Magiczna Rzeczywistość - Arkadiusz Miazga - ebook

Magiczna Rzeczywistość ebook

Miazga Arkadiusz

4,6

Opis

Czy — żyjąc tu i teraz — koegzystujemy z parafizycznymi mieszkańcami, którzy jawią się nam na wszelkie możliwe sposoby? Czy UFO to pozaziemskie cywilizacje, czy stanowią konglomerat siły — żywiołu, która przybiera w danym okresie różne maski i oblicza? Autor małymi krokami przybliża nas do zadania pytania: Kim może być siła ukrywająca się od wieków, stosująca różne przebrania, która aktualnie przybrała maskę „kosmitów”?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 652

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (5 ocen)
4
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Arkadiusz Miazga

Magiczna Rzeczywistość

UFO, folklor i parafizyczna siła

KorektorJoanna Baran - Sabik

Projektant okładkiSebastian Woszczyk

IlustratorKatarzyna Łąpieś

© Arkadiusz Miazga, 2018

© Sebastian Woszczyk, projekt okładki, 2018

© Katarzyna Łąpieś, ilustracje, 2018

Czy — żyjąc tu i teraz — koegzystujemy z parafizycznymi mieszkańcami, którzy jawią się nam na wszelkie możliwe sposoby? Czy UFO to pozaziemskie cywilizacje, czy stanowią konglomerat siły — żywiołu, która przybiera w danym okresie różne maski i oblicza? Autor małymi krokami przybliża nas do zadania pytania: Kim może być siła ukrywająca się od wieków, stosująca różne przebrania, która aktualnie przybrała maskę „kosmitów”?

ISBN 978-83-8155-275-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Podziękowania

Chciałbym serdecznie podziękować tym wszystkim osobom, które swoją pomocą przyczyniły się do powstania niniejszej książki.

Joannie Baran — Sabik składam serdeczne podziękowania za rzetelną pracę i jej wkład przy korekcie książki.

Asiu, Twoja pomoc i uwagi były nieocenione.

Panu Wiesławowi — darczyńcy — za wsparcie w realizacji wydania książki.

Słowa podziękowania kieruję także do badaczy „nieznanego” i popularyzatorów zjawiska UFO w osobach: Piotra Cielebiasia, Damiana Treli, Przemysława Więcławskiego, Krzysztofa Dreczkowskiego, Marka Sęka z Radia Paranormalium, Alberta Rosalase’a z USA oraz dra Simona Yunga z Fairy Investigation Society, Wiktora Haiduczyka z www.ufo-com.net oraz Łukasza Klesyka za udostępnienie wielu interesujących materiałów książkowych.

Szczególne podziękowania należą się artyście, grafikowi Sebastianowi Woszczykowi, za projekt i wykonanie okładki oraz pani Katarzynie Łąpieś za rysunki ilustrujące niektóre zdarzenia.

Słowo: „Dziękuję” kieruję też do wszystkich osób, które przeżyły spotkanie z nieznanym, dokładając swoją cegiełkę do powstania niniejszej książki.

Przedmowa

Żyjemy w świecie niezwykłych przemian, w którym współczesny człowiek niewątpliwie osiągnął ogromny stopień wiedzy. Jednakże nadal wzdrygamy się na kwestie, które są wysoce dziwne i niepojęte dla świata naukowego. Współcześni ludzie XXI wieku paradoksalnie niewiele różnią się od ludzi z okresu średniowiecza. Wtedy to oświecone osoby lub alchemicy w podobny sposób uzasadniali wszystko w znanych im punktach odniesienia, a wypierano wszystko to, co nie pasowało do ówczesnego stanu wiedzy, bądź interpretacji religijnych.

Dziś jest podobnie.

Dawne zjawiska w mrokach naszej historii były w większości wyjaśniane i interpretowane pod kątem religijnym, który głęboko zakorzenił się w archetypicznej świadomości.

Od zarania ludzkości rodzaj ludzki żył pomiędzy dwoma światami: duchowym i fizycznym, w którym duchowy niewątpliwie oddziaływał w szerokim aspekcie i poniekąd poprzez wiarę kontrolował i inicjował światopogląd ludzi. Współczesna cywilizacja osiągnęła fantastyczny rubikon, ogromny skok — począwszy od atomowego, a skończywszy na kosmicznych i kwantowych odkryciach, które popchnęły ludzkość niczym kula — w kierunku nowego nurtu rozwoju na bardzo wysokim poziomie. Nie zapominajmy jednak, że nie jesteśmy koroną stworzenia na Ziemi, którą obecnie w szybkim tempie niszczy rodzaj ludzki, częstokroć bardziej martwiąc się o kurs ropy naftowej, niż o to — jak za kilkadziesiąt lat będzie wyglądała Ziemia. Człowiek w swojej pysze ignoruje, w imię przyjętych systemów, wszystko to, co nie pasuje w ocenie i paradygmatach ortodoksyjnych naukowców, którzy w świetle swojej poprawności nie traktują należycie zagadnień związanych ze zjawiskiem UFO i innych pokrewnych dziedzin. Tak jak niegdyś, tak i dziś, ludzkość szuka odpowiedzi na pytania: Dlaczego i po co żyjemy? Jaki jest nasz cel istnienia?

Te filozoficzne pytania najprawdopodobniej mogą nigdy nie doczekać się odpowiedzi, tak samo jak w kwestii, kto ukrywa się za zjawiskiem UFO: niezrozumiałe naturalne zjawiska, istoty z innych planet, a może supernowoczesne tajne projekty wojskowe?

Gdzie szukać odpowiedzi na te trudne pytania?

Od 20 lat staram się analizować zdarzenia związane z UFO, ale także uchylić rąbka tajemnicy: Kto ukrywa się za iluzoryczną, ale jakże cienką zasłoną UFO?

W ostatniej mojej książce pt. „UFO nad Podkarpaciem” /Wyd. Poligraf 2015/ opisałem szereg zdarzeń związanych z obserwacjami, których dokonano na terenie Podkarpacia na przestrzeni lat 1892—2015. Zajmując się aspektem UFO, na początku byłem chyba, jak każdy, wręcz zafascynowany wyjaśnieniem stricte ufologicznym, które lansowało teorię, iż UFO to pozaziemscy goście z innych planet, badający rozwój ludzkości. Ten stan rzeczy trwał do momentu, kiedy relacje świadków zaczynały wykluczać wylansowaną teorię, a nasunęły zupełnie inne, jeszcze bardziej nietypowe i często kontrowersyjne próby odpowiedzi na temat tego, wręcz absurdalnego zjawiska, które cechuje się często wysokim współczynnikiem dziwności. Kategorię tę wprowadził w ufologii znakomity badacz francuskiego pochodzenia, pisarz doktor Jacques Valleé, który przyjrzał się dokładnie obserwacjom UFO, a które niewątpliwie nie były tymi, o które ubiegali się badacze poszukujący kosmitów. Powyższy termin oznacza nie tylko zdarzenia związane z UFO, ale także spotkania z różnymi postaciami i innymi kreaturami, które wnikają w naszą rzeczywistość, a które cechują się atrybutami ergo niekosmicznymi, ale parafizycznymi, takimi jak: zmiana rzeczywistości, zmiennokształtność, anomalie czasowe, manipulowanie świadomością i psychiką świadków poprzez iluzoryczne cuda i inne dziwactwa. Wielu ufoentuzjastów, w tym badacze nieznanego, uporczywie doszukuje się w tym ingerencji innych cywilizacji, które poprzez swoją technikę mogą spowodować wszystkie wymienione niezwykłości.

Czy jednak teoria nakrętki i śrubki jest właściwa i wyjaśnia wszystko?

W czasie mojej pracy nad zjawiskiem UFO natrafiłem na zdarzenia, które były tak szalenie absurdalne, iż tak naprawdę obnażały kosmiczny wymiar UFO. W ciągu 20 lat miałem do czynienia z setkami świadków, z wieloma spotkałem się osobiście. Większość z nich była osobami zupełnie wiarygodnymi, szczerymi a jednak ich rzeczywistość została zachwiana przez coś, co dla niektórych było wcześniej zwykłą bzdurą. Zderzenie obu rzeczywistości prowadzi do procesów, w których świadomość człowieka ulega pewnym zmianom lub nawet metamorfozom. Już po publikacji mojej książki, w której wspomniałem o niekosmicznym pochodzeniu UFO, otrzymałem wiele pytań typu: „No jak to, zajmuje się pan UFO, a nie wierzy w kosmitów?”. Niektórzy nie dopuszczali do siebie myśli, iż UFO niekoniecznie musi być naszymi kosmicznymi braćmi. Książka, którą czytasz, Czytelniku, nie będzie łatwa, być może zmieni Twoje postrzeganie aspektu zjawiska UFO, które tak naprawdę jest z nami od zarania ludzkości, a nie wyłącznie po II wojnie światowej — jak usiłują nam to wmówić przeróżnej maści materialistyczni naukowcy i demaskatorzy problemu UFO.

W Polsce problem ten jest stosunkowo nowy i mało zrozumiany przez społeczeństwo, które jest zainteresowane kwestiami „nieznanego”. O aspektach niekosmicznych UFO wielokrotnie wspominali tacy badacze i popularyzatorzy tego problemu jak: Piotr Cielebiaś, Damian Trela oraz autor niniejszej książki. Poprzez ponad 60 lat ufologii nasi poprzednicy poszukiwań „nieznanego” — z całym szacunkiem — raczej unikali wszystkiego, co nie pasowało do z góry przyjętej koncepcji ETH. Czytelnicy, czytając książkę, sami zauważą, jak problematyka o niekosmicznym UFO jest zamiatana pod dywan przez niektóre pisma o tematyce nieznanego w Polsce, tylko dlatego, że porusza takie aspekty jak: okultyzm, demonologia. Nie możemy zamykać się tylko i wyłącznie na jedną koncepcję, nie możemy poprawnym okiem uznawać tylko te przypadki, które pasują nam do z góry założonej tezy, bez względu na to, czy jest to teoria pozaziemskich odwiedzin, czy inna, często budząca kontrowersje. Poszukiwanie prawdy jest najważniejsze bez względu na to, jaka ona jest i muszą o tym nie tylko pamiętać Czytelnicy, ale również osoby, które tym tematem się zajmują. Książka przeniesie nas — jak wehikuł w czasie — w minione wieki, w mroki średniowiecza, w środek magii i mistycyzmu, ukaże nam analogiczne kreacje tego samego zjawiska, które dziś manifestuje się niczym ekshibicjonista pod szyldem kosmitów, latających spodków. Książka wskazuje charakter zjawiska UFO, które tak naprawdę nie tylko łączy się z aspektem latających spodków — nie są one najważniejszym problemem tego zjawiska — lecz posiada głębszy wymiar parapsychiczny, oddziaływujący na ludzkość bardziej niż powszechnie przypuszczano. Opisy literatury okultystycznej, ludowych przekazów związanych z dawnym folklorem, to konglomerat zbieżny ze współczesnymi świadectwami UFO i zachowaniami ich pasażerów — siły, która od wieków wchodzi z nami w interakcję, nie tylko na poziomie fizycznym, ale głównie duchowym, często mistycznym.

