Klasyka dla dzieci. Sherlock Holmes. Tom 2. Znak czterech - Sir Arthur Conan Doyle - ebook + audiobook

Klasyka dla dzieci. Sherlock Holmes. Tom 2. Znak czterech ebook i audiobook

Sir Arthur Conan Doyle

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

 

Tom drugi z serii klasycznych opowieści detektywistycznych Arthura Conan Doyle'a o Sherlocku Holmesie w uproszczonych adaptacjach dla dzieci. Idealna propozycja dla młodych wielbicieli zagadek i kapitalne wprowadzenie do klasyki.

Mary Morstan prosi Holmesa i Watsona o rozwiązanie zagadki tajemniczych prezentów. Historia prowadzi ich do rozszyfrowania tajemnicy zbrodni sprzed lat i rozwikłania znaczenia „Znaku Czterech”.

Dla dzieci powyżej 7 lat.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 99

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 31 min

Lektor: Maciej Więckowski
Oceny
4,7 (151 ocen)
115
28
8
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
PiotrB_66

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
marszu1977

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
kasia_panda

Nie oderwiesz się od lektury

fajne
00
waltharius

Nie oderwiesz się od lektury

Ok
00
Radarowa

Nie oderwiesz się od lektury

Książka jest super , ale niestety kolejnych części nie można czytać
00

Popularność




Pewnego popołudnia siedzieliśmy z Holmesem w salonie i rozmawialiśmy, ale mój przyjaciel nie miał aktualnie żadnej kryminalnej zagadki do rozwiązania, co sprawiało, że konwersacja z nim była dość uciążliwa. Wiercił się nieustannie, obracał nerwowo fajkę w dłoniach i narzekał na brak stymulacji intelektualnej. Wziąłem do ręki książeczkę, którą trzymał na kolanach, i spróbowałem zmienić temat.

– A co sądzisz o efektach mojej pracy, Holmesie? Przeczytałeś tę relację ze „studium w szkarłacie”?

– Tak, rzuciłem okiem – odpowiedział. – Ale niestety nie mogę ci pogratulować. Sztuka detektywistyczna jest pokrewna naukom ścisłym, a ty w swoim opisie próbowałeś ją ubarwić emocjami.

Jego krytyka mnie ubodła, gdyż napisałem to głównie, by mu sprawić przyjemność.

– Aktualnie parę moich dzieł jest tłumaczonych na język francuski – powiedział, nieświadom moich urażonych uczuć.

– Twoich dzieł?

– Jak to, nie wiedziałeś? – zawołał ze śmiechem. – Mam na swoim koncie publikację kilku rozpraw. W jednej opisywałem cechy szczególne ponad stu gatunków tytoniu i różnice pomiędzy nimi. Druga była poświęcona technikom tropienia i badania śladów stóp. Ale nie chcę cię zanudzać swoim hobby.

– Wcale mnie nie zanudzasz – odparłem zgodnie z prawdą. – Czy byłoby z mojej strony nietaktowne poddać drobnej próbie twoje umiejętności?

– Z rozkoszą rozważę każdy problem, jaki mi zaprezentujesz – powiedział Holmes.

– Wspomniałeś kiedyś, że każdy regularnie używany przedmiot nosi ślady swojego właściciela – podjąłem, wyciągając z kieszeni zegarek. Nie był nowy, ale znalazł się w moim posiadaniu bardzo niedawno. – Czy byłbyś tak miły i spróbował opisać charakter poprzedniego właściciela tego zegarka?

Podawałem mu ten przedmiot z uczuciem lekkiego rozbawienia, bo zdawałem sobie sprawę, że stawiam przed nim zadanie niemożliwe, ale przyznaję, że miałem ochotę dać mu drobną nauczkę. Drażniła mnie trochę ta jego niezachwiana pewność, że nigdy się nie myli.

Uważnie przyjrzał się tarczy zegarka, następnie otworzył tylną dewizkę i zbadał mechanizm przy użyciu swojej lupy. Z trudem powstrzymywałem uśmiech, gdy po jakimś czasie z rozczarowaną miną oddał mi zegarek.

