Klara. Bande dessinée - Agnė Žagrakalytė - ebook

Klara. Bande dessinée ebook

Agnė Žagrakalytė

3,0

Opis

Klara. Bande dessinée – Głodująca półsierota? Przemytniczka narkotyków? Ofiara lokalnego chuligana? Rysowniczka komiksów? Klara? Klarcia? Klarusia? Kim jest? Jedną z nich? Wszystkimi naraz? Czy sztuka i fantazja pomogą jej poradzić sobie z rzeczywistością? Powieść o sytuacji Środkowoeuropejczyka w świecie Zachodu. O zranionym dziecku w świecie dorosłych. O pragnieniu wolności od tego, co obciąża. O przeszłości, która prześladuje. O pracy nad sobą i ucieczce od siebie. O dążeniu do integracji i ciągłym rozpadzie. Oraz o bardzo smacznych pierożkach.

 

Agnė Žagrakalytė (ur. 1979 roku w Puodžiai w rejonie poswolskim na Litwie) – litewska poetka, powieściopisarka, felietonistka. Studiowała filologię litewską na Uniwersytecie Pedagogicznym w Wilnie. W latach 2003–2005 pracowała w tygodniku kulturalnym „Literatūra ir menas”. Od 2004 r. mieszka w Brukseli. Jest autorką czterech książek poetyckich i dwóch powieści. Laureatka wielu ważnych litewskich nagród literackich. Jej twórczość była tłumaczona na angielski, francuski, niemiecki, słoweński i włoski. W Polsce wiersze Agnė Žagrakalytė gościły na łamach „Arterii”, „Borussii”, „Pisma”, „Tekstualiów” i „Tygla Kultury”. W 2019 roku ukazały się dwie książki poetyckie Žagrakalytė w przekładzie Agnieszki Rembiałkowskiej: Wiersze z Brukseli oraz Właśnie. Za tom Właśnie poetka została nominowana do Nagrody Europejskiego Poety Wolności 2020.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 109

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kto28

Całkiem niezła

Nie lubię komiksów. Ta mikropowieść to komiksowo-sms-owy zapis dziejów życia Klary; dziewczyny bez rodziny, bez przeszłości, zdanej na samą siebie i obrywającą od życia. Dałem trzy gwiazdki głównie za formę; nie spotkałem się z podobnym zapisem. Historia opisana dość chaotycznie - czas nie jest tu linearny - ale nie traci się wątku. Trochę "jazda bez trzymanki", co z reguły lubię, ale tu nie tak trochę.
00

Popularność




Wschodni Express

Seria wydawnicza

Agnė Žagrakalytė

Klara

bande dessinée

Przełożyła Zuzanna Mrozikowa

Warsztaty Kultury

Lublin 2022

Spis treści

(nic takiego, Klara)

I. Fabuła

II. Bohaterowie

III. Kolory

(w zasadzie nic takiego, Klara)

(przygotowywałyśmy się bardzo długo)

(jesteśmy kobrami i jaguarzycami, mamy zęby, mamy pazury, mamy noże)

I. Fabuła

Festiwal komiksu w Angoulême, trzy umowy z mafijnymi wydawnictwami – czas nagli, a ty chcesz się tak dziecinnie rozchorować?

Klara siąka nosem. Słońce oślepia, jednak od ziemi, porosłej dzikim czosnkiem, ciągnie wilgoć. – Mademoiselle, niech mi pani pomoże wstać – prosi poirytowana staruszka. Pewnie też jej zimno. Jak długo siedzi na tej ławce?

W Ardenach mają bungalow, urządziły się w nim jak w bunkrze, jest naprawdę nieźle. Kto by pomyślał?

Oto madame Petczewa wbiła w Klarę długie pomalowane paznokcie, uczepiła się jej ramienia, naopowiadała historii, przeskakując to na rosyjski, to na francuski, to na cichy, niezrozumiały mamrotański – a Klara była zmarznięta i miała dość czekania, więc na początku uprzejmie słuchała, a teraz mija drugi dzień, jak przysypia kołysana zaklęciami madame.

Petczewa miała kolejną operację głowy, jej syn jest bardzo zajęty, w ogóle nie ma czasu, grunt pali mu się pod nogami, sprzedał jej dom, żeby odbić się od dna, i teraz ma jeszcze więcej kłopotów. A matka siedzi sama na słonecznym skwerku w położonej na skarpie dzielnicy bungalowów, ale nie chce siedzieć sama.

