Miejsce cudów - Barbara O'Neal - ebook
NOWOŚĆ

Miejsce cudów ebook

Barbara O'Neal

4,1

31 osób interesuje się tą książką

Opis

Kolejna po "Kiedy wierzyliśmy w syreny powieść" autorki bestsellerów „Washington Post”, „Wall Street Journal”, „USA Today” i „Amazon Charts”

Pełna emocji opowieść o czterech kobietach, które muszą odnaleźć swoją drogę w nagle zmienionym świecie – i o tym, jaka to będzie cudowna podróż.

Kiedy słynny szef kuchni Augustus Beauvais umiera, pozostawia po sobie sławę i cztery kobiety zmagające się ze stratą, gniewem, bólem i pytaniem, jak będzie wyglądał świat bez niego...

Meadow, była żona, z którą Augustus zbudował imperium – i rodzinę – nadal ma go w swym sercu, nawet jeśli wciąż nie potrafi zaakceptować jego zdrad, przez które po dwudziestu latach zakończyło się ich małżeństwo. Bardziej bezlitosna jest Maya, jego pełna dystansu córka, która niedawno wyszła z odwyku i wreszcie jest gotowa odzyskać swoje życie. Norah, jego najnowsza kochanka, odsunęła na bok własną karierę i wybrała nieoczekiwane uczucie i życie w luksusie, które po śmierci Augustusa natychmiast zniknęły. Jest też Rory, córka Meadow, głos spokoju i rozsądku.

Co zrobią Meadow, Maya, Norah i Rory połączone tragedią, rozpaczą i tajemnicami, które jeszcze nie zostały ujawnione?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 348

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (13 ocen)
6
3
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
burgundowezycie

Dobrze spędzony czas

„Miejsce cudów” to powieść, która zanurza nas w życiu czterech kobiet, połączonych przez śmierć sławnego szefa kuchni Augustusa Beauvais, z którym każda z nich była jakoś związana. Meadow, Maya, Norah i Rory stają przed wyzwaniem odnalezienia swojej drogi w świecie, który nagle stracił jedną ze swoich najjaśniejszych gwiazd. Była żona, córka, przyszywana córka oraz kochanka, każda z nich jest w innym wieku, ale wszystkie łączy uczucie bólu, gniewu, straty i niepewności z nią związanej. O’Neal z wrażliwością eksploruje tematy żałoby, straty i poszukiwania tożsamości, malując obraz pełen emocji i refleksji. Narracja powieści jest wolna, ale bardzo intensywnie emocjonalna i liryczna. Autorka z wyrafinowaniem przedstawia dramatyczną przeszłość swoich bohaterek, ich ból i gniew, a także nieśmiałą nadzieję na lepszą przyszłość. Autorka w swojej książce wyraźnie nakreśliła warstwę psychologiczną. Opowiada o miłości i różnych obliczach nałogu, pokazując, że od drugiej osoby też można się u...
00
olkakolka19

Całkiem niezła

Uwikłane w dziwny układ kobiety jednego mężczyzny..
00
Crooleeck806

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca historia. Sprawnie opisana. 🥰
00

Popularność




Tytuł oryginału: This Place of Wonder

Projekt okładki: Shasti O'Leary-Soudant

Redakcja: Dorota Kielczyk

Redaktor prowadzący: Aleksandra Janecka

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Renata Kuk, Beata Kozieł-Kulesza

© 2022 by Barbara Samuel

All rights reserved

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2024

© for the Polish translation by Emilia Skowrońska

ISBN 978-83-287-2822-6

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2024

–fragment–

Dla OWL – z wiadrami miłości i wdzięczności

PROLOG

Moim pierwszym odruchem była chęć spalenia tego wszystkiego, ale żaden rodowity Kalifornijczyk nigdy – nawet pijany, wściekły i desperacko pragnący zemsty – niczego by nie podpalił.

Zamiast tego znalazłam siekierę i zaniosłam ją do winnicy. Noc była jasna, pełna gwiazd. Góry rzeźbiły nieregularną linię na tle nieba. Co chwila się zatrzymywałam, żeby podziwiać ten widok. Tak pięknie. Taka piękna kraina. I taka piękna noc. Jak to możliwe, że wszystko wciąż jest takie piękne? Czy nie powinno być inaczej?

