy ich indywidualnych interesów, instytucje te pozwoliły na powstanie skromnego dobra publicznego, które – mam nadzieję – przyczyni się do rozwoju wielobiegunowej ekonomii politycznej w XXI wieku.

Wreszcie, dziękuję moim trzem drogim córkom, Juliette, Déborah i Hélène, za miłość i siłę, którą mi dają. I dziękuję Julii, która dzieli ze mną życie i jest moją najlepszą czytelniczką: jej wpływ i wsparcie na każdym etapie powstawania tej książki miały podstawowe znaczenie. Bez niej zabrakłoby mi energii do ukończenia tego projektu.

Książka i internetowy aneks techniczny: przewodnik użytkownika

Aby nie przeładowywać tekstu ani przypisów w książce, szczegółowy opis źródeł historycznych, odniesień bibliograficznych, metod statystycznych i modeli matematycznych zamieściłem w aneksie technicznym na stronie: http://piketty.pse.ens.fr/fr/capital21c.

Aneks techniczny zawiera całość tabel i ciągów danych, które posłużyły do sporządzenia zaprezentowanych w książce wykresów, oraz szczegółowy opis odpowiadających im źródeł i metod. Wykorzystane w książce referencje bibliograficzne oraz przypisy u dołu stron zostały również ograniczone do ścisłego minimum, natomiast bardziej rozbudowane są w aneksie. Ten ostatni obejmuje też pewną liczbę dodatkowych tabel i wykresów, do których odnoszą się niekiedy przypisy. Aneks techniczny i strona internetowa zostały pomyślane jako uzupełnienie lektury książki, tak aby umożliwić korzystanie z książki na różnym poziomie.

Zainteresowani czytelnicy znajdą również w internecie cały zbiór odniesień (głównie w formacie Excel i Stata), programów informatycznych, formuł i równań matematycznych, odesłań do źródeł pierwotnych oraz linków internetowych do bardziej technicznych analiz służących jako baza dla książki.

Naszym celem było, aby książka mogła być czytana przez osoby niedysponujące żadną szczególną wiedzą techniczną, ale równocześnie aby całość (książka wraz z aneksem technicznym) mogła dawać satysfakcję studentom i wyspecjalizowanym badaczom. Pozwoli to poza tym na dalsze aktualizacje aneksu technicznego oraz tabel i wykresów. Z góry dziękuję czytelnikom i internautom, którzy zechcą podzielić się ze mną swymi obserwacjami i uwagami drogą elektroniczną ([email protected]).

Wprowadzenie

Zróżnicowania społeczne mogą być opartewyłącznie na pożytku powszechnym.

Artykuł pierwszy Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela z 1789 roku

Podział bogactw jest jednym z najżywiej dziś dyskutowanych problemów. Co jednak wiemy naprawdę o jego ewolucji w dłuższej perspektywie czasowej? Czy dynamika akumulacji kapitału prywatnego prowadzi nieuchronnie do coraz większej koncentracji bogactw i władzy w kilku rękach, jak sądził Marks w XIX wieku? Czy też równoważące się siły wzrostu, konkurencji i postępu technicznego prowadzą spontanicznie do redukcji nierówności i harmonijnej stabilizacji w zaawansowanych fazach rozwoju, jak myślał Kuznets w XX wieku? Co wiemy o ewolucji podziału dochodów i majątków od XVIII wieku i jakie lekcje można z tego wyciągnąć w XXI stuleciu?

To są pytania, na które będę usiłował znaleźć odpowiedzi w tej książce. Powiedzmy od razu: te odpowiedzi są niepełne i niedoskonałe, ale opierają się na dużo bardziej kompletnych i porównywalnych danych historycznych niż wszystkie dotychczasowe prace, na danych dotyczących trzech stuleci i ponad dwudziestu krajów, analizowanych w nowych warunkach teoretycznych, pozwalających lepiej rozumieć występujące tendencje i mechanizmy. Nowoczesny wzrost i upowszechnienie wiedzy umożliwiły uniknięcie Marksowskiej apokalipsy, ale nie zmieniły podstawowych struktur kapitału i nierówności – a w każdym razie nie na tyle, jak wyobrażano sobie w optymistycznych dekadach po II wojnie światowej. Kiedy wskaźnik rentowności kapitału przewyższa w sposób trwały stopę wzrostu produkcji i dochodu, jak działo się to do XIX wieku i może stać się normą w wieku XXI, kapitalizm automatycznie tworzy arbitralne nierówności nie do zniesienia, stawiając pod znakiem zapytania podstawowe wartości, na jakich opierają się nasze demokratyczne społeczeństwa. Istnieją wszakże środki ku temu, by demokracja i interes ogółu doprowadziły do przejęcia kontroli nad kapitalizmem i interesami prywatnymi, wystrzegając się zarazem protekcjonistycznych i nacjonalistycznych zawirowań. Ta książka podejmuje próbę poczynienia propozycji w tym zakresie, opierając się na lekcjach płynących z historycznych doświadczeń. Ich opis stanowi główny wątek naszej pracy.

Debata bez źródła?

Przez długi czas intelektualne i polityczne debaty wokół podziału bogactw żywiły się wieloma uprzedzeniami i nader nielicznymi faktami.

Owszem, błędem byłoby niedocenianie znaczenia intuicyjnej wiedzy, jaką wszyscy posiadają w kwestii dochodów i majątków w czasach, w których żyją, wobec braku jakichkolwiek podstaw teoretycznych czy reprezentatywnej statystyki. Zobaczymy na przykład, że kino i literatura, a w szczególności dziewiętnastowieczna powieść, pełne są nadzwyczaj precyzyjnych informacji o stopie życiowej i stanie majątkowym różnych grup społecznych, w tym o głębokiej strukturze nierówności, ich uzasadnieniach oraz wpływie na życie jednostki. Zwłaszcza powieści Jane Austen i Honoré de Balzaca odmalowują plastyczne obrazy podziału bogactw w Zjednoczonym Królestwie i we Francji w latach 1790 – 1830. Tych dwoje powieściopisarzy wykazuje się wnikliwą znajomością hierarchii majątkowej w swoim otoczeniu. Dostrzegają oni tajemne granice, znają ich nieuniknione konsekwencje dla życia mężczyzn i kobiet, wpływ na strategie ich związków, ich nadzieje i nieszczęścia. Następnie snują na tej podstawie historie z realizmem i siłą wyrazu, jakiej nie dorówna żadna uczona analiza ani statystyka.

W istocie kwestia podziału bogactw jest zbyt ważna, by pozostawić ją wyłącznie w rękach ekonomistów, socjologów, historyków, czy też filozofów. Interesuje ona wszystkich i tym lepiej. Konkretna i namacalna rzeczywistość nierówności widoczna jest dla wszystkich, którzy w niej żyją, stając się w naturalny sposób podstawą ocen politycznych tyleż zdecydowanych, co sprzecznych. Chłop czy szlachetnie urodzony, robotnik czy przemysłowiec, kelner czy bankier – każdy ze swojego punktu obserwacyjnego dostrzega rzeczy ważne w sprawie warunków życia jednych i drugich, stosunków władzy i dominacji między grupami społecznymi, i wyrabia sobie własną opinię na temat tego, co jest sprawiedliwe, a co nie. Kwestia podziału bogactw zawsze będzie miała ten nadzwyczaj subiektywny i psychologiczny wymiar, nieuchronnie polityczny i konfliktogenny, którego żadna rzekomo naukowa analiza nie będzie w stanie złagodzić. Na szczęście demokracja nigdy nie zostanie zastąpiona przez republikę ekspertów.

Jednakże tematyka podziału dóbr zasługuje także na to, by zająć się nią w sposób metodyczny i systematyczny. Wobec braku źródeł, metod i ściśle określonych pojęć można powiedzieć wszystko, a zarazem coś wręcz przeciwnego. Dla niektórych nierówności zawsze rosną, a świat z założenia jest coraz bardziej niesprawiedliwy. Zdaniem innych nierówności w naturalny sposób maleją bądź też łagodnieją, więc nie należy robić niczego, co mogłoby zakłócić tę szczęśliwą równowagę. Wobec tego dialogu głuchych, w którym każdy obóz często usprawiedliwia swe lenistwo intelektualne podobnym z przeciwnej strony, istnieje miejsce na podjęcie badań metodycznych i systematycznych – nawet jeśli nie w pełni naukowych. Uczona analiza nigdy nie położy kresu gwałtownym konfliktom politycznym wywołanym przez nierówności. Badania w naukach społecznych są i zawsze będą bełkotliwe i niedoskonałe. Nie pretendują one do przekształcenia ekonomii, socjologii ani historii w nauki ścisłe. Cierpliwie wyprowadzając fakty i prawidłowości oraz spokojnie analizując mechanizmy ekonomiczne, społeczne i polityczne, badania te mogą jednak sprawić, że debata demokratyczna zostanie oparta na lepszych informacjach i skupi się na właściwych problemach. Badania przyczynią się wówczas do stałego redefiniowania treści debaty i demaskowania utartych prawd, będą wszystko podawać w wątpliwość i stawiać pod znakiem zapytania. Taka jest moim zdaniem rola, jaką mogą i powinni odgrywać intelektualiści, a wśród nich badacze nauk społecznych, obywatele jak inni, tyle że mający więcej czasu na poświęcenie się badaniom (a nawet za nie opłacani – to znaczący przywilej).

Tymczasem należy stwierdzić, że badania dotyczące podziału bogactw przez długi czas opierały się na stosunkowo małej liczbie solidnie potwierdzonych faktów i na wielu czysto teoretycznych spekulacjach. Zanim dokładnie przedstawię źródła, na których bazuję i które próbowałem zebrać w tej książce, pokażę szybki przegląd dotychczasowych przemyśleń w tej sprawie.

Malthus, Young i rewolucja francuska

Kiedy w Wielkiej Brytanii i we Francji na przełomie XVIII i XIX wieku rodzi się klasyczna ekonomia polityczna, problem podziału dóbr znajduje się już w centrum wszystkich analiz. Każdy widzi, że rozpoczęły się radykalne przekształcenia, związane zwłaszcza z niespotykanym dotąd ciągłym wzrostem demograficznym, początkami masowej ucieczki ze wsi do miast i rewolucją przemysłową. Jakie będą konsekwencje tych przemian dla podziału bogactw, struktury społecznej i równowagi politycznej społeczeństw europejskich?

Dla Thomasa Malthusa, który w roku 1798 publikuje swój esej Prawo ludności, nie ma żadnych wątpliwości: główne zagrożenie stanowi przeludnienie1. Źródła, którymi się posiłkuje, są ubogie, usiłuje jednak maksymalnie je wykorzystać. Ulega zwłaszcza wpływowi opisów z podróży angielskiego agronoma Arthura Younga, który jeżdżąc po drogach królestwa Francji w latach 1787 – 1788, w przededniu rewolucji, od Calais do Pirenejów, od Bretanii po Franche-Comté, obserwował nędzę francuskich wsi.

