9,84 zł
Książka "W.A.P.Oego cz. III" stanowi swoisty zapis czynności jakie podejmuje serce gdy jest w stanie wyższej świadomości. Stan ten potocznie nazwany zakochaniem skutkuje m.in. wydawaniem takich książek. Zapraszam do lektury.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 44
© Piotr Oczkowski, 2016
Zachęcam do poczytania moich wierszy, przemyśleń. Są to przemyślenia, uwagi skierowane do konkretnej osoby. Pod wpływem jej postanowiłem napisać tę książkę.
ISBN 978-83-8104-209-3
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
twe
zamknięte w puszce
z zardzewiałym kluczem
śpij spokojnie
jutro sobie pójdzie
strażnik ten
nie ma mocy
za dnia więzić cię
możesz uciekać
pozwalam
strusia hodować
bojaźliwości myszki
dodać
twój świat
będzie czekał
na ciebie z lat
ubiegłej epoki
wieku
minionego
a teraz przy
swej obfitej litości
rozpuść wieńce batu
bym poczuł skutki
szybkości
sylab twych
i zasiądziesz
do tego stołu
ubrana w stroje
rodem z twej wyobraźni
zachęcające do
gwałtu na
wstydzie mojej wyobraźni
a potem ubrani
w opasłe moralności
puścimy się żwawo
do modlitw świątyni
za kolejne stoły
dorośniesz
zaproszę
do koszmaru
życiem
usłanym
zrugać cię
chciałem
lecz obiecałem
sercu memu
nic nie czynić
pochopnego
takaś delikatnie
aksamitna
a to cenny materiał
na dziewczęcą przyjaźń
sami
samotni
w samotni
samotnej
spoczywamy
tak dumni
że mamy
samotnie własne
sny o świecie
który samotnie sami
przemierzamy
trzymając za rekę
ledwie cienie…
osób tak bardzo
odeszłych…
z marzeń
samotnych…
wszystkie mapy
cierpiące na nasze
bóle
rozpływają się
w czasie przemowy
ciał naszych
lepkich ździbeł
losów swych
i tylko ktoś stojący obok
wie
gdzie życia gna…
na dół też
to koniec
historii
tej
obudź mnie jak
świat sam
skończy się
posprzątam zgliszcza
może coś znów zbuduje
tam
dziwnie żyje się
w listopadowy wieczór
rocznicowo urodzinami
tak paskudnie słodkimi
jak tort utkany
przez cukiernika
za maje pieniądze
w podzięce że żyć będzie
następnym miesiącem
spokojniej…
nie żal
mi siebie
każdy gest
poczyniłem sobie
własną reką soczyście
gnając na stację
metro przegapiłem
kolejny raz
na nogach pod górę
spadam
widząc cię
z wieżą w Rouen
zastanawiam się
czy…
wiatr dalej wznieca
mi zasłon miliony
instynkt może
znów nie zbłądzi
prowadząc niby
prosto
do mego dołka
z napisem
pieprz się durny świecie
jestem wolny od ciebie
lecz nie dusza ma…
pomódl się za mnie
mieszkanko Rouen
może zbawisz mnie
stoicką modlitwą
realnie przyziemnym
zimnem
zaciągniety dym
twego słowa
spogląda się
na niczyje oczy
co to? gdzie to?
