Tatuś Muminka i morze - Tove Jansson - ebook + audiobook + książka

Tatuś Muminka i morze ebook i audiobook

Jansson Tove

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Życie Muminków i ich przyjaciół z Doliny skupia się wokół domu Mamy i Tatusia Muminka, gdzie każdy może liczyć na pomoc i przyjaźń. Panna Migotka, Paszczak, Mała Mi, Włóczykij, Ryjek, czy straszna Buka tworzą galerię postaci, które na zawsze pozostaną w pamięci czytelników.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 182

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 31 min

Lektor: Krzysztof Kowalewski

Oceny
4,5 (216 ocen)
147
47
15
7
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
arhkym

Całkiem niezła

Po tytule bałam się, że będzie to kolejna książka cała oczami Tatusia Muminka, dlatego chwilę trwało, nim się za nią zabrałam. Na szczęście tak nie było, choć wynurzeń tego buca i tak było zbyt wiele. Ja po prostu nie znoszę Tatusia i nie rozumiem, dlaczego reszta rodziny jeszcze go nie zostawiła na jakiejś wyspie (na przykład na tej właśnie). Bardzo podobała mi się relacja Muminka z Buką, która ewidentnie była samotna. Zresztą, nie tylko ona. Dużo było samotności w całej książce. A Tatuś przechodził kryzys wieku średniego i powinien dostać w łeb za swoje zachowanie, ot co!
dzinks71

Nie oderwiesz się od lektury

Super
10
Czary_mary

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo lubię muminki! Ale niekture książki blokują się i nieda się ich słuchać!? 😊🥳🤩🤪😔!
11
NuriaInez

Nie oderwiesz się od lektury

Syn mówi, że jedna z najlepszych części.
00
Sengatime

Dobrze spędzony czas

Ponadczasowa bajka o samotności, tłumacząca uczucia i rozterki, dająca przestrzeń indywidualizmowi, nie zapominając, że jest się częścią zróżnicowanej społeczności.
01

Popularność




Zajrzyj na strony:

www.nk.com.pl

Znajdź nas na Facebooku

www.facebook.com/WydawnictwoNaszaKsiegarnia

Przeczytaj również pozostałe tomy z serii MUMINKI

http://www.nk.com.pl/muminki/2/seria.html

Poznaj naszą ofertę lektur i książek edukacyjnych

http://www.nk.com.pl/lektury-i-edukacja/7/kategoria.html

Cykl książek o Muminkach obejmuje:

Małe trolle i duża powódź

Kometa nad Doliną Muminków

W Dolinie Muminków

Pamiętniki Tatusia Muminka

Lato Muminków

Zima Muminków

Opowiadania z Doliny Muminków

Tatuś Muminka i morze

Dolina Muminków w listopadzie

Muminki w wersji do słuchania

http://www.nk.com.pl/muminki-9-audiobookow/1473/ksiazka.html

Rozdział 1

Rodzina w szklanej kuli

Któregoś popołudnia w końcu sierpnia Tatuś Muminka spacerował po ogrodzie i czuł się niepotrzebny. Nie wiedział, do czego by się wziąć, bo wszystko, co było do zrobienia, albo już zostało zrobione, albo ktoś inny tym się zajmował.

Dreptał tu i tam bez określonego celu, z ogonkiem wlokącym się smętnie po wyschniętej ziemi. Upał ogarnął dolinę i wszystko tkwiło w milczącym bezruchu, lekko zakurzone. W sierpniu zdarzały się wielkie pożary lasów i Tatuś uprzedzał swoją rodzinę o tym niebezpieczeństwie. Powtarzał im niejednokrotnie, że trzeba naprawdę bardzo uważać, że w lecie obowiązuje szczególna ostrożność. Opisywał nawet, jak wygląda taka paląca się dolina, syczące płomienie, rozżarzone pnie i ogień pełzający pod mchem. Jak nocą lśniące słupy ognia wyrastają na tle ciemnego nieba, a fale płomieni pędzą po zboczach w stronę morza...

„A potem z sykiem rzucają się do wody – kończył opowiadanie z ponurą satysfakcją. – I wszystko jest czarne, spalone. Ogromna odpowiedzialność spada w tym czasie na każdego, kto ma dostęp do zapałek, choćby był najmniejszym nawet stworzeniem”.