W tym pasjonującym opisie nie wszystko było zmyślone, w żadnym wypadku. W tamtym okresie Francja była krajem europejskim o zdecydowanie największej liczbie ludności, stanowiła zatem idealny punkt obserwacyjny. Około roku 1700 królestwo Francji liczyło już ponad 20 milionów mieszkańców, podczas gdy Zjednoczone Królestwo miało zaledwie nieco ponad 8 milionów dusz (a sama Anglia 5 milionów). Populacja Francji rosła liniowo przez cały XVIII wiek, od końca panowania Ludwika XIV po koniec rządów Ludwika XVI, do tego stopnia, że w latach 80. XVIII wieku miała blisko 30 milionów mieszkańców. Wszystko to pozwala myśleć, że demograficzna dynamika, nieznana w poprzednich wiekach, znacząco przyczyniła się do stagnacji zarobków rolników i wzrostu renty gruntowej w dekadach poprzedzających rewolucję 1789 roku. Choć nie można jej uznawać za jedyną przyczynę rewolucji francuskiej, wydaje się oczywiste, że ta ewolucja mogła tylko nasilić rosnący brak popularności arystokracji i dotychczasowej władzy politycznej. Jednakże opublikowany w 1792 roku opis Younga jest równocześnie przesiąknięty nacjonalistycznymi uprzedzeniami i powierzchownymi porównaniami. Nasz wielki agronom jest mocno nieusatysfakcjonowany odwiedzanymi oberżami i ubiorem podających mu jedzenie kelnerek, który to ubiór opisuje z niesmakiem. Ze swych obserwacji, często trywialnych i anegdotycznych, usiłuje wyprowadzać wnioski dotyczące historii powszechnej. Niepokoi go zwłaszcza możliwość zaburzeń politycznych, do których może prowadzić nędza mas. Young jest przekonany, że tylko system polityczny wzorowany na angielskim, z oddzielnymi izbami dla arystokracji i stanu trzeciego oraz prawem weta dla szlachetnie urodzonych, pozwala na spokojny, harmonijny rozwój, prowadzony przez ludzi odpowiedzialnych. Uważa, że godząc się w latach 1789 – 1790 na wspólne zasiadanie jednych i drugich w tym samym parlamencie, Francja zmierza ku upadkowi. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że całość jego opisu jest podszyta obawą przed rewolucją francuską. Kiedy rozważa się problem podziału bogactw, polityka zawsze odgrywa duże znaczenie i często trudno jest uniknąć uprzedzeń i interesów klasowych własnej epoki.

Kiedy wielebny Malthus publikuje w 1798 roku swój słynny esej, jest w swych wnioskach jeszcze bardziej radykalny od Younga. Podobnie niepokoją go wiadomości polityczne nadchodzące z Francji, i uważa, że aby uzyskać pewność, że takie zaburzenia nie rozciągną się kiedyś na Zjednoczone Królestwo, należy pilnie znieść cały system pomocy dla biednych oraz poddać ścisłej kontroli ich rozrodczość, gdyż w przeciwnym wypadku całemu światu grozi przeludnienie, chaos i nędza. Nie zrozumiemy tej przesady, obecnej w czarnej wizji przepowiedni maltuzjańskich, bez uwzględnienia strachu, w jakim żyła znaczna część elit europejskich w latach 90. XVIII wieku.

Ricardo: zasada rzadkości dóbr

Patrząc wstecz, łatwo jest oczywiście naigrawać się z tych proroków nieszczęścia. Ważne jest jednak, by uświadomić sobie, że przemiany ekonomiczne i społeczne, dokonujące się z końcem XVIII i początkiem XIX wieku, były obiektywnie wstrząsające, a nawet szokujące. W istocie większość obserwatorów tamtej epoki – nie tylko Malthus i Young – postrzegała długoterminową ewolucję podziału bogactw i struktury społecznej w barwach ciemnych, a nawet apokaliptycznych. W szczególności David Ricardo i Karol Marks, będący bez wątpienia najbardziej wpływowymi ekonomistami XIX wieku, wyobrażali sobie, że mała grupa społeczna – właściciele ziemscy u Ricardo, kapitaliści przemysłowi u Marksa – nieuchronnie będzie przywłaszczać sobie stale rosnącą część produkcji i dochodu2.

Dla Ricardo, który w 1817 roku opublikował swoje Zasady ekonomii politycznej i opodatkowania, główną troską pozostaje długoterminowy wzrost cen ziemi i poziomu renty gruntowej. Podobnie jak Malthus, Ricardo praktycznie nie dysponuje żadnym godnym tej nazwy źródłem statystycznym. Nie przeszkadza mu to jednak w zdobyciu głębokiej wiedzy o kapitalizmie swojej epoki. Wywodząc się z rodziny żydowskich finansistów pochodzenia portugalskiego, wydaje się zarazem mniej obarczony uprzedzeniami politycznymi niż Malthus, Young czy Smith. Ricardo pozostaje pod wpływem modelu Malthusa, ale posuwa się dalej w swym rozumowaniu. Jest zwłaszcza zainteresowany następującym logicznym paradoksem: poczynając od chwili, gdy przyrost ludności i produkcji przedłuża się w sposób trwały, ziemia ma tendencję do stawania się coraz rzadszym dobrem w stosunku do innych dóbr. Prawo podaży i popytu powinno prowadzić do stałego wzrostu cen ziemi i czynszów płaconych właścicielom ziemskim. W rezultacie więc ci ostatni będą otrzymywali coraz większą część dochodu narodowego, zaś reszta ludności część malejącą, co byłoby zgubne dla równowagi społecznej. Dla Ricardo jedynym wyjściem, zadowalającym zarówno logicznie, jak i politycznie, byłby stale rosnący podatek od renty gruntowej.

Jak zobaczymy, ta ponura przepowiednia się nie sprawdziła: renta gruntowa rzeczywiście utrzymywała się długo na wysokim poziomie, ale w końcu wartość gruntów rolnych nieubłaganie spadła wobec innych form dóbr, w miarę jak zmniejszała się waga rolnictwa w dochodzie narodowym. Pisząc w pierwszym dziesięcioleciu XIX wieku, Ricardo nie mógł przewidzieć skali postępu technicznego i rozwoju przemysłu, który nastąpił w rozpoczynającym się dopiero stuleciu. Podobnie jak Malthus i Young, nie był w stanie wyobrazić sobie ludzkości całkowicie uniezależnionej od przymusu żywnościowego i rolniczego.

Jednakże jego intuicja w kwestii cen ziemi pozostaje interesująca: zasada rzadkości dóbr, na której się opiera, może potencjalnie w ciągu kilku dekad doprowadzić niektóre ceny do skrajnych poziomów. Wystarczyłoby to zupełnie do głębokiej destabilizacji całych społeczeństw. System cen odgrywa niezastąpioną rolę w koordynacji poczynań milionów czy nawet miliardów ludzi w ramach nowej globalnej gospodarki. Problem polega na tym, że nie ma on granic ani moralności.

Popełnilibyśmy błąd, nie uwzględniając znaczenia tej zasady dla analizy światowego podziału bogactw w XXI wieku. Aby się o tym przekonać, wystarczy w modelu Ricardo zastąpić ceny gruntów rolnych cenami nieruchomości w wielkich metropoliach albo cenami ropy naftowej. W obu tych przypadkach, jeśli tendencję zaobserwowaną w latach 1970 – 2010 przedłużymy na okres 2010 – 2050 albo 2010 – 2100, to dojdziemy do zachwiań równowagi ekonomicznej, społecznej i politycznej na dużą skalę, zarówno między krajami, jak i wewnątrz krajów, przywołujących na myśl apokalipsę przepowiadaną przez Ricardo.

Oczywiście istnieje pewien nader prosty mechanizm ekonomiczny, pozwalający na doprowadzenie procesu do równowagi: gra popytu i podaży. Jeśli jakieś dobro jest oferowane w niewystarczającej ilości, a jego cena jest zbyt wysoka, wówczas popyt na to dobro powinien spaść, prowadząc do uspokojenia sytuacji. Mówiąc inaczej, jeśli ceny nieruchomości i produktów naftowych rosną, to wystarczy przenieść się na wieś albo zacząć jeździć rowerem (albo obie rzeczy naraz). Poza tym jednak, że mogłoby się to okazać mało przyjemne lub zbyt skomplikowane, tego typu zmiana zajęłaby zapewne kilka dekad, podczas których właściciele nieruchomości i ropy naftowej zgromadziliby tak duże wierzytelności wobec reszty ludności, że w końcu pozyskaliby na stałe wszystko, co można posiadać, z wsiami i rowerami włącznie3. Jak zwykle najgorsze nigdy nie jest pewne. Jest zdecydowanie za wcześnie, by powiedzieć czytelnikowi, że w 2050 roku swój czynsz będzie opłacał emirowi Kataru. Ten problem zostanie przeanalizowany we właściwym momencie, aczkolwiek odpowiedź, jaką damy, chociaż bardziej zniuansowana, będzie tylko umiarkowanie uspokajająca. Ważne jest, by zdać sobie już teraz sprawę z tego, że gra popytu i podaży w żadnym wypadku nie wyklucza takiej możliwości, to znaczy dużej i trwałej różnicy w podziale bogactw, związanej ze skrajnymi ruchami niektórych cen. Oto podstawowe przesłanie wprowadzonej przez Ricardo zasady rzadkości dóbr. Nie znaczy to jednak, że jesteśmy zmuszeni do tej gry w kości.

Marks: zasada nieograniczonej akumulacji

Kiedy w 1867 roku, a więc dokładnie pół wieku po publikacji Zasad ekonomii politycznej i opodatkowania Ricardo, Karol Marks wydaje pierwszy tom Kapitału, realia gospodarcze i społeczne są zasadniczo inne: nie chodzi już o to, by wiedzieć, czy rolnictwo będzie mogło wyżywić rosnącą liczbę ludności albo czy ceny gruntów poszybują do nieba, ale raczej o to, by zrozumieć dynamikę kapitalizmu przemysłowego w pełnym rozkwicie.

Najbardziej znaczącym faktem tej epoki jest nędza proletariatu przemysłowego. Pomimo wzrostu, albo raczej częściowo z jego powodu, jak również ze względu na masową ucieczkę ze wsi spowodowaną wzrostem liczby ludności i wydajności rolnictwa, robotnicy gnieżdżą się w miejskich ruderach. Dni pracy są długie, a płace dramatycznie niskie. Rozwija się nowa nędza miejska, widoczniejsza, bardziej szokująca i pod pewnymi względami skrajniejsza niż nędza wsi, w czasach ancien régime’u. Germinal, Oliver Twist czy Nędznicy nie powstały w wyobraźni powieściopisarzy, podobnie jak prawa zakazujące zatrudniania w manufakturach dzieci poniżej ósmego roku życia (we Francji w 1841 roku), a w kopalniach poniżej dziesiątego roku życia (w Zjednoczonym Królestwie w 1842 roku). Raport Obraz stanu fizycznego i moralnego robotników zatrudnionych w manufakturach, opublikowany we Francji w 1840 roku przez doktora Louisa-René Villermégo, który przyczynił się do przyjęcia nieśmiałej legislacji z 1841 roku, przedstawiał tę samą straszną rzeczywistość co Położenie klasy robotniczej w Anglii wydane przez Fryderyka Engelsa w 1845 roku4.

