Tajemnica Jacoba 3. Pożegnanie - Beata Andrzejczuk - ebook

Tajemnica Jacoba 3. Pożegnanie ebook

Beata Andrzejczuk

5,0

Opis

Oto zakończenie cieszącej się ogromną popularnością serii „Tajemnica Jacoba”. Znajdą tu finał i rozwiązanie tajemnice znane z poprzednich książek, a także wątki rozpoczęte jeszcze w „Pamiętniku nastolatki”. A wszystko pod błękitem greckiego nieba, w bryzach turkusowej morskiej fali i promieniach słońca padających na opaloną skórę.

Hej, dziewczyny, to niestety koniec! Wszytko się wyjaśni. Choć być może coś zostanie niedopowiedziane. Może same będziecie musiały się domyślić, jak dalej potoczy się życie bohaterek, z którymi tak się zżyłyście?

A może to dopiero początek – w realu znajdziecie swoje własne miłości, tajemnice, niepewności i nadzieje… Zatem głowy do góry! To, co przyjdzie, może być naprawdę zachwycające, bo piękne są te „dni, których jeszcze nie znamy”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 260

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




KOREKTA

Agata Chadzińska

Agata Pindel-Witek

PROJEKT OKŁADKI

Izabela Puk

ZDJĘCIE NA OKŁADCE

Istockphoto.com

ISBN 978-83-67336-75-8

© 2018 Dom Wydawniczy „Rafael”

ul. Rękawka 51

30-535 Kraków

tel./fax 12 411 14 52

e-mail: [email protected]

www.rafael.pl

E-booki dostępne na:

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Weronika Panecka

Rozdział pierwszy

W tym roku Natalia i Maksym zaplanowali wakacje na Krecie. Mieli się tam spotkać z Emily. Tymczasem Jacob wciąż dopytywał ich o to, gdzie spędzą urlop. Natalia nie wiedziała, jak się zachować. Odpowiedziała więc zgodnie z prawdą. Zapytana o datę wylotu, a także o to, jak długi będzie to pobyt, również nie skłamała.

– A na kiedy masz termin porodu?

Odetchnęła z ulgą. Miała nadzieję, że kłopotliwe pytania już się skończyły.

– Na 26 października – odpowiedziała.

– Możesz bez obaw latać samolotem?

– Tak – odparła. – Lekarz nie widzi przeciwwskazań. Wszystko jest w porządku, a do porodu jeszcze prawie cztery miesiące. A zresztą podróż trwa krótko.

– Emily też będzie? – spytał.

A więc jednak zadał to pytanie. A już miała nadzieję, że się obejdzie bez niego. Milczała dłuższą chwilę, nie wiedząc, czy i tym razem powiedzieć prawdę, czy też skłamać.

– To oznacza, że będzie – usłyszała w komórce głos Jacoba. Sam odpowiedział sobie na to pytanie albo zrobiła to ona swoim zbyt długim milczeniem.

– Tak – przyznała. – To z tego powodu nie zaproponowaliśmy tobie i Pameli wspólnego wyjazdu. Przepraszam cię za to. Sam rozumiesz, że byłaby to niezręczna sytuacja.

– OK. Rozumiem.

– Nie masz żalu?

– Tak się składa, że zawsze chciałem spędzić wakacje na Krecie. To jedno z niewielu miejsc, w których jeszcze nie byłem. Bardzo bym wam przeszkadzał? – zapytał nieoczekiwanie.

– Jacob, proszę, nie komplikuj spraw. Sam wiesz, że Emily zależało na zerwaniu z tobą wszelkich kontaktów. Poza tym nie będzie sama, tylko ze swoim chłopakiem.

– Tym lepiej. Może już czas powrócić do normalności. Spytaj Emily, czy miałaby coś przeciwko temu. Tyle możesz zrobić, Natalia. Przyleciałbym z Pamelą i daję słowo, że nie czepiałbym się jej. Wy żylibyście swoim życiem, my swoim.

– Dobrze, zapytam – odparła zrezygnowana Natka. – Ale jeśli się nie zgodzi, odpuścisz?

– Tak.