Rodzina przerywała pracę i mówiła:

„Tak. Oczywiście. Tak. Tak”.

I znów wszyscy wracali do swoich zajęć.

Bo każdy ciągle coś robił. Spokojnie, ze skupieniem krzątali się całymi dniami koło małych, malutkich spraw, które składały się na ich świat. A był to ich własny, całkiem prywatny świat. Nic tam nie można było dodać, tak jak na mapie, gdzie wszystko jest już odkryte i zamieszkane i nie ma białych plam.

„Tatuś w sierpniu zawsze opowiada o pożarach lasów” – mówili do siebie.

Tatuś Muminka wszedł po stopniach na werandę. Jak zwykle łapki przyklejały mu się do lakierowanej podłogi i przy każdym kroku słychać było cmoknięcie. Ogonek też się przyklejał, zupełnie jakby ktoś za niego ciągnął!

Tatuś doszedł do wiklinowego fotela, usiadł i zamknął oczy. „Tę podłogę trzeba by na nowo polakierować – pomyślał. – Robi się taka z powodu upału. Ale dobry lakier nie powinien się roztapiać dlatego, że jest gorąco. Może użyłem niewłaściwego gatunku. Werandę zbudowałem bardzo, bardzo dawno i trzeba ją koniecznie przelakierować, lecz wpierw powinno się wywiórkować podłogę. Okropna robota, której nikt nie doceni. Tyle tylko, że ma się jakąś szczególną przyjemność, malując nową, białą podłogę szerokim pędzlem i błyszczącym lakierem. Zanim to zrobię, reszta rodziny będzie musiała używać tylnych drzwi, żeby nie przeszkadzać. A potem zawołam ich i powiem: »Proszę. Oto wasza nowa weranda...«. Za gorąco tu jest. Chciałbym wypłynąć gdzieś na żaglówce, pożeglować prosto przed siebie, jak najdalej...”.

Tatuś Muminka poczuł senność, zwłaszcza w łapkach, otrząsnął się więc i zapalił fajkę. Zapałka tliła się w popielniczce, a on przypatrywał się jej z zainteresowaniem. Kiedy już prawie miała zgasnąć, Tatuś podarł kawałek gazety na drobniutkie cząstki i położył je na płomyku. Błysnął ładny ogieniek, ledwo widoczny w słońcu, ale palił się ślicznie. Tatuś śledził go z uwagą.

– Znów gaśnie – odezwała się mała Mi. – Dołóż jeszcze! – Siedziała w cieniu na poręczy balustrady i przyglądała mu się.

– Ach, to ty – rzekł Tatuś Muminka, potrząsając popielniczką i czekając, żeby płomień zgasł. – Obserwuję, w jaki sposób pali się ogień. To bardzo ważne.

Mała Mi zaśmiała się i dalej patrzyła na niego. Wtedy Tatuś Muminka nasunął kapelusz na oczy i tak schowany, zapadł w sen.

– Tatusiu – powiedział Muminek. – Obudź się! Ugasiliśmy pożar w lesie!

Tatuś miał teraz obie łapki mocno przyklejone do podłogi. Oderwał je z uczuciem głębokiej niechęci. Co za niesprawiedliwość!

– O czym ty mówisz? – zapytał.

– Prawdziwy mały pożar lasu – wyjaśnił Muminek. – Zaraz za poletkiem tytoniowym. Palił się mech i mama powiedziała, że to mogła być iskra z komina...

Tatuś Muminka zerwał się z fotela i natychmiast poczuł przemożną chęć działania. Kapelusz stoczył się po schodach.

– Zgasiliśmy go! – krzyknął Muminek. – Od razu został zgaszony. Nie musisz się niepokoić

Tatuś stanął jak wryty. Ogarnęła go złość.

– Gasiliście beze mnie? – zawołał. – Dlaczego nikt mi nic nie powiedział? Pozwoliliście mi spać, nic nie mówiąc!

– Ależ, kochanie – odezwała się Mama Muminka, wychylając się z okna w kuchni. – Pomyśleliśmy, że nie trzeba cię budzić. To był naprawdę bardzo mały pożar, trochę tylko dymiło. Szłam właśnie tamtędy, niosąc wiadra z wodą, i wystarczyło pokropić go po drodze...

