Miasto samobójców - Agnieszka Kaźmierczyk - ebook + książka

Miasto samobójców ebook

Agnieszka Kaźmierczyk

4,0

Opis

Młoda pani psycholog, bardzo utalentowana i jeszcze bardziej pewna siebie, za incydent niegodny terapeuty zostaje zmuszona do wyjazdu na prowincję, gdzie w tytułowym miasteczku ilość samobójstw zdecydowanie przekracza średnią krajową. Przekonana o  własnych możliwościach próbuje rozwikłać zagadkę, nad którą od dłuższego czasu biedzi się sztab specjalistów. Nagle  okazuje się jednak, że nie jest taka wspaniała, jak zawsze sądziła, a demony przeszłości wyciągają po nią bardzo ostre szpony. 

 

Agnieszka Kaźmierczyk pozostaje wierna gatunkowi. „Miasto samobójców” to kolejna powieść tej autorki i kolejny świetny thriller psychologiczny. 

 

 

Bardzo lubię twórczość Agnieszki. Jej książki są mocno osadzone w świecie rzeczywistym, ale czerpią z naszych ukrytych lęków. Budowana na psychologicznej destrukcji jednostki historia dotyka nas w sposób osobisty. Sprawia, że zaczynamy się zastanawiać: a jak ja bym się zachowała? Co mnie pogrążyłoby w takiej otchłani, że  jedynym wyjściem byłaby śmierć? 

Polecam, Barbara Mikulska, autorka książek dla dzieci i młodzieży, horrorów i romansów. 

 

 

TEJ AUTORKI W WYDAWNICTWIE WASPOS

Topielica ze Świtezi

Klątwa sióstr

Klątwa sióstr. Czas odpowiedzi. Tom 2

Epidemia uczuć

Coś patrzy

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 349

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (32 oceny)
13
11
4
2
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Juskaa07

Nie polecam

Bardzo długo czekałam na tę książkę. Liczyłam na coś naprawdę wow, ale bardzo się zawiodłam. Kompletnie mi się nie spodobała, straszliwie nudna. Pierwsze 100 stron czytałam zasypiając, ale chciałam dać jej szansę, więc się męczyłam. Teraz wiem, że niepotrzebnie, bo to zdecydowania najgorsza książka jaką przeczytałam (a raczej wymęczyłam) w ostatnim czasie. W tym roku na pewno.
20
Kakhime

Nie polecam

Irytująca bohaterka, zero emocji, papierowe postacie. Pełno nieścisłości, absurdów i bzdur. Nie polecam.
20
Ivar2023

Nie oderwiesz się od lektury

mega
00
Laluna1997

Dobrze spędzony czas

polecam każdemu kto lubi kryminały
00
azawodnik

Dobrze spędzony czas

To naprawdę dobrze spędzony czas. Książka wciąga swoją historią elementy mitologii słowiańskiej przyprawiają o dreszcz emocji. Ogromny plus za budowanie świadomości o zdrowiu psychicznym i normalizowaniem terapii. Czekam na kolejną!
00

Popularność




Copyright © by Agnieszka Kaźmierczyk, 2023Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2023 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Barbara Mikulska

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Patrycja Kiewlak

Zdjęcie na okładce: © by Aastels/Shutterstock

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-334-8

Imprint Mroczne HistorieWydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

EPILOG

Dr Marlena Stradomska suicydolog, psychoterapeuta

Zagadnienia zdrowia psychicznego są czymś niezwykle ważnym w wielowymiarowym kontekście. Warto o tym mówić, pisać i dzielić się własnym doświadczeniem – niekiedy przez modelowanie jesteśmy w stanie być dla kogoś inspiracją do zmian i szukania pomocy. Edukować można wszędzie, stąd ogromne podziękowanie dla autorki książki za to, że w jej dziele można umieścić kilka ważnych informacji o zdrowiu psychicznym. Szukajmy rozwiązań i tak starajmy sobie radzić z triggerami (ang. spust , języczek spustowy).

Kwestie dotyczące zachowań samobójczych niewątpliwie są problemem współczesności, choć nie jest to zagadnienie, które pojawiło się dopiero teraz. Martwić może liczba samobójstw przedstawiana przez instytucje działające w Polsce i na świecie. Istotne jest to, aby w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia lub chociażby zauważenia u siebie zmian w zachowaniu, wyglądzie czy codziennym funkcjonowaniu – nie czekać, a szukać pomocy. To nie powód do wstydu czy ukrywania problemów, nawet przed najbliższymi.

W sytuacji dostrzeżenia trudności natury psychicznej, w tym myśli czy tendencji samobójczych u siebie lub kogoś w otoczeniu, warto spróbować dowiedzieć się, jaka może być tego przyczyna i co można zrobić w danej sytuacji.

Dziedziną zajmującą się tego typu zagadnieniami jest suicydologia, natomiast ważną i profesjonalną w tym aspekcie stroną internetową jest platforma pomocowa Życie Warte Jest Rozmowy www.zwjr.pl .

To miejsce, gdzie pomoc uzyskają zarówno osoby w kryzysie samobójczym, jak i szukające wsparcia dla kogoś, kto przeżywa trudności psychiczne czy żałobę po samobójczej śmierci bliskiego. Sięgnięcie po pomoc jest pierwszym krokiem do pokonania kryzysu.

Kolejną ważną stroną ze sprawdzonymi informacjami jest ta opisująca zadania Programu Zapobiegania Zachowaniom Samobójczym w Polsce - https://zapobiegajmysamobojstwom.pl/ .Wielowymiarowe działania w tym aspekcie mogą się okazać kluczowe w tym, aby jak najwięcej osób wiedziało o możliwych formach terapii i pomocy.

Korzystanie z pomocy psychologa, psychoterapeuty czy psychiatry może zmniejszyć lub zniwelować cierpienie, które dana osoba może odczuwać, a jednocześnie doprowadzić do tego, że objawy choroby zostaną przezwyciężone przy odpowiedniej współpracy ze specjalistami z zakresu zdrowia psychicznego. To nie temat tabu. Dbanie o siebie także w ujęciu psychicznym powinno być traktowane w sposób oczywisty. Nikt przecież osobie, która ma stan przedzawałowy, nie każe przyjść do pracy i działać na najwyższych obrotach, podobnie jest w sytuacji zapalenia płuc czy złamanych kończyn. Dlaczego zatem depresja czy inne choroby natury psychicznej traktowane są - nie zawsze - ale w wielu przypadkach jako coś zupełnie innego? Często można spotkać się z tym, że komunikat kierowany do osoby chorującej na depresję jest zupełnie inny od oczekiwanego – to, że zaproponujemy osobie „wzięcie się w garść”, „pomyślenie o tym, że życie jest piękne” lub, że „nie widać po niej/nim choroby” nie pomoże, a wręcz przeciwnie - może doprowadzić do jeszcze większego poczucia niezrozumienia. Zapytajmy zatem inaczej – „czy jest coś, co mogę dla Ciebie zrobić?”, „pamiętaj, że jestem przy Tobie i możesz mi powiedzieć wszystko”, „jeszcze nie wiem, co możemy zrobić z tą sytuacją, ale od teraz jesteśmy w tym razem”.

Samobójstwom nie tylko można, ale i trzeba zapobiegać. To ważne szczególnie, gdy możemy pomyśleć o tym, że Życie Warte Jest Rozmowy.