Natalia rozłączyła się i westchnęła głęboko. Może lepiej byłoby skłamać? Tylko po co? Prędzej czy później prawda pewnie wyszłaby na jaw. Była jednak bardzo zaskoczona propozycją Jacoba. Nie spodziewała się, że będzie chciał przylecieć. Po co to robi? Dlaczego wszystko komplikuje? Przecież sam pragnął zakończyć ich związek. Znów głęboko westchnęła. Pomyślała, że nie powinno jej to specjalnie dziwić. On przecież zawsze wszystko gmatwał, w tym również swoje życie. A Emily i tak się nie zgodzi.

Przez ten rok Emily jakoś się pozbierała i zaczynała wychodzić na prostą. Ale z mężczyznami jej się nie układało. Była nieufna. Nie pozwalała im się zbytnio do siebie zbliżyć. Była w jakimś sensie niedostępna i przy wchodzeniu na bliższy stopień zażyłości to ona wycofywała się pierwsza. Na Kretę miała przylecieć z Ethanem. Zakomunikowała to Natalii, pełna zachwytu:

– It is sweet, smart, charming and cares about me – opowiadała na Skypie i zaraz się poprawiła. – Jest słodki, elegancki, uroczy i dba o mnie.

– Emily, może tym razem to będzie właśnie to? – Natalia była podekscytowana.

– Będzie to? Będzie co? – nie zrozumiała. Coraz lepiej mówiła po polsku, ale czasem jeszcze nie rozumiała wszystkich zawiłości polskiego języka.

– Może Ethan będzie mężczyzną twojego życia – roześmiała się Natalia.

– A, to! – Emily też wybuchnęła śmiechem. – Czas pokaże. Tak to się mówi?

– Bardzo dobrze, Emily – pochwalił ją Maksym.

– Poznacie go. Przylecę z nim do Grecji. Już dokonałam dodatkowa reservation.

– Dodatkowej rezerwacji – automatycznie poprawiła ją Natka.

– Tak – uśmiechnęła się rozbrajająco Emily.

Natalia bardzo kibicowała przyjaciółce, by w końcu spotkała kogoś, kto spełni jej oczekiwania, by miała obok siebie bliską duszę, kogoś, na kogo zawsze mogłaby liczyć. Dobrze, że chociaż właściciel mieszkania, które wynajmowała, pan Smith, otoczył ją opieką i traktował jak córkę, której nigdy nie miał.

Maksym, choć też życzył Emily jak najlepiej, do całej sprawy podchodził bardziej sceptycznie.

– Prawdziwej miłości, szczerej, głębokiej nie da się wyrzucić z serca ot tak sobie. Nie da się jej zastąpić. Druga miłość nigdy nie będzie tą pierwszą.

– Maksym, nie filozofuj – prosiła Natalia. – To była miłość bez wzajemności. Minął rok, odkąd się nie widzieli. Druga miłość może być jeszcze mocniejsza, potężniejsza. I co najważniejsze, nie będzie nikogo ranić.

– Może masz rację. – Westchnął głęboko. – Ale moim zdaniem to nie była miłość bez wzajemności.

– To już nie ma znaczenia – odpowiedziała Natka. – To przeszłość. Jacob zniszczył to uczucie. Skrzywdził Emily, nawet jeżeli chciał ją chronić przed sobą samym. Życie toczy się dalej, Maksym. Przeszłość na zawsze pozostanie gdzieś tam, w tyle.

– Przeszłość pozostanie w tyle – powtórzył. – Dla miłości nie istnieje coś takiego jak przeszłość. Ona jest ponadczasowa. I jeśli była prawdziwa, to zawsze będzie trwać. Nawet wówczas, gdy te osoby pójdą przez życie różnymi drogami, to będą tęsknić.

– Można tęsknić za kimś, kto cię tak bardzo skrzywdził? – dziwiła się.

– Można tęsknić za kimś, kogo się kocha – odparł wymijająco.

Natalia wierzyła, że Emily przestała kochać Jacoba, i pragnęła, by pokochała kogoś, kto na nią będzie zasługiwał. Bo Jacob z całą pewnością nie był wart jej uczucia. Była o tym przekonana, choć lubiła go i był ich przyjacielem.

– Mam więc spytać Emily, czy Jacob może przylecieć na Kretę? – Natka zapytała swojego męża.

– Tak, kochanie – odparł. – Decyzja należy do Emily.

Gdy wieczorem połączyli się na Skypie, Emily najpierw przywitała się z kotami:

– Jak się masz kota? O, jest i Imbir. Hello!

Cynamon siedział na oparciu kanapy i wpatrywał się w monitor. Imbir próbował wcisnąć się między Natalię a Maksyma.