– Po drodze! – wykrzyknął Tatuś Muminka. – Tylko pokropić! Pokropić, co za słowo! I zostawić palący się ogień pod mchem, niestrzeżony! Gdzie on jest? Gdzie?

Mama Muminka przestała robić to, co właśnie robiła, i prędko podreptała pierwsza w stronę tytoniowego poletka. Muminek został na werandzie, patrząc za nimi. Czarna plamka w mchu była naprawdę bardzo niewielka.

– Można by pomyśleć – rzekł w końcu Tatuś Muminka, bardzo powoli – że taka plamka nie jest niebezpieczna. Otóż nie. To się może dalej palić pod mchem. W ziemi. Może minąć godzina, może nawet dwie, a potem nagle puf! – ogień wybucha w całkiem innym miejscu. Rozumiesz?

– Tak, kochanie – odpowiedziała Mama Muminka.

– Dlatego zostanę tutaj – mówił dalej Tatuś, grzebiąc z niezadowoleniem w mchu. – Żeby pilnować. Nawet całą noc, jeżeli będzie trzeba.

– Czy naprawdę myślisz... – zaczęła Mama Muminka. A potem dodała: – No tak, to ładnie z twojej strony. Z mchem nigdy nic nie wiadomo.

Tatuś całe popołudnie pilnował czarnej plamki.

Powyrywał mech dookoła na dość dużej przestrzeni i nawet na kolację nie wrócił do domu. Chciał, żeby wszyscy wiedzieli, że czuje się dotknięty.

– Myślisz, że zostanie tam całą noc? – spytał Muminek.

– Bardzo możliwe – odparła Mama Muminka.

– Jak się gniewać, to się gniewać – stwierdziła mała Mi, obierając ziemniaka zębami. – Trzeba czasem być złym, każde najmniejsze stworzenie ma prawo być złe. Ale Tatuś gniewa się nie tak, jak trzeba. Nic nie wydmuchuje z siebie, tylko wciąga do środka.

– Drogie dziecko – powiedziała Mama Muminka – Tatuś wie, co robi.

– Ja myślę, że nie wie – rzekła wprost mała Mi. – Wcale nie wie. A wy wiecie?

– Tak naprawdę to nie – musiała przyznać Mama.

Tatuś Muminka wsadził nos w mech i poczuł kwaśny zapach dymu. Ziemia nie była już nawet ciepła. Wytrząsnął fajkę do dziury i dmuchnął na iskry: żarzyły się przez chwilę, a potem zgasły. Wtedy Tatuś przydeptał to brzydkie miejsce i poszedł wolno w głąb ogrodu, żeby popatrzeć na szklaną kulę.

Zmrok wyłaniał się z ziemi, gromadząc się, jak zwykle, pod drzewami. Koło szklanej kuli było nieco jaśniej. Pięknie wyglądała na słupku z morskiej pianki – odbijał się w niej cały ogród. Należała do Tatusia, była jego wyłączną własnością, jego własną magiczną kulą z błyszczącego niebieskiego szkła, centralnym punktem ogrodu i doliny, ba, może nawet całego świata.

Lecz Tatuś Muminka nie od razu w nią spojrzał. Przypatrywał się swym zasmolonym łapkom, usiłując zebrać kołujące myśli, niejasne i smutne. A gdy zrobiło mu się tak ciężko na sercu, że trudno bardziej, szybko zerknął na kulę, żeby się pocieszyć. Zawsze go pocieszała. Każdego wieczoru chodził patrzeć na nią, przez całe długie, ciepłe, nieopisanie piękne i melancholijne lato.

Kula była zawsze chłodna. Jej niebieski kolor, głębszy i jaśniejszy niż błękit morza, przemalowywał cały świat, czyniąc go też chłodnym, odległym i obcym. W środku tego świata Tatuś widział siebie ze swym dużym nosem, a dookoła ukazywał mu się, jak w zwierciadle, zupełnie zmieniony, bajkowy krajobraz. Niebieska ziemia była gdzieś daleko i głęboko w dole. W tej niedającej się dosięgnąć przestrzeni Tatuś zaczynał szukać swojej rodziny. Co dzień się zjawiali, wystarczyło poczekać – szklana kula zawsze ich odzwierciedlała.