Rzeczywiście, wszystkie dane historyczne, którymi dysponujemy dzisiaj, wskazują, że trzeba było czekać do drugiej połowy, a nawet do ostatniego trzydziestolecia XIX wieku, by zauważyć znaczący wzrost siły nabywczej płac. Od lat 1800 – 1810 po lata 1850 – 1860 płace robotnicze utrzymują się na niskim poziomie: są bliskie tych z XVIII stulecia i wieków poprzednich, a niekiedy nawet niższe. Ta długa faza stagnacji płacowej, widoczna zarówno w Zjednoczonym Królestwie, jak i we Francji, może dziwić tym bardziej, że w owym czasie przyśpiesza wzrost gospodarczy. Udział kapitału w dochodzie narodowym, pochodzący z zysków przemysłowych, renty gruntowej i czynszów miejskich – na tyle, na ile można go oszacować na podstawie mało precyzyjnych źródeł – szybko rośnie w obu krajach w pierwszej połowie XIX wieku5. Zmniejszy się on nieco w ostatnich dekadach XIX stulecia, kiedy płace zaczną rosnąć, częściowo nadrabiając okres długiego zastoju. Dane, jakie zgromadziliśmy, wskazują wszakże, że żadne strukturalne zmniejszenie nierówności nie nastąpiło przed I wojną światową. W latach 1870 – 1914 jesteśmy w najlepszym razie świadkami stabilizacji nierówności na niezwykle wysokim poziomie, a pod pewnymi względami – spirali nierówności ciągnącej się bez końca, zwłaszcza w obliczu coraz dalej posuniętej koncentracji majątków. Trudno powiedzieć, dokąd prowadziłaby ta trajektoria, gdyby nie wstrząsy gospodarcze i polityczne spowodowane wybuchem wojny w latach 1914 – 1918. W świetle analizy historycznej i z dystansem, na jaki możemy sobie pozwolić dzisiaj, wydają się one jedynymi czynnikami składającymi się na zmniejszenie nierówności od czasu rewolucji przemysłowej.

Korzystna koniunktura dla kapitału i zysków przemysłowych, w porównaniu ze stagnacją dochodów z pracy, stanowi w latach 40. i 50. XIX wieku fakt tak oczywisty, że wszyscy mają tego absolutną świadomość, nawet jeśli nikt nie dysponuje wówczas reprezentatywnymi statystykami narodowymi. To w tym kontekście rozwijają się pierwsze ruchy komunistyczne i socjalistyczne. Centralne pytanie jest proste: czemu służy rozwój przemysłu, czemu służą wszystkie te innowacje techniczne, cała ta praca, cały ten exodus ze wsi, jeśli na koniec półwiecza wzrostu przemysłu sytuacja mas jest wciąż tak samo nędzna i jeśli wszystko, na co nas stać, to zakaz zatrudniania w fabrykach dzieci poniżej ósmego roku życia? Klęska istniejącego systemu ekonomicznego i politycznego wydaje się ewidentna. Podobnie jak następne pytanie: Co można powiedzieć o ewolucji takiego systemu na dłuższą metę?

Przed takim wyzwaniem staje Marks. W 1848 roku, w przededniu Wiosny Ludów, opublikował już Manifest partii komunistycznej, krótki, acz wpływowy tekst zaczynający się słynnymi słowami: „Widmo krąży po Europie – widmo komunizmu”6, i kończący nie mniej głośną przepowiednią rewolucyjną: „Wraz z rozwojem wielkiego przemysłu usuwa się przeto spod nóg burżuazji sama podstawa, na której wytwarza ona i przywłaszcza sobie produkty. Wytwarza ona przede wszystkim swoich własnych grabarzy. Jej zagłada i zwycięstwo proletariatu są równie nieuniknione”.

W ciągu dwóch następnych dziesięcioleci Marks zajmie się pisaniem obszernego traktatu, który miał uzasadnić te wnioski i stworzyć naukową analizę kapitalizmu i jego upadku. To dzieło pozostanie nieukończone: pierwszy tom Kapitału ukazał się w 1867 roku, ale Marks zmarł w 1883 roku, nie ukończywszy dwóch następnych tomów, które zostaną wydane pośmiertnie przez jego przyjaciela, Fryderyka Engelsa, na podstawie zagmatwanych niekiedy fragmentów rękopisów, które pozostawił.

Podobnie jak Ricardo, Marks planował osadzić swoją pracę na fundamencie analizy wewnętrznych logicznych sprzeczności systemu kapitalistycznego. W ten sposób zamierzał odciąć się tak od ekonomistów burżuazyjnych (którzy widzą w rynku system samoregulujący się, to znaczy zdolny do osiągnięcia stanu równowagi, na wzór „niewidocznej ręki” Smitha i „prawa zbytu” Saya), jak i od socjalistów utopijnych czy zwolenników Pierre’a-Josepha Proudhona, którzy według niego zadowalali się ujawnianiem robotniczej nędzy, nie proponując poważnych naukowych studiów nad istniejącymi procesami gospodarczymi7. W skrócie: Marks wychodzi od modelu ceny kapitału i zasady rzadkości dóbr Ricardo, po czym idzie dalej z analizą dynamiki kapitału, biorąc pod uwagę świat, w którym kapitał jest przede wszystkim przemysłowy (maszyny, wyposażenie itp.), a nie gruntowy, wobec czego może potencjalnie akumulować się w sposób nieograniczony. Istotnie jego podstawowym wnioskiem jest coś, co można nazwać „zasadą nieograniczonej akumulacji”, to znaczy nieuchronnej tendencji kapitału do gromadzenia się i koncentrowania w nieskończonych proporcjach, bez naturalnej granicy – stąd przewidywane przez Marksa apokaliptyczne rozwiązanie: albo będziemy świadkami tendencji do spadku stopy zwrotu z kapitału (co zabija motor akumulacji i może doprowadzić kapitalistów do walki między sobą), albo udział kapitału w dochodzie narodowym urośnie w sposób nieograniczony (co prędzej lub później doprowadzi pracujących do zjednoczenia się i zbuntowania). W każdym wypadku żadna stabilna równowaga socjoekonomiczna ani polityczna nie będzie możliwa.

Ta czarna wizja, podobnie jak ta zakładana przez Ricardo, nie spełniła się. Poczynając od ostatniego trzydziestolecia XIX wieku, płace wreszcie zaczynają rosnąć: poprawa ich siły nabywczej staje się powszechna, co zasadniczo zmienia sytuację, nawet jeśli nierówności pozostają wyraźne i pod pewnymi względami pogłębiają się aż do I wojny światowej. Do rewolucji komunistycznej doszło, ale w najbardziej zapóźnionym kraju Europy, tym, w którym rewolucja przemysłowa zaledwie się zaczynała (Rosja), podczas gdy najbardziej rozwinięte kraje Europy wybierały inne drogi, socjaldemokratyczne, na szczęście dla swoich ludności. Podobnie jak poprzedzający go autorzy, Marks w ogóle nie uwzględnił możliwości trwałego postępu technicznego i stałego wzrostu wydajności, a więc czynnika, który – jak zobaczymy – pozwoli w jakimś stopniu równoważyć proces akumulacji i rosnącej koncentracji kapitału prywatnego. Niewątpliwie brakowało mu danych statystycznych dla uzyskania większej precyzyjności swoich przewidywań. Bez wątpienia padł również ofiarą tego, że swe wnioski miał gotowe od 1848 roku, jeszcze przed podjęciem badań, które mogłyby je uzasadnić. Najwyraźniej Marks pisał w warunkach wielkiego podniecenia politycznego, co prowadzi niekiedy do skrótów, których trudno uniknąć w pośpiechu. Płynie stąd wniosek o bezwzględnej konieczności podbudowywania rozpraw teoretycznych źródłami historycznymi tak kompletnymi, jak to tylko możliwe, co Marks najwidoczniej zaniedbał8. Nie mówiąc już o tym, że w ogóle nie postawił sobie pytania o organizację polityczną i gospodarczą społeczeństwa, w którym prywatna własność kapitału zostałaby całkowicie zniesiona, a więc problemu nadzwyczaj złożonego, czego dowodzą dramatyczne improwizacje reżimów totalitarnych, które poszły tą drogą.

Przekonamy się wszakże, iż mimo wszystkich ograniczeń Marksowska analiza zachowuje w wielu punktach pewną trafność. Marks wychodzi od ważkiej kwestii (nieprawdopodobna koncentracja bogactwa podczas rewolucji przemysłowej) i próbuje znaleźć na nią odpowiedź, posługując się środkami, którymi dysponuje. Oto podejście, na którym dzisiejsi ekonomiści powinni się wzorować. Następnie, i przede wszystkim, broniona przez Marksa zasada nieograniczonej akumulacji opiera się na intuicji fundamentalnej dla analizy XXI wieku, jak i wieku XIX, i w pewien sposób bardziej jeszcze niepokojącej od drogiej Ricardo zasady rzadkości dóbr. Kiedy stopa przyrostu ludności i wzrostu wydajności jest stosunkowo niska, majątki zgromadzone w przeszłości w sposób naturalny uzyskują wielkie znaczenie, potencjalnie nadmierne i destabilizujące społeczeństwa, których proces ten dotyczy. Inaczej mówiąc, słaby wzrost pozwala tylko nieznacznie zrównoważyć Marksowską zasadę nieograniczonej akumulacji. Wynikiem jest równowaga, która nie jest może tak apokaliptyczna, jak przewidywał Marks, niemniej jednak powodujące zakłócenia. Akumulacja zatrzymuje się w pewnym skończonym punkcie, ale punkt ten może mieścić się nadzwyczaj wysoko i mieć charakter destabilizujący. Jak zobaczymy, bardzo znaczny wzrost całkowitej wartości majątków prywatnych, wyrażony w wielokrotności rocznego dochodu narodowego, który od lat 70. i 80. XX wieku stwierdzamy we wszystkich bogatych krajach – w szczególności w Europie i w Japonii – mieści się całkowicie w tej logice.

Od Marksa do Kuznetsa: od apokalipsy do bajki

Przechodząc od analiz Ricardo i Marksa w XIX wieku do tych autorstwa Simona Kuznetsa w XX wieku, można powiedzieć, że badania ekonomiczne przeszły od wyraźnej – i niewątpliwie przesadnej – skłonności do apokaliptycznych przepowiedni do opowiadania – równie przesadnego – chwytliwych bajek, a w każdym razie do happy endów. W istocie według teorii Kuznetsa nierówności dochodów mają zmniejszać się spontanicznie w zaawansowanych stadiach kapitalistycznego rozwoju, niezależnie od prowadzonej polityki czy charakterystyki poszczególnych krajów, później zaś stabilizować się na akceptowalnym poziomie. Teoria ta, zaprezentowana w 1955 roku, wydaje się pochodzić z czarodziejskiego świata „wspaniałego trzydziestolecia”: wystarczy być cierpliwym i trochę poczekać, aby wzrost przyniósł korzyści wszystkim9. Filozofię chwili najwierniej oddaje anglosaski zwrot: Growth is a rising tide that lifts all boats (Wzrost jest falą unoszącą wszystkie łodzie). Warto tutaj także przypomnieć optymistyczny fragment analizy Roberta Solowa z 1956 roku, dotyczącej warunków „ścieżki zrównoważonego wzrostu”, to znaczy takiej trajektorii wzrostu, w której wszystkie wielkości – produkcji, dochodów, zysków, płac, kapitału, kursów giełdowych, nieruchomości itd. – postępują w tym samym rytmie, tak że każda grupa społeczna korzysta ze wzrostu w tych samych proporcjach, bez większych różnic10. To absolutne przeciwieństwo Ricardiańskiej czy Marksowskiej spirali nierówności i apokaliptycznych analiz XIX wieku.