Chwilę rozmawiali o tym, co się ostatnio wydarzyło. Emily była bardzo szczęśliwa.

– Rybiński, wiecie, ten przedsiębiorca, dla którego pracuję, chce mi zorganizować wernisaż. Do tej pory nie wiedział, że maluję. Myślał, że zajmuję się wyłącznie robieniem zabawek dla dzieci.

– To cudownie! – ucieszyła się Natalia. – Pokazałaś mu swoje obrazy?

– Nie. Zawdzięczam to panu Smithowi. To wspaniały man. No, człowieka – poprawiła się. – Rybiński przyjechał do mojego house. Szukał mnie. Chodziło o dodatkowe zlecenie. On jest bardzo dobry dla mnie. Docenia moja praca. Mnie nie było. Robiłam zakupy w shopping center z Ethanem – opowiadała. – A pan Smith ma dodatkowe klucze od mojego house. Zaproponował, że coś mu pokaże.

– I pokazał mu twoje obrazy – domyślił się Maksym.

– Yes! Był zachwycony! Kupił ode mnie w ten sam dzień cztery pictures!

– Cztery obrazy jednego dnia?! – Natalia była podekscytowana.

– Yes! – śmiała się Emily. – I powiedział, że będzie wernisaż po moim powrocie z Krety. W Agora Gallery! To fantastic galeria!

Natalia, wpatrując się w rozpromienioną twarz przyjaciółki, nie miała pojęcia, jak jej powiedzieć o telefonie Jacoba. Emily była jednak bardzo przenikliwa. Zawsze potrafiła dostrzec to, czego inni nie widzieli. Świadczyły o tym zresztą jej obrazy.

– Is something wrong? – spytała i spoważniała.

– Nie, wszystko jest w porządku. A właściwie nie jest – plątała się Natka. – Sama nie wiem, Emily. Decyzja należy do ciebie, ale tak bardzo mi przykro, że przyćmię twoje szczęście.

– Przyczmię? – przyjaciółka łamała sobie język, nie rozumiejąc.

– Jest mi smutno, że muszę ci o tym powiedzieć teraz, gdy jesteś taka szczęśliwa – wyjaśniła Natalia.

– Mów, Natka. – Emily wpatrywała się w nią swoimi brązowymi oczyma.

Gdy Natalia opowiedziała Emily o prośbie Jacoba, jej oczy zrobiły się jeszcze bardziej brązowe. Chwilę milczała. Potem przełknęła głośno ślinę.

– Muszę się zastanowić – odezwała się w końcu cichutko. – Zadzwonię – dodała i rozłączyła się pospiesznie.

Tego wieczoru Emily nie płakała. Obiecała to sobie kiedyś i dzielnie dotrzymywała słowa. Położyła się na łóżku i rozmyślała. Założyła słuchawki i włączyła muzykę. Do jej uszu dotarły delikatne dźwięki i głos Adele, która śpiewała dla niej Set Fire to the Rain. Lubiła tę artystkę. Miała wrażenie, że słowa tego utworu bardzo pasują do tego, co czuła, będąc z Jacobem. Ogarnął ją jeszcze głębszy smutek. Pod zamkniętymi powiekami zaczęły przesuwać się wspomnienia. Cała gama. Tych dobrych i tych z perspektywy czasu bardzo smutnych. Tak, smutnych. Nie złych.

But there’s a side to youThat I never knew never knewAll the things you’d sayThey were never true never trueAnd the games you’d playYou would always win, always win

But I set fire, to the rainWatched it pour as I touched your faceWell it burned while I cried‘Cause I heard it screaming out your name, your name

Przypadek sprawił, że Natalia z Maksymem również słuchali tej nastrojowej i smutnej piosenki. Akurat grali ją w radio. Natka przekładała sobie w myślach słowa na język polski:

Ach, ta ciemna strona ciebie,Której nigdy nie poznałam, nie poznałam.Ach, te wszystkie kłamstwa,którymi mnie karmiłeś, karmiłeś.Bawiłeś się mną, byłam grą,W której chciałeś wygrać.

Ale mimo to zamieniłam deszcz w płomienie.Rozlewały się, gdy dotykałam twojej twarzy dłonią.I płacząc, patrzyłam na ogień deszczuW kroplach krzyku zaklętego w twoim imieniu.

Adel śpiewała nadal, tak jak wtedy w Turynie, gdy wszystko się skończyło.