Przez myśl przeleciała mi piosenka, stary popowy kawałek.

Przede mną rozciągały się równe rzędy winorośli, tak żywe nawet bez liści. Podniosłam butelkę do ust; napiłam się ich owoców, ostrych i wytrawnych, niemal doskonałych. Wyobraziłam sobie, że słyszę, jak winorośle oddychają, chłonąc światło księżyca i zimne nocne powietrze, przygotowując się do kolejnej pory roku. A ich korzenie piją odżywcze soki z gleby, którą tak starannie pielęgnowałam.

Podniosłam siekierę.

Nie mogłam jej opuścić, nie potrafiłam zabić żywych winorośli. To byłoby morderstwo.

Wzięłam więc prawie pustą butelkę i zaniosłam siekierę do piwnicy z winem. Po obu stronach od wejścia stały rzędy beczek. Najdoskonalszy vintage, jaki stworzyliśmy. Siedem lat pracy, aby dotrzeć w to miejsce i osiągnąć coś, co – wiedziałam to od zawsze – dam radę stworzyć.

Podniosłam siekierę, zamachnęłam się i wbiłam ją w sam środek pierwszej beczki. Wino wytrysnęło i polało się jak krew, szybciej, niż mogłabym sobie wyobrazić. Przez chwilę moje serce mocno się ścisnęło, jakby chciało mnie obudzić.

Ale ja szłam dalej, cały czas waląc siekierą. To była ciężka, fizyczna praca. Spocona zatrzymałam się, by złapać trochę wina w złożone dłonie. Będę jedyną osobą, która kiedykolwiek go spróbuje. Nikt inny nigdy się nie napije tego trunku. Szlochałam, robiłam kolejne wymachy, piłam i rozwalałam każdą beczkę po kolei w tym pomieszczeniu.

Lepka, zmarznięta, na chwiejnych nogach weszłam po schodach na zewnątrz i wyciągnęłam telefon z kieszeni.

– Meadow – powiedziałam, gdy odebrała. – Chyba musisz po mnie przyjechać.

* * *

„AP-Santa Barbara”

Znany szef kuchni, Augustus Beauvais, 67, został znaleziony martwy wczesnym rankiem w kuchni swojej restauracji Brzoskwinie i Wieprzowina w Santa Barbara. Zgon nastąpił prawdopodobnie z przyczyn naturalnych.

Beauvais był dobrze znany z wkładu w amerykańską kulturę kulinarną. Poprzez swoją działalność dołączył do takich osobistości jak Alice Waters czy Dennis Foy, tworząc nowoczesny ruch „z pola prosto na stół”. On i jego była żona, Meadow Beauvais, autorka kultowej historii żywności Między brzoskwiniami a wieprzowiną: celebrowanie zrównoważonych i uroczystych posiłków, od dawna zajmowali miejsce w świecie wybitnych kalifornijskich smakoszy. Tworzyli nowe modele usług i zrównoważonego rolnictwa. Pan Beauvais zasiadał gościnnie w jury w dwóch sezonach Top Chef.

Pozostawił po sobie dwie córki – Mayę Beauvais, sommelierkę i winiarkę, twórczynię marki Shanti Wines, oraz Rory Beauvais – i dwie wnuczki.

ROZDZIAŁ 1

Śpię mocno, gdy dzwoni telefon. Natychmiast mnie wybudza i wprowadza w stan wysokiej gotowości. Telefony nie dzwonią w środku nocy bez powodu. Często w ogóle nie dzwonią, ponieważ technologia pozwoliła nam odciąć się od każdego, kogo nie chcemy słyszeć.

Augustus.

Ze ściśniętym gardłem sięgam po komórkę. Mrużę oczy i spoglądam na jasny ekran, ale nie rozpoznaję numeru. Rzucam telefon na łóżko, wtulam się mocniej w miękką kołdrę. Na moich kostkach leży wiotkie i nieruchome kocie ciało, staram się za bardzo nie ruszać, by jej nie obudzić. Obok łóżka chrapią dwa psy. Elvis ma ogromny nos i wydaje odgłosy jak pociąg. Uśmiecham się. Zawsze powtarzam, że lepsze chrapiące psy niż chrapiący mężczyźni.

