Poezje - Horacy - ebook

Poezje ebook

Horacy

0,0

Opis

Poezje to utwór Horacego, rzymskiego poety, często określany mianem największego łacińskiego liryka i mistrza satyry.

Poezje to zbiór 37 wierszy Horacego. W skłąd tego zbioru wchodza takie dzieła jak Rozstanie, Na powitanie przyjaciela, Do Rzymian, Urok życia wiejskiego i wiele innych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 91

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydawnictwo Avia Artis

2022

ISBN: 978-83-8226-718-1
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Do Maecenasa

O ty, którego niegdyś królami były przodki,

Maecenasie, mój skarbie, mój opiekunie słodki! Bywa, że człek niejeden żywi jeno pragnienie, By roznieść kurzawę w olympijskiej arenie, A jeżeli osiągnie metę powózka chyża, Mniema, iż go ku bogom palma zwycięstwa zbliża. Inny znowu się wspina do kurulnych zaszczytów, Zabiegając o względy tłumu zmiennych Quiritów. Tamten zaś opatruje zbożem własne spiżarnie, Licząc, wiele też korcy z rynków libyjskich zgarnie? Ów zaś z zamiłowaniem ziemię pługiem obrabia; Nigdy w myśl mu nie przyjdzie siąść na pokład korabia I ze strachem żeglować przez cieśninę myrtojską: Ponad skarby Attala woli zagrodę swojską. Kupiec, gdy go na morzu groźny nęka huragan, Chwali włości swe ciche, zyskom nie szczędzi nagan. Lecz niebawem w świat płynie na skołatanej łodzi, Boć niełatwo z dochodem niepokaźnym się zgodzi Niejeden zaś wytrawny pieczeniarz, biesiad wyga, Przed kielichem starego Massiku się nie wzdryga, Wśród łąki, co drzew cieniem i nurtem wody chłodnie, Na gnuśnych wczasach całe przepędza popołudnie, Wielu obóz pociąga — dźwięki trąb i surem,

Które przeczuciem wojny napełniają ponurem Serca matek. — Myśliwy w kniei przepędza noce, A gdy warchlak marsyjski w sidłach mu się szamoce, Lub gdy wierne ogary wpadną na trop jelonka, Ja, gdy czoło uczone w święte przystroję bluszcze, Bogom czuję się bratem, nie dbam o ludzi tłuszcze. W chłodnym gaju, gdzie tańczą z Nymf orszakiem Satyry, Polyhymnia mi chętnie nastraja struny liry, Euterpe mi wtóruje na swej sielskiej piszczałce, A ja sobie i Muzom pieśń tę aiolską kształcę. Jeśli na miano wieszcza zasłużyłem z twej strony wierzę, iż sławą moją uderzę w nieboskłony.

Do Vergiliusa

Niech drogi twojej Cypru pani

I lśniące gwiazdy najtroskliwiej strzegą, Niech wszystkie wiatry trzymając w przystani Ten Aiol wyśle, co cię popchnie w biegu.

Statku! Twej pieczy skarb powierzam wielki, Bo dziś do Grecji mój Vergilius ruszy. Ty mi go uchroń od przygody wszelkiej, Bo, gdy on zginie, stracę część mej duszy.

Z kamienia serce i pierś w stal zamkniętą Miał ten, co morskiej nie bojąc się toni, W łupinie pierwszy spojrzał na odmęty Nie drżąc przed wichrem, co z Afryki wionie

I z Aquilonem walczy. Ten się wcale Ni Hyjad smutnych ni Notosa ryku Nie lękał nigdy, choć on wzburza fale I uspokaja na Adrjatyku.

Jakiegoż bał się ten rodzaju śmierci, Przed którym smoków cielska wciąż pływały, Gdy drwiąc, że okręt wnet mu głaz przewierci, Wjeżdżał na akro-keraunijskie skały?

