Lato w Białej Dolinie - Przemek Corso, Marcelina Misztal - ebook + audiobook

Lato w Białej Dolinie ebook i audiobook

Przemek Corso, Marcelina Misztal

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Do Białej Doliny przybywają OBCY

Jakby tego było mało, najsłynniejszy reżyser świata chce nakręcić o nich film.
A to dopiero początek przygód!

Wasi ulubieni bohaterowie powracają! Dołączcie do Mii i Anaszki, gapowatego Leśniczego Gałązki oraz Babci i Dziadka Bębnów i przeczytajcie o tajemniczych przybyszach z kraju na końcu świata. Pomóżcie schudnąć Stachowi, dowiedzcie się, dlaczego zielone jagódki nic nie mówią, nakręćcie swój pierwszy film fabularny… i poznajcie najsłynniejszego reżysera w historii, który planuje stworzyć w Białej Dolinie swoje arcydzieło!

Lato w Białej Dolinie to zbiór historii dla dzieci i dorosłych, które są pochwałą przyjaźni, miłości, odwagi, ciekawości i natury, a także podstawowego prawa do bycia sobą. Mieszkańcy Białej Doliny, mierząc się z małymi i dużymi problemami, dowodzą, że w życiu można sobie poradzić z każdą przeciwnością losu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 112

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 33 min

Lektor: Zuzanna Galia
Oceny
4,3 (4 oceny)
2
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Monika176

Nie oderwiesz się od lektury

Czy literatura dla dzieci może być piękna? Może! Czy może być wartościowa? Oczywiście! I jeszcze jedno, najważniejsze. Może uczyć – a nawet powinna! „Lato w Białej Dolinie” tak, jak „Opowieści z Białej Doliny”, to książka z przesłaniem. Choć to literatura dziecięca to pozycja bardzo mądra, z której można wiele się nauczyć. Dzięki dwóm wspaniałym bohaterkom: Mii i Anaszce, dzieci (ale nie tylko one, bo książka nie powinna mieć docelowego wieku) poznają odwagę, odmienność i nauczą się, że przyznanie racji innej osobie to nie porażka, a rozglądanie się trochę dalej niż czubek własnego nosa może przynieść same korzyści. „Lato w Białej Dolinie” to lektura inspirująca tak dla dzieci, jak i dla rodziców. Na czoło wysuwają się: natura, przygody, natura, wyobraźnia, natura, spontaniczność, natura… Fascynująca, cudowna, tajemnicza. Przepięknie wydana. Ilustracje Marceliny są proste, ale śliczne i wspaniale współgrają z tekstem. Sześć opowiadań/przygód, które pokazują nam między innymi wyjątkową...
11

Popularność




Dla Mii i Anaszki – tych prawdziwych

Do Białej Doliny mieli przybyć OBCY.

Pewnego dnia Dziadek Bęben po prostu wszedł do kuchni, ubrany w swój najlepszy mundur nadleśniczego, i oznajmił, że należy się ich spodziewać.

– Tak – dodał swoim niskim głosem i w zamyśleniu pogładził się po gęstym wąsie. – Spodziewajmy się ich.

– Kogo? – zdziwiła się Babcia Bęben.

– Obcych – powtórzył.

Mimo że był bardzo mały – ledwo sięgał głową ponad kuchenny stół – to jednak miał w sobie coś, co Babcia Bęben określała „charakterem”. Oznaczało to dokładnie tyle, że charakter Dziadka Bębna był większy niż on sam.

Głos również miał bardzo niski, choć niskie głosy były raczej domeną ludzi wysokich, nie na odwrót. No bo jak to tak? Ktoś wysoki z wysokim głosem? Nie do pomyślenia. Wysocy ludzie najczęściej mieli niskie głosy, tak aby wszystko się równoważyło.

Dziadek natomiast miał wszystko bardzo niskie.