I set fire, to the rainAnd I threw us into the flamesWell I fell something die‘Cause I knew that that was the last time, the last time, ooooooh

Oh, noo

Let it burn, oohLet it burnLet it burn

Tak, zamieniłam deszcz w płomienieI pozwoliłam nam spłonąć w ich ogniu.I czułam wtedy, że coś umiera,I wiedziałam, że już więcej nie rozpalę ognia na deszczu.

O, nie.

Niech się pali, o, Niech się pali,Niech się pali.

Natalia rozmyślała o tym, jaką decyzję podejmie przyjaciółka. Przytuliła się do Maksyma, a on pocałował ją we włosy. Wsunęła głowę w jego ciepłą szyję. Przywarła do niego całym ciałem, jakby chciała ukryć się przed światem. Tak bardzo pragnęła, by przy Emily teraz też ktoś był, by nie rozmyślała w samotności.

Rozdział drugi

Jacob nie mógł znaleźć sobie miejsca. Co chwilę spoglądał na komórkę. Telefon milczał. Nie wiedział, czy to dobry znak, czy też nie. No ale gdyby Emily odmówiła, Natalia z całą pewnością poinformowałaby go o tym. Gdyby wyraziła zgodę, też już by wiedział. Niepewność wykańczała go. I bezradność. Chciał tylko przez parę dni widywać ją codziennie. Być blisko. Zobaczyć, jak odrzuca do tyłu swoje ciemne włosy i jak zmienia się jej kolor oczu, gdy opowiada o czymś fascynującym, choćby o obrazach. Brakowało mu tego jak powietrza. Brakowało mu jej.

Na co tak naprawdę liczył? Na jej dobre serce? Skrzywdził ją i to bardzo. Ranił ją przez wszystkie lata ich znajomości. Chciał, by odeszła. Nie. Sam pragnął odejść, aby chronić ją przed sobą. W Turynie powiedział Natalii, że nie będzie jej szukał. Skłamał. Za pieniądze można zrobić wszystko. Już po dwóch tygodniach wiedział, dokąd się przeprowadziła. Zdobył informacje o właścicielu mieszkania, panu Michaelu Smisie. Uspokoił się. To był porządny człowiek. Troszczył się o Emily. Zresztą on, Jacob, też.

– Będę czuwał nad tobą jak anioł – szepnął kiedyś sam do siebie, obserwując jej dom – albo raczej jak demiurg, upadły anioł, choć nie Bogu się sprzeciwiłem, a miłości.

Nie mógł i nie potrafił zostawić Emily na pastwę losu. Musiał ją chronić, choć ona była tego zupełnie nieświadoma. Nie wkroczył w jej życie realnie. Nie ujawnił się. Nie miał pojęcia, jakby zareagowała, gdyby nagle stanął w drzwiach jej mieszkania. W końcu to ona pierwsza zdecydowała się odejść i miała do tego pełne prawo.

Wiedział wszystko o mężczyznach, z którymi się spotykała. Jednemu kazał spadać, gdzie pieprz rośnie. Noah był drobnym złodziejaszkiem. Z tego się utrzymywał. Mieszkał z sublokatorami w mieszkaniach z najniższej półki, których nieodłącznym elementem wyposażenia były karaluchy. Często zmieniał lokum, bo nie miał z czego dorzucić się do czynszu. Oczywiście permanentnie kłamał i zatajał ten fakt przed Emily. Jacob musiał jednak przyznać, że potrafił się świetnie maskować. Przy tym był przystojny i zawsze porządnie ubrany, choć w kradzione ciuchy.

Jacob wiedział też, że Emily zaczęła spotykać się z Ethanem, więc informacja od Natalii w ogóle go nie zdziwiła. Nie mógł się do niego przyczepić. Chłopak pracował jako kontroler ruchu powietrznego. Nie miał ukończonych studiów, ale w tym zawodzie całkiem dobrze zarabiał. Wynajmował sam małe mieszkanie. Wyglądało na to, że nie miał większych grzechów na sumieniu. Ale i tak Jacobowi się nie podobał. Uważał, że żaden z mężczyzn, z którymi spotykała się Emily, nie zasługuje na nią, choć miał też pełną świadomość, że on sam zasługiwał najmniej.