– Bardzo niewiele informacji można było uzyskać – powiedział. – Zegarek został niedawno dokładnie przeczyszczony.

– Tak, to prawda – odparłem, ale pomyślałem sobie, że zamiast przyznać się do porażki, szuka wymówek.

– Aczkolwiek moje obserwacje nie były całkowicie bezowocne – kontynuował, gapiąc się w sufit rozmarzonym wzrokiem. – Podejrzewam, że zegarek należał do twojego starszego brata, który odziedziczył go po waszym ojcu.

Pokiwałem głową.

– Zapewne domyśliłeś się tego z inicjałów H.W. wygrawerowanych z tyłu?

– Naturalnie. Litera W podpowiedziała mi twoje nazwisko. Zegarek ma prawie pięćdziesiąt lat i inicjały umieszczono zaraz po jego powstaniu, co znaczy, że nabył go ktoś z poprzedniego pokolenia. Takie przedmioty zazwyczaj dziedziczy najstarszy syn. Twój ojciec nie żyje już od wielu lat, więc zegarek musiał być w posiadaniu twojego starszego brata.

– Jak na razie wszystko się zgadza – powiedziałem. – Coś jeszcze?

– Był bardzo niedbały. Miał w życiu wiele możliwości i szans na realizację planów, ale wszystko to zaprzepaścił. Najczęściej żył w biedzie, choć zdarzały mu się krótkie okresy dobrobytu. Wreszcie zaczął coraz więcej pić i umarł. Tylko tyle byłem w stanie wywnioskować.

Podniosłem się wzburzony z fotela i zacząłem chodzić po pokoju tam i z powrotem z goryczą w sercu.

– Nie mogę uwierzyć, że stać cię na tak podłe zagrania, Holmesie. Ewidentnie rozpytywałeś na temat mojego biednego brata, a teraz udajesz, że wyczytałeś to wszystko ze starego zegarka!

– Mój drogi Watsonie – odpowiedział łagodnie – przyjmij moje szczere przeprosiny, że poruszyłem tak bolesny dla ciebie temat. Ale zapewniam cię, że zanim mi podałeś ten zegarek, nie wiedziałem nawet, że w ogóle miałeś brata.

– To w takim razie skąd znasz te wszystkie fakty? Wszystko, co powiedziałeś, się zgadza. Czy może po prostu trafnie zgadywałeś?

– Nie, nie, ja nigdy nie zgaduję. Wydaje ci się to dziwne, bo nie byłeś w stanie prześledzić mojego toku rozumowania ani zaobserwować drobnych detali, które zaprowadziły mnie do tych dedukcji. Na początku powiedziałem ci, że twój brat był niedbały. Jeśli się dobrze przyjrzeć dolnej części koperty zegarka, widać wyraźnie, że jest cała porysowana. To znaczy, że w tej samej kieszeni trzymał inne twarde przedmioty, takie jak monety lub klucze. Człowiek, który traktuje w ten sposób zegarek wart pięćdziesiąt gwinei, musi być niedbały. Można się też domyślać, że jeśli ktoś odziedziczył po ojcu taki cenny przedmiot, miał też pod innymi względami zapewniony komfortowy start w życiu.

Pokiwałem głową. To prawda, że mój brat odziedziczył w spadku po ojcu bardzo pokaźną sumę.

– Właściciele lombardów zazwyczaj wydrapują numer kwitu odbioru po wewnętrznej stronie tylnej dewizki. Przez lupę byłem w stanie dojrzeć aż cztery takie numery, więc mogłem wywnioskować, że dość często bywał w trudnej sytuacji finansowej. Ale najwyraźniej następowały też okresy poprawy, bo za każdym razem mógł zegarek wykupić z powrotem. Na koniec – kontynuował – zwróć uwagę na otwór kluczyka do nakręcania sprężyny. Naokoło widać niezliczone zarysowania, tam gdzie kluczyk nie trafił do otworu i ześliznął się po kopercie. Po tym zawsze można poznać, że właściciel zegarka był pijaczyną. Nie ma w tym wszystkim nic tajemniczego, Watsonie.