Ta książka jest fikcją literacką i wytworem wyobraźni autora, choć jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Wszelkie podobieństwo bohaterów do realnych osób jest niezamierzone i całkowicie przypadkowe.

1

Poniedziałek. Dwudziesty czwarty dzień września. Chwila, w której wszystko dla Natalii się skończyło. Nie umiała spojrzeć na swoje życie jak na księgę otwartą w połowie. Uważała, że właśnie ktoś, a może nawet ona sama napisała epilog swojej autobiografii. Doskonale zdawała sobie sprawę, że po każdym zakończonym dniu powinna postawić kropkę, nie przecinek, nie średnik, ale właśnie kropkę. Tak często tłumaczyła to swoim pacjentom. Wszystkie podobne zdania wypowiadane nieraz w gabinecie, że jutro jest wolne od błędów, że każde zakończenie daje nadzieję na przeżycie czegoś nowego – brzmiały teraz w jej głowie jak truizmy oderwane całkiem od rzeczywistości. Jeśli zadzwoni do matki, co zresztą będzie musiała prędzej czy później uczynić, ta powie jej dokładnie to samo i zbagatelizuje sytuację. Oczywiście Natka daruje jej szczegóły. Jakież bowiem byłoby rozczarowanie rodzicielki, ile łez wylałaby, rozprawiając o nieroztropności córki. Dziś nie miała na to ani siły, ani ochoty. Na szczęście sprawa zostanie zamieciona pod dywan. Tak przynajmniej jej obiecano, w to wierzyła i to wreszcie miało stać się na pewien czas jej punktem zaczepienia w poszukiwaniu nowego sensu i celu.

Kiedy przed chwilą słuchała swojego starszego o jakieś trzydzieści lat szefa, cenionego i nagradzanego nie tylko w Polsce, ale i na arenie międzynarodowej psychologa i psychiatry, czuła się jak uczennica wezwana na dywanik do dyrektora za popełnienie wykroczenia na terenie szkoły. Zresztą, musiała pokornie przyznać, że zachowała się trochę jak nastolatka, dała ponieść ułańskiej fantazji, co w tym zawodzie było nie tylko niesmaczne, ale przede wszystkim zabronione i surowo karane.

Tyle że nie była już małą dziewczynką, w maju skończyła przecież dwadzieścia sześć lat, od dwóch pracowała w gabinecie psychoterapii, o którym mogli pomarzyć jej koledzy ze studiów. Ilu jej rówieśników kandydowało? Pamiętała przynajmniej kilkunastu z długiego i wieloetapowego procesu rekrutacyjnego.

To jednak ona zwyciężyła, miała największe osiągnięcia już jako studentka, to ona najlepiej zaprezentowała się podczas każdej z rozmów, każdego z testów. Myślała wtedy o sobie jak o pani świata, jak o kimś, kto złapał pana Boga za nogi. Prestiż, pieniądze, renoma – z tym kojarzyła się ta znana w środowisku spółka.

Kroczyła zatem dumnie po uczelni, stała się może na moment nawet nieco zarozumiała.

Teraz, dwa lata później, wychodząc przed wielki oszklony budynek będący połączeniem tradycji i nowoczesności, na którego frontowej ścianie widniał ogromny szyld: Gorczyński – gabinet psychiatrii i psychoterapii, czuła się nie tylko mała, chciała wręcz zapaść się pod ziemię. Jej współpracownicy z kolei patrzyli na nią nie z litością, a z nieskrywaną pogardą. Szansa, którą dostała, została bezpowrotnie utracona. Ambitne plany musiały zostać zepchnięte na dalszy plan, a ze sławy została tylko ta zła, której wątpliwy zapach roznieść miał się wkrótce w całym branżowym środowisku.

Weszła do swojego mieszkania. Pamiętała dokładnie dzień, kiedy je kupiła. To nic, że na kredyt. Potężny kredyt. Właściwie była zdumiona, gdy dostała pozytywną decyzję. Była przecież singielką. Jednakowoż zarabiała u Gorczyńskiego tyle, że po spłaceniu raty kredytu zostawało jeszcze na całkiem luksusowe życie: najdroższe atelier urody, w którym dokonywała co miesiąc zabiegów złuszczających skórę, masaży kobido i rzecz jasna pielęgnacji twarzy – dbanie o siebie było niepisanym wymogiem w miejscu, w którym karierę właśnie rozpoczynała. Był też najmodniejszy w okolicy salon fryzjerski, ciuchy znanych marek. Nie zgadzała się z matką, która namawiała ją do oszczędzania na czarną godzinę. Hic et nunc! Liczy się to, co jest właśnie teraz… Tak myślała, gdy po pięciu latach zakuwania wreszcie otrzymała pierwszy przelew na konto. Chciała żyć. Nie tylko odliczać dni od pierwszego do pierwszego. Od raty kredytu do kolejnej.

Patrząc w tym momencie na swoje meble, które dalekie były od standardu IKEA, na lakierowane fronty śnieżnobiałej kuchni, na włoski wypoczynek i szklaną szafkę RTV, zastanawiała się, na jakiej stronie internetowej będzie mogła je wystawić, żeby przeżyć kolejny miesiąc, kiedy wynagrodzenie nie wpłynie, a bank będzie domagał się swojej należności. Nie wzięła tego pod uwagę. W wielu scenariuszach, które rodziły się w jej głowie, ani razu nie pojawił się ten z utratą pracy. Znów pomyślała o sobie jak o największej kretynce.

Postanowiła ochłonąć i, na razie, nie robić niczego w emocjach. Przynajmniej nie tych pierwszych, często nieadekwatnych do sytuacji. Miała tendencję do poddawania się urokom chwili nie tylko podczas wyboru salonu fryzjerskiego czy umeblowania apartamentu, ale także w relacjach międzyludzkich. To właśnie chwila nieostrożności, nagłe uniesienia stały się bezpośrednią przyczyną romansu, a w konsekwencji także utraty pracy.

Weszła do łazienki, w której biel ścian mieszała się z beżem dębowych elementów. Jako że lubiła egzotyczne krajobrazy, pojawiła się również zieleń. Zadbał o to projektant wnętrz, Maciek, który także nie należał do najtańszych. Gdy patrzyła na olbrzymią płytkę ze zdjęciem liścia palmowego, znów karciła siebie w myślach.

Zdjęła białą koszulę, rajstopy, ołówkową spódnicę i dopasowaną szarą marynarkę. Spojrzała w lustro, które pokazywało niemal całą jej sylwetkę. Bielizna przypominała jej tamte chwile. Chwile z nim. Chwile w jego ramionach. Chwile nieodczuwanej nigdy wcześniej tak intensywnie przyjemności. Kiedy patrzyła na siebie w tej chwili, tuż po swej wielkiej kompromitacji, upokorzeniu, którego świadkami byli ludzie, których podziwiała i szanowała, nie widziała tej seksownej dziewczyny, którą zachwycił się Robert. Spróbowała skierować myśli na inne tory. Tylko że od kilku miesięcy Robert – był jedynym torem, którym biegły.

Długi, naprzemiennie ciepły i chłodny prysznic dobrze jej zrobił. Zmęczenie, które pojawiło się nagle razem z przeszywającym bólem głowy, odeszło. Natalia zdecydowała, że zamiast dzwonić po dwie najlepsze przyjaciółki, które zawsze pomagały jej wykaraskać się z najgorszego doła, dowie się czegoś więcej o miejscu swojego przymusowego zesłania. Bo przecież dzisiaj jej życie zawodowe się nie skończyło, o czym zapewniali przełożeni, ono wkraczało na ścieżkę rehabilitacji, choć w jej oczach była to raczej resocjalizacja, na którą została skierowana, choć to rzekomo ona miała jej dokonywać, nie zaś zostać nią objęta.

