The secret we hide - Dagmara Jakubczak - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

The secret we hide ebook i audiobook

Dagmara Jakubczak

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

577 osób interesuje się tą książką

Opis

Skyler Kelly w ostatniej klasie liceum przeprowadza się wraz z mamą do domu jej nowego, bogatego faceta. Poznaje wtedy jego syna – Noaha, ale jak się okazuje, oboje spotkali się już kilka tygodni wcześniej na jednej z domówek, po której wylądowali razem w łóżku. 

To miała być tylko jednorazowa przygoda, a oni już nigdy więcej mieli się nie spotkać. Nie podali sobie prawdziwych imion; nie złożyli żadnych obietnic. Po wspólnym zamieszkaniu zdają się nie pałać do siebie nawzajem sympatią, lecz początkowa niechęć okazuje się tylko uśpionym w nich pożądaniem.

Czy zdrowy rozsądek zwycięży z palącym pragnieniem, a Skyler i Noah stworzą zgrane, przybrane rodzeństwo?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 338

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 17 min

Lektor: Julia Borkowska
Oceny
4,1 (302 oceny)
149
74
48
20
11
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Nuti91

Nie polecam

Trochę za szybko wszystko się dzieje, czegoś niestety w tej książce zabrakło. Marna kopia culpa mia.
172
domiimess

Z braku laku…

Ogólnie to dużo scen ściągniętych z serii Winnych ,wątek dokładnie taki sam . Przez pół książki czułam jakbym czytała to właśnie po raz drugi
emiaro99

Nie oderwiesz się od lektury

Ogromnie polecam!
82
agk85

Nie oderwiesz się od lektury

Ale to jest dobre! Przepychanki słowne. Żar. Namiętność. Między nimi tak iskrzy... Nocka zarwana 🤭🔥
82
DMG1995

Całkiem niezła

Nie jest najgorzej ,ale trochę bez składu , wszystko dzieje się w tempie ekspresowym. Spodziewałam się dużo więcej po tej książce,trochę się zawiodłam
60

Popularność




THE

SECRET

WE

HIDE

DAGMARA JAKUBCZAK

Dla wszystkich spragnionych gorących historii czytelników. Ta książka jest dla Was.

Od autorki

Niniejsza książka zawiera liczne sceny erotyczne. Niektóre zachowania bohaterów są niewłaściwe i w żaden sposób ich nie popieram. Przedstawiona historia jest wyłącznie fikcją literacką.

Prolog

Kiedy byłam mała, nie mogłam doczekać się dnia, aż wreszcie po raz pierwszy się zakocham. Wiele razy wyobrażałam sobie ten wspaniały czas. Wierzyłam, że poznam chłopaka, który odda mi się bez reszty, a my już do końca życia będziemy razem i nic ani nikt nas nie rozdzieli. Naiwnie marzyłam o miłości jak z bajki i nie dopuszczałam do siebie myśli, że może ona też przynieść cierpienie i łzy, które rozedrą moje osłabione serce na strzępy.

Teraz mam ochotę zdzielić siebie w pysk za tę naiwność. Ściskam w dłoni smartfon i patrzę na zdjęcie mojego chłopaka całującego jakąś laskę na domówce, na którą nie miałam ochoty pójść. Asher namawiał mnie na to wyjście, ale ja się uparłam, bo w poniedziałek czeka mnie test z geometrii, którego nie chcę zawalić. Jestem w ostatniej klasie liceum i zależy mi na ocenach, żeby dostać się na dobre studia. Nie sądziłam jednak, że ta jedna, błaha decyzja będzie powodem zakończenia mojego rocznego związku.

Przełykam ślinę, bo ogromna gula w gardle sprawia mi trudności w oddychaniu. Wzdycham przeciągle, nie chcąc się rozpłakać, co nie należy do najłatwiejszych zadań. Kocham Ashera, ale wiem, że nie będę w stanie mu tego wybaczyć. Czuję się podle. Zastanawiam się, czy moglibyśmy tego uniknąć, gdybym zgodziła się pójść na tę imprezę. Wtedy miałabym go na oku i na pewno do niczego takiego by nie doszło.

– Chrzanić to – rzucam pod nosem, a następnie przesyłam zdjęcie tego zdrajcy swojej najlepszej przyjaciółce.

Nie muszę długo czekać, aż mój telefon zacznie dzwonić. Odbieram już po kilku sekundach.

– Mam nadzieję, że jesteś w nastroju na zabawę – mówię zaraz po wciśnięciu zielonej słuchawki.

Po drugiej stronie niemal od razu atakują mnie bluzgi z ust Amandy.

– A to drań! – wykrzykuje ze złością. – Wiedziałam, że z nim jest coś nie tak.

Przewracam oczami. Na początku naszego związku ciągle powtarzała mi, że Asher jej się nie podoba i coś musi być z nim nie tak. Oczywiście zawsze ignorowałam jej uwagi, bo byłam w nim po uszy zakochana, a w tym stanie człowiek nie dostrzega wad drugiej połówki.

– Pokażę mu, co stracił. Jeszcze będzie mnie błagał o wybaczenie!

– Zaraz, zaraz – przerywa mi przyjaciółka. – Chyba nie masz zamiaru tam pójść?

– A właśnie że mam.

– To nie jest dobry pomysł.

– To jest świetny pomysł – poprawiam ją z przekonaniem. Smutek powoli przeradza się we wściekłość. – Może wyrwę jednego z jego kumpli i przelecę go na jego oczach.

– Nie mówisz poważnie…

Opadam tyłkiem na łóżko, a następnie kładę się na miękkim materacu.

– Nigdy nie byłam bardziej poważna. – Sunę wzrokiem po stosie rozrzuconych książek i zeszytów. – I tak już nie skupię się na nauce. A jeśli zostanę sama w domu, to zaraz skończę z pudełkiem chusteczek i będę kąpać się we własnych łzach.

– A twoja mama?

Powracam do pozycji siedzącej.

– Moja matka spędza weekend ze swoim nowym chłopakiem. Zabrał ją na jakiś tajemniczy wyjazd i wcale się nie zdziwię, jak wróci z ogromnym pierścionkiem na palcu.

Robi mi się przykro, kiedy dociera do mnie, że mama ma ciekawsze życie miłosne niż ja.

– Nie możesz tam tak po prostu pójść i zabawić się na jego oczach.

Potrząsam głową.

– To co twoim zdaniem powinnam teraz zrobić? Siedzieć w domu i użalać się nad sobą, kiedy on posuwa tę zdzirę?

Amanda chichocze pod nosem, co mnie nieco irytuje, bo mnie ani trochę nie jest do śmiechu.

– Oczywiście, że nie – odpowiada spokojnie. – Daj mi pięć minut. Zadzwonię tylko w jedno miejsce.

