Nadzieja - Agnieszka Borys - ebook + audiobook + książka

Nadzieja ebook i audiobook

Agnieszka Borys

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Jakub, samotny idealista szukający ucieczki przed światem, zaczyna pracę w domu opieki. Tam zostaje opiekunem Marii, która wciąż wymyka się z ośrodka. Nikt nie wie, dokąd kobieta się udaje i czy jest to wynikiem jej choroby, czy też skrywa ona jakąś tajemnicę. Z czasem pomiędzy Marią a Jakubem zawiązuje się niezwykła przyjaźń. Przyjaźń, która odmieni ich na zawsze.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 96

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 29 min

Lektor: Kamil Maria Małanicz

Oceny
4,6 (5 ocen)
4
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




WSTĘP

FALEcicho szumiały, a nadmorska bryza delikatnie muskała twarze spacerujących po plaży. Popołudniowe słońce powoli chyliło się ku horyzontowi, zostawiając za sobą swoje ciepło. Nadmorskie ptaki zdawały się nawoływać, jakby dziękowały za kolejny dzień.

Wśród niewielu już spacerujących o tej porze dało się zauważyć postać kobiety, która z racji wieku była nieco przygarbiona. Stała samotnie nad brzegiem morza, a wiatr delikatnie rozwiewał jej włosy. Kobieta niezgrabnym ruchem co rusz je odgarniała. Kiedyś pełne blasku oczy, teraz patrzyły wyblakłym spojrzeniem w nieruchomy punkt przed sobą. Stała tak jeszcze przez chwilę, po czym ze spuszczoną głową powoli się oddaliła do mieszczącego się nieopodal domu opieki.

 

 

 

 

 

 

 

BUDYNEKten dumnie wysuwał się przed innymi domami, mieszczącymi się w sąsiedztwie. Jego wygląd przypominał raczej mały dwór niż typowy dom opieki, a białe ściany, ciemnobrązowe, zdobione dachówki oraz duży taras sprawiały wrażenie jakby spały, uśpione przez zachodzące słońce. Wokół tarasu wiły się wdzięcznie bluszcze, a nad nim w donicach plotły się bujne paprocie. W przepięknym parku należącym do ośrodka także panowało lekkie uśpienie.

Tymczasem w środku budynku wybuchło zamieszanie. Kilkoro ludzi z personelu zgromadziło się przy niewielkiej recepcji, mieszczącej się tuż przy wejściu do budynku.

– To nie pierwszy raz… – powiedział mężczyzna w średnim wieku, kręcąc z dezaprobatą głową. – O co chodzi tej kobiecie? – ciągnął dalej nerwowym tonem, a potem zwrócił się do grupki stojących osób – A wy co? Od czego tu jesteście?

Drobna, młoda brunetka odezwała się nieśmiało:

– Marek, wiesz przecież, że jest nas za mało…

Mężczyzna odwrócił się do niej, obrzucając ją gniewnym spojrzeniem.

– Chcesz powiedzieć, że co? Że nie jesteście w stanie upilnować jednej, starszej pani?!

Krystyna skuliła się lekko w sobie. Reszta zamilkła, rzucając ukradkowe spojrzenia w stronę wzburzonego kierownika. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że niewielu jest chętnych do pracy w tego typu ośrodkach. Ta praca wymagała czegoś więcej niż tylko kwalifikacji.

– Szukajcie jej! Nie stójcie tak! – nakazał szorstko.

W tym momencie drzwi się otworzyły i stanęła w nich kobieta. Na widok zgromadzonych zmieszała się lekko, ale w jej oczach pojawiło się rozbawienie.

– Mario…Mario… – zagrzmiał Marek, podchodząc do kobiety. – Tak się nie robi!

Chwycił delikatnie kobietę za ramię i zapytał bardziej z troską niż gniewem:

– Dlaczego? Dlaczego znowu wyszłaś sama?

Maria milczała. Marek wiedział, że nie odpowie – nigdy tego nie robiła. Puścił ją zrezygnowany i nakazał Krystynie zaprowadzić kobietę do pokoju.

– Wracajcie do swoich obowiązków – polecił pozostałym, wciąż patrząc w stronę oddalających się kobiet.

 

 

POKÓJ był niewielki, choć posiadał również łazienkę. Mieścił się na piętrze tego dwupiętrowego budynku. Na jasnych ścianach widniały obrazy gór i pejzaży. Naprzeciw okna, z którego rozciągał się widok na morze, stało łóżko. Przy oknie zaś znajdował się niewielki stolik i dwa krzesła. W całym pokoju unosił się zapach świeżych kwiatów, które dumnie ozdabiały stolik.