Przynajmniej tak mogło się wydawać do chwili, w której zaczynał mówić. Wtedy momentalnie wydawał się większy niż w rzeczywistości, a czasami, jak się „charakternił”, to wydawał się największy w pokoju, domu, a nawet na ulicy. Pewnie dlatego tak wiele osób się go bało i nie chciało mu podpaść.

Mia i Anaszka, dwie małe dziewczynki w wieku, kolejno, pięciu i siedmiu lat, wysłuchały Dziadka mówiącego o OBCYCH z pozorną uwagą, zajadając naleśniki z konfiturą truskawkową, ale bez głębszego zrozumienia, co to w ogóle znaczy i kim są ci OBCY.

Bardzo często bywało tak, że Dziadek wpadał do jakiegoś pomieszczenia, gorączkował się, a później wypadał, tak jak na przykład wtedy, kiedy Babcia Bęben, która Dziadka w ogóle się nie bała, kupiła kolorową tapetę. Bez jego wiedzy wytapetowała nią ściany w przedpokoju, żeby trochę „ożywić” pomieszczenie. Dziadek wszedł do domu, zobaczył tapetę i zaczął krzyczeć:

– OOOoooo!

A później:

– OOO!

A później:

– O!

Każde kolejne O było krótsze, aż w końcu stało się nieme. Dziadkowi często zdarzało się tak krzyczeć, ale tylko po to, żeby ostatecznie wybiec z domu i trzasnąć drzwiami. A po czasie tapeta i tak zaczęła mu się podobać.

Innymi słowy, nawet kiedy Dziadek Bęben brzmiał bardzo poważnie, to nie należało się tym zbytnio przejmować. Babcia często powtarzała, że jej mąż choruje na ambicję i przez to często się gorączkuje, tak jak można gorączkować (ale nie SIĘ, tylko po prostu) przy przeziębieniu.

Tym razem jednak było inaczej!

Dziadek Bęben oznajmił, że przyjadą OBCY, że będzie ich mnóstwo, że trzeba się będzie nimi zaopiekować i że sprawa jest bardzo poważna.

Babcia Bęben przyjęła te informacje wyraźnie zaniepokojona, a jedno jej urwane OCH wystarczyło, żeby zasiać w głowach Mii i Anaszki ziarno niepewności. Jedno OCH Babci potrafiło oddzielić od siebie wszystko, co można było uznać za warte i niewarte uwagi.

– Jacy obcy? – zapytała Mia z buzią pełną naleśnika.

– Jedz, jedz, moja podfruwajko – poprosiła Babcia Bęben.

– Przecież jem.

– Co to znaczy, że mamy się ich spodziewać? – odezwała się Anaszka rzeczowym i całkiem dorosłym, jak na siedmiolatkę, tonem. – Ktoś przyjeżdża? Kiedy?

Dziewczynki jak zawsze zareagowały praktycznie jednocześnie. Czasami można nawet było odnieść wrażenie, że współodczuwają te same rzeczy – jedna na przykład jadła naleśnika, a druga mówiła, że jest pyszny. W przypadku Obcych było podobnie. Anaszka mówiła dokładnie to, co chciałaby powiedzieć Mia, gdyby nie miała pełnej buzi. Co ciekawe, choć wyglądały jak siostry i zachowywały się jak siostry, wcale nimi nie były.

Babcia i Dziadek Bęben mieszkali w pięknym, starym, drewnianym domu pod lasem, który współdzielili z Tatą Anaszki. Oni zajmowali dół, a on górę.

Dla Mii i Anaszki ten dom stał się ogromnym placem zabaw i miejscem, gdzie spędzały kilka dni w tygodniu (w wakacje to nawet więcej).

Mia przebywała u Dziadków za każdym razem, kiedy jej rodzicie, którzy mieszkali nieopodal, musieli pracować – Mama malowała obrazy i robiła zdjęcia, a Tata… no cóż, Tata robił wszystko inne, w zależności od pory roku. Wszyscy go za to bardzo szanowali, mówili, że jest obrotny, i często prosili go o jakąś pomoc albo radę, zwracając się do niego per „Panie Macieju”.

