TURNIEJ - Paweł Dawid - ebook

TURNIEJ ebook

Paweł Dawid

4,7

Opis

TURNIEJ” to thriller dla dorosłych czytelników o mocnych nerwach. Były żołnierz elitarnej jednostki specjalnej znajduje się w trudnej sytuacji finansowej. Do czego będzie się w stanie posunąć, aby zapewnić przetrwanie swojej rodzinie? Rozwiązaniem problemów wydaje się być udział w niezwykłej grze ze ściśle określonymi regułami, w której można zdobyć sławę i niewyobrażalnie wielkie pieniądze. Przegranych czeka jednak śmierć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 376

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (9 ocen)
7
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
LuizaHuptys

Nie oderwiesz się od lektury

Książka jest rewelacyjna, ciekawa fabuła ciężko mi było się od nie oderwać, szczerze polecam
00
Lost70

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka ale tak się nie kończy książki !!!
00
Poczytajzemna

Nie oderwiesz się od lektury

Po przeczytaniu opisu nakręciłam się na tę książkę, czując, że spędzę przy niej fanie czas. Tylko ja, tak naprawdę się do niej nie przygotowałam, bo jak bym wiedziała, że mnie aż tak wciągnie, to bym zaplanowała cały dzień tylko dla niej. Całe szczęście cierpiących nie było zbyt wielu, bo tylko mąż musiał czekać na spóźniony obiad, a bałagan nie zając nie ucieknie. Ja natomiast z wielkim zaangażowaniem, zatracałam się w kolejnych rozgrywkach trwającego w tej książce turnieju. Może kilka słów o akcji... akcji, która w tej książce pędzi niczym zając, który ucieka przed lisem... Jeszcze zanim przejdę do tego, co w niej znajdziecie, chcę zaznaczyć, że książka opowiada historię nierealną, która nigdy się w naszym świecie nie zdarzy. Jednak to nie jest całkiem nie realne, po prosto taka gra, może się zdarzyć tylko w książce lubi filmie. Głównym bohaterem jest sympatyczny człowiek, ma żonę, którą bardzo kocha i córkę, dla której jest w stanie zrobić wszystko. Greg to były żołnierz elitarnej...
00
__Electra__

Całkiem niezła

nie
00
solo81

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dziękuję, świetna książka
00

Popularność




Paweł Dawid

TURNIEJ

© Paweł Dawid, 2023

„Turniej” to thriller dla dorosłych czytelników o mocnych nerwach.

Były żołnierz elitarnej jednostki specjalnej znajduje się w trudnej sytuacji finansowej. Do czego będzie się w stanie posunąć, aby zapewnić przetrwanie swojej rodzinie? Rozwiązaniem problemów wydaje się być udział w niezwykłej grze ze ściśle określonymi regułami, w której można zdobyć sławę i niewyobrażalnie wielkie pieniądze. Przegranych czeka jednak śmierć.

ISBN 978-83-8351-778-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Rozdział I

— Tatusiu, czy kupisz mi tę lalkę? — zapytała czteroletnia Tracy w osiedlowym sklepiku.

Mężczyzna spojrzał na niewielką zabawkę z żółtymi włosami i wielkimi oczami. Zaraz potem zerknął na cenę, znajdującą się na małej karteczce przywiązanej przezroczystą żyłką do ramienia lalki.

— Kochanie, innym razem. Teraz się spieszymy i nie możemy się spóźnić do przedszkola — odpowiedział czule.

Greg Watson był trzydziestoletnim byłym wojskowym, który ze względu na uraz musiał przedwcześnie zakończyć służbę. Jego wojskowa kariera rozwijała się wyjątkowo dynamicznie, co było zasługą jego ciężkiej pracy i poświęcenia. We wszystko, co robił, starał się wkładać całe serce, co szybko zostało dostrzeżone przez przełożonych. Dorobił się wyższego stopnia w wojsku, a miał to być dopiero początek jego błyskotliwej kariery. Niestety poważny wypadek spowodował, że musiał odejść z wojska. Obecnie pracował wszędzie tam, gdzie tylko mógł zarobić trochę pieniędzy. Kryzys w kraju okazał się bezlitosny dla przeciętnych obywateli. Szalejąca inflacja i wysokie bezrobocie sprawiły, że zakup podstawowych produktów żywnościowych stał się pewnym wyzwaniem.

— Miłego dnia, Tracy, bądź grzeczna i baw się dobrze — powiedział Greg na pożegnanie córki w przedszkolu.

— Cześć, tatusiu — odpowiedziała urocza blondynka, po czym weszła do sali, powitana przez opiekunkę.

Mężczyzna wsiadł do starego samochodu, który jakimś cudem pozytywnie przeszedł kolejny przegląd techniczny, i udał się do swojego niewielkiego mieszkania w ogromnym bloku.

— Cześć, kochanie, nie masz dzisiaj żadnego zlecenia? — zapytała od razu Karen.

— Niestety, dzisiaj nic — odpowiedział smutny Greg.

Z Karen poznali się, gdy Greg uczęszczał do szkoły wojskowej. Podczas jednej z imprez dziewczyna od razu wpadła w oko przyszłemu żołnierzowi. Długie jasne włosy i to przenikliwe spojrzenie, któremu nie mógł się oprzeć. Podszedł wtedy do niej i zapytał, czy może postawić jej drinka. Odpowiedziała, że chętnie porozmawia, ale za drinka zapłaci sobie sama. Greg był pod wrażeniem niezależności pięknej blondynki i rozmawiali tak długo, aż właściciel subtelnie poinformował, że zaraz musi zamknąć lokal. Karen bardzo podobało się to, że Greg będzie żołnierzem. Postawny, wysportowany mężczyzna w mundurze, i do tego niebywale elokwentny, to ewidentnie cechy, które działały podniecająco na kobietę. Kilka lat później wzięli ślub, a potem urodziła się Tracy, śliczna dziewczynka, będąca wręcz kopią swojej mamy.

— Musimy coś zrobić, bo naprawdę nie wygląda to różowo — powiedziała Karen. — Wiesz, że z mojej pensji pielęgniarki się nie utrzymamy. Gdybym jeszcze pracowała na pełny etat, ale nie ma obecnie takiej możliwości. Ludzie walczą, żeby dostać nawet to pół etatu, a szpital ma ograniczoną liczbę miejsc.

— Wszystko przez polityków. Gdyby państwem rządziły odpowiedzialne osoby, to żylibyśmy teraz godnie. Zobacz, do czego doprowadzili — odparł wzburzony mężczyzna.

— Greg, nie musisz mi tego mówić. Musimy się jednak dostosować do realiów, a one obecnie wyglądają, jak wyglądają.

— Mam tego świadomość, ale uważam, że jest to strasznie nieuczciwe. Kiedyś żyło nam się dobrze. Ty pracowałaś na cały etat z dobrą pensją. Ja robiłem karierę w wojsku i szybko awansowałem. Było nas stać na wzięcie kredytu na to mieszkanie i mieliśmy nadzieję na jego szybką spłatę. Czy to moja wina, że mnie postrzelili w rękę? Uważam, że nadal nadaję się do służby. Jeśli natomiast wojsko uznaje inaczej, to powinni mi przyznać rekompensatę i wypłacać rentę. A tak zostałem bez środków do życia i muszę prosić się o jakiekolwiek zlecenie jak jakiś żebrak. Większość naszych pieniędzy przeznaczamy na spłatę kredytu, a to, co zostaje, ledwie wystarcza na jedzenie — dodał mężczyzna.

— To prawda, kochanie. Pamiętaj tylko, że to jest przejściowa sytuacja i wszystko się na pewno ułoży.

— Co się ułoży? — odpowiedział rozgoryczony mężczyzna. — Bądźmy realistami, Karen. Cholerni politycy doprowadzili do tego, że ludzie żyją w nędzy, ceny rosną z dnia na dzień, a znalezienie jakiegokolwiek zlecenia graniczy z cudem. Dzisiaj Tracy spytała mnie w sklepie, czy kupię jej lalkę. Wiesz, jak mi było strasznie przykro, że muszę zawieść swoją córkę?

— Nie zawiodłeś jej! Jesteś dobrym i odpowiedzialnym tatą. Pamiętaj, że wszystko się ułoży. Spróbuj poszukać jakiegoś zlecenia. Ja muszę już jechać do szpitala, bo zaraz zaczyna się moja zmiana. Słyszałam, że zaczęła się budowa nowego apartamentowca trzy przecznice stąd, więc może szukają kogoś do pomocy przy budowie albo pracownika ochrony.

Greg wziął kromkę suchego chleba i poszedł w stronę placu budowy. Przypomniał sobie dawne czasy, kiedy trafił do wojska. Był młodym, lecz niebywale ambitnym żołnierzem. Wszystkie obowiązki wykonywał perfekcyjnie, co sprawiało, że dowódcy mogli na nim polegać. Dzięki szybkim awansom sytuacja finansowa była coraz lepsza, a perspektywy bardzo obiecujące. Codzienne treningi siłowe oraz sztuk walki doprowadziły do tego, że jego ciało stało się potężną bronią. Nauczył się strzelać z wielu rodzajów broni, przyswoił techniki kamuflażu oraz umiejętności przetrwania w praktycznie każdych warunkach. Pewnego dnia jako jeden z dziesięciu żołnierzy został wysłany na misję z zadaniem odbicia zakładnika przetrzymywanego przez terrorystów. Wiedzieli, że więzień znajduje się w dwupiętrowym domu i za wszelką cenę ma pozostać przy życiu. Nie zostali poinformowani przez dowódcę, kim był ani dlaczego został porwany — nie miało to znaczenia dla powodzenia akcji. Budynek został otoczony, rozstawiono snajperów. Greg wraz z dwoma kolegami weszli do środka przez boczne wejście. Na parterze nikogo nie było, więc bezszelestnie ruszyli po schodach. Usłyszeli głosy dobiegające z jednego z pomieszczeń. Było tam dwóch terrorystów pilnujących zakładnika, który siedział na krześle. Żołnierze ustalili między sobą, że Greg zajmie się tym po lewej stronie, Stanley — po prawej, a Jimmy zneutralizuje ewentualne wsparcie. Wpadli błyskawicznie do pomieszczenia i Greg serią powalił terrorystę, wśród krzyku przerażonego zakładnika. Stanley oddał pierwszy strzał, jednak zamaskowany bandyta zdążył nacisnąć na spust karabinu, posyłając chaotycznie kule w losowych kierunkach. Jimmy precyzyjnym strzałem zneutralizował przeciwnika, jednak jeden z pocisków trafił Grega w lewy biceps, powodując ból i silne krwawienie. Żołnierze zabezpieczyli zakładnika i zawiązali prowizoryczną opaskę uciskową na ręce kolegi. W szpitalu okazało się, że mięsień i kość zostały poważnie uszkodzone i mimo długiej rehabilitacji Greg nie wrócił do pełnej sprawności. Zakres ruchu lewej ręki był znacznie ograniczony, uniemożliwiając udział w działaniach na polu walki.