Czym ona jest? Jaki jest jej cel?

Pośród wielu opisów, które przytoczyłem w książce, być może Czytelnikom uda się zajrzeć pod maskę tej przedziwnej siły i dostrzec jej prawdziwe oblicze?

Część IEcha przeszłości

Współczesna era latających spodków zaczęła się od pewnego zdarzenia w USA, do jakiego doszło w dniu 24 czerwca 1947 roku. K. Arnold przelatując swoją cesną, zauważył kilka dziwnych obiektów, które potem zostały nazwane ‘latającymi spodkami’. Wielu sceptyków uważa, że był to pierwszy termin na określenie obiektów, jakie faktycznie w późniejszych latach pojawiały się i miały kształt m.in. spodka. Jednakże pierwsze użycie słów ‘latający spodek’ pojawiło się znacznie wcześniej. Pewien teksański farmer w dniu 24 czerwca 1878 roku, John Martin, zauważył w okolicy Denison dziwny ciemny obiekt w klasycznej formie, który z dużą prędkością przemieszczał się przez niebo. Dopiero w 1947 roku podobna obserwacja Arnolda miała zdominować pogląd na gości z kosmosu. Uderzający w obu przypadkach jest fakt obserwacji, przypadający na dzień 24 czerwca. Tak naprawdę opisy UFO możemy spotkać w każdej kulturze, na każdym kontynencie, a sięgają one tysięcy lat wstecz. Opisy podniebnych zjawisk zostały utrwalone w formie wiedzy, jaką wówczas człowiek posiadał. Często znajdowały swoje odzwierciedlenie w kontekstach religijnych. Tak było w całej Europie w okresie średniowiecza. Jacques Valleé i Chris Aubeck w znakomitej książce pt. „Wonders in the Sky” opisali — w oparciu o fakty źródłowe — 500 wybranych obserwacji z różnych okresów średniowiecza aż do 1880 roku, dotyczących wielu krajów, głównie z Europy. Oprócz zwykłych obserwacji można tam znaleźć materiały, które opisują zdarzenia z udziałem tajemniczych istot, pochodzących z innych światów. Niestety, pewnym minusem ich pracy jest kompletny brak informacji o zjawiskach pochodzących z terenu Polski.

W swoich badaniach starałem się odszukać wszelkie zapisane informacje, dotyczące dziwnych zjawisk czy obiektów, które pochodzą z zamierzchłych lat. Najwięcej tajemniczych opisów powietrznych obiektów i innych zjawisk pochodzi z Anglii, Francji i Niemiec, jednakże niewiele wiemy o tym, czy w Polsce występowały podobne obserwacje oraz jak próbowano je interpretować? To, co przedstawię poniżej, jest jedynie zasygnalizowaniem tematu, ponieważ poszukiwanie i badania zdarzeń zaistniałych przed 1945 rokiem — i znacznie wcześniejszych — jest bardzo trudne, czasochłonne i być może kiedyś ktoś pokusi się o kompleksowe przeszukanie literatury, w tym kronik i zapisków mieszczańskich. Jest to olbrzymie wyzwanie. W XXI wieku poszukiwania są znacznie łatwiejsze dzięki cyfrowym bibliotekom, które wystawiają do pobrania starodruki, książki i pisma z różnych epok, często pochodzących z okresu średniowiecza, w których możemy natrafić na interesujące relacje z terenu Polski, a które poniżej chciałbym Czytelnikom przedstawić.

Kule, komety, świetlne krzyże i promienie, czyli znaki na niebie w średniowieczu

„Przed tym spotkaniem się widzieliśmy na niebie o siódmej z rana, w śliczną bardzo i jasną pogodę, tęczę niby małą, w miesiąc właśnie zrobioną, tak jako zwykł bywać kilka dni po nowiu; rzecz to cale niezwyczajna. Myśmy szli niby na zachód, a to się pokazało za nimi, obróciwszy się ku wschodu,w lewą od słońca; potem z tego miesiąca poczęło się czynić jak na kształt iks, tj. takim kształtem: u. Trwało to około pół godziny (…)”

Król Jan III Sobieski, Heiligenbron 31.08.1863r. List do Marysieńki.

Wiele przytoczonych relacji, które mogłem odnaleźć w materiałach źródłowych, składa się z dość krótkich, często lakonicznych opisów, dlatego ciężko jednoznacznie ocenić, czym były zjawiska opisane przez licznych kronikarzy, żyjących w odległym średniowieczu. W „Kronice” Kagnimira możemy przeczytać kilka interesujących relacji, dotyczących niezwykłych znaków, które pojawiły się na niebie:

Rok 970

„Roku. P. 970 zdziwiło i potrwożyło wielu zjawisko ogniste na Niebie, które Polacy mniemali być cudem nadzwyczajnym”[1].

Ten sam autor kroniki opisuje charakterystyczne dla średniowiecznych opisów tzw. płonące pochodnie, które występują także w opisach kronik z innych krajów Europy:

Rok 1000

„Roku Pańskiego 1000 wiele dziwów zjawiało się w Polsce tego roku: trzęsienia ziemi; kometa weszła dnia 19 stycznia, która jakoby pochodnia gorejąca rozniecająca szeroko łonęna Niebie, wielkim strachem wszystkich przeraziła, ludzie znajdujący się w polu czy domach jakoby piorunem uderzeni zostali”[2].

W dwóch powyższych przypadkach nie można wykluczyć typowo astronomicznych zjawisk, jak spadku np. bolidu, ale jako ciekawostkę warto taki fakt odnotować. W „Kronice Polskiej” Stanisława Chwalczewskiego /tom 1/, napisanej w 1549 roku, możemy natknąć się na bardzo interesujący opis z dnia 13 maja 1079 roku. Historia dotyczyła św. Stanisława w Skałce koło Krakowa. Przyjrzyjmy się fragmentowi, który niewątpliwie jest niezwykle interesujący.

„Zły Król nie przestając na tym haniebnym uczynku rozkazał jeszcze te sztuki i członki po polu rozrzucić, ażeby ie zwierzęta i ptactwo pożarło i żeby iego pamięć wygładził z ziemi. Lecz Bóg miły cudowny w swych świętych następney nocy spuścił z nieba promienie, iakoby pochodnie nad każdą sztuczką iaśniejące i cztery ogromne orły od czterech stron świata, dla strażyw dzień i w nocy, które oblatując, wszelkie zwierzęta i ptactwo odpędzały”[3].

Czy ten opis nie przypomina nam współczesnych relacji o UFO, które emitują różnego rodzaju promienie świetlne? Ten fakt jest łudząco podobny, ale zapisany językiem, który w ówczesnym czasie obowiązywał i którym można było opisać zaobserwowane zjawisko, które potem wyjaśniono w odniesieniu religijnym. W perspektywie chrześcijańskiej wielokrotnie padają opisy dotyczące świateł lub promieni. Wiele takich konotacji zostało ukazanych w sztuce sakralnej. Ciężko sobie wyobrazić, aby był to jedynie wytwór artysty, choć dla sceptyków, a nawet niektórych duchownych, nie ma to żadnego związku z UFO.

Czyżby wszelkie ufologiczne zjawiska, utrwalone na obrazach, były jedynie przejawem fantazji artystów oraz nadinterpretacji współczesnych badaczy?

Nie mogę się z tym stanowiskiem zgodzić, ponieważ wiele świadectw możemy znaleźć w starych księgach, muzeach, a nawet kościołach, m.in. w takich krajach, jak: Indie, Chiny, Japonia. Aerta de Geldera, holenderski malarz, (ur. 26 października 1645 r., zm. 27 sierpnia 1727 r.) w szczególnie wymownym obrazie pt. „Chrzest Jezusa”, namalowanym około 1670 roku, ukazuje okrągły dyskoidalny obiekt, który emituje cztery jasne promienie światła na Jezusa oraz Jana Chrzciciela. Zapis w Biblii zdaje się wskazywać, iż doszło wówczas do osobliwego zdarzenia, a obraz holenderskiego malarza zdaje się tą prawdopodobną scenę ukazać:

„A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jako gołębicę i przychodzącego do niego”. (Mt. 3,16)

Artystyczna

wizja Aerta de Geldera 

„Chrzest Jezusa”

Robert Monroe, medium znane z podróży poza ciałem, zetknął się z promieniem padającym z nieba, który wywarł na nim ogromne wrażenie, które zmieniło jego wyobrażenie o tym, co określamy mianem ‘Boga’. Promień był pewną formą komunikatu, który Monroe odczuł jako bezosobową, nieczułą i chłodną siłę, która wcale nie troszczy się o ludzi, co w Monroe wywołało głęboką rozpacz i doprowadziło go do płaczu:

„Wtedy nieodwołalnie poznałem, nie mając żadnej nadziei na przyszłą zmianę, że Bóg z mego dzieciństwa, z kościołów, z religii całego świata, nie jest takim, jakim Go czcimy”[4].

Jacques Valleé porównał promień Monroe do promieni ze sztuki sakralnej, które przynoszą objawienia od Boga.

