Zagubieni - Saga Dark - ebook

Zagubieni ebook

Saga Dark

4,0

Opis

Zagubieni to druga opowieść o seksownych wampirach, wilkołakach i wiedźmach. Wracamy do Trójmiasta po zmroku, gdzie wszystko może się zdarzyć.
Esmeralda od setek lat ukrywa się przed innymi wiedźmami, a także przed wampirami, szczególnie przed jednym wampirem. Teraz pomaga tylko zaufanym przyjaciołom, których ma niewielu. Do tego małego kręgu należy Eustachy, stryj Alexa, który potrzebuje nauczycielki dla Źródła, pierwszego od tysięcy lat. Kiedy na ślub Alexa z Anną przyjeżdża jego stary przyjaciel, będzie musiała zdecydować, czy stawić czoło swoim lękom czy uciekać dalej. Kiedyś zaufała mężczyźnie, zaufała wampirowi. Czy potrafi zaufać ponownie?
Ulv stracił prawdziwą miłość. Teraz jest zgorzkniałym mścicielem. Boją się go wilkołaki, wiedźmy i nawet niektóre wampiry. Ale jego jedyny przyjaciel właśnie się żeni, i to z legendarnym Źródłem. Ulv jest ciekawy wybranki Alexa i oczywiście tego, że jego przyjaciel nie poprzestał na zwykłym wiązaniu, a żeni się, co jest niezwykłe dla wampirów. W Trójmieście wszystko przypomina mu utraconą miłość, co nie ma sensu, bo zakochał się trzysta lat temu w Norwegii i tylko tam spotykał się z pewną młodą śmiertelniczką. Jej śmierć zmieniła go na zawsze. Czy zakończy swoja krucjatę i odzyska spokój?

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej 18 lat.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 278

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (3 oceny)
2
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ewakr1

Nie oderwiesz się od lektury

fantastyczna , magiczna i bardzo bardzo ciekawa
00

Popularność




Saga Dark
Zagubieni
© Copyright by Saga Dark 2024Wszelkie podobieństwo do osób znanych bądź nieznanych, publicznych czy nie, żywych lub martwych, jest całkowicie przypadkowe.Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej 18 lat
ISBN 978-83-7564-712-9
Wydawnictwo My Bookwww.mybook.pl
Publikacja chroniona prawem autorskim.Zabrania się jej kopiowania, publicznego udostępniania w Internecie oraz odsprzedaży bez zgody Wydawcy.

Rozdział 1

Lot z Oslo był opóźniony. Kiedy Ulv wysiadł z samolotu na lotnisku w Rębiechowie, zbliżała się północ. Nie przejmował się tym, miał jeszcze cały dzień na ewentualne przygotowania. Jego ludzie byli w Polsce już od trzech dni i zajęli się wieczorem kawalerskim. To był główny powód, dla którego porzucił domowe pielesze i ruszył na południe. Gdyby nie to, przyjechałby tylko na ślub. Ale skoro to ślub Alexa, Ulv postanowił urządzić mu też wieczór kawalerski. Jako drużba miał do tego pełne prawo.

Alex zaobrączkowany – ta wizja ciągle doprowadzała Ulva do śmiechu. Nie mógł się już doczekać poznania jego wybranki. Znał Alexa od ponad dwustu lat i jakoś nie mógł sobie wyobrazić tego sztywnego mężczyzny przed ołtarzem. Szczególnie że wampiry zwykle nie przejmowały się ludzkimi ceremoniami. Wystarczał im związek nieformalny, który i tak był silniejszy niż jakiekolwiek małżeństwo.

A jednak teraz Alex się żenił. Ciekaw był kobiety, którą jego przyjaciel pokochał tak bardzo, że zdecydował się na ludzki ślub. Dla Ulva samo wiązanie było wystarczające, po co ślub?

Kiedy wyszedł z hali przylotów, rozejrzał się i od razu dostrzegł Alexa. Obok niego stała kobieta. Ale nie takiej się spodziewał. Była zwyczajna, średni wzrost, średnia budowa. Ot, przeciętna brunetka, z krótkimi włosami, ubrana w dżinsy i bluzę. Jego zaintrygowanie wzrosło. Dopiero kiedy podszedł bliżej, wychwycił jej zapach.

– Alex! – Mężczyźni uścisnęli się. – Nie mówiłeś, że żenisz się ze Źródłem.

– To nie ma żadnego znaczenia. – Alex uśmiechnął się i objął swoją towarzyszkę. – Oto Anna, moja lepsza połowa.

– Witam – powiedziała kobieta. Miała miły, dość niski głos. – Cieszę się, że w końcu mogę cię poznać.

– I wzajemnie, jestem Ulv, pani oddany sługa.

Pochylił się nad jej dłonią, a Alex od razu się zjeżył. Ulv uśmiechnął się pod nosem i przytrzymał rękę dziewczyny dłużej, niż powinien, tylko po to, żeby podrażnić przyjaciela. Zaśmiał się, kiedy Alex zaczął znacząco chrząkać i odsuwać swoją narzeczoną.

– Nie masz co się denerwować. Nigdy nie spotkałem Źródła. Pozwól mi się nacieszyć.

Zapach Źródła wypełnił jego nozdrza. Ale mimo jego niewątpliwego uroku i siły nie zawładnął nim. Ciągle pamiętał zapach zwykłej kobiety, która umarła dawno temu, i żaden inny, choćby nie wiadomo jak silny nie mógł go zatrzeć.

Anna sama zabrała rękę zdecydowanym ruchem. Poklepała Ulva po ramieniu.

– Źródło niestety jest już zajęte – uśmiechnęła się i chwyciła dłoń Alexa. – Chcielibyśmy cię zaprosić do nas.

– Dziękuję – pokręcił głową Ulv. – Alex wie, że wolę spać osobno.

– Tak właśnie mówił. Ale obiecaj, że będziesz do nas często wpadał.

– To masz jak w banku. Nie zdołam trzymać się z daleka od tak cudownej dziewczyny.

– Czaruś – mruknął Alex.

– No, i jutro porywam twojego narzeczonego. Na całą noc.