Anaszka z kolei przyjeżdżała na kilka dni w tygodniu do Białej Doliny do Taty, ponieważ jej rodzice nie mieszkali razem. Tata z jakichś względów nie musiał pracować, bo podobno kiedyś coś kilka razy wymyślił i od tamtej pory chodził już tylko ubrany w szlafrok, słuchał muzyki z gramofonu, czytał książki i oglądał filmy, a kiedy wychodził na ulicę, wszyscy klepali go po plecach i mu gratulowali. Czasami nawet zagadywali o byłą żonę, która była podróżniczką, i dopytywali, w jaką niebezpieczną podróż wybrała się tym razem i co odkryła. On, niestety, nigdy nie potrafił tego określić i najczęściej tłumaczył, że zapomniał. Jak jednak mawiała Mama Anaszki, żeby coś zapomnieć, trzeba najpierw to zapamiętać, a to nie było mocną stroną Taty. Wymyślanie, tak. Zapamiętywanie, na przykład tego, że trzeba kupić papier toaletowy, nie.

Babcia Bęben tak polubiła odwiedzającą ich tydzień w tydzień Anaszkę, że oficjalnie mianowała ją swoją wnuczką. A co do Dziadka Bębna, cóż… jemu było to bez różnicy, bo nawet chyba nie wiedział, że Anaszka nie jest jego prawdziwą wnuczką. Wszystkim mówił, że ma dwie: tę starszą (lat 7, słownie: siedem) i tę młodszą (lat 5, słownie: pięć). Nikt nie był do końca pewien, czy żartuje, ale prędko przestało mieć to jakiekolwiek znaczenie, bo mieszkańcy Doliny, ze względu na szacunek do Dziadka, nie pytali.

Swoją drogą, potwierdzało to w pewnym sensie teorię Taty Anaszki, że rodzinę można sobie stworzyć. I nic w tym złego, jeżeli w rezultacie ma się na przykład trzy babcie albo dużo cioć i wujków – bo czasami te ciocie i wujkowie, którzy początkowo nimi nie byli, okazywali się lepsi od prawdziwych.

– Dziadku! – powiedziała Anaszka, stanowczo próbując naśladować jego ton. – Odpowiedz mi na pytanie! Kto przyjeżdża?

Dziadek Bęben pogładził się po wąsie ostatni raz przed wyjściem z domu, po czym odparł:

– Nie wiem do końca. Ale trzeba im pomóc, więc im pomożemy. Powinnyście przygotować miejsce w swoich pokojach… i w salonie też. Gdy przyjadą Obcy, muszą mieć gdzie spać.

A później wyszedł. Babcia Bęben znowu zrobiła:

– OCH.

Mia była pod takim wrażeniem tego, co usłyszała, że ostatni kawałek naleśnika dosłownie wypadł jej z buzi.

– Ale dlaczego… u nas? – zdziwiła się Anaszka.

– Nie tylko u nas – szepnęła Babcia Bęben i pocałowała w czoło najpierw ją, a potem Mię. – Wszędzie. W całej Białej Dolinie, moje podfruwajki.

Bardzo szybko dało się wyczuć, że jednak nie wszyscy byli zadowoleni z faktu, że mieli przyjechać jacyś Obcy. Tata Mii zabrał dziewczynki motorem na zakupy, o które poprosiła Babcia Bęben, do miasta rozrastającego się w najdziwniejszych kierunkach. Mia i Anaszka spod wielkich kasków i przez szkła gogli obserwowały ulice, którymi jechali. Raz pięły się ku górze, a raz ostro opadały, skręcały to w lewo, to w prawo, a jeszcze innym razem na ukos, albo zakręcały tak bardzo, że przez nieuwagę można było jeździć po nich w kółko, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

– Tato, a kiedy przyjadą ci Obcy? – zapytała Mia, gdy w końcu dotarli na miejsce.

Tata Mii, który wyglądał, jakby jego głowa składała się tylko z gęstej czarnej brody, gogli motocyklowych i wełnianej czapki, pomógł obu dziewczynkom ściągnąć kaski i zejść z motoru. Zatrzymali się niedaleko wielkiej tablicy z napisem „BIAŁA DOLINA – dom jedynego na świecie łosia albinosa”.