Z takim mistycznym zdarzeniem, w którym głównym bohaterem jest padający promień światła, spotkałem się w miejscowości Radgoszcz w woj. małopolskim. Dnia 28 maja 2016 roku pan Krzysztof, przebywając w swoim pokoju, zauważył o godzinie 22:00 z okna tegoż pokoju dziwnie zachowujące się zjawisko nad pobliskim, około 5 — metrowym świerkiem, który oddalony był ponad 10 metrów od domu. Zaintrygowany obserwował tajemnicze zjawisko, które miało formę świetlistej litery C, krążącej wokoło drzewa tuż na wysokości wierzchołka. Była to świetlna smuga jasnej barwy, która cały czas okrążała drzewo. Zdumiony, chcąc sprawdzić, że nie ma halucynacji, poszedł po pewnym czasie do żony, która była w sąsiednim pokoju. Jak się okazało, jego żona także widziała to zjawisko, ale po kilku minutach powróciła do łóżka. Świadek nie dał za wygraną, wziął latarkę i wyszedł na balkon, co jakiś czas oświetlając zjawisko snopem światła z latarki, co powodowało, że zjawisko nie było wówczas widoczne. Po chwili pan Krzysztof zauważył coś wprost nieprawdopodobnego: nad wierzchołkiem drzewa pojawił się pionowy snop jasnego światła, który miał około 20 cm szerokości. Smuga wyraźnie dobiegała z niekończącego się ciemnego nieba, nie miała swojego końca. Zjawisko świetlne w tym momencie zaczęło szybciej krążyć, aż w jego centrum pojawiła się jakby mgła — ‘obłoczki’, które zdaniem świadka transformowały się w jakiś bliżej nieokreślony kształt. Zjawisko w tej chwili zaczęło przybliżać się w stronę świadka, który wpadł w panikę i postanowił ze strachu jak najszybciej wrócić do domu. Niestety, nie wiadomo co się stało i jak znikło zjawisko, ponieważ pan Krzysztof bał się podejść do okna. W rozmowie dowiedziałem się, że jest on miłośnikiem dawnej kultury słowiańskiej, posiada rozległą wiedzę, a samo zjawisko, jak sądzi, mogło być związane z jego zainteresowaniem i mogło mieć znaczenie mistyczne. Kolejnej nocy pan Krzysztof znowu zauważył pionową smugę, tylko bardzo słabo zauważalną, która znikła następnej nocy.

Czym było zjawisko obserwowane przez dwie osoby? Transcendentalnym mistycznym przeżyciem, które jeszcze bardziej pogłębiło świadomość o kulturze słowiańskiej? Pewną energią, nośnikiem parapsychicznej informacji?

Czyżby z podobnymi mistycznymi promieniami spotykali się prorocy oraz różni artyści, uwieczniając na obrazach niebiańskie promienie, które trafiały ludzi?

Włoski malarz Carlo Crivelli na obrazie z 1486 roku pt. „Zwiastowanie” przedstawił Marię w czasie zwiastowania Archanioła Gabriela w wymowny sposób. Z nieba, a dokładnie z czegoś w formie koła, pada złocisty długi promień, a nad głową Marii widnieje Duch Święty w postaci gołębicy.

Carlo

Crivelli 

„Zwiastowanie”

1486 — po prawej powiększenie 

„obiektu”

Polski kronikarz Jan Długosz, którego nie muszę reklamować, pozostawił po sobie niezwykłe świadectwa naszej polskiej kultury. Dzięki jego kronikom możemy poznać nie tylko życie i obyczaje mieszkańców, ale także zjawiska, które miały miejsce nad Polską. Niezwykle wymowny opis ognistego zjawiska przy pewnej dozie fantazji można potraktować jako pozytywny atut, wspomagający wojska polskie w czasie bitwy z Tatarami w 1241 roku. Jan Długosz tak opisuje oblężenie Wrocławia przez nawały tatarskie:

„Tatarzy zaś, zastawszy miasto spalone i ogołocone zarówno z ludzi, jak z jakiegokolwiek majątku, oblegają zamek wrocławski. Lecz gdy przez kilka dni przeciągali oblężenie,nie usiłując zdobyć [zamku], brat Czesław z zakonu kaznodziejskiego, z pochodzenia Polak, pierwszy przeor klasztoru św. Wojciecha we Wrocławiu (…), modlitwą ze łzami wzniesionądo Boga odparł oblężenie. Kiedy bowiem trwał w modlitwie, ognisty słup zstąpił z niebanad jego głowę i oświetlił niewypowiedzianie oślepiającym blaskiem całą okolicę i teren miasta Wrocławia. Pod wpływem tego niezwykłego zjawiska serca Tatarów ogarnął strach i osłupienie do tego stopnia, że zaniechawszy oblężenia uciekli raczej niż odeszli”[5].

Brytyjski historyk Norman Davies wyjaśnienie tego zjawiska przypisuje efektom użycia prochu ze strony Tatarów. Skoro tak — dlaczego sami przeciwnicy przestraszyli się własnej broni i uciekli w popłochu? Przyznam, że jest to wątpliwe wyjaśnienie.

Czy nie przypomina to Państwu innej podobnej historii?

W 776 roku Karol Wielki toczył wojnę przeciw pogańskim Sasom. Jak czytamy z zapisów kronik, w czasie oblężenia zamku Sigiburga doszło do odwrócenia biegu wojny dzięki dwóm tarczom, jakie pojawiły się na niebie. W „Annales Regnorum Francorum” z 1871 roku możemy przeczytać:

„Karol Wielki pociągnąwszy przeciw Sasom, zdobył Hoghensyburg. W roku następnym Sasi próbowali gród odbić, według relacji frankońskiego kronikarza wszakże znak widocznynad kościołem tak bardzo ich wystraszył, iż rzucili się do ucieczki”.

Dalej czytamy:

„Boża siła zaprawdę sprawiedliwie ich pokonała. W dniu, gdy szykowali się do walkiz oblężonymi chrześcijanami, nad dachem zamkowego kościoła ukazała się wyraźnie wspaniałość boska, którą ujrzało wiele osób. Widziano dwie okrągłe, czerwono płonące tarcze, które poruszały się nad kościołem. Wśród pogan powstało wielkie zamieszaniei zaczęli uciekać do swego obozu w wielkim przerażeniu”.

Czyżby w czasie oblężenia obu zamków tajemnicze obiekty spowodowały panikę w szeregach nacierających wojsk? A może było to inne, całkiem naturalne wyjaśnienie? J. Valleé dopatrywał się tutaj jednak ingerencji militarnej w postaci ognia i prochu, ale budzi to moje wątpliwości, podobnie jak zdarzenie z Wrocławia. Nie jest to odosobnione zdarzenie, w którym w czasie bitwy pojawia się coś, co budzi lęk walczących stron. W czasie oblegania Krosna w woj. podkarpackim doszło do nadzwyczajnego zjawiska, które także odmieniło przebieg bitwy, a może i nawet historii? 16 marca 1657 roku armia księcia Jerzego II Rakoczego, która była sprzymierzeńcem Szwedów, szykowała się do zdobycia Krosna. Miasto stanęło w obliczu widma zagłady.

W tym czasie wielu mieszczan zgromadziło się w kościele franciszkańskim, modląc się przed obrazem Matki Bożej na Murku o ocalenie. Jak donosi ówczesny jezuita Michał Krasuski, nad miastem miało się pojawić niezwykłe zjawisko — omen w postaci czerwonej włóczni, która wywołała wielki popłoch w obozie przeciwnika, który odstąpił do odwrotu. Oczywiście nie wiemy, czym w rzeczywistości było obserwowane zjawisko: błędną oceny komety, innym fenomenem? Barwa i kształt jest mocno zastanawiający, tym bardziej iż w swoim archiwum posiadam pewne zdarzenie z okolic Przybyszówki k. Rzeszowa, kiedy to w połowie lat 80 — tych XX wieku, kilka osób miało widzieć nad pobliskimi polami zjawisko w postaci pomarańczowej ‘strzały’. Nie od dziś wiadomo, że zjawiska, które dziś określamy mianem UFO, z jakiś przyczyn lubią pojawiać się przed, lub w czasie wielkich bitew, nie tylko w odległych czasach, ale także w okresie II wojny światowej. Znamy kilka relacji z terenu Polski, m.in. z okresu walk w getcie, podczas powstania warszawskiego[6].

Dziwnym zwyczajem UFO lubi pojawiać się nad kościołami nie tylko w minionych stuleciach, ale również we współczesnych nam czasach.

Do takiego zdarzenia doszło m.in. w lipcu 2000 roku w Węgliskach k. Rzeszowa. Trzy dziewczyny, wracające o 3.00 w nocy z zabawy, zauważyły z przerażeniem wiszący nad kościołem pomarańczowy owal z dziwnymi jasnymi punktami na całej swojej powierzchni.

W czasie obserwacji zdumione obserwatorki nie mogły się poruszać, a w okolicy ustały nagle wszystkie odgłosy przyrody, co jest charakterystyczne dla tzw. czynnika Oz.

UFO nad kościołem, namalowane na fresku, odkryte w klasztorze Biserica Manastirii w mieście Sighisoara w Rumunii, datuje się na około 1523 rok. Widoczny nad klasztorem obiekt przypomina wyglądem typowy spodek z ognistą smugą. Czyżby i w tym przypadku była to tylko i wyłącznie fantazja artysty?

Dnia 8 kwietnia 1665 roku nad Bałtykiem w okolicy Stralsundu doszło do iluzorycznej podniebnej bitwy oraz obserwacji czegoś, co można nazwać UFO. Świadkami było sześciu rybaków, a opis z przebiegu zdarzenia opublikowano w dniu 10 kwietnia 1665 roku w „Berliner Ordinari — Und Postzeitungen” wraz z rysunkiem, który ukazywał nie tylko projekcję bitwy, ale i spodkowaty obiekt tkwiący nad kościołem.

Johannes Fiebag tak to opisał w swojej książce na podstawie autentycznego opisu[7]:

„Jest około drugiej po południu. Sześciu rybaków widzi, że na bezchmurne niebo nadciągaz północy, a zaraz potem z południa jakby wielki obłok, albo ‘ogromna chmara szpaków’.Z bliska ‘szpaki’ okazują się wizerunkami wielkich okrętów, które rozpoczynają straszliwą bitwę. Rybacy widzą nad sobą parę i dym, strzaskane wiosła i podarte żagle, łamiące się maszty, wybuchy armat. Marynarze i żołnierze w czarnych mundurach biegają po pokładach okrętów, do uszu rybaków docierają ich krzyki, huk armat, dobiega odgłos trzaskającego drewna. Flotylla przybyła z północy wycofuje się dopiero pod wieczór. Na południeod Stralsundu odpływa tylko kilka ocalałych świadków. Koło szóstej zaś godziny flotylla północna zniknęła nagle, południowa wszakże nadal była obecna. Nad którą przez małą chwilkę ze środka nieba płaski okrągły kształt niczem talerz i lub też kapelusz wielkiego człowieka zjawił się im przed oczyma o barwie niby Księżyc przyćmiony, unosząc się objawił nad kościołem św. Mikołaja, gdzie też pozostał tako aże do wieczora”.