__________

„Niech mi pani pomoże wstać” – tak się poznały w Brukseli. Roztrzęsiona Klara krążyła po parku w Laeken, kuśtykała po chrzęszczących żwirem ścieżkach, obcasy sandałków zgrzytały – o kurwa – paseczki wżęły się w stopy spuchnięte od długiego chodzenia, czy ktoś pomoże Klarze?

I wtedy: – Niech mi pani pomoże.

W ten sposób Klara odprowadziła do domu madame Petczewą, a madame Petczewa przyprowadziła do domu Klarę.

– Herbaty? – zapytała, gdy ta sympatyczna, nieco smutna dziewczyna przyszła z nią ciemnymi korytarzami do mieszkania w bloku dla seniorów. Wtedy Klara rozpłakała się, zaczęła pleść straszne rzeczy, wysmarkała z pół rolki kuchennego ręcznika, a przecież Petczewa także bardzo długo milczała i nikomu się nie żaliła, także chciałaby opowiedzieć o czymś strasznym.

Dziewczyna piła herbatę, jadła faworki, a madame kręciła się po kuchni, zapominając o zawrotach głowy, zadowolona, że nareszcie może kogoś nakarmić, ktoś jej słucha, i pociągała co raz łyczek śliwowicy – która umie wyciskać łzy i umie je osuszyć.

Klara wyspała się i zniknęła, ale po tygodniu była z powrotem, żeby przechować u madame pękatą torbę, stara aż się przeżegnała, później widziała wiele takich toreb

i przywykła.

__________

Kiedy wszystko zaczęło się sypać? Czy były jakieś rysy, pęknięcia? Czy gdyby je wcześniej dostrzegła, sprawy przybrałyby inny obrót?

Kiedy się tak rozbestwił? Nie powinno się rozbestwiać.

Kiedy się rozstroiła? Nie powinno się rozstrajać.

Weź się w garść, Klaro, no, weźmy się w garść.

Co tam znowu gada ta kobieta?

__________

A jak było naprawdę, Karlu: podróże, szastanie pieniędzmi – zawsze grubymi, zwitki banknotów poupychane, gdzie tylko się da.

Klara jest teraz daleko.

Na lotnisku w Finlandii kupuje kolczyki, maleńkie srebrne konie pobrzękują przy uszach – dzyń, dzyń – sama jest pięknogrzywą klaczą – oto zbliża się, stukając kopytkami, chodząca grzeczność, uśmiecha się do celniczki, naturalnie, ujmująco, celniczka cmoka z zachwytu, pokazuje podniesiony kciuk – piękne czasy.

Wszystkie podróże były pełne radości i strachu, prawda, Klaro?

W Sztokholmie zdążyła się uśmiechnąć, nabrać powietrza w płuca, głęboko, ale powoli – jeszcze chwila, szczerzy się przyjaźnie, psy drgnęły, wyczuły przerażenie, cień przerażenia pod dusznymi perfumami, ale opanowała to – ciii, nie ma tu żadnych psów, nie podbiegają, szczerz się dalej, oddychaj, nie ściskaj zbyt mocno torebki

dasz radę –

bilet, uśmiech, dokąd się pani wybiera, tam i z powrotem, do mamy, miłego dnia, żegna ją po szwedzku celniczka, miłego dnia, odpowiada po szwedzku Klara.

Banknoty, mnóstwo banknotów, zrulowane stówy, torba naszpikowana papierowymi gilzami – iść na pocztę, zrobić przelewy.

__________

– Czas leci mi przez rzęsy – mówi staruszka i Klara prowadzi zmęczoną madame do bungalowu, powoli, ścieżką, krok za krokiem. Stojąca nad grobem starsza pani, która porusza się z trudem, i Klara, którą prześladuje przeszłość.

__________

Maroko w maju, Agadir. W witrynie restauracji młody kucharz patroszy, potem smaży przerażającą rybę, prawie rekina.

Wszystko wyglądało tysiąc razy lepiej, niż by to teraz Klara odmalowała. Palmy, pustkowia, grupki zasłoniętych po oczy kobiet. Za oknem – ocean, cykady. Za ścianą – jakaś para uprawia seks i krzyczy po niemiecku. Wszystko było takie piękne, lecz kiedy człowiek próbuje odtworzyć to w pamięci – wychodzi tanie powieścidło, sztampa.