Znów dzwonek. Nagle martwię się, że to Maya próbuje się ze mną skontaktować. Już raz ją zignorowałam, zirytowana jej dramatyzowaniem, i nie zakończyło się to za dobrze. Na odwyku nie ma pozwolenia na częste kontakty, ale na wszelki wypadek odbieram.

– Słucham? Maya, to ty?

– Z tej strony Norah.

Odgarniam włosy z oczu. Norah jest najnowszą partnerką mojego byłego męża i nigdy wcześniej do mnie nie dzwoniła.

Po kręgosłupie przebiega mi nieprzyjemny dreszcz.

– Co się stało? Z Augustusem wszystko w porządku?

– Nie – ryczy. – Nie! On nie żyje.

Serce gwałtownie mi się kurczy.

– Co? To niemożliwe. Przecież widziałam go wczoraj wieczorem. – Ale już siedzę, moje stopy dotykają podłogi. – Co się stało?

Szlocha i mówi od rzeczy, przez co tracę cierpliwość, ale wtedy przypominam sobie, że ma zaledwie trzydzieści lat.

– Norah, weź głęboki oddech. Co się stało?

Słyszę, jak nabiera powietrza i je wypuszcza.

– Nie wiem. Myślą, że to zawał serca albo coś takiego.

Augustus. Na chwilę mój umysł nieruchomieje, wypełnia się obrazem jego dużych, zwinnych dłoni. Zmysłowych. Silnych.

– Jesteś w domu?

– Tak.

– Zaraz przyjadę.

– Dziękuję – szepcze.

Rozłączam się i przez dłuższą chwilę siedzę nieruchomo. W kanionach mojego ciała rozlega się odległy skowyt, wycie kojotów. Bez Augustusa świat nie będzie już taki sam. Chowam głowę w dłoniach. Żadnych łez, tylko uczucie roztrzaskania i tworzący się kalejdoskop obrazów powstałych w ciągu trzydziestu lat.

Augustus.

Telefon dzwoni ponownie, tym razem z Brzoskwiń i Wołowiny, restauracji, która uczyniła nas bogatymi i trochę sławnymi. Na chwilę pojawia się irracjonalna nadzieja. Może Norah się myliła i on wcale nie umarł.

– Słucham?

– Cześć, Meadow, tu Kara. – Menedżerka restauracji. Jej głos jest ściszony. Matowy.

Przyciskam dłoń do piersi, czuję się tak, jakbym to ja miała atak serca.

– Więc to prawda – mówię, zanim dziewczyna się odzywa. – On nie żyje.

– Tak. Chciałam się tylko upewnić, że wiesz, i spytać, czy mam zrobić coś konkretnego.

– To znaczy?

– Ktoś z nim był.

– Kobieta. – Nie wiem, dlaczego mnie to dziwi po tylu latach, po tych wszystkich jego zdradach. A jednak. I niespodziewanie sprawia mi ból.

– Nie więcej niż dwadzieścia dwa lata.

Założę się o milion dolarów, że wiem która to. Widziałam ją pewnego dnia, gdy dostarczałam produkty – wysoka, szczupła piękność z idealnie płaskim brzuchem i piersiami jak Wenus oraz, oczywiście, hektarami długich włosów. W jego stylu. To takie banalne.

– Nowa barmanka?

– Taaa.

Odkładam telefon na komodę i włączam tryb głośnomówiący, żeby móc się ubrać.

– Cholera. Oczywiście będzie musiała złożyć zeznania na policji, ale daj jej premię w wysokości pięciu tysięcy dolarów, jeśli podpisze umowę o zachowaniu poufności i zgodzi się nie rozmawiać z prasą.

– Dobrze. A co z restauracją?

– Zamykamy na tydzień, dopóki nie ogarniemy wszystkich spraw. Potem ustalimy termin otwarcia.

– Rozumiem. – Kara jest niezwykle kompetentną kobietą po pięćdziesiątce, kanciastą i solidnie zbudowaną, która od dekady prowadzi BiW. – Co z pogrzebem? Jakieś wytyczne?