Rycina

z epoki ukazująca widmowe statki oraz tkwiący nad kościołem tajemniczy obiekt.

Świadkowie, co należy podkreślić, nie mogli ulec jakiejś halucynacji, ponieważ po obserwacji odczuwali szereg fizjologicznych następstw: drżenie, bóle głowy i kończyn.

Okres średniowiecza był niezwykle wylewny w różnorodne opisy dziwnych zjawisk, jakie określano głównie nazwą ‘komet, księżyców, słońc na niebie, płonących słupów, krwawych mieczy’. Wiele z tych obserwacji dotyczyło niewątpliwie naturalnych zjawisk astronomicznych, przyrodniczych lub nawet atmosferycznych. W wielu przypadkach niektóre znaki traktowano jako zły omen. Słowo ‘meteor’ bardzo często pojawia się w różnych opisach z tego okresu, ale niekoniecznie oznaczało wyłącznie zjawiska astronomiczne, na co wskazuje praca pt. „Nowe Ateny” ks. Benedykta Chmielowskiego z lat 1745—1746, która była pierwszą polską „Encyklopedią Naukową”, w której opisano relacje dotyczące ludzi, zwierząt, królów, cudów, zjawisk astronomicznych, itp. ‘Meteor’, jak się okazuje, nie miał czysto astronomicznej wymowy, określano tym znaczeniem wiele innych zjawisk, które wrzucano do jednego worka:

„Te meteora z czterech elementów powstałe, są cztery: ogniste, wodne, powietrzne i ziemskie. Ignea — ogniste, z ognistej materii, jako to Ignis Fattus za idącym lecący, przed goniącym uciekający; jest „plias” subtelna, tłusta, klejowata wydzielina, która tu i ówdzie lata ponad ziemią, dlatego ogniem szalonym nazywany; prości ludzie latawcami albo diabłami nazywają”[8].

Czyli niegdyś mianem tym określano spadające gwiazdy, błędne ognie, deszcze pokarmu, zwierzęta z niebios oraz inne świetlne zjawiska. Można rzec — wrzucono wszelkie astronomiczne, atmosferyczne oraz inne zjawiska do jednego worka pod nazwą ‘meteor’, które dziś trzeba przepuszczać przez gęste sito.

Z poniższego opisu w „Kronice” Jana Długosza kometa w roku 1315 zachowuje się nadzwyczaj dziwnie[9]:

„Około Świąt Narodzenia Pańskiego ukazała się na niebie kometa i odbywając swój biegw nocy około bieguna, długi swój ogon zwracała raz na zachód, raz na wschód, niekiedyna południe i północ, i trwała aż do końca miesiąca lutego. Wkrótce potem zjawiła się druga kometa w stronie wschodniej, mniejsza od pierwszej przestrzenią i długością trwania. Nadto ukazały się na niebie trzy razem księżyce”.

Z krótkiego opisu jasno wynika iż kometa zmieniała kierunki lotu, co już samo w sobie jest niezwykłe, zastanawiające są również osobliwe trzy księżyce obserwowane nocą. Dziś zapewne zostałyby nazwane współczesnym określeniem UFO lub ‘Bol of Lights’. Jan Długosz wymienił jeszcze kilka innych niebieskich zjawisk, m.in. 29 września 1378 roku opisał w swoim dziele:

„Dnia dwudziestego miesiąca września ukazała się na niebie między Baranem i Bykiem gwiazda ogoniasta kometą zwana, która od zachodu ku wschodowi w okolicę Niedźwiedzicy Większej biegła i miotłę zwracając, szybko się posuwała. Trwała tylko przez pięć nocy, przepowiednia przyszłego rozerwania w Kościele i odmian tak w świecie duchowymjak i rządach, które w tym roku nastąpiły”.

Wielokrotnie przeloty komet lub innych ciał niebieskich były interpretowane jako coś złowróżbnego, przynoszącego nieszczęścia dla ludzi, bądź kary pochodzące od Boga. Przeszukując stare kroniki i inne pisma, możemy natrafić — oprócz świetlnych zjawisk — na opisy z widmowymi scenami, a nawet postaciami, które odnotowali różni kronikarze. Niewątpliwie do jednego z ciekawszych zdarzeń na terenie Polski, wedle przekazów samych świadków, miało dojść w czasie bitwy pod Grunwaldem w 1410 roku. Jan Długosz tak opisał historyczną bitwę z wątkiem wysokiej dziwności w swojej „Kronice”:

„W poniedziałek nazajutrz po św. Małgorzacie, 14 lipca, chociaż król polski postanowił przesunąć obóz wojska, pozostał jednak przez ten dzień na tym samym postoju z tego jedynie względu, żeby zebrać resztki rzeczy i żywności ukryte w piwnicach i podziemnych schowkach miasta Dąbrówna i wydać decyzje co do jeńców wziętych do niewoli w Dąbrównie. Zatrzymawszy zatem mnichów krzyżackich oraz miejscową szlachtę i ludność, wypuściłz niewoli wszystkich mieszkańców miasta, lud i chłopów, również wszystkie kobietyi dziewczęta, i wszystkie niewiasty wszelkiego stanu. Zapewnia im nadto starannie bezpieczeństwo, aby ktoś z jego wojska nie wyrządził krzywdy uwolnionym mężczyznomi kobietom, by ich nie zbezcześcił lub na nich nie napadł. Gdy dzień się miał już ku zachodowi, rozkazał zapowiedzieć pochód w dniu następnym, udać się do namiotów i wzmocnić ciała, aby jutro przed świtem były zręczniejsze do wykonania tego, co król polecił ogłosić.A następna noc upłynęła w obozie królewskim spokojnie. Zupełnie inaczej wyglądała onaw wojsku krzyżackim. Silny bowiem wiatr bijąc we wszystkie namioty powywracał jei Krzyżacy spędzili noc częściowo bezsennie.Opowiadano zaś, że tej nocy Księżyc, który wówczas był w pełni, przedstawiał niezwykły widok i przepowiadał królowi zwycięstwo, co potwierdziły w pełni wydarzenia dnia następnego. Pewni ludzie bowiem, którzy czuwali w nocy, widzieli na tarczy księżycowej ostrą niekiedy walkę między królem z jednej strony, a mnichem z drugiej. W końcu jednak mnich, pokonany przez króla i zrzucony z tarczy księżycowej, spadł szybko w dół. To dziwne zjawisko, o którym raz po raz mówiono następnego dnia, potwierdziło świadectwo kapelana królewskiego Bartłomieja z Kłobucka, który twierdził, że własnymi oczyma oglądał to widzenie. Nie mamy pewności, czy ten obraz był wytworem umysłu przepowiadającego zwycięstwo, czy wyobrażeniem jakichś nadziemskich zjawisk, czy też jakimś innym pochodzącym z ukrytych przyczyn widzeniem. Nadto krążyło opowiadanie pewnych żołnierzyz wojska krzyżackiego powtarzane z namysłem i nie zaczerpnięte z plotek, ale całkowicie pewne, że nazajutrz przez cały czas trwania bitwy widzieli nad wojskiem polskim czcigodną postać ubraną w szaty biskupie, która udzielała walczącym Polakom błogosławieństwa, ustawicznie dodawała im sił i obiecywała im pewne zwycięstwo. Ogłoszono to za wróżbę, która zapowiadała niewątpliwe przyszłe zwycięstwo króla”[10].

Król Władysław II Jagiełło uznał, że zwycięstwo w bitwie pod Grunwaldem przypisuje się wstawiennictwu św. Stanisława. Wybitny polski malarz Jan Matejko namalował słynny obraz pt. „Bitwa pod Grunwaldem” w latach 1875–1878, umieszczając na nim scenę znaną z „Kronik” Jana Długosza. Nad walczącymi wojskami widać unoszącą się na niebie postać, która została wówczas zinterpretowana jako św. Stanisław, który jest patronem Polski. W 2010 roku Platige Image S.A wykonała w technologii 3D obraz bitwy pod Grunwaldem, jednakże najwyraźniej z nieznanego powodu nie dodała postaci św. Stanisława, która widnieje na oryginalnym obrazie Matejki. Obraz 3D obiegł cały świat jako sensacja, ale bez św. Stanisława. Muzeum Narodowe w Warszawie zamieściło pokrętne tłumaczenia na swoim profilu facebookowym. Czy usuwanie tak istotnych detali wpływa korzystnie na przekaz historyczny? Zapewne nie i nie rozumiem tak jawnego naginania faktów historycznych, zarówno w opisie Jana Długosza oraz samego Matejki. Czyżby zadziałała tutaj jakaś nadgorliwa poprawność?

Jerzy Podralski w artykule pt. „UFO w średniowieczu” /„Głos Szczeciński” 1979.09.07/ podaje, iż w roku 1502:„W wielu miejscowościach widziano na niebie liczne krzyżewe wszystkich kolorach. Były one jak gdyby na ubraniach tak mężczyzn, jak kobiet”. Zjawiska w kształcie krzyży były obserwowane w XVI wieku w wielu krajach, nie tylko w Polsce. Podobne fenomeny zostały zauważone m.in. przed II wojną światową, a nawet w latach 60 i 70 — tych XX w., tylko ich natury nie określano mianem ‘znaku Bożego’, a manifestacją UFO.

Jak podaje Podralski, świetlne krzyże widziano 8 stycznia 1572 roku, 1588 roku, 3 sierpnia 1624 roku zauważono je nad Sławnem, a 6 stycznia 1636 roku w Szczecinie.

Tamtejsze zapiski nie tylko przekazują nam informacje o zjawiskach widywanych na niebie, ale także o typowo paranormalnych historiach, jakie dziś powszechnie są znane w społeczeństwie. Niegdyś tego typu niebiańskie cuda, były określane mianemdiabłów, aniołów czy czarownic — jak w relacji Teodora Jewłaszewskiego, który zapisał historię, jaka przydarzyła mu się w podróży z Wilna do Kowna w 1566 roku we wsi Dogorowie:

„Nocując w Dogorowie w stodole zobaczyłem o samym świtaniu ognistego człowieka w izbie, do którego skorom się porwał, on też występował ku mnie i szedł w pośrodku izby. Porwałem zza pasa nóż i uderzyłem w niego, a on zniknąwszy, znów się w tym kącie ukazał i szedłdo mnie”[11].