– Wiesz, że nie potrzebuję wieczoru kawalerskiego. – Alex spojrzał krzywo na przyjaciela.

– Może to ja go potrzebuję? – spytał Ulv. – Aleksander pod pantoflem. To wymaga dużej ilości alkoholu.

Ruszyli do wyjścia, ciągle się przekomarzając.

* * *

Ulv skończył się pożywiać na apetycznej blondynce. Chwilę wcześniej zeszła z podestu, na którym wykonała całkiem udany striptiz.

Zawsze pożywiał się na blondynkach. Jeśli potrzebował kobiety, też wybierał blondynki. Od trzystu lat nie tknął żadnej brunetki. Od ostatniej, którą ciągle pamiętał i ciągle za nią tęsknił. I wiedział, że tęsknota za zmarłą to strata energii.

Zauważył, że przyjaciel popija coś ze swojej szklanki, ale nie wyglądał w żadnym razie jak pan młody na własnym wieczorze kawalerskim. Zwrócił uwagę, że co rusz spogląda na telefon, sprawdza SMS-y i maile. Raz nawet wyszedł zadzwonić.

– Słyszałeś o wyluzowaniu? – zaczepił przyjaciela. – Wiesz, wino, kobiety i śpiew? Pamiętasz Wiedeń?

– Sprawdzam tylko, czy Karol ma wszystko pod kontrolą.

– Dziewczyny dadzą sobie radę. Mówiłeś, że jej druhna ma wszystko ogarnięte. Jest tam dziesięć wampirów. No i mają wilkołaki. Swoją drogą, nie widziałem jeszcze wilka, który odmawia wódki, bo musi wracać do pracy. Szczególnie że jest ze Wschodu.

– Wład jest w porządku, niezależnie od tego, skąd pochodzi.

– Nie chciałem go obrazić.

Alex westchnął. A Ulv pożałował swojego gadulstwa. To nie wina Alexa, że sam nie miał takiej tolerancji dla innych. Szczególnie wilkołaków i wiedźm. Szczerze mówiąc, do innych wampirów też nie miał jej za dużo. Alexa, Eustachego i kilkoro spośród swoich najbliższych współpracowników darzył zaufaniem, chociaż nikogo całkowitym. Ale on miał powody, których nie znał Alex, a w każdym razie nie w całości. To oczywiste, że wiedział część (kto nie wiedział o jego obsesji na puncie wiedźm?), ale nikt, dosłownie nikt nie znał całej historii.

Ulv potrząsnął głową. To nie czas i miejsce na takie rozmyślania. Teraz był czas na natrząsanie się z Alexa i jego nadopiekuńczości.

– Zobacz, nawet jej brat nie przejmuje się tak jak ty. – Ulv wskazał młodego człowieka, który właśnie unosił kieliszek razem z kilkoma młodymi wampirami z firmy Alexa.

– Zdrowie pana młodego! – krzyknął do Eryka, komputerowego guru, który wyglądał jak młody surfer. – Do dna!

Alex uniósł z uśmiechem swoje prawie puste szkło. Tak, Paweł bawił się wyśmienicie. Podobnie jak Mareczek, przyjaciel Anny. Na początku czuł się wyraźnie nie na miejscu, trochę jakby niepewny, ale z czasem zauważył, że nikt nie zwraca uwagi na jego orientację. Ulv zauważył, że wampiry Alexa od razu podeszły do chłopaka jak do starego znajomego, mimo jego maślanego czasem wzroku. W sumie mu się nie dziwił. Jeśli był gejem, to mimo że przyszli tu na damski striptiz, na pewno czuł się jak w niebie. Wampiry cechowały się bardzo atrakcyjnym wyglądem. Zresztą ludzka obsada Alexa też była niczego sobie. Z pewnością dałoby się w lokalu znaleźć niewielu mężczyzn tak dobrze zbudowanych i w takiej kondycji. Wszystkie kobiety zerkały na ich stolik. A Mareczek nie wiedział, gdzie patrzeć, tak wielu przystojniaków go otaczało. Żaden nie był homoseksualny, ale wszyscy byli przyjaźni i dowcipni. Ulv w zasadzie dawno nie bawił się tak dobrze, szczególnie w tak różnorodnym towarzystwie.

Alex nie przestawał zerkać na telefon.

– Na pewno sprawdzasz godzinę, żeby mieć pewność, że zdążymy na kolejną atrakcję – rzucił złośliwie Ulv, a Alex poderwał głowę.

– Jak to, kolejną atrakcję?

– Żartowałem, ale wyraz twojej twarzy jest bezcenny. – Teraz śmiał się otwarcie. – Wyglądałeś na przerażonego, a to przecież tylko wieczór kawalerski.

– I nie mogę się doczekać, kiedy już się skończy.

– Wiem, nie martw się, niedługo wrócisz do swojego Źródła. Jeszcze tylko pozwolimy paniom się nieco zabawić.

Wskazał striptizerki, które po skończonym występie przyłączyły się do ich stolika. Trzy dziewczyny dosiadły się do nich i każda na początku próbowała dostać się jak najbliżej pana młodego. Kiedy zdecydowanie odmówił, znalazły sobie zastępstwo i teraz dwie siedziały na kolanach wampirów, a trzecia, blondynka, na której Ulv się wcześniej pożywiał, wpakowała się na kolana Pawła, śmiejąc się cicho z jego skrępowania. Ten nie widział oczywiście, jak Ulv pił jej krew. Nieco podpity, ale ciągle świadomy bawiącej się równolegle na wieczorze panieńskim małżonki coraz bardziej się rozluźniał i coraz lepiej się bawił.

Ulv postanowił, że da im jeszcze chwilę – i Alexowi, żeby się pomartwił, i chłopakom, żeby się bardziej rozluźnili.

* * *

Anna wróciła z wieczoru panieńskiego wcześniej niż mężczyźni. Razem z Esmeraldą weszły do domu i zanim każda skierowała się do swojej sypialni, postanowiły jeszcze wypić drinka.

– To był miły wieczór. – Esmeralda pociągnęła łyk brandy. – Chociaż zauważyłam, że Lidka zachowuje się nieco… inaczej.

