Potyczki z panem Knightem - Rosa Lucas  - ebook
NOWOŚĆ

Potyczki z panem Knightem ebook

Rosa Lucas

4,6

565 osób interesuje się tą książką

Opis

Bonnie Casey wolałaby pracować dla samego diabła niż kogoś takiego jak Jack Knight.

Już dawno go rozgryzła – w jej oczach ten mężczyzna jest bezwzględnym biznesmenem traktującym Londyn jak należącą tylko do niego planszę do gry w Monopoly, a swoich pracowników – jak pionki.

W dodatku to bezczelny playboy.

Bonnie sądzi, że jest dla niego jedynie kolejną młodą architektką, błagającą o uwagę, by móc wziąć udział w jednym z jego projektów.

Gdy kobieta zostaje podwładną Jacka, urzeczywistnia się jej największa obawa – będzie musiała oglądać jego arogancki uśmieszek i zgadzać się na to, że gdy ten mężczyzna każe swoim ludziom skakać, oni zapytają, na jaką wysokość.

Bonnie już wie, że Knight to większy dupek, niż głoszą plotki.

I naprawdę nie może znieść faktu, że ten facet tak bardzo ją podnieca…

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                  Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 418

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (307 ocen)
228
57
16
4
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
martapompa83

Całkiem niezła

Ta część jest dziwna.Jakby pisana na siłę jakoś bez polotu i nic specjalnego w porównaniu do poprzednich części .
mad_ann

Całkiem niezła

Nie wiem, coś mi tu nie pasuje. Tamte części dobrze się czytało, przy tej się męczyłam.
Magda692

Nie oderwiesz się od lektury

Super
10
steedya

Nie oderwiesz się od lektury

😍😍😍
10
Monikalimonka

Nie oderwiesz się od lektury

świetna uwielbiam
10

Popularność




Tytuł oryginału

Fighting Mr. Knight

Copyright © 2022 by Rosa Lucas

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Hanna Kwaśna

Korekta:

Alicja Szalska-Radomska

Karolina Piekarska

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Michał Swędrowski

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-524-9

ROZDZIAŁ 1

BONNIE

Na podstawie skrzydełek nosa można sporo powiedzieć o zamiarach człowieka. Wystarczy przyjrzeć się nosowi, a otrzymamy wiele wskazówek. Jeśli czyjeś nozdrza się rozszerzają, a usta rozchylają, ktoś wyobraża sobie ciebie nago.

Nozdrza faceta stojącego pośrodku sali konferencyjnej w wyrazistym niebieskim garniturze są rozszerzone ze złości.

To Max, mój szef.

Zerka na zegarek, kiedy zespół wchodzi do sali i zajmuje wolne miejsca wokół mnie. Technicznie rzecz biorąc, są punktualni, ale według czasu wskazywanego przez Big Ben, a nie przez zegarek Maxa – według niego są spóźnieni o pięć minut.

Dwudziestu z nas – architektów, projektantów wnętrz, planistów – tworzy Bradshaw Brown, jedną z mniejszych londyńskich firm architektonicznych.

Jeśli chodzi o usługi designerskie, nie jesteśmy na topie. Nie projektujemy błyszczących, wymyślnych gadżetów w kształcie odłamków szkła lub krótkofalówek, a gdybym przedstawiła dziesięć naszych projektów na forum, powiałoby nudą.

Renowacja starych, opuszczonych budynków zabytkowych – oto nasza działka.

Dwóch handlowców zajęło miejsca z przodu. My, twórcy, uważamy, że są potworami. Ich strategia polega na wyznaczaniu nam terminów, których nie możemy dotrzymać, a następnie ignorowaniu naszych telefonów, ponieważ są zbyt zajęci, bo sprzedają nas nowym klientom… przez telefon.

Max podłącza laptopa i ekran w sali konferencyjnej jaśnieje.

Ale tego ranka nie widnieje na nim logo zespołu Bradshaw Brown.

Dwadzieścia szczęk opada na podłogę, gdy wpatrujemy się w atrakcyjną blondynkę pozującą uwodzicielsko na piasku w czerwonym bikini i czapce mikołaja.

Następnie powoli, jak kostki domina, dziewiętnaście luźnych szczęk odwraca się, by spojrzeć na mnie.

No cóż, cholera.

Moje ciało się napina, gdy odwzajemniam spojrzenia współpracowników.

Zmuszam się do ponownego zerknięcia na ekran, mimo że w moich oczach na pewno widać przerażenie.

Zdjęcie znajduje się w wiadomości od Danielle. Do fotografii dołączono napisaną dużą czcionką wiadomość mailową do naszego szefa: „Danielle w stroju pani mikołajowej sprawia, że jego kutas twardnieje”.

Przecież nawet nie ma jeszcze Bożego Narodzenia.

Danielle uśmiecha się do nas figlarnie z szeroko otwartymi oczami, spędzając swoje najlepsze chwile gdzieś na plaży.

Max jest zbyt zajęty sprawdzaniem czegoś na swoim laptopie, by zauważyć, że pokazuje swój cyfrowy bank masturbacji całemu zespołowi projektowemu. Jego niezdolność do wychwycenia napięcia w sali jest zdumiewająca.

– Max – mówi ostro Nisha, kierownik do spraw kontraktów w Bradshaw Brown i moja bliska przyjaciółka. – To, co wyświetlasz, nie jest programem, który mamy dzisiaj omawiać.

Zdezorientowany Max obraca się i wzdryga, jakby Danielle wyskoczyła z ekranu i uderzyła go w twarz.

– Cholera! – Krztusi się boleśnie własną śliną, a następnie gorączkowo wyrywa kabel z laptopa.

Patrzymy na to osłupiali. W pokoju rozlegają się niezręczne parsknięcia.

Max rzuca nam spojrzenie, jakby to była nasza wina.

– Przejdźmy dalej.

Nisha marszczy brwi, jakby chciała zapytać „w porządku?”, gdy Max dochodzi do siebie, podłącza komputer i zastępuje seksowną panią mikołajową tematem dzisiejszego spotkania.

Przyklejam na twarz promienny uśmiech. Ubolewanie to niedopowiedzenie stulecia.

A więc Max znów randkuje.

Max, człowiek, z którym spędziłam ostatnie cztery lata. Byłam świeżo upieczoną absolwentką architektury, kiedy on zajmował stanowisko wykwalifikowanego architekta w Bradshaw Brown. Wziął mnie pod swoje skrzydła i stał się moim mentorem. Potem został moim chłopakiem, narzeczonym i w końcu szefem. Później moim byłym narzeczonym. Ale wciąż moim szefem.

Nie jest to idealna sekwencja wydarzeń.

Wędruję spojrzeniem po jego ciele, gdy głaszcze krawat, by odzyskać rezon i się uspokoić. Znam każdy fragment tego ciała, każdy pieg, wszystkie znamiona i żyłki na jego kutasie. Wiem, że kicha po seksie. Mogłabym spisać dokumentację medyczną tego mężczyzny z pamięci.

Czy Danielle też zna żyły na jego penisie?

Miał nie wracać do randkowania. Miał zostać grubym mnichem.

– Czas na aktualizację postępów – zarządził Max, w pełni odzyskując pewność siebie i zwracając się do kierowników projektów siedzących z tyłu. – Darren, projekt Mayfair. Na jakim etapie jesteśmy?

Ledwo słyszę Maxa, bo w uszach łomocze mi serce, niczym bęben uderzający o mózg.

Kim, do cholery, jest Danielle?

Darren porusza się niespokojnie na swoim miejscu.

– Wszystko idzie dobrze, szefie. Przygotowujemy wstępne szacunki kosztów. Przeprowadzę analizę wymagań z zespołem, aby się upewnić, że każdy wszystko dobrze zrozumiał. – Kiwa głową w moim kierunku. – Następnie ogarniemy liczby, ostatecznie domkniemy całość i postawimy kropkę nad „i”.

Co? Nie mam pojęcia, o czym on, kurwa, mówi. Równie dobrze mógłby skrobać paznokciami po tablicy, zrozumiałabym tyle samo.

– Zaplanowałem dziś warsztaty z Bonnie – dodaje.

Nazwanie tego warsztatami to przesada. Dziesięć minut temu Darren wpisał do mojego terminarza piętnastominutowe spotkanie. Zrobił to tylko po to, by móc powiedzieć, że coś organizuje.

– Bonnie – mówi ostro Max, uderzając knykciami w biurko niczym dyrektor szkoły. – Potraktuj to jako pilne zadanie. Mam pomóc w ustaleniu priorytetów?

Spoglądam na Maxa z niedowierzaniem. Czy on naprawdę chce mnie wkurzyć po tym całym przedstawieniu?