W holu na dole przerywany szum – myją podłogę. Klara czuje się tu bezpiecznie, nie ma bakterii ani skorpionów, lecz jutro Karl wywiezie ją z tego, jak żartuje, raju, już wynajęli samochód, Klara ukrywa strach.

Imuzzar Marmusza, wąskie górskie drogi, serpentyny i zakręty, skwar, panika, nawet ciało wiotczeje,

oddychaj, Klaro, spokojnie.

Karl jedzie powoli, odwiedza przydrożne sklepiki, wraca z ustami błyszczącymi od oleju arganowego, kupuje na kolację chleb i butelkę tłustego złota Maroku, a dla Klary – sznur głupich paciorków. – Niech pan kupi jeszcze figurki dzików, ustawicie sobie w ogrodzie od najmniejszego do największego, będą ładnie wyglądać! – woła za nimi sklepikarz. – Dorzucę gratis odstraszacz os –

tylko że nie mamy ogrodu, mamy nory i nigdy nie wiadomo, w czym są wydrążone, czy się nie zapadną.

– Musimy jechać, nie mamy czasu! – krzyczy po francusku zirytowana Klara.

– Kto się spieszy, już jest martwy – odpowiada przerażająco trafnie młody Tuareg.

– Wsadź sobie te mądrości z kalendarza… – warczy Klara w ojczystym języku, w tym niezrozumiałym języku, którym mówi, kiedy jest zła. Szczęśliwa, albo nie ma racji.

__________

Chciwość rośnie.

Są takie pieniądze, Klaro, o których człowiek nawet nie śmie marzyć, i te pieniądze bardzo łatwo zdobyć. Jedziesz tam – i je bierzesz. Trzeba tylko dość długo jechać.

Wszędzie góry – wysokości, od których człowiekowi kręci się w głowie, drżą mięśnie ud – i doliny pełne wirujących czarnych worków na śmieci.

Wrócą przez Tiznit, znów będzie zimny wiatr, ocean, kolce w podeszwach stóp, kaktusy i kwitnące srogie czoła skał.

Skrzypiące dysze spryskiwaczy.

Pieczona dorada w wiosce rybackiej.

W porze pojenia owce z doliny tłoczą się przy odkręconym kraniku.

Chce się pić, wysypiska, śmietniki, za ogrodzeniem dojrzewają mandarynki.

Herbata słodzona gigantycznymi kawałkami cukru, w szklance Klary pływa pszczoła, kolejne latają nad szklanką.

Noc w samolocie – mapy ciemności, kufry pereł, nitki rzek, korale jezior, medaliony miast.

__________

Klara szkicuje szczęśliwą przeszłość.

Lizbona, A Severa, disneyland muzyki fado. Do butelki czerwonego wina przytupywała im para w tradycyjnych strojach – kobieta w przykrótkiej spódnicy i mężczyzna w przyciasnej kamizelce, potem załkali cnotka z różową grzywką oraz obdarzony operetkowym głosem wujcio z filmu płaszcza i szpady, potem wyskoczyła umalowana zołza, śpiewała, pokasłując, za kulisami darła koty z każdym, kto się nawinął. Na koniec zebrała się cała trupa i przy akompaniamencie dwóch starców w okularach zawyli „A Seveeera” – wszyscy ze skwaszonymi minami.

Karl wrąbał koźlinę, Klara kurczaka. Później, dobrze po północy, wałęsali się po mieście, z nieba, w prześwitach między dachami mrugały do nich chorągwie prania. W ostatniej spelunie rozśpiewana kucharka rzuciła im na stół po talerzu małży, smażonych z wieprzowiną, na deser wypili kilka chłodnych, glinianych dzbanów jaskrawoczerwonego wina, żeby zatrzeć wspomnienie ohydnego rosé z poprzedniego dnia, pierdzącego bąbelkami Mateusa – zapomnieć o wczorajszym beznadziejnym wieczorze.

__________

Szafy w brukselskim mieszkaniu od dawna są przepełnione.

Klara zatrzaskuje drzwi swojej nory – wszystko poukładała według kategorii, nie upchnie już nawet kłębka rajstop. Co za nuda siedzieć całymi dniami w zamkniętym mieszkaniu i czekać, tylko czekać – ani na miasto, ani po jedzenie – jak do tego doszło?