***

Zgodnie z obietnicą przyjaciółka po kilku chwilach oddzwoniła i kazała mi zrobić się na bóstwo. Spoglądam w lustro. Nie poznaję samej siebie, ale taki właśnie jest plan – tej nocy mam stać się kimś zupełnie innym i dać porwać zabawie.

Kiedy mój telefon wibruje i widzę wiadomość od Amandy, że czeka na podjeździe, wsuwam na stopy wysokie botki, a na ramiona narzucam czarną skórzaną ramoneskę. Zaraz po wyjściu z domu atakuje mnie radosny pisk dziewczyny.

– Jedziemy na imprezę!

Śmieję się pod nosem. Amanda wiele razy próbowała mnie wyciągnąć na jakąś domówkę, ale albo byłam zajęta nauką, albo spędzałam wieczór z moim – teraz już byłym – chłopakiem.

– Dokąd mnie zabierasz? – pytam, zajmując miejsce pasażera.

– Gdzieś, gdzie będziesz mogła bez wyrzutów przelecieć jakiegoś przystojniaka.

Marszczę brwi. Jest dość rozrywkowa i praktycznie co tydzień ląduje na innej imprezie. Przyglądam się jej o kilka sekund dłużej niż zwykle, ale trudno mi cokolwiek wyczytać z jej twarzy.

– Masz. – Wręcza mi puszkę z piwem. – To tak na rozluźnienie.

Odbieram od niej alkohol, a usta wykrzywiają mi się w szerokim uśmiechu. Cieszę się, że zawsze mogę na nią liczyć. Mimo że ostatnimi czasy nie byłam zbyt dobrą przyjaciółką, dobrze jest wiedzieć, że nie ma mi tego za złe.

Trasa z Riverside do Long Beach w stanie Kalifornia zajęła nam około godzinę. Nadal nie mogę wyjść z podziwu, jakim cudem Amandzie udało się wkręcić nas na domówkę u takich bogaczy. Na ogół nie wpuszczają ludzi z zewnątrz, ale szybko łączę fakty na widok przyjaciółki obmacującej się z gospodarzem imprezy. Nasze spojrzenia na ułamek sekundy się przecinają i puszczamy sobie nawzajem oczko. Odwracam się więc na pięcie i ruszam w przeciwnym kierunku.

Zatrzymuję się przy kuchennej wyspie, otwieram piwo i zaczynam je powoli sączyć. Głośna muzyka dudni mi w uszach. Uważnie obserwuję bawiących się ludzi, ale potrzebuję trochę więcej alkoholu, by wejść na parkiet.

Nagle mój głupi mózg przypomina sobie o tym, co dziś zaszło, i momentalnie robi mi się przykro. Wyjmuję telefon z torebki i włączam zdjęcie, które przełamało moje serce na pół.

– Dupek – cedzę pod nosem, a następnie chowam urządzenie.

Wypijam niemal całą zawartość puszki na raz. W głowie zaczyna mi odrobinę szumieć, ale nie jest to jeszcze ten stan, w którym mogłabym się zapomnieć. Dopijam zatem piwo do końca i już mam zamiar ruszyć po coś mocniejszego, ale czyjaś dłoń mnie zatrzymuje.

– Napijesz się? – Przystojny chłopak z dziwnym błyskiem w oku podsuwa mi plastikowy kubek. – To gin z tonikiem.

Kilkukrotnie przesuwam wzrokiem z drinka na jego twarz, lecz ostatecznie kręcę głową.

– Nie, dzięki.

Może jestem jeszcze młoda, ale nie tak głupia, żeby wypić coś, co jakiś obcy typ tak ochoczo podsuwa mi pod nos.

Robię krok w przeciwnym kierunku, ale on znów mnie zatrzymuje.

– Jesteś strasznie spięta. – Kąciki jego ust wykrzywiają się w przeraźliwym uśmiechu. – Powinnaś się napić.

Zerkam na dłoń, która trzyma mnie za ramię. Po chwili luzuje chwyt, ale tylko po to, by przesunąć opuszkami po mojej skórze. Kiedy kolejny raz próbuję mu się wyrwać, ten zaciska palce na moim nadgarstku.

– Odwal się! – krzyczę, po czym wyrywam się z jego uścisku i ruszam na taras.

Oddycham z ulgą, gdy jestem już na zewnątrz. Tutaj również trwa impreza, ale na szczęście nie jest tak duszno jak w środku. Rozglądam się dookoła i widzę dziesiątki całujących się par. Część z nich kąpie się w basenie. Nieopodal dostrzegam barek z alkoholem, więc podążam w jego kierunku i szybko napełniam kubek wódką. Wypijam całą jego zawartość jednym haustem. Krzywię się, ale to nie powstrzymuje mnie przed jego ponownym napełnieniem. Powtarzam tę czynność jeszcze kilka razy do czasu, aż procenty nie zaczynają działać. Kiedy czuję się rozluźniona, postanawiam wrócić do środka i bawić się jak nigdy dotąd.

Na chwiejnych nogach podążam w stronę bawiących się ludzi, w progu jednak zatrzymuje mnie dzwonek telefonu. Wyciągam urządzenie z torebki, odblokowuję ekran i widzę kolejne zdjęcie tego dupka – tym razem bez koszulki.

Wzbiera się we mnie tak potężna wściekłość, że sama już nie wiem, czy bardziej mam ochotę w coś przywalić, czy może się niekontrolowanie rozpłakać.

Chwytam stojącą obok butelkę wódki, włączam aparat w telefonie i robię sobie zdjęcie, a następnie wysyłam je do Ashera z dopiskiem:

Sky: Zdrowie Twoje i Twojej nowej dziwki, gnoju.

Pociągam łyk alkoholu i czuję pieczenie w gardle, więc zaczynam kasłać. Ocieram usta wierzchem dłoni, odstawiam butelkę i chowam telefon do torebki, uprzednio go wyłączając. Rozglądam się dookoła i już mam wejść do środka, kiedy obok mnie przechodzi niewiele starszy chłopak. Gwałtownie chwytam go za ramię, a on w odpowiedzi przygważdża mnie do najbliższej ściany.

Oddycham nierówno. Nieznajomy patrzy na mnie z góry. Ma groźny wyraz twarzy, jakby chciał mi powiedzieć, że nie powinnam z nim zadzierać, ale mam to gdzieś. Oblizuję wargi, nie spuszczając z niego wzroku.

– Czego chcesz? – pyta cicho, choć tembr jego głosu łaskocze mnie w dole brzucha.

Spuszczam wzrok na jego klatkę piersiową, a następnie przykładam do niej dłoń. Po chwili powracam spojrzeniem do jego brązowych oczu.

– Chcę się zabawić.

Prycha.

– Jesteś pijana.

– Jestem napalona – wyrzucam z siebie od razu. – A ty jesteś przystojny.

Przez ułamek sekundy brunet uważnie mi się przygląda.

– Skąd pewność, że w ogóle jesteś w moim typie?