– Bonnie i ja możemy to załatwić offline – wtrąca Darren, zanim Max zdąży się zorientować, że te „warsztaty” odbębnimy w formie pogawędki w drodze po kawę i ciasto orzechowe, które podają w stołówce.

Darren wyłącza sprzęt, co oznacza, że nie ma już nic do dodania. W przyszłym tygodniu przekaże tę samą aktualizację w nieco innych słowach.

Byłby świetnym politykiem.

Następna jest Layla, drugi kierownik projektu. Layla lubi być ze wszystkim na bieżąco, co oznacza, że zdominuje spotkanie, trajkocząc o najdrobniejszych i nieistotnych szczegółach swojego projektu.

Rzeczywiście wszyscy odpływają w niebyt, tylko Max słucha uważnie. Osiemdziesiąt procent obecnych na tego typu spotkaniach myśli o seksie, a wiele z tych scenariuszy dotyczy osób znajdujących się w sali. Tak samo jest na konferencjach, weselach i pogrzebach. Taką mam teorię.

Często się zastanawiałam, co współpracownicy myśleli o mnie i Maxie. Podejrzewam, że nie określali nas jako Pięćdziesiąt twarzy romansu biurowego, ale raczej jako stare, dobre małżeństwo, które miało z góry ustalony harmonogram seksu.

I to było ostrzeżeniem, czerwoną flagą.

Z Maxem nie miałam ostrego seksu w windzie ani potajemnego ocierania się nogami pod stołem. Żadnych niekontrolowanych napadów pożądania czy niespodziewanych zabaw seksualnych. Ani razu nie musieliśmy pędzić przez klatkę schodową, by zaraz zedrzeć z siebie nawzajem ubrania.

W czasie pracy rozmawialiśmy o zakupach. Poza pracą rozmawialiśmy… całkiem sporo o zakupach.

Nasze życie seksualne w domu było jednak dość przyzwoite. Po wspólnie spędzonych latach zupełnie się nie spodziewałam, że będę się pikantnie zabawiać, wydając głośne gardłowe jęki godne Oscara.

Tym, co mieliśmy, była stabilność. Max po prostu zawsze był obok. Był pewną stałą w moim życiu, czymś niekwestionowanym.

Nisha wzdycha gniewnie obok mnie, gdy Layla opowiada o planie przebudowy kościoła w Notting Hill na luksusowe mieszkania.

– Wystarczy, Layla – wcina się ostro Max. – Jeśli nie ma postępów, przejdźmy dalej.

– Czy możemy porozmawiać o projekcie Lexington? – pyta Nisha.

Wszyscy się prostują. O projekcie Lexington we wschodnim Londynie rozmawiało się w biurze od tygodni. Co więcej, to gorący temat w całej brytyjskiej branży budowlanej. Każdy, od polityka po gwiazdę popu, wyraża swoją opinię na temat tego przedsięwzięcia. Lexington Group, największe imperium nieruchomości w Europie, wyceniane na skromne siedem miliardów, kupiło ogromne tereny na wschód od Canary Wharf, londyńskiej wersji Wall Street. Obecnie znajdują się tam stare doki rozrzucone na obszarze trzydziestu hektarów, w większości tereny poprzemysłowe, na których młodzież jeździ na deskorolkach i zażywa narkotyki. Planuje się tam stworzyć nową miejską wioskę pełną mieszkań, barów, restauracji i artystycznych budynków, w których zamieszkają wszyscy hipsterzy. Będzie to nowoczesny wschodni brzeg Tamizy.

Na czele tego przedsięwzięcia stoi Jack Knight, lokalny potentat nieruchomości East Ender, który podbija listę czterdziestu najbogatszych Brytyjczyków poniżej czterdziestki, znany również z plotek tabloidowych o jego szalonym, skandalicznym życiu seksualnym.

Jak sam mówi, planuje przekształcić wschodnią część Londynu. W tym tempie będzie posiadał więcej ziemi niż Korona. To największy projekt rewitalizacji, jaki Londyn widział od lat, i mokry sen każdego architekta. Jeśli wygramy przetarg, będzie to jeden z najbardziej ekscytujących epizodów w mojej karierze.

Haczyk?

Jack Knight.

Po tym, co zrobił, wolałabym pracować dla szatana przy projektowaniu piekła.

– Tak, planowałem spędzić trochę czasu na omówieniu tego. – Max spogląda na Laylę. – Mam ważną wiadomość – kontynuuje irytująco powoli, rozglądając się wokół, aż zyska pewność, że skupia niepodzielną uwagę wszystkich. Bezskutecznie próbuje się nie uśmiechać. – Udało się. Projekt jest nasz.

Wybucha głośny aplauz. Nieczęsto nam się zdarza świętować w biurze, ale to dla nas wielka sprawa.

W ramach szerokiej rewitalizacji Knight chce przekształcić najstarszą fabrykę w Londynie, London Motor Works, która od dziesięcioleci stoi opuszczona, w mieszkania i sklepy.

Pracować nad takim zabytkiem? To coś na wagę złota, idealnie się przyda w CV.

– Pokonaliśmy Porter & Partners? – pytam z niedowierzaniem. To światowa potęga i faworyt w przetargu.

– Nie uznali, że to dobry wybór.

– Porter & Partners wycofało się z przetargu? – pyta z namysłem Nisha. Jej podbródek opada ku podłodze.

Nozdrza Maxa mocno się rozszerzają.

– Nie na tym powinniśmy się skupiać, ale odrzucili ofertę – kwituje.

Patrzymy na niego pustym wzrokiem.

– Więc nie udało nam się – mruknęłam, wymieniając spojrzenia z Nishą.

– Dlaczego, u licha, mieliby to zrobić? – odzywa się z tyłu Darren.

Max unosi dłonie.

– To nie jest istotne. Istotne jest to, że wygraliśmy ten przetarg i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by pokazać, że jesteśmy najlepsi. Jak zapewne wiecie, Jack Knight i ja znamy się od dawna, więc będę nadzorował ten projekt – informuje nas.

Przewracam w duchu oczami. Max z pewnością nie jest na liście szybkiego wybierania w kontaktach Jacka. Ze względu na jeden wspólny projekt od czasu do czasu bywają na tych samych imprezach, ale Max większość swojej wiedzy zaczerpnął z biografii Knighta, ukrytej w szufladzie z jego skarpetkami. Jestem pewna, że padłby, gdyby się dowiedział, że to znalazłam.

– Kilku z was zostanie jak najszybciej przydzielonych do projektu. Lexington oczekuje, że w ciągu dwunastu tygodni zobaczy badania stanu, plany działania i projekty koncepcyjne.

Nisha wzdycha.

Biorę gwałtowny wdech. Jeszcze nawet nie byliśmy w tym miejscu, dlatego te żądania wydają się nierozsądne w przypadku budynku o takim rozmiarze i złożoności.

– Teraz wiemy, dlaczego Porter odrzucił ten projekt – mówi Nisha. – Nie ma szans na stworzenie odpowiednich projektów w ciągu kilku tygodni, nawet gdybyśmy nie mieli do czynienia z zabytkowymi budynkami.

– Aha. – Max unosi brew w zirytowaniu. – Czy zamierzasz być osobą, która przekaże tę informację Jackowi Knightowi?

– Nie posłucha cię, Max? – dąsa się. – Czy ty nie masz takich negocjacji już w kieszeni, skoro wy – robi cudzysłów w powietrzu – jesteście przyjaciółmi od wielu lat?

Nie ma tego nawet w szufladzie, nie mówiąc już o kieszeni.

– To za mało czasu – mówię do Maxa z większą kąśliwością, niż zamierzałam. – Czy możemy wynegocjować przedłużenie?

I kim, do cholery, jest ta Danielle?

Wdycha przez nozdrza haust powietrza, co oznacza, że mam się, kurwa, zamknąć.

Rozmowa jest bezowocna. Jeśli Lexington każe nam skakać, weźmiemy długą tyczkę i wystrzelimy się w kosmos.

Mój wzrok pada na Lexington Group HQ, wielki, czterdziestokilkupiętrowy, szklany budynek górujący nad panoramą Londynu i zasłaniający nam światło słoneczne.

Jack Knight jest w dużej mierze właścicielem tej panoramy ze swoimi fantazyjnymi hotelami i luksusowymi apartamentami. Facet myśli, że jest cholernym Bogiem, a Londyn to jego plansza.

– Wspólnie z partnerami będziemy dzisiaj po południu omawiać zasoby – mówi Max.

Nisha mnie szturcha.

I właśnie dlatego tutaj siedzę, znosząc wysysające duszę doświadczenie pracy pod kierownictwem eksnarzeczonego. Bradshaw Brown awansuje nas raz w roku, a do tej daty pozostały cztery miesiące.