Dociera do mnie znaczenie tych słów, moje nogi zamieniają się w gumę. Siadam na krześle, brakuje mi powietrza. Patrzę na pola, rzędy rzadkich odmian kabaczków i pomidorów lśniących w świetle niemal pełnego księżyca.

– Żadnego pogrzebu ani ceremonii pożegnalnych. Chciał zostać skremowany. I żeby jego prochy rozrzucić nad Pacyfikiem.

– Mmm. – Nabiera powietrza. – Być może za kilka tygodni powinniśmy urządzić coś dla pracowników.

Kiwam głową, wciąż nie mogę wstać. Pod skórą przesuwa się delikatne drżenie, od czoła do ramion, w dół pleców i klatki piersiowej, rąk i nóg, tak jakbym zamarzała.

– Potem o tym porozmawiamy.

– Kiedy już wydadzą ciało, gdzie powinno trafić do kremacji?

Marszczę czoło.

– Wydadzą ciało?

– Tak. Przyczyna śmierci jest niejasna, więc koroner musi przeprowadzić sekcję zwłok.

– Norah powiedziała, że to zawał.

– Jeszcze nic pewnego. Stwierdziła, że nagle osłabł i stracił przytomność.

Obraz ten wywołuje falę bólu w moim kręgosłupie.

– Widziałam go wczoraj wieczorem. – Uświadamiam sobie, że mówię ściszonym głosem. – Wydawało się, że nic mu nie jest. Nie był chory, prawda?

– Znasz Augustusa. Pracowałby nawet bez ręki, zarzekając się, że wszystko gra.

Powoli nabieram powietrza, odczuwam ból w każdej części ciała.

– Meadow, w porządku?

– Nie, ale dam radę. A ty jak się trzymasz?

– Średnio.

Siedzimy połączone tą więzią i wpatrujemy się w dziurę wielkości leja po bombie atomowej, wielkiej wyrwie, która powstała w naszym życiu. Gdy myślę o przyszłości, zaczynam dochodzić do wniosku, że bez niego świat po prostu przestanie się kręcić. W końcu mówię:

– Muszę kończyć. Norah wpadła w histerię.

– Dobrze. Pogadamy rano.

W ciemności trzymam komórkę w dłoni i zastanawiam się, jak przekazać te wieści córkom, Rory i Mai. Zwłaszcza Mai, która za dwa tygodnie kończy odwyk. Ta informacja może ją dobić.

W końcu zbieram się w sobie i jadę do Belle l’Été, domu, w którym spędziłam dwadzieścia lat, budując imperium ze swoim byłym mężem. Domu, który kochałam i którego nienawidziłam opuszczać. Domu, w którym mieszka inna kobieta. Teraz będzie musiała odejść.

Fakt, że ją też zdradzał, nie sprawia mi żadnej satysfakcji.

ROZDZIAŁ 2

Czekam na Meadow w środku nocy, w świetle księżyca – jest niemal brutalnie jasny. Siedzę na balkonie sypialni. Dzieliłam ją z Augustusem i paliłam w niej prawdziwe papierosy. Bez względu na to, co ludzie mówią, są inne niż te elektroniczne. Palę jednego za drugim, aż moje usta mają smak cyny i wiem, że żadna ilość wypitej wody go nie spłucze.

Augustus nie żyje. Nie potrafię tego ogarnąć.

Szlag by to trafił. Wnętrzności przeszywa mi kolejna fala rozpaczy i szoku. Po raz pierwszy znalazłam coś, co – jak sądziłam – mogłam nazwać swoim: mężczyznę, który wielbił mnie od pierwszej chwili, gdy się poznaliśmy; mężczyznę, który przeniósł mnie z trudnego życia do zbytku i elegancji, do własnej hiszpańskiej rezydencji z widokiem na ocean. W nowym świecie nie musiałam się martwić o następny posiłek. To było jak w powieści romantycznej, takiej w miękkiej białej okładce – jedna z moich zastępczych matek czytała je setkami. Nigdy nie wierzyłam, że coś podobnego może zdarzyć się w prawdziwym życiu.

Zapalam kolejnego papierosa. Zaciągam się i gwałtownie wypuszczam niebieski dym. Patrzę, jak unosi się w chmurze na tle księżyca.

Właściwie to nie przyjechałam do Kalifornii dla Augustusa. Tylko żeby odnaleźć Meadow.