– Wkrótce. Może dziś, może jutro. Ale będą tu na pewno. Dlatego pojechaliśmy do sklepu, żeby Babcia Bęben mogła zrobić dla nich obiad i kolację… i śniadanie… i sam nie wiem, co jeszcze… Mogą być głodni. Nie wiadomo, jak długo byli w podróży.

– A Dziadek? – zapytała Anaszka, wyobrażając sobie Dziadka Bębna otoczonego Obcymi. – Gdzie teraz jest?

– Dziadek? – zdziwił się Tata Mii. – No cóż, robi to, co zawsze. Pracuje. Koordynuje. Zarządza. Próbuje kontrolować sytuację w Dolinie. Przygotowuje wszystko i wszystkich na przyjazd gości.

Dziewczynki spojrzały na siebie, a później zapytały jednocześnie:

– A jak wyglądają Obcy?

– Nie wiem.

– Jaki mają kolor?

– Nie wiem. Ciężko powiedzieć.

– A dlaczego ci Obcy muszą spać u nas w pokojach?

Tata Mii wzruszył ramionami.

– Nie martwcie się, to tylko na chwilę.

– Bzdury! Dyrdymały! Duperszwance! – krzyknął Sklepikarz Bogdan. Słynął w całej Białej Dolinie z tego, że pracował w sklepie, ale i tak większość czasu spędzał, stojąc przed nim i wygrzewając się na słońcu, a także z tego, że kiedyś wyhodował największego na świecie pomidora. Niestety, nikt go nigdy nie widział, więc nie udało się potwierdzić jego istnienia. – Pan, panie Macieju, nie powinien takich rzeczy godoć dzieciom!

– Jakich rzeczy?

– Że to ino na chwila! Bo to ni na chwila, panie Macieju, ale na zawsze!

– O czym pan mówi, panie Bogdanie?!

– Bo oni, ci Obcy, panie Macieju, uciekają! Prawda to, ja?

– Tak. Dlatego należy im pomóc – przyznał Tata Mii i przysunął do siebie dziewczynki. – W tym rzecz. Oni uciekają, a my jesteśmy przystankiem w ich podróży i musimy ich ugościć.

– Bajda, bujda na resorach i absurd! – krzyknął Sklepikarz Bogdan, a po chwili dodał: – Banialuki!

– A gdyby mógł pan tak bardziej… precyzyjnie?

– Ci Obcy, oni uciekają z jakiegoś powoda, ja? Prawda to, ja? Ale dokąd uciekają? No właśnie! Jo wom powiem. Tutaj uciekają i tutaj zostaną. Biała Dolina będzie przeludniona. Wszędzie będą Obcy, obce rozmowy, obce litery… i w dodatku zjedzą nam cały dżem.

– Tato, to prawda? – zaniepokoiła się Mia. – Zjedzą cały dżem?

– Nieprawda – odparł Tata i zwrócił się do Sklepikarza Bogdana: – A nawet jeśli, to powinien się pan cieszyć. Sprzedaż dżemu panu wzrośnie!

Zapadła cisza.

– Ale my nie wiemy, jak ci Obcy wyglądają, ja? – naciskał Sklepikarz Bogdan. – A jeżeli wyglądają inaczej niż my, to co wtedy?

– A jakie to ma znaczenie? – zapytała Anaszka rezolutnie. – Nie wiemy też, czy lubią dżem.

– Nonsens, absurd i pomówienia! – krzyknął Sklepikarz Bogdan, oburzony tym, że do rozmowy włączyła się siedmio­latka. – Każdy lubi dżem! A kiedy Obcych będzie dużo, to go zjedzą i nie zostanie nic dla nas.

– Sprzeda pan cały dżem w Białej Dolinie – odparł Tata Mii. – A później pojedzie pan na zasłużone wakacje na wybrzeże. Pan się nie niepokoi na zapas, panie Bogdanie. Nic pan nie wie o tych Obcych.