Nie odmrożę sobie uszu na złość babci. Pracowałam zbyt ciężko, by odejść bez tytułu starszego architekta. Poza tym przechodzę szkolenie, aby dostać się do elitarnego Rejestru Ochrony Zabytków Architektury.

Cegły są ważniejsze od kutasów.

W przeciwnym razie będę musiała piąć się po szczeblach kariery gdzieś indziej.

– Kolejna wykrwawiająca się hipsterska wioska, w której normalnych ludzi nie będzie stać na mieszkanie – grymasi Steve, mój kolega architekt. – Jack Knight to dupek, czy on nie ma wstydu?

– Ludzie, skupcie się. – Max zaciska mocno usta. – Teraz umowa jest bezpieczna, Jack zwołał spotkanie w przyszłym tygodniu, aby osobiście z nami o tym porozmawiać. Wyślę oświadczenie o pracy. Będziecie musieli znać ten dokument od podszewki. Wszyscy przydzieleni do projektu będą nim żyć i oddychać, dopóki nie powiem inaczej.

Wymieniamy spojrzenia z innymi pracownikami.

– Dlaczego on się z nami spotyka? – pytam podejrzliwie Maxa. – Z pewnością jego kierownictwo budowy sobie z tym poradzi?

– To pokazuje, jak ważny jest dla niego ten projekt – odpiera Max. – Nisha, musisz rzucić to, co robisz, i wesprzeć zespół projektowy przy reklamach. Może i jesteśmy kumplami, ale Jack nie jest cierpliwym człowiekiem.

Przewracam oczami, gdy Max spogląda na zegarek.

– Zmarnowaliśmy dziś zbyt wiele czasu, następnym razem bądźcie wcześniej – dodaje.

Nisha chrząka nad moim uchem.

– Więcej straconego czasu tylko po to, bym siedziała na tyłku przez pół dnia.

Wszyscy wychodzą z sali konferencyjnej, a Max stoi z przodu.

– Bonnie, proszę cię na chwilę. – Uśmiecha się do mnie półgębkiem, gdy na korytarzu wybucha donośna rozmowa o gorącej Danielle i kutasie Maxa.

Zaciskam zęby, by stłumić uśmiech i ocalić się przed morderczymi słowami Maxa i koniecznością ucieczki.

– Tak, Max?

– Przepraszam za tę małą wpadkę wcześniej. Nie chciałem, żebyś to zobaczyła.

Na jego twarzy na chwilę pojawia się poczucie winy. Mija tak szybko, że może po prostu to sobie wyobraziłam.

– Ja i reszta zespołu – mruczę wyzywająco. – W porządku. Nie przeszkadza mi to. Ja też chodzę na randki.

To wielkie kłamstwo. Obecnie zajmuję się sztucznymi kutasami. Wybieram różne kształty, rozmiary i kolory, ponieważ nie jestem rasistką. I nie muszę się do nich przywiązywać. Biorąc pod uwagę liczbę urządzeń mechanicznych w mojej sypialni, jestem zaskoczona, że w ogóle coś tam jeszcze odczuwam.

– Miło mi to słyszeć. – Nie jest przekonany. – Słuchaj, jeśli dobrze rozegrasz karty, partnerzy cię awansują. Możesz wykorzystać ten projekt, by zostać zauważoną.

Lepiej, żeby mnie zauważyli.

– Ale musisz dać z siebie wszystko. – Przyjmuje ten ton, którego używa, gdy próbuje mnie do czegoś przekonać potencjalną nagrodą. – Nadstawiam karku, dając ci tę szansę. Czasami ci się wydaje, że utknęłaś na pewnym etapie, jakby na czwartym biegu, i nie możesz wrzucić piątki. Nie chcę cię rzucać na zbyt głęboką wodę.

Rozszerzam oczy zdziwiona.

– Co? Nie utknęłam na czwartym biegu! – Co to w ogóle znaczy? – Poradzę sobie z tym projektem. Wrzucam najwyższy bieg. Jeżdżę, pędzę, jakbym nie znała granic. Jakbym jechała kradzioną furą.

Wypuszcza ciężko powietrze.

– Ten termin nieco koliduje z planami dotyczącymi ślubu, ale będziemy musieli sobie poradzić.

To właśnie jest przykre w naszym rozstaniu, że tak wiele wciąż nas łączy. Nasi przyjaciele Kate i Sean biorą ślub w weekend, a Max i ja dostaliśmy zaproszenie na przyjęcie weselne, ponieważ spędziliśmy razem lata we czwórkę. W zamian za to, że będziemy drużbami na ich weselu, oni mieli być na naszym, ale to już nieaktualne.

Kiwam energicznie głową.

– Będę pracować każdą możliwą godzinę. Nie musisz się o to martwić. Wiesz o tym. Znasz mnie.

Jego zmarszczone brwi świadczą o tym, że nie jest w pełni usatysfakcjonowany. Wiem, co mnie czeka.

– Nie tylko o to się martwię. Rozumiem, że masz jakieś problemy z Jackiem Knightem. I nie mówię, że nie są one uzasadnione, ale to było dawno temu. Musisz potraktować ślub jako okazję do nawiązania kontaktów. Bądź profesjonalna. Bądź przynajmniej wobec niego uprzejma – zaznacza.

Wisienką na ślubnym torcie jest to, że Kate wżenia się w rodzinę Knightów.

– Będę grzeczna przed wielkim i wspaniałym panem Knightem – mówię przez zaciśnięte zęby.

– Widzisz? – Max spogląda na mnie karcąco. – Właśnie o tym mówię. O postawie.

– Max, nie zamierzam zaprzepaścić szansy na awans. Będę przestrzegać wymaganej etykiety druhny. Ostatnio, gdy się z nią zapoznawałam, obejmowała bycie miłą dla gości.

Nawet jeśli na liście zaproszonych znajduje się obleśny, arogancki Knight, który zrzuca pionki ze swojej planszy, gdy nie ma z nich już pożytku.

Przełykam ślinę. Łatwizna.

ROZDZIAŁ 2

BONNIE

– Po prostu zapytaj go o nią – burczy Nisha. – Nie mogę już dłużej znosić tego, jak się zachowujesz.

Ma rację, prezentuję dziś najgorszą wersję siebie. Od czasu niewielkiej wpadki Maxa jestem całkowicie zdenerwowana. Jak szczur laboratoryjny w klatce, zmuszony do testowania kofeiny.

Większość dnia spędziłam na śledzeniu social mediów Maxa, sprawdzając, czy w tle na jego zdjęciach nie pojawiła się jakaś nowa blondynka. Jak dotąd, na wszystkich kontach, a nawet na LinkedIn, nie dostrzegłam kobiety o imieniu Danielle.

Spoglądam na Maxa przebywającego po drugiej stronie biura, gdzie przy swoim biurku subtelnie nakłada wodę po goleniu. Wygląda dobrze. Ma w sobie coś z Clarka Kenta – zadbane włosy, mocno zarysowaną linię szczęki. Zawsze jest gładko ogolony, ogólnie atrakcyjny, ale wygląda na sztywniaka.

Czy wodę po goleniu stosuje dla Danielle?

Nie umknęło mojej uwadze, że Danielle i ja mogłybyśmy być siostrami. Blondynka. Niebieskie oczy. Blada skóra. Max ma swój typ.

Wczoraj wieczorem moja terapeutka zapytała: „Czy twój smutek wynika z utraty Maxa, czy z utraty starego stylu życia?”. Kto to, kurwa, wie? Jedyne, co chcę czuć, to obojętność. Czasami żałuję, że nie mam mózgu socjopaty.

Internet mówi, że sześć miesięcy to przyzwoity czas na dojście do siebie po rozpadzie długotrwałego związku, ale moja terapeutka nie poda mi ram czasowych, ponieważ pobiera sto funtów za sesję. Ramy czasowe nie leżą w jej najlepszym interesie.

Zauważywszy, że się na niego gapię, Max wstaje i podchodzi do mojego biurka.

– Bonnie. – Kłania się. – Wychodzę dziś wieczorem z partnerami. Będą tam niektórzy seniorzy z Lexington. – Przerywa na chwilę. – Byłoby mądrze, gdybyś się pojawiła na tym spotkaniu i dała się zauważyć.

Chcę spędzić noc z Bradshawem i Brownem tak bardzo, jak pragnę ssać sflaczałe kutasy, ale muszę dostać ten awans. Bradshaw jest głupi, a Brown jest dupkiem, co oznacza, że zostanę obgadana ze wszystkich stron.

Obaj wiedzieli o naszym związku i zostali zaproszeni na skazany na porażkę ślub. Można by pomyśleć, że teraz będzie niezręcznie, ale Max doskonale poradził sobie z naszym rozstaniem i subtelnie wszystkich o nim poinformował. Według Maxa nasza więź naturalnie przekształciła się w troskliwą przyjaźń i ruszyliśmy różnymi drogami. Muszę sprawdzić, z jakiej strony internetowej ukradł ten tekst.