– Tak, teraz dla mnie to też jasne jak słońce – powiedziałem. – Przepraszam cię, Holmesie. Powinienem był mieć więcej wiary w twoje zdolności. Jaka szkoda, że nie masz aktualnie żadnej sprawy do rozwikłania.

Ledwie wypowiedziałem te słowa, usłyszeliśmy znajome pukanie i do pokoju weszła nasza gospodyni, niosąc mosiężną tacę, na której leżał bilet wizytowy.

– Pewna młoda dama do pana, sir – powiedziała, zwracając się do Holmesa.

– Panna Mary Morstan – przeczytał na głos mój przyjaciel. – Dziękuję, pani Hudson, proszę zaprosić tę młodą damę na górę. Nie, nie wychodź, Watsonie, wolałbym, żebyś został.

Panna Morstan weszła do pokoju pewnym krokiem. Była to gustownie ubrana, blondwłosa i dość niewysoka młoda dama. Miała na sobie jednolitą suknię beżowego koloru i kapelusz udekorowany białym piórem. Jej twarz promieniała urokiem, a w spojrzeniu jej dużych niebieskich oczu było wiele życzliwości. Nigdy jeszcze nie widziałem kobiety o tak delikatnych i wysublimowanych rysach.

Gdy siadała na krześle, które jej podsunął Holmes, zauważyłem lekkie drżenie jej warg i dłoni. Najwyraźniej swoim opanowaniem starała się przesłonić wewnętrzny niepokój.

– Panie Holmes, przychodzę do pana – zaczęła – z powodu osobliwej sytuacji, w jakiej się znalazłam.

Holmes pochylił się z błyskiem w oku, zacierając ręce z wyczekiwaniem, a jego orle rysy wyostrzył wyraz intensywnego skupienia.

– Proszę przedstawić swoją sprawę – powiedział.

Poczułem się trochę niezręcznie w roli niepowołanego słuchacza.

– Państwo wybaczą, ale może lepiej wyjdę – powiedziałem, podnosząc się z krzesła.

Ku mojemu zaskoczeniu młoda dama podniosła dłoń i rzekła:

– Jeśli byłby pan tak miły i został, może wyświadczy mi pan wkrótce wielką przysługę.

Usiadłem więc z powrotem.

– Mój ojciec był oficerem stacjonującym w Indiach – zaczęła panna Morstan. – Moja matka zmarła, gdy byłam jeszcze dzieckiem, i wówczas ojciec odesłał mnie do Anglii. Nie mieliśmy tu żadnych krewnych, ale znalazło się dla mnie miejsce w szkole z internatem w Edynburgu, gdzie mieszkałam do siedemnastego roku życia. W roku 1878 mój ojciec wrócił do kraju. Wysłał mi telegram z Londynu z wiadomością, że dotarł szczęśliwie i zatrzymał się w hotelu Langham. Przyjechałam zatem do Londynu i udałam się do tego hotelu, gdzie mnie poinformowano, że kapitan Morstan wprawdzie przez jakiś czas nocował w Langham, ale dzień przed moim przybyciem opuścił hotel i do tej pory nie wrócił. Czekałam na niego przez cały dzień, ale gdy do wieczora dalej nie było żadnych wieści, postanowiłam zawiadomić policję. Do wszystkich gazet rozesłałam ogłoszenie z prośbą o informacje na temat miejsca jego pobytu, ale wszelki słuch o nim zaginął i do dziś nie wiem, co się z nim stało… – Po tych słowach panna Morstan zamilkła, dławiąc szloch.

– Jaka była data jego zniknięcia? – zapytał Holmes, otwierając swój notes.

– Stało się to trzeciego grudnia 1878 roku, prawie dziesięć lat temu.