Dla lepszego zrozumienia istotnego wpływu teorii Kuznetsa, przynajmniej do lat 80. i 90. XX wieku, a w pewnym stopniu nawet do dzisiaj, należy podkreślić fakt, że mamy do czynienia z pierwszą teorią w tej dziedzinie opartą na pogłębionej pracy statystycznej. Trzeba było czekać aż do połowy XX wieku, by pojawiły się wreszcie – wraz z wydaniem w 1953 roku monumentalnego dzieła Shares of Upper Income Groups in Income and Savings – pierwsze ciągi historycznych statystyk podziału dochodów. Historyczne statystyki Kuznetsa dotyczą tylko jednego kraju (Stanów Zjednoczonych) i okresu trzydziestu pięciu lat (1913 – 1948). Stanowią jednak wkład bardzo dużej wagi, ponieważ są oparte na dwóch źródłach danych niedostępnych dla autorów z XIX wieku: z jednej strony na deklaracjach o dochodach, składanych w związku z federalnym podatkiem dochodowym wprowadzonym w Stanach Zjednoczonych w 1913 roku, a z drugiej strony na szacunkach dochodu narodowego Stanów Zjednoczonych sporządzonych przez samego Kuznetsa kilka lat wcześniej11. W ten sposób po raz pierwszy światło dzienne ujrzała tak ambitna próba zmierzenia nierówności społecznych.

Ważne jest uświadomienie sobie, że bez tych dwóch niezbędnych i uzupełniających się źródeł rzeczą niemożliwą byłoby zmierzenie nierówności w podziale dochodów i ich ewolucji. Pierwsze próby szacowania dochodu narodowego w Zjednoczonym Królestwie i we Francji pochodzą co prawda z przełomu XVII i XVIII wieku, były też podejmowane w ciągu XIX stulecia, ale chodziło wówczas o odosobnione szacunki. Trzeba było zaczekać aż do XX wieku i okresu międzywojennego, by doroczne cykle badań dochodu narodowego rozwinęły się z inicjatywy takich badaczy, jak Kuznets i John W. Kendrick w Stanach Zjednoczonych, Arthur L. Bowley i Colin G. Clark w Zjednoczonym Królestwie czy Léo Dugé de Bernonville we Francji. To pierwsze źródło, które pozwala obliczyć całkowity dochód kraju. Aby jednak obliczyć szczególnie wysokie dochody i ich udział w dochodzie narodowym, trzeba jeszcze dysponować deklaracjami podatkowymi. To drugie źródło pojawiło się, gdy w wielu krajach w okolicach I wojny światowej (w 1913 roku w Stanach Zjednoczonych, 1914 we Francji, 1909 w Zjednoczonym Królestwie, 1922 w Indiach i w 1932 roku w Argentynie) wprowadzono progresywny podatek dochodowy12.

Warto wiedzieć, że istnieją różne inne rodzaje statystyk dotyczące obowiązujących podstaw opodatkowania (na przykład liczby drzwi i okien w podziale na departamenty we Francji XIX wieku, co bynajmniej nie jest bez znaczenia), ale przy braku podatku dochodowego nie istnieje nic, co odnosiłoby się do dochodów. Zresztą osoby, których to dotyczy, często nie znają własnych dochodów, dopóki nie muszą ich deklarować. Podobnie rzecz się ma, gdy chodzi o podatek od spółek i podatek majątkowy. Podatek stanowi nie tylko sposób włączenia ludzi w finansowanie wydatków publicznych i wspólnych projektów oraz możliwie sprawiedliwego podziału ich wkładu. To też sposób tworzenia klasyfikacji, wiedzy i demokratycznej przejrzystości.

Tak czy inaczej, zgromadzone dane pozwoliły Kuznetsowi na obliczenie ewolucji udziału, jaki w amerykańskim dochodzie narodowym przypadał każdemu centylowi, a także decylowi osób najwyżej usytuowanych w hierarchii dochodów. Co z tego wynikało? Kuznets dostrzegł znaczną redukcję nierówności dochodów w Stanach Zjednoczonych między rokiem 1913 i 1948. Konkretnie: w latach 1910 – 1920 10 % najbogatszych Amerykanów otrzymywało corocznie do 45 – 50 % dochodu narodowego. Z końcem lat 40. XX wieku część przypadająca na tę samą najbogatszą grupę spadła do około 30 – 35 % dochodu narodowego. Odnotowany spadek, przekraczający 10 punktów procentowych dochodu narodowego, jest wyraźny, odpowiada na przykład połowie tego, co przypada 50 % najuboższych Amerykanów13. Ta niewątpliwa redukcja nierówności ma duże znaczenie i będzie miała ogromny wpływ na powojenne debaty ekonomiczne, prowadzone zarówno na uniwersytetach, jak i w organizacjach międzynarodowych.

Minęły całe dekady, odkąd Malthus, Ricardo, Marks i tylu innych mówiło o nierównościach, nie powołując się jednak na żadne źródła, żadną metodę pozwalającą na dokładne porównanie różnych epok, a tym samym odniesienie się do konkurencyjnych hipotez. Po raz pierwszy pojawiła się obiektywna podstawa, może nie do końca doskonała, ale mająca tę zaletę, że istniała. Poza tym wykonana praca jest nadzwyczajnie udokumentowana: opasły tom opublikowany przez Kuznetsa w 1953 roku prezentuje w najbardziej przejrzysty sposób wszystkie szczegóły jego źródeł i metod, tak że każde obliczenie może być odtworzone. Ponadto Kuznets przynosi dobrą nowinę: nierówności maleją.

Krzywa Kuznetsa: dobra nowina w czasach zimnej wojny

Tak naprawdę sam Kuznets był w pełni świadomy zdecydowanie przypadkowego charakteru zmniejszenia wysokich dochodów w Stanach Zjednoczonych w latach 1913 – 1948, spowodowanego w znacznej mierze wstrząsami związanymi z kryzysem lat 30. XX wieku i II wojną światową, i niemającego wiele wspólnego z procesem naturalnym ani spontanicznym. W swym opasłym tomie wydanym w 1953 roku Kuznets analizuje szczegółowo te przypadki i ostrzega czytelnika przed wszelkim pośpiesznym uogólnieniem. Jednakże w grudniu 1954 roku, w ramach wykładu, który wygłasza w Detroit jako przewodniczący Amerykańskiego Towarzystwa Ekonomicznego, decyduje się na przedstawienie kolegom dużo bardziej optymistycznej interpretacji wyników swych badań. To właśnie ten wykład, opublikowany w 1955 roku pod tytułem Economic growth and income inequality (Wzrost gospodarczy i nierówność dochodu), da początek teorii „krzywej Kuznetsa”.

Według tej teorii nierówności miałyby wszędzie układać się w kształt „krzywej dzwonowej”, to znaczy najpierw rosnącej, a później opadającej, w toku procesu industrializacji i rozwoju gospodarczego. Zdaniem Kuznetsa po fazie naturalnego wzrostu nierówności, właściwego dla pierwszych etapów uprzemysłowienia, czemu w Stanach Zjednoczonych odpowiada z grubsza XIX wiek, następuje faza silnego spadku nierówności, która w Stanach Zjednoczonych miała rozpocząć się w pierwszej połowie XX wieku.

Lektura wspomnianego tekstu z 1955 roku wiele wyjaśnia. Po przypomnieniu wszystkich powodów do ostrożności i oczywistego znaczenia zaburzeń zewnętrznych dla niedawnego spadku amerykańskich nierówności, Kuznets w delikatny sposób sugeruje, że wewnętrzna logika rozwoju gospodarczego, niezależnie od wszelkiej interwencji politycznej i wszelkich zaburzeń zewnętrznych, mogłaby również doprowadzić do takiego samego wyniku. Polega to na tym, że nierówności rosną w pierwszej fazie industrializacji (tylko mniejszość może korzystać z nowych bogactw, zapewnianych przez uprzemysłowienie), by następnie spontanicznie się zmniejszać podczas zaawansowanych faz rozwoju (rosnący odsetek ludności dołącza do najbardziej obiecujących sektorów, stąd spontaniczna redukcja nierówności)14.

Te „zaawansowane fazy” zaczynałyby się z końcem XIX lub początkiem XX wieku w krajach uprzemysłowionych, z kolei redukcja nierówności, do której doszło w Stanach Zjednoczonych w latach 1913 – 1948, potwierdzałaby tylko ogólne zjawisko, które w zasadzie powinno powtórzyć się kiedyś we wszystkich krajach, łącznie z tymi mniej rozwiniętymi, pogrążonymi wówczas w postkolonialnej nędzy. Wnioski przedstawione przez Kuznetsa w jego książce z 1953 roku stały się nagle bronią polityczną wielkiej mocy15. Kuznets był w pełni świadomy wysoce spekulatywnego charakteru swej teorii16. Prezentując więc optymistyczną jej wersję w ramach swego wykładu wygłoszonego w gronie ekonomistów amerykańskich, którzy byli w pełni gotowi uwierzyć i rozpowszechniać dobrą nowinę dostarczoną przez ich sławnego kolegę, Kuznets wiedział, że wywrze ogromny wpływ: tak narodziła się „krzywa Kuznetsa”. Aby upewnić się, że wszyscy dobrze zrozumieli, o co chodzi, Kuznets dodał zresztą, że stawką jego optymistycznych przepowiedni jest po prostu utrzymanie krajów słabo rozwiniętych „w orbicie wolnego świata”17. Teoria „krzywej Kuznetsa” jest zatem w znacznym stopniu produktem zimnej wojny.

Chciałbym być dobrze zrozumiany: wykonana przez Kuznetsa praca nad stworzeniem pierwszych danych na temat amerykańskich rachunków narodowych i pierwszych ciągów historycznych statystyk dotyczących nierówności jest w pełni godna uznania, a w świetle lektury jego książek – bardziej niż artykułów – oczywiste jest, że kierował się on prawdziwą etyką badacza. Poza tym bardzo silny wzrost we wszystkich krajach rozwiniętych po wojnie był czynnikiem o zasadniczym znaczeniu, podobnie jak fakt, że wszystkie grupy społeczne na tym korzystały. Jest rzeczą normalną, że w okresie „wspaniałego trzydziestolecia” przeważał pewien optymizm oraz że apokaliptyczne przewidywania z XIX wieku o dynamice podziału bogactw straciły na popularności.

Niemniej jednak czarodziejska teoria „krzywej Kuznetsa” została zbudowana w znacznym stopniu na błędnych podstawach, a jej baza empiryczna jest nader wątła. Przekonamy się, że silna redukcja nierówności dochodów, która w latach 1914 – 1945 wystąpiła niemal we wszystkich zamożnych krajach, była przede wszystkim skutkiem wojen światowych i gwałtownych wstrząsów gospodarczych i politycznych, które były ich wynikiem (zwłaszcza dla posiadaczy wielkich majątków), i nie miała wiele wspólnego ze spokojnym procesem ruchu międzysektorowego opisanym przez Kuznetsa.