Jedna rzecz nie dawała Jacobowi spokoju. Pewnego dnia widział, jak wybiegała z mieszkania zapłakana i wystraszona. Skierowała się wprost do domu Michaela Smitha. Przez jakiś czas nie wychodzili. Później razem poszli do jej mieszkania. Michael ją uspokajał. Wszedł z nią do środka. Co spowodowało to przerażenie malujące się na jej twarzy i łzy płynące po policzkach? Jacoba coś ścisnęło za serce. Chciał podbiec do niej, przytulić ją mocno i powiedzieć, żeby się nie bała, bo on się wszystkim zajmie, i że przy nim jej nic nie grozi. Nie mógł jednak tego zrobić. Cierpiał bardzo z tego powodu, tym bardziej, że dwukrotnie potem jeszcze był świadkiem podobnych sytuacji i za każdym razem Emily była czymś niezwykle poruszona.

Znów spojrzał na wyświetlacz telefonu. Miał nieodebrane połączenia od Madison. Spotykał się z nią od jakiegoś czasu, ale nic dla niego nie znaczyła, tak samo jak inne kobiety. Zresztą zawsze na początku znajomości zaznaczał, że nie interesują go poważne i trwałe związki. Nie miał ochoty do niej teraz oddzwaniać ani z nią rozmawiać. Niecierpliwie czekał na telefon z Polski.

Jacob westchnął głęboko i usiadł przy fortepianie. Przejechał palcami po klawiszach. Salon wypełniły dźwięki sonaty fortepianowej c-moll nr 32 op. 111 Ludwiga van Beethovena. Przeniósł się do innego świata. Odgrodził od tego prawdziwego. Był tylko on i muzyka.

– Jacob znów gra – szepnął jego ojciec. – Nieprawdopodobne. Co to jest? – spytał.

Matka stała tak, by syn jej nie zauważył. Wsłuchana w melodię i zafascynowana, a jednocześnie zaniepokojona. Jacob grał ostatnio tylko w trudnych momentach życia, bardzo zawiłych i zagmatwanych, nie licząc stanów, gdy był w hazardowym ciągu. Wówczas potrafił ze złością przeciągnąć dłonią po klawiaturze. Wiedziała wtedy, że znów przegrał. Płakała i cierpiała w samotności, nic nie mówiąc mężowi. Nie opuszczała jej jednak nadzieja, że syn się w końcu opamięta.

– To sonata fortepianowa – odpowiedziała równie cicho. – Chodźmy stąd. Nie przeszkadzajmy mu. Podam ci coś do jedzenia.

– To dobrze, że on gra? – zapytał podejrzliwie ojciec.

– Nie wiem – uśmiechnęła się do niego. – Trzeba by o to jego zapytać.

– O czym to jest? Znasz się na muzyce. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Sama pięknie grasz. – Ujął jej dłoń.

– To ostatnia sonata Beethovena dedykowana jego przyjacielowi i uczniowi. Nazywał się Rudolf Jan Habsburg.

– Ten kardynał?

– Tak – odparła. – Był on także mecenasem Beethovena. Wspomagał jego i muzykę.

– Chyba więc dobrze, że to akurat gra? – zastanawiał się ojciec, jakby szukając drugiego dna.

– To utwór bardzo trudny technicznie. Robert Taub... – przerwała. – Wiesz kto to?

– Pianista – odpowiedział.

– On twierdzi, że to sonata transcendentalna, że podczas jej wykonywania dusza artysty „wychodzi” na zewnątrz, przekracza granice – mówiła. – Jednak filozofia Kanta skłania się bardziej ku temu, że transcendentalność opiera się na empiryzmie, czyli doświadczeniu.

– Wiesz, kochanie – westchnął. – Jestem wykształconym człowiekiem, ale to dla mnie zbyt skomplikowane.

– Robert Taub uważa – uśmiechnęła się do męża – że w tym utworze dominuje triumf porządku nad chaosem i optymizmu nad cierpieniem.

– To do mnie przemawia. – Odwzajemnił jej uśmiech. – I brzmi pozytywnie.

Siedzieli przy stole, spożywając posiłek, wsłuchani w dobiegające dźwięki. Po upływie około pół godziny zapadła na chwilę cisza, po czym do ich uszu dobiegły rockowe brzmienia.

– To U2 – rozpoznał ojciec.

