Żelazny kruk 3. Gniazdo - Rafał Dębski - ebook

Żelazny kruk 3. Gniazdo ebook

Rafał Dębski

4,3

Opis

Evah i jego przyjaciele znaleźli już siedzibę Szalonego Maga. Teraz pozostało wydobyć od niego informację, gdzie należy szukać siedziby Żelaznego Kruka. Tyle że od razu po wejściu do podziemi stało się dla chłopca jasne, iż nie będzie to łatwe.
Lecz od czego ma się wypróbowanych przyjaciół? Wspólnymi siłami na pewno zdołają tego dokonać. Należy jednak pamiętać, że przekonanie Szalonego Maga do wyjawienia tajemnicy to dopiero początek, zaledwie część drogi do celu.
Jak łatwo odgadnąć, wszyscy uczestnicy wyprawy okażą się niezmiernie ważni dla jej powodzenia - zaradny i sprytny Grzywa, kłótliwa, uparta, ale mądra Cellara, złośliwy lecz waleczny książę Mavaren, tajemniczy i mroczny kat Jakub, a przede wszystkim dzielny i zdecydowany na wszystko Evah.
Czy odnajdą gniazdo potwora, aby go pokonać i uwolnić świat od grozy? I czy to w ogóle możliwe? Kogo jeszcze spotkają po drodze? Jakie czekają ich przygody i niespodzianki?
Odpowiedzi na te pytania można znaleźć w trzeciej części cyklu, zatytułowanej „Żelazny Kruk. Gniazdo”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 318

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (96 ocen)
53
25
14
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Luxarnik

Dobrze spędzony czas

ok
00
wojcik227

Z braku laku…

Za mało akcji , za dużo filozofi i lania wody.
00
aganova2020

Nie oderwiesz się od lektury

Swietna książka dla młodzieży
00

Popularność




Redakcja: Dominika Repeczko

Korekta: Renata Kuk

Skład i łamanie: Robert Majcher

Copyright © Rafał Dębski 2020

Copyright for the Polish edition © 2020 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

Projekt okładki i mapy © Piotr Sokołowski, Warszawa 2020

ISBN 978-83-7686-880-6

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2020

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

Wydanie pierwsze w wersji e-book

Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2020

Rozdział 1Serum prawdy

Czekali na powrót Szalonego Maga. Kolejny raz. Bo wprawdzie jakiś czas temu wrócił i znów rozpoczął rozmowę od przechwałek oraz opowieści o własnej potędze, ale zaraz znów przepadł, kiedy wokół rozbłysło jadowicie zielone światło i rozległo się to dziwne wycie. Evah doszedł do wniosku, że jednak nie brzmi to jak głos zwierzęcia, a w każdym razie żadnego, które by znał. Nawet wilki nie wyją tak przejmująco. A poza tym dźwięk wznosił się i opadał bardzo regularnie i płynnie.

– To raczej jak bicie dzwonów na trwogę, a nie coś innego – powiedział półgłosem bardziej do siebie, niż do towarzyszy.

– O czym mówisz? – Cellara zmarszczyła brwi, sama wyrwana z zamyślenia.

– Masz słuszność. – Jakub od razu się domyślił, o co chodzi. – To właśnie coś w tym rodzaju. Alarm. Tyle że w naszym świecie oznajmiają go właśnie dzwony, świstawki straży miejskiej czy zgoła zwykłe kołatki.

Mavaren ziewnął lekko. Evah spojrzał na niego ostro, poirytowany, ale zaraz do chłopca dotarło, że książę boi się tak samo, jak wszyscy i wcale nie usiłuje grać bohatera. To ziewnięcie wywołał właśnie niepokój. Ojciec opowiadał, że przed nadchodzącą bitwą jedni stawali się niespokojni i nie mogli sobie znaleźć miejsca, za to inni zdawali się senni i nawet ziewali, chociaż tak naprawdę dręczyły ich obawy. Ludzie różnie się zachowują w takich sytuacjach.

Kellan doszedł już całkiem do siebie po zderzeniu z niewidzialną ścianą, oddzielającą ich od wyjścia. Potrząsnął głową.