Wróciła myślą do przyjaciółek. Od początku, gdy tylko podzieliła się z nimi nowym wątkiem z życia stolicy, o imieniu Robert, ostrzegały, prosiły, nalegały, by zamknęła go tak szybko, jak został otwarty. Pomijając aspekty moralne, od razu wskazywały na te związane z etyką zawodową i możliwymi konsekwencjami. Przypominały nieustannie, że przecież bez względu na to, co mówił – miał żonę – i to był fakt. A przede wszystkim – był przecież jej pacjentem. Jeśli teraz, po wszystkim, powie im, że Gorczyński dowiedział się o jej romansie i wyrzucił ją, w ich oczach także straci.

Usiadła przy biurku w drugim, mniejszym nieco pokoju, który pełnił w jej trzydziestopięciometrowym mieszkaniu, nazywanym w rozmowach z krewnymi apartamentem, funkcję gabinetu i sypialni. W wyszukiwarce komputera wpisała nazwę miejscowości, do której miała się udać. Poprawiła się w myślach: została przymusowo oddelegowana.

Tytuły artykułów wprawiły ją w jeszcze gorszy – o ile było to w ogóle możliwe – nastrój, choć sądziła przed chwilą, że przecież gorzej naprawdę być już nie może. „Miasto grozy”, „Tu ciąży klątwa”, „Miasto samobójców”, „Miejsce przeklęte”. Tylko takie tytuły kojarzyły się z tym miejscem na ziemi. Dodała do kluczowego wyszukiwania dwa słowa: SZTAB KRYZYSOWY, do którego miała dołączyć jako ekspert. Jednak właściwy etat, jako psycholog, dostała w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym. Nazwa brzmiała ładnie, jednak w istocie wiadomo było, że to jeden z najgorszych poprawczaków w Polsce. Za moment miała przekonać się dlaczego.

Całe popołudnie spędziła przed ekranem monitora. Artykułów na temat jej nowego miejsca pracy znalazła w sieci całe mnóstwo. Żaden jednak nie wlał odrobiny nadziei w jej serce. Wiedziała, że przeprowadzka nie niesie ze sobą nic dobrego.

Kiedy zorientowała się, że słońce już zaszło, postanowiła położyć się spać. Głowa była jednak przepełniona szumem informacyjnym, a wydarzenia minionego poranka stawały jak żywe przed jej oczyma. Choć usiłowała pozbyć się tych obrazów z całych sił, podświadomość odtwarzała w kółko zapamiętane i przechowane informacje.

Gorczyński wezwał ją do siebie. Kazał usiąść. Jego ton był chłodny. Nie patrzyła na niego, miała spuszczoną głowę. Jedyna życzliwa koleżanka z pracy, Marlena, uprzedziła ją, że ktoś mu doniósł i szef jest wprost niewyobrażalnie wkurzony. Wiedziała więc, po co kazał jej przyjść. Już za zamkniętymi drzwiami gabinetu, który należał do najbardziej ekskluzywnych miejsc z zewnętrznymi roletami, wyjątkowo miękką i wygodną kozetką, antykami na jednej ze ścian, wyjął Kodeks Etyczny Psychoterapeuty Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Otworzył księgę na odpowiedniej stronie, a następnie głośno i wyraźnie odczytał: Terapeucie nie wolno przenosić relacji z osobą leczoną poza obszar terapii. Nieetyczne jest nawiązywanie jakiejkolwiek formy bliskości seksualnej z osobami pozostającymi w terapii lub chorymi, którzy uczestniczą w badaniach naukowych”. Schował książkę do szuflady. Sięgnął po drugą, która leżała już przygotowana na biurku. Kodeks Etyki Zawodowej Psychoterapeuty Polskiej Federacji Psychoterapii. I znów zaczął czytać. Natalia podniosła na moment wzrok, choć nie było słychać zdenerwowania w jego głosie, rumieńce zdradzały złość pomieszaną z rozczarowaniem i rozgoryczeniem: „Psychoterapeuta stara się pozostawać wyłącznie w relacji zawodowej z pacjentem podczas procesu psychoterapii. Psychoterapeuta nie podejmuje relacji seksualnych z pacjentami/klientami w trakcie procesu psychoterapii. Psychoterapeuta nie przyjmuje do psychoterapii osób, z którymi wcześniej miał relacje seksualne. Psychoterapeuta nie wchodzi w relację seksualną z byłym pacjentem/klientem co najmniej przez dwa lata od zakończenia relacji zawodowej”. Nie chciała słuchać dłużej, ale jej mentor sięgnął po kolejną pozycję, był to Kodeks Etyczno-Zawodowy Psychologa. Za moment usłyszała jeszcze jedno zdanie, choć wystarczyły poprzednie wyjątki: „Psycholog jako psychoterapeuta jest świadomy niebezpieczeństw wynikających z jego możliwości wpływania na innych ludzi, w związku z czym poddaje się superwizji lub konsultacji”.

Wreszcie zakończył. Przez moment nic nie mówił, jakby zostawiając jej chwilę na autorefleksję, a może ostentacyjne bicie się w piersi i wypowiedzenie: mea culpa. Wreszcie spojrzał na nią karcącym wzrokiem i powiedział:

– Wprawdzie za takie przewinienie jak twoje, na razie nie przewidziano odpowiedzialności karnej, jednak jeśli zgłoszę ten fakt do Polskiego Towarzystwa Psychoterapeutycznego, zostaniesz pozbawiona certyfikatu. – Przerwał, oczekując na reakcję podwładnej i swojej ulubionej studentki, a potem absolwentki. Wiedziała o tym doskonale, czuła się faworyzowana od pierwszych zajęć, na których zabłysnęła wiedzą i kreatywnością. Zdawała sobie sprawę, że dziś było mu wyjątkowo przykro, że ta zdolna i wyjątkowo ambitna dziewczyna, z którą wiązał tyle nadziei, dopuściła się tak bezsensownego wykroczenia.

– Czy istnieje jakieś alternatywne rozwiązanie tej… niekomfortowej dla wszystkich sytuacji? – mruknęła niemal szeptem, jednak bez pożądanej skruchy w głosie.

– Tak. Po to cię tutaj wezwałem. Z twoim talentem – bo nie mówię tutaj o ogromnej i niezaprzeczalnej wiedzy, intuicji, instynkcie – ale z twoim niewyobrażalnym wręcz talentem, nie mam sumienia pozbawić cię praw do wykonywania zawodu, a setek potrzebujących ludzi do utraty możliwości kontaktu z kimś tak wartościowym. – Mimo wszystko miał wobec niej wciąż tak wiele pozytywnych uczuć. Wzruszyło ją to wyjątkowo.

– Ale… – Wiedziała, że musi być ale. Sytuacja była zbyt poważna. Jego spokój był niewspółmierny wobec jej winy.

– Mam dwa rozwiązania, ale obawiam się, że żadne ci się nie spodoba. – Profesor spojrzał na nią uważnie. – Pierwsze: zostajesz zwolniona dyscyplinarnie i możesz się pożegnać z wykonywaniem zawodu. Drugie: przyjmujesz posadę, którą zawsze pogardzałaś.