– A co z jego bagażem?

– Został w hotelu. W walizkach oprócz ubrań znaleziono trochę książek i kilka pamiątek, które przywiózł z Andamanów. Pełnił na tych wyspach funkcję oficera nadzorującego grupę skazańców, którzy tam odbywali karę.

– Czy miał jakichś znajomych w Londynie?

– Z tego, co mi wiadomo, jedynym jego znajomym był major Sholto; służyli razem w tym samym pułku. Major zakończył służbę trochę wcześniej i od tamtej pory mieszkał w Upper Norwood. Nie wiedział nawet o powrocie mojego ojca do Anglii.

– Istotnie osobliwa sprawa – powiedział w zadumie Holmes.

– A najbardziej osobliwe z tego wszystkiego – ciągnęła panna Morstan – było to, że w maju 1882 w „The Times” pojawiło się ogłoszenie z anonimową prośbą, bym podała do wiadomości redakcji swój adres, i zapewnieniem, że wielce na tym skorzystam. Zaczynałam wówczas pracę guwernantki w domu pani Forrester. Za jej radą postanowiłam podać gazecie swój adres i jeszcze tego samego dnia otrzymałam przesyłkę. Było to niewielkie kartonowe pudełko, w którym znalazłam dużą perłę. Nie było żadnego listu, ani słowa wyjaśnienia. Od tamtej pory co roku tego samego dnia przychodzi do mnie paczuszka z kolejną perłą, a ja nadal nie mam pojęcia, kim jest nadawca. To są bardzo cenne i rzadkiej urody perły. Proszę, niech panowie sami zobaczą.

Mówiąc to, otworzyła płaskie pudełko, w którym znajdowało się sześć najpiękniejszych pereł, jakie kiedykolwiek widziałem.

– Nadzwyczaj interesujące – mruknął Holmes. – Czy chciałaby nam pani jeszcze o czymś powiedzieć?

– Tak. Dziś rano dostałam ten list – odparła, podając elegancką kopertę Holmesowi.

– Cóż, panno Morstan, wygląda mi to wszystko bardzo tajemniczo. Co pani zamierza zrobić?

Bądź dziś o 19.00 przed teatrem Lyceum przy 3. filarze od lewej. Jeśli się obawiasz, weź ze sobą dwóch przyjaciół. Zostałaś skrzywdzona. Sprawiedliwości w końcu stanie się zadość. Nie mieszajmy do tego policji, bo wszystko pójdzie na marne.

Nieznajomy przyjaciel

– W tej właśnie kwestii chciałam się pana poradzić.

– W takim razie uważam, że trzeba się koniecznie stawić na to spotkanie. Doktor Watson będzie dla nas doskonałym towarzyszem. Współpracowaliśmy już razem, więc mogę za niego ręczyć.

– Z przyjemnością wezmę w tym udział – powiedziałem.

– Są panowie bardzo mili – odparła młoda dama. – Nie mam żadnych przyjaciół, których mogłabym o to poprosić. W takim razie umawiamy się tu o godzinie szóstej?

– Tak, byle nie później – odpowiedział Holmes. – Czy mogę jeszcze rzucić okiem na pudełka, w których przysyłano pani te perły? – Porównał uważnie pismo autora listu i adresy na paczuszkach. – Ten tajemniczy nadawca próbował zafałszować swój charakter pisma na pudełkach, ale widać wyraźnie, że jest to ta sama osoba. Nie jest to zapewne pismo pani ojca?

– Nie, jest zupełnie niepodobne.

– Dziękuję, panno Morstan. Będziemy się tu pani spodziewać o szóstej.

Spojrzała na nas obu z wdzięcznością, schowała swoje pudełko pereł, pożegnała się i wyszła. Stojąc przy oknie, jeszcze przez chwilę widziałem, jak szła ulicą energicznym krokiem, aż jej szary kapelusz z białym piórem zginął w tłumie.

– Cóż za niezwykłej urody kobieta! – wykrzyknąłem.