– Też to zauważyłam. Zapodziała się gdzieś w czasie występu striptizera. A wcześniej poznała drużbę Alexa i nie zwróciła na niego zupełnie uwagi. To do niej niepodobne, bo facet jest aż nieprzyzwoicie przystojny.

– Tak? Może też powinnam go poznać. – Esmeralda uśmiechnęła się pod nosem na tę ironiczną myśl.

Tak długo ukrywała się przed całym swoim światem, że z przyzwyczajenia nie pokazywała się nikomu obcemu. Wiedziała, że jakiś wampir przyjechał z Norwegii, ale jako że nie przepadała za wampirami, niespecjalnie miała ochotę pojawiać się na jego drodze. Nawet jeśli będzie nieprzyzwoicie przystojny.

– Wydaje mi się, że zauroczył ją Wład, zauważyłaś? – Anna wróciła myślami do swojej przyjaciółki.

– To będzie miała pod górkę. Wprawdzie wilkołaki łączą się z ludźmi, ale Wład jest alfą. Zwykle alfy łączą się tylko z czystymi wilczycami. Te są rzadkie, ale właśnie dlatego trzyma się je dla alf. Tak w każdym razie słyszałam.

– Ale mogą się chyba spotykać?

– Mogą, ale na pewno nie na długo.

Anna westchnęła. Szkoda, bo lubiła Włada. A Lidka była jej bliska. Chciała, żeby jej przyjaciółka znalazła prawdziwą miłość.

– Chciałabym, żeby była szczęśliwa. Jak ja.

Esmeralda uśmiechnęła się do niej smutno.

– Prawdziwa miłość nie zawsze oznacza szczęście.

Anna spojrzała ze zdziwieniem na wiedźmę.

– Nie zwracaj na mnie uwagi. – Esmeralda skończyła drinka. – Za dużo wypiłam. To twój czas, i Alexa. To wy macie być szczęśliwi. I chyba jesteście?

– O tak, bardzo! – Anna też spróbowała brandy. – Ale chciałabym, żeby moi przyjaciele też byli szczęśliwi.

Esmeralda westchnęła. Oto młodość i idealizm.

– Ale musisz przyznać, że wieczór był udany. Mimo odmienionej druhny i pijanej bratowej.

– Dziękuję za Martę, widziałam, że jej pomogłaś.

– To tylko mały urok. Nie uchroni jej niestety przed jutrzejszym kacem. Ale mam coś dla ciebie, zaraz przyniosę.

Esmeralda skierowała się do swoich pokoi. Alex przeznaczył dla niej trzy pomieszczenia na pierwszym piętrze. Do jego barier, które już były, dodała swoje i czuła się tu całkiem bezpiecznie. Z toaletki w sypialni zabrała małą fiolkę.

– Trzymaj – podała ją Annie. – Mały łyk tuż przed snem. Wiem, że nie piłaś dużo, ale wszystkie mieszałyśmy, a to nigdy nie jest dobry pomysł.

Anna ziewnęła.

– I do łóżka! Nic tak nie poprawia urody jak mocny sen. – Esmeralda uśmiechnęła się.

Kiedy Anna skierowała się do sypialni, Esmeralda wzięła karafkę i też udała się do siebie. Zamknęła drzwi, odstawiła karafkę na nocny stolik i postawiła więcej barier. Z jakiegoś powodu dzisiaj była podenerwowana. Dobrze się bawiła, ale od rana trawił ją nieokreślony niepokój. I od bardzo, bardzo dawna nie wspominała swojej przeszłości. A dzisiaj tak.

Może to przez tę rozmowę o szczęściu i miłości? Bo dawno temu kochała i myślała, że jest szczęśliwa. Choć z perspektywy lat widziała, że to zwykły błąd młodości. Kiedy ma się siedemnaście lat, łatwo się zakochać i być szczęśliwym. Nawet jeśli okoliczności nie są idealne.

A jej nie były. Swoją wielką miłość – jedyną miłość – poznała jako młoda mężatka. Wydawało się, że nic nie można zrobić, sytuacja patowa. Ale miała nadzieję. I myślała, że jej życie naprawdę może się zmienić. Jej mąż był stary i niedołężny. Ale za późno zorientowała się, że jej kochanek nie ma zamiaru na nią czekać. Nie chce tego samego co ona. Zwyczajnie ją porzucił. I to w najgorszym momencie jej życia.

Ale wspominała też początki ich znajomości. Chyba po raz pierwszy od prawie trzystu lat. Kiedy przestała rozpaczać, potem nienawidzić i pałać zemstą, obiecała sobie nigdy nie być tak słaba, nie rozpamiętywać, nawet nie pamiętać. I była pewna, że jej się udało. Stworzyła Esmeraldę, tak jak tworzy się najsilniejsze zaklęcia. Ale okazało się, że to nie wystarczy. Wspomnienia wylewały się z niej i nie mogła zrobić nic, żeby je zatrzymać.

* * *

Trondheim 1718

Rok 1718 nie różniłby się dla młodej Inge niczym od poprzednich, poza jednym szczegółem – jej rodzina, która osiadła na obrzeżach Trondheim, dostąpiła niewątpliwego zaszczytu skoligacenia się z jednym z najstarszych i najznamienitszych rodów kupieckich w Norwegii. A właściwie z ostatnim z jej przedstawicieli, starym Johansenem.

Stary kupiec postanowił znaleźć sobie młodą żonę, o nieposzlakowanej opinii, najlepiej nieuczoną i niebywałą w towarzystwie. Nie zależało mu na posagu, tylko na absolutnej niewinności przyszłej małżonki.

Inge dowiedziała się o tym, kiedy kontrakt był już podpisany, ślub zaplanowany i pozostało jedynie odpowiednio ubrać wybrankę. Nie protestowała. Jako posłuszna córka i dobra chrześcijanka, nie zadawała pytań, na które i tak nie dostałaby odpowiedzi. Stary Johansen zapowiedział, że po ślubie nie chce mieć nic wspólnego z nisko urodzoną rodziną żony, więc tuż przed ceremonią wypłacił uzgodnioną kwotę i odesłał niechcianych powinowatych na swoją wieś. Rodzina, która miała nadzieję na większe profity, musiała się z tym pogodzić. Matka przed wyjazdem przykazała córce, aby była posłuszna i w żadnym razie nie sprzeciwiała się w niczym swojemu mężowi, szczególnie podczas nocy poślubnej. To będzie bolesne, mówiła, ale musi wytrzymać.