Zanim jego strona łóżka ostygła, zdążył wszystko zakończyć, sprzedać nasze mieszkanie, powiadomić dział kadr, odwołać ślub i ogłosić rozstanie naszym przyjaciołom, rodzinie i współpracownikom.

Byłam tylko widzem w skrupulatnej egzekucji. Wysilałam się na nieszczery uśmiech, mówiąc „Jasne, brzmi świetnie”.

Przynajmniej woda po goleniu jest dla dwóch małych kretynów, a nie dla Danielle.

Dzwoni mój telefon, wyciągam go.

O Boże. Trzy nieodebrane połączenia z pubu The White Horse.

Tata.

Skręca mnie w żołądku. Zawsze obawiam się najgorszego.

Unoszę palec.

– Daj mi chwilę, Max. Dzwonili do mnie z The White Horse.

Wydaje z siebie parsknięcie.

– Nie mam całego dnia, Bonnie, już jadą.

Patrzę na niego z irytacją i wybieram numer.

Max zawsze był snobistyczny, jeśli chodzi o tatę.

Nie odbiera. Teraz naprawdę wiruje mi w jelitach.

Brwi Maxa wyginają się z dezaprobatą.

– Jest dorosły, przestań go niańczyć.

Max ma rację. Mam szansę na spotkanie z ważnymi osobami w branży. Nie mogę zrezygnować z tej okazji, ale tu chodzi o mojego tatę.

Wpatruję się w Maxa, przeklinając pod nosem, i przez chwilę tkwimy w niemej wymianie zdań.

– Priorytety, Bonnie. – Potrząsa głową i odchodzi, prawdopodobnie zabierając ze sobą moje szanse na awans.

***

Można mnie nazwać przesadnie ostrożną, ale kiedy facet jest wywlekany z baru przez dwóch barmanów, boso i bełkocząc farmazony wczesnym popołudniem, to prawdopodobnie nadszedł czas, aby ponownie stwierdzić, że jest chlejusem.

Zwłaszcza jeśli wyrzucanym facetem jest twój ojciec.

Tata nie odejdzie bez walki. Jedna stopa uparcie tkwi w drzwiach w geście protestu. Skupia na sobie uwagę. O tej porze pracownicy biurowi we wschodnim Londynie wylewają się z biur do pubów.

Ma czerwony, bulwiasty nos i zastanawiam się, czy nosy wszystkich starszych mężczyzn stają się właśnie takie. Dlatego właśnie osobowość ma znaczenie.

Wzdycham głośno. Pieprzyć moje życie.

Gdyby minęła godzina szczytu, nie byłoby tylu gapiów, ale kiedy jako jedyny jesteś wyrzucany z baru w biały dzień, wszystkie oczy są skierowane na ciebie.

W pierwszym odruchu chcę zawrócić, pobiec sprintem w dół ulicy i oszczędzić sobie wiadra wstydu. Jest jeszcze czas, by to zrobić.

Ale poczucie winy trzyma mnie w miejscu.

Poza tym wujek Pat już mnie zauważył.

– Tato – zwracam się do ojca ostro, gdy bramkarze odstawiają go pod ścianę. – Tato! – powtarzam głośno, gdy jego oczy nie potrafią napotkać moich.

Smród whisky doprowadza mnie do ataku kaszlu.

– Ma zakaz wstępu na dzisiejszy wieczór, Bonnie – informuje mnie Gerry, bramkarz, którego spotkałam już kilka razy w tym roku. Czasami żałuję, że nie są na tyle mili, by dzwonić do mnie, gdy tata decyduje się na jedną ze swoich sesji, bym mogła wcześniej go zabrać.

– Tylko dziś wieczorem? – mruczę.

Gerry wzrusza ramionami i odchodzi.

– To moja Bonnie – mamrocze tata, pochylając głowę. Jestem zszokowana, że w ogóle mnie rozpoznał. – Moja dziewczynka jest architektem – ryczy do grupy facetów w ogródku piwnym, którzy wyglądają jak agenci nieruchomości, a ja zamieram w środku.

Odwracam się do wujka Pata, który na szczęście nie wydaje się na tym samym poziomie upojenia.

– Co do cholery? Jakim cudem on się doprowadził do takiego stanu?

Pat patrzy na mnie ze smutkiem.

– Dzisiaj jest trzydziesta rocznica ślubu twoich rodziców – informuje.

Cóż, nie jestem pewna, czy to prawda.

Ciężko wzdycham.

– Pomogę ci zabrać go do domu.

Nigdy nie zwracałam uwagi na daty. Nie sądzę, żeby mama też zdawała sobie z tego sprawę, ale z drugiej strony, ona żyje swoim idealnym życiem z Philem, z moim ojczymem. Tata nie znalazł sobie nikogo po mamie. Wydawało się, że w jakiś sposób utknął w tej relacji i wspomnieniu o ich wspólnym życiu.

Tata drepcze obok mnie, mamrocząc coś o stanie kraju, Partii Konserwatywnej i innych bzdetach, których muszę wysłuchiwać na okrągło. Moje policzki wypełnia wstyd, gdy ludzie odwracają wzrok.

Wstyd. Wstydzę się mojego taty.

Po tym wszystkim, co dla mnie zrobił i przez co przeszedł.

Tata delikatnie klepie mnie po ramieniu.

– Kocham moją dziewczynkę.

Nienawidzę jego wylewu emocji, gdy jest pod wpływem alkoholu. Powinnam poklepywać Bradshawa i Browna po plecach i lizać im tyłki. Max odejmie mi za to punkty na tablicy awansów.

Uśmiecham się sztywno, czując się jak najgorsza córka na świecie za to, że w tym momencie nienawidzę mojego taty.

ROZDZIAŁ 3

BONNIE

Zwycięstwo w projekcie Lexington nie mogło nadejść w gorszej chwili. Po pełnej emocji porannej wizycie w fabryce Motor Works i trzygodzinnej jeździe w korkach mam opóźnienie w obowiązkach druhny. Sean i Kate biorą ślub za dwa dni, przez co jest więcej pracy i muszę być ze wszystkim na bieżąco.

– Jezu. – Nisha spogląda na mnie z siedzenia pasażera. – Co to za miejsce, najbardziej nawiedzony zamek w Wielkiej Brytanii? Wygląda jak idealna okolica na morderstwo, a nie wesele.

Zmieniam bieg i mój mały miejski samochód przyhamowuje na żwirze. Na końcu podjazdu czeka na nas średniowieczny zamek z szarego kamienia, w którym rodzina królewska czułaby się jak w domu.

– Próbują stworzyć klimat Downton Abbey dla ludzi przybywających ze Stanów. Myślałam o ślubie w stylu staroangielskim, takim tradycjonalnym – wyjaśniam, gdy wjeżdżamy głębiej w rozległą posiadłość. – Wow. – jestem podekscytowana, nigdy wcześniej nie byłam w tak wyszukanym miejscu.

– To bardziej styl Kuby Rozpruwacza niż Downton Abbey – mruczy.

– Myślę, że trochę osób zostało tu ściętych w tamtych czasach. Ta posiadłość należała kiedyś do rycerza.

– Rycerza jak Jack Knight?1 – dopytuje.

– Nie. – Uśmiecham się. – Nie tego rycerza. To jedna z niewielu działek w Anglii, których nie jest właścicielem.

– Ile według ciebie może kosztować wesele w takim miejscu?

Kręcę głową.

– Tym się nie przejmuj. Nie kosztuje nas to ani grosza. Jack i Lexington Group pokrywają rachunek jako prezent ślubny. W przeciwnym razie koczowalibyśmy na trawniku. – Wydaje się, że wielu rycerzy pracuje dla Jacka. Sean, narzeczony Kate, jest starszym kierownikiem projektu budowlanego w Lexington. – Można by pomyśleć, że to jego ślub, skoro tak chętnie rzuca gotówką. – Robię pauzę dla efektu. – Piętnaście tysięcy.

Rozluźnia się nieco.

– Piętnaście tysięcy za trzy dni? Tyle kosztuje roczny czynsz w Londynie! – rzuca.

– Miej trochę większe marzenia, kochanie. – Parskam śmiechem. – Piętnaście kawałków za noc.

– Noc? – Z jej ust wylatuje plwocina i ląduje na desce rozdzielczej. – Dalej, ruszamy oglądać to miejsce! To czterdzieści pięć pieprzonych kawałków. Przecież to tyle, co zaliczka na dom. Boże, nie mogę się doczekać, aż zobaczę szampon w pokoju.