Kolejny opis Jerzego Podralskiego może przywoływać na myśl znane nam Bliskie Spotkanie III Stopnia, do jakiego doszło w Szczecinie 8 lipca 1618 roku:

„Pasterz, niejaki Klaus Neuman spod Szczecina, zobaczył na niebie wieczorem wokół siebie dziwne światło. Po chwili na ziemię zleciało coś podobnego do gołębia. Gołąb ten przekształcił się chłopca w wielu 4 lat w białej koszuli, który z nim rozmawiał. Po kilku minutach chłopiec ten zniknął, a ów pasterz zobaczył unoszący się i poruszający się nad nim obiekt podobny do gwiazdy, mimo że niebo było cały dzień i noc pokryte chmurami i innych gwiazd nie było widać”[12].

Krzysztof Piechota w cyklu artykułów „Wybrzeże pełne UFO”, opublikowanych w kwietniu 1996 roku w gazecie „Kurier Morski” wspomina o kilku obserwacjach, do których doszło w okresie średniowiecza na obszarach północnej Polski, a które w roku 1979 zebrał pan Jerzy Podralski. Wiele z tych zdarzeń uderzająco przypomina nam współczesne obserwacje, które dziś kwalifikujemy jako UFO:

„W 1620 r. sekretarz książęcy i dwaj inni urzędnicy wracając późnym wieczorem z dworu książęcego w Szczecinie ujrzeli na niebie w pobliżu świecącego Księżyca kształt wielkiego lwa, w swych naturalnych kolorach. Obraz ten był zupełnie naturalny, a lew jak żywy, którypo pewnym czasie obrócił się paszczą na zachód ku Księżycowi, a potem ku zdziwieniu patrzących „poszybował” na północ i w tym samym czasie wszedł nowy, drugi księżyc, świecąc jak prawdziwy Księżyc w pełni. Nazajutrz o godzinie 4 rano widziano dwie tęcze, które od strony Księżyca nałożyły się na siebie.”

„18 lutego 1630 r. widziano w Szczecinie wielki krąg świetlny wokół Księżyca i wiele innych dziwnych zjawisk, między innymi tarczę księżycową, która zmieniła się w świetliste promienie, przesuwające się z północy na wschód”.„6 czerwca 1636 r. w Pyrzycach wielu ludzi widziało i obserwowało, jak Księżyc wszedł czarny jak węgiel. Po pewnym jednak czasie w środku Księżyca dała się zauważyć jasna gwiazda, a pod nadal czarnym Księżycem rozciągał się czerwony łuk — jak gdyby tęcza.Po pewnym czasie Księżyc stał się czerwono-ognisty, a łuk ten przesunął się wyżejku Księżycowi i swymi dwoma końcami dotknął Księżyca, tworząc dwa obrazy. Jedenz obrazów przedstawiał lwa, drugi człowieka, którzy na siebie nacierali i od siebie odskakiwali. W końcu człowiek padł martwy, a miedzy lwem a Księżycem ukazał się obraz małego człowieka, który rózgą groził Księżycowi i potem padł martwy u stóp lwa. Wtedy lew zamienił się jakby w turecką głowę i obraz zginął. Księżyc pozostawał nadal czarny. Po chwili ukazał się świecący krzyż z czarnymi krążkami w czterech jego końcach. Gdy krzyż zginął, pokazała się ognista czerwień na kształt płomieni, w tym samym czasie pokazał się też wokół Księżyca tłum ludzi wymachujących rękoma. W końcu obrazy zginęły, a Księżyc przybrał swój naturalny wygląd i kolor”.„23 grudnia 1618 r. nad Stargardem widziano na bezchmurnym niebie aż trzy krążące po nim Słońca. Towarzyszyły temu jeszcze inne zjawiska”.„W sierpniu 1629 r. w Koszalinie widziano jak o godz. 4:00 rano słońce wzeszło tak czarne jak węgiel. Po pewnej chwili stało się czerwone jak krew i takie było aż do godziny 7 rano.W tym samym prawie czasie widziano w Prenzlau, w Pyrzycach i wielu jeszcze miejscowościach Pomorza Zachodniego trzy słońca oraz wiele dziwnych tęczy, które stopniowo stały się czerwone jak krew”.„W kwietniu 1637 r. w Szczecinie można było zobaczyć Słońce bez promieni. Po chwili zupełnie zginęło i znowu pokazało się bez promieni, na koniec zakryła je chmura. Następnie pokazała się czarna kula poruszająca się po niebie. Kula ta potem stała się czerwonajak krew. Trwało to od godziny 2 do 4 popołudniu. W tym samym miesiącu widzianow Szczecinie, jak Słońce stało się żółte, a potem w pobliżu Słońca zauważono popielato –szarą ‘plamę’, tak dużą jak Słońce. ‘Plama’ ta zaczęła walczyć ze Słońcem. W trakcie tej walki Słońce wydało z siebie blask i zaczęła się lać jak gdyby czerwona farba. ‘Plama’ natomiast wydawała z siebie czerwone pręgi i smugi. I tak na przemian aż osiem razy. Potem Słońce stało się żółte jak atłas”.„W styczniu 1633 r. widziano w Szczecinie w biały dzień dwie jaśniejące gwiazdy na niebie. W tym samym czasie w Wołogorzny zauważono na niebie meteor podobny do płonącego krzaka, który po pewnym czasie rozpłynął się i zginął”.„W marcu 1637 r. w Szczecinie zauważono o godz. 3:00 rano jakąś białą plamę, świecącą bardzo jasno. W środku tej plamy powstała jakby bryła ognia, która to bryła urosłado wielkości domu. Była ona u dołu czerwona, a u góry biała. Wyrzucała z siebie na wszystkie strony wielkie ogniste płomienie, smugi jak gdyby ognia i czerwone pręgi. Bryła ta nie staław miejscu, lecz poruszała się po niebie. Raz opadała nad młyn, to znowu zatrzymała sięnad wałem, potem nad wartownią, z której wybiegło wielu żołnierzy, ażeby obejrzeć to niezwykłe zjawisko. Od światła tej bryły było tak jasno, że można było znaleźć igłę. Ludziew Grabowie, którzy to przypadkowo widzieli, twierdzili, że była to jakaś ognista materia spadająca na ziemię. Trwało to ponad godzinę”.

W pamiętnikach Albrechta Stanisława Radziwiłła „Pamiętniki o dziejach w Polsce” (1636—1646 r.) możemy przeczytać o pewnym zjawisku, które współcześnie zostałoby zapewne inaczej zdefiniowane:

„(…) królowi doniesiono o pewnym naszym jeńcu, który zapewniał, iż widział dwa Księżyce ścierające się ze sobą w przestrzeni, jeden półpełny, drugi pełny”[13].

Podniebną bitwę zauważono na Pomorzu w 1636 roku:

„W roku 1636 widziano na Pomorzu ognistego człowieka i czerwonego lwa na niebie, jakby jeden chciał się rzucić na drugiego”[14].

Wilam Bramley w książce pt. „Bogowie Edenu” dotarł do zapisów kronikarzy, którzy w okresie poprzedzającym wielki mór w Europie opisywali przedziwne zjawiska, jakie miały pojawiać się przed wystąpieniem tysięcy zachorowań przez ludzi. Zdaniem Bramley’a odpowiedzialne miały być niezidentyfikowane obiekty, które widywali mieszkańcy Europy, a które miały rzekomo rozsyłać czarną śmierć. Teorii tej oczywiści nie możemy potwierdzić, jednak nie ulega wątpliwości, że w tym czasie obserwowano faktycznie różne nieznane obiekty i zjawiska na niebie, które były zawsze traktowane jako zły omen. Do podobnych manifestacji doszło m.in. w Polsce, co prawda relacje z tego okresu nigdy nie były zbierane i analizowane, dlatego poruszamy się tutaj jedynie po omacku. W książce Witolda Fuska pt. „Biecz i dawna ziemia biecka na tle swych legend, bajek, przesądów i zwyczajów”, autor podaje wzmianki o zarazie morowej, które wspominają kroniki w latach 1662, 1707, 1709, a która zdaniem niektórych, miała przyjść z nieba:

„Nawet księża w Bieczu wymarli. Wtedy przyjechał i obsługiwał kościół ksiądz z Rozembarku. On to raz przyjechawszy do Biecza widział, jak z nieba spada na Biecz chorągiew pół biała pół czarna. W czasie tego jego nabożeństwa ludzi wiele wymarło — a jemu nic się nie stało”[15].

Pomiędzy Starym Sączem, a Nowym Targiem — tuż przed wystąpieniem śmiercionośnej zarazy — miano obserwować niezwykłe zjawiska w postaci czarnych krzyży, trumien czy mioteł na niebie, a latającą banię na niebie obwiniano o zarażanie ludzi morową zarazą:

„Szła w powietrzu w postaci dużej bani, co miała na sobie czerwone, zielone, żółte, niebieskiei czarne paski, a gdzie się obniżyła, tam ludzie umierali. ‘Jak się obniżyła dużo, to wszyscy wymarli, a jak szła wyżej, to niewiele’. A na niebie wieczorną porą, jakby przednia straż cholery, pokazywały się czarne krzyże, trumny i miotły, co oznaczało, że ‘kolera’ będzie mieść”[16].

W manuskrypcie pt. „Dawna Zielona Góra”, która była spisem kronikarskich wydarzeń z lat 1623 — 1795, możemy przeczytać o zdarzeniu: „Dnia czwartego lutego widać było na niebie wielkie cudowne znaki”, kolejne doniesienie z 1632 roku mówi o ognistej kuli, która spadała z nieba. Czy chodziło o zjawisko atmosferyczne lub spadek meteorytu? Tego, niestety, nie wiadomo.

Na zakończenie wybranych relacji z okresu średniowiecza chciałbym jeszcze wspomnieć o pewnym podniebnym zdarzeniu, które zostało zaobserwowane 9 czerwca 1654 roku i zostało nazwane: „Widzenie nowe na obłokach”. Opis obserwacji znajduje się w Centralnej Bibliotece Druków Ulotnych, które dostępne są w Internecie w postaci około dwóch tysięcy dokumentów, pochodzących z terenu Polski. Drzeworyt ukazuje opis oraz wygląd zaistniałego zjawiska:

„Widzenie nowe na obłokach dnia 9 czerwca 1654 roku. Napierwey pokazał się krzyż na nosie twarzy słonecznej/z tego krzyża przemieniło się serce/ z przebijającym mieczem/i stanęło pod okiem lewym. Potym pod prawym okiem pokazała się ręka jabłko trzymając/które jabłko wyniosło się (…) prze oko prawe/nad czołem stanąwszy/na czworo się rozdzieliło/i na wierzch wzniosło się to jest nad obraz słońca/w miotłę się obróciło. Działo się to roku wyżej wymienionego i dnia przy zachodzie słońca”.