— Dzień dobry, szukam pracy. Może potrzebujecie kogoś do pomocy przy budowie lub do ochrony? — zapytał mężczyzny nadzorującego prace budowlane.

— Szukamy pomocnika murarza — odpowiedział mężczyzna w kasku i kamizelce odblaskowej.

— Świetnie. Jakie jest wynagrodzenie?

Nadzorca podał Gregowi stawkę godzinową, która była wręcz obraźliwa dla ambitnego i doświadczonego mężczyzny.

— Za niska. Chciałbym ponegocjować tę stawkę.

— Jak za niska, to znikaj! Znajdę mnóstwo chętnych na to stanowisko, i to za dużo niższe wynagrodzenie — warknął nadzorca.

— Dobrze, przyjmę to zlecenie — odpowiedział niechętnie Greg, ignorując urażony honor i poczucie godności.

— Tam, po prawej stronie, zobaczysz stertę cegieł. Przenieś je wszystkie na tamten plac, gdzie murarze stawiają ściany budynku — nakazał ozięble nadzorca, trzymając niedopalony papieros w ustach.

Greg odwrócił głowę i zobaczył wielki stos cegieł, oddalony o jakieś pięćdziesiąt metrów od wskazanego placu. Słońce paliło niemiłosiernie, więc mężczyzna ściągnął flanelową koszulę, eksponując potężne mięśnie. Na piersi i plecach miał długie blizny, będące efektem urazów powstałych na skutek morderczego treningu wojskowego. Od razu zabrał się do pracy. Nosił po cztery cegły przez rozgrzany słońcem betonowy teren. Mijały godziny, aż w końcu zadanie zostało wykonane. Pot spływał po nim strumieniami, lecz Greg był przyzwyczajony do różnych warunków. Udał się do nadzorcy po wynagrodzenie.

— Wykonałem zadanie, proszę o wypłatę.

— Masz tu ustaloną kwotę i znikaj — powiedział opryskliwie mężczyzna w żółtym kasku, wręczając mu garść monet.

— Ale przecież pracowałem cztery godziny, a tutaj są pieniądze za trzy — oburzył się Greg.

— Widocznie się nie wyrabiałeś. To była praca na trzy godziny. — Nadzorca odpalił kolejnego papierosa.

Greg poczuł ochotę rozerwania faceta na strzępy, ale intensywne treningi samokontroli sprawiły, że tylko kiwnął głową i wziął pieniądze. W drodze powrotnej do domu wstąpił do osiedlowego sklepu, w którym rano był z Tracy. Czuł dyskomfort związany z koszulą, która przykleiła się do przepoconego ciała. Kupił duży chleb i lalkę, która tak spodobała się córeczce. W mieszkaniu była już Karen, która zdążyła odebrać Tracy z przedszkola.

— Zobacz, mała księżniczko, co dla ciebie mam — zwrócił się do dziewczynki dumny tata.

— Wow, to ta lalka! Dziękuję, tatusiu — wykrzyknęła mała, po czym uścisnęła go mocno.

— Skąd wziąłeś na to pieniądze? — zapytała Karen.

— Znalazłem pracę na tej budowie. Za zapłatę kupiłem lalkę i duży chleb. Zobacz, jeszcze ciepły i chrupiący — powiedział Greg, wyciągając w stronę żony ręce z bochenkiem.

— Cieszę się, że dostałeś zlecenie. Musimy jednak poważnie porozmawiać — powiedziała smutnym głosem Karen.

— Tracy, idź się pobawić lalką. My z mamą musimy zamienić kilka słów.

Małżonkowie usiedli na starej, zniszczonej kanapie z kubkami chłodnej herbaty w dłoniach.

— Dowiedziałam się dzisiaj w szpitalu, że znowu podniesiono stopy procentowe — rozpoczęła Karen. — Oznacza to, że od kolejnego miesiąca rata naszego kredytu dużo wzrośnie. Przy obecnych dochodach nie będzie nas już stać na spłatę. Myślę, że powinniśmy szybko sprzedać nasz samochód, a może i mieszkanie. Przeprowadzilibyśmy się do mojej mamy. Co prawda ma małe mieszkanie, ale jeden pokój mogłaby nam oddać.

— Karen, to mieszkanie i samochód to wszystko, co mamy — powiedział Greg, a jego oczy stały się wilgotne.

— Nie. Mieszkanie i auto to tylko rzeczy. Wszystko, co mamy, to nasza rodzina — odpowiedziała jego żona, starając się powstrzymać łzy.

— Wymyślę coś, na pewno istnieje jakieś rozwiązanie! — zawołał Greg. — Muszę to przemyśleć — dodał i wyszedł z mieszkania.

Szedł osiedlową uliczką. Co jakiś czas słychać było trzask tłuczonej butelki. W bramach stały podejrzane, zakapturzone postacie, obserwujące nielicznych przechodniów. Greg był spokojny, bo nikt nie miał odwagi nawet zapytać go o godzinę. Wieloletnią służbą wojskową zapewnił sobie szacunek, a jego postura sprawiała, że zdecydowanie nie wyglądał na potencjalną ofiarę. Idąc, rozmyślał nad położeniem, w jakim się znaleźli. Sytuacja gospodarcza kraju była nieciekawa. Zubożenie społeczeństwa było widoczne gołym okiem, a przestępczość rosła z miesiąca na miesiąc. Jedyną branżą, która przeżywała burzliwy rozkwit, była branża rozrywkowa. Organizowano liczne teleturnieje z dużymi pieniędzmi do wygrania. Mimo postępującej pauperyzacji ludzie powszechnie wykupowali dostępy, żeby śledzić na żywo zmagania uczestników w brutalnych grach. Organizatorzy zbijali fortuny i odprowadzali ogromne podatki do budżetu mocno zadłużonego państwa, więc politycy wprowadzali ustawy legalizujące tę formę rozrywki. Społeczeństwo nie miało perspektyw i potrzebowało takich prostych radości. Alkohol i widowiska pełne przemocy sprawdzały się w tym znakomicie. Greg nigdy nie kupował dostępów do tych widowisk, ale będąc kiedyś u swojego dawnego kolegi z wojska, miał okazję zobaczyć jedną grę. Nazywała się niewinnie — „Wyliczanka”. Brało w niej udział dziesięć osób, które siedziały na krzesłach ustawionych w półokręgu. Zasady były proste. Każdy ze śmiałków za sam udział otrzymywał pewną kwotę — Greg mógłby za nią spłacić jedną ratę swojego kredytu. Zwyciężyć mógł tylko jeden uczestnik, a wygrana była bardzo pokaźna. Przewidziano jednak wyjątkowo brutalny system eliminacji i każdy z przegranych kończył rozgrywkę, będąc okaleczonym na różne sposoby. Pierwszy uczestnik musiał podać liczbę z przedziału od jeden do dziesięć. Następnie maszyna losowała numer uczestnika i od niego wyliczała stanowisko zgodnie z liczbą wskazaną przez pierwszego pretendenta. Przykładowo, mężczyzna siedzący na krześle z numerem jeden wybrał czwórkę. System wylosował uczestnika z numerem trzy i rozpoczęło się odliczanie. Podświetlony został uczestnik z numerem sześć, któremu uśmiechnięty prowadzący zadał pytanie. Warunkiem przetrwania była prawidłowa odpowiedź udzielona w ciągu dziesięciu sekund. W przeciwnym razie zawodnik odpadał z gry, otrzymując surową karę.

— Jak nazywa się najwyższa góra na świecie? — zapytał przystojny gospodarz, ubrany w perfekcyjnie skrojony garnitur.

Zegar rozpoczął odliczanie. Po oczach starszego mężczyzny, siedzącego na krześle z numerem sześć było widać, że nie jest pewien odpowiedzi.

— K2 — wykrzyknął niepewnie.

— Sprawdźmy prawidłową odpowiedź — powiedział prowadzący, po czym wskazał palcem na duży ekran.

Po kilku sekundach na monitorze wyświetliła się nazwa Mount Everest, po czym z oparcia krzesła wystrzelił metalowy bolec, uderzając zawodnika prosto w kręgosłup i doprowadzając do trwałego paraliżu. Krzesło z uczestnikiem automatycznie wyjechało do tyłu i zniknęło za czarną zasłoną.

— Zostało dziewięć osób — poinformował gospodarz gry, po czym poprosił kolejnego zawodnika o podanie numeru z przedziału od jeden do dziesięć.

Greg nie mógł uwierzyć, że ludzie oglądali takie widowiska. Miał jednak świadomość, że popyt przekładał się na podaż. Każdy z uczestników musiał świadomie wyrazić zgodę na udział i przejść szereg badań, które potwierdzały jego poczytalność. W tych teleturniejach nikt nie ginął, a postępująca bieda zapewniała stały dopływ nowych uczestników.

Greg wszedł do klatki schodowej, mijając dwóch wyrostków, trzymających puszki piwa w rękach. Na drugim piętrze mieszkał jego kolega Oleg, z którym kiedyś służył w jednostce.

— Witaj, Greg, dawno cię u mnie nie było — powiedział postawny mężczyzna z blizną na czole.

— Cześć, przyjacielu, szukam pracy. Pomożesz mi?

— Wejdź do środka.

Mężczyzna wszedł do dwupokojowego mieszkania, które należało do Olega, czynnego żołnierza, zajmującego się rozbrajaniem min. Przez pewien czas pracowali razem, jednak po licznych awansach Greg trafił do jednostki specjalizującej się w operacjach specjalnych. Oleg był z kolei dobrym specjalistą, jednak bez większych ambicji, co sprawiało, że nie był chętny do poszerzania swojej wiedzy i zakresu umiejętności. Miał za to stały dopływ pieniędzy, który umożliwiał mu wykupywanie dostępów do teleturniejów i przesiadywanie przed telewizorem.

— Przez tę cholerną rękę nie mogę wrócić do wojska, a potrzebuję pieniędzy. Pomożesz mi jakoś? — zapytał Greg.

— Byłeś najlepszym żołnierzem, jakiego poznałem. To przykre, że potraktowali cię w taki sposób. Mogłeś osiągnąć tam wszystko — odparł Oleg, otwierając puszkę piwa i częstując kolegę.

— Dzięki, ale nie piję. Potrzebuję pilnie pieniędzy. Nie mam już pomysłu, jak je zdobyć.

— Sam widzisz, jakich czasów dożyliśmy. Ja codziennie się bałem, że w końcu trafię na minę, której nie będę w stanie rozbroić. No ale w końcu przestałem się tego obawiać. Pieniądze marne, ryzyko duże, ale jakoś sobie tak żyję i nawet stać mnie na dostęp do tych chorych gier. Słyszałeś o tej nowej? Nazywa się „Turniej”.