– Zgadza się. Song For Someone, czyli Piosenka dla kogoś – dodała matka i zaśpiewała po angielsku z uśmiechem na twarzy:

You got a face not spoiled by beautyI have some scars from where I’ve beenYou’ve got eyes that can see right through meYou’re not afraid of anything they’ve seenI was told that I would feel nothing the first timeI don’t know how these cuts healBut in you I found a rhyme

– To brzmi jeszcze bardziej optymistycznie – roześmiał się jej mąż. – Czyżby Jacob zakochał się w Madison? – dodał i zacytował ostatnie zdania pierwszej zwrotki:

Myślałem, że nigdy nie pokocham znów.Me rany same się goją.To dzięki tobie czuję się zdrów.

– Być może zakochał się, ale nie sądzę, żeby to była Madison – odparła matka.

– A kto? – zainteresował się.

– Nie mam pojęcia. – Wzruszyła ramionami, wzięła puste talerze, opłukała je i włożyła do zmywarki. Potem podeszła do męża, nachyliła się nad nim i cmoknęła go w czubek głowy. – Może wkrótce się dowiemy – powiedziała, by uśpić jego czujność.

Domyślała się, kim może być dziewczyna, którą Jacob mógł darzyć prawdziwym uczuciem. Było jej wstyd, bo kiedyś zupełnie nieświadomie zraniła ją słowami, dając do zrozumienia, że w ogóle nie bierze pod uwagę tego, iż mogliby być parą. Traktowała ją wyłącznie jako oddaną przyjaciółkę syna. Teraz żałowała swoich słów. Ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Emily od roku nie pojawiła się w ich domu. Coś się musiało wydarzyć. Nie spytała o to syna. Intuicyjnie wyczuwała, że nie powinna tego robić. Miała nieodparte wrażenie, że nigdy już Emily nie zobaczy, ale że to właśnie ona jest dla Jacoba bardzo ważna. Inne kobiety były tylko na chwilę. Żadnej z nich jej syn nie pokochał i nie z ich powodu grał na fortepianie.

Muzyka ucichła. Matka czekała w skupieniu na następny utwór. Zamiast tego do jej uszu dobiegł dźwięk komórki Jacoba. Ku jej zdziwieniu odebrał, gdyż wcześniejsze połączenia odrzucał. Musiał wyjść z salonu, ponieważ nie słyszała rozmowy, choć tak bardzo chciała.

Rozdział trzeci

Samochód dojeżdżał już do Katowic. Do odlotu samolotu było jeszcze sporo czasu, dlatego młodzi Górscy nawet się nie denerwowali, gdy utknęli w korku. Potem, będąc już na miejscu, z pomocą nawigacji odnaleźli właściwy parking.

– Mogliśmy lecieć z Wrocławia. Dlaczego się tak uparłaś na te Katowice? – spytał Maksym, spoglądając na Natalię.

– Kochanie, już ci tłumaczyłam, że biuro podróży sugerowało wylot właśnie stąd – roześmiała się.

– Ale dałoby się załatwić Wrocław. Przecież pytałem.

– Za dużo większą dopłatą – odparła.

– Stać nas na to.

– Maksym, to, że mamy pieniądze, nie oznacza, że musimy wydawać je bez sensu. A ja nie jestem chora, tylko w ciąży.

– Nosisz nasze dziecko pod sercem. – Zdjął rękę z kierownicy i uścisnął jej dłoń.

Wjechali na parking i pokazali opłaconą rezerwację na piętnaście dni. Zostawili samochód. Już po chwili podjechał bus, który zawiózł ich na lotnisko. Maksym wziął bagaże. Kolejka do ich bramki była całkiem spora, ale podróżni przepuścili Natalię, za co Maksym serdecznie im podziękował. Okazali dokumenty i nadali bagaż rejestrowany. Później podeszli do bramki kontroli bezpieczeństwa. Wyjęli z kieszeni klucze i telefony i włożyli do kuwety. Po zakończeniu kontroli udali się do hali odlotów.

– Pójdziemy coś zjeść – zdecydował Maksym.

– Nie jestem głodna. Chcesz mnie utuczyć?

– Jesteś, tylko o tym nie wiesz – upierał się. – W domu prawie nic nie zjadłaś. Mieszałaś tylko widelcem w talerzu.

– Denerwuję się – przyznała. – Przecież wiesz, że boję się latać – wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia.

– Kochanie, jesteś ze mną. Nic się nie stanie. To tylko nieco ponad dwie godziny lotu – uspokajał żonę. – Nic się nie wydarzy.

– Nie możesz tego wiedzieć – jęknęła.