Dokąd chcesz iść? Czego ci brakuje do szczęścia oprócz mnie? Dokąd chcesz iść, kim będziesz beze mnie?

Klara otwiera szafkę na buty – musi wszystko jeszcze raz posegregować, inaczej poukładać – żeby łatwiej było wybierać, gdy będzie się spieszyć, gdy będzie mogła wziąć tylko tyle, ile udźwignie, gdy będzie uciekać,

prawda, Klaro?

– Nie musisz mi tłumaczyć – krzyczy ze złością na swoje odbicie w lustrzanych drzwiach szafy, nastawia głośniej muzykę i zaczyna porządki. Ale najpierw wytupuje kilka wściekłych taktów.

Niedawno we Włoszech… Nie, Klara nie chce wspominać Włoch.

Po powrocie z Włoch Bruksela zdawała się ponura. W mieście było zimno, lody za słodkie, chińskie jedzenie – beznadziejnie słone, a filmy, które Klara chętnie by kupiła, miały tylko flamandzką wersję językową. Lepiej, żeby nie chodziła do wypożyczalni, nie powinna pokazywać dokumentów byle gdzie.

Póki czegoś nie wymyśli.

__________

W sądzie Karl opowiadał swoją najpiękniejszą historię o biednym albańskim chłopcu, który uciekł z rodzicami: wojenne ścieżki, niebezpieczne przełęcze, upał, ziąb, głód, pragnienie, brudna, wypocona sól.

Ubogi, pracowity chłopak, który wyszedł na ludzi: szkoła dla kucharzy, praca w restauracji. Złe towarzystwo – to ono go zepsuło.

Za co? Za co wsadzacie młodego chłopca już przy pierwszym potknięciu?

Dlaczego sprawa się przeciąga? Klara jeździ do Włoch pociągami. Częste loty za dużo kosztują.

Przecież było nam razem dobrze, Karlu, co się stało, dlaczego jesteś daleko?

Jaki jeszcze numer wykręciłeś?

Klara jest załamana, przygotowuje paczkę, domowe ciasto, nie znała dobrze swojego amoureux, wszystko było takie piękne i proste, a teraz, teraz…

Kokaina w poduszkach powietrznych, napad z bronią w ręku, cztery inne nieudowodnione, kilka spraw w Belgii, ale najbardziej poszukają go Włosi, i tam zostaje zatrzymany.

– Do zobaczenia, Klaro – mówi jej ukochany Karl. – Czy będziesz na mnie czekać?

Poczekaj na mnie, poczekaj na mnie dziesięć lat, odszukaj w Turynie dzielnicę, gdzie są chińscy fryzjerzy, biura marokańskich linii lotniczych i kawiarnia bez szyldu: obluzowane okiennice i szare plastikowe rurki, które może kiedyś świeciły.

– Usiądź tam i czekaj na mnie – mówi Karl.

__________

Turyn. Kelnerka staruszka ma żółty koczek i balkoniki pod oczami – na co i jak długo Klara ma tu teraz czekać?

Co za kawa – wyciskacz łez.

Nad drzwiami wisi zegar, na cyferblacie zamiast godzin namalowane są ptaki, północ to sowa. Przy barze – mapa polityczna Europy, obok toalety – Carta del cielo, błyszczący gwiezdny pył. I jeszcze na lewo od Klary trzy duże plakaty: półkule północna i południowa sfotografowane nocą, wodospad w lesie i pingwin skaczący z góry lodowej do wody.

Wspaniałą kawiarnię znalazłeś tym razem – marmurkowa cerata, fascynujące plamy na czerwonych serwetkach.

To będzie długie czekanie, musi się go nauczyć. Rozwijać ciekawość. Co się zmieniło w czasie, kiedy wskazówka zegara musnęła pióra sikorki i skrzyżowała się z dziobem bociana? Dlaczego patrzy pani na zegar? Jest piękny.

Jak długo można pić kawę? Kawa z mlekiem do tego została stworzona – do długich rozmów i milczenia, siedzenia i siorbania mlecznego puchu.