– Myślicie, że z tym też się przed nami popisuje? – spytał. – Czy to naprawdę musi tak wyć i błyskać?

– Owszem – zgodził się z nim Jakub. – Gdyby sygnałem były srebrzyste dzwoneczki albo dźwięki fletu, też by wiedział, że coś tam się ważnego dzieje. Ale już ustaliliśmy, że nasz gospodarz jest skłonny do puszenia się swoimi możliwościami.

– Ech, gdyby tak zdobyć tę jego różdżkę... – rozmarzył się Evah. – Można by jemu samemu dać nauczkę i zmusić go do mówienia.

Jakub otworzył już usta, żeby odpowiedzieć, ale uprzedziła go Cellara.

– Co ty nie powiesz – prychnęła. – A wiesz chociaż, jak jej używać? Nie wydaje ci się, że prędzej byś mógł zrobić krzywdę sobie czy komuś z nas, a nie temu pyszałkowi?

Chłopiec skrzywił się. Rzeczywiście, o tym nie pomyślał.

– Ale samo pozbawienie go różdżki mogłoby nam pomóc – nie dawał za wygraną. – A on straciłby moc.

– O ile w tej jego mocy chodzi o różdżkę – odezwał się Mavaren.

– Co masz na myśli? – ożywił się Evah. Wszyscy zresztą spojrzeli na księcia z ciekawością.

Mavaren uczynił ruch dłonią, jakby coś zagarniał.

– Kiedyś spędziłem kilka nocy w karczmie, ucztując z wędrownym magikiem. Wiecie, że wino umie rozwiązywać języki... A ten w dodatku pił za moje pieniądze, dlatego poczuwał się do wdzięczności. Pokazał mi więc to i owo i zdradził nieco tajemnic swego cechu. Niewiele z tego zapamiętałem, bo... – Książę zaciął się nagle i lekko zarumienił.

– Bo sam byłeś zdrowo pijany – rzuciła niecierpliwie Cellara. – Ale zdaje się, że zapamiętałeś coś ważnego.

– Tak... – Mavaren o dziwo nie odgryzł się dziewczynie, pogrążony we wspomnieniach. – Zapamiętałem. Powiedział, że najważniejsze w każdej sztuczce to odwrócić uwagę widzów od tego, co się naprawdę dzieje. Wiecie, ludzie obserwują prawą rękę, kreślącą tajemnicze esy-floresy, a tymczasem kuglarz lewą wydobywa z zanadrza bukiet kwiatów, który pojawia się nagle, jakby wyłonił się z powietrza.

– Mnie się jednak wydaje, że ona do czegoś służy – nie zgodził się z księciem Grzywa. – Wiem, o czym mówisz, bo odwracanie uwagi też jest konieczne w... w... – teraz on się zaciął i spojrzał z obawą na Cellarę.

A ta nie miała litości.

– W złodziejskim fachu – dokończyła. – Nie musisz się za każdym razem płonić, kiedy o tym wspomnisz. Złodziej to też człowiek. Szczególnie taki, który już nie kradnie. Albo na razie nie kradnie.

Kellan zrobił taką minę, jakby nie bardzo wiedział, czy powinien odczuwać ulgę, czy jeszcze mocniej się zawstydzić.

– Tak – mruknął, zupełnie skonfundowany. Ale po chwili podjął: – Myślę, że ta różdżka do czegoś jednak służy. Po co by nią wymachiwał, gdyby mógł czarować na przykład samymi rękami?

Mavaren wzruszył ramionami i nie odpowiedział. Za to odezwał się kat.

– Obaj możecie mieć rację.

Przerwał, spojrzał pod nogi, a potem przesunął nieco miecz w uprzęży na plecach i usiadł nieśpiesznym, płynnym ruchem.

– Nie ma sensu stać – rzekł.

Evah poczuł nagle, jak bardzo zmęczone ma nogi po długiej wędrówce i także przysiadł. O dziwo, matowa, szara posadzka nie okazała się zimna, jak oczekiwał. Dotknął dłonią powierzchni. Nie była szorstka jak skała, z której zdawała się wykonana, wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że jego palce trafiły na coś aksamitnego.