– Można jaśniej? – Bała się tego, co usłyszy. Dyscyplinarne zwolnienie oznaczało dla niej czerwone światło do wszystkich szanujących się gabinetów psychoterapii, a tylko to ją interesowało. Żadne podrzędne, lokalne, szkolne podwórko…

– Dołączysz do sztabu kryzysowego w Wielkopolsce, popracujesz także w tamtejszym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym z wyjątkowo trudną młodzieżą – powiedział jednym tchem, jakby chciał mieć to już za sobą. Zdawał sobie sprawę z tego, jak mocno ugodzą ją ostatnie słowa.

– W Wielkopolsce? Wyjątkowo oględnie, profesorze. Mówimy o mieście samobójców, prawda? Tym, do którego żaden psycholog w tym kraju nie chce jechać, bo boi się o własne życie, własne zmysły. Każdy, kto tam rusza, przegrywa. Wraca na tarczy. Jest spalony w środowisku. To chyba jakaś kpina! – Nie mogła powstrzymać ciętego języka. Zaczęła nerwowo krążyć po gabinecie.

– Tak. Mówimy o tym mieście. Ktoś wreszcie musi pomóc jego mieszkańcom. – Twarz profesora złagodniała. Zmienił nieco ton. Gdy wreszcie przestała chodzić tam i z powrotem, a ich spojrzenia się spotkały, znów zabrał głos: – Natalia. Coś ty sobie myślała? Ty? Taka zdolna, taka rozważna… i ten podstarzały lowelas manipulant? – Zrobił przerwę. Za moment kontynuował: – Przeklinam ten dzień. To ja miałem go przyjąć. Polityk, a raczej celebryta. Dawny znajomy. Nigdy bym nie pomyślał, że ktoś taki jak ty i … i on? Przepraszam, ale to do ciebie nijak nie pasowało, do dziś nie pasuje. Przecież mogłabyś mieć niemal każdego. Z twoją urodą, inteligencją… Dziewczyno… Na początku tak obiecującej kariery…

Natalia milczała. Nie miała nic na swoje usprawiedliwienie. Gorczyński znów mówił. Zachowywał się bardziej niczym ojciec, którego – można powiedzieć – nigdy nie miała, niż kat czy sędzia.

– Natalia, pojedziesz tam, zabłyśniesz. Odkryjesz tajemnicę tego miasta, pomożesz zmniejszyć liczbę samobójstw, a kiedy ta brzydka sprawa ucichnie…

– Nie zgadzam się. – Kobieta odzyskała rezon.

– Przepraszam? Na co się niby nie zgadzasz? – Profesor także był czujny.

– Nie zgadzam się na dyscyplinarkę. To mi zamyka wszystkie drzwi. Jeśli mi ją profesor zafunduje, idę stąd prosto do Sądu Pracy. Robert zezna, że nie było między nami niczego. Będzie o tym głośno, firma zyska złą sławę… – zaryzykowała, choć nie miała tego w planie. Znów pokierowały nią emocje.

– Więc co proponujesz? – Profesor był niezadowolony. Jego ton się zmienił. Sądził, że będzie w niej więcej pokory i wdzięczności za okazaną pomoc i wyrozumiałość. Inny szef nie miałby żadnych skrupułów.

– Pojadę tam. Spróbuję rozwikłać zagadkę miejsca. Sprawdzę te wszystkie plotki, przy okazji pomogę młodym z ośrodka. Ale jak już to zrobię, wracam do stolicy. Nie będzie mowy o żadnej dyscyplinarce. Porozumienie stron. I potem znów praca. Niekoniecznie tutaj. Ale bez łatki, bez tych okropnych spojrzeń. – Grała pewną siebie, ale szef czuł, że ma płacz na końcu nosa. – Może być?

Po chwili dodała jeszcze tylko ledwo słyszalne „Błagam”, choć przyszło jej to z ogromnym trudem.

Gorczyński zastanawiał się przez chwilę. Patrzył na tę filigranową dziewczynę z kasztanowymi włosami sięgającymi niemal pasa o brązowych oczach i zgrabnym małym nosku. Traktował ją jak córkę, bo znał doskonale jej historię. Matka, nauczycielka przedszkola z marną pensją, ojciec alkoholik, który zapił się na śmierć, gdy była nastolatką. Natalia – jedno z trojga dzieci. Jej bracia, chłopcy po zawodówce, szybko zaczęli pracę. Matka natomiast postanowiła postawić wszystko na edukację córki. W gimnazjum wyróżniająca się uczennica otrzymała stypendium prezydenta, podobnie było w liceum, później musiała już radzić sobie sama. Na studiach korzystała ze stypendium socjalnego, a że Gorczyński był prorektorem, miał wgląd w pewne dokumenty. Dostrzegłszy jej wrodzone umiejętności, postanowił pomóc. Przez całe studia był jej aniołem stróżem. Wyczuwała ogromną sympatię z jego strony, imponował wiedzą i doświadczeniem. Był autorytetem. Teraz musiał podjąć decyzję, która zaważyć miała na jej dalszym życiu, na karierze. Decyzję, która stała w sprzeczności z wartościami, które wyznawała, ale która dawała szansę, by utrzymać się na powierzchni.

– Zgoda. Natalia, tylko nie zrób jakiegoś głupstwa. I uważaj na siebie. Wokół tego miasta narosło wiele legend i dziwnych historii. Rzecz jasna, my jesteśmy ludźmi nauki, więc tylko szkiełko i oko, ale jednak… Miej oczy szeroko otwarte. A jeśli możesz pomóc, pomóż. Nie sprzedawaj na razie mieszkania w Warszawie… – podsumował i rzucił teczkę z przygotowanymi dokumentami na biurko.

Dziewczyna podniosła wzrok. Była jak skazaniec, który właśnie usłyszał ułaskawienie z ust sędziego.

Nie wypadało się uśmiechać szeroko, skinęła tylko głową w podziękowaniu.

– Dobrze. Tak zrobię – powiedziała już całkiem łagodnie, a do oczu napłynęły jej łzy. – Będę bardzo tęsknić. I… dziękuję, że tylko tak… – nie zdążyła dokończyć. Na szczęście w jego gabinecie byli sami, bez świadków. Mentor, przyjaciel… podszedł i przytulił ją.

– Żałujesz? – spytał, gdy już stała w drzwiach.

– Jest pan moim terapeutą i wie doskonale, że zawsze będę się wikłać w związki, które będą dla mnie źródłem cierpienia. I zawsze będę miała problem, żeby odejść. Nie żałuję, że wybrał żonę. Nie żałuję tego, co było między nami. Żałuję jedynie, że mimo wielu lat terapii nadal jestem i już zawsze będę powielała pewne schematy, chociaż rozpracowuję je każdego dnia. Że jestem niczym dziecko we mgle, choć doskonale znam jej każdy składnik i powinnam się przed nią chronić. To takie… frustrujące – wyjaśniała najlepiej, jak potrafiła.

– Nie musi tak być. Tyle razy ci mówiłem, że wszystko leży w twojej głowie. Pamiętaj. Nikt nie przywróci ci dzieciństwa, ale jesteś w pełni świadoma trudności w funkcjonowaniu społecznym i znasz możliwości uzyskania pozytywnych korygujących doświadczeń. No i masz grupy wsparcia, do mnie też możesz dzwonić o każdej porze. Wiesz o tym. Twojego ojca już dawno z nami nie ma. – Profesor przypominał jej to, o czym tyle razy rozmawiali.