Jej książka zmieniła trajektorię mojego życia. Wiedziałam, że chcę pisać. Ukończyłam studia gender i feministyczne na Uniwersytecie Pensylwanii; dostałam pełne stypendium. Byłam dobrą studentką – znajdowałam się w gronie najlepszych – i to nie dlatego, że ktoś dał mi szansę, ale dlatego, że ciężko pracowałam. Pod koniec pierwszego roku próbowałam ustalić, co chcę dalej robić.

Na książkę Meadow trafiłam zupełnie przypadkiem, przeglądając pamiętniki i historie kulinarne w ulubionej księgarni House of Our Own Books w pobliżu kampusu.

Oczywiście do tego czasu pochłonęłam wszelkie klasyczne pozycje o jedzeniu. Na zajęciach z literatury czytałam M.F.K. Fisher i uwielbiałam jej bogate, wyraziste opisy jedzenia. Znalazłam zarchiwizowany oryginalny blog Julie Powell o jej rocznym eksperymencie z gotowaniem każdego przepisu z pierwszej książki kucharskiej Julii Child i kompletnie mnie to porwało. Pisała ostrzej niż Fisher, ale także bardziej przyziemnie. Znalazłam Bourdaina, zakochałam się w jego pożądliwym podejściu do życia, a kiedy się zabił, płakałam przez trzy dni.

Czytałam te książki. A potem trafiła mi w ręce Meadow Beauvais. To był okropny dzień. Wszystko, co miałam, włożyłam w próbę zdobycia upragnionego stażu w wydawnictwie. W piątek dowiedziałam się, że straciłam go na rzecz jednego z książąt wszechświata zamieszkujących złote królestwo, do którego usiłowałam uzyskać dostęp.

Musiałam więc znów iść do pracy na siedemnastą i serwować drinki innym książętom, którzy dawali mi napiwki i agresywnie ze mną flirtowali. Było jednak za wcześnie, żeby pokazać się w lokalu, dlatego zawędrowałam do księgarni nieopodal. Księgarnie mogą rozwiązać każdy problem, przynajmniej na jakiś czas. W środku było parno i zbyt ciepło, światła świeciły jasno na tle szarego dnia, wokół pachniało papierem, klejem, kurzem i ludźmi, wilgotną wełną i parzoną gdzieś kawą. Tylko to miejsce cudów mogło mnie uspokoić.

Książka Meadow leżała na półce obok książek kucharskich, czyli w niewłaściwym miejscu. To nie jest książka kucharska. Tylko pamiętnik.

Już wcześniej ją widziałam: Między brzoskwiniami a wieprzowiną: celebrowanie zrównoważonych i uroczystych posiłków. Czerwona okładka, w odcieniu pomidora, aby pasowała do czerwonej bluzki z krótkim rękawem autorki widocznej na zdjęciu. Kobieta uśmiecha się do aparatu i opiera na biodrze ogromny płaski kosz z ziołami. Jest oczywiście oszałamiająco piękna, z długimi, falującymi rudymi włosami i dużymi jasnymi oczami. Fotograf zapewnił widzowi niewielki wgląd w jej dekolt, sugerując zmysłowe piersi, które pasują do soczystych ust i zaproszenia w jej oczach. W wolnej ręce trzyma jabłko.

Nie można się w niej nie zakochać, a może i nie zatęsknić za tym, by położyć głowę na jej łonie i pozwolić jej zaśpiewać sobie do snu. Wszechwładna Demeter, matka wszystkich. To oczywiste, że ciągnęło do niej mnie – córkę bez matki. Co mogłam na to poradzić? I nawet gdy racjonalizowałam swoją tęsknotę, lekko zawstydzona ciągłą potrzebą, ta sierotka we mnie wzięła książkę do ręki.

Brzoskwinie i Wieprzowina. Tytuł książki, nazwa restauracji. Historia małżeństwa. Któż nie zakochałby się trochę w Augustusie, w sposobie, w jaki o nim pisała, w tym, jak ją kochał?