— Nie interesują mnie te barbarzyńskie rozrywki — odpowiedział Greg.

— Też się dziwię, że aż tyle osób to ogląda, ale w samym patrzeniu nie ma niczego złego. Powinni się wziąć za organizatorów i to wszystko zdelegalizować.

— Oleg, czy ty nie rozumiesz, że dopóki są ogromne pieniądze, to zawsze znajdzie się sposób, żeby to zalegalizować? — zdziwił się Greg. — Przecież to jest olbrzymia machina, a ty swoimi pieniędzmi wydanymi na dostępy właśnie ją wspierasz i rozbudowujesz.

— Ja tylko oglądam, wszyscy to robią. — Oleg wzruszył ramionami. — Nie czuję się winny, bo bez moich drobnych opłat dalej by to wszystko funkcjonowało. Słuchaj, ta nowa gra to największe takie wydarzenie do tej pory. Będzie w niej uczestniczyło ponad milion chętnych, a zwycięzca będzie tylko jeden.

— A na czym to ma polegać? Widziałem już kiedyś „Wyliczankę” i myślę, że to wszystko jest chore.

— „Wyliczanka” była delikatna w porównaniu z „Turniejem”. To będzie pierwsza gra, w której będą ginąć ludzie. Wpływy z przedpłat są już tak ogromne, że organizatorzy planują zrobić to wszystko z wielkim rozmachem.

— Pewnie już też zapłaciłeś za to bestialskie widowisko? — zapytał Greg.

— No zrobiłem, ale tylko dlatego, że teraz było zdecydowanie taniej. Poza tym chcę zobaczyć, co tak fascynuje tych wszystkich ludzi, którzy to oglądają.

Greg wyszedł z mieszkania wyraźnie poirytowany spotkaniem ze znajomym. Udał się na spacer po osiedlu. Na odpadającym tynku wielkiego bloku zobaczył kolorowy plakat z dużym napisem „Turniej”. Miał on zachęcić ludzi do kupowania wczesnych dostępów i do wzięcia udziału w grze. Podany był adres, pod którym można było uzyskać szczegółowe informacje oraz zgłosić swoje uczestnictwo. Greg ostentacyjnie odwrócił wzrok i skierował się do mieszkania.

Rozdział II

— Kochanie, wymyśliłeś coś? — zapytała Karen.

— Jeszcze nie, skarbie, ale pracuję nad tym.

Następnego dnia Greg znowu poszedł na plac budowy i odnalazł irytującego nadzorcę.

— Czy jest dzisiaj coś dla mnie?

— To noszenie cegieł zaplanowałem na dwa dni, ale wyrobiłeś się w kilka godzin. Jestem dzięki temu do przodu i nie muszę do tego już nikogo zatrudniać — odpowiedział bezczelnie facet z papierosem.

— To znaczy, że mogłem je przenosić przez dwa dni i dostałbym dużo więcej pieniędzy? — zdziwił się Greg.

— Zgadza się, ale jestem ci wdzięczny za poświęcenie. Sporo dzięki temu zaoszczędziłem. Na dzisiaj nikogo nie potrzebuję.

Greg zacisnął szczękę tak mocno, że aż zęby mu zazgrzytały. Poza tym zachował jednak spokój, odwrócił się i opuścił teren budowy, słysząc jeszcze szyderczy śmiech nadzorcy za plecami. Postanowił, że pójdzie pod adres wskazany na plakacie i niezobowiązująco zapyta o zasady „Turnieju”. Budynek był zlokalizowany w centrum, więc czekało go jakieś trzydzieści minut spaceru.

Na miejscu zobaczył potężny budynek, a w środku ogromne pomieszczenie z pięćdziesięcioma stanowiskami obsługi. Wszystkie okienka były zajęte, a ludzie tłoczyli się w długiej kolejce do biletomatu, aby pobrać numerek. Greg ustawił się i po kilkunastu minutach stanął przed ekranem dotykowym, na którym wyświetlone były trzy przyciski: Chcę wziąć udział w grze, Chcę uiścić przedpłatę za możliwość oglądania orazChcę pozyskać informacje o grze. Wcisnął ostatni przycisk, po czym biletomat wydrukował karteczkę z numerem C-56. Stanął z boku i cierpliwie czekał, aż duży wyświetlacz wskaże jego kolej. Po kilkunastu minutach pojawił się napis C-56, stanowisko numer 47. Greg udał się do wskazanego miejsca i usiadł na wygodnym fotelu.

— Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc? — zapytała uśmiechnięta młoda kobieta.

— Dzień dobry, chciałbym poznać zasady tej nowej gry — odpowiedział Greg.

— Oczywiście, serdecznie zachęcam do wzięcia udziału, każdy uczestnik otrzymuje gratis jeden dostęp dla członka rodziny. Tak więc „Turniej” jest pierwszą i największą tego typu grą. Wystartuje w nim milion czterdzieści osiem tysięcy pięciuset siedemdziesięciu sześciu uczestników. Zabawa składa się z dwudziestu rund, rozgrywanych systemem pucharowym. Zawodnicy zostaną losowo podzieleni na pary i do każdej kolejnej rundy z pary przejdzie tylko jedna osoba — wyjaśniła urocza brunetka z miłym głosem.

— Jakie jest kryterium wyboru i co się stanie z przegranym? — zapytał Greg.

— Przed każdą z rund losowana jest dyscyplina, w której należy wygrać z przeciwnikiem. Przegrany zostanie wyeliminowany.

— Co to znaczy wyeliminowany? — dopytał.

— Zostanie uśmiercony, ale w humanitarny sposób. Dbamy bowiem o to, aby zapewnić godność uczestnikom widowiska — odpowiedziała kobieta, wypowiadając słowa z dużym przekonaniem.

— Zwariowaliście?! — zawołał Greg. — Przecież to jest zwykłe mordowanie ludzi, na którym bezczelnie zarabiacie ogromne pieniądze.

— Każdy z uczestników jest pełnoletni i musi wyrazić świadomą zgodę na udział w „Turnieju”. Następnie przechodzi szereg specjalistycznych badań, po których ponownie musi wyrazić zgodę. Eliminujemy w ten sposób udział osób niepoczytalnych czy znajdujących się pod wpływem środków psychoaktywnych. Przedsięwzięcie jest pewnego rodzaju odpowiedzią na słabnącą gospodarkę. W ten sposób aktywnie walczymy z rosnącym bezrobociem…

— Poprzez zabijanie ludzi — wtrącił wzburzony Greg.

— Wydarzenie jest legalne. Mamy wszelkie zgody potrzebne do jego realizacji. Nikogo też nie zmuszamy do uczestnictwa ani do opłacania dostępów.

— Proszę powiedzieć coś więcej o zasadach — poprosił Greg.

— Dla każdego z uczestników zostaje założone indywidualne konto bankowe, które będzie zasilane pieniędzmi po zwycięstwach w pierwszej, piątej, dziesiątej, piętnastej oraz dwudziestej rundzie. Są to tak zwane progi gwarantowane. Każdy z uczestników podaje osobę upoważnioną, która uzyska dostęp do tego konta po ewentualnej śmierci uczestnika. Przed piątą, dziesiątą, piętnastą i dwudziestą rundą każdy z zawodników może zrezygnować z dalszego udziału. Jeśli zrobi to przed piątą rundą, otrzyma jedynie wypłatę za zwycięstwo w pierwszej rundzie. Rezygnacja przed dziesiątym etapem będzie wiązała się z przyznaniem wynagrodzenia za zwycięstwo w piątej rundzie. Opuszczenie gry przed piętnastą rundą zostanie nagrodzone wypłatą za zwycięstwo w dziesiątej rundzie. Rezygnacja przed finałem oznaczała będzie przyznanie kwoty za wygranie w piętnastej rundzie — wyliczała kobieta.

— Jakie są te stawki po osiągnięciu progów gwarantowanych? — zapytał Greg.

Młoda brunetka wyciągnęła kartkę z tabelą przedstawiającą wysokości wynagrodzeń przyznawanych zawodnikom po wygraniu kluczowych rund. Greg zobaczył, że po pierwszej rundzie uczestnicy otrzymują kwotę, jaką on i Karen zarabiają razem w ciągu roku.

„Czyli wystarczyłoby wygrać cztery rundy i wycofać się z gry, żeby zarobić roczną pensję. Jeślibym natomiast zginął, przykładowo, w rundzie trzeciej, to Karen i Tracy i tak dostaną te pieniądze” — pomyślał.

— Zapomniałam powiedzieć, że każdy z uczestników dwa razy w całej grze ma możliwość wykorzystania tak zwanej zmiany — przypomniała sobie kobieta. — Polega to na tym, że już po wylosowaniu konkurencji w danej rundzie można w ciągu godziny zgłosić „zmianę”. Nastąpi wówczas ponowne losowanie konkurencji. I jeszcze jedno: główna wygrana została wyliczona w taki sposób, że zwycięzca automatycznie stanie się setną najbogatszą osobą w naszym kraju.

— Mam jeszcze pytanie, co w sytuacji, gdy przykładowo wygram piątą rundę. Czy dostanę te pieniądze? — zapytał Greg.

— Pieniądze za zwycięstwo w piątej rundzie otrzyma pan dopiero po wygraniu dziewiątej rundy i po wycofaniu się z „Turnieju” — wyjaśniła kobieta. — Jeśli natomiast zginie pan na przykład w rundzie siódmej, to pieniądze za wygranie rundy piątej trafią do wskazanej przez pana osoby.

— Dziękuję za informację. Podtrzymuję, że to jest masowe morderstwo, a pani bierze w tym udział — stwierdził Greg, po czym wstał z krzesła i wyszedł z budynku.

Skierował się w stronę mieszkania, gdy po chwili zauważył grupę pracowników usuwających gruz po wyburzonym budynku. Zapytał jednego z nich, kto jest ich szefem, na co odezwał się jedyny mężczyzna z nadwagą.

— Ja, a czego chcesz?

— Może potrzebujecie pomocy przy sprzątaniu? — zapytał Greg.

— Dobrze trafiłeś. Jeden dzisiaj nie przyszedł do pracy, więc możesz trochę dorobić.

— Ile zapłacisz?

Mężczyzna podał stawkę nieco wyższą niż poprzednio bezczelny nadzorca projektu budowy apartamentowca. Greg zakasał rękawy, zdjął koszulę i zabrał się do pracy. Intensywne słońce dawało się pracownikom we znaki i jedynie były żołnierz nie robił sobie przerw. Po kilku godzinach teren został wysprzątany i zadowolony pracodawca wypłacił umówioną kwotę.

Greg wrócił do domu i zastał zapłakaną Karen.

— Co się stało?