Nasze twarze nadal znajdują się niebezpiecznie blisko siebie, a jego silna ręka opiera się o ścianę tuż przy moim ciele.

– Inaczej nie przypierałbyś mnie do muru. – Wzruszam ramionami.

– Mało przekonujący argument.

Przesuwam dłoń z jego klatki piersiowej na kark, po czym zatapiam palce w jego dłuższych włosach. Błądzę wzrokiem po przystojnej twarzy i przygryzam dolną wargę. Drugą rękę kładę mu na brzuchu, a następnie bardzo powoli sunę nią w dół. Nieznajomy nerwowo przełyka ślinę, co nie umyka mojej uwadze, dlatego sekundę później zaciskam palce na wybrzuszeniu w jego spodniach.

Uśmiecham się, nie zrywając kontaktu wzrokowego.

– A czy ten argument jest wystarczający?

Brunet gwałtownie przysuwa się do moich ust i zębami ciągnie moją dolną wargę.

– Schodami na górę, ostatnie drzwi po prawej na końcu korytarza – szepcze mi na ucho, po czym szybko odchodzi.

Odpycham się od ściany i z zadowoleniem podążam we wskazanym kierunku. Zapowiada się domówka, której z pewnością nie zapomnę do końca życia.

Rozdział pierwszy

Kilka tygodni później

Z trudem dopinam zamek w walizce, w którą musiałam spakować cały swój dobytek. Rozglądam się po niemal pustym pokoju. Z przykrością stwierdzam, że nie przypomina już sypialni nastolatki. Białe ściany pozbawione plakatów wyglądają nijako w towarzystwie nudnych mebli, ale razem z mamą musiałyśmy przygotować nasz dom pod wynajem. Przeprowadzamy się właśnie do jej świeżo upieczonego narzeczonego.

Z Rogerem spotkałam się kilka razy i wydaje się naprawdę miłym gościem. Czasami jednak się zastanawiam, czy matka przypadkiem bardziej nie zakochała się w luksusie, jaki jej oferuje, niż w nim samym. Ale nie mnie to oceniać. Zawsze będzie cieszyć mnie widok jej szczęścia, czymkolwiek nie byłby spowodowany. Przez tyle lat wychowywała mnie samotnie, więc teraz należy jej się coś od życia.

Chwytam rączkę walizki i po raz ostatni omiatam wzrokiem swój dawny pokój. Czuję nieprzyjemne ukłucie w sercu. Zostawiam tutaj naprawdę masę wspomnień i trudno jest mi się z tym rozstać, ale wierzę, że wyjazd do San Diego daje mi dużo więcej perspektyw. Przykro mi, że zostawiam tutaj najlepszą przyjaciółkę, choć jednocześnie pocieszam się tym, że będą nas dzielić niecałe dwie godziny drogi.

Odwracam się na pięcie i opuszczam pomieszczenie. Przystaję przed schodami, podnoszę walizkę i ostrożnie schodzę na parter. W salonie czeka na mnie mama i szczerze uśmiecha się na mój widok.

– Nie mogę uwierzyć, że to dziś – piszczy radośnie. Przyciąga mnie do siebie jednym ramieniem i mocno obejmuje. – W końcu nie będziemy już same.

Silę się na uśmiech. Początkowo byłam nieco zła, kiedy oznajmiła mi, że zamieszkamy z jej nowym facetem. Nie chciałam zostawiać przyjaciół ani zmieniać szkoły w ostatniej klasie. Parę razy próbowałam ją przekonać, by przełożyła przeprowadzkę do czasu, aż skończę liceum, ale ona była tak bardzo podekscytowana, że wreszcie uległam.

– Mam nadzieję, że będziemy tam szczęśliwe – rzucam pod nosem.

– Na pewno. Roger to wspaniały mężczyzna, a samo miasto ma nam wiele do zaoferowania.

Odsuwam się o krok i na nią spoglądam.

– Tylko dlatego dałam się na to namówić.

Twarz mamy wykrzywia się w grymasie niezadowolenia, lecz zaraz potem zaczyna chichotać.

– Jedźmy już, bo spóźnimy się na obiad.

***

Trasa przebiegła bezproblemowo i już po niecałych dwóch godzinach mama parkuje swojego starego forda na podjeździe, który jest co najmniej dwa razy większy niż nasza poprzednia nieruchomość. Wysiadam z pojazdu i z niedowierzaniem przyglądam się rezydencji, która ma być moim nowym domem.

– Sky, pomóż mi! – woła mama, próbując wyjąć walizki z bagażnika.

Zbliżam się do niej w kilku krokach.

– A czy nie powinien zrobić tego za nas jakiś osobisty lokaj?

Kobieta piorunuje mnie spojrzeniem.

– Tłumaczyłam ci już wiele razy. Wilsonowie może i są bogaci, ale się z tym nie obnoszą.

Wyjmuję jeden bagaż, a w oddali dostrzegam mężczyznę zajmującego się ogrodem.

– Jasne. A ten facet koszący trawę to z pewnością syn Rogera – kpię z rozbawieniem.

Mama wzdycha, ponownie gromiąc mnie spojrzeniem.

– Noah studiuje. To porządny chłopak i często pomaga w przydomowych obowiązkach.

Prycham pod nosem. Trudno mi uwierzyć, że dzieciak z tak bogatej rodziny może nie być snobem, a wolny czas woli spędzać w pracy niż na imprezowaniu. Nie powinnam tak w ogóle myśleć, bo przecież jeszcze go nie poznałam, ale trudno pozbyć się takiego przeświadczenia. Większość bogatych dzieciaków jest taka sama.

Podążam za rodzicielką w kierunku ogromnych drzwi, zza których nagle wyłania się jej narzeczony.

– Jak dobrze, że już jesteście – wita nas z uśmiechem. – Niedługo zostanie podany obiad.

Mama rzuca się w ramiona mężczyzny, a on obejmuje ją, szepcząc coś na ucho. Przystaję kilka kroków przed nimi, nie chcąc im przeszkadzać. Czuję się trochę niekomfortowo, ale mam nadzieję, że szybko przyzwyczaję się do nowego życia.

– Skyler, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że zamieszkamy razem.

Posyłam mężczyźnie przyjazny uśmiech. Lubię go. Zawsze jest dla mnie miły i chwilami bywa nawet zabawny.

– Ja też – podsumowuję krótko, nie wiedząc, co innego mogłabym powiedzieć.

– Noah jest w domu? – pyta z ciekawością mama. – Mógłby oprowadzić Sky po posiadłości. To byłaby doskonała okazja, by się poznali.

Dotychczas nie było mi dane poznać doskonałego syna Rogera, bo za każdym razem, jak mieliśmy się spotkać na jakimś wspólnym obiedzie, jemu wypadało coś ważnego. Podejrzewam, że niezłe z niego ziółko i ma gdzieś własnego ojca, a już tym bardziej jego nową rodzinę.