Ich małżeństwo rozpadło się, zanim dotarłam do Santa Barbara, o ile w ogóle można powiedzieć, że po dwudziestu latach jakieś małżeństwo się rozpadło. Czy liczyłoby się tylko wtedy, gdyby trwało wiecznie? To znaczy, ja byłabym szczęśliwa, mając dwadzieścia lat niemal wszystkiego.

Nieważne. Wdycham więcej gryzącego dymu. Meadow. Zakochałam się w jej wizerunku, jej słowach, jej zabawnym stylu pisania. Nawiązałam z nią bardzo głęboką więź, czułam, że w pewnym sensie mnie zna, że gdybyśmy się spotkały, zostałybyśmy przyjaciółkami.

Ta książka mnie obudziła. Skoro klub dla chłopców nie chciał wpuścić mnie do środka, postanowiłam poradzić sobie inaczej. Skupiłam się na pisaniu o kobietach i jedzeniu. I udało mi się dostać na studia podyplomowe na Harvardzie. W głębi duszy zawsze myślałam o przeprowadzeniu wywiadu z Meadow, a także z innymi szefo­wymi kuchni. Chciałam porozmawiać zwłaszcza o tym, jak wpłynęły na zdominowany przez mężczyzn świat jedzenia.

Zanim ukończyłam studia, minęło trochę czasu. Jednocześnie pracowałam, utrzymywałam się i chodziłam na zajęcia. Byłam już tym wszystkim zmęczona. Zastanawiałam się nawet, dlaczego po prostu nie znajdę sobie pracy i nie wezmę się do roboty, kiedy Meadow znów znalazła się na moim celowniku. Została uznana za jedną z najlepszych influencerek kulinarnych w kraju, a Padma zaprosiła ją do współprowadzenia odcinka swojego programu telewizyjnego poświęconego kuchni kalifornijskiej.

Marzyłam, by przeprowadzić z nią wywiad. Dostałam obsesji na tym punkcie. Przynajmniej tak napisałam w mailowym zapytaniu, które wysłałam do Brzoskwiń i Wieprzowiny. Jednak naprawdę chciałam, żeby ona… Nie wiem. Adoptowała mnie.

No, może nie do końca, ale jeśli mam być szczera, bardzo szczera, to właśnie tego chciałam. Pragnęłam, by ogrzało mnie słońce jej uśmiechu. Chciałam być nią.

Wydawała się też trochę tajemnicza.

O Augustusie, jego wielkiej osobowości i niezwykłym uroku, powstało już mnóstwo materiałów. A moim zdaniem był znacznie mniej interesujący niż Meadow, z tą jej mniej oczywistą historią. Gdzie dorastała? Dlaczego tak mało wiedzieliśmy o jej młodości? Podczas lektury książki postrzegałam ją jako osobę, która przyczyniła się do sukcesu Brzoskwiń i Wieprzowiny, niejako kobietę stojącą za tronem. Miałam szlachetne myśli o wyniesieniu jej na królową. Może nawet cesarzową.

Meadow przebywała wtedy w Australii, więc to Augustus przeczytał mój mail i zaprosił mnie do odwiedzenia restauracji.

Tak więc w gorący, bezwietrzny wrześniowy dzień, kiedy na połyskującym niebie wisiała groźba pożaru, zaparkowałam wynajęty samochód przed Brzoskwiniami i Wieprzowiną. Wysiadając, oderwałam bluzkę od spoconych pleców. Zostawiłam rozpuszczone włosy, żeby zakryć uszy, ale szybko pożałowałam tej decyzji. Lepsze odstające uszy niż pot lejący się po szyi.

Za późno. Zamknęłam auto i podeszłam do wejścia. W pełnym świetle dnia widać było, że drewniana okładzina i przestarzała czcionka na szyldzie są wiekowe. Nie miało to oczywiście znaczenia, ponieważ wszystkie okna i tarasy wychodziły na ocean, a we wtorki plażę odwiedzało niewiele osób.

Dużo czytałam o Augustusie, ludzie często opowiadali o jego charyzmie. Wtedy był już po sześćdziesiątce, starszy ode mnie o kilkadziesiąt lat, ale znajomość z nim traktowałam wyłącznie jako formalność, przystanek w drodze do Meadow.