— Wręczyli mi dzisiaj wypowiedzenie umowy. Ordynator powiedział, że jest zmuszony jeszcze bardziej ograniczyć zatrudnienie i zwolnił dziesięć osób, w tym mnie — zaszlochała kobieta.

— Może wyjedziemy z kraju? — zaproponował Greg.

— Wiesz, że to niemożliwe — odparła Karen. — Przecież jest zakaz opuszczania kraju, a granice są pilnowane przez żołnierzy. Jedyna nadzieja w wyborach, ale to dopiero w przyszłym roku. Mam nadzieję, że następni rządzący będą odpowiedzialnie kierowali państwem i odbudują jego dawną świetność.

— Zarobiłem dzisiaj trochę, starczy na jedzenie i podstawowe środki czystości. Widziałaś te plakaty namawiające do wzięcia udziału w „Turnieju”?

— Dzisiaj w szpitalu dziewczyny o tym mówiły. Niektóre z nich nawet kupiły dostępy w przedsprzedaży. Organizatorzy tych okrutnych gier są już totalnie bezkarni. Słyszałam, że można tam nawet zginąć.

— Byłem dzisiaj zapoznać się z zasadami tej gry — powiedział Greg, nawiązując kontakt wzrokowy z żoną.

— Po co? Przecież idiotyczne byłoby wydawanie pieniędzy na oglądanie tego barbarzyństwa — skwitowała Karen.

— Bardziej chodziło mi o poznanie zasad z perspektywy uczestnika — odpowiedział poważnie Greg.

— Ty chyba zwariowałeś! Nie pozwolę ci na udział w żadnej z tych chorych gier. Liczę, że następna ekipa rządząca zamknie tych wszystkich zwyrodnialców do więzienia na długie lata i odpowiedzą za swoje zorganizowane zbrodnie.

— Potrzebujemy pieniędzy, Karen. Nie możemy wyjechać z kraju. Proszę się o pracę jak jakiś żebrak, ty swoją straciłaś. Nie mamy wyjścia, musimy działać szybko.

— Mam trzymiesięczny okres wypowiedzenia, więc jeszcze przez taki czas będę otrzymywała wynagrodzenie. Może uda się coś znaleźć, pielęgniarki z moim doświadczeniem są przecież potrzebne. Ty z kolei może znajdziesz jakieś większe zlecenie.

— A właśnie… Czy parkowałaś dzisiaj samochód w innym miejscu niż zwykle? Nie widziałem go, jak wchodziłem do bloku.

— Nie, zaparkowałam tam, gdzie zawsze — odpowiedziała Karen.

— Jasna cholera! — wykrzyknął Greg, po czym zbiegł po schodach i pognał w stronę miejsca parkingowego.

Miejsce było puste, a w błocie leżał niewielki łom, który złodzieje prawdopodobnie w pośpiechu zapomnieli zabrać. Greg zadzwonił na policję. Po dwudziestu minutach nadjechał radiowóz i wysiadło z niego dwóch mundurowych. Podeszli do Grega.

— W czym możemy panu pomóc? — zapytał jeden z nich.

— Ukradziono mi dzisiaj samochód. Był zaparkowany w tym miejscu. Złodzieje musieli zostawić ten łom — wyjaśnił poszkodowany.

— Czy samochód był ubezpieczony? — zapytał policjant.

— Niestety nie. Nie stać mnie na takie opłaty.

— To ma pan teraz duży problem. Oczywiście proszę o podanie numeru rejestracyjnego oraz modelu auta. Weźmiemy też łom, jako dowód w sprawie. Biorąc jednak pod uwagę brak monitoringu na tym osiedlu, sugeruję, aby nie miał pan dużych nadziei na odnalezienie pojazdu — skwitował mężczyzna w mundurze.

Greg podał dane samochodu, pożegnał się z policjantami, po czym wrócił do mieszkania.

— Ukradli nam auto — powiedział zrezygnowanym głosem do Karen.

— Może policja je znajdzie? — próbowała szukać pozytywów żona.

— Nie licz na to. Gorzej już chyba być nie może. — Greg pokręcił głową i po chwili dodał: — Chcę się zapisać do tej całej gry. Jest możliwość zrezygnowania po czwartej rundzie, a wtedy zarobię sporo pieniędzy.

— Przecież możesz tam zginąć, a wtedy zostaniemy z Tracy same — powiedziała Karen, ściskając mocno męża.

— Jak byłem jeszcze żołnierzem, to mogłem zginąć każdego dnia. Walczyłem z uzbrojonymi terrorystami, a jedynym poważniejszym urazem była lekko uszkodzona ręka. Wtedy nie martwiłaś się, że mogę zginąć.

— Martwiłam się, i to każdego dnia. Szczerze mówiąc, liczyłam, że przestaniesz uczestniczyć w tych akcjach. Chciałam, żebyś zaczął pracować za biurkiem, wtedy nie musiałabym się obawiać o twoje życie — powiedziała łamiącym się głosem Karen.

— Wiesz, kochanie, że potrafię przetrwać w dowolnych warunkach, wiele lat się tego uczyłem. Jestem bardzo dobrze wyszkolony i mam zdecydowanie silniejszą psychikę niż desperaci, którzy wezmą udział w „Turnieju”.

— Jestem zdecydowanie przeciwna. Pomyślałeś, co się stanie, jeśli zginiesz? — zapytała Karen.

— Tak. Będziesz miała dostęp do konta bankowego, z którego pobierzesz wszystkie pieniądze, jakie do tej pory zgromadzę — wyjaśnił Greg. — Jeśli wygram cztery rundy i się wycofam, to dostaniemy kwotę, która starczy nam na jakiś rok.

— Przecież to nie chodzi tylko o pieniądze. Chodzi o ciebie — wyszeptała jego żona. — Nie chcę, żebyś ryzykował swoje życie ku uciesze zdemoralizowanych oglądających. Kasa nie jest najważniejsza.

— Wiem i bardzo cię kocham. Uczestniczyłem w wielu niebezpiecznych akcjach, z których wyszedłem praktycznie bez szwanku. Nie sądzę, żeby tutaj było większe ryzyko. Poza tym po czterech rundach się wycofam.

— A co, jeśli wylosujesz konkurencję, w której jesteś słaby? — zapytała Karen.

— O tym organizatorzy również pomyśleli. Dwa razy w ciągu gry można wykorzystać tak zwaną zmianę, czyli zażądać ponownego losowania konkurencji. Jeśli więc wylosuję balet, a naprzeciwko mnie stanie szczupła tancerka, to zmienię konkurencję i pewnie wylosuję strzelanie do tarczy.

— Nadal jestem przeciwna. Nie przekonuje mnie to. Co mogę zrobić, żeby cię od tego odwieść?

— Nic, Karen. Załatwię to szybko i wrócę do domu z pieniędzmi.

Żona wybuchnęła płaczem i zamknęła się w łazience.

— Tatusiu, dlaczego mama płacze? — zapytała Tracy.

— Ponieważ martwi się o moje zdrowie, ale zupełnie niepotrzebnie. Jak ci się podoba nowa lalka?

— Jest super, zobacz, jakie ma duże oczy — powiedziała dziewczynka, wskazując palcem na twarz niewielkiej zabawki.

Następnego dnia Greg udał się ponownie do ogromnego budynku, którego adres widniał na plakatach rozwieszonych w całym mieście. Ustawił się w kolejce do biletomatu i po kilkunastu minutach wybrał na ekranie przycisk Chcę wziąć udział w grze. Maszyna wydrukowała karteczkę z numerem A-134 i po niecałej godzinie taki napis wyświetlił się na ogromnym ekranie, wskazując stanowisko szóste. Podszedł do wskazanego miejsca i usiadł na fotelu.

— W czym mogę panu pomóc? — zapytał młody chłopak ze sztucznym uśmiechem.

— Chcę wziąć udział w grze — odpowiedział Greg.

— Proszę w takim razie o przygotowanie dokumentu tożsamości i o wypełnienie tych pięciu formularzy — powiedział pracownik, po czym wręczył kandydatowi stos dokumentów oraz długopis.

Greg podał swój identyfikator i zaczął wypełniać materiały. Musiał odpowiedzieć na setki pytań, które dotyczyły jego stanu zdrowia, przeszłości, rodziny, zainteresowań, nałogów. Znajdował się tam również test psychologiczny, który jednak nie stanowił dla niego większego wyzwania. Zeskanowano też odcisk jego palca. Uzupełniony komplet dokumentów młody pracownik położył na urządzeniu, którego podajnik zaczął wciągać do środka pojedyncze kartki. Po chwili pracownik oznajmił, że dane są poprawne, a na podstawie podanych informacji system zakwalifikował Grega do kolejnego etapu rekrutacji. Młody chłopak skierował go do innego pomieszczenia, w którym miały zostać przeprowadzone badania lekarskie. Greg poszedł we wskazanym kierunku do miejsca, gdzie kilkudziesięciu lekarzy przeprowadzało analizę zdrowia kandydatów do udziału w grze. Greg wszedł za wysoki parawan i został poproszony o rozebranie się do pasa. Następnie doktor go osłuchał, kazał szeroko otworzyć usta i na koniec zmierzył mu ciśnienie. Ciśnieniomierz wyświetlił wynik 180/90.

— Ma pan problemy z ciśnieniem czy to tylko jednorazowy tak wysoki wynik w związku ze stresem? — zapytał lekarz.

— Nie mierzę ciśnienia, więc nie wiem, ale to raczej efekt podekscytowania związanego z rekrutacją — odpowiedział Greg.

— Dobrze, czyli nie ma tematu.

— Jest pan pewien, że można to zbagatelizować? — upewnił się Greg.

— Osobiście uważam, że powinien się pan dokładnie przebadać, ale na potrzeby tej rekrutacji wystarczy mi pana deklaracja, że to jednorazowy tak wysoki wynik. Gdybym miał być drobiazgowy i dyskwalifikować ludzi za takie rzeczy, to nie uzbieralibyśmy w tym kraju ponad miliona osób — zaśmiał się półgębkiem mężczyzna w białym fartuchu.

— Rozumiem.

— Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy dobrze pan ocenia stan swojego zdrowia psychicznego.

— Dobrze, choć czasami pojawiają się u mnie stany lękowe. Byłem kiedyś żołnierzem i przypominają mi się rzeczy, które widziałem. W takich chwilach…

— Czyli zapisuję, że ocenia pan pozytywnie swoje zdrowie psychiczne — przerwał mu lekarz, po czym nakazał się ubrać, zmierzył go, zważył, zrobił zdjęcie całej sylwetki i wpisał informacje do systemu.

— Czy to wszystko? Gdzie teraz mam się udać? — zapytał zdziwiony powierzchownością badania Greg.

— Uznałem, że jest pan zdrów jak ryba — uśmiechnął się lekarz. — Teraz proszę o podpis w tym miejscu, że wyraża pan zgodę na udział w turnieju.