– Niestety nie – odpowiada Roger, wyrywając mnie z zadumy. – Ma dziś zajęcia. Wróci dopiero po obiedzie.

Wchodzimy do środka, gdzie niemal natychmiast atakuje mnie nowoczesny wystrój. Spodziewałam się raczej przepychu, ogromnych kryształowych żyrandoli zwisających z sufitu i marmurowej posadzki, ale jestem mile zaskoczona. Wprawdzie wnętrze wygląda luksusowo, lecz także całkiem przytulnie.

– Twoja sypialnia jest na piętrze. – Dociera do mnie pogodny głos gospodarza. – Pierwsze drzwi po lewej.

Posyłam mu wdzięczny uśmiech.

– Dziękuję.

Mężczyzna spogląda na zegarek na nadgarstku.

– Do posiłku zostało jeszcze kilkanaście minut, więc możesz się rozpakować i rozejrzeć po domu.

– Tak zrobię – odpowiadam, a następnie ruszam w kierunku schodów.

Na piętrze znajdują się tylko trzy pary białych drzwi. Delikatnie popycham te, o których wspomniał Roger, dzięki czemu moim oczom ukazuje się ogromna sypialnia. Podchodzę do dużych okien i z ekscytacją dostrzegam ogromny taras z widokiem na wypielęgnowany ogród z basenem. Krajobraz zapiera mi dech w piersi. Nie potrafię pojąć, że to teraz mój nowy dom. Mam wrażenie, że śnię, a to wszystko okaże się tylko wytworem mojej wyobraźni.

***

Po wspólnym obiedzie, który wyglądał niczym z najlepszej restauracji, postanawiam się rozpakować i wziąć kąpiel. Roger pokrótce oprowadził mnie po rezydencji i okazało się, że na piętrze znajduje się jedna łazienka, więc nie będę musiała korzystać z tej na parterze. Przygotowuję kosmetyczkę i ubrania na zmianę, po czym podążam do pomieszczenia obok.

Napełniam ciepłą wodą wannę ustawioną tuż przed dużym oknem, za którym znajduje się taras połączony z moją sypialnią. Kręcę głową z niedowierzania. Czuję się, jakbym była na jakichś luksusowych wakacjach. To wszystko tak bardzo różni się od życia, które znam, że nieco mnie to przytłacza.

Rozbieram się, a następnie wchodzę do ogromnej wanny. Napawam się widokiem zza okna. Wyobrażam sobie dzień, w którym zaproszę do siebie przyjaciółkę. Jestem pewna, że szczęka jej opadnie i nie będzie chciała stąd wyjechać. Założę się, że będzie naszym częstym gościem.

W pewnej chwili coś przykuwa moją uwagę. Z prawej strony wyłania się jakiś dym; jakby papierosowy. Przesuwam się w wannie, chcąc dostrzec, skąd on pochodzi, ale niestety nic nie widzę. Momentalnie cała się spinam, bo obawiam się, że ktoś przebywa na balkonie. Przecież wystarczy, że podejdzie do okna i będzie mnie widział całkiem nagą.

W mgnieniu oka wychodzę z wody i pospiesznie owijam ciało ręcznikiem. Zgarniam swoje ubrania oraz kosmetyczkę, po czym gnam w kierunku drzwi. Wypadam na korytarz, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swojej sypialni, ale tuż po przekroczeniu progu na coś wpadam.

A ściślej ujmując nie na coś, tylko na kogoś.

– Co jest?! – Niski męski głos sprawia, że sztywnieję.

– Przepraszam! – piszczę w odpowiedzi, zbyt skonsternowana zaistniałą sytuacją.

Moje nozdrza wypełnia mieszanka dymu papierosowego z mocnymi perfumami. Nieznajomy nadal toruje mi drogę, dlatego zmuszona jestem na niego spojrzeć. Przesuwam wzrok z umięśnionej klatki piersiowej, którą opina czarny T-shirt, wyżej, aż wreszcie moje oczy natrafiają na jego brązowe tęczówki.

Brązowe.

Znajome.

Tęczówki.

– To ty – mówi pełnym napięcia głosem. – Co ty tutaj robisz?

Rozdział drugi

To miał być tylko jeden numerek. Mieliśmy się już nigdy więcej nie spotkać. Nie podaliśmy sobie nawet prawdziwych imion, żeby któremuś nie przyszło do głowy się odnaleźć. A teraz, jak gdyby nigdy nic, stoję przed nim półnaga. Przed chłopakiem, który ma być moim bratem.

Chyba jeszcze do mnie nie dociera, że mieszkamy razem. I zdecydowanie nie przyswoiłam tego, że będziemy rodzeństwem. A jeszcze trudniej jest mi ogarnąć, że kilka tygodni wcześniej naprawdę się z nim przespałam.

Z własnym bratem. Co prawda przybranym, ale bratem.

Ja pierdolę.

– Co ty tutaj robisz? – powtarza ciut głośniej, jednocześnie sprowadzając mnie na ziemię.

Przyciągam bliżej siebie rzeczy trzymane w ręce, chcąc tym niewinnym ruchem nieco bardziej się zasłonić.

Nie wiem, co powiedzieć. Stoję jak sparaliżowana. Chłopak przede mną przygląda mi się tym samym groźnym spojrzeniem co tamtego wieczoru. Jest osobą, której najmniej spodziewałabym się zobaczyć. Tamta impreza była przecież w zupełnie innym mieście, oddalonym o co najmniej kilka godzin drogi od San Diego.

Potrząsam głową i próbuję go wyminąć, ale okazuje się szybszy i opiera swoją silną rękę o futrynę, tym samym zagradzając mi przejście.

– Pytałem o coś.

Serce chce mi wyskoczyć z piersi.

– Mieszkam – odpowiadam złośliwie. – Nie widać?

– Kiedy rano stąd wychodziłem, żadna smarkula nie korzystała z mojej łazienki.

– W takim razie sporo cię ominęło. – Ponownie staram się przejść, ale ten dupek chyba nie ma zamiaru mnie puścić. Wzdycham więc i znów na niego spoglądam. – Chcę przejść.

– A ja chcę wiedzieć, jak mnie znalazłaś.

– Co? – wyrzucam poirytowana.

– Już nie udawaj. Pewnie znalazłaś mnie na Instagramie i bezczelnie się wprosiłaś.

Rozglądam się na boki w nadziei, że żartuje. Ale on mówi poważnie.

– Powinieneś się leczyć. Wielkie ego nie zrekompensuje ci małego przyrodzenia, co z czasem może doprowadzić nawet do depresji. Dla twojej wiadomości, właśnie wprowadziłam się tu z mamą.

Schylam się pospiesznie i przechodzę pod jego ręką.

– Tamtej nocy mówiłaś coś innego. – Jego pełen zadowolenia głos dociera do mnie zza pleców.