I nic dziwnego, bo każdego dnia o zmroku mieli bardzo dużo do zrobienia. Stale coś robili. Prędzej czy później ukazywała się Mama Muminka spiesząca od strony kuchni do piwnicy na podwórku po kiełbasę czy masło albo idąca na pólko ziemniaczane lub po drewno na opał. Za każdym razem wyglądała tak, jakby stąpała po zupełnie nieznanej sobie ścieżce i jakby ją to ogromnie bawiło. Ale nigdy nie można było być pewnym. Mogła równie dobrze udawać się na jakąś tajemniczą przechadzkę, bardzo dla niej przyjemną, mogła też bawić się sama ze sobą w jakąś własną grę albo po prostu przechadzać się i cieszyć życiem.

O, właśnie przebiegła, jak biała zaaferowana kulka, w samej głębi, między najbardziej niebieskimi wśród niebieskich cieni. A tam włóczył się Muminek, jakby nieobecny, zajęty wyłącznie sobą. I mała Mi przemykała się po zboczu, ale tak szybko, że ledwo ją było widać. Tatuś zauważył tylko mignięcie postaci tak zdecydowanej i samodzielnej, tak niezależnej, że nie musiała ani przechwalać się, ani popisywać. W swoich odbiciach wszyscy wydawali się niewiarygodnie mali, a szklana kula sprawiała, że ruchy ich były błędne, pozbawione celu. Tatuś Muminka bardzo to lubił, to była jego wieczorna zabawa. Dawała mu wrażenie, że oni potrzebują jego opieki, że znajdują się na dnie głębokiego morza, które tylko on zna.

Było już prawie ciemno, gdy nagle w szklanej kuli zdarzyło się coś nowego: zabłysło jakieś światło. To Mama Muminka zapaliła lampę na werandzie, pierwszy raz tego lata. Lampę naftową. Od razu poczucie bezpieczeństwa skupiło się w jednym jedynym punkcie: na werandzie, koło Mamy. Mama siedziała i czekała, aż cała rodzina zbierze się w domu, żeby podać im herbatę.

Szklana kula zgasła. Wszystko, co niebieskie, stało się ciemnością i widać było tylko lampę.

Tatuś Muminka stał przez chwilę, nie bardzo wiedząc, o czym myśli. Potem odwrócił się i poszedł do domu.

– No, tak – rzekł Tatuś. – Myślę, że teraz możemy spać spokojnie. Niebezpieczeństwo chyba minęło, tym razem. Ale na wszelki wypadek pójdę tam jeszcze raz o świcie.

– Ha! – powiedziała mała Mi.

– Tatusiu! – zawołał Muminek. – Nic nie zauważyłeś? Mamy lampę!

– Tak – rzekła Mama Muminka. – Uznałam, że powinniśmy zapalić lampę, bo wieczory zaczynają być długie. Właśnie dziś takie miałam uczucie.

– Ale w ten sposób zakończyłaś lato – powiedział Tatuś. – Nie należy zapalać lampy, dopóki lato naprawdę nie minie.

– Potem jest już jesień – rzekła Mama cichym głosem.

Lampa syczała. W jej świetle wszystko stawało się bliskie i niezawodne, rodzina tworzyła zwarty krąg, dobrze znajomy, bezpieczny. Na zewnątrz świat był obcy i niepewny, a ciemność zdawała się sięgać coraz wyżej i coraz dalej, chyba po krańce świata.

– W niektórych rodzinach ojcowie decydują, kiedy czas zapalić lampę – mruknął Tatuś z pyszczkiem w filiżance.

Muminek ułożył sobie kanapki tak jak zawsze: wpierw z serem, potem dwie z kiełbasą, potem z zimnymi kartoflami i sardynkami, a na koniec z marmoladą. Był doskonale szczęśliwy. Mała Mi jadła tylko sardynki, bo czuła, że ten wieczór jest jakiś niezwykły. Zamyślona, wpatrywała się w ciemność zalegającą ogród, a im więcej myślała i jadła, tym jej oczy stawały się czarniejsze.