– Tak, niektórzy członkowie rodziny królewskiej nawet tu mieszkali.

– Jasna cholera. Jest hojny dla swoich pracowników, muszę mu to przyznać. Przypuszczam, że pomaga mu to, że Sean jest jego kuzynem – oznajmia.

– Hojny dla podwładnych, których lubi – syczę.

– Bonnie, musisz umieć lepiej to rozgrywać, udawać, że jest okej. – Patrzy na mnie z boku. – Dlaczego tak bardzo go nienawidzisz?

Ściskam mocniej kierownicę.

Nisha nie wie, że nie cierpię Knighta.

Jak mogłam go nie nienawidzić po tym, jak pomogłam tacie spakować cały dobytek i pożegnać się z domem, który należał do mojej babci i przetrwał dwie wojny światowe? Potem tata już nigdy nie był taki sam. Jestem za tym, by mężczyźni wyrażali swoje emocje, ale widok płaczącego ojca jest niszczący dla duszy, nawet dla dziewiętnastolatki.

Miesiąc po tym, jak Jack zwolnił pięćdziesięciu pracowników, trafił na brytyjską listę bogaczy.

Ale najbardziej wkurzyło mnie to, że w noc, w którą zwolnił mojego ojca, Jack wszedł do pubu The White Horse, epatując wszelkim luksusem i wymachując gotówką, z uwieszonymi na nim kobietami, i mrugnął do mnie.

To było powolne, aroganckie mrugnięcie.

Nie nienawidzę tego faceta. Nikogo nie nienawidzę. Jest biznesmenem i mam pewność, że to nie było nic osobistego. To raczej niegojący się wstręt.

A co w tym wszystkim irytuje mnie najbardziej? To, jak dużo wiem o tym człowieku. Trudno nie wiedzieć o nim tak wiele. Chłopak z East Endu zrobił coś dobrego i nikt w okolicy nie może o tym zapomnieć. Knights to historia o rodzinie, która z biedaków stała się bogaczami, a wszystko dzięki Jackowi.

W pubie White Horse na ścianie wisi nawet jego cholerne zdjęcie.

Wzdycham.

– To skomplikowane.

Jęczy.

– To jest cholernie dziwne. Jak, do cholery, mamy się zrelaksować, skoro nasz największy klient jest tutaj? Jestem zaskoczona, że zgodził się zostać z nami w zamku. Czy on nie ma ochrony? A jeśli ktoś planuje go porwać?

– Kate powiedziała, że ma ochronę, ale nigdy ich nie widać. Będą wystarczająco blisko, gdyby coś się działo. – Uśmiecham się. – W sumie to może go o to zapytasz.

– Nie ma szans – szydzi. – Będę uważać na wszystko, co powiem przy tym kolesiu. Co, do cholery, można powiedzieć miliarderowi? „Jak idzie praca?” Nie mam z nim żadnych wspólnych tematów.

Śmieję się.

– Może zadasz mu hipotetyczne pytania, na przykład: jaki jacht powinnaś kupić, kiedy dostaniesz siedem miliardów funtów podwyżki. Albo: „Hej, Jack, myślę o spisaniu autobiografii, bo moje życie jest tak interesujące. Z czyich usług skorzystałeś?”. „Hej, dupku, ilu ludzi zwolniłeś w tym tygodniu?”.

– Przestań już. – Jej oczy błyszczą. – Jego ochroniarze są pewnie nieźle napakowani.

Myślę o erotyku o ochroniarzach, który czytałam w zeszłym tygodniu.

Och, tak.

– Może mieć snajperów na dachu.

– Bez przesady, nie jest premierem. – Przewracam oczami, gdy w końcu wjeżdżamy na odpowiedni parking na terenie zamku.

Wzbiera we mnie lekka panika, gdy widzę tłumy ludzi okupujących trawnik, pijących w późnym popołudniowym słońcu i przypominam sobie, że jako druhna powinnam bywać w towarzystwie, zapoznawać się z nimi.

To, co miało być kameralnym wydarzeniem, rozrosło się do listy gości liczącej prawie trzysta osób na dzień ślubu i dwudniową uroczystość przedślubną dla pięćdziesięciu członków najbliższej rodziny i przyjaciół Kate i Seana.

Kate podbiega do mojego samochodu, spoglądając dziko, zanim zdążę wyłączyć zapłon.

– Bonnie! – Obejmuje mnie, gdy wysiadam. – Tak się cieszę, że jesteście. Przepraszam, jestem dziś wyjątkowo rozemocjonowana. Potrzebuję wsparcia – mówi lekko zdyszana. – Całe wesele idzie w pizdu.

Moje oczy się rozszerzają, gdy widzę jej nienaturalnie śniadą cerę, ale szybko dochodzę do siebie. Kate bywa zbyt miła, co niekiedy kończy się dla niej niekorzystnie. Jej kuzynka i aspirująca kosmetyczka błagała o posadę specjalistki od sztucznej opalenizny i wydaje się, że nie zrozumiała zaleceń ślubnych dotyczących naturalnego blasku.

Nic dziwnego, że Kate jest zrozpaczona.

Plusem jest to, że jej zęby i oczy wyglądają naprawdę promiennie.

– Dziewczynka, która miała sypać kwiatki, zsikała się w majtki, kiedy przymierzała sukienkę, i teraz kiecka musi iść do pralni chemicznej. Oczywiście jest tylko jedna pralnia w okolicy, w Anglii, w cholernej Europie, która zrobi to w jeden dzień! Znowu musimy zmienić plan usadzenia gości, bo przyjechał pierdolony kuzyn Seana, który do tej pory nie potwierdził swojej obecności. Sean mówi, żebym się zrelaksowała, a sam upija się na trawniku i szczerze mówiąc, jestem bliska powiedzenia mu, żeby się walił – wyrzuca to wszystko jednym tchem.

Nie wspomina o nieudanej opaleniźnie.

– Dobrze. – Kiwam pokrzepiająco głową. – Zajmiemy się wszelkimi drobnymi wpadkami. Wszystko da się naprawić. – Gadam od rzeczy, bo nie mam o niczym pojęcia. Jedyne, w czym do tej pory naprawdę pomogłam, to w wysłaniu zaproszeń. – Będzie dobrze, Kate. To tylko przedślubna trema.

– Jesteśmy do twoich usług – wtrąca energicznie Nisha.

Ani Nisha, ani ja nie mamy kwalifikacji, by doradzać.

Kate nie wygląda na przekonaną. Bierze głęboki wdech i mówi:

– Wybaczcie, postaram się zachowywać normalnie. Chodźcie i przywitajcie się ze wszystkimi.

Gdy idziemy w stronę trawnika, łapiemy spojrzenia zgromadzonych. Nie dlatego, że Nisha i ja jesteśmy ekscytującym duetem, ale dlatego, że wymuszona rozmowa między zapoznającymi się rodzinami wyraźnie się nie klei.

Rozglądając się po tłumie, czuję się skrępowana. Kiedy się denerwuję, zapominam imion. Wygląda też na to, że nie zostałam poinformowana o przedślubnym dress codzie, obejmującym garnitury, dopasowane sukienki i starannie ułożone włosy. Mam na sobie sprane czarne legginsy, a więc raczej szare i wyblakłe na kolanach, i za duży sweter z logo Friends. Zaczesałam włosy w wysoki koczek, co dodaje mi około dwóch stóp wzrostu. Spodziewałam się, że pójdę do przydzielonego mi pokoju, aby się odświeżyć przed oficjalnym powitaniem.

Przesuwam spojrzeniem po znajomych twarzach – między innymi Maxa, Seana, siostry Kate i druhny Becky – oraz wielu nieznajomych. Dom, obleśny wujek Kate, przygląda się Nishy i mnie tak, jak człowiek na głodówce gapi się na stek.

Przy jednym stole siedzi mama Kate, która mówi o dwie oktawy wyżej niż to konieczne. Kuzynka Kate, ekspertka od opalania, musiała przyatakować niektóre osoby przy stole, bo świeciły się jak psu jaja na wiosnę.

Przy przeciwległym stole, zaznaczając swoje terytorium, znajduje się mama Seana, otoczona przez Knightów i innych członków dalszej rodziny Seana.

Macham niezręcznie do wszystkich.

– Oto Poppy, mały potwór, który postanowił poczekać, aż będzie ubrany w specjalnie przyszykowaną sukienkę, by nasikać w majtki – mówi Kate z niemrawym uśmiechem, gdy do nich podchodzimy. – Widzisz, jak niewinnie wygląda? Nie zdaje sobie sprawy, jak bliska jest utraty swojej posady.