Gdy kobiety weszły do pokoju, śnieżna firanka zafalowała, wpuszczając dodatkowo zapach wiatru.

– Pani Mario… – zaczęła Krystyna, pomagając kobiecie zdjąć okrycie.

– Tak…wiem – przerwała jej kobieta. – Nie powinnam sama wychodzić.

Krystyna spojrzała na Marię z lekkim uśmiechem.

– Lubi się pani droczyć z Markiem?

Kobieta lekko się skrzywiła.

– Nie, bywa taki niemiły. – Po chwili dodała prawie szeptem – Ja…ja nie chcę robić problemów, wybacz.

Krystyna objęła delikatnie kobietę ramieniem.

– Proszę…proszę tego nie robić. Martwimy się o panią.

Maria powędrowała wzrokiem za okno. Po chwili wyszeptała, jakby do siebie:

– Ja już jestem stara. Nie trzeba się, dziecko, martwić. Już niedługo…

Krystyna wstała. Słowa Marii sprawiały czasem, że Krystyna nie wiedziała, co począć. Czuła się nieswojo. Postanowiła więc, że przyniesie Marii kolację.

– Proszę tak nie mówić. Oczywiście, że będziemy się martwić, jest dla nas pani bardzo droga. Zaraz wrócę i chciałabym zobaczyć piękny uśmiech na pani twarzy, dobrze?

Krystyna pośpiesznie wyszła z pokoju. Pod swoją opieką miała kilkoro podopiecznych i pomimo swojego młodego wieku, doskonale sobie ze wszystkim radziła. Pracowała w tym miejscu już kilka lat i dobrze znała swoich podopiecznych. Maria należała raczej do osób skrytych, dlatego Krystyna niewiele wiedziała o jej życiu, oprócz tego, że przebywała w ośrodku już wiele lat. Niektórzy z pensjonariuszy chorowali na Alzheimera, demencję lub inne przypadłości wieku starczego. Maria zaliczała się jednak do osób zdrowych, lecz samotnych. Wymagała opieki przede wszystkim ze względu na swój wiek.

Gdy Krystyna wróciła z kolacją, spostrzegła Marię siedzącą przy oknie, wpatrzoną w dal. Na zewnątrz panował już półmrok, jednak dało się jeszcze słyszeć z oddali przytłumione głosy oraz cichy szum morza.

– Może zamknę…? – zapytała Krystyna, stawiając tacę z kolacją na stoliku.

– Nie…nie… – kobieta uniosła lekko dłoń w geście protestu. – Może usłyszę…

Zaciekawiona Krystyna spojrzała na Marię pytająco.

– A co takiego chce pani usłyszeć?

Maria jednak nie odpowiedziała. Wpatrywała się w półmrok z takim uporem, że Krystynę przebiegł dreszcz. Patrzyła teraz na Marię i kolejny raz próbowała zrozumieć. Zatrzymała wzrok na jej przygarbionej sylwetce – jej włosy, kiedyś zapewne kruczoczarne, dziś prawie białe, jedynie tu i tam przeplatały ciemne pasma. Ciemne, prawie czarne oczy z nieco wyblakłym już spojrzeniem zawsze spoglądały z dobrocią. Wyrażały jednak więcej smutku niż radości. Gdy się uśmiechała, roztaczała wokół siebie ciepło i każdy mimowolnie się uśmiechał. Rysy twarzy Marii przywodziły na myśl elegancję i dumę, co świadczyło o tym, iż kiedyś była niewątpliwie piękną kobietą. Krystyna się uśmiechnęła.

– Proszę, pani Mario, kolacja.

Gdy mocny podmuch wiatru uderzył kobiety, Krystyna zamknęła okno.

– Chłodno już – wyjaśniła. – Proszę zjeść kolację. Zajrzę do pani później, a jeśli będzie pani czegoś potrzebowała, to proszę zadzwonić.

– Dziękuje, Krysiu – powiedziała Maria cicho. – Dobranoc.

Starsza pani uniosła rękę w geście pożegnania i lekko się uśmiechnęła.

– Dobranoc, pani Mario.

W pokoju zapanowała cisza. Tylko zegar tykał miarowo, odmierzając upływający czas.