Greg wziął do ręki plik dokumentów, który zawierał kilkadziesiąt oświadczeń. Pobieżnie je przeczytał i podpisał we wskazanym miejscu. Następnie lekarz poprosił o zajęcie miejsca na krześle oraz opuszczenie głowy. Były żołnierz posłusznie wykonał polecenie, po czym poczuł silny ból z tyłu głowy.

— Co pan zrobił? — wykrzyknął oburzony.

— Wszczepiłem panu pod skórę specjalne urządzenie, które teraz aktywuję. Proszę przyłożyć mocno ten gazik w miejscu ukłucia, za chwileczkę krwawienie ustanie.

— Dlaczego pan to zrobił?

— Każdy uczestnik gry musi mieć zainstalowane to urządzenie. Nie ma wyjątku od tej reguły i wyraził pan na to zgodę. O szczegółach dowie się pan w następnym pomieszczeniu, do którego pana zapraszam. — Lekarz wskazał palcem na szerokie, dwuskrzydłowe drzwi.

Greg wszedł przez nie do kolejnej, wielkiej sali, w której tłoczyli się ludzie. Na dużym wyświetlaczu przedstawiony był harmonogram sesji informacyjnych, które odbywały się co dziesięć minut. Stoper odliczał właśnie czas do kolejnej sesji, która miała się odbyć za dwie minuty i trzydzieści dziewięć sekund. Greg obserwował zgromadzonych, z których część rozmawiała ze sobą, a pozostali w milczeniu oczekiwali na upłynięcie czasu. Punktualnie po zakończeniu odliczania odtworzone zostało nagranie dźwiękowe, skierowane do zebranych:

— Witajcie. Znajdujecie się na tej sali, co oznacza, że przeszliście wszystkie testy i zostaliście zakwalifikowani do udziału w „Turnieju”. Proces rekrutacyjny jest prowadzony w wielu miastach w całym kraju. Obecnie zarejestrowanych jest ponad dziewięćset pięćdziesiąt tysięcy uczestników. Termin zakończenia kwalifikacji jest szacowany na koniec tego tygodnia. Proszę o pobranie aplikacji o nazwie „Turniej”. W celu zalogowania się niezbędne będzie podanie danych osobowych oraz zeskanowanie odcisku palca. Poprzez aplikację będziecie otrzymywali wszelkie informacje dotyczące gry. Poznacie lokalizację kolejnej rundy, podstawowe dane na temat wylosowanego przeciwnika oraz nazwę konkurencji. Po kwalifikacji lekarskiej zostały wam z tyłu głowy wszczepione specjalne urządzenia. Pełnią one dwie funkcje. Pierwsza z nich to lokalizacja. Organizator od tej pory posiada informację o miejscu waszego przebywania, na co wyraziliście zgodę. W tej chwili nie możecie już zrezygnować z gry aż do momentu wygrania czwartej rundy. Jeśli do momentu rozpoczęcia rundy nie zjawicie się w ustalonym miejscu, to uruchomiona zostanie druga z funkcji urządzenia. Eksploduje ono, doprowadzając do błyskawicznej śmierci. Próba samodzielnego usunięcia urządzenia lub skorzystanie z pomocy chirurgicznej również doprowadzi do automatycznego wybuchu. Reaguje ono bowiem między innymi na światło czy powietrze. Życzę powodzenia w grze, zwycięzca będzie tylko jeden.

Na sali zapanował chaos. Część ludzi ze stoickim spokojem opuściła pomieszczenie. Inni wyciągnęli smartfony i zaczęli pobierać wskazaną aplikację. Jeszcze inni wpadli w panikę i chcieli się cofnąć do poprzedniej auli, żeby wycofać się z gry. Liczni ochroniarze uniemożliwiali jednak ten proceder i asertywnie kierowali uczestników do wyjścia. Greg opuścił budynek i pobrał aplikację, którą następnie zainstalował. Miała ona bardzo intuicyjny interfejs. W pierwszej kolejności Greg został poproszony o zalogowanie się poprzez podanie szeregu danych. Następnie musiał zeskanować odcisk swojego palca, po czym ukazał się duży napis: Witaj, Greg! Liczba zarejestrowanych uczestników w grze wynosi obecnie 958 852/1 048 576. Po zakończeniu procesu rekrutacji otrzymasz stosowne powiadomienie. Mężczyzna ściągnął gazik z głowy, trochę pobrudzony zakrzepłą krwią. Wracając do mieszkania, przechodził ponownie obok odgruzowanego placu, gdzie wcześniej trochę dorobił sprzątaniem. Z daleka zobaczył go znajomy kierownik z nadwagą.

— Greg, nie chcesz dzisiaj trochę dorobić?

— Pewnie, a co trzeba zrobić?

— Dwóch moich ludzi postanowiło wziąć udział w tej nowej grze i zrezygnowali z pracy. Stwierdzili, że niedługo będą tak bogaci, że nie będą już musieli dla mnie pracować — wyjaśnił otyły mężczyzna. — Odpowiedziałem im, że są idiotami i zapisali się na pewną śmierć, ale takim nie przemówisz do rozsądku. Potrzebuję kogoś do pomocy w produkcji i dostarczaniu betonu. Tam stoi betoniarka, trzeba do niej wsypywać tylko cement, piasek i wodę, a następnie rozlewać do taczek. Pozostali będą zawozić ten beton do murarzy. Płacę tyle za godzinę co ostatnio.

— Zgoda — odrzekł Greg, po czym natychmiast zabrał się do roboty.

Po kilku godzinach ciężkiej pracy otrzymał obiecaną wypłatę i wrócił do mieszkania, gdzie czekała już na niego Karen.

— Greg, naprawdę nie chcę, żebyś się zapisywał do tej głupiej gry. Życie jest najważniejsze i nie możesz go ryzykować. Poradzimy sobie jakoś — powiedziała, rzucając się mężowi na szyję.

— Kochanie, już się zapisałem do „Turnieju” i nie mogę się wycofać — powiedział Greg. — Wszczepili mi urządzenie, które eksploduje, jeśli nie stawię się w miejscu rozgrywania pierwszej rundy.

Kobieta wybuchnęła płaczem i uderzyła męża w policzek.

— Jak mogłeś mi to zrobić? — zawołała.

— Mówiłem ci już, że pracując w wojsku, codziennie ryzykowałem życie. Wygram pierwsze cztery rundy i wrócę z pieniędzmi — wyjaśniał spokojnie Greg. — Jestem sprawny, silny, sprytny i posiadam wiele różnych umiejętności. Jeśli wylosuję niewłaściwą konkurencję, to ją zmienię, mogę to zrobić aż dwukrotnie.

— Uważasz, że postąpiłeś słusznie, ale zachowałeś się skrajnie nieodpowiedzialnie. Ryzykujesz swoje życie i możesz doprowadzić do tego, że ja zostanę bez męża, a Tracy bez ojca. Nie zastanawiałeś się, czy twoja córka wolałaby mieć lalkę, czy tatę?

— Jakbym nic nie zrobił z naszym losem, to umarlibyśmy z głodu. Straciłaś pracę, ukradli nam samochód, nie mogę znaleźć niczego na stałe. W obecnej sytuacji gospodarczej to tylko kwestia czasu, kiedy przestanie nam starczać na jedzenie. Jak wygram cztery rundy i się wycofam, to zyskamy tyle czasu, że będziemy mogli spokojnie poukładać nasze finanse.

— Ty cały czas mówisz tylko o pieniądzach. Czy nie rozumiesz, że po prostu się o ciebie martwię? — zapytała Karen.

— Wiem, kochanie. Bardzo cię kocham i mam świadomość tego, że się o mnie troszczysz. Ja natomiast czuję obowiązek zadbania o naszą rodzinę i dlatego zapisałem się do tej gry. Nie wiem, czy będziesz chciała na to patrzeć, ale jako uczestnik dostałem jeden dostęp dla członka rodziny. Mogłabyś śledzić moje zmagania w „Turnieju”. — Greg przekazał żonie kartkę z kodem dostępowym i instrukcją.

Rozdział III

Następnego dnia Greg z samego rana wyszedł z mieszkania i skierował się w stronę placu budowy, na którym ostatnio zarobił trochę pieniędzy. Nagle telefon w jego kieszeni zawibrował. Aplikacja wysłała mu powiadomienie, że osiągnięto komplet uczestników „Turnieju”. Licznik pokazał 1 048 576/1 048 576. Widoczna była też informacja: Prosimy oczekiwać na dalsze instrukcje. Parowanie uczestników do pierwszej rundy oraz losowanie konkurencji odbędą się za 2 dni, 23 godziny, 59 minut, 46 sekund. W ciągu jednej godziny od poznania konkurencji można skorzystać z dostępnej dwa razy w całej grze opcji „zmiana”, co spowoduje ponowne wylosowanie kategorii. Po ostatecznym wylosowaniu konkurencji zostaną państwo poinformowani o lokalizacji rozgrywania danej rundy. Niepojawienie się w ustalonym miejscu spowoduje wyeliminowanie zawodnika z dalszej gry poprzez aktywację wszczepionego urządzenia. Życzymy wszystkim zwycięstwa i miłej zabawy. Organizator.

Greg schował telefon i poszedł na budowę, gdzie cały dzień nosił cegły i sprzątał w zamian za niewielkie wynagrodzenie. Po powrocie do mieszkania opowiedział Karen o powiadomieniu, które otrzymał. Przekazał również żonie pieniądze zarobione tego dnia na budowie.

— Masz już nie pracować przed tą głupią grą. Niezależnie od tego, jaką konkurencję wylosujesz, nie możesz być zmęczony ani fizycznie, ani psychicznie — powiedziała zmartwiona żona.

— Dziękuję za troskę, kochanie.

— Postanowiłam też, że nie będę oglądała tego cyrku. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby ci się coś stać, a ja musiałabym na to patrzeć.

— Rozumiem i szanuję twoją decyzję. Pewnie na twoim miejscu postąpiłbym tak samo.

— Proszę, tylko mnie informuj o wszystkim. Chcę wiedzieć, w jakich dyscyplinach będziesz brał udział i z kim będziesz konkurował.

— Nie ma sprawy, tak zrobię. Możemy nawet wspólnie podjąć decyzję, czy skorzystać z możliwości zmiany konkurencji. Znasz mnie lepiej niż ja sam, więc będziesz wiedziała, w czym mogę sobie poradzić, a w czym zdecydowanie nie.