Przywrócenie problemu podziału dóbr do centrum analizy ekonomicznej

Problem podziału dóbr jest ważny nie tylko ze względów historycznych. Od lat 70. XX wieku nierówności szybko i drastycznie wzrosły w bogatych krajach, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, gdzie koncentracja dochodów w latach 2000 – 2010 osiągnęła, albo nawet lekko przekroczyła, rekordowy poziom z lat 1910 – 1920. Kwestią podstawową jest zatem zrozumienie, dlaczego tak się dzieje i jak nierówności mogły poprzednio ulec zmniejszeniu. Oczywiście bardzo silny wzrost w krajach biednych i wschodzących, zwłaszcza w Chinach, stanowi potencjalnie potężną siłę redukującą nierówności na poziomie światowym, podobnie jak wzrost w krajach bogatych w czasie „wspaniałego trzydziestolecia”. Ale proces ten rodzi silne niepokoje wewnątrz krajów wschodzących i jeszcze większe w krajach bogatych. Poza tym zakłócenia obserwowane w ostatnich latach na rynkach finansowych, naftowych i nieruchomości mogą budzić naturalne wątpliwości co do nieuchronnego charakteru opisanej przez Solowa i Kuznetsa „ścieżki zrównoważonego wzrostu”, według której wszystko miało się rozwijać w tym samym tempie. Czy świat roku 2050 lub 2100 znajdzie się w rękach maklerów, kadr zarządzających i posiadaczy dużych majątków, czy krajów naftowych, czy też może Bank of China albo rajów podatkowych, gdzie w ten lub inny sposób wylądują wszyscy ci gracze? Byłoby rzeczą absurdalną nie stawiać sobie tych pytań i zakładać, że wzrost będzie w naturalny sposób „zrównoważony” na dłuższą metę.

W pewnym sensie na początku XXI wieku znajdujemy się w podobnej sytuacji co obserwatorzy z XIX stulecia: jesteśmy świadkami ogromnych przekształceń i trudno powiedzieć, dokąd mogą nas one zaprowadzić albo do czego będzie podobny światowy podział bogactw między krajami i wewnątrz nich w perspektywie kilku dekad. Dziewiętnastowieczni ekonomiści mieli jedną ogromną zaletę: lokowali problem podziału dóbr w centrum analizy i poszukiwali długoterminowych tendencji. Ich odpowiedzi nie zawsze były satysfakcjonujące, ale przynajmniej stawiali dobre pytania. Naprawdę nie mamy żadnego dobrego powodu, by wierzyć w samoregulujący się charakter wzrostu. Nadeszła najwyższa pora, by przywrócić problem nierówności do centrum analizy ekonomicznej i postawić ponownie pytania zadane w XIX wieku. Zbyt długo kwestia podziału bogactw była niedoceniana przez ekonomistów, po części ze względu na optymistyczne wnioski Kuznetsa, po części zaś z uwagi na nadmierną skłonność naszej profesji do posługiwania się uproszczonymi modelami matematycznymi, opartymi na „typowym przedstawicielu”18. Aby przywrócić kwestię podziału dóbr do centrum analizy, trzeba zacząć od zebrania wszystkich możliwych danych historycznych, pozwalających na lepsze zrozumienie ewolucji z przeszłości i obecnych tendencji. Jedynie tak, ustalając cierpliwie fakty i prawidłowości oraz konfrontując doświadczenia różnych krajów, możemy mieć nadzieję na lepszą ocenę występujących mechanizmów i rozjaśnienie drogi na przyszłość.

Źródła wykorzystywane w tej książce

Podstawą tej książki są dwa rodzaje źródeł umożliwiających badanie historycznej dynamiki podziału bogactw: jedne dotyczą dochodów i nierówności ich podziału, drugie zaś majątków, ich podziału i stosunku, jaki utrzymują z dochodami.

Zacznijmy od dochodów. Moja praca w dużej mierze polegała na rozszerzeniu w czasie i przestrzeni pionierskiej pracy wykonanej przez Kuznetsa w celu zmierzenia ewolucji nierówności dochodów w Stanach Zjednoczonych w latach 1913 – 1948. To rozszerzenie zakresu pozwala lepiej osadzić w perspektywie tendencje stwierdzone przez Kuznetsa (które są w pełni realne) i prowadzi do radykalnego zakwestionowania optymistycznego związku, jaki ustanawia on między rozwojem gospodarczym a podziałem bogactw. Może dziwić, że praca Kuznetsa nie była nigdy kontynuowana w sposób systematyczny, bez wątpienia po części dlatego, że historyczne i statystyczne wykorzystywanie źródeł fiskalnych trafia na akademicką ziemię niczyją. Na nieszczęście, gdyż tylko długoterminowa perspektywa pozwala prawidłowo analizować dynamikę nierówności dochodów, a tylko źródła fiskalne umożliwiają przyjęcie długoterminowej perspektywy19.

Zacząłem od rozszerzenia metody Kuznetsa na Francję, co doprowadziło do wydania pierwszej pracy w 2001 roku20. Następnie miałem szczęście korzystać ze wsparcia wielu kolegów – w pierwszym rzędzie Anthony’ego Atkinsona i Emmanuela Saeza – co pozwoliło mi rozbudować projekt na znacznie szerszą, międzynarodową skalę. Anthony Atkinson zajmował się przypadkiem Zjednoczonego Królestwa i wielu innych krajów. Pod naszą redakcją ukazały się dwa tomy, wydane w latach 2007 i 2010, gromadzące podobne badania dotyczące ponad dwudziestu krajów na wszystkich kontynentach21. Z Emmanuelem Saezem przedłużyliśmy o kolejne pół wieku serie danych przygotowane przez Kuznetsa na temat Stanów Zjednoczonych22, sam Emmanuel zajął się natomiast kilkoma innymi ważnymi krajami, jak Kanada i Japonia. Wielu badaczy wniosło swój wkład do tego zespołowego projektu: Facundo Alvaredo przygotował przypadki Argentyny, Hiszpanii i Portugalii, Fabien Dell – Niemiec i Szwajcarii, z Abhijitem Banerjee badałem problem Indii, z kolei dzięki Nancy Qian mogłem zająć się Chinami23.

W stosunku do każdego kraju staraliśmy się używać podobnych źródeł, takich samych metod i identycznych pojęć: w każdym przypadku wydzielono centyle i decyle osób o najwyższych dochodach, szacowane na podstawie danych fiskalnych pochodzących z deklaracji podatkowych (po wielu poprawkach, aby zapewnić jednolitość danych i pojęć w czasie i przestrzeni); dochód narodowy i średni dochód otrzymywaliśmy z rachunków narodowych, które trzeba było niekiedy uzupełniać lub wydłużać. Ciągi zaczynają się zwykle z datą wprowadzenia podatku dochodowego (zazwyczaj w latach 1910 – 1920, czasami w latach 1880 – 1890, jak w Japonii czy w Niemczech, czasami później). Są one często aktualizowane i obecnie dochodzą do drugiej dekady XXI wieku.

Baza World Top Incomes Database (WTID), będąca rezultatem połączonej pracy trzydziestu badaczy na całym świecie, stanowi w sumie najobszerniejszą dostępną dziś bazę danych historycznych przedstawiającą ewolucję nierówności dochodów i odpowiada za pierwszy zestaw źródeł wykorzystanych w książce24.

Drugi zestaw źródeł, który zgromadziłem jako pierwszy w ramach tej książki, dotyczy majątków, ich podziału oraz ich stosunku do dochodów. Majątki odgrywają ważną rolę już w pierwszym zestawie źródeł, ze względu na czerpane z nich dochody. Przypomnijmy bowiem, że dochód obejmuje zawsze dwie części składowe, z jednej strony dochody z pracy (płace, uposażenia, premie, bonusy i inne dochody z pracy, niezależnie od ich formy prawnej), a z drugiej dochody z kapitału (czynsze, dywidendy, odsetki, zyski, tantiemy oraz inne dochody uzyskiwane wyłącznie z tytułu posiadania kapitału ziemskiego, finansowego, przemysłowego, nieruchomości itd., jakakolwiek byłaby ich forma prawna). Dane pochodzące z bazy WTID zawierają dużo informacji o ewolucji dochodów z kapitału w ciągu XX wieku. Rzeczą niezbędną jest jednak uzupełnienie ich o źródła traktujące bezpośrednio o majątkach. Można tu wyróżnić trzy uzupełniające się podzespoły źródeł historycznych i podejść metodologicznych25.

Przede wszystkim, podobnie jak zeznania podatkowe pozwalają na badanie ewolucji nierówności dochodów, tak deklaracje spadkowe związane z podatkami spadkowymi umożliwiają badanie ewolucji nierówności majątkowych26. To podejście zostało pierwotnie wprowadzone przez Roberta Lampmana w 1962 roku do badania ewolucji nierówności majątkowych w Stanach Zjednoczonych w latach 1922 – 1956, a następnie przez Anthony’ego Atkinsona i Alana Harrisona w 1978 roku do badania przypadku Zjednoczonego Królestwa w latach 1923 – 197227. Prace te zostały niedawno przejrzane i rozszerzone na inne kraje, jak Francja i Szwecja. Dysponujemy tu niestety wiedzą o mniejszej liczbie krajów niż w wypadku nierówności dochodowych. Jednakże możliwe jest, w niektórych przypadkach, cofnięcie się dużo wcześniej w czasie, często aż do początków XIX wieku, ponieważ system podatkowy w odniesieniu do spadków jest dużo starszy niż ten dotyczący dochodów. Gromadząc dane zebrane w różnych okresach przez administrację francuską i zbierając wraz z Gilles’em Postelem-Vinayem i Jeanem-Laurentem Rosenthalem obszerny zestaw indywidualnych deklaracji w archiwach spadkowych, mogliśmy w szczególności ustalić jednolite ciągi danych w kwestii koncentracji majątków we Francji od czasów rewolucji28. Pozwala nam to na usytuowanie zaburzeń spowodowanych przez I wojnę światową w perspektywie dużo dłuższej niż ciągi dotyczące nierówności dochodów (które zaczynają się często dopiero w okolicach pierwszej dekady XX wieku). Także prace Jespera Roinego i Daniela Waldenströma, przeprowadzone w oparciu o szwedzkie źródła historyczne, przynoszą bogate wnioski29.

Źródła danych spadkowych i majątkowych pozwalają nam również badać ewolucje znaczenia dziedziczenia i oszczędności dla powstawania majątków w kontekście dynamiki nierówności majątkowych. Wykonaliśmy tę pracę w sposób stosunkowo kompletny w przypadku Francji, której bardzo obfite źródła historyczne zapewniają unikatowy punkt widzenia na ewolucję dziedziczenia w dłuższym wymiarze czasu30. Praca ta została częściowo rozszerzona na inne kraje, w szczególności Zjednoczone Królestwo, Niemcy, Szwecję i Stany Zjednoczone. Materiały te odgrywają zasadniczą rolę w naszych badaniach, ponieważ nierówności majątkowe mają odmienne znaczenie w zależności od tego, czy pochodzą z dziedzictwa pozostawionego przez poprzednie pokolenia, czy też z oszczędności odłożonych w ciągu jednego życia. W ramach tej książki interesujemy się nie tylko poziomem nierówności jako takich, ale również, i przede wszystkim, strukturą nierówności, to znaczy przyczynami różnic w dochodach i majątkach między różnymi grupami społecznymi oraz różnymi systemami uzasadnień ekonomicznych, społecznych, moralnych i politycznych mogących je usprawiedliwiać bądź potępiać. Nierówność sama w sobie nie musi być zła: podstawową kwestią pozostaje jednak, jak jest ona umotywowana i czy ma swoje racje.