W środku tygodnia lokal otwierano dopiero pod wieczór. Gdy weszłam, zamrugałam w półmroku i wsunęłam okulary przeciwsłoneczne na czubek głowy, by przytrzymać włosy. W środku panował chłód, pachniało margaritą i smażoną cebulą. Gdzieś z tyłu budynku grała muzyka, więc za nią podążyłam.

– Halo? – krzyknęłam i przez chwilę czekałam w jadalni. Nauczyłam się już na własnej skórze, że niektórzy szefowie kuchni niechętnie widzą obcych w ich królestwie, nie chciałam więc się wpychać do tego sanktuarium.

Leciała muzyka w stylu bluegrass. Usłyszałam odgłosy siekania, szybkiego siekania, coś skwierczało wrzucone na gorącą patelnię. Jakiś męski głos śpiewał. Może to jednak nie bluegrass, pomyślałam. Może to zydeco. Nie znałam się na tym aż tak dobrze, ale według jednej z historii Beauvais urodził się i wychował w Nowym Orleanie. Jego życiorys miał wiele wersji, a sam Augustus sprawnie poruszał się pomiędzy – dzieciństwo w Nowym Orleanie, lata w Montrealu, francuscy kuzyni. Zachowywał się niczym iluzjonista, wyciągał z kapelusza różne informacje na potrzeby tego, kto zadawał pytania.

Szczerze mówiąc, zanim wreszcie pchnęłam drzwi do kuchni, nie myślałam o nim zbyt wiele.

Stał przed długim blatem ze stali nierdzewnej i coś siekał. To wymagało pewnego wysiłku, który podkreślał jego mocne bicepsy pod cienką białą koszulką, przylegającą do piersi i płaskiego brzucha. Talia, cała postura mężczyzny znacznie młodszego. Ta elegancja ciała, ta sprawność fizyczna mnie zatrzymały. Jego skóra miała czerwonawy odcień sjeny, ciepły na tle białych rękawów, a dłonie wyglądały niespodziewanie zniewalająco.

Gdy weszłam, przestał pracować i podniósł głowę. Zdjęcia nie ukazywały jego uroku. Wcale a wcale.

– Cześć – powiedział. – Norah, prawda? – Usłyszałam słaby akcent, trochę francuski, trochę jakiś inny. Sam głos brzmiał niezwykle głęboko. Jak muzyka.

Augustus wytarł ręce w fartuch zawiązany wokół pasa i obszedł blat. Wiedziałam, że jest wysoki, ale metr dziewięćdziesiąt trzy na żywo naprawdę imponuje, do tego poruszał się ze swobodą, która zrobiła na mnie niemałe wrażenie – poczułam to w różnych miejscach ciała. Objął moją wyciągniętą dłoń obiema rękami, a ja wpatrywałam się w jego przystojną twarz. Owszem, zdradzała oznaki wieku, ale w najbardziej kunsztowny sposób – wachlarze słonecznych zmarszczek w kącikach oczu, przy brwiach, białe loki górujące nad czernią brody i oczywiście słynne włosy – gęste, kręcone, teraz w odcieniu soli i pieprzu.

W kilka sekund jego aura mnie pochłonęła i uwiodła. Spojrzał na mnie tak, jakbym była najpiękniejszą kobietą na świecie. W milczeniu wpatrywaliśmy się w siebie przez dobrą minutę.

– Czy my się znamy? – zapytał cicho. – Bo czuję, że powinienem cię pamiętać.

Pokręciłam głową.

– Nie, nie – odparłam, czując ciepło jego dłoni. Pachniał czekoladą i kolendrą, czymś tak rozkosznie grzesznym, że zjadłabym to bez względu na cenę.

Kompletnie zapomniałam o Meadow.

Co, jak się później okazało, było błędem.

ROZDZIAŁ 3

Dwa tygodnie przed planowanym zakończeniem odwyku moja terapeutka wzywa mnie do swojego gabinetu. Wielokrotnie prosiłam o terapeutę, o mężczyznę, ale kazali mi trzymać się kobiet, ponieważ najwyraźniej mam pewne problemy w damsko-męskich relacjach, nad którymi muszę popracować. Na początku próbowałam się jej oprzeć, ale to jak stawianie oporu pani Mikołajowej. Ma mały nos, okulary w okrągłych oprawkach i schludną, zupełnie siwą fryzurę na pazia. Można by pomyśleć, że jest popychadłem, ale za tymi okularami kryją się oczy tak bystre i stalowoniebieskie jak oczy Paula Hollywooda.