Radowanie się Słońca

Jak Czytelniku zauważyłeś, przytoczone powyżej relacje dotyczą w większości okresu średniowiecza, w których dominowały przeróżne i przedziwne zjawiska, niektóre z nich o czystej wymowie astronomicznej lub przyrodniczej. Były one wyjaśniane jako coś niezrozumiałego, co wiązano niejednokrotnie z czymś nadprzyrodzonym.

W podobnym punkcie odniesienia wyjaśniano naturalne zjawiska, zanim w Europie nastało chrześcijaństwo. Wiele ludów słowiańskich oddawało się różnym obrzędom, które łączyły się z magią, naturą i duchowością. Odnosiło się to do wierzeń w pogańskie bóstwa. Jednym z takich interesujących wierzeń, które może mieć coś wspólnego z tym, co dziś nazywamy UFO, było tzw. ‘radowanie się Słońca’.

Czym ono jest? Kazimierz Moszyński w znakomitej książce pt. „Kultura ludowa Słowian cz.2 Kultura duchowa” (Kraków 1934) opisuje wierzenia Słowian, m.in. w Polsce przez Małorusinów w tańczące Słońce, które wg ludu tak miało wyglądać podczas wschodu w okresie wielkanocnym:

„Słońce ma jego zdaniem podskakiwać do góry i opuszczać się na dół, chować się i znów pokazywać, zwiększać i pomniejszać, kołysać, trząść się, wywracać koziołki, obracać, rozsypywać się na części i łączyć w jedno, dwoić się w oczach, migać, i mienić rozmaitemi kolorami, na przykład: zielonym i czerwonym, niebieskim i czerwony, etc.”.

Identyczny zapis o odskakującym na boki Słońcu, błękitnieniu i czerwienieniu, zmniejszaniu i powiększaniu pochodzi także z Kaukazu. Dodatkową ciekawostką jest fakt, iż: „Jest tak dobre i wesołe, iż oczom widza nie sprawa żadnego bólu”[17].

Etnografowie w czasie swoich badaniach stwierdzili, że wiara w tańczące Słońce przetrwała przez lata i na własne oczy widzieli, jak gromadził się lud o wschodzie Słońca w celu oglądania zjawiska.

Kazimierz Moszyński w oparciu o wyjaśnienia D.O.Svatskija przyjął, iż pozorne ruchy Słońca, powiększanie się oraz zmiany barw, są spowodowane skutkiem załamywania słonecznego światła w ziemskiej atmosferze, która może powodować zmiany kształtu lub rozszczepienie się światła, co skutkowało wielobarwnością Słońca. O ile można przyjąć ww. uwagi za wyjaśniające, to jednak obydwaj autorzy przemilczeli sprawę rozsypywania się na części i łączenia Słońca oraz fakt, iż nie sprawiało bólu, kiedy się na nie patrzyło. Opis przywodzi nam na myśl znane objawienie Matki Bożej w Fatimie w 1917 roku — tam także lud — tym razem chrześcijański — opisywał rzekome Słońce jako tańczące i fikające przeróżne fikołki na niebie, a które nie sprawiało bólu przy obserwacji wzrokowej. Opis tańczącego Słońca przez lud słowiański bardzo przypomina współczesne ewolucje niektórych UFO, które potrafią się dzielić, rozsypywać, łączyć i wykonywać różnorakie skomplikowane ewolucje, co niejednokrotne zostało zarejestrowane na video. Być może przed wiekami Słowianie — nieświadomi faktu — byli świadkami manifestacji UFO w postaci kuli świetlnej, którą z braku dostatecznej wiedzy zweryfikowali jako Słońce, któremu w następstwie oddawano cześć i odprawiano odpowiednie rytuały. Takiej interpretacji nie można wykluczyć.

Podniebne bitwy i zjawy

W poprzednim rozdziale zapoznaliśmy się z przypadkami niezwykłych znaków na niebie, które miały bardzo wyraźny wpływ na światopogląd ówczesnych ludzi, którzy tego typu znaki, nawet o czystym charakterze astronomicznym lub przyrodniczym, odczytywali wyłącznie jako przejaw ingerencji boskiej. Chciałbym Czytelników zapoznać z jeszcze większym wachlarzem dziwności, których doświadczali niegdyś nasi przodkowie. Podobnie jak dawniej, tak i współcześnie, mamy olbrzymi mętlik w głowie, spekulując, jaka siła ukrywa się za zjawiskiem UFO, która tak naprawdę manifestuje się w każdy możliwy sposób, dopasowując się do realiów każdej z epok. Niegdyś siła ta generowała się w inny sposób, jeszcze bardziej dziwny, dopasowując się swoim obrazem w formęmetalogiki, wpływając na naszą świadomość, tworząc w niej archetypiczne wzorce w postrzeganiu systemów wierzeń i postrzeganiu świata. Jacques Valleé nazywał to ‘kształtowaniem naszego rozwoju’, pewnym‘systemem kontroli’.

W czasie bitwy pod Grunwaldem w 1410 roku walczące wojska miały zauważyć fantomową zjawę, którą opisano w kronice. Co prawda, w naszym kraju takie zdarzenia należą do rzadkości, jednakże przeszukując inne podania i kroniki, możemy odnaleźć wiele analogicznych zdarzeń, które zdominowały teksty ówczesnych kronikarzy, którzy dzięki swojej pracy przekazali nam to, co niegdyś dla naszych przodów było wysoką dziwnością. Podniebne zjawy i bitwy obserwowane były przez dziesiątki świadków… Ci skromni ludzie doświadczali takich samych zdarzeń jak współczesny człowiek, jedynie zmienił się punkt odniesienia. Antropolog dr Maksymilian Perty w swojej książce pt. „Dowody Istnienia Duchowego,do którego wstępujemy po śmierci” /wyd. Więcej Światła, Kraków 1900/ podaje niezwykłe świadectwa iluzorycznych bitew na niebie i innych niezwykłych zjawisk o podłożu paranormalnym, które tłumaczono ‘duchami’.

W 1686 roku w okolicy miejscowości Crossfeld w Anglii miano widzieć w powietrzu wojska duchów. W innej miejscowości, jak wspomina autor, doszło do powietrznej bitwyduchów, co przypomina słynne sceny z filmu pt. „Władca Pierścieni”, w którym z okrętu wyskakuje widmowa armia:

„Sławny jenerał francuski i minister Henryka Czwartego książę Sully opisuje w swoich „Pamiętnikach”, że tej samej nocy, w której obsadził swojem wojskiem miejscowość Passy, widział dokładnie dwie armie duchów, walczące w powietrzu. To samo potwierdza historyk Davila, który brał udział w tejże wojnie i opisuje straszliwą burzę owej nocy. Gdy burza nieco uspokoiła się, widział Devila dwie armie w powietrzu, jak kilkakrotnie na siebie nacierały,aż w końcu zakryła je gęsta mgła”.

Janusz Thor w książce pt. „Latające talerze” wymienia opis pewnego zdarzenia, do jakiego doszło w Londynie w 1645 roku i zostało opisane rok później pt. „Dziwne znakiz niebios”:

„Po południu dnia 21 maja 1645 roku, zauważono w wielu miejscach hrabstwa Cambridge ognistą kulę, toczącą się po niebie; kula ta nagle opadła na ziemię, toczyła się po niej,po czym uniosła się ku górze i znikła w powietrzu. Tymczasem w innych miejscowościach tego hrabstwa zauważono całą flotyllę latających statków, z powiewającymi w powietrzu flagami. W obu tych miejscach wkrótce potem zaczął padać ulewny deszcz i grad niezwykłej wielkości (…) Podobne zjawiska obserwowano tegoż dnia w Holandii. Widziano więc walczącego smoka i lwa oraz zastępy wojska pieszego i na koniach; na ostatku ukazała się w powietrzu flotylla statków z ludźmi, których było widać tylko do połowy, po czym wszystko to zasłoniła chmura, która nagle powstała jakby z niczego”[18].

Thor, konkludując, doszedł w moim przekonaniu do błędnych wniosków, w których stwierdził, że owe znaki były mieszaniną zjawisk astronomiczno — przyrodniczych i możliwych interpretacji religijnych, zebranych razem w całość, m.in. zorzy polarnej, halo, a kulą miał być piorun kulisty. Jednakże opis mówi o czymś zupełnie innym. Thor nie był w 1961 roku w stanie przyjąć do wiadomości faktu, iż tego typu zjawiska o wysokiej dziwności mogły być jednak autentyczne. Tak samo wtedy nie były do zaakceptowania, jak w 1961 roku przez Thora. 20 września 1835 roku w okolicy Bristolu w Anglii wielu mieszańców miało obserwować dziwnych jeźdźców, unoszących się na niebie.

Idąc dalej za opisami Maksymiliana Perty możemy w jego książce przeczytać o wielu podobnych zjawiskach w innych krajach Europy.

26 października 1615 r. widziano w powietrzu w okolicy Paryża uzbrojonych ludzi, którzy ze sobą walczyli. Do przedziwnej — wręcz demonicznej — bitwy doszło koło zamku w Lusignan 22 lipca 1620 roku we Francji:

„Między zamkiem a parkiem w Lusignan ukazało się dwóch wielkich uzbrojonych ludziw szatach ognistych, z ognistymi mieczami i pikami. Walka między oboma trwała długo, wreszcie jeden z nich został zraniony i wydał z siebie tak straszliwy głos, że ludzie ze snu się zbudzili. Następnie ukazał się długi pas ognisty, który przerzucił się przez rzekę do parku zamkowego. Wojsko w Lusignan zbudzone straszliwym krzykiem ujrzało za murami miasta chmarę białych i czarnych ptaków, które okropnie krakały. Po niejakim czasie zjawisko znikło, ale ludzie długo nie mogli się uspokoić”[19].

Zjawiska takie były znane w XVII wieku, ale także znacznie wcześniej. Czy były tylko pobożną fantazją ludzi, którzy nie umieli odróżniać nieznanych im zjawisk od astronomiczno — przyrodniczych? Możemy zgodzić się z tym w kwestii niektórych zjawisk oraz pojedynczych osób, ale tutaj jest mowa o wielu osobach. Czy one także wszystkie uległy zbiorowej halucynacji? Dla ortodoksyjnych naukowców zapewne tak, ale co zrobić, jeśli owi świadkowie cierpią później po takich zdarzeniach na różnego rodzaju dolegliwości, a nawet umierają?