– Ja dużo zarobia, ja? Na sprzedaży dżemu, ja? – zapytał podejrzliwe sprzedawca. – A skąd momy wiedzieć, że ci Obcy, że oni w ogóle mają pieniądze, żeby robić zakupy w sklepach?

– A skąd mamy wiedzieć, że nie mają? – zapytał Tata Mii retorycznie.

Sklepikarz Bogdan ewidentnie się zmieszał.

– Jeśli nie mają, to pójdą do pracy i zarobią.

– A skąd momy wiedzieć, że oni w ogóle godoją tak jak my? Skąd momy wiedzieć, że my ich zrozumiemy i się z nimi dogadamy? Przyjmujemy ich do naszych domów. Jak będziemy rozmawiać? Kto da nam gwarancję? – fuknął.

– Ja pana ledwo rozumiem, ale i tak rozmawiamy – rzuciła Anaszka i spojrzała porozumiewawczo na Mię i Tatę Mii, jakby chciała dać im do zrozumienia, że ma wszystko pod kontrolą.

Tata Mii posłał Anaszce zaskoczony uśmiech, chciał coś powiedzieć, ale koniec końców mruknął tylko pod nosem:

– W sumie racja.

…i puścił do niej oko.

Pan Bogdan wzburzył się tym, że bezczelnie nikt się z nim nie zgadza, i ruszył do swojego sklepu, krzycząc na odchodne:

– Dopiero co próbowano sprzedać Białą Dolinę jakimś Obcym i ledwośmy się uratowali, ja? No to teraz oddamy ją za darmo jakimś innym Obcym! Sami sobie to zrobimy! Wspomnicie moje słowa! Nawet dwa łosie albinosy nam nie pomogą! Żaden zagrożony gatunek nam nie pomoże, bo to my jesteśmy zagrożeni.

– To prawda, Tato? – zapytała Mia, kiedy zostali przed sklepem sami.

– Co, kochanie?

– Że wszyscy lubią dżem?

– Nieprawda. Są ludzie, którzy nie lubią – odparł.

– A to, że mówią inaczej niż my? Że ich nie zrozumiemy? To prawda?

– Mia, kochanie… – Milczał przez chwilę. Zerknął na Anaszkę, która milczała tak samo jak on. W końcu odparł: – Nawet jeśli nie zrozumiemy ich mowy, to się jej nauczymy.

A później po prostu poszli na zakupy.

Dziewczynki, które pozornie udawały, że cała sytuacja nie robi na nich wrażenia, tak naprawdę bardzo mocno się nią przejęły. Zaraz po powrocie ze sklepu wyszły do ogrodu za domem, a kilka sekund później dołączył do nich rudy lis o długiej kicie, który wybiegł z lasu i przecisnął się przez dziurę w drewnianym płocie, licząc na jakieś smakołyki albo pieszczoty, a najlepiej i na jedno, i na drugie.

– Dzień dobry, Pietruszku! – powiedziały dziewczynki.

Nazywały lisa Pietruszkiem, ponieważ ze wszystkich rzeczy na całym świecie najbardziej upodobał sobie chrupanie pietruszki, najlepiej tej podkradanej ze spiżarni Babci Bęben.

Pietruszek szczeknął parę razy po lisiemu, zakręcił się raz i drugi wokół własnej osi, a później dał się dziewczynkom wygłaskać.