Jeśli będziesz tylko czekać, nic się nie wydarzy, dziecko. Szczęście nie przychodzi punktualnie jak poranne gazety na stację paliw. Jeśli musisz – sama zmień kierunek wiatru, zahipnotyzuj wiatromierz – szczęście trzeba przywołać, śmiejąc się, krzycząc na całe gardło, biegając tam i z powrotem, na górę, na dół. Trzeba bardzo, bardzo długo kręcić tyłkiem. Szczęście ma czujnik ruchu – nie rozbłyśnie, póki się człowiek nie ruszy.

Czekać, czekać, czekać – to wszystko, czego się nauczyłaś. Czekać i nie wybrzydzać.

Zapiszczał telefon. Pora zamówić taksówkę?

Klara i stara barmanka ściśnięta paskiem z cekinami to jedyne kobiety w tym barze. Poza nimi siedzą tu tylko głośni Marokańczycy.

__________

ZAKOŃCZENIE

Czy to już koniec?

No, dobrze, Klara przewoziła z Karlem kokainę. Nie jest głupia, o wszystkim wiedziała. Lecz za każdym razem było jej więcej. Coraz więcej i więcej.

Pamiętacie? Na wszystkich zdjęciach – ubrani na biało. Wyglądaliśmy jak anioły i czuwali nad nami aniołowie, anioły nas oskrzydlały i przyczepiły do wozu lampkę, żeby łatwiej było nas strzec.

Grzaliśmy po górskich serpentynach, autostradami, przez tunele nocy, po wodzie, tworząc fale jeszcze wyższe niż nasza radość, zawrotna prędkość, oczarowanie, wyścig z czasem!

__________

Co jeszcze włożyć do paczki? Magazyny erotyczne, trzy różne, tyle wystarczy, jedną ciepłą i jedną lekką piżamę, skarpety. Może ciasto według przepisu madame?

Klara naprawdę ostatni raz myje szybę piekarnika. – Et qu´ça brille – mawiał Karl – tout doit briller. Tout doit être nickel, quand tout est nickel, tout est claire.

Klara wychodzi z poczty.

– Biedna siostrzyczka – urzędniczka w okienku współczująco kręci głową, adres włoskiego więzienia jest w tej dzielnicy dobrze znany.

Ale Klara kłamie, proszę pani, Klara jest dla Karla kimś więcej niż siostrą, Klara nie jest jedną z tych naiwnych siostrzyczek, Klara…

Ale czy nie mówiła, że to już koniec?

A teraz do metra i na Dworzec Główny, stamtąd oddala się pociągiem, podziemnymi korytarzami.

Bruksela – Sztokholm Arlanda, potem autobus do Sztokholmu, potem Kapellskär, prom do Maarianhaminy, 19.00–22.00, rano o 7.30 przed hotelem będzie czekać taksówka – wszystko ma wyliczone co do minuty. Potem szybko w drogę powrotną, Arlanda – Kopenhaga – Bruksela. Ale to dopiero jutro.

Z okna samolotu widać rzekę, wygrzewa się na piasku jak jaszczurka. W brzuchu jaszczurki płynie chmura, w chmurze – cień samolotu.

Jestem w cieniu. Teraz możemy chwilę odpocząć.

__________

Po wylądowaniu uśmiecha się do psa straży granicznej. W czarnym tłumie, który wylał się z porannego samolotu, tylko Klara ma jaskrawą, pomarańczową kurtkę. Strażniczka doskakuje do niej, zagradza drogę i długo świdruje wzrokiem zdjęcie paszportowe.

– Uśmiechnęłam się do psa, może dlatego coś jej się przywidziało – opowiada wieczorem taksówkarzowi.

Ale teraz musi szybko gdzieś usiąść, rozeprzeć się w jakiejś kafejce, zamówić koktajl z wódką – bez nerwów, byle szybko.

Naprzeciw Klary siedzą dwie kobiety – młoda i starsza. Młoda położyła się na stole, widać tylko plecy i czerwone majtki, podciągnięte wysoko, nad pasek – ma ogoloną głowę i tatuaże, na jednym ramieniu – czarną gwiazdę, na drugim – wielką czaszkę. Lecz jaka dystyngowana jest jej rozmówczyni – siwa, w czerwonej garsonce i okularach ze złotymi oprawkami. Szepczą coś po przyjacielsku.

Wszystkie wielkie złe strażniczki są daleko stąd, za ekranami z przyćmionego szkła, i nieprzyjemne psy też są daleko, tu jest spokojnie,

oddychaj.

__________