Wreszcie, źródła majątkowe pozwalają na badanie w bardzo długim okresie ewolucji łącznej wartości nagromadzonego majątku narodowego (czy chodzi o kapitał ziemski, przemysłowy, finansowy, czy o nieruchomości), mierzonej wielokrotnością rocznego dochodu narodowego niezbędnego do ich zgromadzenia. Badanie tego stosunku kapitału do dochodu na poziomie globalnym jest zadaniem, które ma swoje ograniczenia – zawsze lepiej jest analizować również nierówność majątków na poziomie indywidualnym oraz znaczenie dziedziczenia i oszczędności w powstawaniu kapitału – pozwala ono jednak analizować w sposób syntetyczny znaczenie kapitału na poziomie społeczeństwa jako całości. Poza tym zobaczymy, że gromadząc i porównując szacunki pochodzące z różnych okresów, możemy sięgnąć w przypadku niektórych krajów – w szczególności Zjednoczonego Królestwa i Francji – aż do początków XVIII wieku, co pozwoli nam spojrzeć z perspektywy na rewolucję przemysłową w historii kapitału. Oprzemy się tutaj na danych historycznych, które zebraliśmy ostatnio z Gabrielem Zucmanem31. W znacznym stopniu badanie to jest poszerzeniem i uogólnieniem pracy polegającej na zebraniu bilansów majątkowych poszczególnych krajów, dokonanej przez Raymonda Goldsmitha w latach 70. XX wieku32.

W porównaniu z poprzednimi pracami nowość tego podejścia polega na dążeniu do zgromadzenia źródeł historycznych tak pełnych i systematycznych, jak to tylko możliwe, w celu zbadania dynamiki podziału bogactw. Należy podkreślić, że korzystałem przy tym z podwójnej przewagi w stosunku do wcześniejszych autorów: po pierwsze patrzymy dzisiaj z większego dystansu historycznego (a jak zobaczymy, niektóre dłuższe ewolucje stają się widoczne, dopiero gdy dysponuje się danymi dotyczącymi lat 2000 – 2010, tak długotrwałe są konsekwencje zaburzeń będących skutkiem wojen światowych); po drugie, dzięki nowym możliwościom zapewnionym przez informatykę, mogliśmy zgromadzić bez nadmiernego wysiłku dane historyczne na skalę większą od naszych poprzedników.

Nie usiłując przydawać technologii nadmiernej roli w historii idei, uważam, że te czysto techniczne problemy nie powinny być całkowicie zlekceważone. Obiektywnie rzecz biorąc, w czasach Kuznetsa i w znacznym stopniu aż do lat 80. poprzedniego stulecia dużo trudniej było korzystać z wielkich ilości danych historycznych niż obecnie. Musimy być świadomi, że kiedy w latach 70. XX wieku Alice Hanson Jones gromadzi listy zgonów w Ameryce w z epoki kolonialnej33 albo kiedy Adeline Daumard postępuje podobnie z francuskimi archiwami spadkowymi z XIX wieku34, praca ta wykonywana jest w znacznej mierze ręcznie, z użyciem kartonowych fiszek. Gdy czyta się dzisiaj te cenne analizy, do których zaliczyć można też prace François Simianda poświęcone ewolucji płac w XIX wieku, Ernesta Labrousse’a na temat historii cen i dochodów w XVIII wieku bądź Jeana Bouviera i François Fureta dotyczące wahań zysku w XIX wieku, widać jasno, że badacze ci musieli zmierzyć się z ogromnymi trudnościami natury fizycznej, by zebrać i opracować swoje dane35. Te techniczne komplikacje pochłaniają często znaczną część energii i wydają się niekiedy przeważać nad analizą i interpretacją, tym bardziej że trudności te znacząco ograniczają pożądane porównania czasowe i międzynarodowe. Tak więc badanie historii podziału bogactw dzisiaj jest rzeczą znacznie łatwiejszą niż w przeszłości. Książka ta oddaje w dużej mierze tę ewolucję warunków pracy badacza36.

Najważniejsze wyniki osiągnięte w tej książce

Jakie są najważniejsze wyniki, do których doprowadziły mnie te niepublikowane dotąd źródła historyczne? Pierwszy wniosek jest taki, że należy podchodzić z nieufnością do wszelkiego determinizmu ekonomicznego w tej dziedzinie: historia podziału bogactw jest zawsze historią głęboko polityczną i nie może być sprowadzona do mechanizmów czysto ekonomicznych. W szczególności redukcja nierówności widoczna w krajach rozwiniętych między latami 1900 – 1910 a 1950 – 1960 jest przede wszystkim skutkiem wojen i polityk publicznych, uruchamianych w następstwie tych turbulencji. Także wzrost nierówności, poczynając od lat 70. XX wieku, zawdzięcza wiele zakrętom politycznym ostatnich dekad, zwłaszcza w dziedzinie fiskalnej i finansowej. Historia nierówności zależy od wyobrażenia uczestników życia gospodarczego, politycznego i społecznego na temat tego, co jest sprawiedliwe, a co nie jest, od stosunku sił między nimi i wreszcie od zbiorowych decyzji, które z tego wynikają; jest tym, czym uczynią ją wszystkie zainteresowane strony.

Drugi wniosek, zajmujący centralne miejsce w tej książce, polega na tym, że dynamika podziału bogactw uruchamia potężne mechanizmy popychające na przemian w kierunku konwergencji bądź zróżnicowania, i że nie istnieje żaden naturalny i spontaniczny proces, który pozwalałby na uniknięcie destabilizujących i sprzyjających nierównościom tendencji w sposób trwały.

Zacznijmy od mechanizmów sprzyjających konwergencji, czyli zmierzających w kierunku redukcji i kompresji nierówności. Główną siłą konwergencji jest proces upowszechniania wiedzy oraz inwestycje na rzecz podniesienia kwalifikacji i kształcenia. Gra popytu i podaży, jak również ruchliwość kapitału i pracy, będąca jej wariantem, mogą oddziaływać w tym kierunku, ale czynią to często w sposób dwuznaczny i sprzeczny. Proces upowszechniania wiedzy i umiejętności stanowi centralny mechanizm pozwalający jednocześnie na ogólny wzrost wydajności i redukcję nierówności, wewnątrz kraju i na poziomie międzynarodowym, o czym świadczy obecne doganianie krajów bogatych przez znaczną część krajów biednych i wschodzących, poczynając od Chin. Tylko przyjmując zasady produkcji i osiągając poziom kwalifikacji krajów zamożnych, kraje mniej rozwinięte nadrabiają opóźnienie w wydajności i podnoszą dochody. Otwarcie handlowe może ułatwić proces konwergencji technologicznej, ale chodzi tu przede wszystkim o upowszechnienie know-howi podział wiedzy – dobra jak najbardziej publicznego – nie zaś o mechanizm rynkowy.

Ze ściśle teoretycznego punktu widzenia potencjalnie istnieją też inne siły działające na rzecz większej równości. Można na przykład założyć, że technologia produkcji może z czasem wymagać od pracowników coraz większych kompetencji, tak że udział pracy w ogólnym dochodzie wykazuje tendencję zwyżkową (a z kolei udział kapitału o tyleż maleje) – to hipoteza, którą możemy nazwać „hipotezą wzrostu znaczenia kapitału ludzkiego”. Inaczej mówiąc, marsz w kierunku racjonalizacji technologicznej prowadziłby automatycznie do triumfu kapitału ludzkiego nad kapitałem finansowym oraz tym pochodzącym z nieruchomości, a więc zwycięstwa zasłużonych pracowników nad brzuchatymi akcjonariuszami i kompetencji nad pochodzeniem. W ten sposób nierówności stałyby się naturalnie uzasadnione i mniej zastygłe niż w przeszłości: racjonalność ekonomiczna prowadziłaby mechanicznie do racjonalności demokratycznej.

Innym optymistycznym przekonaniem, szeroko rozpowszechnionym w naszych nowoczesnych społeczeństwach, jest myśl, że wydłużenie trwania życia będzie automatycznie prowadzić do zastąpienia „wojny klas” przez „wojnę pokoleń” (formę konfliktu w sumie dużo mniej niebezpieczną dla społeczeństwa, ponieważ każdy jest kolejno młody i stary). Innymi słowy, akumulacja i podział majątków byłyby dzisiaj zdominowane nie przez nieuniknione starcie między dynastiami dziedziców i dynastiami dysponującymi wyłącznie własną pracą, ale raczej przez logikę oszczędzania w cyklu życia: każdy akumuluje majątek na stare lata. Postępy medycyny i poprawa warunków życia całkowicie zmieniałyby w ten sposób samą naturę kapitału.

Jak niestety zobaczymy, te dwa optymistyczne przekonania („wzrost znaczenia kapitału ludzkiego” oraz zastąpienie „wojny klas” przez „wojnę pokoleń”) są w przeważającej mierze złudzeniami. Dokładniej mówiąc, oba przekształcenia – w pełni prawdopodobne ze ściśle logicznego punktu widzenia – dokonują się, lecz w znacznie mniejszym zakresie, niż sobie niekiedy wyobrażano. Nie jest wcale rzeczą pewną, że udział pracy w dochodzie narodowym wzrósł w sposób wystarczająco wyraźny w dłuższej perspektywie czasowej: kapitał (ten „pozaludzki”) wydaje się równie niezbędny w XXI wieku, co w wieku XVIII czy XIX, i nie można wykluczyć, że nie stanie się jeszcze ważniejszy. Dziś, podobnie jak wczoraj, nierówności majątkowe są głównymi nierównościami wewnątrz każdej grupy wiekowej i, jak się przekonamy, dziedziczenie znajduje się już blisko tego, by z początkiem XXI wieku odzyskać znaczenie, jakie miało ono w epoce Ojca Goriot. W dłuższym wymiarze czasu główną siłą naprawdę pchającą nas w kierunku większej równości jest upowszechnienie wiedzy i kwalifikacji.

Siły konwergencji, siły dywergencji

Tymczasem najważniejszy fakt jest taki, że choćby siła upowszechniania wiedzy i kompetencji była mocna, zwłaszcza w perspektywie zmniejszania różnic między krajami, mogą ją zrównoważyć, a nawet przeważyć potężne siły działające w przeciwnym kierunku dywergencji, to znaczy nasilania nierówności. Brak odpowiednich inwestycji w kształcenie niewątpliwie może wykluczać całe grupy społeczne z możliwości korzystania ze wzrostu lub nawet prowadzić je do deklasacji przez nowe grupy, co widać na przykładzie zjawiska konwergencji w skali międzynarodowej (kiedy np. robotnicy chińscy zajmują w podziale pracy miejsce robotników amerykańskich i francuskich). Inaczej mówiąc, główna siła sprzyjająca konwergencji – upowszechnianie wiedzy – jest tylko częściowo naturalna i spontaniczna: zależy ona w znacznym stopniu od polityki edukacyjnej oraz dostępu do kształcenia, odpowiednich kwalifikacji i instytucji uruchomionych w tym zakresie.