Inge nawet nie wiedziałaby, jak być nieposłuszną. Pożegnała się z matką i młodszym rodzeństwem, ukłoniła się ojcu i po chwili została sama, w wielkim mieście, ze starym mężem i naburmuszoną ochmistrzynią. Szybko okazało się, że prowadzenie domu w mieście różniło się zasadniczo od tego, do czego Inge przywykła. Poświęciła dużo czasu na pilną naukę razem z ochmistrzynią, którą dręczyła bezsenność i pewnie dlatego była bardzo niemiła w obejściu.

Ale i tak najgorszym doświadczeniem, jakie przeżyła w swoim nowym życiu, była noc poślubna. Johansen, który kazał jej się do siebie zwracać po nazwisku, rozebrał ją ze skromnej koszuli nocnej i aż obślinił sobie brodę, pożerając ją wzrokiem. Inge stała ze wzrokiem wbitym w podłogę i drżała ze strachu. Jej mąż kazał jej się położyć na łóżku, po czym wdrapał się na nią i zaczął miętosić jej piersi, brzuch i biodra. Kiedy palcami dotarł między jej uda, wzdrygnęła się tak mocno, że była pewna, że ją uderzy. Ale on wyciągnął spod swojej koszuli coś małego i pomarszczonego i próbował to wcisnąć tam, gdzie wcześniej były jego palce. Sapał i dyszał, a Inge leżała przygnieciona jego ciężarem i czekała na ból, który podobno miał się pojawić. Pochodziła ze wsi, więc wiedziała, jak to się odbywa u zwierząt gospodarskich, ale to, co zobaczyła kątem oka u męża, wyglądało zupełnie inaczej. Johansen jeszcze chwilę ją pougniatał, po czym sapnął i poszedł do siebie. Inge została sama i po raz pierwszy zrozumiała, jak bardzo zmieniło się jej życie. I widziała tylko jedną zaletę swojego nowego stanu – osobne sypialnie.

Mąż odwiedzał ją wieczorami co kilka dni i zawsze kończyło się to porażką. Inge przywykła do ugniatania różnych części ciała i chociaż nie sprawiało jej to żadnej przyjemności, to przynajmniej nie bolało tak bardzo, tylko upokarzało. Najgorsze, co ją spotkało, to kilka siniaków, kiedy mąż starał się bardziej. I tu znalazła drugi plus – nie dostawała już w skórę. Mąż był wprawdzie nieudolny w łożu, ale nie bił jej, a od ojca regularnie dostawała paskiem, głównie dla przypomnienia, że ma być posłuszna.

Po kilku miesiącach przyzwyczaiła się do nowego życia. Wprawdzie ochmistrzyni nadal była niemiła i oprócz męża nie widywała właściwie nikogo, ale nie przeszkadzało jej to.

Aż do czasu urodzin Johansena, który z tej okazji postanowił wydać wystawną kolację dla najważniejszych osób w Trondheim. Wtedy właśnie poznała Ulva.

Rozdział 2

Od kiedy przyjechał do Trójmiasta, czuł nieokreślony niepokój. Jakby zaraz miało coś się stać. Nie miał żadnych zdolności jasnowidzenia, więc to pewnie po prostu nerwy. Ale z jakiego powodu? Jego najlepszy przyjaciel się żeni – to nie jest powód do nerwów, tylko do radości. Nie obawiał się, że żona odbierze mu czas, jaki mógłby mu poświęcić kumpel, bo obaj byli i tak zajęci swoimi obowiązkami, a ich przyjaźń wykraczała poza sobotnie spotkania przy piwie. Cieszył się ze szczęścia Alexa, więc skąd ten niepokój?

Wiedźmy – to może być odpowiedź. Widział jedną z miejscowej Rady, Marię. Pamiętał ją dobrze, jeszcze z czasów swoich pierwszych dochodzeń. Ale Marię sprawdził setki lat temu, nie miała nic wspólnego z tym, co się stało.

Od kiedy dowiedział się, że to, co się wydarzyło trzysta lat temu, było w dużej części winą wiedźm, ścigał je i sprawdzał. Jeśli okazały się winne – czy to wobec niego czy kogokolwiek innego – stawiał je w stan oskarżenia przed Radą i likwidował. Wiedział, że nazywają go „Młotem na czarownice”, ale nigdy w twarz. I nawet nie przeszkadzało mu to, że przezwisko miało silne konotacje z inkwizycją, której też nie kochał. Szczęśliwie zakończyła swoje rządy bardzo szybko, przynajmniej z jego punktu widzenia. Co nie znaczy, że nie brakowało fanatycznych klechów, którzy żałowali, że urodzili się tak późno i nie mogą sobie spalić żadnej gołej baby. Tych też ścigał. Ale w przeciwieństwie do wiedźm, nie stawiał ich przed Radą. O nie, oni na to nie zasługiwali. Zamiast tego inscenizował wypadki. I upewniał się, że przed opuszczeniem tego padołu łez dobrze wiedzieli, co ich spotyka i dlaczego.

Ale ten niepokój faktycznie mogły spowodować wiedźmy. Nasilał się w domu Alexa i chociaż wiedział, że miejscowy konwent jest dość duży, więc nie było niczym niezwykłym, że wyczuwał ich obecność w całym Trójmieście, ale nie to było powodem jego napięcia. Tak samo czuł się ponad trzysta lat temu w Nidaros, czy raczej w Trondheim, chociaż jego ojciec nigdy nie nazywał ich miasta nową nazwą. Nową dla niego.