Holmes w międzyczasie zapalił fajkę i rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu.

– Czyżby? – odezwał się. – Nie zwróciłem uwagi.

– Jesteś nieludzki! – wyrwało mi się.

Słysząc to, uśmiechnął się łagodnie.

– Trzeba bardzo uważać, by urok osobisty nie zaciemnił nam obrazu i nie wpłynął na nasz osąd. Najbardziej urocza kobieta, jaką kiedykolwiek znałem, została powieszona za otrucie trojga dzieci tylko po to, by zgarnąć pieniądze z ich ubezpieczenia na życie.

– Ale przecież w tym przypadku…

– Nie uznaję żadnych wyjątków. Studiowałeś kiedyś charaktery pisma? Co sądzisz o kulfonach autora tego listu?

Zerknąłem na kartkę.

– Wygląda dość starannie – zaryzykowałem.

Holmes pokręcił głową i podniósł się z fotela.

– Mam coś do załatwienia. Wrócę za godzinę.

Kiwnąłem głową w roztargnieniu. Myślami ciągle wracałem do kobiety, która nas przed chwilą odwiedziła – do jej uśmiechu, głosu i tej dziwnej tajemnicy, która ją otaczała. Jeśli była siedemnastolatką, gdy zniknął jej ojciec, teraz zapewne ma dwadzieścia siedem lat. To taki wdzięczny wiek. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że chyba trochę za bardzo zaczynam się nią interesować, więc czym prędzej usiadłem do biurka, by skupić uwagę na lekturze zaległych artykułów medycznych.

Holmes wrócił koło wpół do szóstej. Był w doskonałym nastroju i wparował do pokoju niemalże tanecznym krokiem.

Pani Hudson przyniosła nam chwilę wcześniej czajniczek herbaty, więc jemu również nalałem filiżankę.

– Nie ma w tym wszystkim żadnej wielkiej tajemnicy – obwieścił, biorąc filiżankę i siadając naprzeciwko mnie przy stole. – Fakty wskazują na tylko jedno możliwe wyjaśnienie.

– Że co? Chcesz powiedzieć, że całą sprawę już rozwikłałeś?

– No, tego bym nie powiedział, ale odkryłem bardzo ważny fakt. Przejrzałem stare roczniki „Timesa” i znalazłem nekrolog majora Sholto, który zmarł dwudziestego ósmego kwietnia 1882.

– Może nie jestem zbyt bystry, Holmesie, ale nie rozumiem, co z tego może wynikać.

Holmes uniósł brwi.

– Naprawdę? Zaskakujesz mnie, mój drogi. Spójrz na to w ten sposób. Znika kapitan Morstan. Jedyną osobą, którą mógł odwiedzić w całym Londynie, był major Sholto, który zaprzeczył, by się z nim wtedy widział. Cztery lata później Sholto umiera. W ciągu tygodnia od jego śmierci córka kapitana Morstana otrzymuje bardzo cenny prezent, który co roku jest powtarzany. W końcu otrzymuje list, w którym ktoś twierdzi, że została skrzywdzona. O jaką krzywdę może tu chodzić? Czyżby o utratę ojca? I czy mógł być inny powód tego, że prezenty zaczęły się bezpośrednio po śmierci Sholty, jeśli nie to, że jego potomek wie coś na temat tej tajemnicy i pragnie dokonać zadośćuczynienia?

– Cóż za dziwny sposób zadośćuczynienia – powiedziałem. – I dlaczego ten ktoś napisał list dopiero teraz, a nie sześć lat temu? I o jaką sprawiedliwość może tu chodzić? Czy to możliwe, że jej ojciec nadal żyje?

– Przekonamy się o tym jeszcze dziś wieczór – powiedział Holmes, wstając i podchodząc do okna. – O, podjechała dorożka z panną Morstan. Jesteś gotowy? Już po szóstej. Na wszelki wypadek weź swój rewolwer, proszę.

Chwyciłem płaszcz i kapelusz i podążyłem za Holmesem.