Przystaję przed wejściem do sypialni i powoli odwracam się w jego stronę.

– Tamtej nocy byłam tak pijana, że wszystko widziałam podwójnie – odbijam piłeczkę. – Założę się więc, że na trzeźwo mogłabym się niemiło rozczarować.

Śmieje się pod nosem i nieznacznie przygryza dolną wargę, co nie umyka mojej uwadze.

– Chcesz się przekonać, siostrzyczko? – Porusza zabawnie brwiami, a następnie szeroko się uśmiecha.

Gromię go wzrokiem, bo mnie ta sytuacja ani trochę nie bawi. Wyciągam w jego kierunku środkowy palec i znikam we własnym pokoju. Przekręcam klucz, po czym sprawdzam dwa razy, czy na pewno zamknęłam drzwi. Opieram się o nie plecami. Potrzebuję chwili, żeby na spokojnie przetrawić to, co się właśnie stało.

Kręcę głową, nie dowierzając. Jakim cudem tamtego wieczoru trafiłam akurat na niego? Jak to możliwe, że to on jest synem faceta, z którym moja matka chce się pobrać? Albo na górze ktoś robi sobie ze mnie jaja, albo naprawdę mam tak wielkiego pecha.

Ruszam w stronę ogromnego okna. Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza, bo odnoszę wrażenie, że powoli tracę oddech. Po drodze odkładam na łóżko swoje rzeczy, poprawiam ręcznik i wychodzę na balkon. Opieram przedramiona na balustradzie. Zamykam powieki i głęboko zaciągam się ciepłym powietrzem. Powtarzam tę czynność do czasu, aż moje serce zaczyna równo bić. Po konfrontacji z Noahem miałam wrażenie, że wyskoczy mi z piersi.

– Myślę, że powinnaś się ubrać. – Głos chłopaka sprawia, że wstrzymuję oddech. – Chyba nie chciałabyś paradować nago przed bratem, jeśli ten ręcznik się zsunie?

Powoli wypuszczam powietrze z ust, po czym zerkam w prawo, skąd dochodzi jego głos. Siedzi nonszalancko na jednym z ogrodowych foteli na samym końcu tarasu i pali fajkę.

– Myślę, że mój brat utrzyma swojego fiuta w spodniach, kiedy zobaczy nagą siostrę.

Zaciąga się papierosem, a następnie niespiesznie wypuszcza dym, robiąc z niego kilka kółek.

– Z pewnością – odpowiada z przekonaniem w głosie. – Czego nie można powiedzieć o tobie.

Zaciskam powieki. Za wszelką cenę duszę w sobie wybuch, choć wiem, że chłopak robi to specjalnie. Chce mnie po prostu wkurzyć.

– Co robisz na moim balkonie? – zmieniam temat, krzyżując ręce na piersi. – I jak się tutaj dostałeś?

Gasi peta na beżowych kafelkach, po czym wstaje i rusza w moją stronę. Przełykam głośno ślinę, kiedy zatrzymuje się dwa kroki przede mną. Muszę zadrzeć głowę, by móc na niego patrzeć.

– To był mój balkon – stwierdza nieco groźnie. – Do czasu, aż ktoś nie postanowił zakłócić mojego spokoju.

Wzruszam ramionami.

– Też się cieszę, że będziemy razem mieszkać.

– Ubierz się.

Unoszę brwi.

– Nie będziesz mi rozkazywał.

– W swoim pokoju możesz sobie robić, co tylko chcesz, ale w przestrzeni wspólnej powinnaś zachować chociaż resztki przyzwoitości – mówi z wyższością.

Błądzę wzrokiem po jego twarzy i czekam, aż wybuchnie śmiechem, ale on jest całkowicie poważny. To szalone.

– Jak sobie życzysz, braciszku. – Uśmiecham się chytrze, a następnie luzuję przewiązany w biuście ręcznik i mu go podaję. – Czy mógłbyś po drodze odłożyć go do łazienki?

Posyłam mu triumfalny uśmiech, a następnie odwracam się do niego plecami i całkiem naga ruszam do swojej sypialni. Zamykam drzwi na balkon i ukradkiem obserwuję chłopaka, który nadal stoi jak zaczarowany. Dopiero po kilku minutach się otrząsa i podąża na drugi koniec tarasu, gdzie zapewne znajduje się wejście do jego pokoju. Oddycham z ulgą, kiedy znika z pola mojego widzenia. Nie licząc tamtej nocy, spędziliśmy ze sobą raptem kilkanaście minut, a ja już czuję się przytłoczona jego obecnością. Nie mam pojęcia, jak mamy żyć pod jednym dachem, skoro patrząc na niego, widzę tamtego nieokiełznanego, żądnego seksu nieznajomego.

***

Zbliża się północ, a ja jeszcze nie śpię. Powodem bezsenności może być dzisiejsza przeprowadzka lub przybrany brat, który kilka razy próbował mnie wyprowadzić z równowagi. Na szczęście po sytuacji na balkonie już się nie widzieliśmy. Noah nie pojawił się też na kolacji, którą zjadłam z mamą i Rogerem.

Wstaję z łóżka, zgarniam telefon z szafki i wychodzę na taras. Na zewnątrz jest ciepło, a wszystko dookoła oświetla ogromny księżyc. Odblokowuję smartfon i piszę do przyjaciółki w nadziei, że jakimś cudem też nie śpi. Czekam kilka minut, ale żadna wiadomość nie nadchodzi.

Wzdycham. Rozglądam się po balkonie i kuszona przez samego diabła ruszam na jego drugi koniec. Z każdym krokiem serce zaczyna mi coraz mocniej bić. Noaha pewnie i tak nie ma w domu, ale nie potrafię powtrzymać ciekawości przed zajrzeniem do jego pokoju.

Zatrzymuję się przy pierwszym dużym oknie. Mija chwila, nim mój wzrok przyzwyczaja się do panującego w środku mroku. Dostrzegam biurko, ogromny telewizor i sporych rozmiarów łóżko, które znajduje się na wprost okien. Wytężam wzrok, zauważając niewielki ruch na materacu. Wpadające do pomieszczenia światło funduje moim oczom widok, którego nie sposób będzie zapomnieć. Przesuwam się delikatnie w lewo, chcąc dostrzec nieco więcej. Teraz mam idealny podgląd na uprawiającego seks Noaha.

Mimowolnie zakrywam usta dłonią, ale nie odwracam wzroku. Uważnie obserwuję pracę mięśni na jego barkach, kiedy rytmicznie wsuwa się i wysuwa z ciała dziewczyny. Chłopak zwrócony jest głową do okien, ale na szczęście pozostaje na tyle skupiony na wykonywanej czynności, że nie patrzy w moją stronę.