Wszedł do willi Alexa i właśnie zastanawiał się nad tym, co wspólnego z Nidaros ma Gdynia, kiedy poczuł ogień. Nie dym czy temperaturę, tylko jakąś niekreśloną obecność tego żywiołu. Skierował się do pokoju przed sobą, otworzył drzwi i zamarł. Pokój był pełen ognia. A w samym jego środku, na podłodze, siedziała po turecku Anna.

Natychmiast zaczął przesuwać płomienie, ale ponieważ nie były powiązane z żadnym przedmiotem, miał pewne trudności. Nie widział, co się pali.

Anna podniosła na niego wzrok i w tym momencie płomienie zniknęły. Ulv sapnął zaskoczony.

– Przepraszam – powiedziała – chyba cię przestraszyłam. Ćwiczyłam.

Ćwiczyła. Puls Ulva jeszcze nie wrócił do normy.

– Ciągle się uczę, więc większość czasu spędzam na ćwiczeniach – ciągnęła Anna, widząc, że gość jeszcze ma trudności z oddychaniem. – To była próba kontroli nad ogniem, całkiem udana, prawda?

– Udana, prawda. – Ulv przełknął ślinę. – Nie widziałem, co się pali.

– Bo tak naprawdę nic się nie paliło. To jedna z moich umiejętności. Szczerze mówiąc, nie tylko ty się jej boisz. Rada świruje za każdym razem, kiedy widzi mnie z ogniem.

Zobaczył, że Anna psotnie się uśmiecha, i zaczął rozumieć, skąd u Alexa takie przywiązanie.

– Może masz chwilę, żeby ze mną poćwiczyć? Wszyscy naokoło mają ciągle mało czasu. Też myślałam, że będę bardzo zajęta przed ślubem, ale okazuje się, że nie jestem do niczego potrzebna.

Teraz wyglądała na zawiedzioną. Ulv się uśmiechnął.

– Właściwie mam czas. W moim przypadku wystarczy, że nie zgubię obrączek, to cała moja robota.

– Świetnie – Anna zatarła ręce. – To jakie są twoje moce? Jeśli mogę wiedzieć, bo nie bardzo jeszcze wiem, o co wypada pytać. – Sprawiała teraz wrażenie zmartwionej. – Alex oczywiście zawsze mi odpowiada, stryj Eustachy też, i żaden nie mówi, czy popełniłam jakieś faux pas. Muszę się jeszcze mnóstwo nauczyć.

– Świetnie sobie radzisz – pocieszył ją Ulv. – Mną też nie musisz się przejmować. Ale niektóre wampiry są przewrażliwione, jeśli chodzi o moce. Wiedźmy też, jak stwierdziłem. Mnie możesz pytać, o co chcesz.

– To jakie są twoje moce? Chyba nie ogień?

– Nie, jestem przede wszystkim silnym telekinetykiem.

W tym momencie zasłona w oknie zaczęła powiewać, jakby nagle zaczął się przeciąg, a przecież okna i drzwi były zamknięte. Książki z półki stojącej w rogu zaczęły wysuwać się ze swoich miejsc, otwierać w środku i jak ptaki poszybowały dookoła Anny, lekko machając stronicami. Na dolnej półce szafki stała waza z muszelkami – teraz muszelki ruszyły za książkami, obracając się pomiędzy nimi, każda w innym tempie. Z wazonu na stoliku uniosły się róże i pomiędzy książkami ułożyły się w duże serce. Zachwycona Anna westchnęła. Wszystkie przedmioty zaczęły wracać na swoje miejsca i po chwili wszystko wyglądało dokładnie tak, jak przed chwilą.

– Dawno tego nie robiłem – wzruszył ramionami Ulv. – Kiedyś podobało się to dziewczynom.

– Pięknie – oceniła Anna.

– Potrafię poruszyć wszystko, co widzisz, łącznie z domem. Ale tego może nie róbmy.

Anna uśmiechnęła się zadowolona.

– A jak sobie radzisz z ruchami ziemi?

– Co dokładnie masz na myśli?

– Kiedy się denerwuję, czasami wywołuję… małe trzęsienia ziemi. Es… – Anna zająknęła się, w ostatniej chwili przypominając sobie, że Esmeralda się ukrywa. – To znaczy moi nauczyciele nie znają się na tym wcale, więc tylko radzą ćwiczyć opanowanie. Alex ciągle obiecuje, że pogada z duszkami ziemi, ale podobno nie mają czasu.

Ulv uśmiechnął się krzywo.

– Nie mają czasu, bo ciągle ze sobą walczą, głównie na Islandii. Od ładnych kilku lat nie mogą dojść do porozumienia. – Zastanowił się przez chwilę. – Właściwie mógłbym ci pomóc, chociaż praca z ziemią jest nieco trudna.

– Dlaczego trudna?

– Bo nie przesuwasz jednej rzeczy z miejsca na miejsce, tylko całą masę drobiazgów. Samo spulchnienie czy utwardzenie ziemi jest w miarę proste, ale jest w niej mnóstwo elementów, o których musisz pamiętać: kamyczki, korzenie, robaczki, to wszystko wpływa na wygląd takiego na przykład trawnika.

– Ale mógłbyś to zrobić? – Anna spojrzała na niego z nadzieją. – Do ślubu mamy prawie tydzień, a może dałbyś się też namówić na pozostanie nieco dłużej?

– A nie jedziecie z Alexem w jakąś podróż poślubną?

– No właśnie na razie nie. Podobno coś mu wypadło i musi pracować.

– Frajer – parsknął Ulv. – Dobra, możemy poćwiczyć. To nawet będzie dla mnie wprawka.

Anna z zadowoleniem klasnęła w ręce i energicznie wstała. Jej dziwny wisiorek na ułamek sekundy oderwał się od ciała i zanim wrócił na miejsce, Ulv poczuł charakterystyczną woń ziół i zaklęć. Wiedźmich zaklęć.

– Wiedźma – syknął.

– Słucham? – Anna aż się cofnęła.

– Macie tu wiedźmę. – Spojrzał na nią oskarżająco.

Teraz już rozumiał swój niepokój, zawsze w pobliżu domu Alexa. To nie miejscowy konwent, który sprawdził lata temu. W swojej krucjacie poznał niemal wszystkie wiedźmy w Europie i sporo poza nią. Ale zapach, który poczuł od amuletu Anny, był inny. I z czymś mu się kojarzył, chociaż nie miał pojęcia z czym.