– Ja to wiem – powiedział stanowczo i pociągnął Natalię za rękę w stronę restauracji. – Musisz coś zjeść – dodał.

– A co to jest? – zapytała Natka, przyglądając się dziwnej kabinie z przezroczystymi szybami. – I co ci ludzie tam robią?

– To kabina dla palaczy – cierpliwie tłumaczył jej. – Po to, by oni mogli zapalić, a my nie musieli wdychać dymu.

– No właśnie, ale tam nie ma dymu – zauważyła.

– Te kabiny mają specjalne systemy filtrowania powietrza. Inaczej ci ludzie też by się tam udusili. Sama widzisz, ilu ich jest.

– No – zdziwiła się. – I ta kolejka – wskazała wzrokiem – też tam?

– Zgadza się – potwierdził.

– Dobrze, że nigdy w życiu nie zaczęłam palić papierosów.

– Byłaś na to za mądra – uśmiechnął się.

– A gdybym paliła, to byś mnie kochał? – przyjrzała mu się podejrzliwie.

– Z pewnością tak, ale musiałabyś porzucić ten nałóg – znów się roześmiał. – W ogóle skąd takie pytania? Zadziwiasz mnie czasem, zwłaszcza teraz, gdy jesteś w odmiennym stanie – przerwał i zastanawiał się dłuższą chwilę. – W sumie wcześniej też mnie niejednokrotnie zadziwiałaś – dodał.

Maksym nie znosił słowa „w ciąży”. Zawsze mówił, że jego żona jest w błogosławionym stanie. Gdy Natalia zwracała mu uwagę, że czuje się wówczas niezręcznie, gdyż ludzie patrzą na nich jak na wariatów, odpowiadał, że nic go to nie obchodzi. Chcąc jednak zadowolić żonę, odtąd przy obcych używał sformułowania „stan odmienny”.

– Jedz – zwrócił się do Natalii – bo znów grzebiesz w tym talerzu. No już.

Posłusznie spożyła przyniesioną przez kelnera porcję, choć każdy kęs z trudem przechodził jej przez gardło.

– Widziałeś tego mężczyznę? – spytała cicho. – Tylko nie oglądaj się teraz, bo głupio to będzie wyglądać. Siedzi po twojej lewej stronie. W okularkach. Jest sam.

– A co z nim nie tak? – zdziwił się Maksym.

– Wygląda jak terrorysta. I ma teczkę. Taką aktówkę. Ale dużą.

Maksym dyskretnie zerknął w lewą stronę.

– Natalia, to zwyczajny człowiek z teczką.

– Nie dziwi cię, że jest sam? – zapytała konspiracyjnym szeptem.

– Nie – pokazał w uśmiechu białe, równe zęby. – Ludzie często podróżują samotnie.

– Nieprawda – powiedziała. – Na ogół z kimś. A co, jeśli w tej aktówce ma bombę? Może trzeba to komuś zgłosić?

– Ta teczka przeszła przez bramkę bezpieczeństwa – stwierdził Maksym.

– Niby wszystkie przechodzą, a samoloty później wylatują w powietrze – zauważyła.

– Kochanie, chyba nie powinnaś oglądać telewizji – uśmiechnął się.

– On się rozgląda. Tak znad okularków. Lustruje wszystkich dyskretnie.

– Coś ty znów wymyśliła?

– Ja bym to zgłosiła. – Niby od niechcenia przyglądała się mężczyźnie. – Założył prochowiec. Pewnie w tym płaszczu coś ma.

– Płaszcz też przeszedł przez bramkę bezpieczeństwa – oznajmił.

– Może się dogadał z obsługą? Już tak chyba było w Egipcie – przypomniała sobie.

– Natalia, jesteśmy w Polsce, nie w Egipcie – westchnął.

– Ja tylko mam nadzieję, że on nie poleci z nami samolotem. Wychodzi – stwierdziła, odprowadzając go wzrokiem.

– Boarding – powiedział Maksym. – Jest informacja o przejściu na pokład. Zbieramy się, kochanie. Dobrze, że wszystko zjadłaś.

– A miałam inne wyjście? – spytała zaczepnie.

– Nie – odpowiedział.

Zeszli po schodach. Była już kolejka pasażerów, ale Natalię i Maksyma znów przepuszczono poza kolejnością. Okazali karty pokładowe i udali się do autobusu lotniskowego.