Oddech mi przyspiesza. Niespodziewanie zaciskam uda, kiedy unosi klatkę, zaciska palce jednej dłoni na szyi partnerki i bardzo powoli dociska ją biodrami. Przełykam głośno ślinę i na moment zamykam oczy.

Nie powinnam tego robić. Nie mogę ich tak bezwstydnie podglądać. Już mam zamiar wrócić do siebie, ale wtedy nasze spojrzenia się krzyżują. Noah mnie przyłapał.

Zamieram w bezruchu. Spodziewam się wybuchu złości, ale chłopak sobie nie przeszkadza i dalej pieprzy tę dziewczynę, nie spuszczając ze mnie wzroku. Całuje ją, lecz jego oczy skierowane są na mnie. Rozchyla wargi i dyszy, a ja wyobrażam sobie, jak ciężki musi być jego oddech. Po chwili chwyta partnerkę za pierś i ją ugniata, a na końcu palcami ściska jej sutek.

Przełykam ogromną gulę w gardle, która powoli odbiera mi dopływ tlenu. Noah przysuwa się do twarzy dziewczyny, a następnie językiem znaczy ścieżkę od żuchwy w kierunku szyi i dalej zmierza do dekoltu. Jego połyskujące w blasku księżyca oczy cały czas się we mnie wpatrują. Chłopak zatacza językiem kółka na twardej brodawce, a kiedy zaczyna ją ssać, odwracam się na pięcie i uciekam do swojego pokoju.

Uspokojenie oddechu zajmuje mi kilka dobrych minut. Czuję się, jakbym to ja tam pod nim leżała, a nie tylko obserwowała z boku całe zajście. Jestem pewna, że dzisiejszą nockę mam z głowy, bo nie ma najmniejszych szans, że uda mi się zasnąć po tym, czego przed chwilą doświadczyłam.

Schodzę na parter do kuchni, bo muszę zaspokoić pragnienie. Otwieram ogromną lodówkę i szukam butelki niegazowanej wody. Chwytam jedną, po czym zamykam drzwiczki, ale wzdrygam się, dostrzegając za nimi brata.

– Dzięki – rzuca zdyszany, zabierając mi z rąk napój.

Patrzę na niego, jak w samych bokserkach wypija mi wodę.

– Ta była ostatnia – stwierdzam ze złością, czym przykuwam jego uwagę. – Woda. Nie cierpię gazowanej, a cała lodówka jest nią wypełniona.

Wzrusza ramionami, a następnie dopija zawartość butelki do końca.

– Ja nie przepadam za niegazowaną, ale jakoś nie wybrzydzam.

Krzyżuję ręce na piersiach i opieram się tyłkiem o stojącą za mną wyspę kuchenną.

– Twoja dziewczyna pewnie też jest spragniona.

– Nie martw się. – Puszcza mi oczko, zgniatając butelkę w dłoni. – Wystarczająco ją zaspokoiłem.

Przewracam oczami.

– Nie mówiłeś, że kogoś masz.

– Bo nikogo nie mam – wyrzuca niemal natychmiast. – A ty nie mówiłaś, że kręci cię podglądanie innych.

Odwracam wzrok. Czuję się zażenowana. Trzeba było uciec stamtąd w chwili, kiedy po raz pierwszy na mnie spojrzał.

– Po prostu… ta sytuacja uświadomiła mi, dlaczego nigdy więcej się nie spotkaliśmy.

– Niby dlaczego? – Unosi brwi wyraźnie zaciekawiony.

Uśmiecham się przebiegle.

– Nie jesteś w stanie sprostać moim oczekiwaniom.

Przez ułamek sekundy przyswaja moje słowa, ale nic nie mówi. Odwraca się do mnie plecami i wyrzuca butelkę do kosza, tym samym dając mi doskonały widok na swoje umięśnione plecy. Po chwili znów na mnie spogląda i zbliża się w kilku krokach.

– Czyżby? – szepcze, opierając dłonie o blat po obu bokach mojego ciała. Jego oddech owiewa mi skórę.

Spuszczam wzrok, co okazuje się niezbyt mądrym posunięciem. Błądzę wzrokiem po wyrzeźbionej klatce piersiowej chłopaka. Nogi mam jak z waty, ale staram się nie dać tego po sobie poznać. Biorę głęboki wdech, ale zamiast świeżego tlenu do moich nozdrzy dostaje się jego męski zapach. Palcami chwyta mój podbródek i zmusza mnie, bym na niego spojrzała.

– Chyba sama do końca nie wierzysz w to, co mówisz.

Przygryzam wnętrze policzka. Jego czarne, zmierzwione włosy aż proszą się, by zatopić w nich palce, a pełne, zaciskające się w jedną linię wargi wręcz błagają o pocałunek.

– Nie powinieneś już iść? – pytam cicho, po czym chrząkam, bo mój głos nie jest zbyt wyraźny od nadmiaru emocji. – Twoja dziewczyna pewnie się niecierpliwi.

Chłopak puszcza moją brodę, ale jeszcze przez kilka sekund uważnie mi się przygląda. Odpycha się od blatu, a następnie odwraca w stronę wyjścia.

– Już dawno poszła – rzuca przez ramię, kierując się na schody. – Ale wiesz, gdzie mnie znaleźć, gdybyś chciała zająć jej miejsce.

Rozdział trzeci

Dziś jest mój pierwszy dzień w nowej szkole. Po wczorajszym incydencie najpierw na balkonie, a później w kuchni długo nie mogłam zmrużyć oka. Biłam się z myślami, czy nie zadzwonić do Amandy i jej nie obudzić, bo potrzebowałam się komuś wygadać, ale ostatecznie odpuściłam. Przyjaciółka odpisała mi dopiero rano i umówiłyśmy się na rozmowę po południu, gdy obie skończymy dzisiejsze lekcje.

Rzucam okiem na duże lustro znajdujące się w moim pokoju i przyglądam własnemu odbiciu. Mama i Roger uparli się, żeby posłać mnie do prywatnego liceum. Starałam się im wytłumaczyć, że mogę pójść do publicznej szkoły, ale mój przyszły ojczym nie chciał tego słuchać. Tłumaczył, że dzięki temu będzie mi łatwiej dostać się na studia, więc ostatecznie się zgodziłam.

Wygładzam dłońmi szarą, plisowaną spódniczkę, która sięga mi do połowy uda. Liceum, do którego od teraz uczęszczam, wymaga od uczniów noszenia mundurków. Dlatego też mam na sobie białe tenisówki oraz podkolanówki i koszulę w tym samym kolorze. Mam jeszcze w szafie marynarkę z logo szkoły, ale dziś jest na tyle gorąco, że z pewnością mi się nie przyda. Podwijam rękawy do łokci, a następnie schodzę do kuchni, po drodze zgarniając torebkę z zeszytami.

– Dzień dobry – witam się radośnie z mamą i Rogerem, którzy siedzą już przy stole. Rzucam torbę obok krzesła, po czym na nie opadam.