– Mamy gościa – podkreśliła Anna. – Alex na pewno ci wspominał.

– Wspominał o gościu, ale nie o wiedźmie.

– To, kim jest nasz gość, nie powinno cię obchodzić. – Anna skupiła teraz całą swoją uwagę na Ulvie.

– Nie rozumiesz, jak groźne mogą być wiedźmy.

– Ależ rozumiem, może nawet lepiej od ciebie.

– Nie lepiej, nikt nie rozumie tego lepiej – powiedział głucho Ulv.

– Nasz gość jest pod naszą ochroną! – Tym razem oprócz głosu Anny usłyszał też chór głosów w swojej głowie, jakby setka Ann wdzierała mu się do mózgu.

Zaskoczony podniósł na nią wzrok i po raz pierwszy zrozumiał, co to znaczy Źródło. Co oznacza taka moc. Nie mógł się poruszyć, nie mógł wydobyć z siebie słowa. Poczuł, że wszystkie jego moce są zablokowane. Nie mógł zrobić nic. Przerażające uczucie, szczególnie dla wampira, który wiedział, że niewiele jest stworzeń mogących go pokonać w równej walce. Dla niego Źródło było tylko legendą. Aż do teraz.

Anna westchnęła i cała blokada opadła.

– Przepraszam, ale to moja przyjaciółka, nie mogę pozwolić, żeby coś jej się stało. Szczególnie u nas.

– Rozumiem – powiedział powoli Ulv. – Może będę mógł chociaż z nią porozmawiać?

– Zapytam ją – obiecała Anna.

Nagle drzwi otworzyły się i stanął w nich Alex.

– Wszystko w porządku? Poczułem…

– W porządku. – Anna szybko się odwróciła. – Ulv zgodził się pomagać mi w ćwiczeniach.

– I zdenerwowałem twoją narzeczoną – przyznał Ulv. – To się więcej nie powtórzy.

Uniósł ręce w geście poddania i uśmiechnął się do Anny. Alex spojrzał na niego uważnie.

– Nie mówiłeś, że twój gość to wiedźma, stąd to nieporozumienie.

– Nie sądziłem, że muszę ci się z czegokolwiek tłumaczyć. – Alex napiął się nieco.

– I nie musisz – powiedział szybko Ulv – ale sądziłem, że… Nieważne, już wszystko wyjaśniliśmy.

– To dobrze. – Alex kiwnął głową, przytulił lekko Annę i skierował się z powrotem do drzwi. – Kiedy zaczynacie?

– Może jutro? – zapytał Ulv, również kierując się do wyjścia.

– Świetnie – powiedziała Anna. – To do zobaczenia.

– Do jutra. – Ulv pożegnał się i razem z Alexem wyszedł z pokoju.

Alex spojrzał na przyjaciela uważnie.

– To może teraz mi powiesz, co się stało?

– Zdenerwowałem ją. I chyba poznałem próbkę jej mocy.

– To była tylko obrona. Ale jej obrona jest tak silna, że może przypominać atak.

– Teraz już wiem. Czy ciebie też potrafi tak zablokować?

– Nie, ja zyskuję moce.

– Jakim cudem?

Alex uśmiechnął się zadowolony.

– Za cholerę nie wiem, ale nic mnie to nie obchodzi. Cały czas poznajemy z Anną, co to znaczy Źródło. Wszystko, co o nich wiemy, to zbiór mitów i legend.

Ulv pokiwał głową i uśmiechnął się.

– Wpadłem sprawdzić, czy u was wszystko w porządku. Anna wygląda dobrze po wczorajszych baletach, zupełnie niepotrzebnie się zamartwiałeś.

Alex spojrzał na niego spode łba.

– To nie było śmieszne.

– Trochę było. A co masz takiego ważnego do roboty, że nie weźmiesz żony w podróż poślubną?

– Oczywiście, że wezmę, tyle że nie teraz. Mamy mały problem, ale już nad nim pracuję.

– Gdybyś potrzebował pomocy, to wiesz, że możesz na mnie liczyć. – Ulv spojrzał na niego poważnie.

– Wiem, dziękuję. Ale myślę, że poradzimy sobie.

– Gdyby coś się zmieniło, daj znać. Będę na miejscu do ślubu, a może nawet trochę dłużej. Nie mam teraz nic szczególnie pilnego. Dlatego właśnie zaproponowałem ćwiczenia z Anną.

– To będzie naprawdę duże wsparcie. Nikt z nas nie jest dość silnym kinetykiem dla niej – uśmiechnął się. – Będę wdzięczny, jeśli jej pomożesz. Poza tym kolejny silny wampir w domu zawsze się przyda.

Ulv zaśmiał się ponuro.

– Ten silny wampir przed chwilą był bezradny jak niemowlę. Straszne uczucie. Nie wiem, czy istnieje dość silny wampir dla twojego Źródła. Dlatego wydaje mi się, że naprawdę nic jej nie grozi. Powiedziałbym nawet, że w razie jakiegoś ataku to napastnik byłby zagrożony.

Alex nic mu na to nie odpowiedział. Odprowadził go do drzwi i ruszył z powrotem do pracy.

* * *

Zapach amuletu Anny nie dawał mu spokoju. Coś mu przypominał i dopiero w wynajętym domu, głęboko w luksusowo urządzonych piwnicach, skojarzył, co to było.

Tak właśnie pachniała Inge. A w każdym razie bardzo podobnie, też łąką przed burzą, tylko bez tych wiedźmich dodatków. Inge, której słodka krew uderzała mu do głowy jak żadna inna. Inge, której ciało śniło mu się po nocach od trzystu lat. Inge, która umarła przez niego.