Jasne światło lampy padało na trawę i krzak bzu. Dalej, znacznie już słabsze, rozpełzało się wśród cieni. A tam, w zupełnej samotności, siedziała Buka.

Siedziała już tak długo na tym samym miejscu, że ziemia pod nią zdążyła zamarznąć. Kiedy podniosła się, trawa zachrzęściła jak tłuczone szkło. Buka zbliżyła się nieco do światła i wtedy szept grozy zaszeleścił w koronach drzew, a kilka liści klonu zwinęło się i drżąc, spadło na jej ramiona. Astry odchyliły się od niej, jak tylko mogły najdalej, koniki polne zamilkły.

– Dlaczego nie jesz? – spytała Mama Muminka.

– Nie wiem – odparł Muminek. – Czy są u nas rolety?

– Są na strychu. Będą potrzebne dopiero, jak zapadniemy w zimowy sen.

Mama zwróciła się do Tatusia i powiedziała:

– Nie chciałbyś trochę popracować nad twoim modelem latarni morskiej? Korzystając z tego, że lampa się pali?

– Ech! – rzekł Tatuś. – To zbyt dziecinne. I nieprawdziwe.

Buka przysunęła się jeszcze trochę bliżej. Wpatrzona w lampę, lekko kiwała wielką głową, jej nogi tonęły w mroźnej, białej mgle. Gdy po chwili znów zaczęła wlec się wolno w stronę światła, niczym ogromny cień, szary i samotny, cały ogród wstrzymał oddech, a szyby w oknach cicho zabrzęczały, jakby gdzieś daleko była burza. Podeszła do werandy i stanęła poza czworokątem światła, na spowitej ciemnością ziemi.

Potem szybkim ruchem zbliżyła się do samego okna i światło lampy padło prosto na jej twarz. Wtedy cichy pokój za szybą wypełnił się nagle krzykiem i bezładną bieganiną, przewracały się krzesła, ktoś wyniósł lampę. W kilka sekund werandę ogarnęły ciemności. Wszyscy uciekli w głąb domu, schowali się z lampą gdzieś daleko, w samym jego sercu, tam gdzie było bezpiecznie.

Buka stała jakiś czas, dmuchając mrozem w okno pustej werandy, a potem odeszła, wtapiając się w mrok. Trawa trzeszczała pod jej krokami coraz słabiej, coraz dalej. Ogrodem wstrząsnął dreszcz i trochę liści spadło z gałęzi. Po chwili można już było odetchnąć spokojnie: Buka zniknęła.

– Wcale nie musimy się barykadować i czuwać całą noc – powiedziała Mama Muminka. – Pewnie znowu coś zniszczyła w ogrodzie, ale wiesz dobrze, że nie jest niebezpieczna. Tylko wygląda tak przerażająco...

– Oczywiście, że jest niebezpieczna! – zawołał Tatuś Muminka. – I ty też się jej wystraszyłaś. Okropnie się wystraszyłaś – a przecież nie musisz się niczego bać, póki ja jestem w domu...

– Kochanie – powiedziała Mama. – Boimy się Buki dlatego, że jest zimna. I dlatego, że nikogo nie lubi. Ale ona nigdy nic złego nie zrobiła. A teraz chodźmy się położyć.

– Dobrze! – rzekł Tatuś Muminka, odkładając pogrzebacz na jego miejsce w kąciku. – Dobrze! Jeżeli Buka nie jest niebezpieczna, to ja nie muszę was strzec. Tym lepiej dla mnie. – Mówiąc to, wyszedł na werandę, wziął po drodze trochę sera i kiełbasy i ruszył samotnie w ciemność.

– Oho! – rzekła mała Mi z podziwem. – Jest zły. Wydmuchuje! Zamierza pilnować mchu aż do jutra rana.

Mama Muminka nic nie powiedziała. Krzątała się, robiąc przygotowania na noc, jak każdego wieczoru. Pogrzebała w torebce, potem zgasiła światło.

Lecz cisza, która zapadła w pokoju, jakoś tym razem nie była naturalna. W końcu Mama z roztargnioną miną zaczęła odkurzać model latarni morskiej Tatusia, ustawiony na półce nad umywalnią.

– Mamusiu – odezwał się Muminek.

