Narzeczona z Abydos - George Gordon Byron - ebook

Narzeczona z Abydos ebook

George Gordon Byron

0,0
7,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

"Narzeczona z Abydos" to utwór George'a Gordona Byrona, jednego z największych angielskich poetówdramaturgów.Znany jest przede wszystkim jako autor takich dzieł jak "Giaur" czy "Mazepa".
Historia zaczyna się od władcy Giaffira, który gani swojego rzekomego syna, Selima. Selim wyznaje miłość do swojej przyrodniej siostry Zuleiki, córki Giaffira. Rozgniewany Pasza odmawia Selimowi klucza do królewskiego haremu i obrzuca go obelgami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 45

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wydawnictwo Avia Artis

2022

ISBN: 978-83-8226-852-2
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Pieśń pierwsza

Had we never loved so kindly,

Had we never loved so blindly, Never met, or never parted, We had ne’er been broken hearted. BURNS.

I.

Znacie kraj, gdzie laur chwały i cyprys żałoby, Godłem są dni obecnych i wieków minionych? Gdzie żałośna turkawka, i sęp krwawo-dzioby, Powtarza dzikość panów i jęk zwyciężonych? Kraj cedrów w niebo rosłych, i winnic nektaru; Kraj niewiędnącéj wiosny, i wiecznéj pogody Kędy skrzydła Zefirów, od woni ciężaru Słabieją, przelatując różane ogrody?Gdzie śród gajów zieleni błyszcząca cytryna, Dziś jeszcze hesperyjskie sady przypomina; W jagodach złoty balsam oliwy dojrzewa, A w cieniu drzew jéj słowik nie przestając śpiewa? Kraj, gdzie ziemi zieloność i niebios lazury Walczą o piękność barwy przed słońcem bez chmury, A ocean gra ogniem najżywszéj purpury? Gdzie dziewice jak kwiaty, co noszą do tańców? Gdzie wszystko piękne, boskie — oprócz serc mieszkańców? Kraj to Wschodu! kraj słońca, co mu naprzód świeci! — Możeż się tak uśmiechać na zbrodnie swych dzieci? — Dzikie, jak krzyk wiecznego rozstania boleści, Są ich serca — i czyny — i o nich powieści.

II.

Otoczon tłumném niewolników gronem, Lśniący od złota, i z kornym pokłonem Gotowych służyć dworaczo czy zbrojnie, Za orszak w domu, lub za straż na wojnie, Jak się podoba ich Baszy i Panu: Zasiadł Giaffir śród swego Dywanu. Z brwi nasępionych i groźnego oka, Znać, że go trapi jakaś myśl głęboka. I choć nie łatwo z twarzy muzułmana Wyczytać duszę — nawykłą przed tłumy Kryć wszystkie swoje uczucia, prócz dumy — Twarz Giaffira mroczna, zadumana, Zdradza coś więcéj, niżby wydać żądał, Więcéj, niż ścierpi, aby dwór oglądał,

III.

„Chcę być sam!“ — skinął — skinieniu pańskiemu Posłuszni tłumem ku drzwiom się cofali. — „Zawołać do mnie dozorcę haremu!“ — Już w głębi sali, sam na sam zostali. Basza z swym synem: i w progu zdaleka Wezwany murzyn na rozkazy czeka. „Słuchaj, Harunie! skoro tłum ten cały „Wyjdzie z pałacu za bramę i wały — „Bo biada głowie, którejby źrenice „Śmiały wzrok podnieść na Zulejki lice! — „Córkę tu moję przywiedziesz z haremu. „Dziś chcę na przyszłość ustalić jéj dolę. — „Mów, niech pośpiesza: lecz nie mówiąc: czemu? — „Sam chcę jéj pierwszy objawić mą wolę.“ — — „Baszo! mém prawem są rozkazy twoje!“ — Niewolnik innéj odpowiedzi niéma. — I już wychodził za sali podwoje, Kiedy go ramię wstrzymało Selima. Selim z potrójnym, głębokim pokłonem,

Wrócił ku Baszy, i z okiem spuszczonem, Nieśmiałym głosem rzekł, stojąc przed tronem: Bo muzułmana nie ośmielić niczem; Aby śmiał usieść przed ojca obliczem. „Bojąc się, ojcze! abyś się nie gniewał, „Czy na Haruna, czy na siostrę moję, „Jeśli tak rychło, jakbyś się spodziewał, „Nie zdąży przybyć na rozkazy twoje; „Wyznam mą winę — jeśli w tém jest wina, „Że we mnie jednym téj zwłoki przyczyna. „Słońce dziś rano wschodziło tak jasno, „Że — chyba starcy ujrzawszy to, zasną — „Jam zasnąć nie mógł; — lecz w tak pięknéj porze, „Patrzéć samemu na niebo, na morze, „Gdy nikt nie słucha i nikt nie podziela „Natchnionych myśli i uczuć wesela, „Smutno jest — zwłaszcza mnie, com od powicia „Nie nawykł znosić samotności życia. — „Zulejkę zatém namówiłem z sobą. — „Tyś sam dozwolił, aby każdą dobą „Wstęp do haremu był dla mnie otwarty. — „I w nim wpół senne ocknęły się warty, „Już my ukryci w cyprysowym gaju, „Pojąc się wdziękiem natury i kraju, „Zapominali o obecnéj chwili „W rymach Sadego i pieśniach Leili! „Aż usłyszawszy głos bębna, postrzegłem „Że się zbliżyła godzina Dywanu, „I wnet pamiętny twéj woli, przybiegłem „Złożyć cześć winną i ojcu i panu. „Ale Zulejka dotąd błądzi w gaju. — „O! przebacz, ojcze! nie nasrożaj czoła! „Wszakże prócz niewiast i stróżów seraju, „Nikt się tam przedrzéć, ni zajrzéć nie zdoła.“ —

IV.

Gniew zawrzał w baszy: „Synu niewolnika, „Z niewiernéj matki! — bo próżno od młodu „Szukałem w tobie, godnych mego rodu, „Uczuć człowieka albo wojownika! — „Ty zamiast wprawiać do boju twe dłonie, „Zawstydzać strzelców, wyzywać szermierze,

„Ciskać dzirytem, lub ujeżdżać konie: „Ty, Greku w duszy, jeżeli nie w wierze! „Gotów iść wzdychać całe dni i noce, „Gdzie jakaś woda w strumieniu bełkoce, „Kwiat jaki pachnie, albo ptak świergoce!... — „Niechbyż przynajmniéj to słońce promienne, „Co tak twe oczy zachwyca bezsenne, „Wlało ci swego choć iskrę płomienia, „By i twą duszę obudzić z uśpienia! — „Lecz nie! ty okiem patrzałbyś nieczułem, „Choćby tu przyszły psie wojska pogańskie; „Choćby ich działa grzmiały pod Stambułem; „Nie! choćby wszystkie państwa Ottomańskie „Załeżéć miały od wsparcia twéj dłoni: „Nie śmiałbyś dotknąć zaostrzonéj broni!... — „Precz! — niech twa słabsza od niewieściéj ręka, „Kręci wrzeciono, gdy się szabli lęka! — „A ty, Harunie! śpiesz do córki mojéj! „Ten raz przebaczam — dla starości twojéj. „Lecz niech Zulejka raz jeszcze na nowo „Wyjdzie z nim kiedy — odpowiesz mi głową!“ —

V.

Selim nie wyrzekł słowa — ale z twarzy, Lecz z oczu jego łatwo myśli dociec. — Wyrzuty Baszy i słowa szydercze Przebodły duszę jak włócznie mordercze; — „Syn niewolnika! — O podłość mię skarży! — „Chce mię poniżyć! — najgrawać się waży! — „Syn niewolnika! — Któż więc jest mój ojciec?“ — Temi myślami wrzał w duszy, a lice Pałały ogniem, a groźne źrenice Błysły z pod powiek jak dwie błyskawice. — Giaffir spojrzał — i zląkł się widoku Gniewnego syna; — poznał, jak go drasło Urągowisko — i w tym jego wzroku Dostrzegł, lub przeczuł pierwsze buntu hasło. „Pójdź, chłopcze! — Cóż to? nie chcesz odpowiadać? „O! ja znam ciebie, umiem myśl twą zbadać — „Szkoda, żeś bronią nie uczył się władać. „Lecz niechno męska urośnie ci broda, „A wiek odwagi, albo siły doda:

„Doczekam jeszcze pociechy, jak wróżę, „Ujrzéć cię zbrojnym — albo spotkać może!“ — I gdy to mówił z szyderczym przyciskiem, Wzrok dumnéj wzgardy utopił w Selima. — Selim nie zadrżał — i z urągowiskiem Tak go nawzajem przejmował oczyma, Że Basza z trwogą obejrzał się wkoło, I ogniem wstydu oblało się czoło. Dlaczego? — Basza dobrze czuł i wiedział Przyczynę trwogi — lecz jéj nie powiedział. „Nie próżne, myślał, przeczucia, jak widzę, Żem nigdy jego nie ufał przyjaźni! Zrozumiał, odgadł, że go