– Cześć, skarbie. Jak pierwsza noc w nowym miejscu?

Napełniam szklankę sokiem pomarańczowym. Kątem oka dostrzegam Noaha, który właśnie siada obok mnie.

– Tak szczerze to kiepsko. – Upijam łyk napoju i zauważam, że mama posyła Rogerowi niespokojne spojrzenie. – Przez pół nocy nie mogłam spać. Z pokoju Noaha docierały jakieś dziwne hałasy. – Wreszcie zwracam się w kierunku brata. – Czy przypadkiem nie masz jakiejś myszy w pokoju?

Chłopak patrzy na mnie, nawet nie mrugając, i prawie niezauważalnie potrząsa głową. Tłumię w sobie uśmiech, który chce wkraść mi się na usta.

– Poproszę Stevena, żeby się rozejrzał po domu – wtrąca Roger.

– Nie ma takiej potrzeby – wyrzuca Noah. – Mam dziś egzamin i do późna się uczyłem, więc pewnie to mnie słyszała Sky.

Parskam pod nosem.

– Nie wiedziałam, że masz jeszcze zaliczenia z anatomii, skoro studiujesz ekonomię. – Biorę do ręki jeden z dziesiątek talerzy rozstawionych na stole. – Kiełbaski? – pytam chłopaka z nieskrywanym zadowoleniem, podsuwając mu jedzenie pod nos.

Noah gromi mnie wzrokiem. Jego brązowe tęczówki przeszywają mnie na wskroś. Niewzruszona nabijam na widelec grillowaną kiełbasę, nakładam ją na swój talerz i zaczynam jeść.

– Przecież wiem, że weźmiesz całą do buzi – szepcze mi na ucho, kiedy zaczynam kroić mięso na mniejsze kawałki. – Nie takie rzeczy się tam zmieściły.

Przykładam dłoń do ust i zaczynam kasłać, chcąc w jakiś sposób ukryć zawstydzenie, które z pewnością widać na mojej twarzy.

– Sky. – Głos Rogera przykuwa moją uwagę. – Noah zawiezie cię dziś do szkoły, a potem odbierze.

– Co? – pyta niczego nieświadomy chłopak.

Narzeczony mamy patrzy na syna wymownie.

– Słyszałeś.

– Nie ma takiej potrzeby – wtrącam. – Mogę złapać autobus albo po prostu się przejść.

– I problem rozwiązany – wyrzuca radośnie mój przybrany brat, po czym wstaje od stołu.

W duchu przewracam oczami. Dupek.

– Noah. – Surowy głos Rogera na chwilę go zatrzymuje. – Zrobisz to, o co cię poprosiłem.

– Nie jestem jej szoferem.

– Jesteś jej bratem.

– Nim też nie jestem.

Mężczyzna przez kilka sekund mierzy syna gniewnym spojrzeniem, lecz jego twarz szybko się rozluźnia.

– W porządku – stwierdza zgodnie i opada plecami na oparcie krzesła. – Jestem zatem ciekaw, czy będziesz w stanie samodzielnie opłacić ubezpieczenie swojego samochodu. Nie mówiąc już o kosztach paliwa.

Szczęki chłopaka mocno się zaciskają. Zerkam ukradkiem na jego dłonie, które również ścisnął w pięści, powoli odcinając im dopływ krwi. Mierzy ojca wściekłym spojrzeniem, ale dłużej się z nim nie kłóci.

– Pospiesz się. Nie będę na ciebie czekał – rzuca do mnie gniewnie, po czym szybkim krokiem opuszcza pomieszczenie.

Patrzę na siedzących naprzeciwko mamę i Rogera, ale żadne z nas nic więcej nie mówi. Dopijam sok, a następnie chwytam leżącą na podłodze torebkę i wybiegam na zewnątrz. Na podjeździe czeka już na mnie Noah w czarnym SUV-ie.

– Nie musisz mnie zawozić. Możesz wysadzić mnie za bramą i dalej sobie poradzę.

Brunet nawet na mnie nie patrzy. Wzrok ma skupiony na jakimś punkcie przed sobą. Mocno zaciska palce na kierownicy.

– Pasy – rozkazuje, zachowując poważny ton.

Rozglądam się dookoła, ale szybko spełniam jego polecenie, a wtedy samochód rusza z podjazdu.

Oboje milczymy przez większość drogi. Obserwuję okolicę. Mamy dziś bardzo słoneczny dzień, choć przez włączoną klimatyzację w środku zrobiło się zimno. Chwytam więc za rogi spódnicy i obciągam ją w dół.

– Nie jest za krótka? – Głos chłopaka wyrywa mnie z zamyślenia.

Spoglądam na niego, ale nadal jest skupiony na drodze.

– Hm?

– Spódniczka – dodaje cicho. – Chyba nie powinnaś paradować po szkole z nagim tyłkiem.

Unoszę brwi. Mam ochotę go wyśmiać.

– Nie jest nagi. Poza tym co ci do tego?

Obdarza mnie przelotnym spojrzeniem.

– Nie chcę, żebyś zepsuła mi reputację – wyjaśnia całkiem poważnie. – Też chodziłem do tej szkoły.

Krzyżuję ręce na piersiach i prycham pod nosem. Ten człowiek jest nie do zniesienia.

– Wysadź mnie tutaj – rozkazuję, dostrzegając w oddali budynek szkoły. – Teraz.

Patrzy na mnie ze zdziwieniem.

– Nie.

Zamykam oczy. Czuję, jak zaczyna mi szumieć w uszach.

– Jesteś nienormalny.

– Uznam to za komplement.

– I głuchy. Powinieneś udać się do laryngologa.

– Może sama mnie przebadasz? – Uśmiecha się zadziornie.

Potrząsam głową.

– Nie mam ochoty cię dotykać.

– A ja wręcz przeciwnie – wyznaje entuzjastycznie, po czym znów patrzy na mnie przelotnie.

Nie odpowiadam już. Modlę się w duchu, żeby nie zauważył rumieńców, które bezczelnie wkradły mi się na policzki.

– Dzięki – rzucam pospiesznie, kiedy samochód zatrzymuje się na parkingu, i czym prędzej opuszczam pojazd.

– Sky, poczekaj! – Jego chrapliwy głos zatrzymuje mnie tuż przez trzaśnięciem drzwiami. – Daj mi swój telefon.

Krzywię się na tę prośbę.

– Nie.

Nie mam pojęcia, o co chodzi temu dupkowi.

– Zapiszę ci swój numer – wyjaśnia spokojnie. – Napiszesz do mnie, jak skończysz lekcje, to po ciebie przyjadę.

Przyswajam jego słowa przez kilka chwil.

– Hmm… nie, dzięki. Poradzę sobie.

Zamykam drzwi od strony pasażera, a następnie odwracam się w kierunku szkoły. Chłopak wybiega z auta i klnie pod nosem, po czym toruje mi drogę. Zatrzymuję się i patrzę na niego gniewnie.