Często odwiedzał je w ich domu, przemykał po kolejnych pokojach albo wdrapywał się na piętro do Taty Anaszki. Nikt nic sobie nie robił z tego, że po domu łazi dzikie zwierzę. A Dziadek Bęben, który jako nadleśniczy był bardzo zasadniczy, żył nadal w błogiej nieświadomości. Wszyscy ukrywali przed nim ten fakt, a  sam lis ukrywał się przed Dziadkiem Bębnem w szafie, udając Babciny szal, albo zamierał i udawał wypchanego, w najgorszym przypadku zaś zwijał się w kłębek i udawał poduszkę. W dziewięciu przypadkach na dziesięć Dziadek go jednak na szczęście nie zauważał. A kiedy zauważał… Babcia Bęben bardzo szybko tłumaczyła mu, że nie ma żadnego lisa i że jest po prostu przepracowany. Może nie było to do końca w porządku, ale zdaniem całej rodziny Dziadek Bęben i tak miał wystarczająco dużo na głowie, żeby musieć się jeszcze martwić tym, że po jego domu regularnie biega dzikie zwierzę, jest karmione i ma nawet własną miskę z wodą.

– Ciekawe, jacy są Obcy? – zastanawiała się Mia, głaszcząc Pietruszka po brzuchu. Mocno rozmyślała nad słowami Sklepikarza Bogdana i jego pytaniem, co będzie, jeżeli Obcy wyglądają inaczej niż mieszkańcy Białej Doliny.

– Nie wiem – odparła Anaszka zgodnie z prawdą, a bardzo rzadko czegoś nie wiedziała, zresztą nawet kiedy nie wiedziała, to najczęściej wymyślała jakąś odpowiedź. Jednak nie tym razem, a to dla Mii było równoznaczne z OCH-em Babci Bęben.

– Boję się Obcych – powiedziała Mia w końcu. Przestała głaskać lisa, podeszła do drewnianego płotu i wyjrzała przez szparę w kierunku gęstego lasu. – A co, jeżeli będą niemili?

– Nieeee, to niemożliwe – odparła Anaszka. – Nikt, kto lubi dżem, nie może być niemiły.

Lato w Białej Dolinie

Copyright © by Przemysław Corso 2023

Copyright © by Marcelina Misztal 2023

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2023

BIAŁĄ DOLINĘ WYMYŚLILI PRZEMEK CORSO I MARCELINA MISZTAL… ZWANA MARCELINĄ

Redakcja – Joanna Mika

Korekta – Agnieszka Zygmunt, Anna Strożek

Projekt typograficzny i skład – Natalia Patorska

Okładka – Paweł Szczepanik

Ilustracje na okładce i wewnątrz książki – Marcelina Misztal

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek

inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana

elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu

bez pisemnej zgody wydawcy.

Drogi Czytelniku,

niniejsza książka jest owocem pracy m.in. autora, zespołu redakcyjnego i grafików.

Prosimy, abyś uszanował ich zaangażowanie, wysiłek i czas. Nie udostępniaj jej innym, również w postaci e-booka, a cytując fragmenty, nie zmieniaj ich treści. Podawaj źródło ich pochodzenia oraz, w wypadku książek obcych, także nazwisko tłumacza.

Dziękujemy!

Ekipa Wydawnictwa SQN

Wydanie I, Kraków 2023

ISBN mobi: 9788383300498

ISBN epub: 9788383300504

Wydawnictwo SQN pragnie podziękować wszystkim, którzy wnieśli swój czas, energię i zaangażowanie w przygotowanie niniejszej książki:

Produkcja: Kamil Misiek, Joanna Pelc, Joanna Mika, Grzegorz Krzymianowski, Natalia Patorska, Katarzyna Kotynia

Design i grafika: Paweł Szczepanik, Marcin Karaś, Julia Siuda

Promocja: Piotr Stokłosa, Łukasz Szreniawa, Aleksandra Parzyszek, Paulina Gawęda, Piotr Jankowski, Barbara Chęcińska, Małgorzata Folwarska, Marta Ziębińska

Sprzedaż: Tomasz Nowiński, Patrycja Talaga

E-commerce: Tomasz Wójcik, Szymon Hagno, Marta Tabiś, Marcin Mendelski, Jan Maślanka, Anna Rasiewicz

Administracja: Klaudia Sater, Monika Czekaj, Małgorzata Pokrywka

finanse: Karolina Żak

Zarząd: Przemysław Romański, Łukasz Kuśnierz, Michał Rędziak

www.wsqn.pl

www.sqnstore.pl

www.labotiga.pl