Ale Mama nie słuchała. Podeszła do wiszącej na ścianie dużej mapy, na której widać było Dolinę Muminków, brzeg morski i wyspy. Weszła na krzesło, żeby od razu znaleźć się daleko na morzu, i przytknęła pyszczek do małej kropki na samym środku.

– To tu – zamruczała. – Tu zamieszkamy i będziemy pędzić bardzo przyjemne życie, pełne kłopotów...

– Co powiedziałaś? – spytał Muminek.

– Tu będziemy mieszkać – powtórzyła Mama. – To jest wyspa Tatusia. Tatuś będzie się tam nami opiekował. Przeniesiemy się na nią na resztę życia i zaczniemy wszystko od nowa.

– A ja zawsze myślałam – odezwała się mała Mi – że tę plamę zrobiła mucha.

Mama Muminka zeszła z krzesła.

– To czasem trwa. To może nawet bardzo długo trwać, zanim się wszystko ułoży – powiedziała.

I wyszła do ogrodu.

– Nie chcę nic mówić na temat niektórych matek i ojców – wycedziła Mi. – Bo i tak zaraz byś powiedział, że tatusiowie i mamusie nigdy głupio nie postępują. Ale ci tutaj na pewno coś knują. Jestem gotowa zjeść galon[1] piasku, jeśli zrozumiem, o co tu chodzi.

– Nie musisz rozumieć! – odparł Muminek gwałtownie. – Sami doskonale wiedzą, dlaczego zachowują się trochę dziwnie. Że też niektórzy zawsze mają się za mądrzejszych i zawsze wszystko muszą najlepiej wiedzieć tylko dlatego, że zostali adoptowani!

– Masz całkowitą rację – rzekła mała Mi. – Ja zawsze jestem mądrzejsza.

Muminek przypatrywał się samotnej plamce daleko na otwartym morzu i myślał: „Tam Tatuś chce zamieszkać. Tam chce pojechać. Oni nie żartują. To poważna zabawa”. I nagle wydało mu się, że morze burzy się wkoło wyspy, że białe bałwany uderzają o brzegi, a wyspa jest zielona i ma czerwone skały. To jest przecież ta samotna, tajemnicza wyspa gdzieś na południowych morzach, opisywana w książkach z obrazkami, ta, o którą rozbijają się statki. Muminek szepnął ze ściśniętym gardłem:

– Mi! To fantastyczne!

– Co ty mówisz! – odparła Mi. – Wszystko jest przecież fantastyczne. Mniej lub więcej. Najbardziej fantastyczne byłoby, gdybyśmy tam pojechali z wszystkimi gratami i z wielkim szumem, a potem stwierdzili, że to rzeczywiście był tylko ślad muchy.

Mogło być zaledwie wpół do szóstej rano, kiedy Muminek wyruszył przez ogród po tropach Buki. Ziemia zdążyła już odtajać, ale mimo to widać było miejsca, gdzie Buka siedziała: trawa całkiem na nich zbrązowiała. Muminek wiedział, że tam, gdzie Buka siedzi dłużej niż godzinę, nic już nigdy nie wyrośnie, bo ziemia zamiera z przerażenia.

Mieli kilka takich plam w ogrodzie, najgorsza znajdowała się, jakby na złość, w rabacie tulipanowej.

Szeroka ścieżka suchych liści prowadziła do werandy. Tam Buka stała na samym skraju świetlistego kręgu i patrzyła na lampę, a potem, nie umiejąc się powstrzymać, podeszła, jak tylko mogła najbliżej, a gdy szła, wszystko po drodze ginęło. Zawsze tak było. Wszystko, czego dotknęła, umierało.

Muminek wyobraził sobie, że jest Buką. Zgięty wpół, posuwał się wolno przez stosy martwych liści, a potem stanął, rozpościerając wkoło siebie mgłę. Wreszcie westchnął i spojrzał tęsknie w okno. Czuł się najbardziej samotnym stworzeniem na świecie.

Jednak bez lampy to uczucie nie było zbyt przekonywające i zamiast o smutnych rzeczach Muminek zaczął myśleć o wesołych: o wyspach na morzu i wielkich zmianach. Zapominając o Buce, ruszył zygzakiem między długimi cieniami rzucanymi przez wschodzące słońce. Zabawa polegała na tym, żeby stąpać tylko tam, gdzie padają promienie słoneczne, bo wszystko naokoło było przepastną głębią morską. Dla tych, oczywiście, co nie umieją pływać.