Greg cały wieczór spędził z Karen i Tracy. Najpierw bawili się w chowanego. W niedużym mieszkaniu nie było wielu kryjówek, ale nie przeszkadzało to w dobrej zabawie. Pierwszy szukał tata, który od razu zobaczył nogę dziewczynki, wystającą zza kosza na pranie. Udawał jednak, że nie wie, gdzie się schowała, głośno wyrażając zachwyt nad jej kreatywnością. Mrugnął tylko do Karen, schowaną za firanką, i znalazł ją jako pierwszą. Potem nosił córkę, która wskoczyła mu na plecy i udawała, że jedzie na koniu. Wszyscy świetnie się bawili i zdawać się mogło, że chwilowo zapomnieli o swojej sytuacji finansowej oraz o szybko zbliżającym się terminie rozpoczęcia „Turnieju”.

Następnego dnia mężczyzna z samego rana poszedł do osiedlowego sklepu kupić chleb. Za namową Karen postanowił, że przed rozpoczęciem gry nie będzie szukał nowych zleceń, żeby nie ryzykować kontuzji. Wybrał duży bochenek i ustawił się w kolejce.

— Greg Watson? — usłyszał nagle niski męski głos.

Odwrócił się i zobaczył wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta w koszulce moro.

— Jimmy Tailor! — powiedział głośno i podszedł się przywitać.

— Co ty tutaj robisz? — zapytał brunet. — Myślałem, że po tej akcji z ręką przepadłeś na dobre.

— Ja tutaj mieszkam. Miałem zadać ci to samo pytanie.

— Chodźmy może na zewnątrz, to sobie spokojnie porozmawiamy.

— Jimmy, zapraszam do swojego mieszkania, nie widzieliśmy się wiele lat.

Mężczyźni udali się do mieszkania, gdzie Greg przygotował mocną kawę. Usiedli następnie na kanapie i rozpoczęli żywą dyskusję.

— Pamiętasz tę akcję, kiedy oberwałem w rękę? — powiedział Greg. — Mam duże pretensje do Stanleya, że nie zlikwidował tego terrorysty po prawej. Gdybyś nie zachował wtedy zimnej krwi i go nie wyeliminował, już by mnie nie było. Uratowałeś mi życie.

— Zrobiłbyś dokładnie to samo na moim miejscu — uśmiechnął się Jimmy. — Długo się później zastanawiałem, dlaczego Stanley nie puścił wtedy całej serii. Był świetnie wyszkolony i takie błędy po prostu nie miały prawa się zdarzyć. Wielokrotnie go o to pytałem, ale nigdy nie uzyskałem odpowiedzi. Mam wrażenie, że cię nie lubił, bo byłeś ulubieńcem dowódcy. No ale jakoś nie widział twojej ciężkiej pracy i wyrzeczeń. Przypuszczam, że zrobił to wtedy specjalnie, ale mam też świadomość, że to poważne oskarżenia i mogą być nieuzasadnione i krzywdzące — powiedział Jimmy.

— Teraz to już nie ma większego znaczenia, choć moja ręka nigdy nie wróciła do pełni zdrowia. Powiedz, co u ciebie — poprosił Greg.

— Po twoim odejściu ze służby brałem udział jeszcze w wielu akcjach. Raz zostałem postrzelony w nogę i skończyłem podobnie jak ty. Pracodawca stwierdził, że nie jestem zdolny do dalszej służby w jednostce specjalnej i zerwał kontrakt. Potem pieniądze zaczęły się kończyć, a inflacja zrobiła swoje. Wtedy usłyszałem o tej nowej grze i postanowiłem wystartować. Nie mam nic do stracenia i nie boję się śmierci, więc „Turniej” jest w sam raz dla mnie.

— Jasna cholera! Ja też się zapisałem — zdumiał się Greg, otwierając szeroko oczy.

— Naprawdę? Mam więc tylko nadzieję, że nie trafimy na siebie. Prawdopodobieństwo jest tak małe, że jest to wręcz niemożliwe. Losowanie już niedługo i liczę na to, że nie trafię jakiegoś baletu czy tańca artystycznego — skwitował Jimmy.

Dwa dni później Greg i Karen usiedli razem na kanapie i patrzyli na telefon, na którym aplikacja wskazywała czternaście minut do parowania i losowania konkurencji. Greg poszedł jeszcze do kuchni zrobić sobie kawę i zaproponował żonie, że przygotuje jej herbatę. Po kilkunastu minutach odliczania pojawił się komunikat, że rozpoczyna się losowanie przeciwnika oraz kategorii. Chwilę później na ekranie ukazała się informacja, że w pierwszej rundzie rywalem Grega będzie niejaki Zane Madison. Po naciśnięciu Wyświetl informacje pojawiło się zdjęcie łysego mężczyzny średniego wzrostu. Obok zdjęcia widniały podstawowe informacje: wiek czterdzieści dwa lata, wzrost sto siedemdziesiąt pięć centymetrów, waga osiemdziesiąt pięć kilogramów, zawód: mechanik samochodowy, zainteresowania: bieganie, łowienie ryb. Greg z pewną ulgą zapoznał się z podstawowymi informacjami o swoim przeciwniku.

— Nie wygląda to tragicznie, Karen — powiedział. — Mam tylko nadzieję, że nie wylosuję konkurencji związanej z naprawianiem pojazdów.

Po chwili aplikacja wyświetliła nazwę konkurencji: Wspinaczka. Obok widniał przycisk Szczegóły, pod którym znajdował się następujący opis: Zawodnicy będą wspinali się po równoległych, identycznych ściankach. Zwycięzcą zostanie ten, który pierwszy dotknie płytki zawieszonej na wysokości 15 metrów. Zmiana konkurencji możliwa w ciągu 58 minut, 14 sekund.

— Co sądzisz? — zapytał Greg.

— Trudno powiedzieć — odparła Karen. — Ten facet nie wygląda na tak sprawnego jak ty. Jest też starszy, więc na podstawie tych informacji twoje szanse wyglądają na wyższe.

— Kiedyś miałem okazję trochę się wspinać w jednostce. Nie był to jakiś regularny trening, ale kilka razy byliśmy na sztucznej ściance i szło mi całkiem nieźle — powiedział Greg.

— Nie zmieniajmy więc konkurencji. Szkoda marnować tej możliwości, skoro masz je tylko dwie. Jeśli twój przeciwnik stwierdzi, że nie ma z tobą szans, to sam wykorzysta zmianę — stwierdziła Karen.

Małżonkowie patrzyli na licznik, popijając co jakiś czas kawę i herbatę. Po upływie godziny pojawił się komunikat: Konkurencja zostaje zatwierdzona. Zostanie rozegrana w mieście Cambeltown w hali widowiskowo-sportowej przy Gregorian Street 10. Do rozpoczęcia konkurencji zostały 2 dni, 16 godzin, 54 minuty, 8 sekund. Prosimy o punktualne pojawienie się we wskazanej lokalizacji. Brak stawiennictwa będzie skutkował natychmiastową eliminacją zawodnika.

— Chyba nie jest tak źle, Karen. Jak sądzisz?

— Mam tylko pewną obawę… Dlaczego ten człowiek nie zmienił konkurencji? — zapytała żona.

— Może nie zdążył albo nie jest zbyt bystry i nie wiedział, jak to zrobić.

— Chciałabym, żeby właśnie tak było. Oby tylko nie okazało się, że ma doświadczenie we wspinaniu.

— Obstawiam jednak pierwszą wersję. Na zdjęciu widać, że trochę odstaje mu brzuch. Będzie miał wyzwanie, żeby się trzymać blisko ściany.

— Greg, powinieneś wcześniej pojechać na miejsce. Cambeltown jest trzysta kilometrów stąd, a nie możesz zaryzykować spóźnienia. Nie trenuj przed rundą, żebyś czasami nie uszkodził jakiegoś mięśnia. Mam nadzieję, że twoja lewa ręka wytrzyma to wspinanie — powiedziała z troską żona.

— Masz rację. Na ćwiczenia jest już za późno i mógłbym zrobić więcej złego, niż dobrego. Jutro pojadę pociągiem na miejsce, żeby być bezpiecznie przed czasem. Sprawdzę jeszcze, czy ten cały Zane nie ma czasami profilu na portalu społecznościowym.

Po kilku minutach poszukiwań mężczyzna odnalazł zdjęcie niemal identyczne z tym znajdującym się w aplikacji. Wszedł na profil swojego przeciwnika i zaczął przeglądać zdjęcia. Na większości z nich znajdowały się jakieś samochody, były również fotografie, na których Zane pił piwo ze swoimi znajomymi. Greg zaczął przeglądać wcześniejsze lata, kiedy jego rywal nie miał jeszcze odstającego brzucha.

— Cholera! Karen, chodź szybko! — krzyknął nagle.

— Co się stało? — zapytała żona.

— Zobacz. Teraz wszystko jasne, dlaczego koleś nie zmienił konkurencji.

Oczom małżonków ukazały się zdjęcia sprzed ośmiu lat, na których Zane Madison pozował przy ściance wspinaczkowej z dyplomem za zajęcie trzeciego miejsca w lokalnym konkursie wspinaczkowym.

— Nie przejmuj się — powiedziała Karen. — Teraz już i tak nie możemy zmienić dyscypliny. Pamiętaj, że to było osiem lat temu. Wyglądał wtedy zupełnie inaczej, a ty cały czas masz muskularną sylwetkę i dobrą formę.

— Masz rację. Nie ma sensu tego analizować. Po prostu tam pójdę i z nim wygram. To nie ulega żadnej wątpliwości.

Następnego dnia Greg spakował walizkę, pożegnał się z rodziną i poszedł na stację, z której miał odjechać pociąg do Cambeltown. Po kilku godzinach podróży był na miejscu i udał się do taniego hotelu, w którym wynajął pokój na jedną noc. Miasto było rozległe i urokliwe. Znajdowały się w nim liczne zabytki, pomniki, rzeźby, a w centrum pięły się w górę liczne szklane wieżowce, stanowiące symbol postępu cywilizacyjnego. Mężczyzna poczuł duży dysonans, że z jednej strony rozwój ludzkości doprowadził do powstania tak pięknych i zaawansowanych obiektów, a z drugiej strony do organizowania barbarzyńskich, morderczych gier. Przebijając się przez tłum, Greg słyszał, że miasto żyło „Turniejem”. Większość rozmów, które dobiegły jego uszu, dotyczyła tej gry, rozpoczynającej się już następnego dnia. Organizowano zakłady bukmacherskie, w których można było obstawiać, kto zostanie zwycięzcą. Były żołnierz dobrze sobie radził ze stresem, ale teraz nawet jemu udzieliły się emocje. Poszedł więc prosto do hotelu, żeby się zakwaterować i wyciszyć.

— Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc? — zapytała miła recepcjonistka.

— Mam rezerwację pokoju jednoosobowego na nazwisko Watson.

— Oczywiście, to będzie pokój numer sto jeden, na pierwszym piętrze. Pan też przyjechał na „Turniej”?

— Tak — odpowiedział niechętnie Greg, ale nie zwrócił kobiecie uwagi na jej nachalność.