– Naprawdę umówię cię do lekarza, jeśli masz problem z przyswojeniem tak prostych słów.

Wyraz jego twarzy pozostaje niewzruszony. Wyciąga ku mnie otwartą dłoń.

– Telefon.

Wzdycham przeciągle. Postanawiam być tą mądrzejszą i odpuścić. Odblokowuję ekran, po czym podaję mu smartfon. Chłopak wystukuje swój numer, puszcza sobie sygnał i oddaje mi urządzenie.

– Widzisz? To wcale nie bolało.

Przewracam oczami. Chcę go wyminąć, ale on znów staje mi na drodze. Tym razem jednak przysuwa się bliżej mnie i delikatnie przytula.

– Nie ruszaj się – szepcze mi na ucho, kiedy chcę się wyrwać. – Widzisz tamtą grupkę za moimi plecami? Patrzą na nas? – Ściska mnie mocniej, a ja kiwam głową w odpowiedzi. – To dobrze. Nie będą ci dokuczać, wiedząc, że się znamy.

– Poradzę sobie bez twojej pomocy.

Odsuwa się ode mnie i posyła mi szeroki uśmiech.

– Nie ma za co, siostrzyczko.

Odchodzi, a jego palce delikatnie zahaczają o moje prawe biodro. Wypuszczam z ust długo wstrzymywane powietrze i modlę się w duchu, żeby nadchodzący dzień w nowej szkole był dla mnie łaskawy.

***

Lekcje nie były tak straszne, jak przypuszczałam. Ludzie też okazali się całkiem mili. Jedna dziewczyna z mojej klasy dotrzymywała mi od rana towarzystwa. Jest miła, zabawna i myślę, że z czasem mogłybyśmy się naprawdę zaprzyjaźnić. Oprowadziła mnie po szkole i ostrzegła, którym nauczycielom lepiej nie podpaść, więc pierwszy dzień mogę zaliczyć do udanych.

Zbliża się godzina dziesiąta wieczorem. Mama i Roger wyszli dziś do teatru, a później na kolację, więc pewnie wrócą dopiero po północy. Noah zniknął w swoim pokoju tuż po tym, jak odwiózł mnie do domu. W dodatku ten dupek zapisał mi siebie w kontaktach jako „Największe ciacho w mieście”, co szybko zmieniłam na „Najmniejszy kutas w mieście”.

Od dobrych czterdziestu minut przerzucam kartki w książce od algebry, ale za nic nie mogę się skupić. Od jakiegoś czasu docierają do mnie zniekształcone dźwięki muzyki. Staram się je ignorować, ale z każdą mijającą sekundą hałas coraz bardziej mnie drażni.

W końcu zrywam się na równe nogi i wychodzę z pokoju. Przez kilka chwil nasłuchuję, a kiedy stwierdzam, że muzyka dochodzi z parteru, szybkim krokiem zmierzam w tamtym kierunku. Gwałtownie przystaję jednak w wejściu do salonu, dostrzegając w towarzystwie Noaha trzech obcych chłopaków.

Mimowolnie krzyżuję ręce na piersiach, ponieważ przypominam sobie, że pod cienką bluzką nie mam stanika.

– Czy możecie być ciszej? – Staram się przekrzyczeć muzykę i ich głośne śmiechy. – Próbuję się uczyć.

Wszystkie cztery pary oczu skupiają się na mnie. Czuję się nieswojo, kiedy nieznajomi tak uważnie mi się przyglądają. Szukam wzrokiem Noaha, który siedzi rozwalony w fotelu, w ręku trzymając pada od konsoli.

– Jest piątek wieczór, a ja mam wolną chatę, więc zamierzam z tego skorzystać.

– A ja próbuję się uczyć, więc ucisz, proszę, swoje towarzystwo.

– Jestem u siebie. Mogę robić, co mi się żywnie podoba.

– Tak się składa, że ja też – przypominam pewnym głosem. Podchodzę do stolika, na którym walają się puszki z piwem, a następnie zabieram z niego pilot i ściszam muzykę. – Dziękuję.

Opuszczam salon i wracam do siebie. Przewracam oczami, słysząc za sobą pełne zdziwienia szepty. Zamykam drzwi do swojego pokoju, a wtedy na dole ponownie rozbrzmiewa muzyka, tym razem co najmniej dwa razy głośniej niż wcześniej.

– Dupek – burczę pod nosem.

Ekran mojego telefonu rozświetlił się, więc sięgam po niego i odczytuję nową wiadomość.

Najmniejszy kutas w mieście: Następnym razem się ubierz, jeśli postanowisz zejść na dół i zepsuć nam zabawę.

Siadam na miękkim materacu, a usta wykrzywiają mi się w chytrym uśmiechu.

Sky: Następnym razem zejdę nago. Twoi kumple wyglądali na znudzonych.

Najmniejszy kutas w mieście: Świetnie się bawimy bez Ciebie.

Najmniejszy kutas w mieście: I nie, nie zrobisz tego.

Sky: Chcesz się przekonać?

Najmniejszy kutas w mieście: To nie jest śmieszne.

Sky: Daj mi pięć minut. Muszę się ogolić.

Sky: Czy któryś z Twoich kumpli chciałby mi pomóc?

Najmniejszy kutas w mieście: Nie.

Sky: Nawet nie zapytałeś…

Najmniejszy kutas w mieście: Nie są zainteresowani.

Sky: Skąd wiesz?

Najmniejszy kutas w mieście: Bo wiem.

Sky: To nie jest odpowiedź, na którą liczyłam. Stać Cię na więcej.

Najmniejszy kutas w mieście: Bo ja tak powiedziałem.

Odsuwam od siebie telefon i zastanawiam się nad tym, co Noah napisał, ale kolejna wiadomość wyrywa mnie z rozmyślań.

Najmniejszy kutas w mieście: Będziemy ciszej. Po prostu nam nie przeszkadzaj.

Wytężam słuch. Muzyka faktycznie ucichła. To nawet miłe z jego strony, że liczy się z moim zdaniem, chociaż w gruncie rzeczy jestem mu całkiem obca. Nie wracam już do nauki, tylko wskakuję pod kołdrę i wykorzystuję chwilę ciszy, by móc w spokoju zasnąć. Zanim jednak okładam telefon, wystukuję ostatnią wiadomość.

Sky: Dziękuję. Jeszcze będą z Ciebie ludzie.

© Dagmara Jakubczak

© Wydawnictwo Black Rose, Zamość 2024

ISBN 978-83-67749-88-6

Wydanie pierwsze

Redakcja

Anna Łakuta

Korekta

Kinga Dąbrowicz

Danuta Perszewska

Paulina Wójcik

Skład i łamanie

Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl

Projekt okładki

Melody M. – Graphics Designer

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autorki i wydawcy.