„W nocy 20 lipca 1571 r, mieszkańcy Pragi widzieli wielki pochód wojska, które się zjawiło naraz po okropnej burzy. Zjawisko to znikło następnie w jednej chwili. Wielu mieszkańców, którzy to widzieli, popadło w chorobę, a niektórzy nawet umarli”[20].

Czy nie przypomina nam to współczesnych obserwacji UFO, w których ludzie także doznają różnego rodzaju oddziaływań ze strony UFO w postaci oparzeń, różnego rodzaju chorób, alergii, osłabienia, a nawet śmierci? Widmowe podniebne projekcje, obiekty UFO, objawienia Maryjne, mają dziwną tendencję interakcji na zdrowie świadków. Widmowe bataliony były jeszcze obserwowane w czasie pierwszej wojny światowej, zarówno ze strony niemieckiej jak i angielskiej, a przeciwnicy podejrzewali, że przeciwnik specjalnym projektorem wyświetla iluzoryczne sceny, mrożące krew w żyłach. O takim świadectwie pisał jeden ze szkockich żołnierzy spod Arras, walczących w 1917 roku. Zarówno w XVII wieku oraz w XX wieku ludzkość zastanawiała się, kto jest reżyserem iluzorycznych, podniebnych projekcji, które wprawiały i nadal wprawiają w osłupienie ludzkość. Podniebne zjawiska pojawiały się w okresie, kiedy ludzkość w Europie prowadziła liczne wojny, a to potęgowało zbiorową świadomość. Zgodnie z teorią badacza i dziennikarza Johna Keela, określano owe zjawiska ‘żywiołem’ pochodzącym od tzw. „superspectrum”,egzotycznej energii o naturze elektromagnetycznej, która dopasowuje się do sposobów postrzegania ludzkości w danym czasie. Wyobrażenia ludzkości materializowały się — niczym odbicie lustrzane — na niebie i tworzyły cały konglomerat cudów, niebiańskich bitew, a katalizatorem wyobrażeń w świadomości ludzkiej były wówczas krwawe wojny. Obecnie marzymy, snujemy plany związane z kosmosem, cywilizacjami, nie myślimy o wojnach, nie widujemy niebiańskich bitew, ale widujemy futurystyczne obiekty, związane z naszym postrzeganiem współczesnego świata i wyobrażeń o nim.

Pewna forma fantastyki zmaterializowała się na naszych oczach.

Tajemnica wałbrzyskiego fresku

Zjawisko UFO wielokrotnie zostało utrwalone przez różnych artystów głównie na obrazach, rycinach — począwszy od średniowiecza — które ukazują różnego rodzaju kule, dyski, krzyże, a także płaskie obiekty, strzelające promieniami światła. Większość tego typu świadectw pochodzących z Europy jest dla sceptyków jedynie nadinterpretacją. Jak dotychczas nie słyszałem, aby w Polsce odkryto na obrazie lub innym malowidle coś, co może przypominać UFO bądź inne zjawiska. W kwietniu 2016 roku pan Andrzej Sędziak zainteresował mnie historią kościoła pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa, który znajduje się w Wałbrzychu w dzielnicy Poniatowa.

Co w tym takiego jest niezwykłego?

Tą niezwykłością jest pewny stary fresk na murze kościoła, który ukazuje nam znany motyw z obserwacji UFO.

Ale teraz trochę historii: Gdy w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku przeprowadzano remont, usuwając stare farby, okazało się, że pod spodem znajdują się dziwne malowidła. Konserwator z Wrocławia określił, że freski pochodzą z drugiej połowy XVII wieku, po wojnie trzydziestoletniej — około 1652 roku. Kościół został przekazany katolikom. Była to wyłącznie jedna rodzina katolików, którzy postanowili przemalować wnętrze kościoła na kolor oranżowy i błękitny. Zdjęcia odkrytych fresków znajdują się we Wrocławiu u konserwatora, ale dzięki życzliwości pana Andrzeja możemy obejrzeć fresk, który nas szczególnie interesuje. Co na nim widać? Wprawne oko osoby zajmującej się UFO dość szybko wychwyci klasyczny obraz, znany ze współczesnych nam relacji o UFO. W dolnym lewym rogu fresku widoczny jest obiekt w kształcie kapelusza, z wyraźną, zaokrągloną kopułą. Znamienną rzeczą są widoczne i odchodzące od strony obiektu wyraźne linie, które mogą sugerować jakieś promienie, formujące na ziemi widoczny krąg świetlny lub krasnalski.

Z informacji, jakie uzyskał pan Sędziak, wynika, że autor fresków mieszkał za murami kościoła koło domu o nazwie „Fr. Dominium. Schloss”. Czyżby autor fresku zauważył 300 lat temu UFO, które oświetlało teren promieniem? W okolicy tego kościoła inna mieszkanka w latach 80 — tych XX wieku miała zauważyć w nocy UFO, które także oświetlało promieniem okolicę. Przypadek? Rysunek na fresku jest tym samym przykładem, z którym spotykali się inni artyści, którzy przez swoje prace próbowali przekazać to, co sami zauważyli lub usłyszeli z opowiadań innych osób.

Niech Państwo samo wyciągną wnioski — czy jest to jedynie bujna wyobraźnia artysty?

Fresk

z widocznym 

„spodkiem”

 oraz promieniami

Ogniste słupy

Ogniste słupy, krwawe miecze lub ciemne krzyże były szczególnie często obserwowane w średniowiecznej Europie. Wiele z tych zdarzeń, jak mogliśmy się wcześniej dowiedzieć, znalazło swoje zainteresowanie wśród ówczesnych kronikarzy, którzy takie zdarzenia skrupulatnie spisywali, wyjaśniając je najczęściej przez pryzmat religijny, wielkich przemian, a także nieszczęść.

Świadomość ludzka niewiele uległa zmianie kilka wieków później. W latach 1938—1939 na terenie Polski w różnych miejscach miano zauważyć krwawe krzyże, świetle słupy, które miały zwiastować nadchodzącą wojnę. W kwietniu 1938 roku w okolicy Góry Ropczyckiej na Podkarpaciu dwie wracające z kościoła dziewczynki zauważyły w stronę Zagorzyc osobliwe zjawisko. W kierunku zachodnim na błękitnym niebie widniał drewniany krzyż z wiszącą na nim białą szatą, a obok krzyża znajdowały się dwa pionowe słupy w kolorach tęczy. Dziewczynki, oszołomione niezwykłym widokiem, obserwowały zjawisko aż do momentu, kiedy zaczęło powoli zanikać. O podobnym zjawisku mówiono także w Ropczycach i okolicy. Miał to być omen zbliżającej się wojny. W lecie 1939 roku mieszkańcy Kłobucka k. Częstochowy byli świadkami niezwykłego spektaklu ognistych słupów, które miały pojawić się w nocy. To unikatowe świadectwo przekazała mi w kwietniu 2016 roku 85 — letnia pani Maria (nazwisko zastrzeżone), która w 1939 roku tuż przed wybuchem wojny była świadkiem ze swoimi rodzicami oraz innymi mieszkańcami niezwykłego zdarzenia. Ludzie wzajemnie się nawoływali, aby podziwiać coś, co manifestowało się nad ich głowami /w tekście, będącym w oryginale nagraniem rozmowy ze świadkiem, zachowano oryginalną pisownię i interpunkcję/:

„Nie wiem, ile ich było na zachodzie. Miałam wówczas osiem lat — pamiętam to dokładnie, pamiętam — sąsiedzi to oglądali, nie tylko moja rodzina oglądała te słupy. Jak zniknął słupna zachodzie, to się zapalał drugi taki słup na wschodzie i to szło z zachodu na wschód.To był 1939 rok, latem — na pewno — bo ja wówczas już skończyłam pierwszą klasę. To był Kłobuck, od Częstochowy w kierunku Poznania. To było naprawdę widowisko, duże,bo te słupy były dosyć duże, czerwone słupy wysoko nad horyzontem, były ponad dachami. Jak patrzyłam, to były dużo wyżej nad dachami. To później zniknęło, bo poszło dalej. Słupów było sporo, na pewno około siedmiu — dziesięciu. Być może, że tyle, ja tego nie liczyłam,bo po prostu się bałam, byłam dzieckiem i bałam się. Ludzie to sobie komentowali, stałam obok rodziców, komentowali sobie: ‘To będzie wojna, to się dzieje na wojnę’”.

Ogniste słupy były także obserwowane w sierpniu 1939 roku z okolic Krakowa w kierunku południowym nad pasmem gór. Relację tą opisała pani Helena Husarska w „Nieznanym Świecie” /nr 12 z 1993 roku/. W tekście, będącym w oryginale nagraniem rozmowy ze świadkiem, zachowano oryginalną pisownię i interpunkcję:

„Mieszkam na przedmieściu Krakowa, w Przegorzałach, w domu rodzinnym usytuowanymna wzniesieniu pod Lasem Wolskim. Roztacza się stąd rozległy widok na Wisłę i Karpaty.W sierpniu 1939 roku, mając siedemnaście lat, tuż przed wybuchem wojny, o zmroku, zobaczyłam w kierunku południowym, ponad pasmem gór, trzy ogniste słupy, oddaloneod siebie w równych odstępach. Nie pamiętam już, czy ktoś jeszcze z domowników widział także to zjawisko, ale pamiętam dyskusję w domu na ten temat. Tak bardzo byłam tym wydarzeniem wstrząśnięta, że nie potrafiłam określić czasu jego trwania. Zaskoczeniei fascynacja odbierają poczucie czasu”.