— W takim razie życzę powodzenia. Jest pan już chyba czternastą osobą w naszym hotelu, która przyjechała wziąć udział w pierwszej rundzie.

Greg wziął klucz i udał się na pierwsze piętro. Pokój był niewielki, z jednym wąskim łóżkiem oraz małym biurkiem, na którym stał stary telewizor. Otworzył walizkę, do której spakował obcisłą koszulkę, krótkie spodenki oraz stare buty do wspinania. Z ciekawości włączył telewizję. Było dostępnych dziesięć kanałów, ale na każdym z nich omawiano zasady „Turnieju” oraz przedstawiano liczne wywiady z ekspertami, którzy uśmiechnięci powtarzali, że czegoś takiego jeszcze w tym kraju nie było. Znani aktorzy zapraszali do wykupywania dostępów i oglądania tego wydarzenia tak, jakby to była jakaś bajka, a nie rzeź, w której miała zginąć ogromna liczba ludzi. Prezentowane były także statystyki, z których wynikało, że w „Turnieju” weźmie udział sześćdziesiąt pięć procent mężczyzn oraz trzydzieści pięć procent kobiet, a średnia wieku uczestnika wynosi czterdzieści dwa lata.

Nagle Greg usłyszał pukanie do drzwi. Podszedł i zobaczył uśmiechniętego młodego mężczyznę z czapeczką na głowie. Nieznajomy zapytał, czy on również będzie uczestniczył w grze, i entuzjastycznie zareagował, gdy Greg to potwierdził.

— To świetnie! — wykrzyknął. — Ja jutro zaczynam od wspinaczki, a ty?

— Ja również będę się wspinał — odpowiedział Greg.

— Wow, to rewelacyjnie! Mogę cię o coś zapytać? — kontynuował młody mężczyzna.

— Jasne. Wejdź, ale tylko na chwilę, bo chcę się mentalnie przygotować do pierwszej rundy.

Chłopak ściągnął czapeczkę z daszkiem i usiadł.

— Jestem Michael. Cieszę się, że wylosowałem tę konkurencję, bo wspinanie to moja pasja od jakichś dziesięciu lat.

— To musisz być dobry po tylu latach trenowania — odparł Greg.

— Nie narzekam, choć zawsze można coś poprawić. Ostatnio przechodziłem trasę oznaczoną piątym poziomem trudności. Wspinałem się z dolną asekuracją, ale na wędkę również nie mam problemów. Z jednym chwytem męczyłem się trochę za długo, stąd nie najlepszy czas, ale było blisko rekordu trasy. A ty jakie znane trasy przeszedłeś? — dociekał młody wspinacz.

— Wyjdź już z mojego pokoju! Nie chcę o tym rozmawiać — odparł zdenerwowany Greg.

Michael wyszedł z pomieszczenia, zdziwiony nagłą reakcją mężczyzny. Greg zamknął drzwi od wewnątrz i poczuł silny stres. Nie miał zielonego pojęcia o poziomach trudności we wspinaczce ani o sposobach asekuracji. Nie był też w stanie wymienić absolutnie żadnej trasy. Poczuł się totalnym żółtodziobem i nie chciał ani minuty dłużej kontynuować tej rozmowy. Postanowił szybciej pójść spać, żeby być wypoczętym przed pierwszą konkurencją, która miała się rozpocząć o godzinie 10:00. Śniło mu się, że wchodzi do ogromnej hali i podchodzi do ścianki wspinaczkowej. Zespół sędziów oczekuje na jego rywala, który zjawia się na miejscu, przepełniony pewnością siebie. Ściana przed nimi jest tak wysoka, że nie widać jej końca. Nagle sędzia daje gwizdkiem sygnał do startu. Przeciwnik rusza pionowo do góry, niczym wojskowy helikopter, i po chwili już go nie widać. Greg z kolei porusza się jakby w zwolnionym tempie, ślizgając się na każdym kamieniu. Po kilku sekundach słychać głośny sygnał, że znany jest już zwycięzca. Były żołnierz przerażony patrzy na sędziego z wysokości kamienia zawieszonego na pierwszym metrze ścianki.

— Co teraz ze mną będzie? — pyta przerażony.

Mężczyzna z gwizdkiem robi smutną minę, po czym następuje silna eksplozja z tyłu głowy Grega, która powoduje jego chwilowe ogłuszenie. Próbuje dotknąć swoich włosów w tamtym obszarze, ale wyczuwa tylko wielką dziurę, po czym osuwa się na podłogę.

Greg obudził się cały zlany potem. W pierwszej chwili dokładnie zbadał swoją czaszkę i uświadomił sobie, że miał tylko zły sen. Była godzina 6:30 i stwierdził, że i tak już nie zaśnie. Wstał z łóżka, zjadł lekkie śniadanie i o godzinie 8:30 był już przed halą widowiskowo-sportową na Gregorian Street 10. Wejścia pilnowali niezliczeni ochroniarze, wszędzie byli reporterzy i kamerzyści. Greg z niewielkim plecakiem skierował się w stronę dużych drzwi, gdzie potężny brunet w przeciwsłonecznych okularach kazał mu zeskanować odcisk palca i podać swoje dane osobowe. Następnie wpuścił go do środka, gdzie Greg zobaczył ogromną halę, obudowaną dookoła ściankami wspinaczkowymi, na których znajdowały się liczne różnokolorowe stopnie i chwyty. Naliczył kilkadziesiąt par tras, co oznaczało, że tę konkurencję musiały wylosować tysiące uczestników „Turnieju”. Po chwili podeszła do niego młoda reporterka w asyście kamerzysty.

— Jak się pan czuje z tym, że zaraz może zginąć? — zapytała entuzjastycznie z udawanym grymasem bólu na twarzy.

— Nie zginę, nie po to tutaj przyszedłem — odpowiedział stanowczo Greg.

— Pana przeciwnik pewnie myśli tak samo — dodała, na co on momentalnie zakończył rozmowę i się oddalił.

Punktualnie o godzinie 10:00 w hali rozbrzmiał donośny głos:

— Drodzy uczestnicy, witajcie w pierwszej rundzie „Turnieju”. Wylosowaliście kategorię „wspinaczka”, łącznie weźmie w niej udział osiem tysięcy sto dziewięćdziesiąt dwie osoby. Do kolejnej rundy przejdzie tylko połowa z was, a przegrani pożegnają się z życiem. Sugeruję skoncentrowanie się na zadaniu, które będzie polegało na dotarciu przed przeciwnikiem na samą górę i dotknięciu płytki. Płytka zaświeci się wtedy na zielono oraz usłyszycie sygnał, informujący o wyłonieniu zwycięzcy. Na środku hali widzicie duże ekrany, na których będą wyświetlane wasze nazwiska oraz numery ścian, przy których będziecie rywalizować. Jeśli zawodnik nie stawi się w ciągu pięciu minut, zostanie wezwany ponownie. Jeśli i tym razem się nie pojawi, zostanie wyeliminowany z gry. Zwycięzca otrzyma dalsze instrukcje w aplikacji, przegrany zostanie zlikwidowany. Przy okazji chciałbym podziękować sponsorom „Turnieju” oraz wam, drodzy telewidzowie. Wpływy z abonamentów przekroczyły nasze najśmielsze wyobrażenia, co oznacza, że zasady gry spełniły wasze oczekiwania. Życzymy miłej zabawy.

Greg rozejrzał się po hali. Prawie cała widownia, podzielona na sektory, była wypełniona zawodnikami. Na najwyższym poziomie znajdowała się loża VIP-ów, w której siedzieli znani i bogaci. Były tam też gwiazdy wspinaczki, które udzielały wywiadów i miały komentować zmagania uczestników. Przy ściankach czekali sędziowie, w towarzystwie ogromnej liczby ochroniarzy. Organizacja wydarzenia stała na najwyższym poziomie, ale Gregowi kojarzyło się to wszystko z bitwami gladiatorów, ku uciesze żądnego krwi tłumu. Nagle zapalił się ekran i zostały na nim wyświetlone nazwiska pierwszych uczestników oraz stanowiska, do których powinni się udać. Greg nie odnalazł wśród nich siebie, więc obserwował dalszy przebieg rywalizacji. Zwrócił uwagę, że nie było wielu osób z nadwagą. Prawdopodobnie tacy skorzystali z możliwości zmiany konkurencji już w pierwszej rundzie, a ci obecni pewnie mieli ogromne doświadczenie we wspinaniu. Zawodnicy założyli uprzęże i zostali podczepieni do liny asekuracyjnej. Przy każdej ze ścianek rozpoczęło się odliczanie dziesięciu sekund, po których miał nastąpić start. Zawodnicy agresywnie ruszyli w górę, starając się jak najszybciej pokonać piętnastometrową trasę. Greg zwrócił uwagę na parę, w której obaj zawodnicy mieli bardzo wyrównany poziom. Stawiali stopy na kolejnych stopniach praktycznie w tym samym czasie. W końcu pierwszy z nich wyciągnął rękę i mocno nacisnął na płytkę, która zaświeciła się na zielono. Momentalnie nastąpiła eksplozja, a w czaszce przeciwnika pojawiła się wyrwa. Parkiet pod ścianką pokrył się krwią, którą błyskawicznie zmyła ekipa sprzątająca z wykorzystaniem dużych mopów. Ciało przegranego zawodnika zawisło na linie asekuracyjnej i powoli opuszczono je na dół, gdzie zostało momentalnie włożone do czarnego worka przez sprawną grupę pracowników i usunięte z głównej hali.

Serce Grega zaczęło bić mocniej. Część zawodników zaczęła krzyczeć, co zostało szybko zagłuszone głośną muzyką. Co chwilę rozlegała się kolejna eksplozja, aż po pewnym czasie przestało to robić większe wrażenie na uczestnikach. Kamerzyści biegali po całej hali, starając się uchwycić przebieg rozgrywki z różnych perspektyw, a ekipa sprzątająca szybko i skutecznie usuwała na bieżąco ślady krwi z parkietu i ścianek.