Pozostali również usiedli. Cellara, która obserwowała Evaha spod oka, także dotknęła podłogi i sapnęła, zdumiona.

– Obaj możecie mieć rację – powtórzył Jakub. – Ten pręt, który nazywacie różdżką, zapewne służy do różnych celów, w tym do robienia wrażenia i odwracania uwagi.

– Skąd wiesz? – spytała natychmiast dziewczyna.

– Nie wiem, zgaduję – odparł mistrz małodobry.

– Zawsze warto rozważyć wszelkie możliwości – stwierdził Evah. – Jak powiadają mądrzy ludzie... Nie sycz tak od razu – zwrócił się do Grzywy. – Może wcale nie powiem jakiegoś przysłowia?

– Powiesz – jęknął z rezygnacją Kellan. – To silniejsze od ciebie. Nawet w takim położeniu...

– Położenie jak położenie – odparł młodszy z chłopców. – Na razie po prostu siedzimy, więc w ogóle to raczej posiedzenie niż położenie.

– Zebrało ci się na durnowate filozofowanie – burknęła Cellara.

Kellan uśmiechnął się, zadowolony, że przyjaciel zapomniał o przysłowiu. Ale zaraz westchnął, bo Evah mówił dalej:

– Jak powiadają mądrzy ludzie, od przybytku głowa nie boli, ale może rozboleć od nadmiaru myśli. Dlatego warto rozważyć różne możliwości, ale nie pozwólmy, aby myślenie o naturze tej różdżki przesłoniło nam ważniejsze sprawy.

– Przecież to ty ją chciałeś zdobyć – prychnął Kellan. – Zatem właśnie ty o niej najwięcej myślałeś.

– I nadal chcę – odparł Evah. – Tylko że Szalony Mag nie odda pręta dobrowolnie, a oddziela nas od niego niewidzialna ściana. To gorsze od krat...

Przerwał mu nagle dudniący śmiech. Mavaren zaklął pod nosem i skrzywił się z niechęcią.

– Co za bałwan – powiedział głośno. – Naprawdę cię bawi takie straszenie ludzi?

– Bawi – przyznał znajomy głos. – W końcu nazywają mnie Szalonym Magiem, a to do czegoś zobowiązuje.

– Powinni cię nazywać durnym pajacem – Cellara nie mogła się powstrzymać od zjadliwego komentarza.

– Każę ci wyrwać jęzor, smarkata wiedźmo! – zawarczał huczący głos. – Zważaj lepiej na to, co mówisz.

Ale Cellarę niełatwo było zastraszyć. Machnęła ręką i już otworzyła usta do riposty, lecz Jakub powstrzymał ją gestem.

– Takie sprzeczki nic nie wnoszą i nie dają – powiedział.

– Słusznie prawisz, dziwaku – zachichotał mag. – A zatem chcielibyście mojej różdżki... Cóż, jak słusznie zauważył nasz młody przyjaciel, nie oddam jej dobrowolnie. Jest mi potrzebna. Do różnych rzeczy.

Evah pokręcił w duchu głową. Ten przeklęty zarozumialec wszystko słyszał, a może nawet cały czas ich obserwował. Trudno będzie uknuć jakąś intrygę w tych warunkach. A z kolei bez uknucia czegokolwiek nie da się uwolnić z pułapki, ani tym bardziej zmusić gospodarza do wyjawienia potrzebnych wiadomości.

– Długo zamierzasz nas tu trzymać? – spytał chłopiec.

– Jeszcze o tym nie myślałem – odpowiedział głos. – A co, tak ci się śpieszy opuszczać ten świat? Bo chyba nie wierzysz, że was uwolnię całych i zdrowych. Na razie zakończyłem swoje eksperymenty, więc będę miał dla was więcej czasu. I nie jest to dla was pomyślna okoliczność.

Evah poczuł, że przechodzi go dreszcz. Tym razem w głosie nie było ani przekory, ani zwykłego zarozumialstwa.