Podążam za spojrzeniem Kate na uroczą dziewczynę przebraną za księżniczkę, która odgrywa scenkę z kolekcją błyszczących kucyków. Muskularne ręce mężczyzny, u którego siedzi na kolanach, podtrzymują ją w talii, zapobiegając upadkowi.

Kate mamrocze coś o tym, że Poppy była na tyle sprytna, by nie obsikać swojej księżniczkowej sukienki, tylko zrobić to w przygotowanym na sypanie kwiatków stroju, na którego widok krzyczała, że nie chce go nosić.

Moją uwagę skrada jednak dziki stwór, który w charakterystyczny sposób uśmiecha się do Poppy. Facet, który ją trzyma. Włoski na karku stają mi dęba niczym u kota gotowego do ataku.

– Gdzie jest świta? – pyta Nisha zbyt głośnym szeptem.

Kate szturcha ją łokciem.

– Nie wygląda na człowieka pracującego w biurze, prawda? – mruczy Nisha.

No nie.

Wolałabym, żeby wyglądał okropnie.

Postura Jacka Knighta sprawia wrażenie, jakby całe życie spędził w górach z wilkami, a nie zarządzał ze szklanego wieżowca, depcząc małych ludzi.

Myślę, że wyrobił mięśnie na budowach. Może muskulatura zbudowana staromodną pracą fizyczną, a nie wyrzeźbiona na siłowni, jest bardziej seksowna.

Jack Knight to pracowity człowiek, nie mogę mu tego odmówić. Przeszedł drogę od szesnastoletniego praktykanta budowlanego do potentata na rynku nieruchomości, cegiełka po cegiełce, przynajmniej według biografii książkowej.

Nie mogę też zaprzeczyć, że Jacka Knighta nie można opisać inaczej niż jako przystojnego. Wręcz oszałamiająco przystojnego.

Ale on dobrze o tym wie.

Ciemne oczy odziedziczone po matce Włoszce pasują do jego gęstych, ciemnobrązowych, zapuszczonych włosów, związanych w koński ogon. Kosmyki opadają mu niechlujnie na czoło, otaczając bliznę biegnącą przez jedną z jego grubych brwi.

Ubrany jest jeszcze swobodniej niż ja, w czarny podkoszulek odsłaniający potężne bicepsy i umożliwiający rzut oka na tatuaże na klatce piersiowej, oznaczające, że niczym się nie przejmuje. To strój, który tylko jemu mógł ujść na sucho.

Co było pierwsze? Swawola czy pieniądze? Widywałam go w pubach, gdy byłam młodsza. Jestem prawie pewna, że miał ten luz, nawet kiedy był biedny.

Rozejrzenie się wokół upewnia mnie, że każda kobieta w pobliżu jest zazdrosna o to, że Poppy – która musi być siostrzenicą, sądząc po podobnych rysach twarzy do Knighta – będzie sypać kwiatki na ceremonii.

Kretynki.

Oblizuje górną wargę, co przypomina mi plotki o tym, co te usta mogą zrobić z kobietą.

Z drżeniem odwracam wzrok.

Cholera. Muszę zaliczyć. Albo przynajmniej poczuć w ustach język, który nie należy do mnie.

Przepełnia mnie obrzydzenie.

Nie uprawiałam seksu od bardzo dawna. I skutki tego są widoczne. Nigdy wcześniej nie podniecałam się Jackiem Knightem.

Przywołuję swoje najlepsze umiejętności aktorskie i udaję, że nie jestem oszalałą z pożądania kobietą, która od miesięcy nie czuła dotyku męskich ust.

– Cześć, chłopaki – mówię niezręcznie, gdy podchodzimy do stolików.

– To ta druga druhna – oznajmia mama Seana.

Sean marszczy brwi i wstaje od stołu, by się z nami przywitać.

– Bonnie, mamo. Spotkałaś ją już – informuje.

– Witam, pani Knight – witam ją grzecznie. – Tak, jestem Bonnie, druga druhna. Poznałyśmy się na przyjęciu urodzinowym Seana w zeszłym roku.

– O, tak. Bonnie. – Uśmiecha się sztucznie, wkładając w to całą siłę. – Przypomnij mi, od czego to skrót, kochanie?

– Od niczego. – Wzruszam ramionami. – Po prostu Bonnie. – Zadaje mi to pytanie za każdym razem, gdy się spotykamy.

– Mama Seana jest miła jak zwykle – szepcze Kate, gdy podchodzą do nas Sean i Max.

Max udaje, że mocno mnie przytula.

– To druhna, która miała wyjść za mąż za drużbę – mówi mama Seana głośnym, konspiracyjnym szeptem.

Na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. To nie wina Maxa, że już mnie nie kocha.

Nisha i ja stoimy nieśmiało na widoku, zasypywane pytaniami, na które nikt nie potrzebuje odpowiedzi. „Jak tam korki?”. „Słyszałam, że był wypadek na autostradzie”. „O której wyjechałaś z Londynu?”. Bla, bla, bla.

– Jack, to jest Nisha, nasz kierownik handlowy w Bradshaw – mówi energicznie Max. – Jest z nami od trzech lat, ale przez dekadę pracowała w dużych firmach budowlanych. Doskonale się zna na branży.

Rzucam mu spojrzenie z ukosa.

– Witam, panie Knight – mówi sztywno Nisha, podchodząc, by uścisnąć mu dłoń. – Miło mi pana poznać.

– Jack – poprawia ją wesoło. Z jednym ramieniem owiniętym wokół Poppy wstaje i przyciąga Nishę do siebie. – Nie musisz zachowywać się formalnie. Miło cię poznać, Nisha.

– Oczywiście znasz już Bonnie – dodaje Max, gestykulując w moją stronę jak artysta wystawiający nowe dzieło.

Moje oczy napotykają wzrok Jacka. Uśmiecha się do mnie arogancko, jak wielki, zły wilk, który zauważył świnię.

Moje usta wyginają się w górę, odsłaniając zęby w uśmiechu, który, mam nadzieję, jest sympatyczny.

– Cześć, Jack.

– Minęło trochę czasu od naszego ostatniego spotkania, Bonnie. – Zanim zdążę się zorientować, co się dzieje, puszcza Poppy i przyciąga mnie do siebie, przyciskając do swojej klatki piersiowej. Niezręcznie dostosowuję się do jego uścisku.

Boże, jakie to przyjemne uczucie. Jak on ładnie pachnie.

To niesprawiedliwe.

Uwalniam się od twardej ściany mięśni.

– Bonnie jest w parze z Jackiem na weselu – wyjaśnia Sean szerszej grupie, która wydaje dźwięki „och” i „ach” z uprzejmości.

Widzę kilka spojrzeń uznania i niezręcznie próbuję ukryć moją bluzę Friends rękami.

„To biedna, porzucona druhna Bonnie”, mówią ich twarze. „Jak trudne musi być patrzenie, jak jej najlepsza przyjaciółka wychodzi za mąż. A drużbą jest mężczyzna, który ją zostawił? To jak odcinek Jerry’ego Springera!”.

Robi mi się gorąco na twarzy.

– Co oznacza, że jestem drugim najszczęśliwszym facetem na weselu, po Seanie oczywiście – mówi głęboki głos obok mnie.

– Rzeczywiście, szczęściarz – dodaje przerażający Dom, wpatrując się bez skrępowania w moje piersi. – Nie zapomnij zarezerwować dla mnie taniec, Bunny.

Ugh.

– Ale to ja jestem w parze z wujkiem Jackiem – zawodzi Poppy, tupiąc nogami. – Wychodzę za wujka Jacka. Nie ona!

– Zawsze będziesz moją ulubienicą, kochanie.

Mówi to do Poppy, oczywiście. Ale kiedy podnoszę wzrok, Jack patrzy prosto na mnie.

ROZDZIAŁ 4

BONNIE

Przez dwie godziny wcielam się w rolę perfekcyjnej druhny. Śmieję się z zupełnie niezabawnych historii mamy Seana i udaję, że nie zauważam, jak wujek Dom gapi się na moje cycki.

Na szczęście Jack skupił się na rozmowie telefonicznej, zanim Max zdążył zagłębić się w szczegóły osiągnięć. Mama i siostry bliźniaczki Jacka są miłe, więc chyba nie mogę ich wszystkich wrzucić do jednego worka. Bliźniaczki tak jak ja mają około trzydziestki i są dość rozmowne. A córka jednej z nich, Poppy – dziewczynka od kwiatów – wydaje się rządzić tym towarzystwem.

Kate proponuje, że zaprowadzi nas do naszych pokoi, abyśmy mogły się w końcu odświeżyć.

– Jasna cholera. – Mój głos odbija się echem, gdy wchodzimy po masywnych schodach. – To angielski odpowiednik Lśnienia.

Na ścianach znajduje się galeria obrazów z portretami osób sprzed wieków, spoglądają na nas jak niesamowita martwa publiczność.