Napróżno widać Bóg oddzielił morzeI ustanowił kres dla stałej ziemi, Jeżeli przecież żeglarz niecny porze Wzbronione szlaki okrętami swemi.

Zuchwały człowiek siły swe przecenia, Podejmie każdą, choć największą zbrodnię. Z Japetowego złodziej pokolenia Olympu władcom ogień skradł niegodnie.

I ludziom w darze złożył. Ale naraz Słabość i chorób plaga się zaczęła. Na ziemię z ogniem przybył legion zaraz, Nieznana wstała Śmierć — i kosić jęła...

W swą sztukę ufny Daidal mistrz się trudził Skleiwszy skrzydła w przestwór wzbić się niemi, Choć nie są one przecież darem ludzi. Herakles wtargnął siłą do podziemi.

Zbyt wielkich trudów niema dla człowieka: I niebios dal wydaje mu się bliska. Lecz straszna kara za te zbrodnie czeka, Bo gniewny Jowisz piorun wzamian ciska.

Wiosna

Wiosna ożywczym tchem wygnała precz srogi mróz i zimno.

Na wodę wyschłe ciągną znów galary. Wieśniak z dobytkiem swym opuszcza już chatę swoją dymną, a na wygonach szron nie błyska szary.

Venus już idzie w pląs w miesięczną noc — nigdy się nie spóźnia rej wodzi tańcom Gracyj i Dziwożon. Dzwoni im niby w takt Vulcana młot i Kyklopów kuźnia, gdzie srogi ogień znowu dziś rozłożon.

Przeto uwieńczmy skroń w mirtowy liść albo w kwiaty świeże: zabawę naszą radość niech uświetnia! W gaju zielonym dziś na Fauna cześć życie da w ofierze koziołek albo owieczka nieletnia.

Szczęsny Sestiusie mój! Ach, blada śmierć stopą swoją depce tak wieże królów jak nędzarzów budy! Życie ma krótki bieg... Daremne sny nadzieja złudna szepce!... Już bliska noc i pełen widm i złudy

głuchy Plutona dom... którego ścian głową nie przebodziesz! Tam już nie będzie kostek ani wina, ni Lykidasa wdzięk nie ujmie cię, choć go kocha młodzież, a wnet niejedna westchnie doń dziewczyna!

Do Pyrrhy

Cóż to za młodzian piękny, którego zaloty Znosisz, Pyrrho, dziś pośród tej uroczej groty? W wieńcu on z róż, balsamem maszczony, ty dlań splatasz swój włos nie trefiony?

Ach, biedni co zaznają choć raz twej miłości. Będzie narzekał nieba i przeklnie burzliwe Morza, gdzie wichr czarniawy się kładzie. Niedoświadczony, zapłacze po zdradzie!

Dziś on w radości zowie cię złotą dziewczyną, Sądząc, że wierną będziesz, kochanką jedyną, I nie wie nic o losów zmienności. Ach, biedni co zaznają choć raz twej miłości

Ja, dobiwszy do portu po rozbicia męce, Na święconych tablicach spisałem w podzięce, Że władcy mórz na dowód zapłaty Ofiarowują swoję mokre szaty.

Pochwała włości

Niech kto sobie Rhodos biały wśród przestworzów sinych chwali, Albo Korynt, co swe ściany odzwierciedla w dwóch mórz fali, Jak gałązkę do gałązki niech do zwrotki zwrotkę składa, By gród uczcić skąd ku morzom z Akropoli lśni Pallada: Ja ni z taką tęskną żądzą, ni z zachwytem takim patrzę Na pagórki win najsłodszych i na łany najbogatsze, Jak na kącik ten mój miły, gdzie przez sady i przez gaje, W dzionek letni, jednostajnie głośno szemrzą mi ruczaje Kędy w grocie Nymfa mieszka, a wśród gęstych bluszczów rzeka Śnieżnym, szumnym wodospadem wiecznie z urny jej ucieka. Wszak nie zawsze burze, druhu, południowy wiatr przywodzi, Lecz i obłok przegna srebrny i niebiosa rozpogodzi: Tak i ty pamiętaj zawsze, byś po troskach i po znoju Umiał mądrze użyć wczasu i wesela i spokoju. Czy ogarnie cię chłód lasów i cień luby, czy też złoty Będzie ci legionów orzeł błyszczeć gwiazdą nad namioty, Nie zapomnijże o winie... Z Salaminy, pełen sromu Pijmy, póki Teukros wiedzie, a gdy ranna wejdzie zorza, I choć gniew nim srogi miota, choć o przyszłość troska boli, Siadł do wina pośród druhów i skroń ubrał w liść topoli. Gdzie nas jutro los zapędzi?! Pijmy póki starczy wina.. Za morzami głębokiemi inna wstanie Salamina. Pijmy, póki Teukros wiedzie, a gdy ranna wejdzie zorza, Każcie znowu zepchnąć łodzie, zepchnąć na toń zdradną morza.

Do Leukonoi

Nie pytaj, Leukonoe, bo wiedzieć jest grzechem, Jaki kres nam obojgu jest dany od boga, i nie badaj wyroczni! Przyjm lepiej uśmiechem, Cokolwiek ci się zdarzy! Choćby zima sroga,

Co fale wód Tyrrheńskich rozbija o skały, Ostatnią była — mądrą bądź! I bez żałości Żegnaj czas i pij wino, bo w tem jest sens cały! Rwij dnie, jak wonne kwiecie, i nie wierz przyszłości!

Do Lydii

Gdy przy mnie głosisz pochwałę, Lydio, że Telef różaną ma szyję, Telef ramiona ma białe — Biada! Żółć wzbiera i do trzew mi bije, Blednę, staję nieprzytomnie I łza ukradkiem spływa mi po twarzy; Łza ta niechaj świadczy o mnie, Jak na myśl samą żar mnie wolny praży, Iż wśród pijatyk — zatargi Skaziły może blask twych ramion śnieżny, Albo, że zębem ci wargi Naznaczył w szale młokos ten lubieżny. Jeśli posłuchasz przestrogi: W stałość nie ufaj dzikiego przechery, Co pocałunek twój błogi Skrwawił — nektarem zaprawny Venery. Trzykroć i stokroć szczęśliwi, Którzy niezłomnym węzłem się złączyli, Gorzkich niesnasek nie żywi, Miłość co przetrwa do ostatniej chwili.

Do okrętu

Okręcie, znowu na morze wybiegasz? Biada! Co czynisz!? Bez zwłoki Dąż do przystani! Czyli nie dostrzegasz, Że już bez wioseł twe boki?

Że maszt się, strzaskan nawałnicą, chwieje, A liny rwą się i prężą? Belki się kruszą i pękają reje — Czyż one odmęt zwyciężą?

Na próżno, w żagli spowinięty strzępy, Do bogów słać będziesz modły, — Próżno ci dały pontyjskie ostępy Tarcice z wyniosłej jodły —

Dziś w tem nie szukaj ratunku i chluby! Choć malowana twa rufa, Kto się doczekać pewnej nie chce zguby Niechaj twym siłom nie ufa!

Niedawno troskę budziłeś w mem łonie, Dziś wzniecasz niepokój nowy: O, nie wyjeżdżaj na zdradliwe tonie Między lśniącemi ostrowy!

Do Aristiusa Fuscusa

Kto zacny, wolny od przestępstw ohydy, może się obejść bez mauryjskiej dzidy, ani też, Fusku, strzał maczanych w jadzie, w kołczan nie kładzie.

On bez bojaźni przez fal morskich zwały i przez Kaukazu niegościnne skały i za Hydaspes, na świata krawędzie, podążać będzie.

W lesie sabińskim, zdała od mych granic, chodziłem sobie, nie zważając na nic, jeno śpiewając na cześć mej Szczebiotki wesołe zwrotki.

Bezbronny byłem — a uszedłem zguby! Wilk — potwór, jakich w skwarnym kraju Juby i w kniejach Daunji szukałbyś daremno — uciekł przede mną!

Przenieś mnie w ziemię tę mroźną, nieżyzną, oo wciąż zasnuta mgieł i dżdżów szarzyzną, gdzie lato skąpi rzeźwego powiewu zbożom i drzewu —

przenieś i w kraj ten, gdzie nikt nie osiędzie z powodu strasznych skwarów słońca... Wszędzie w sercu mieć będę śmiech i głosik słodki mojej Szczebiotki...

Do Chloi

Czemuż odemnie, Chloe urodziwa, Stronisz, jak ona sarneczka pierzchliwa, Matki po górach, kniejach szukająca, Z bojaźni drżąca?

Bo czy to wietrzyk co z trawką się pieści, Ruchomym listkiem zwolna zaszeleści; Czy wąż zasyczy, już tracąc nadzieję, Cała płótnieje.

Wszakże ja, świadkiem i ludzie) i bogi! Ni lew afrycki, ani tygrys srogi, Abym miał szarpać drapieżnemi szpony, Twój włos pieszczony.

Przez litość folguj żalowi mojemu! Kiedyć już i czas i wiek jest po temu, Odbiegłszy matki, Chloe ulubiona, Sam tu do łona!

Na śmierć przyjaciela, Quintiliusa Varusa

Dla czegóż bronić się łzom, w nędznym wstydzie Nie krzyknąć? Druh mój do umarłych idzie. Na cóż ci bogi dały głos i lutnię, Muzo, gdy po nim nie zapłaczesz smutnie?

Więc nas porzucił i już mu na wieki Sen nieprzespany obciążył powieki? Szła przed nim w życiu Szczerość, Prawda naga, Dawniejszych Rzymian Wierność i Powaga.

Wszyscy szlachetni brata w nim stracili, Tyś najbiedniejszy ze wszystkich, Wergili! Biedny poeto, myślisz że go wrócisz Na jasną ziemię i pieśnią ocucisz...

Skoro go Hermes zagnał raz do cieni, Krwią mu się młodą twarz nie zarumieni. Choćbyś go wołał, jak Orpheus żony, Nie wyrwiesz druha z objęć Persephony.

Nam go bogowie na krótki czas dali, Ucisz się wieszczu, próżno pieśń się żali. Ból na nas ciężki przyszedł i żałoba — Tak nielitosnym bogom się podoba, Żal, płacz ni skarga już go nie ożywi, Musimy cierpieć, bądźmy więc cierpliwi.

Rozstanie

W sam raz dla dziewcząt byłem do niedawna I nie bez chwały z niemi wojowałem; Teraz na ścianie zawiśnie broń sławna I lutnia, przy której śpiewałem!...

W chramie Venery urodzonej z piany Ułóżcie pochodnie, łuki i tarany — Nic mi już po nich, bo choć szturm był srogi, Nie chciały sprzyjać mi bogi!...

O boska pani, która Kyprem władasz, W upalnem Memphis na tronie zasiadasz, Zwól mej miłości — wysłuchaj mnie zatem I choć raz Chloe daj batem!

Autarkja

Chłopcze, nie szukaj wśród późnej jesieni, Czy się gdzie późna róża nie czerwieni, Co mi po strojach, po perskim przepychu, Ody w sadzie piję wino, śniąc po cichu?

Lecz narwij myrtów, masz ich pełno wszędzie. W myrtowych wiankach do twarzy nam będzie, Tobie co w męża urastasz chłopczyno, I mnie staremu, co śnię, pijąc wino.

Rady życiowe

Pomnij zachować umysł niezachwiany Pośród złych przygód i od animuszu