Jak donosi „Goniec Częstochowski” /nr 94 z 4 kwietnia 1908 roku/ w Mławie i jej okolicach zaobserwowano 26 marca 1908 roku dwa zjawiska, które współcześnie wpisują się w kanony literatury ufologicznej. Zapoznajmy się z historycznym zapisem:

„W czwartek d.26 z.m. po godzinie 8 — ej wieczorem mieszkańcy miejscowości nadgranicznych pow. mławskiego obserwowali niezwykłe zjawisko. Oto — jak opowiada korespondent „Hasła” — na północnej stronie widnokręgu ukazała się wspaniała świetlista kula. Z kuli tej stopniowo wyłaniały się słupy ogniste oślepiającej jasności o kolorach tęczy, posuwając sięw kierunku południowo — zachodnim w stronę Marsa (tak zw. Jutrzenki). Z początku ukazały się dwa słupy, poczem stopniowo liczba ich wzrastała aż do 7-miu. Kiedy 7 słupów stanęło równolegle obok siebie, pionowo do ziemi pod Marsem, zaczęły się zlewać i w końcu utworzyły jedną świetlistą kulę, która powróciła na miejsce, z którego wyszły słupy. Światło, od kuli pochodzące, otoczone jakby wspaniałą łuną, świeciło do późnej nocy, tak,że w Mławie i okolicy w promieniu paromilowym przypuszczano, że to jest łuna olbrzymiego pożaru. Słupy ogniste formowały się około 15 minut, siejąc np. w okolicy Wieczni i Kuklina oślepiające światło tak, iż przejezdni musieli zatrzymywać się w polu, gdyż konie stawały dęba i nie chciały iść dalej”.

Powyższy opis stopniowego wyłaniania się słupów ognistych z jasnej kuli do złudzenia przypomina klasyczne zdarzenia z UFO, które emitują tzw. ‘solid lights’. Są to różnego rodzaju promienie świetlne, jednak różniące się od zwykłego promienia, ponieważ zachowują się zupełnie irracjonalnie. UFO potrafi dowolnie je zakrzywiać, odchylać, nawet powodować wnikanie do zamkniętego pomieszczenia przez ścianę, nagle ucinać w powietrzu. Zdarzały się przypadki, w których UFO odbijało strumień światła od swojej powierzchni, powodując jego odchylenie. Jeden z takich przypadków miał miejsce 12 sierpnia 1972 roku we francuskim miasteczku Taize.

Obserwowany był cygarokształtnyobiekt, który emitował wiele promieni świetlnych i — jak sądzili świadkowie — podchodził do lądowania. Przy pomocy latarki obserwatorzy zaczęli przeszukiwać pobliską okolicę w celu jego lokalizacji. Obiekt tkwił za wysokim żywopłotem, maskując UFO od postronnych osób. Świadkowie zaczęli oświetlać latarką obiekt i okazało się, że promień z latarki uległ odchyleniu jakieś 5 metrów przed powierzchnią UFO i został skierowany w górę. Świadkowie ponowili próbę, uzyskując ten sam efekt. Zdarzenie z okolic Mławy, z wysuwającymi się z kuli promieniami, przypomina mi inne zdarzenie — oddalone o kilkanaście kilometrów od Mławy — w Żurominie. Tam świetlista kula także emitowała tęczowe smugi, które stopniowo się z niej wysuwały i chowały na przemian. Do zdarzenia doszło w lecie 2013 roku. Poniżej relacja, jaka została mi przekazana przez świadka:

„Mam 49 lat, chciałbym Panu opowiedzieć pewną historię, która mi się przytrafiła,gdyż po Pańskiej stronie internetowej wnioskuję, że jest Pan właściwą osobą, z którą mogę się podzielić moim doświadczeniem, o którym nikomu wcześniej nie mówiłem. Ok. 2 lata temu, chyba w czerwcu, przed domem ciąłem drewno na opał. Sporo tego było. Ok. godziny 16:00 (bezchmurne niebo, słońce jeszcze dość wysoko, piękna pogoda, czyste powietrze, ciszai spokój), czując nieco zmęczenie, położyłem się na chwilę odpoczynku na hamaku, zawieszonym tuż obok ciętego drewna. Nie minęły 2 minuty, gdy po mojej prawej stronie zauważyłem bezszelestnie poruszającą się kulę światła. Poruszała się na tle bezchmurnego nieba, pod kątem ok. 45 — 50 stopni, z kierunku wschodniego na zachód. Poruszała się płynnym, powolnym ruchem lecz niejednostajnym. Czasami trochę skręciła, później w drugą stronę, po czym wracała na swój ‘tor’ lotu. Czasami trochę przyspieszyła, później zwolniła. Wstałem z hamaka i wszedłem na schody przed domem (wysoki fundament piwniczny),aby lepiej widzieć to zjawisko. Kula świeciła niezwykle potężnym białym blaskiem. Jednak to światło wcale mnie nie oślepiało; wręcz przeciwnie — było bardzo miłe moim oczom. Nigdy przed tym, ani później, nie widziałem tak silnego światła. Słońce przy tym świetle to po prostu ‘robi wysiadkę’. Dookoła tej kuli wychodziły promienie świateł. Z tym, że te promienie były różnokolorowe. Tzn. każdy poszczególny promień miał różne kolory na całej swojej długości. Przy brzegu kuli biały, a później — idąc w kierunku końca promienia — barwy zmieniały sięw żółtą, pomarańczową, zielonkawą i na końcu czerwoną. Jednak te promienie nie były stałe. Na przemian — jedne wyłaniały się z kuli, a drugie ‘chowały się’ do jej wnętrza. Każdy promień był tej samej długości, aczkolwiek ich chowanie się do kuli i wyłanianie było bezładne, nie po kolei, w różnej kolejności”.

Wracając jeszcze do relacji z roku 1908 — możemy przeczytać, iż zjawisko wywarło oddziaływanie (strach) na zwierzęta, w tym wypadku konie, które jak wspomina opis, nie chciał iść i stawały dęba.Ogniste słupy zauważono także 70 km od Kłobucka. W styczniu 1957 roku miało miejsce podobne zjawisko, które zostało opisane w „Kronice gromady ‘Rodaki’” Juliana Zielińskiego:

„W nocy 22/23 stycznia 1957 r., pomiędzy godzinami 22:05 a 1:25, ukazało się przeraźliwe zjawisko na niebie. 6 słupów ognistych pionowo od ziemi do góry przeszły z zachoduna wschód. 3 słupy wróciły z powrotem ze wschodu na zachód. Zjawisko oglądało masę ludzi”[21].

Czy było to naturalne atmosferyczne zjawisko? Możliwe, ale jest pewne „ale”. Jest ono wynikiem niskiej temperatury i powstawania w powietrzu kryształków lodu, na których załamuje się wiązka światła. Aby zaistniał taki efekt, potrzeba silnego źródła światła lub nisko położonego Słońca. Nie sądzę, aby w 1957 roku we wsi Rodaki efekt ten powstał za sprawą latarni ulicznych, ponieważ najprawdopodobniej wówczas wieś nie miała jeszcze prądu. Jak wyjaśnić ogniste słupy latem 1939 roku, kiedy nauka wyraźnie twierdzi, że mogą pojawiać się jedynie zimową porą, przy odpowiednich jeszcze warunkach?

Tajemnica ognistych słupów z lata 1939 roku pozostaje wciąż nierozwiązaną zagadką.

[1]Kronika Kagnimira. Dzieje pierwszych czterech królów chrześcijańskich w Polsce, Część III, Warszawa 1825, s. 118.

[2]Kronika Kagnimira. Dzieje pierwszych czterech królów chrześcijańskich w Polsce, Część I, Warszawa 1825.

[3] Stanisław Chwalczewski, Kronika Polska, tom 1, Warszawa 1549 r., 1829 r., Drukarnia A. Gałęzowskiego.

[4] Richard L. Thompson, Tożsamość Obcych, 1998, wyd. ARCHE, s. 390.

[5] Jan Długosz, Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego, księgi VII, VIII. https://www.dbp.wroc.pl/biblioteki/wroclaw/attachments/article/714/Jan%20D%C5%82ugosz_Roczniki%20czyli%20Kroniki%20s%C5%82awnego%20Kr%C3%B3lestwa%20Polskiego_VII-VIII.pdf.

[6] 9 kwietnia 1943 roku nad walczącym gettem Kazimierz Bzowski, wówczas 18- latek należący do AK, obserwował wraz z innymi osobami, w tym Niemcami, pojawienie się świetlistego owalnego obiektu, do którego Niemcy otworzyli ogień, który nie uczynił mu żadnej szkody.

[7] Johannes Fiebag, Inni, cyt., s. 67–68.

[8] http://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2015/10/pierwsza-polska-encyklopedia-o.html

[9] Jan Długosz, Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego, księgi IX — XII. https://www.dbp.wroc.pl/biblioteki/wroclaw/attachments/article/714/Jan%20D%C5%82ugosz_Roczniki%20czyli%20Kroniki%20s%C5%82awnego%20Kr%C3%B3lestwa%20Polskiego_IX-XII.pdf

[10]http://staropolska.pl/sredniowiecze/dziejopisarstwo/Dlugosz.html

[11] T. Jewłaszewski, Pamiętnik. Antologia pamiętników polskich XVI wieku, Warszawa 1860, s.14

[12] Krzysztof Piechota, Bronisław Rzepecki, UFO nad Polską, Białystok 1996, wyd. Agencja Nolpress, str. 23.

[13] Zbigniew Osiński, Zabobon, przesąd, diabły, czarownice i wilkołaki w pamiętnikach polskich z XVI i XVII wieku, Lublin 1960, s. 68.

[14] Maksymilian Perty, Dowody Istnienia Duchowego, do którego wstępujemy po śmierci, Kraków 1900, wyd. Więcej Światła, s.22—23.

[15] Witold Fusek, Biecz i dawna ziemia biecka na tle swych legend, bajek, przesądów i zwyczajów, 1939 r.

[16]Przegląd Powszechny T. 13, styczeń 1887.

[17] Kazimierz Moszyński, Kultura ludowa Słowian, cz.2, Kultura duchowa, Kraków 1934, s. 451.

[18] Janusz Thor, Latające talerze, Warszawa 1961r., s. 35.

[19] Maksymilian Perty, Dowody Istnienia Duchowego, do którego wstępujemy po śmierci, Kraków 1900, wyd. Więcej Światła, s.22.

[20] Maksymilian Perty, Dowody Istnienia Duchowego, do którego wstępujemy po śmierci, Kraków 1900, wyd. Więcej Światła, s.36.

[21] http://infra.org.pl/fenomen-ufo/ufo-polska/1280-ufo-nad-wsi-rodak.

Część IIŚredniowieczne uprowadzenia i spotkania z magicznymi istotami

„Wydaje się jakby zawsze jedna, możliwie, że zawsze ta sama paranormalna, nadprzyrodzona siła pod różną formą i postacią dokonuje od czasu do czasu wycieczek w otaczający nas świat, który uznajemy za naturalny”

Janusz Thor