– Jak się masz, Mayu? – pyta, siadając w fotelu obitym czerwonym aksamitem. Pożądam takiego. Umieściłam go na swojej liście.

Skulona w wysiedzianym wielkim fotelu, w którym było mi niezwykle wygodnie przez ostatnie jedenaście tygodni, jestem prawie pewna, że kobieta zdradzi więcej szczegółów na temat moich kłopotów z prawem. Ich rozwiązanie zostało wstrzymane na czas mojego pobytu tutaj.

– Co się dzieje? – Niemal bez zastanowienia krzyżuję ręce na piersi, a potem celowo je rozkładam. – Czy mimo wszystko pójdę do więzienia?

– Nie – mówi stanowczo, ale w sposobie, w jaki podnosi wzrok, widzę, że to będzie coś gorszego niż więzienie. Składa przed sobą dłonie. Pierścionek z ametystem lśni w tym samym kolorze, co odbitka przedstawiająca jakarandę za nią na ścianie. – Mam złe wieści.

Fala przerażenia wzbiera w moim przełyku i przez ulotną sekundę przed oczami przelatują mi wszystkie twarze, które kocham.

– Co się stało?

– Twój ojciec nie żyje.

– Mój ojciec? – Patrzę na nią zdumiona. Mój ojciec jest najsilniejszą, najbardziej żywotną osobą, jaką kiedykolwiek spotkałam. – Jak?

– Uważają, że to prawdopodobnie zawał, bardzo rozległy. Mówi się, że ten rodzaj ataku serca czyni z wielu kobiet wdowy.

Parskam.

– A to dobre, ponieważ rozwiódł się z tymi laskami na tyle szybko, by nie zostawić żadnej wdowy – komentuję. Ona nic nie mówi, a ja pochylam głowę i patrzę na swoje palce splecione na kolanach. – Przepraszam za sarkazm.

– Niezły. A co znajduje się pod spodem?

Nabieram głęboko powietrza i patrzę na okna. Jasnozielone liście tworzą wzór światła i cienia na tle szyby.

– Otępienie – odpowiadam i zanurzam się głębiej. – To nie tak, że mieliśmy dobrą relację.

– Mmm. A jednak zapłacił niemałą kasę za twój pobyt tutaj.

Wzruszam ramionami.

– Poczucie winy.

– Być może.

Niespodziewany ból skręca mój brzuch.

– Nie mogłam się doczekać, kiedy się z nim rozmówię.

Kiwa głową.

Myślę o jego głośnym, dudniącym śmiechu i o tym, jak bardzo uwielbiałam go jako dziecko.

– Już nigdy nie zobaczę ojca.

– Tak.

Gdzieś w moim ciele musi być ból, ale w tej chwili nie mogę go znaleźć. Trzymam ręce na brzuchu i czekam.

– Coś jeszcze?

Delikatnie kręci głową.

– Chcesz zostać na odwyku czy wyjść i być z rodziną?

– Och. – Patrzę na dłonie. Są takie czyste, zupełnie inne niż wtedy, gdy pracowałam w ziemi, zajmowałam się winogronami i winem. – Nie wiem.

– Jak się czujesz ze swoją trzeźwością?

Odwyk jest bezpieczny. Chroni mnie przed pokusami, emocjami i tym, co mogłoby mnie wykoleić. Przed oczami staje mi twarz Meadow. Dla niej to wszystko na pewno będzie trudne. Myślę o swojej siostrze. Jej będzie jeszcze trudniej.

– Chyba dostatecznie dobrze. Myślę, że macocha i siostra mnie potrzebują.

Znów kiwa głową. Przygląda mi się jeszcze przez kolejną długą minutę.

– Jeśli pójdziesz na dziewięćdziesiąt spotkań w ciągu dziewięćdziesięciu dni, podpiszę zwolnienie.

To irytujące, ale też stanowi obietnicę bezpieczeństwa.

– Dobrze.

Powoli wracam do pokoju i czekam, aż emocje wezmą górę i wypełnią ciało.

Ale nic się nie dzieje.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz