Norweski dziennik. Północne wiatry - Andrzej Pilipiuk - ebook + audiobook

Norweski dziennik. Północne wiatry ebook i audiobook

Andrzej Pilipiuk

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Trzecia i ostatnia część powieści dla nastolatków w każdym wieku.

"Północne wiatry" rozwiewają tajemnice Tomka Paczenki, odsłaniają również rąbek prawdy samego Andrzeja Pilipiuka. Są finałem pisanego przez 20 lat dziennika. Kresem 800-stronicowej włóczęgi autora po zakamarkach jego własnej duszy. Efektem ucieczki zagubionego, zaszczutego przez szkołę nastolatka znad skraju depresji, w głąb wyobraźni. A więc nad norweskie fiordy, w wir przygód i brawurowej akcji.

Jeśli nie pamiętasz jak smakuje swoboda, zrób sobie wolne. Czas na pauzę w dorosłym życiu...stanowczo przereklamowanym.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 321

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 13 min

Lektor: Maciej Więckowski

Oceny
4,5 (165 ocen)
107
37
19
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Pewne postacie i zdarzenia są autentyczne.

Niektóre nazwy geograficzne oraz część szczegółów umożliwiających identyfikację zmieniono.

Wszelkie poszukiwania opisanych miejsc i osób uznać należy za niewskazane, a w wielu przypadkach za śmiertelnie niebezpieczne.

Prolog

Pierwszego września, w sobotę, na starej drodze łączącej Bodø i Geitvagan pojawił się zielony, nieco zdezelowany opel ascona. Znad fiordu wstawały poranne mgły, między drzewami widoczność była ograniczona do kilku metrów. Nawet mocne halogenowe reflektory niewiele mogły tu pomóc. Siedzący za kierownicą młodzieniec wyglądał na zmęczonego. Koło ust odznaczyły się dwie bruzdy, oczy straciły blask. Nieoczekiwanie po lewej stronie samochodu pojawiła się stara, zardzewiała siatka ogrodzeniowa. Kierowca wyprostował się i zwolnił. Niebawem dotarł do otwartej bramy. Zakręcił energicznie i zaparkował obok podobnego opla, tyle że białego. Cicho otworzył drzwiczki swojego wozu. Spod siedzenia pasażera wyjął odrapany nieco pistolet. Ostrożnie obszedł drugi pojazd dookoła, a potem dotknął dłonią maski. Była zimna. Spuścił powietrze w tylnym kole. Zawrócił, zamknął bramę i spiął oba jej skrzydła kłódką. Nie lubił niespodzianek. Spokojnym, miarowym krokiem ruszył przez las w stronę morza.

Wiązki laserów wyglądały we mgle jak długie czerwone nitki. Przybysz westchnął z politowaniem. Przeskoczył nad dwiema, schyliwszy się, przeszedł pod trzecią. Poszukał wzrokiem kamery. Zlokalizował ją i obszedł łukiem, przedzierając się między drzewami.

Czujnym spojrzeniem omiatał tonące w mlecznym oparze kępy choinek. Wszędzie panował spokój. Chłopak dotarł wreszcie nad zatoczkę. Zatrzymał się w cieniu ostatnich drzew i długo badał wzrokiem okolicę, zanim zdecydował się wyjść na otwartą przestrzeń. Przemknął chyłkiem pod ścianę domu. Po półce skalnej dotarł do drzwi. Spodziewał się, że będą zamknięte, ale nawet ich nie zatrzaśnięto. Chwiały się leniwie, poskrzypując na wietrze.

Zajrzał do środka, używając lusterka. Alarm? Jest... I to nie byle jaki. Pokonanie go zajęło prawie dwadzieścia minut. Wargi wykrzywił chłopakowi złowrogi uśmiech. Wreszcie wkroczył do domu. Cisza... Pchnął ostrożnie drzwi do kuchni, a następnie zaopiekował się stojącym koło framugi sztucerem. Był tu po raz drugi w życiu, ale znał rozkład pomieszczeń.

Ruszył ostrożnie dalej. W bibliotece na dwu zestawionych fotelach drzemała zwinięta w kłębek dziewczyna. Przez chwilę patrzył na nią, usiłując wydedukować, kim może być, aż wreszcie sobie przypomniał. Ingrid. Dżinsowa bluza na piersiach była rozchełstana. To i owo wychynęło na zewnątrz. Widok ten nie wzbudził w przybyszu jednak nawet śladowego zainteresowania. Przemknął obok jak duch, a podłoga nie śmiała zaskrzypieć pod jego stopami. Odwrócił się. Przez ułamek sekundy kontemplował koszmarny skórzany kapelusz zakrywający czoło dziewczyny, a potem długim krokiem przesadził drzemiącego u stóp schodów doga i zaczął wchodzić na piętro. Pies poznał człowieka i merdnąwszy ogonem, opuścił łeb na łapy.

Powiał wiatr i obluzowane deski ścian zajęczały. W górnym korytarzu było ciemno, ale przybysz bez wahania pchnął pierwsze drzwi na prawo. Tomasz Paczenko spał snem sprawiedliwego we własnym łóżku. Na kocu w jego nogach drzemał mały czarny jamnik. W zmierzwioną sierść zwierzęcia zaplątała się cała masa leśnych śmieci. Gość spod poduszki śpiącego wyjął rewolwer i otworzywszy bębenek, wysypał naboje na stolik. Jamnik przecknął się, ale obrzuciwszy znudzonym, zaspanym spojrzeniem dziwnego człeka, zapadł w dalszy sen. Przybysz kopnął stołek i umieszczona na nim blaszana miska spadła na podłogę. Zadźwięczała złowróżbnie. Pies znowu otworzył oczy, a potem pysk. Wyglądało na to, że chce szczeknąć, lecz widocznie zrezygnował, z jego zapadniętej piersi wydobyło się bowiem tylko westchnienie.

Chłopak w łóżku nadal spał jak zabity. Przybysz trącił go w nos. Tomasz wykonał przez sen gest, jakby odganiał muchę, po czym leniwie otworzył jedno oko. Gość uniósł pistolet, celując w sufit. Przeładował z trzaskiem, zabezpieczył i schował do kieszeni.

– I już nie żyjesz – powiedział spokojnie. – Gdyby mnie nasłali, już leżałby tu twój trup, a piętro niżej dogorywałaby twoja przyjaciółka. Dom nie jest zabezpieczony. Każdy może tu wejść. Każdy może was wystrzelać jak kaczki. W jednej chwili. Zresztą po co ja ci to mówię? Umyj się, ubierz i zejdź do salonu.

Podłoga znowu nawet nie zatrzeszczała pod jego nogami. Z gracją zszedł po schodach, a potem potrząsnął za ramię śpiącą Ingrid.

– Wybacz, moja droga – powiedział po norwesku, prawie bez cienia obcego akcentu. – Będę potrzebował tych foteli. Idź do kuchni, zagrzej wodę na herbatę i przygotuj śniadanie. Mogłabyś się także przebrać i umyć. – Z pewną odrazą popatrzył na jej sponiewierane dżinsy, zabłocone adidasy, z których wyłaziły brudne skarpetki, oraz powalaną błotem flanelową koszulę.

Ingrid wpatrywała się w chłopaka przez chwilę ze zdumieniem, po czym wyszła posłusznie z biblioteki. Gość ustawił oba fotele przed wygasłym kominkiem i trwał czas jakiś w zadumie. Z kuchni dobiegały dziwne dźwięki. Westchnął ciężko i ruszył w tamtą stronę. Zatrzymał się w drzwiach i z rozbawieniem obserwował, jak Ingrid na kolanach zagląda pod wszystkie szafki. Wyjął z kieszeni zamek od sztucera i obojętnie rzucił na stół.

– Tego szukasz? – zagadnął z kpiącym uśmiechem. – Zagrzej, proszę, wodę – przypomniał i wrócił do biblioteki.

Włożył naręcze drewek do kominka, rozniecił ogień. W drzwiach stanął zdyszany Sven. W dłoni trzymał pistolet.

– Macie tu szufelkę do popiołu? – zapytał gość, nie odrywając wzroku od płomieni. – Będę też potrzebował wiadra lub kuwety i może pogrzebacza.

Strażnik łowiecki przełknął ślinę.

– Jak tyś tu wlazł? – zapytał po rosyjsku. – Przecież dom jest otoczony takim systemem zabezpieczeń, że nawet mysz się nie prześlizgnie!

– Trzeba będzie cię wysłać, Sven, na uzupełnienie szkolenia. Zabezpieczenia pokonałem z marszu. A co będzie, jeśli oni naprawdę tu przyjdą?