– Wiem. Naprawdę dziękuję. Pamięta pan, należę do grupy Żelaznych Dzieci. Dam sobie radę. Do widzenia. – Wyszła i szybko pobiegła korytarzem do wyjścia. Na dobre rozpłakała się dopiero w samochodzie.

Zasnęła grubo po północy. Myślała, co może zrobić z mieszkaniem, z kredytem, wreszcie z Robertem, który nadal tkwił w jej głowie… O ile te pierwsze dwie kwestie były stosunkowo proste, o tyle ta trzecia została rozwiązana bez jej udziału. Klamka zapadła. Wszystko było skończone. Tyle że nie w jej sercu, które rozbite na tysiąc małych kawałków, wciąż wołało jego imię.

2

Jak to się w ogóle zaczęło?

To był maj i rzeczywiście pachniało bzem. Natalia skończyła właśnie roczną terapię z kobietą nieco starszą od niej, której historia była jej wyjątkowo bliska. Dorosłe Dziecko Alkoholika. Natalia też cierpiała na ten syndrom. Prawdopodobnie właśnie dlatego wybrała taką drogę zawodową. Ileż naczytała się na ten temat, ile dni i nocy spędziła na zgłębieniu tego zagadnienia. Była przekonana, że mogłaby śmiało napisać doktorat, bo cytowała swojemu profesorowi najwybitniejszych znawców tematu, a sama miała mnóstwo własnych przemyśleń oraz zapisków z tego okresu, kiedy doświadczała traumy nieustannie, każdego dnia.

Kiedy więc Hanna przyszła do niej po raz pierwszy i nie do końca zdawała sobie wówczas sprawę, skąd biorą się jej problemy, złe życiowe wybory, nietrafione decyzje, Natalia już znała odpowiedź.

Zanotowała w swoim zeszycie: Hanka, typowy przypadek DDA: osoba dorosła wychowana w rodzinie, w której nadużywanie alkoholu stało w centrum problemów. Osoba, która musi zbyt wcześnie dorosnąć, jednak w środku pozostaje dzieckiem. Przejawia typową triadę, bardzo widoczna : nie mów, nie ufaj, nie czuj.

U młodej pani psycholog wszystkie trzy bariery zostały złamane w relacji z Robertem. Doskonale pamiętała dzień, w którym pojawił się po raz pierwszy w jej gabinecie. Niewiele wyższy od niej, dobrze zbudowany, z lekką nadwagą. Pachnący perfumami, których zapach uwielbiała, bo używał ich jej mentor. Z dokładnie przystrzyżoną brodą, w kaszkiecie zakrywającym łysinę. Elegancki. W cienkim płaszczu, bo maj był deszczowy i chłodny w tym roku. Kiedy go zdjął, zobaczyła srebrne spinki w mankietach śnieżnobiałej koszuli i dopasowane grafitowe spodnie. Buty – wypolerowane na błysk, z modnym przeszyciem. Zastanawiała się, jakie problemy może mieć ten mężczyzna. Wyszła akurat z gabinetu, bo odprowadzała pacjentkę. Nie pamiętała szczegółów, nie pamiętała też, jaki był to dzień tygodnia. Doskonale jednak pamiętała ułamek sekundy, w którym ich spojrzenia się spotkały. Sylwia, rejestratorka, spojrzała na niego i poinformowała:

– Zapraszam do gabinetu numer cztery. Tam przyjmuje doktor Gorczyński – mówiła jak zwykle uprzejmym i łagodnym tonem.

– Pani ma teraz wolną chwilę? – Nie spojrzał nawet na Sylwię. Jego oczy przeszywały na wylot Natalię. Miała wrażenie, że rozbiera ją wzrokiem. Wiedziała, że powinna odmówić. Kłopoty wyczuwalne były tak samo jak zapach jego perfum. Zresztą wybierał się do szefa, więc albo był kimś wysoko postawionym, albo miał poważne zaburzenia.

– Właściwie skończyłam na dzisiaj, ale pan, jak mniemam…

– Pan, jak pani mniema, jest nowym pacjentem. Proszę odwołać wizytę u profesora. Wyjaśnię mu to przy najbliższej okazji – rzucił do Sylwii, nie odrywając wzroku od Natalii.

Był starszy od niej. Na oko o jakieś dziesięć, może nawet piętnaście lat. Po raz pierwszy w życiu nieznajomy mężczyzna zrobił na niej takie wrażenie. Do tej pory, mimo usilnej walki ze swoją naturą DDA, którego psychiczne blizny stale przypominały, że nie zasługuje na miłość, nie potrafiła się zakochać, otworzyć, nawiązać z kimś bliskiego kontaktu, dłuższej relacji. Łatwiej było jej unikać zranień, problemów, kontrolować swoje życie, uwolnić się od lęku.

– Żona uważa, że jestem pracoholikiem. Przyszedłem tutaj, by profesjonalista przekonał ją o tym, iż tak nie jest.

Zwykle to ona rozpoczynała rozmowę z pacjentem. Poczuła się więc niepewnie, jednak próbowała nie dać tego po sobie poznać.

– Tego nie mogę obiecać. Zapewniam jednak, że jeśli cierpi pan na to uzależnienie, spróbuję pomóc. Celem terapii w tym wypadku będzie wypracowanie optymalnych wzorców pracy i życia, poprawa jego jakości, dążenie do równowagi między różnymi jego obszarami.

– Jakie ma pani doświadczenie? – spytał. Zdawał się wcale jej nie słuchać. Za to obserwował ją dokładnie. Dostrzegł, że na twarzy, niedaleko kącika ust ma wydatny pieprzyk. Że jej włosy w słońcu mienią się miedzianym złotem. Że kiedy kończy dłuższą wypowiedź, rozchyla usta. Widział jej kształtne łydki, mocne uda i wydatny biust. Miała figurę klepsydry, najbardziej kobiecą z możliwych.

– Wszystkie dokumenty, certyfikaty, dyplomy znajdują się u pani Sylwii oraz na stronie internetowej. Są jawne – mówiła rzeczowo. W tym obszarze, jak w żadnym innym czuła się pewnie. Nie musiała szukać potwierdzenia i uznania, bo zdobyte papiery mówiły same za siebie.

– Nie mówiłem o pracy…

Rozmawiali zaledwie kilka minut, a on pozwalał sobie na przekroczenie bariery, nie mówiąc już o dobrych manierach. Nie odpowiedziała. Zbliżył się do niej. Siedziała na krześle przed biurkiem z nogą założoną na nogę, jednak, gdy on wstał, ona także wstała. Podszedł tak blisko, a mimo to nie próbowała go powstrzymać, biernie czekając na dalszy rozwój wypadków. Serce biło jak oszalałe. Miała na sobie koszulę i ołówkową spódnicę – jej najbardziej praktyczny i ulubiony strój służbowy. Dwoma palcami chwycił guzik rozpięty na biuście i zapiął go tak, że dziwna fala przyjemności przeszyła jej ciało.

– Przyjdę jutro o tej samej porze. Proszę zarezerwować więcej niż godzinę, byśmy oboje czuli się usatysfakcjonowani.

Każdy detal, każda sekunda tej krótkiej wizyty tkwiła w jej głowie. Nawet teraz, gdy wiedziała, że zrujnował jej karierę, a z Robertem też wszystko było już skończone, odczuwała tę dziwną tęsknotę.