– O, nie! – szepnęła przerażona Natalia. – On tu jest. Stoi tam – wskazała wzrokiem. – Znów wszystkich lustruje znad okularów. Spójrz, jak mocno trzyma tę teczkę.

– To zwykły pasażer. Nie panikuj. Zaszkodzisz sobie i naszej córeczce.

– Przecież on wysadzi samolot w powietrze. Jestem pewna, że ma tam bombę.

– Nie ma żadnej bomby ani niczego podobnego.

– Skąd wiesz? Zaglądałeś do tej jego aktówki?

– Kochanie, nie zmuszaj mnie, żebym facetowi kazał otwierać torbę i nakłaniał go, by pokazał, co tam ma. – Uśmiechnął się do niej, objął ją ramieniem i pocałował w policzek.

– Jakiś duży ten samolot – powiedziała, gdy wysiedli z autobusu.

– Leciałaś większym do Nowego Jorku – przypomniał.

– No właśnie zastanawiam się, czy lepiej lecieć większym, czy mniejszym? Mały jest chwiejny. Może spaść – mówiła. – A duży jest za ciężki i też może spaść. Jak myślisz, jakim lepiej?

– Natalia, żaden samolot nie spadnie – powiedział stanowczo.

Weszli na pokład i zajęli miejsca.

– Gdzie siedzi ten terrorysta? – spytała. – Muszę go mieć na oku. Może będzie mu głupio wysadzić samolot, gdy się zorientuje, że wciąż się na niego gapię. Oni lubią to robić dyskretnie.

– Tak? – roześmiał się. – A skąd o tym wiesz?

– To oczywiste. Tak poważnych rzeczy nie robi się, gdy ktoś się na ciebie patrzy. – Wzruszyła ramionami.

– Ja tam nie wiem – śmiał się Maksym. – Nigdy nie byłem w takiej sytuacji.

– Widzę go! – szepnęła podekscytowana. – Jest przed nami. To niedobrze. Ale może wyczuje mój wzrok.

– Z całą pewnością – odparł rozbawiony młody Górski.

Stewardesa sprawdziła luki na bagaż podręczny oraz poinformowała pasażerów o zasadach bezpieczeństwa i postępowaniu w nagłych wypadkach. Przywitał ich też kapitan. Natka nie odrywała wzroku od mężczyzny w okularach. Samolot zaczął kołować. Trwało to niespodziewanie krótko.

– Już oderwał się od ziemi – Maksym poinformował żonę.

– Nie mów mi tego. Nie chcę wiedzieć – jęknęła.

– Przytul się do mnie, zamknij oczy i myśl o czymś przyjemnym – poprosił.

– Nie mogę – westchnęła. – Nie mogę zamknąć oczu. Muszę obserwować terrorystę.

– Natalia, powtarzam, to jest zwyczajny człowiek.

Lecieli już dobre pół godziny, gdy Natka nagle zapytała.

– Co się tam wyświetla?

– Jak to co? – zdziwił się. – Już zapomniałaś? Prędkość, z jaką lecimy.

– Dziewięćset pięćdziesiąt kilometrów na godzinę?! – spytała na tyle głośno, że kilka osób skierowało spojrzenia w jej stronę, uśmiechając się pobłażliwie. – Maksym, ja nie chcę tego wiedzieć. Jak taka ciężka maszyna może lecieć dziewięćset pięćdziesiąt kilometrów na godzinę?!

– To nie patrz tam – zaproponował. – Obserwuj terrorystę.

– Chyba teraz już nie muszę. Jak sądzisz? Przecież gdyby chciał wysadzić ten samolot w powietrze, to już by to zrobił. Inne wybuchały tuż po starcie.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Rozdział czwarty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział piąty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział szósty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział siódmy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział ósmy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział dziewiąty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział dziesiąty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział jedenasty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział dwunasty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział trzynasty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział czternasty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział piętnasty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział szesnasty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział siedemnasty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział osiemnasty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział dziewiętnasty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział dwudziesty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział dwudziesty pierwszy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział dwudziesty drugi

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział dwudziesty trzeci

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział dwudziesty czwarty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział dwudziesty piąty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział dwudziesty szósty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział dwudziesty siódmy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział dwudziesty ósmy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział dwudziesty dziewiąty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział trzydziesty

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział trzydziesty pierwszy

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział trzydziesty drugi

Dostępne w wersji pełnej