W książce tej położymy nacisk na jeszcze bardziej niepokojące siły dywergencji, kłopotliwe o tyle, o ile mogą wystąpić także w świecie, w którym wszystkie odpowiednie inwestycje byłyby zrealizowane i w którym wszystkie warunki „efektywności rynków” – w rozumieniu ekonomistów – byłyby pozornie spełnione. Te siły dywergencji są następujące: z jednej strony najlepiej zarabiający szybko uciekają całej reszcie na bardzo duży dystans i to na masową skalę, nawet jeśli dzisiaj proces ten ma charakter względnie lokalny; z drugiej strony, i przede wszystkim, chodzi o całość sił dywergencji związanych z procesem akumulacji i koncentracji majątków w świecie, którego cechą jest słaby wzrost i wysoka rentowność kapitału. Ten drugi proces jest potencjalnie bardziej destabilizujący niż pierwszy i stanowi bez wątpienia główne zagrożenie dla dynamiki podziału bogactw w długiej perspektywie czasowej.

Przejdźmy od razu do sedna sprawy. Na wykresach 1.1 i 1.2 przedstawiliśmy dwa podstawowe trendy ilustrujące potencjalne znaczenie procesów dywergencji, które będziemy się starali zrozumieć. Trendy pokazane na tych wykresach mają formę „krzywej w kształcie U”, to znaczy najpierw malejącej, a później rosnącej, i można by sądzić, że odpowiadają podobnym rzeczywistościom. Tak jednak nie jest: ewolucje te prezentują całkowicie inne zjawiska, opierające się na z gruntu odmiennych mechanizmach ekonomicznych, społecznych i politycznych. Pierwszy trend dotyczy przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, a drugi – głównie Europy i Japonii. Nie jest oczywiście wykluczone, że oba te trendy i obydwie siły dywergencji połączą się kiedyś w tych samych krajach w ciągu XXI wieku – i faktycznie zobaczymy, że już się to częściowo wydarzyło – lub nawet na poziomie całej planety, co może doprowadzić do poziomów nierówności nieznanych w przeszłości i utworzenia radykalnie nowej struktury nierówności. Niemniej jednak dziś oba te trendy odpowiadają w zasadzie dwóm różnym zjawiskom.

Pierwszy trend, przedstawiony na wykresie I.1, pokazuje trajektorię udziału decyla najwyższych dochodów w amerykańskim dochodzie narodowym w latach 1910 – 2010. To proste rozwinięcie ciągów historycznych utworzonych przez Kuznetsa w latach 50. XX wieku. W istocie odnajdujemy tu znaczne zmniejszenie nierówności dostrzeżone przez niego między 1913 a 1948 rokiem, ze spadkiem o niemal 15 punktów procentowych dochodu narodowego części przypadającej na górne 10 % Amerykanów – części, która sięgała 45 – 50 % dochodu narodowego w latach 1910 – 1920 i spadła do 30 – 35 % z końcem lat 40. XX wieku. Nierówności stabilizują się następnie na tym poziomie w latach 1950 – 1970. Później, od lat 70. XX wieku, obserwujemy gwałtowny ruch w odwrotnym kierunku, do tego stopnia, że część przypadająca na 10 % najbogatszych Amerykanów wraca w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku do poziomu 45 – 50 % dochodu narodowego. Rozmiar tej zmiany robi wrażenie. Samoistnie nasuwa się pytanie o to, dokąd nas może doprowadzić taka tendencja.

WYKRES I.1: Nierówność dochodów w Stanach Zjednoczonych, 1910 – 2010

INTERPRETACJA: udział dochodów górnego decyla w amerykańskim dochodzie narodowym spadł z 45 – 50 % w latach 1910 – 1920 do poniżej 35 % w latach 50. XX wieku (chodzi o spadek zmierzony przez Kuznetsa); potem wzrósł od mniej niż 35 % w latach 70. XX wieku do 45 – 50 % na początku XXI stulecia.

ŹRÓDŁO I DANE:http://piketty.pse.ens.fr/fr/capital21c.

Przekonamy się, że ta spektakularna ewolucja odzwierciedla w znacznym stopniu bezprecedensową eksplozję najwyższych wynagrodzeń za pracę i przede wszystkim pokazuje zjawisko separacji kadr kierowniczych wielkich przedsiębiorstw od reszty społeczeństwa. Możliwym tego wyjaśnieniem byłby nagły wzrost poziomu kwalifikacji i wydajności kadr zarządzających w porównaniu z masą innych pracowników. Inne wyjaśnienie, które wydaje mi się jednak bardziej wiarygodne i, jak zobaczymy, odpowiada w dużo większym stopniu zaobserwowanym faktom, jest takie, że to same kadry decydują w znacznej mierze o wysokości własnych zarobków, niekiedy bez żadnego zahamowania i często bez wyraźnego związku z ich indywidualną wydajnością, w dodatku trudną do oszacowania w warunkach wielkich organizacji. Tę ewolucję obserwujemy zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i w mniejszym stopniu w Wielkiej Brytanii, co można tłumaczyć szczególną historią norm społecznych i rozwiązań fiskalnych charakterystyczną dla tych dwóch krajów w ciągu minionego wieku. W pozostałych bogatych krajach (Japonia, Niemcy, Francja i inne kraje Europy kontynentalnej) tendencja ta jest mniej widoczna, ale kierunek jest podobny. Byłoby ryzykowne zakładać, że zjawisko to przybierze skalę równą amerykańskiej, zanim przeanalizujemy je w możliwie pełny sposób – co nie jest niestety proste, zważywszy na ograniczenia dostępnych danych.

Siła podstawowej dywergencji: r > g

Zaprezentowana na wykresie I.2 druga tendencja odsyła do mechanizmu dywergencji, w pewnym sensie prostszego i bardziej przejrzystego, ale też bez wątpienia mającego jeszcze większy wpływ na długoterminową ewolucję podziału bogactw. Wykres I.2 pokazuje ewolucję całkowitej wartości majątków prywatnych (nieruchomości, kapitału finansowego i organizacyjnego, po odjęciu długów) wyrażonej w wielokrotności rocznego dochodu narodowego, od roku 1870 do 2010 roku, w Wielkiej Brytanii, we Francji i w Niemczech. Zauważmy od razu wielką koniunkturę majątkową cechującą Europę od końca XIX wieku i belle époque: wartość majątków prywatnych sytuuje się na poziomie sześcio-, siedmioletniego dochodu narodowego, co jest wartością znaczną. Następnie obserwujemy silny spadek będący wynikiem turbulencji lat 1914 – 1945. Stosunek kapitału do dochodu spada do poziomu zaledwie dwuletniego, trzyletniego dochodu narodowego. Później widzimy stały wzrost od lat 50. XX wieku, do tego stopnia, że majątki prywatne wydają się z początkiem obecnego XXI wieku odzyskiwać szczyty z przedednia I wojny światowej: stosunek kapitału do dochodu w latach 2000 – 2010 sytuuje się na poziomie około pięcio-, sześcioletniego dochodu narodowego tak w Wielkiej Brytanii, jak i we Francji (w Niemczech warunki początkowe i poziom są nieco niższe, ale tendencja jest równie wyraźna).

Ta „krzywa w kształcie litery U” dużych rozmiarów odpowiada najważniejszej transformacji, która będzie szeroko omawiana w tej książce. Pokażemy przede wszystkim, że powrót do wysokich stosunków między poziomem nagromadzonego kapitału a strumieniem dochodu narodowego w ciągu ostatnich dekad tłumaczy się w znacznym stopniu powrotem do gospodarki relatywnie wolnego wzrostu. W społeczeństwach o wolnym wzroście majątki pochodzące z przeszłości nabierają nieproporcjonalnego znaczenia, gdyż nawet niewielki napływ nowych oszczędności wystarcza, by trwale i znacząco zwiększać rozmiar zgromadzonego kapitału.

Jeśli w dodatku stopa zwrotu z kapitału ustali się w sposób zdecydowany i trwały powyżej stopy wzrostu (co nie jest automatyczne, ale tym bardziej prawdopodobne, im stopa wzrostu jest niska), wówczas istnieje bardzo silne ryzyko zdecydowanej dywergencji podziału bogactw.

Ta fundamentalna nierówność, którą przedstawimy jako r > g – gdzie r oznacza wskaźnik rentowności kapitału (to znaczy to, co przynosi średnio kapitał w ciągu jednego roku w postaci zysków, dywidend, odsetek, czynszów i innych przychodów z kapitału, w procentach jego wartości), a g oznacza stopę wzrostu (to znaczy roczny przyrost dochodu i produkcji) – będzie miała w tej książce podstawowe znaczenie. W pewnym sensie wyraża ona logikę całości.

WYKRES I.2: Stosunek kapitału do dochodu w Europie, 1870 – 2010

INTERPRETACJA: całość majątków prywatnych miała wartość sześcio-, siedmioletniego dochodu narodowego w Europie w 1910 roku, dwu-, trzyletniego w 1950 roku i od cztery- do sześcioletniego w 2010 roku.

ŹRÓDŁO I DANE:http://piketty.pse.ens.fr/fr/capital21c.

Kiedy stopa zwrotu z kapitału znacząco przewyższa stopę wzrostu – i jak zobaczymy, działo się tak prawie zawsze w historii, a w każdym razie do XIX wieku, i ma wielkie szanse stać się normą w XXI stuleciu – powoduje to automatycznie, że odziedziczone majątki rosną szybciej niż poziom produkcji i dochody. Spadkobiercom wystarcza więc zaoszczędzić niewielką część przychodów z ich kapitału, by rosły one szybciej niż gospodarka jako całość. W tych warunkach jest rzeczą prawie nieuchronną, że majątki dziedziczone po poprzednich pokoleniach zdecydowanie dominują nad majątkami powstałymi w ciągu pracy całego życia, koncentracja kapitału osiąga zaś niezwykle wysokie poziomy, potencjalnie niedające się pogodzić z wartościami merytokracji i zasadami sprawiedliwości społecznej, leżącymi u podstaw naszych nowoczesnych społeczeństw demokratycznych.

Tę podstawową siłę dywergencji mogą jeszcze wzmocnić dodatkowe mechanizmy, jak na przykład wzrastanie stopy oszczędności wraz z poziomem bogactwa37, a jeszcze bardziej, gdy faktycznie osiągnięta średnia stopa zwrotu z kapitału jest tym wyższa, im większy jest kapitał początkowy właściciela (jak się przekonamy, zdarza się tak coraz częściej). Nieprzewidywalny i arbitralny charakter rentowności kapitału oraz wynikające z tego możliwości bogacenia się również stawiają ideał merytokracji pod znakiem zapytania. Wreszcie, wszystkie te konsekwencje mogą być jeszcze zaostrzone przez Ricardiański mechanizm w rodzaju strukturalnej dywergencji cen nieruchomości czy produktów naftowych.

Podsumujmy. Proces akumulacji i podziału majątków zawiera immanentnie potężne siły popychające do dywergencji, a w każdym razie do niezwykle podwyższonego poziomu nierówności. Istnieją również siły konwergencji, które przeważają w niektórych krajach albo w niektórych okresach, ale siły dywergencji w każdej chwili mogą wziąć górę, jak wydaje się do tego dochodzić z początkiem XXI wieku i o czym zdaje się przesądzać prawdopodobny spadek wzrostu demograficznego i gospodarczego w nadchodzących dekadach.