nawet
nie wie diabeł
zalegający w duszy
i twej
miliony liter wywędrowały
gdzieś…
adresat zatarty
na kopercie czarnej od
pośredników rąk
strzygę myśli
by nie zdziczały
muszą być poukładane
tak
by
nie zdziczała
cała głowa
bierne niosąca
przez swe
brzemie
i tylko nocami mogę
włosowate
marzenia rozczesać
nieaktywnie spoczywając
na mej plaży
z twoim imieniem
na czole
gdzie
Jehu i channah
twardo idzie przez
progi twego życia
i gdy
zestarzejemy się
zapytasz dlaczego…
bo tak
odpowiem
zasypiając koło
zwłok twych
czy mogłem
takim głupcem być
czy mogłem
takim ślepcem być
by w tej poświacie
zamiast ciebie
widzieć inną
pozwól
zaprosić się
na obrzeża świata
mego
wymienić spojrzenie
lekkie słowa
myśli życia
potem zobaczymy co
czas zamierza
wiem szaleństwo
z twoimi bagażami
moimi nie dokończonymi
cierpieniami
zajrzyj na
przedmieścia
nic nie ryzykujemy
jedynie kolejne
zaparzenie kawy
lekki niesmak
i mocniejsze
do… widzenia
chcę kochać
chcę płakać
chcę kajać się
chcę cierpieć
chcę pragnąć
chcę tęsknić
chce łgać
chcę wrzeszczeć
chcę…
za kolejnym sercem
przecież takim
mnie wymyśliłaś
znam sztuczki
śmiałe jak
westchnienie
nastoletniego pędraka
lecz zapomniałem
się
takim wiekiem stoję
w tym
wielkim świecie
mym
na przedpolu
piekła
staje
ktoś
zamaszyście dłubiąc w skale
naprawiać chce
się
dopóki serce mu
łomocze
z ludzkich głupot
pracuj
słuchaj
płacić
kupuj
i śnij
o lepszym świecie
z księżycem
i lśniącymi plażami
bo na słońce już
za późno
zatrzymałem czas
na granicy tej
miał kontraband
paczki
chciał przemycić
cię
koniec
zaliczamy kolejne
rekordy prędkości
na naszym jachcie mknąc
z prądem wiatru
popychani przez nasze jaźnie
czerpiąc z tego oceanu
kilka kropel
by przetrwać każdy kolejny
mglisty dzień
i nawet słońce paląc nas
nie jest w stanie wybudzić
żadnego kapitana sternika
z kursu z wiatrem
nie zmian…
widzę siebie
walczącym z dniem
nocą swoją
gdzieś utknąłem
znów
może
to koniec
nie sądzę
dalej dowcip będzie
dział
się
bo przecież śmiesznym
błaznem jestem
macte widzowie
macte
śpiewali mi
klaskali salwami
entuzjamu
też
a ja dalej śniłem
bo miałem tę
czelność
sobą być…
i nie policzyłby
ich nikt
nikt by nikt
tyle było ich
parszywie kochanych serc
które kiedyś widziałem
jedynie mym…
a wtedy razem
zejdziemy
do
niebieskich tęcz
cudami obsypiemy świat
czczący nas
zgrzeszonym damy szansę
w piekle swym
by znów usłyszeć
przepiękny głos mąk
a świętych
zapędzimy do pieca
kaźni posłusznych dusz
bo przecież w ludzkość
nie wierzymy
jak możemy
skoro
oni już siebie
nawet nie…
widzą
i w najczarniejszej dziurze
powłoki twej
robactwo wylęga się
okiełzać nie
umiesz
wnika w ropiejące
żyły
oddech zabiera
wgryza się w myśli
twe
sączy jadem
upokarza
zabiera twój
spokój
te małe istoty
żywią się
tobą
cóż uratuje cię
zwróć się do
bogów starych
niech horusa znamię
ześlą twym rękom
huragan zmiecie
moce
złe
będziesz żyć jak chcesz
młodo wiecznie
nie kąsana przez
moce złe
pośród mgieł
tartaru
wręczę ci
nieśmietelny pocałunek
będąc na wieczne
męki ze mną
sercem twym
siedzi gdzieś
policjant z pączkiem
za pan brat
tyją mu myśli od...nudy
lekarz
pielęgniarkę ponagla
zapamiętale
musi zdrzemnąć się
od… obowiązków dnia
urzędnik
z kawą zaprzyjaźnia się
trzeba tortury
petentów znieść
zmęczony znów dniem
malarz
w swym uniesieniu
na płótnie
wzoruje
w łóżku modelkę
celnie
bezimienny tumam
głów
ucieka przed marzeniami
idąc zarabiać
na swoje krocie
nigdy nie widziane
a ja?
siedzę sobie na wychodku
życia mojego
dłubiąc w nosie
poszukuję inspiracji
na myśli moje…
bo w nocy śpię
snem marzyciela
wędrując gdzie tylko
chce moja dusza
tym różnie się od was…
żyję...sobą.
a kiedy
pozbędę się
przeświadczenia
że lądy odkrywać
muszę
spocznę w mych bamboszach
na piecku ustawię twoje zdjęcie
w żałobie
dumnym że udało się
jeszcze raz nie dotknąć
cellulitu
myśli twych
szlifowanych twymi
— izmami
zapalę sobie
papierosa lub dwa