3

Kiedy Hanna zaczęła terapię u Natalii, wszystkie zmory przeszłości młodej pani psycholog wróciły. Choć ojciec zmarł, kiedy była trzynastolatką, to tych lat, które pamiętała, nie można było, niestety, wrzucić do worka z napisem „beztroskie dzieciństwo”. Nieprzespane noce, gdy szwendał się pijany po ich trzypokojowym mieszkaniu i robił pranie mózgu jej, jej braciom, a w szczególności zaś matce. Poranki, kiedy nie mogła skorzystać z toalety i upokorzona siusiała do wanny, bo on akurat wymiotował po nocnej libacji. Spojrzenia koleżanek, kiedy zataczał się, wracając ze sklepu z siatką pełną piw i jednym już otwartym w ręku. Jego nieobecność w przełomowych momentach i w tej zwykłej codzienności, kiedy chciała, by trzymał patyk wetknięty z tyłu dwukołowego roweru albo zagrał z nią w piłkę w wakacje. Matka i bracia skutecznie zastępowali go tylko do pewnego momentu. Nigdy nie miała mu za złe uzależnienia. Miała pretensje o to, że nie podjął z nim walki. Proponowali mu to dziesiątki razy, znajdowali ośrodki, terapeutów, lecznice. Zawsze odmawiał. Nawet, gdy przez kilka godzin był trzeźwy, kiedy starał się normalnie rozmawiać o tym, co w szkole – odmawiał. Konsekwencje jego decyzji ponosiła do dziś. To przez niego wybrała kierunek studiów. Chciała bez niczyjej ingerencji, bez niczyjej pomocy odkryć, kim jest i jak może sobie pomóc. Nie udało się. Odkryła to dopiero podczas psychoterapii. Nie spodobała jej się nowa wiedza, ale wiele wyjaśniła. Szkoda tylko, że nie zawsze potrafiła zastosować ją w praktyce.

Co z syndromu dorosłego dziecka alkoholika Natalia zauważała u siebie? Po pierwsze negatywny obraz własnej osoby i idące za nim dążenie do perfekcjonizmu. Poświęcenie się pracy, nauce, ale też wszystkim dookoła – by zyskać wdzięczność, uznanie, potwierdzenie własnej wartości. Łatwe uleganie impulsom. Jako dziecko musiała tłumić emocje, pragnienia, stale się kontrolować i być tą odpowiedzialną. I jeszcze te związki, a raczej ich brak. Ze względu na nieufność, obawę przed odrzuceniem, wreszcie przed rozstaniem, na które przecież mogła nie mieć wpływu.

– Dziękuję za to, co dla mnie zrobiłaś. Wreszcie potrafię stworzyć normalną relację. Pierwszy raz w życiu czuję się spokojna i szczęśliwa. – Hania przytuliła ją z całych sił, gdy po raz ostatni opuszczała jej gabinet.

– Wiem, że ci się uda. Że tobie i Szymonowi się uda. Jeśli chciałabyś pogadać, pisz. Trzymam za ciebie kciuki. – Trzymała je mocno, bo wierzyła, że skoro Hani się udało, jej także się uda. Nie wiedziała jednak, że po wyjściu z gabinetu dokona kolejnego idiotycznego wyboru, właśnie pod wpływem impulsu. Romans, w który się wdała, był krótki, ale bardzo intensywny. I głupi. Robert nie dał jej niczego oprócz fizycznej bliskości, czystej przyjemności. Ani ciepła, ani wsparcia, ani nawet obietnicy, że razem cokolwiek mogą stworzyć.

***

Chwyciła za telefon i wykręciła numer Anki, swojej przyjaciółki ze studiów, której z psychologią nie było jednak po drodze, o czym przekonała się, niestety, dopiero podczas dziewiątego semestru zajęć. Zdobyła ogólnopolski certyfikat i zajęła się handlem nieruchomościami w Warszawie. Zleciła jej znalezienie lokatora, nie wiedziała tylko na jak długo. Wstępnie mówiła o kilku miesiącach, ale Anka doradziła, by mówić o pół roku, ponieważ to minimalny okres najmu dla większości ludzi. Zgodziła się, choć pół roku to szmat czasu.

Nie wiedziała wówczas, że na rozwiązanie tajemnic miasta samobójców to naprawdę niewiele.

Za sześć dni miała zacząć nową pracę. Mailem otrzymała grafik zajęć. W ośrodku praca od ósmej do dwunastej, kolejne trzy godziny po południu miała spędzać w sztabie. O szesnastej była wolna. Dziwne uczucie. Kończyć pracę o szesnastej. Pracując u Gorczyńskiego, wychodziła często w okolicach dwudziestej pierwszej. Ludzie w większości przychodzili na terapię dopiero po pracy. Tylko niewielka grupa życzyła sobie spotkań w godzinach przedpołudniowych. Cieszyła się, że teraz będzie inaczej. Był to chyba jedyny atut zmiany. Będzie wreszcie mogła poczytać specjalistyczne książki, dokształcić się, może nawet zrobić jakieś dodatkowe kursy online i webinaria, o których od dawna myślała. I wreszcie będzie miała czas na swoje pasje. Czytanie i pisanie. Prowadziła popularnego bloga z poradami psychologicznymi, można było ją nawet nazwać influencerką w tym temacie. Miała wielu obserwatorów, prawie sto tysięcy osób śledziło jej wpisy. Ostatnio przez natłok spraw odrobinę zaniedbała swój kącik. Teraz miała nadzieję na nadrobienie zaległości.

Zaczęła pakować bagaże. Co zabrać? Z czego zrezygnować? Zdała sobie sprawę, że mimo dwóch lat spędzonych w tym mieszkaniu, niewiele zgromadziła osobistych pamiątek. Nie miała nawet albumów ze zdjęciami. Wszystko wrzucała do komputera. Zjechała windą i przeszła kilkaset metrów. W osiedlowym sklepie poprosiła o kartonowe pudła. Zapakowała do nich książki. Te najważniejsze, najpotrzebniejsze. Do torby wrzuciła laptopa, notatniki, dokumenty. Ubrania zapakowała do jednej większej walizki. Przecież nie będzie się stroić na prowincji. Zresztą, gdzie i z kim miałaby tam wychodzić? Tylko ubrania do pracy – i tak zbyt eleganckie jak na ośrodek dla trudnej młodzieży. Kiwała głową, patrząc na leżące na ziemi dwa lata jej życia, które zmieściły się w kilku torbach. Ostatni raz obrzuciła spojrzeniem swoje piękne mieszkanko, zatrzasnęła drzwi, zamykając pewien rozdział. Zastanawiała się, jak będzie wyglądało jej lokum, które zapewnił jej nowy pracodawca. Gorczyński dzwonił do niej jeszcze po ich rozmowie, zapewniając, że lokalni doceniają, iż tak utalentowana pani psycholog dołącza do ich grupy, że zadbają o możliwie najlepsze warunki. Bała się tego, co tam zastanie. Nie znosiła zmian. Wynikało to z braku poczucia bezpieczeństwa. Każda wiązała się z przesadną reakcją. Obawiała się, że depresja przyjdzie za kilka dni, jak już tam się znajdzie. Natalia miała obsesyjną potrzebę kontrolowania wszystkiego. W tym momencie traciła grunt pod nogami. Nie miała bowiem od jakiegoś czasu wpływu na żaden z aspektów swojego życia: ani na swój pseudozwiązek, ani na dalszą karierę, ani na miejsce zamieszkania. Czuła jedynie narastający lęk.