– Dobrze. Poprawię to. Wspominano nam, że niebawem przyjedziesz. Czy to znaczy, że już nadszedł czas? Będziemy działać według wariantu D4?

– Tak. Ciii...

Zaskrzypiały schody i z piętra zszedł Tomasz. Umył się i ubrał, ale nadal wyglądał na niewyspanego.

– Kim jesteś? – zapytał.

Gość odwrócił się w jego stronę.

– Zgadnij.

Gospodarz zafrasował się wyraźnie.

– Zdaje mi się, że wiem...

– Jestem Paweł Norwicki – oświadczył przybyły spokojnie. – Wydałem już dyspozycje, zaraz powinna być herbata i śniadanie.

– Ekstra. Paweł, Pawcio, mój kumpel z dzieciństwa.

– A ty jesteś Tomasz Paczenko. Co sobie przypomniałeś?

– Nic. Może wreszcie dowiem się, co to za szopki?

– Nie zostałem upoważniony do przekazywania jakichkolwiek informacji. Niestety. Musisz nadal ufać swojej pamięci.

– Trudno ufać czemuś, co nie istnieje...

– Co sobie przypomniałeś? – ponownie to samo pytanie zawisło w powietrzu.

Tomasz czuł, że musi odpowiedzieć.

– Nic. Tylko okruchy.

– Proces odzyskiwania wspomnień utraconych na skutek amnezji pourazowej u ludzi trwa dość długo i odbywa się etapami. Zazwyczaj najpierw są przebłyski sytuacyjne, potem pojawiają się sekwencje, wreszcie niemal z dnia na dzień odzyskuje się wszystko i tylko niewielkie luki wskazują miejsca, w których zwoje mózgowe uległy nieodwracalnym uszkodzeniom. Zważywszy, ile czasu już upłynęło, trzeba się liczyć z tym, że twój przypadek nie jest typowy. Piątego są urodziny księżniczki Tatiany. Jesteś zaproszony...

– Wiem.

– Ja zresztą też – dokończył. – Złapiemy tam księcia Amiredżibiego, umówicie się na tomografię mózgu i EEG. W zależności od wyników podejmiemy dalsze kroki.

Ingrid wniosła tacę z herbatą i dwa talerze kanapek. Paweł podziękował jej i zaprosił do stołu, ale dziewczyna speszona wycofała się do kuchni. Sven wyszedł w ślad za nią.

– Kim jest ta młoda dama? – zapytał Paweł. – Chyba nie wynająłeś sobie służby?

– Ingrid Roslin. Siostra Svena.

– Twoja dziewczyna? – W oczach gościa błysnęło wreszcie jakieś ludzkie uczucie.

– Chciałbym...

Jedli spokojnie i popijali herbatę. Paweł milczał, a powieki coraz bardziej mu się kleiły.

– Mam dla ciebie kilka wiadomości – powiedział wreszcie. – Ale najpierw chciałbym się przespać. Tymczasem ogarnij się trochę, bo wstyd tak wyglądać.

Wyszedł.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Andrzej Pilipiuk w chwili rozpoczęcia prac nad Norweskim dziennikiem (1986 r.)

...i w chwili zakończenia

Copyright © by Andrzej Pilipiuk Copyright © by Fabryka Słów sp. z o.o., Lublin 2007

Wydanie III

ISBN 978-83-7574-528-3

Wszelkie prawa zastrzeżone All rights reserved

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Projekt i adiustacja autorska wydaniaEryk Górski, Robert Łakuta

Ilustracja na okładce Vladimir Nenov

Projekt okładkiSzymon Wójciak

IlustracjeAndrzej Łaski

Redakcja Karolina Wiśniewska

KorektaMagdalena Byrska

Skład wersji elektronicznej [email protected]

Sprzedaż internetowa

Zamówienia hurtowe Firma Księgarska Olesiejuk sp. z o.o. sp.j. 05-850 Ożarów Mazowiecki, ul. Poznańska 91 tel./faks: 22 721 30 00 www.olesiejuk.pl, e-mail: [email protected]

WydawnictwoFabryka Słów sp. z o.o. 20-834 Lublin, ul. Irysowa 25a tel.: 81 524 08 88, faks: 81 524 08 91www.fabrykaslow.com.pl e-mail: [email protected]/fabrykainstagram.com/fabrykaslow/