* * *

Trondheim 1719

Spotkał ją przypadkiem, na jednym z nudnych przyjęć w szarym, zimowym Trondheim. Jego ojciec nalegał, aby pokazywał się wśród ludzi regularnie, żeby nie zapomnieli, kto tak naprawdę rządzi na tym świecie. Oczywiście nikt nie wiedział o jego rasie, ale wystarczyła trwoga, którą potrafił wzbudzić samą obecnością. Kiedy pojawiał się na różnych spotkaniach, w ratuszu, w katedrze, w domach bogatych ludzi, każdy człowiek, który na niego spojrzał, lekko drżał ze strachu. I dobrze – jak mówił ojciec, o to właśnie chodziło.

Urodziny starego Johansena to okazja dobra jak każda inna. Tym bardziej że po mieście chodziły plotki o jego młodej żonie. Podobno przepisał mu ją doktor. Ulv znał tego doktora i domyślał się, o jaką młódkę chodziło. Jeśli się nie mylił, nie będzie miała nic przeciwko podzieleniu się swoją krwią i młodym ciałem. Szkoda tylko, że tym drugim dzieliła się tak szczodrze.

Plotki o małżeństwie starego to jedno, a doktor i jego żądza pieniędzy to co innego. O tym wiedziało już mniej osób i nikt z najbliższego otoczenia Johansena. Ale ojciec Ulva, Ulv senior, przejrzał dobrego doktora i jego młodą „krewniaczkę” już dawno. Całkiem możliwe, że jeszcze wtedy, gdy pamiętała, kiedy była dziewicą. Bo to właśnie staremu sknerusowi przepisał doktor – ślub z dziewicą. Ona na pewno wyleczy go z jego słabości. Ulv senior śmiał się kilka lat temu, że gdyby miał co leczyć, to ta „dziewica” na pewno by to wyleczyła.

To trochę hamowało Ulva, bo resztki po ojcu to coś, czego wolałby uniknąć. Ale wiedział też, że nie może specjalnie wybrzydzać. Znając apetyt ojca na dziewki i ograniczoną ilość młodych kobiet w Trondheim, było raczej nieuniknione, że prędzej czy później okaże się, że mieli wspólne… zainteresowania.

Ale kiedy tylko wszedł do domu Johansena, od razu zorientował się, że doktorowi coś się nie udało. Młoda żona była okutana w suknię, która zasłaniała dosłownie wszystko. Oprócz twarzy nie można było zobaczyć nawet skrawka nagiej skóry. Suknia okalała wysoko szyję, spod długich rękawów wystawały małe ręce w rękawiczkach, długa spódnica kończyła się przy podłodze i zamiatała progi. I gdyby nie widział jej w ruchu, nawet by się nie domyślił kształtów jej ciała. A były bajeczne. Zarys pełnej piersi i krągłych pośladków zaczął go nękać już podczas drugiego dania. Skromnie spuszczone oczy nie pozwalały odgadnąć koloru. Włosy skrupulatnie upięte pod najbrzydszym czepkiem, jaki widział, były ciemne, oprawa oczu także. Twarz z lekkim rumieńcem drobna i delikatna. Prawie eteryczna. Zaczął podejrzewać, czy dziewczyna nie miała krewnych wśród elfów, chociaż widoczny zarys ucha na to nie wskazywał. Był nią oczarowany.

I nawet nie dziwił się Johansenowi, że ją tak przebiera i chowa w domu. Taki skarb trzeba umieć chronić. W porównaniu z nią „dziewica” doktora, mimo że faktycznie młoda, była po prostu wulgarna.

A młoda pani Johansen po pół roku małżeństwa, mimo że na pewno już nie dziewica, to ciągle wyglądała świeżo i jakoś tak niewinnie. Nikt nie plotkował już o terapii doktora, ale kiedy spojrzało się na tę dziewczynę, nikt nie wątpił, że jest skuteczna. Ulv już nie mógł usiedzieć. Do końca kolacji jeszcze daleko, ale już wiedział, że późno w nocy wróci do tego domu. Musiał tylko się zorientować, czy małżonkowie mają osobne sypialnie, co było powszechne, ale lepiej się upewnić.

Nie był zbyt silnym telepatą, ale i tak wysondował umysły służby i kilka godzin później wchodził tylnym wejściem, po drodze rzucając uroki zsyłające głęboki sen na każdego mieszkańca domu. Kiedy upewnił się, że wszyscy śpią i na pewno nikt mu nie przeszkodzi, udał się do sypialni pani, na piętrze, od wschodu.

* * *

Trondheim 1719

Spała na lewym boku, tyłem do okna. Zwinięta pod kołdrą, z nogami podkurczonymi i rękami pod brodą. Widział tylko czubek jej głowy i kawałek twarzy. Uśmiechnął się do siebie. Jakim cudem mężatka mogła wyglądać tak świeżo i niewinnie? Delikatnie ściągnął z niej ciężką kołdrę, jednocześnie układając się obok niej i przytulając zamiast kołdry. Była ubrana w tak ogromną koszulę nocną, że praktycznie w niej tonęła. Sięgnął dłonią pod rąbek i sunął w górę, czując jej jedwabistą skórę. Zaczęła się budzić.

– Czekałaś na mnie? – zamruczał.

Wcześniej, tuż po kolacji, rzucił w jej oczy mały czar. Tak żeby go zapragnęła. I chociaż spojrzała na niego tylko jeden, jedyny raz, właśnie po kolacji, to i tak był pewien, że właściwie niepotrzebnie. Jej oczy rozszerzyły się przy spotkaniu i zobaczył w nich coś na kształt lęku połączonego z pożądaniem.

Teraz zamrugała i jej wielkie oczy skupiły się na nim. Z drugiej strony, może trzeba było użyć mocniejszego czaru? Teraz widział więcej lęku. Ciemnoniebieskie tęczówki ginęły pod ciągle rosnącymi źrenicami.

– Ciii, słodka Inge. To tylko ja.

Wyglądało na to, że nie zdążyła się do końca przestraszyć. Patrzyła prosto w jego oczy – tak podobne w kolorze do jej.

– Pan Ulv, co pan tu robi? – szepnęła. – Jeśli ktoś zobaczy…

– Nikt mnie nie zobaczy – uśmiechnął się Ulv i pochylił się nieco, żeby musnąć ustami jej policzek.