4

Pożegnania. Nie znosiła ich. Przypominały o nadchodzącej zmianie. Bolał ją brzuch. Różnie między nimi bywało. Przenosiły się, zmieniały chłopaków, pracę, kierunki studiów, ale ona, Patrycja i Ola były sobie niezmiennie bliskie. Nie wiedziała, na jak długo się rozstają. Znały się jeszcze z czasów licealnych. Wszystkie trzy postanowiły studiować w stolicy. Wszystkim trzem udało się ukończyć studia. Patrycja, mimo wyższego wykształcenia, wybrała jednak pracę w ekskluzywnym butiku z odzieżą, Ola doradzała klientom kluczowym w banku, a Natalia – ona analizowała problemy całego świata, choć nie radziła sobie z samą sobą

Różniły się także wyglądem. Patrycja z burzą ciemnych loków, średniego wzrostu, o kobiecych kształtach. W swoich długich sukienkach, chustach, patchworkowych płaszczach z oczyma odbijającymi ludzkie uczucia wyglądała jak współczesna Cyganka. Aleksandra – z krótką fryzurą mieniącą się odcieniami złota i miedzi, najwyższa z nich, szczupła. Zawsze elegancko ubrana, choć nigdy nie zakładała spódnic ani sukienek. Nie lubiła swoich pajączków na nogach, a mimo to ich nie usuwała. I ona, Natalia. Filigranowa, niczym ich młodsza siostra. Z drobnymi rączkami i nóżkami jak patyki, długimi prostymi włosami koloru kasztanowego nadal wyglądała jak licealistka, choć przecież wszystkim trzem niewiele zostało do trzydziestki.

– Trzy godziny, czterdzieści sześć minut. Tyle od jutra będzie mnie od was dzielić. – Natalia nie miała nadziei na zbyt częste odwiedziny, przygnębiało ją to.

– No, na mnie nie liczcie. Wiecie, że odkąd mieszkam w Warszawie, moje prawo jazdy leży głęboko w szufladzie. Jestem niedzielnym kierowcą. – Patrycja otwarcie się do tego przyznawała, wolała nie stwarzać zagrożenia na drodze.

– Ja mogę prowadzić. Albo możemy jechać pociągiem. – Ola była znacznie lepsza w te klocki.

– To jest dziwne miejsce. Żeby was nie narażać, będę się starała przyjeżdżać do Warszawy przynajmniej na jeden weekend w miesiącu. Boję się, że zdziwaczeję tam bez was.

– Ty wierzysz w to, co piszą o tym mieście? Jak wczoraj przeczytałam ze trzy artykuły, nie mogłam zasnąć. – Patrycja wierzyła w duchy, reinkarnację, demony, karmę, legendy.

– Chyba nie. Coś dziwnego się tam dzieje, bo rzeczywiście w tym dwudziestopięciotysięcznym mieście według statystyk odsetek samobójstw jest dwa razy wyższy, a są lata, że i trzy razy wyższy niż średnia krajowa. Na przykład lato, które miesiąc temu się skończyło, przyniosło aż dziewiętnaście trupów. To naprawdę niebywałe. – Natalia starała się zachować zdrowy rozsądek, jednak w głębi duszy uważała, że coś musi dziać się w tym miejscu.

– Dajcie spokój, czysty przypadek. – Ola była przeciwieństwem Patrycji. Tylko to, co dało się zważyć i zmierzyć, mogło istnieć. Wszystko inne to wytwór naszej wyobraźni. Natalia tkwiła gdzieś pomiędzy nimi.

– Boję się o ciebie, kochanie. Jeśli te legendy i opowieści, o których piszą wszystkie ogólnopolskie tytuły, nawet te najbardziej się szanujące, są choć po części prawdziwe, to wejdziesz w paszczę demona i jeszcze będziesz chciała uciąć mu głowę, mówiąc obrazowo…

Patrycja nie musiała kończyć. Wszystkie trzy miały gęsią skórkę.

– Nie martw się. Do tej pory jedenastu psychologów zrezygnowało z pracy w sztabie. Ale nie doszły mnie słuchy o żadnym zamordowanym. Nikt nie zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, nikt się nie powiesił. Zatem co najwyżej udręczona wrócę do was i będziecie mnie żywić, a także przechowacie mnie, dopóki nie znajdę innej pracy.

– Jestem pewna, że tak nie będzie. Jesteś perfekcjonistką, nie spoczniesz, dopóki nie rozwiążesz tej tajemnicy. A potem będzie już tylko sława i lejący się strumieniami szampan. – Patrycja próbowała poprawić im humor.

– Dokładnie tak będzie. Tylko musisz nam jedno obiecać. Nie możesz koncentrować się tylko na pracy, której będziesz brała ponad miarę, na czym ucierpi twoje zdrowie fizyczne i psychiczne. Rozumiesz? – Ola wiedziała, że tu, w stolicy, to one dbały zawsze, by odciągnąć ją od problemów ludzkości, to one zabierały ją na tańce, na wycieczki na łono natury, to one dbały o wietrzenie jej głowy. Bała się, że bez nich codzienność ją przytłoczy.

– Obiecuję. – Natalia wiedziała, że to obietnica bez pokrycia.

– I jeszcze jedno – dodała Patrycja. – Przestań stosować mechanizmy obronne. Nawiąż jakieś kontakty, nie od razu bliskie. Znajdź choć jedną życzliwą ci osobę, godną zaufania. Proszę…

– Postaram się. To by znacznie ułatwiło funkcjonowanie. Ale znacie mnie nie od dziś.

– Tak. Znamy. I tak jest już o niebo lepiej. Pomijając ten ostatni incydent. – Ola nie mogła jej darować relacji z Robertem. Uważała, że to najgłupszy z jej wybryków i winę od razu zrzuciła na ojca-pijaka, to przecież sądziła, że Natalia przepracowała już pewne tematy. Myliła się.

– Nie mówmy o tym. – Natalia nie chciała tego roztrząsać. Nie widziała w tym celu. Wciąż jego imię powodowało ból pomieszany z podekscytowaniem.

– Powinnyśmy o tym jeszcze pomówić. Nie powiedziałaś, jak wyglądało wasze ostatnie spotkanie. Nie wtajemniczyłaś nas w ostatnią rozmowę. Chciałabym mieć pewność, że ten dupek…

– Nie mów tak o nim, proszę cię… – Natalia nadal nie dostrzegała w nim winy. Wiedziała od samego początku, jaki mają układ. Nie był dupkiem. Był z nią szczery.

– Chciałabym mieć pewność, że Robert nie zadzwoni już i nie napisze, a jeśli to zrobi, to ty zignorujesz te sygnały. – Ola próbowała to od niej wyciągnąć.

– Znacie mnie. Labilność emocjonalna, prowokowanie kryzysowych sytuacji.

– Dupa. Podobno DDA mają też problemy z utrzymaniem przyjaźni… jakoś tego nie widzę. – Ola wiedziała, że pani psycholog lubi wykręcać się i przypisywać sobie niektóre cechy syndromu DDA nieco na wyrost.

– Zamierzam unikać nie tylko kontaktu z nim, ale z mężczyznami w ogóle. Ostatnie miesiące przekonały mnie, że, niestety, nie bardzo radzę sobie w związkach, choć tak naprawdę ostatniej relacji raczej nie powinnam tak nazywać. Jednak skończmy już, proszę, ten temat. – Natalia miała dość, ostatnie spotkania wyglądały jak psychoterapia, jednak to ona stawała się obiektem analizy ze strony przyjaciółek.