– Według strony internetowej te biedne dusze zostały zamordowane przez rycerza i nadal wędrują po zamku. Legenda głosi, że jeśli patrzysz na nie zbyt długo, to wzywasz je z zaświatów – oznajmiam.

– Co? – Nisha chwyta mnie za ramię. – Nie wierzę w takie brednie, ale mimo wszystko żałuję, że o tym usłyszałam.

– Ludzie donosili, że budzili się w środku nocy i znajdowali rycerza obserwującego, jak śpią. – Śmieję się.

– Przestaniesz być taką wredną małpą? – syczy Nisha, zatrzymując się gwałtownie. – Zamiast pod prysznicem cieszyć się kostką mydła wartą miliard, będę czuła, że obserwują mnie trupy. Jeśli usłyszę hałasy, wyskoczę przez okno. Następnym razem lecimy na Ibizę. – Kręci głową.

– Nie martw się. – Kate się śmieje. – Wszelkie głośne jęki lub migotanie świateł to będzie żywy Knight, pod którym skrzypi łóżko. Czy wiesz, że Michelle Allard przyjdzie na ślub?

– Ta supermodelka? – Otwieram szeroko oczy. – Nie zdawałam sobie sprawy, że się z nią spotyka.

– Aha. – Kate uśmiecha się konspiracyjnie. – Nie wiem, na ile to poważne, ale musi ją lubić, skoro w zeszłym roku wybrał ją na ambasadorkę hotelu Lexington.

Kiwam głową, przypominając sobie, że widziałam ją w reklamie sieci hoteli, a potem spoglądam na krzyż witający nas na ścianie na szczycie schodów.

– Może stanąć w płomieniach, jeśli zrobi tu coś niegrzecznego.

– Będziesz wiedziała, co się u niego dzieje, Bonnie. – Kate szczerzy się do mnie. – Twój pokój znajduje się dosłownie obok jego.

– Gdzie ja, kurwa, mieszkam? – pyta Nisha. – Nie jestem pewna, czy chcę spać sama.

Przewracam oczami.

– Trochę dramatyzujesz, Nish.

Kate zatrzymuje się przed jednymi z drzwi, gdy dzwoni jej telefon.

– Nisha, to twoja sypialnia. – Spogląda na swoją komórkę. – O cholera, firma cateringowa. Muszę ich wpuścić do środka i pokazać, gdzie mają się rozstawić.

Macha do mnie kopertą.

– Zadzwoń do pokoju Jacka i daj mu to, dobrze?

– Ja? – Krzywię się.

– Nie, ona. – Wskazuje na kobietę wpatrującą się w nas z czarno-białego portretu. – Tak, ty, głuptasie. W czym problem?

– Mogłabyś dać mu to później – sugeruję. – Może mu się nie spodobać, że mu przeszkadzam.

– Nie bądź niepoważna – szydzi, wciskając mi kopertę do ręki. – Nie będzie miał nic przeciwko. Idź. Jest w ostatnim pokoju na końcu południowego skrzydła, zwanym „Knight’s Tale”. Ty jesteś tuż obok.

Świetne dopasowanie.

Głos Maxa wypełnia moją głowę. Bądź najlepszą wersją siebie. Reprezentujesz Bradshaw Brown. Czego on ode mnie oczekuje? Powinnam poprosić księdza o dostarczenie podprogowych wiadomości poprzez modlitwę?

Kiwam głową i oddalam się od dziewczyn, podążając upiornym korytarzem. Moje kroki odbijają się echem, gdy staram się unikać kontaktu wzrokowego z przodkami rycerza, który ściął wszystkim głowy.

Jaka jest najlepsza wersja mnie samej?

Inteligentny, utalentowany architekt, który jest na bieżąco z wydarzeniami na świecie i potrafi nawiązać dowcipną i dynamiczną rozmowę z ponurym miliarderem.

Spodziewam się bliźniaczek z Lśnienia, gdy skręcam za róg do południowego skrzydła.

– Jack? – mówię głośno, pukając do jego drzwi. Brak odpowiedzi.

Pukam głośniej.

Odpowiada mi stłumiony głos; każe wejść. Waham się przez moment.

Przekręcam klamkę i zaglądam do pokoju. Pokój to mało powiedziane. To kawalerka z oddzielną częścią wypoczynkową wielkości mojego wynajmowanego londyńskiego mieszkania.

Rozrzucone rzeczy potwierdzają obecność Jacka – drogi zegarek, portfel, olejek do brody, jego charakterystyczny złoty naszyjnik, skakanka. Szybko odwracam wzrok od bokserek na sofie.

Gdzie on jest?

– Jack? – wołam niepewnie. Może jest w sypialni.

Idę kilka kroków do przodu, gdy drzwi do łazienki lekko się uchylają, i zerkam przez szparę.

O. Kurwa.

Jack stoi w obłokach pary, nie mając na sobie nic poza cienkim ręcznikiem spoczywającym niebezpiecznie nisko wokół najbardziej apetycznego ciała, jakie kiedykolwiek widziałam. Jego zmierzwione falowane włosy są zaczesane do tyłu i czarne od wilgoci, przez co wygląda jak dziki włoski Tarzan.

Wpatruję się w niego z zachwytem, gdy długimi pociągnięciami ostrza przesuwa po kanciastym łuku szczęki.

Nie wiem, jak oddychać. Feromony zatkały mi nos.

W bezprzewodowych słuchawkach mówi, a raczej warczy, w powietrze.

Ma przekłuty sutek.

Tego się nie spodziewałam. Ani adrenaliny pompowanej przeze mnie na jego widok.

Szczęśliwe krople wody spływają po rowkach wyrzeźbionego, napiętego, absurdalnego brzucha, osiągając kulminację w umięśnionym V, zanim znikają w ścieżce ciemnych włosów… o kurwa.

Więc to jest efekt Jacka.

Okazuje się, że nie jestem tak odporna, jak miałam nadzieję.

Wyłapuję kilka słów, gdy warczy na kogoś po drugiej stronie na temat zgodności przepisów i ryzyka powodzi, nie zważając na zlot zboczeńców znajdujących się za nim.

Wszystkie włosy na moim ciele stają na baczność. Napalony jeż. Prawdopodobnie tak zaczynał przerażający Dom.

Od pięciu lat nie widziałam innego penisa niż tego należącego do Maxa. To może wysłać mnie przedwcześnie do grobu. Istnieje ryzyko, że weekend zamieni się w wesele i pogrzeb.

Myślę waginą, a moja wagina nie wydaje się dyskryminować dupków. Mój terapeuta nigdy mnie przed tym nie ostrzegał.

Zrzuć ten ręcznik, Jack, błaga moja zdradziecka wagina. To powinna być piosenka. Albo modlitwa. Jeśli Bóg czuwa albo przyjazny duch tego domu istnieje, niech pomogą kobiecie w potrzebie.

Niech w tym pokoju rozpęta się wichura. Proszę.

Jakbym otrzymała zdolności telepatyczne albo dawny lokator dworu odpowiedział na moje modlitwy, Jack niedbale ściąga ręcznik, jakby już go nie potrzebował, więc mogę zobaczyć każdy centymetr jego długiej, grubej rozkoszy w pełnowymiarowym lustrze.

Jack Knight stoi nagi jak w dniu swoich narodzin.

Mogę umierać, miałam piękne życie.

Klejnoty Knighta wystają pomiędzy jego nogami, równie aroganckie i niebezpieczne, jak reszta jego ciała.

To piękne.

ROZDZIAŁ 5

BONNIE

Wielki kutas Jacka Knighta. Nawet plotki nie oddają tego, co widzę. Ten kawał mięsa mógłby wykarmić kobietę przez całe życie.

Rozsuwa szerzej uda, przenosząc ciężar ciała z jednej stopy na drugą, a każdy mięsień jego wyrzeźbionego, napiętego tyłka się napina. Zaraz ugną się pode mną kolana.

Jęczę bezgłośnie. Mam nadzieję, że bezgłośnie.

Twarde pośladki wyglądają, jakby mogły złamać rękę, gdybym w nie uderzyła. Musi nieustannie dbać o formę, aby utrzymać takie mięśnie. W myślach notuję, by pójść w jego ślady – posiadanie takiego tyłka ma wiele zalet.

Wracam spojrzeniem do jego kutasa. Cóż to za kutas. Arcydzieło.

Gruby, idealny do ssania, długość, która sięgałaby moich żeber, gładka skóra, niezbyt żylasta, wypielęgnowana, z kilkoma zbłąkanymi włoskami, ale nie takimi, co mogłyby mnie udusić; wspaniały, zdrowy blask. Jest półtwardy, czy zawsze się tak prezentuje? Szokujące, że wygląda tak okazale przy włączonej klimatyzacji.