Ktoś gwizdał w drewutni, więc Muminek zajrzał do niej. Poranne słońce świeciło złociście na wióry leżące koło okna, pachniał olej lniany i żywica. Tatuś zajęty był wstawianiem małych dębowych drzwi do swojej latarni morskiej.

– Spójrz na te żelazne klamry – powiedział. – Są wbite w skałę i po nich wchodzi się do latarni. Przy złej pogodzie trzeba bardzo uważać. Popatrz, łódź przypływa pod skały na grzbiecie spienionej fali i wtedy wyskakujesz, chwytasz się mocno klamer i wdrapujesz do góry, podczas gdy łódka się cofa... Kiedy przychodzi następna fala, jesteś już bezpieczny. Potem walczysz z wiatrem, trzymając się tej oto poręczy, i otwierasz drzwi, które są bardzo ciężkie. Zatrzaskują się za tobą. No i jesteś w latarni morskiej. Przez grube mury słychać szum morza jakby z oddali. Na zewnątrz ten szum trwa nieprzerwanie, a łódka unosi się już daleko na falach.

– Czy my też jesteśmy w środku? – spytał Muminek.

– Oczywiście – odparł Tatuś. – Jesteście tu na górze, w wieży. Zobacz, każde okno ma prawdziwe szyby, a na samej górze jest reflektor, który przez całą noc rzuca w równych odstępach snopy światła: czerwone, zielone i białe, żeby statki wiedziały, którędy mają płynąć.

– Zrobisz też prawdziwe światło? – spytał Muminek. – Mógłbyś włożyć do środka baterię i znaleźć jakiś sposób, żeby mrugała.

– Mógłbym, oczywiście – odpowiedział Tatuś, wycinając schodki, po których miało się wchodzić do latarni. – Ale teraz nie zdążę. Zresztą to jest tylko zabawa, rodzaj ćwiczenia, żeby różne rzeczy wypróbować. – Zaśmiał się z zażenowaniem i zaczął grzebać w szufladzie z narzędziami.

– Dobra – rzekł Muminek. – No to na razie. Hej!

– Hej, hej! – odparł Tatuś.

Cienie były już teraz znacznie krótsze, zaczynał się nowy dzień, równie ciepły, równie piękny. Mama Muminka siedziała na schodach i nic nie robiła, co wyglądało bardzo dziwnie.

– Jak wcześnie dziś wszyscy wstali – powiedział Muminek. Usiadł koło Mamy, mrużąc oczy w blasku słońca. – Czy wiesz, że na wyspie Tatusia jest latarnia morska? – zapytał.

– Oczywiście, że wiem – powiedziała Mama. – Całe lato o niej opowiadał. Tam właśnie zamieszkamy.

Tyle było rzeczy do omówienia, że oboje zamilkli. Schody były ciepłe i wszystko wydawało się w najlepszym porządku. Tatuś Muminka zaczął gwizdać walca orłów morskich i nawet dobrze mu to wychodziło.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

[1] Galon – miara objętości, ok. 4,5 litra.

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Tytuł oryginału szwedzkiego Pappan och havet

© Tove Jansson 1965

Published by Schildts Förlags Ab, Finland. All rights reserved

© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 1977

© Copyright for the Polish translation by Krzysztof Chłapowski and Marcin Chłapowski

Projekt okładki Mirosław Tokarczyk

Redaktor Małgorzata Grudnik-Zwolińska

Korekta Anna Matysiak, Jolanta Tomczak

Redaktor techniczny Agnieszka Matulka

Korekta pliku po konwersji Irmina Garlej

ISBN 978-83-10-12636-8

Plik wyprodukowany na podstawie Tatuś Muminka i morze, Warszawa 2014

www.naszaksiegarnia.pl

Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA Sp. z o.o.

02-868 Warszawa, ul. Sarabandy 24c

tel. 22 643 93 89, 22 331 91 49,

faks 22 643 70 28

e-mail: [email protected]

Plik ePub przygotowała firma eLib.pl

al. Szucha 8, 00-582 Warszawa

e-mail: [email protected]

www.eLib.pl