– Dobrze. Gdybyś miała jakieś dylematy, wsiądziemy w auto i przyjedziemy. Obiecaj tylko, że dasz znać. – Patrycja przytuliła mocno Natalię i obie zaczęły ocierać łzy. Ola tylko kiwała z politowaniem głową.

– Ona nie wyjeżdża do Ameryki Południowej na rok – uspokajała obie.

– Tylko do miasta samobójców… – Patrycja miała własne zdanie na temat tej podróży i możliwych konsekwencji.

Odprowadziły ją do domu, opowiadały swoje najlepsze anegdoty z ostatniej dekady. Śmiały się i wprawiły Natalię na moment w dobry humor. Tylko na moment. Przed apartamentowcem, w którym mieszkała, czekał Robert. Ola wpadła we wściekłość, próbowała namówić Natalię na zmianę trasy, na zawrócenie, jednak przyjaciółka nie chciała słuchać. Uwielbiała czytać. Szczególnie lubiła Przybyszewskiego. Szczególnie jeden utwór – „Śnieg” zrobił na niej wrażenie. Na pamięć znała słowa Ewy kierowane do Tadeusza. Tyle że w tej relacji to ona była Tadeuszem, a Robert Ewą. To nie ona była kobietą demoniczną, ale on demonicznym mężczyzną. Patrzyła na niego, jak zawsze perfekcyjnego pana w średnim wieku z bukietem lilii, które tak lubiła, czekającego na nią, jakby nic się nie wydarzyło. I cytowała w duchu słowa: „Rany w twoim sercu odnowiły się, lecisz w ogień jak ćma, od chwili, jak posłyszałeś mój głos za tą kotarą, runął od razu ten pałac z kart, który tak mozolnie i z takim trudem wybudowałeś, a nazwałeś swoim szczęściem”.

Dopiero co udało jej się, a przynajmniej tak sądziła, wybudować dom z cegieł, a już przychodził, by go zburzyć. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek zbuduje go z czegoś bardziej trwałego. Czy będzie potrafiła? Czy wykaże się resztkami zdrowego rozsądku? Czuła się głupiutka jak pierwsza i druga mała świnka, które miały wrażenie, że wilk nie zdmuchnie domku z papieru i z patyków. Wiedziała, że chwila, która za moment nastąpi, będzie kolejnym przełomem.

Tyle że miała ich już serdecznie dość.

– Odpraw straż – rozpoczął jak zawsze apodyktycznie. Taki był zresztą w ich relacji. Bardzo stanowczy. Despotyczny i bezwzględny. Zaborczy i zazdrosny. Implantujący lęk pomieszany z podnieceniem. Teraz także odczuwała i jedno, i drugie. Pokazała ruchem głowy, by odeszły. Zrobiły to, choć Ola nie powstrzymała się od pokazania mu środkowego palca. Natalia wiedziała doskonale, jak radzić sobie w kontakcie z taką osobą jak on. Nie na darmo była nagradzaną studentką. Dzisiaj zamierzała postąpić jak prawdziwy psycholog, choć przeciwnik był wyjątkowo trudny.

– Kupiłem ci prezent. Mogę wejść? – wiedziała doskonale, że prezentem będzie kolejna zmysłowa bielizna, a zgoda na wejście to zgoda na seks. Zachować spokój, potem dystans, zapomnieć o uległości, powtarzała w duchu.

– Wiesz, że wyjeżdżam. Sądzę, że już wszystko zostało powiedziane. Nigdy nie byłeś pracoholikiem. Nie kochasz swojej żony. Mimo to postanowiłeś pozostać z nią w związku. I dobrze, bo ja nie zamierzałam stworzyć go z tobą. Dobra zabawa. Tyle nas połączyło. Czas się pożegnać – mówiła wolno, stanowczo i zdecydowanie. Miała nadzieję, że ta rozmowa szybko się zakończy.

– Dobra zabawa? Znalazłbym lepsze określenia. Może mniej ładne, ale lubiłaś takie… – Znowu próbował ją złamać, znowu przywoływał tamte chwile. Miał nad nią przewagę, wiedział, gdzie uderzyć. A przecież to ona znała mechanizmy działania takich typów. To ona powinna go zmiażdżyć w tej konfrontacji.

– Do widzenia, Robert. Uszanuj moją decyzję, tak jak ja szanuję twoją. – Odwróciła się i zaczęła iść w kierunku oszklonego wejścia.

– Jesteś pewna? Mógłbym dać ci to, czego tak bardzo potrzebujesz… – Nie rezygnował.

Zatrzymała się, ale nie odwróciła.

– Poznałam kogoś młodszego. – Chciała go upokorzyć.

Weszła do środka. Słyszała, że kwiaty lądują w koszu na śmieci, słyszała pisk opon jego szybkiego samochodu. Miała nadzieję, że osiągnęła swój cel.

Miała wyruszyć jutro rano, jednak zdecydowała, że nie spędzi w tym mieście, które zdeprawowało ją do cna, nawet jednej minuty dłużej. Zabrała ostatnie kartony, walizkę i torbę z laptopem. Zamówiła taksówkę. Ruszyła w kierunku nowego. Nie obejrzała się za siebie.

5

Wydawało jej się, że o celu swej wyprawy wiedziała już niemal wszystko. Właśnie w pociągu zdała sobie jednak sprawę, że przeczytała tylko straszne artykuły, a nawet nie zerknęła do tych mówiących o miejscach, ludziach, czy o ukształtowaniu terenu. To wydawało jej się dotąd sprawą drugorzędną. Teraz miała chwilę, by dokształcić się w temacie. Nie znosiła nieznanego, zatem musiała nowe miejsce nieco oswoić.

Miasto leżało na Szlaku Cysterskim i Szlaku Piastowskim – wyjątkowo ważnym dla polskiego dziedzictwa narodowego, wręcz unikatowym. Bliskość terenów zielonych. Pomyślała, że zadziała to na nią kojąco po siedmiu latach życia w betonie. Pod kątem prostym krzyżowały się tutaj dwie rzeki, a w rezerwacie przyrody można było obejrzeć stare dęby. Trzy jeziora. Miała nadzieję, że jej małe mieszkanie znajduje się w pobliżu któregoś z nich. Z dala od szumu samochodów, gwaru targowisk, urzędów i instytucji miejskich. Wyobrażała sobie wrześniowe i październikowe dni na rowerze, o ile będzie można go gdzieś wypożyczyć, na balkonie z pledem na nogach i książką w dłoni, z kolorowymi liśćmi w zasięgu wzroku. Nie mogło być tutaj aż tak mrocznie, skoro dwadzieścia pięć tysięcy osób wciąż tu mieszkało. Obejrzała kilka zdjęć miasta. Zarówno rynek, jak i jeziora wyglądały naprawdę obiecująco. Pierwszy raz pomyślała, że prowincja może jej się nawet spodobać. Na pewno uwolni jej głowę od obsesyjnie powracających obrazów. A przynajmniej pozwoli od nich na moment odetchnąć.

Wysiadła. A więc to tak przedstawiał się dworzec w mieście samobójców. Budynek z czerwonej cegły wyglądał inaczej, niż sobie wyobrażała. Był nowoczesny i naprawdę ładny. Rewitalizacja, którą przeprowadzono kilka lat temu, przyniosła oczekiwane efekty.