Jego ręka pieściła jej nogę, na razie nisko, do kolana i z powrotem. Postanowił delektować się i seksem, i posiłkiem, który zapowiadał się wybornie. Jej woń przypominała mu dziką łąkę przed burzą, kiedy zapachy są najintensywniejsze. Aż mu ślinka pociekła.

Nakrył wargami jej usta i zdziwił się, że ich nie otworzyła.

– Co pan robi? To grzech – szepnęła i odsunęła głowę, ale zauważył, że w żaden sposób nie uciekała od jego rąk, które powoli pięły się wyżej.

– Nic, co jest tak przyjemne, nie może być grzechem. – Kąsał linię jej szczęki i szyję.

Zadrżała i cichutko jęknęła. Wykorzystał to i wsunął język między jej wargi. Smakował ją powoli i dokładnie, była tak wyborna, że aż mruknął. Czuł, że coraz bardziej się zatraca w jego pocałunku. Powoli podniósł jej koszulę i nasuwał się na jej ciało, zastępując materiał. Musiał przerwać coraz bardziej gorący pocałunek, żeby zdjąć jej koszulę przez głowę. Wtedy na krótki moment jej zamglone spojrzenie się wyostrzyło.

– Co się…

Nie zdołała dokończyć, bo Ulv zajmował się właśnie jej lewą piersią. Wciągnął sutek w usta, a ona wciągnęła gwałtowanie powietrze. Ssał rytmicznie, pomagając sobie jedną ręką. Masował, ugniatał, głaskał, aż zaczęła się pod nim wić. Drugą rękę przesuwał coraz niżej, aż trafił na miękkie włoski u zbiegu ud. Rozsunęła szeroko nogi i głęboko westchnęła. Widział jej dłonie, które coraz mocniej mięły pościel po obu stronach jej cudownego ciała. Zastanawiał się przez chwilę, czemu nie dotyka jego, wręcz tęsknił za dotykiem tych małych rąk na plecach, ramionach, we włosach. Ale mimo że chętnie otworzyła przed nim łono i ewidentnie czerpała rozkosz z jego pieszczot, to ciągle była jakaś oddalona.

Pod palcami poczuł jej wilgoć. Była gotowa, więc wrócił do jej ust, jednocześnie zdecydowanie wsuwając się w jej gorące wnętrze. I zamarł. Poczuł, że przebił się przez delikatną błonę, i usłyszał jej cichy okrzyk.

Była dziewicą. Jakim cudem, do jasnej cholery, była dziewicą? Po pół roku małżeństwa? Spojrzał na nią i zatonął w błękitnych oczach. Dobrze widział jej szok. Tkwił w niej nieruchomo i jedną ręką masował jej podbrzusze, posyłając strumień kojącego ciepła. Widział, jak się uspokaja, kiedy jej ból mija.

– Ciii – szepnął.

No i co teraz? Nie ma mowy, żeby zrezygnował z tak słodkiego kąska. Z drugiej strony szkoda już się stała, więc może lepiej…

Delikatnie poruszył się i usłyszał jej ciche jęknięcie. I poczuł, jak twardnieje jeszcze bardziej, chociaż nie wiedział, że to możliwe. Trzymał ją mocno i zaczął rytmicznie wsuwać się w nią coraz mocniej. Jej ręce opadły mu na barki, co powitał zadowolonym mruknięciem. I przyspieszył jeszcze bardziej. Trzymała go mocno i zaczęła pojękiwać w rytmie jego ruchów. Poczuł, jak jej ciasne ścianki zaczynają drżeć, więc zaczął wypełniać ją wolniej, ale za to mocniej. Sam poczuł, że jeszcze chwila i skończy. Kiedy zaczęła wić się pod nim, chwycił jej szyję, lekko przesunął ciemne włosy i wgryzł się w miękkie ciało.

Wygięła się pod nim, szczytując z głośnym okrzykiem, a jego usta zalała najsłodsza krew, jaką w życiu pił. Musiał się powstrzymywać, żeby nie wziąć za dużo. Była jak najlepszy trunek, elfia krew to przy niej pomyje. Jeszcze tylko łyczek.

Oblizał jej ranki i znowu przyspieszył, potęgując jej orgazm i w końcu sam doszedł, mocniej, niż się spodziewał. Przygarnął jej drobne ciało, które ciągle drżało, i po raz pierwszy w życiu poczuł, że może zasnąć, tak zwyczajnie, bez koszmarów, bez letargu, tylko po to, żeby zwyczajnie odpocząć. Ale oczywiście tego nie zrobi.

Planował ją rozpalić, wykorzystać i usunąć pamięć. Ale teraz nie mógł tego zrobić. Straciła z nim dziewictwo, nie może jej tego usunąć z pamięci. Poza tym nie chciał.

Nigdy wcześniej nie zadawał się z dziewicami. Uspokajanie panikujących panienek zajmowało za dużo czasu, poza tym kompletnie nie znały się na tym, co może podniecać mężczyznę.

Ale teraz było inaczej. Czuł dziwne podniecenie na myśl o tym, że był pierwszy, że ona nie znała innych mężczyzn i że z nim przeżyła swój pierwszy orgazm. Chociaż ciągle zachodził w głowę, co, u licha, robił jej mąż, że po takim czasie pozostała dziewicą. Będzie musiał więcej czasu poświęcić na sprawdzenie sytuacji w domu starego Johansena.

Bo wiedział już, że musi tu wrócić. I to pewnie więcej niż raz. Ciągle czuł niedosyt i wiedział, że dzisiaj go nie zaspokoi, nawet gdyby przeznaczył na to całą noc.

Zerknął na nią, kiedy dochodziła do siebie. Jej zamglony wzrok powoli się wyostrzał i dostrzegł w nim masę pytań.

– Dobrze się czujesz? – zapytał cicho.

– Co się stało? Co pan mi zrobił? Czuję się tak…

– Jak?

– Tak dobrze – szepnęła.

Uśmiechnął się zadowolony. Pochylił się nad jej ustami i śmiało wtargnął językiem między jej wargi. Dopiero teraz, na spokojnie, zdał sobie sprawę, że ona nie wie, co robić.