 

 

MŁODY, dwudziestoletni chłopak rozglądał się wokół z zaciekawieniem. Jego zielone oczy obserwowały wnętrze tego okazałego budynku. Wszędzie panował nieskazitelny porządek. Białe ściany ozdobione były obrazami, a w wazonach znajdowały się świeże kwiaty. Przy niewielkiej recepcji mieściła się poczekalnia ze stolikiem i gustowną sofą. Dodatkowo, przy ścianach postawione były niewielkie, szklane gabloty z pamiątkami oraz orderami, zapewne po części należącymi do niektórych z pensjonariuszy.

Na widok gablot chłopak nieco się skrzywił.

„Muzeum” – pomyślał, choć w gruncie rzeczy miejsce to niewątpliwie miało swój urok. Nagle usłyszał za sobą doniosły głos.

– Pan zapewne w sprawie pracy?

Chłopak odwrócił się i wyciągnął rękę na powitanie.

– Dzień dobry, nazywam się Jakub Wójcik i jestem, mam nadzieję, nowym opiekunem – rzekł z uśmiechem.

Marek mocno uścisnął mu dłoń, obrzuciwszy chłopaka badawczym, pełnym powagi spojrzeniem.

– Zobaczymy. Zapraszam do mojego gabinetu.

 

 

TYMCZASEMgrupka pensjonariuszy wraz ze swymi opiekunami odbywała codzienny spacer po parku należącym do ośrodka. Nadmorski klimat dobrze służył starszym ludziom, toteż opiekunowie dbali o to, by podopieczni korzystali z tutejszego powietrza jak najczęściej. Z parku rozpościerał się widok na morze. Na jego terenie rosły przeróżne odmiany drzew, krzewów i kwiatów. Znajdowała się w nim również sadzawka, w której pływały kaczki. Ponadto w parku umieszczone były ławki, na których można było usiąść i upajać się tymi nad wyraz pięknymi widokami.

Był środek lata, więc pracownicy ośrodka codziennie mogli spacerować ze swymi podopiecznymi, nie obawiając się chłdu. Do Krystyny, która właśnie rozmawiała z jednym ze swych podopiecznych, podeszła koleżanka. Nie należała do osób o przyjaznym usposobieniu, dlatego nie cieszyła się zbytnią sympatią zarówno wśród kolegów z pracy, jak i wśród pensjonariuszy.

– Słyszałam, że jakiś nowy ma przyjść. Specjalnie do naszej „uciekinierki” – zaczęła, krzywo się uśmiechając.

Krystyna nie miała ochoty na rozmowę z nią, więc szybko odpowiedziała:

– Nic mi na ten temat nie wiadomo, Zosiu, ale nawet gdyby to była prawda to Chwała Panu za to. – Następnie zwróciła się do starszego pana. – Chodźmy, panie Władysławie, przejdziemy się troszkę.

– Wspaniale! – ucieszył się staruszek. – Ruch to zdrowie!

Zofia popatrzyła z pogardą na niego i prychnęła.

– Tak czy siak, będzie głupi, jak przyjmie tę, pożal się Boże, posadę. Za takie marne grosze męczyć się ze staruchami – mruknęła.

Krystyna spostrzegła, że nie tylko ją dotknęły słowa Zofii. Starszy pan nagle spoważniał i zaczął szeptać przepraszającym tonem.

– Wiem, taki kłopot ze mną. Przepraszam, ja…

– Dosyć – przerwała mu Krystyna. – Nie ma pan za co przepraszać. – Następnie zwróciła się gniewnie w stronę Zofii. – A jeżeli komuś się nie podoba ta, pożal się, posada, to może z niej zrezygnować, choćby dla dobra otoczenia!

Zofia ponownie parsknęła, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła, pomrukując coś niezrozumiale. Krystyna wraz z panem Władysławem spacerowała wzdłuż alei z kwiatami, których słodki zapach unosił się w powietrzu. Niedaleko słychać było śmiechy – to inni opiekunowie wraz ze swymi podopiecznymi siedzieli na pobliskich ławkach, śmiejąc się i żartując. Krystyna również się uśmiechnęła. Jak to dobrze, że ludzie pokroju Zofii są tak rzadkim przypadkiem.

Jej wzrok powędrował na jedną z ławek. Siedziała tam samotnie kobieta. Krystyna znała dobrze to smutne spojrzenie ciemnych oczu.

– Dzień dobry, pani Mario! – przywitała się z uśmiechem.

– Cześć, Marysiu – starszy pan również się uśmiechnął.

Maria spojrzała ciepło na przybyłych.

– Witajcie – odezwała się z uśmiechem.