Obrzezany, interesujące. Mam doświadczenie tylko z tymi z hełmami.

Kate powiedziała, że od dziesięciu lat nie spotykał się z nikim na poważnie. Teraz rozumiem dlaczego. To zbyt duża presja, żeby mieć to wszystko dla siebie. Jedna kobieta nie mogłaby sobie pozwolić na tony lubrykantu.

Stoję jak idiotka przygwożdżona do podłogi ze zwisającą szczęką. Muszę się stąd wydostać, zanim mnie zauważy. Ale mam watę zamiast mózgu i wszystkie organy, z wyjątkiem cholernej łechtaczki, zawodzą.

Jack marudzi jakiemuś biedakowi przez telefon o brakujących dźwigach i opóźnionych pracach budowlanych.

Jako najbardziej napalona kobieta na ziemi jestem w niebezpieczeństwie, że stanę w płomieniach. Musi słyszeć bicie mojego serca w swoich słuchawkach.

Jak by to było zostać zerżniętą przez kogoś takiego jak Jack Knight?

Jedna noc nienawistnego seksu.

To wcale nie taka nierozsądna zachcianka.

Te mięśnie, ta pewność siebie, to doświadczenie, ten warczący głos… Pieprzy mocno i głęboko, bo tylko tak potrafi…

Chwyciłabym tę okazję za wodze i ujeżdżała go jak rasowego konia wyścigowego.

Ech, jestem słabą kobietą.

Muszę się sfokusować: zadanie, nie seks.

Cofam się najciszej, jak potrafię, i natrafiam na coś stopą. Koperta. W szale pożądania musiała wyślizgnąć mi się z rąk.

Jeśli zostawię ją na stole, będzie wiedział, że stałam tutaj, kiedy on był w łazience.

Schylam się, chwytam papier i się cofam. Skradam się cicho na ugiętych nogach, by mnie nie zobaczył. Następnie prostuję się i idę w kierunku drzwi wejściowych.

Biorąc kilka głębokich oddechów, wykrzykuję jego imię na tyle głośno, by usłyszała je cała ekipa weselna, i wkraczam do pokoju niczym słoń.

Drzwi do łazienki otwierają się szerzej, uwalniając podmuch pary, gdy wychodzi, tym razem z ręcznikiem owiniętym nisko wokół talii. Niebezpiecznie nisko, jakby nie przejmował się tym, czy zakrywa masywną męskość czającą się pod spodem.

Drugi raz tego nie zniosę.

Oczy do góry, Bonnie, oczy do góry. Najważniejszy klient Bradshaw Brown.

Stoję trzy metry od drzwi i staram się zachować spokój. Tak się robi, gdy jest się osaczonym przez dzikie zwierzę.

– Bonnie – mruczy, błyskając do mnie niesławnym uśmiechem Jacka Knighta. To wywołuje dziwne rzeczy w moim żołądku.

– Cześć – mówię sztywno. – Miałam ci to przekazać – oznajmiam, patrząc na kopertę. – Przepraszam, zastałam cię w nieodpowiednim momencie.

– W porządku. – Jego uśmiech przeradza się w coś bardziej niebezpiecznego. – To nie jest nieodpowiedni moment.

Przełykam ciężko ślinę. Okej.

Rozglądam się po pokoju, który jest naprawdę spektakularny. Cholera, czy są tu kamery? Czy jego ochrona była świadkiem mojego epizodu podglądania?

– Czego szukasz? – pyta po chwili.

– Hm, po prostu się rozglądam – mówię speszona.

– Nie jestem fanem zamontowanej głowy łosia. – Kiwa głową w kierunku gigantycznego wypchanego łba łosia wiszącego nad łóżkiem, na którego wcześniej ledwo spojrzałam. Boże, nie pozwól, by w każdym pokoju był taki zwierz. Może ochrona zainstalowała kamery w jego oczach! Tak zazwyczaj robią w filmach.

– Ha, ha, tak, nie chciałabym, żeby mnie obserwował przez całą noc – przyznaję.

Śmieje się, głęboko i seksownie, mimo że nie jestem szczególnie zabawna.

– Jak się masz? Minęły miesiące od naszego spotkania. Ostatnio widzieliśmy się chyba na urodzinach Seana, prawda?

Drapie się pod klatką piersiową.

Odrywam wzrok od rozpraszającego mnie małego srebrnego kółeczka przecinającego sutek.

– Tak, myślę, że tak – dodaję. – Wszystko świetnie. A jak u ciebie? – Nie do końca wykorzystuję okazję, by zawalczyć o Bradshaw Brown.

– Nigdy nie było lepiej. – Kiwa głową w stronę koperty. – Co to jest?

– Coś od Kate. Jestem tylko doręczycielką.

Robi krok do przodu, aż znajduję się na linii wzroku z jego wytatuowaną klatką piersiową. Jestem na tyle blisko, że czuję zapach piżma, a on jest na tyle blisko, że słyszy mój nierówny oddech.

Gdy sięga po kopertę, ociera się lekko wilgotnym ramieniem o moje. Moja skóra mrowi.

– Dzięki za bycie moją doręczycielką.

Odwal się, ty moczący gacie kutasie.

– Słyszałem, że pomagasz Maxowi w moim nowym punkcie we wschodnim Londynie. – Sprawia, że brzmi to jak element gry w Monopol, jakby to wszystko było takie proste. W sumie to Londyn jest dla niego jak gra, w której wygrywa wszystko. – Spodziewam się wielkich przedsięwzięć, odkąd ty i Max zdobyliście nagrodę za Queen Mary Tower.

Czuję, że rumieniec na moich policzkach się pogłębia.

Technicznie rzecz biorąc, to Bradshaw Brown zdobył nagrodę za projekt wieży. Byłam tylko jedną z osób w zespole, więc te słowa są nieco nad wyraz, ale jest mi miło. Nie spodziewałam się, że Jack Knight w ogóle wie o moim udziale.

Uśmiecham się niepewnie. Czy ten człowiek naprawdę oczekuje, że będę z nim rozmawiać, podczas gdy on stoi jak jaskiniowiec z przepaską na biodrach?

– Cały zespół czuje się zaszczycony możliwością pracy dla Lexington przy tak przełomowym projekcie. Nie zawiedziemy cię. – Może mówię to na wyrost, zważywszy na terminy.

Wykrzywia usta w lekkim uśmiechu.

– Nie mam wątpliwości, że spełnisz moje oczekiwania. Czy jest dla ciebie okej pracowanie pod Maxem nad tym projektem, biorąc pod uwagę waszą wspólną historię?

Otwieram szerzej oczy. Cholera. Czy on myśli, że sobie nie poradzę? Nie mogę zostać odsunięta od tego projektu.

– Tak, oczywiście – potwierdzam zaskoczona. Dlaczego w ogóle go to obchodzi?

Unoszę dłonie i lądują one niebezpiecznie blisko jego klatki piersiowej. Niemal czuję ciepło ciała Jacka.

– Nie musisz się martwić, że rozstanie wpłynie na naszą pracę – zapewniam. – Max i ja jesteśmy profesjonalistami. Zawsze tak było. Absolutnie nie będzie to oddziaływało na nasz projekt – mówię biznesowym tonem.

Nie mogę rozszyfrować wyrazu jego twarzy, gdy obserwują mnie te ciemne oczy.

– Gdy dzisiaj się spotkaliście, wydawało się, że między wami wszystko w porządku. Więc wasz związek jest teraz czysto platoniczny, zgadza się?

– Platoniczny… – Mój głos się urywa. Tak, chyba można to tak nazwać. Cokolwiek to jest, nie będę się wdawać w etykietki z Jackiem. – Traktuję go teraz jak starszego brata, po prostu.

To brzmi dziwnie.

– Minęło sześć miesięcy, odkąd się rozstaliście.

Nie jestem pewna, czy to stwierdzenie, czy pytanie, ani do czego zmierza. Przeciągam dłonią po karku, speszona.

– Więc między wami definitywny koniec? – dopytuje.

Mrugam kilka razy. Czy miliarderzy tracą zdolność współpracy między mózgiem a ustami? Do czego on zmierza?

Otwieram usta, a potem je zamykam.

– Przepraszam, że pytam – mówi z chrypką w głosie. – To nie moja sprawa. – Odrywa ode mnie wzrok i odwraca się, dając mi do zrozumienia, że rozmowa została zakończona. – Do zobaczenia na dole.

Dupek.

Wychodzę, zapisując w pamięci, aby trzymać się z dala od Jacka Knighta, jego wielkiego penisa i niestosownych pytań przez resztę wesela.

1 Gra słów – w języku angielskim ‘knight’ znaczy „rycerz” (przyp. red.).