Nagle na wyświetlaczu pojawił się napis: Greg Watson, Zane Madison, stanowisko nr 4. Greg od razu podszedł do ścianki we wskazanym miejscu. Obok niego, na stanowisku numer trzy, stała starsza kobieta, oczekując na rywala. Sędzia w końcu powiedział, że jej przeciwnik nie dotarł w regulaminowym czasie i zostaje w tej chwili wyeliminowany z „Turnieju” poprzez detonację ładunku. Jednocześnie pogratulował jej awansu do kolejnej rundy. Wyświetlacz na stanowisku Grega wskazywał już tylko minutę, a mechanik samochodowy nie podchodził. Po upłynięciu czasu sędzia poinformował, że zostaje doliczony dodatkowy czas pięciu minut na stawienie się drugiego zawodnika. Po chwili Zane Madison podszedł do stanowiska. Wyglądał dokładnie tak jak na zdjęciu. Patrzył z groźną miną na Grega, ale można było zauważyć, że jest bardzo zestresowany. Ubrany był w strój do wspinaczki, co miało chyba na celu przestraszenie przeciwnika i zmniejszenie jego pewności siebie. Zane miał duże i opuchnięte dłonie, na które pewnie nieraz spadła jakaś część od samochodu. Mężczyźni ustawili się przy ściance i postawili stopy na pierwszym stopniu. Wyświetlacz wskazał dziesięć sekund i rozpoczęło się odliczanie. Po upływie czasu rozległ się dźwięk informujący o możliwości startu. Greg i Zane agresywnie ruszyli w górę, sprawnie łapiąc kolejne chwyty. Od razu można było zauważyć lepszą technikę mechanika, który odpowiednio stawiał kroki na czerwonych, odstających kamieniach, zróżnicowanych pod względem kształtu. Były żołnierz z kolei chwytał bardzo pewnie, wręcz kurczowo, nadrabiając siłą brak odpowiedniego doświadczenia. Po jakichś dwudziestu sekundach, gdy zawodnicy byli w okolicach połowy trasy, Greg poczuł dyskomfort w lewej ręce. Grymas bólu pojawił się na jego twarzy i mimowolnie puścił kamień. Udało mu się jednak utrzymać równowagę, zacisnął zęby i ponownie ruszył w górę. Zane miał z metr przewagi, ale widać też było, że zdecydowanie zwolnił z powodu braku kondycji i lekkiej nadwagi. Czerwony na twarzy konsekwentnie jednak poruszał się naprzód, a pot spływał z jego czoła wprost na parkiet pod ścianką. Pozostały jakieś trzy metry do płytki, gdy mechanik pośliznął się na stopniu i zsunął się kilka metrów w dół, w ostatniej chwili łapiąc swoją dużą dłonią czerwony kamień. Z obłędem w oczach ruszył ostro w górę, jednak odległość między zawodnikami była już zbyt duża i to Greg pierwszy dotknął płytki, która zaświeciła się na zielono. Popatrzył na swojego przeciwnika, zawieszonego na linie kilka metrów pod nim. Zane odwzajemnił to spojrzeniem pełnym przerażenia i jakby nieobecności. Po chwili nastąpiła eksplozja, która rozerwała czaszkę mechanika na kawałki. Parkiet pod ścianą pokrył się krwawą mazią, którą natychmiast uprzątnęła wyspecjalizowana ekipa sprzątająca. Lina asekuracyjna Grega została poluzowana, dzięki czemu został powoli opuszczony na ziemię.

— Gratuluję zwycięstwa! Proszę teraz o opuszczenie budynku i oczekiwanie na dalsze instrukcje, które pojawią się w aplikacji — oznajmił beznamiętnie sędzia.

Do ścianki podeszła kolejna para zawodników, podczas gry Greg zgodnie z instrukcją opuścił halę widowiskowo-sportową w Cambeltown i skierował się na stację kolejową. W pociągu w każdym przedziale stały telewizory. Można było na żywo obserwować rozmowy ekspertów w studiu. Dyskutowali o pozytywnych konsekwencjach „Turnieju”, kiedy jeden powiedział:

— Drodzy państwo, gra cieszy się ogromną popularnością, a pierwsza runda właśnie dobiega końca. Oznacza to, że wyeliminowanych zostanie łącznie pięćset dwadzieścia cztery tysiące dwieście osiemdziesiąt osiem osób. Możemy spodziewać się w związku z tym znacznego spadku bezrobocia w naszym kraju, który jest mocno przeludniony. Zwycięzcy pierwszej rundy otrzymają spore wynagrodzenie, które będą mogli przekazać przykładowo swoim rodzinom, i to niezależnie od tego, jakie będą ich dalsze losy w kolejnych konkurencjach. Dzięki organizatorom „Turnieju”, sponsorom i wam, drodzy abonenci, gospodarka naszego kraju się rozwija, a społeczeństwo staje się bogatsze. Serdecznie zachęcam do nabywania dostępów osoby, które jeszcze tego nie zrobiły. Zwycięzcom pierwszej rundy życzę natomiast powodzenia w kolejnych zmaganiach.

Rozdział IV

Greg po kilku godzinach był już w Fort Bundle. Mimo swojej wielkości i dużej liczby mieszkańców jego miasto było bardzo urokliwe. Znajdowała się w nim elitarna szkoła wojskowa, do które kiedyś uczęszczał. To właśnie w tym czasie poznał Karen, z którą ożenił się kilka lat później. Często odwiedzali wtedy restauracje, kawiarnie i kina w mieście, ponieważ było ich na to stać. Pogarszająca się sytuacja gospodarcza spowodowała, że takie atrakcje zaczęły być dostępne jedynie dla garstki bardziej zamożnych osób. Właściciele byli zmuszeni do zamykania swoich biznesów lub przebranżawiania się. W efekcie pojawiło się mnóstwo sklepów monopolowych oraz dilerów, którzy na ulicach nielegalnie sprzedawali narkotyki. Nastąpił prawdziwy rozkwit branży rozrywkowej, dostarczającej ludziom coraz bardziej wymyślnych atrakcji. Po kilku latach niejaki Hans Murdock osiągnął totalny monopol. Plotki głosiły, że pięćdziesięciopięciolatek z tajemniczą przeszłością dogadał się z politykami, którzy wprowadzili korzystne dla niego ustawy. Jego pozycja stale się wzmacniała, a konkurencja stopniowo była wykluczana z rynku. Po pewnym czasie stał się najbogatszym człowiekiem w kraju, otaczającym się niezliczoną liczbą ochroniarzy. Lubił pojawiać się publicznie mimo podejmowanych zamachów na jego życie. „Turniej” był największym przedsięwzięciem, jakie do tej pory zorganizował, oraz pierwszym, które dopuszczało uśmiercanie uczestników. Bliskie koneksje z wpływowymi ludźmi spowodowały, że Hans Murdock stał się nietykalny i bezkarny, dostarczając ludziom atrakcji, jakich według niego oczekiwali. Pogrążone w biedzie społeczeństwo było natomiast bardzo podatne na propagandę, która głosiła, że dzięki grom spada bezrobocie, społeczeństwo się bogaci, a gospodarka dynamicznie się rozwija.

Gdy Greg dotarł do mieszkania, Karen rzuciła mu się na szyję.

— Udało ci się, kochanie, zwyciężyłeś! — wykrzyknęła.

— Tak, skarbie, wygrałem pierwszą rundę. Oznacza to, że niezależnie od tego, co dalej ze mną będzie, ty otrzymasz pieniądze, które wam starczą na minimum rok.

— Najważniejsze, że tobie nic się nie stało. Martwiłam się o ciebie. Opowiedz mi o wszystkim.

Greg wziął prysznic, zmywając ze swojego ciała krople krwi Zane’a, a następnie opisał przebieg swojego udziału w pierwszej rundzie. Starał się pomijać drastyczne sceny, żeby żona nie martwiła się o niego jeszcze bardziej podczas kolejnych konkurencji. Nagle poczuł wibrację telefonu. Otworzył aplikację.

— Dostałeś jakąś nową informację? — zapytała żona.

— Tak. Gratulują mi zwycięstwa w pierwszej rundzie. Jest też wiadomość, że ustalona kwota zasiliła indywidualne konto bankowe. Dalszych informacji mam się spodziewać w najbliższym czasie — powiedział Greg.

— Ciekawe, kiedy będzie losowanie kolejnej konkurencji. Musisz wygrać jeszcze tylko trzy rundy, żeby wycofać się z gry.

Greg poszedł odebrać córkę z przedszkola. Nie chciał tracić pieniędzy na bilet autobusowy, stwierdził też, że spacer dobrze mu zrobi. Przypomniał sobie sceny, których był świadkiem w hali widowiskowo-sportowej w Cambeltown. Starał się opanować emocje, gdy głowy kolejnych uczestników wybuchały niczym arbuzy z umieszczoną w środku petardą. Był przekonany, że w wojsku widział już wszystko, jednak „Turniej” zupełnie go zaskoczył. Uzmysłowił sobie, że jednego dnia, w którym rozgrywana była pierwsza runda, zginęło ponad pół miliona osób. Każda z tych osób miała swoją historię, swoje marzenia i nadzieje, a zginęli w bestialski sposób ku uciesze społeczeństwa.

— Cześć, tatusiu — wykrzyknęła Tracy na widok ojca.

— Cześć, córeczko, wracajmy do domu.

— Szkoda, że już nie mamy samochodu, lubiłam nim jeździć — powiedziała cichutko.

— Nic nie szkodzi. Teraz za to możesz mi wskoczyć na barana i pobawimy się w konia do samego mieszkania — zaproponował z uśmiechem Greg.

— To wspaniale, uwielbiam wspinanie — odparła dziewczynka i zaczęła wchodzić na ramiona taty.

Ten nagle zamilkł, przypominając sobie konkurencję z pierwszej rundy, która już mu się dobrze nie kojarzyła. Potem, udając rumaka, potruchtał w stronę mieszkania, trzymając uśmiechniętą Tracy na plecach.

Wieczorem Greg usłyszał pukanie do drzwi. Stał za nimi znajomy saper z jego jednostki.

— Nie wiedziałem, że zapisałeś się do „Turnieju”. Widziałem, jak głowa twojego przeciwnika wybuchła jak jakaś piłka z confetti — wykrzyknął rozentuzjazmowany Oleg.

— Zamknij się! — warknął Greg. — Tutaj jest moja córka, która wszystko słyszy. Chodźmy stąd.

Wyszli z kolegą przed blok.

— Czemu mi nie powiedziałeś, że się zapisałeś do tej gry? — zapytał saper, od którego wyraźnie było czuć alkohol.

Greg wzruszył ramionami.

— Nie ma powodu do dumy. Potrzebuję pieniędzy, mówiłem ci niedawno.

— Trzeba było konkretnie powiedzieć, tobym coś wymyślił. Nie mam dużo, ale staremu kompanowi z wojska mogę trochę pożyczyć.

— Teraz to już nie ma znaczenia. Nie mogę się wycofać aż do wygrania czwartej rundy, więc jeszcze trzy przede mną — wyjaśnił Greg.

— Chcesz tak szybko zrezygnować? Widziałeś, jaką kwotę wypłacają za zwycięstwo w całej grze? Mógłbyś kupić absolutnie wszystko i żyć jak król do końca życia!

— Nie chcę cię obrazić, ale uważam, że gadasz jak skończony idiota. Przecież ja mam żonę i małe dziecko. Nie zaryzykuję uczestnictwa w dwudziestu rundach, mając za każdym razem pięćdziesiąt procent szans na natychmiastową śmierć — wyjaśnił zdenerwowany już Greg.