Moje wnioski są mniej apokaliptyczne niż te wynikające z zasady nieograniczonej akumulacji i ciągłej dywergencji w ujęciu Marksa (którego teoria implicite opiera się na jednoznacznym założeniu zerowego wzrostu wydajności na dłuższą metę). W proponowanym tutaj schemacie dywergencja nie ma charakteru ciągłego i stanowi wyłącznie jedną z przyszłych możliwości. Perspektywy nie są jednak specjalnie pocieszające. Trzeba przede wszystkim podkreślić, że fundamentalna nierówność r > g, główna siła dywergencji na gruncie mojej teorii, nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek niedoskonałością rynku. Wręcz przeciwnie: im bardziej rynek kapitałowy jest w rozumieniu ekonomistów „doskonały”, tym bardziej prawdopodobne jest, że r będzie większe od g. Można wyobrazić sobie instytucje i polityki publiczne pozwalające przeciwdziałać skutkom tej niewzruszonej logiki – jak na przykład globalny i progresywny podatek od kapitału. Ale wprowadzenie ich stawia znaczne problemy od strony międzynarodowej koordynacji. Jest niestety możliwe, że proponowane odpowiedzi okażą się w praktyce dużo skromniejsze i nieskuteczne, na przykład w obliczu nacjonalistycznych przeszkód różnej natury.

Ramy geograficzne i historyczne

Jakie będą ramy przestrzenne i czasowe naszego studium? W miarę możliwości będę się starał analizować dynamikę podziału bogactw w skali światowej, tak wewnątrz krajów, jak i między krajami, poczynając od XVIII wieku. W praktyce jednak wiele ograniczeń w dostępie do danych zmusi mnie często do dość wyraźnego zawężenia badanego obszaru. Jeśli chodzi o podział produkcji i dochodu między krajami, który zbadamy w części pierwszej, to perspektywą globalną dysponujemy od roku 1700 (przede wszystkim dzięki rachunkom narodowym zebranym przez Angusa Maddisona). Przy badaniu dynamiki stosunku kapitału do dochodu oraz podziału między kapitałem a pracą w części drugiej będziemy zmuszeni do ograniczenia się w zasadzie do przypadku krajów zamożnych i wnioskowania przez ekstrapolację, jeśli chodzi o kraje biedne i wschodzące – z braku odpowiednich danych historycznych. Kiedy w części trzeciej zajmiemy się ewolucją nierówności dochodów i majątków, będziemy również mocno ograniczeni dostępnymi źródłami. Będziemy starali się uwzględnić jak najwięcej krajów biednych i gospodarek wschodzących, zwłaszcza dzięki danym pochodzącym z bazy WTID, która usiłuje w miarę możliwości objąć swym zasięgiem pięć kontynentów. Jest jednak oczywiste, że ewolucje długoterminowe są zdecydowanie lepiej udokumentowane w krajach bogatych. W zasadzie książka ta oparta jest przede wszystkim na analizie doświadczeń historycznych głównych krajów rozwiniętych: Stanów Zjednoczonych, Japonii, Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii.

Przypadki Wielkiej Brytanii i Francji będą najczęściej przywoływane, gdyż chodzi o dwa kraje, w przypadku których źródła historyczne są najkompletniejsze i obejmują najdłuższe okresy. Dla obu krajów istnieją liczne szacunki majątku narodowego i jego struktury, pozwalające sięgać aż do początków XVIII wieku. Poza tym stanowią też one dwa największe mocarstwa kolonialne i finansowe XIX i początku XX wieku. Ich szczegółowe zbadanie ma więc oczywistą wagę dla analizy dynamiki światowego podziału bogactw od rewolucji przemysłowej. Wielka Brytania i Francja tworzą również niedający się ominąć punkt wyjścia do badania tego, co nazywa się często „pierwszą” globalizacją finansową i handlową, przypadającą na lata 1870 – 1914. Był to okres wykazujący wiele podobieństw z „drugą” globalizacją, która rozpoczęła się w latach 70. XX wieku, czas równocześnie fascynujący i wyjątkowo nierównościowy. To epoka, w której wynaleziono żarówkę i połączenia transatlantyckie (Titanic zatonął w 1912 roku), kino i radio, samochód i międzynarodowe lokaty finansowe. Przypomnijmy tytułem przykładu, że trzeba będzie zaczekać do pierwszych lat XXI wieku, aby w bogatych krajach osiągnięto poziom kapitalizacji giełdowej – proporcjonalnie do produkcji krajowej lub dochodu narodowego – odnotowany w Paryżu i Londynie w latach 1900 – 1910. To porównanie będzie pouczające także z punktu widzenia interpretacji dzisiejszego świata.

Niektórych czytelników z pewnością zdziwi szczególne znaczenie, jakie przywiązuję do badania przypadku francuskiego, i być może będą mnie podejrzewać o nacjonalizm. Muszę się więc usprawiedliwić. Chodzi w pierwszej kolejności o kwestię źródeł. Rewolucja francuska nie stworzyła społeczeństwa sprawiedliwego i idealnego, ale miała w każdym razie zasługę utworzenia bezcennego obserwatorium fortun: system rejestracji majątków ziemskich, finansowych i nieruchomości wprowadzony w latach 1790 – 1800 jest zaskakująco nowoczesny i uniwersalny jak na swą epokę, co wyjaśnia, dlaczego francuskie długookresowe źródła spadkowe są prawdopodobnie najbogatszymi na świecie.

Drugi powód jest taki, że Francja to kraj, w którym najwcześniej doszło do zmiany demograficznej, przez co stanowi ona w pewnym sensie dobre obserwatorium tego, co może czekać resztę planety. Oczywiście ludność Francji wzrastała także w ciągu dwóch ostatnich stuleci, ale w rytmie nadzwyczaj wolnym. W chwili rewolucji Francja liczyła blisko 30 milionów mieszkańców, natomiast z początkiem XXI wieku liczy ona zaledwie niewiele ponad 60 milionów. Chodzi o ten sam kraj, te same rzędy wielkości. Dla porównania Stany Zjednoczone liczyły zaledwie 3 miliony mieszkańców w momencie ogłoszenia Deklaracji Niepodległości, ale osiągnęły poziom 100 milionów w początkach XX wieku i przekroczyły liczbę 300 milionów mieszkańców w drugiej dekadzie XXI stulecia. Jest rzeczą oczywistą, że jeśli jakiś kraj przechodzi od 3 do 300 milionów mieszkańców (nie wspominając o zasadniczej zmianie skali terytorialnej w okresie ekspansji na zachód w XIX wieku), to nie jest już tak naprawdę ten sam kraj.

Zobaczymy, że dynamika i struktura nierówności prezentują się odmiennie w kraju, którego ludność powiększyła się stokrotnie, i w kraju, gdzie zaledwie się podwoiła. W szczególności waga dziedziczenia jest oczywiście bardziej ograniczona w pierwszym przypadku niż w drugim. Bardzo duży wzrost demograficzny w Nowym Świecie sprawił, że znaczenie majątków pochodzących z przeszłości było zawsze mniejsze w Stanach Zjednoczonych niż w Europie, co tłumaczy również, dlaczego struktura nierówności amerykańskich – oraz amerykańskich wyobrażeń nierówności i klas społecznych – jest tak szczególna. Ale sprawia to także, że przypadek amerykański w pewnej mierze nie może być przenoszony gdzie indziej (jest mało prawdopodobne, by ludność świata wzrosła stokrotnie w ciągu dwóch najbliższych stuleci), podczas gdy przypadek francuski jest bardziej reprezentatywny, a przez to przydatny dla badania przyszłości. Jestem przekonany, że szczegółowa analiza przypadku Francji i różnych trajektorii historycznych obserwowanych w krajach rozwiniętych – w Europie, Japonii, Ameryce Północnej i Oceanii – mówi nam wiele w perspektywie przyszłej dynamiki rozwoju na świecie, łącznie z krajami dzisiaj wschodzącymi, jak Chiny, Brazylia czy Indie, w których niewątpliwie nadejdzie także spowolnienie wzrostu demograficznego (tak się już dzieje) i gospodarczego.

Wreszcie przypadek Francji jest o tyle interesujący, że rewolucja francuska – rewolucja „burżuazyjna” par excellence – bardzo wcześnie wprowadziła ideał równości prawnej na rynku. Badanie jego konsekwencji dla dynamiki podziału bogactw jest niezmiernie ciekawe. Rewolucja angielska z 1688 roku wprowadziła co prawda nowoczesny parlamentaryzm, ale pozostawiła dynastię królewską, zasadę primogenitury w dziedziczeniu ziemi aż do lat 20. XX wieku oraz przywileje polityczne dla dziedzicznego szlachectwa aż do naszych dni (proces nowego określenia funkcji parostwa i Izby Lordów w drugiej dekadzie XXI wieku wciąż się toczy, co obiektywnie trwa już trochę za długo). Rewolucja amerykańska z 1776 roku wprowadziła rzeczywiście zasady republikańskie, ale i ona pozostawiła niewolnictwo prosperujące przez kolejny wiek i dyskryminację rasową legalną przez niemal dwa stulecia; kwestia rasowa w dużym stopniu do dziś wpływa na problemy społeczne w Stanach Zjednoczonych. Rewolucja francuska z 1789 roku była w pewien sposób ambitniejsza: uchyliła wszystkie legalne przywileje i dążyła do stworzenia porządku politycznego i społecznego opartego w pełni na równości praw i szans. Kodeks cywilny zapewnia absolutną równość w obszarze prawa własności i wolności zawierania umów (przynajmniej w odniesieniu do mężczyzn). Z końcem XIX wieku i w czasach belle époque konserwatywni ekonomiści francuscy – jak Paul Leroy-Beaulieu – używali często tego argumentu, by tłumaczyć, że republikańska Francja, kraj „drobnych posiadaczy”, kraj, który stał się egalitarny dzięki rewolucji, w żadnym wypadku nie potrzebuje progresywnego i grabieżczego podatku dochodowego i spadkowego, w przeciwieństwie do monarchicznego i arystokratycznego Zjednoczonego Królestwa. Tymczasem nasze dane wskazują, że koncentracja majątków była w tym czasie niemal równie skrajna we Francji, jak w Zjednoczonym Królestwie, co pokazuje dość wyraźnie, że równość praw na rynku nie jest równoznaczna z równością praw po prostu. Również tutaj doświadczenie historyczne jest wielce pouczające dla analizy dzisiejszego świata, którego liczni obserwatorzy ciągle wyobrażają sobie, na wzór Leroy-Beaulieu sprzed ponad wieku, że wystarczy ustanowić coraz lepiej gwarantowane prawa własności, cieszące się rosnącą wolnością rynki i coraz „czystszą i doskonalszą” konkurencję, by dojść do zbudowania społeczeństwa sprawiedliwego, zamożnego i harmonijnego. Zadanie to jest niestety bardziej skomplikowane.

Ramy teoretyczne i pojęciowe

Zanim posuniemy się dalej, warto powiedzieć nieco więcej o ramach teoretycznych i pojęciowych, w których mieści się to badanie, a także o intelektualnym szlaku, który doprowadził mnie do napisania tej książki.

Najpierw