– Piękny dzień – powiedziała Krystyna, pomagając Władysławowi usiąść obok Marii.

– Jak się czujesz, Władziu? – zapytała z troską Maria.

Starszy pan się uśmiechał.

– Dziękuję, nie narzekam. Czasem tylko te stare kości przypominają o sobie, ale tu – wskazał na serce – tu to ja jestem młodzieniaszek jeszcze, Marysiu!

Maria poklepała kolegę po ramieniu.

– Tak, tak, Władziu, ale już ci kiedyś coś wyjaśniłam. Nic z tego nie będzie – rzekła z lekką irytacją.

Starszy pan ilekroć spotyka Marię albo się jej oświadcza, albo rzuca podobne uwagi.

– Jeszcze jesteśmy młodzi, Marysiu. Ech… – westchnął, lecz zaraz dodał nieco ożywiony – a dziś przyjeżdża mój syn. Nie zapomina o mnie, tak…

Krystyna zerknęła na Marię i powoli z jej twarzy zniknął uśmiech. Podejrzewała, że słowa Władysława sprawiły Marii ból. Była przecież samotna.

– Cieszę się – odrzekła słabym głosem Maria, z trudem siląc się na uśmiech. Krystyna się nie myliła – w sercu Marii pojawiło się tak dobrze jej znane ostrze, które teraz przeszywało ją na wskroś. Wstała, szybko się pożegnała i sztywno ruszyła w stronę ośrodka. Krystyna patrzyła w ślad za nią. Było jej przykro, bo wyobrażała sobie, co może czuć ta biedna, urocza starsza pani. Krystyna wiedziała jednak też, że nikt raczej pomóc jej nie może.

 

 

JAKUBwiódł wzrokiem za oddalającą się postacią starszej kobiety. Spoglądał przez okno, słuchając uwag swego nowego przełożonego. Nagle zapytał:

– Kim jest ta kobieta?

Marek podszedł do okna i podążył za wzrokiem chłopaka.

– No, to jest właśnie Maria. Twoja podopieczna – odparł sucho Marek.

– Aha… – uśmiechnął się Jakub. – Jakieś dodatkowe wskazówki?

– Nie. Trzeba jej tylko pilnować. Jak już wspomniałem, lubi się „wymykać”, nie wiadomo gdzie i po co – Marek ciężko westchnął. – Twoim zadaniem będzie opieka nad nią i niedopuszczenie do podobnych incydentów, rozumiesz? – zapytał groźnie.

Jakub uśmiechnął się.

– Oczywiście. To kiedy mógłbym zacząć?

Marek podparł brodę i popatrzył na Jakuba poważnie.

– Natychmiast.

 

 

BYŁO już późne popołudnie, kiedy do pokoju Marii zastukał Marek. Gdy nikt nie odpowiedział, zapukał ponownie, lecz nadal panowała cisza. Zaniepokojony złapał delikatnie za klamkę. Drzwi były otwarte, jednak pokój okazał się pusty. Mężczyzna wszedł do środka, nerwowo rozglądając się po wnętrzu.

– Mario! – zawołał. – Mario! No nie, znowu to samo. Niech to szlag! – zaklął pod nosem, wybiegając z pokoju. Nerwowym krokiem przemaszerował wzdłuż korytarza, a potem zbiegł na parter budynku i skierował się do biblioteki mieszczącej się na końcu korytarza. Było tam kilkoro opiekunów, którzy powróciwszy ze spaceru, czytali lub rozmawiali ze swymi podopiecznymi. Gdy Marek wszedł, wszyscy podnieśli zaciekawione spojrzenia.

– Czy była tu Maria? – zwrócił się do pracowników. Wszyscy jednak pokręcili w milczeniu głowami.

Marek skierował swe kroki do pokoju opiekunów, gdzie siedział Jakub z nowymi kolegami. Popijali herbatę, a Jakub słuchał uwag na temat nowej pracy. Marek miał przygotować umowę oraz przedstawić go Marii – polecił mu zatem poczekać w tym miejscu. Gdy zobaczyli minę Marka, natychmiast zamilkli.

– Wy sobie tutaj popijacie, a Maria znowu zniknęła! – krzyknął zdenerwowany, patrząc złowrogo na swoich pracowników.

– Krysiu, weź chłopaka i idźcie razem jej poszukać. A reszta do swoich obowiązków! – zagrzmiał.

Grupa pracowników posłusznie się rozeszła. Marek również wyszedł i przemówił już spokojniej:

– Dajcie