– Najpierw zamierzam was nieco bliżej poznać – ciągnął mag. – Zaczniemy może od ciebie, chłopaczku. Odłóż miecz, łuk i sztylet, a także wszystko, co ma ostre krawędzie, a potem podejdź jak najbliżej pola... To znaczy tej niewidzialnej ściany, jak ją nazywacie, która dzieli salę na dwie części. A reszta niech odsunie się w drugi koniec.

Evah siedział na dziwacznym krześle. Zostało wykonane z jakiegoś ciemnego metalu, a było powyginane tak, że bardziej przypominało coś w rodzaju pułapki na duże zwierzę, niż rzecz przeznaczoną do siedzenia. Było to jednak niewątpliwie krzesło.

Chłopiec był mocno przypięty szerokimi klamrami do tego mebla, czy też może kolejnego czarodziejskiego urządzenia. Szalony Mag nie skrępował go sam – wystarczyło, że Evah usiadł, a klamry natychmiast zatrzasnęły mu się na kończynach i opasały pierś.

– Po co chcesz znaleźć siedzibę Żelaznego Kruka? – spytał gospodarz.

– Zadajesz mi to samo pytanie chyba piąty raz – odparł chłopiec. – Już ci mówiłem, że chcę go zgładzić. Żeby już nikt nie musiał się bać, nie spoglądał z lękiem w niebo. Chcę też pomścić zagładę mojej rodziny i w ogóle całej wioski.

– Aleś ty głupi – parsknął mag. – Zabić Żelaznego Kruka... No, to ciekawą śmierć sobie wymyśliłeś. Raczej długą i bolesną.

– To też ciągle powtarzasz – powiedział zmęczonym głosem Evah. – Może jestem głupi, ale wiem, czego chcę. Jeśli jest mi pisane zostać ofiarą potwora, trudno. Niech mnie nawet pożre albo zamieni w klejnot. A czy ty wiesz, do czego dążysz?

Mag nie odpowiedział. Pochylił się nad płaskim, chyba prostokątnym urządzeniem, które spoczywało przed nim na blacie biurka równie dziwacznego, jak wszystko dookoła. W tej skrzynce musiała być jakaś lampa, bo twarz mężczyzny zalało mdłe światło, odbiło się w dziwacznych okularach. Po każdym pytaniu spoglądał na to coś. Evah podejrzewał, że to rodzaj kryształowej kuli, jakich używają wróżbici. Bo cóż innego?

– Wygląda na to, że mówisz prawdę – mruknął gospodarz. – Różni próbowali się tu dostać, ale nie po to, żeby zgładzić Kruka czy komuś pomóc. Chyba jedynie sobie, bo chciwych durniów nie brakuje. Nikt jednak nie zaszedł tak daleko, jak wy. Dlatego chcę się przekonać, o co naprawdę wam chodzi.

– Czy zadajesz mi ciągle to samo pytanie, żeby tam odczytać, czy nie kłamię? – spytał Evah. – Raz nie wystarczy? To co z ciebie za mag?

– Wielki! – Mężczyzna zerwał się na równe nogi, ale zaraz usiadł. – Większy, niż myślisz.

– A może jesteś jakimś sługą Żelaznego Kruka? – Chłopiec miał nadzieję, że rozdrażniony gospodarz z czymś się wygada.

– Sługą? – Szalony Mag wytrzeszczył na niego oczy. – Sługą?! Jak śmiesz, szczeniaku! Dla mnie twój Żelazny Kruk to jest nic! Plewa na wietrze! Gdybym chciał, mógłbym zrobić tak i unicestwić to bydlę!

Przy tych słowach mag zacisnął pięść, jakby coś zgniatał.

– Ale nie chcę – uspokoił się i uśmiechnął krzywo. – Są na świecie o wiele większe potęgi od Kruka.

– Jeśli Kruk dla ciebie nic nie znaczy, dlaczego mi nie powiesz, gdzie go szukać? Przecież mówisz, że i tak zginę.

– Nie bądź bardziej bezczelny od tej panny, która się tu z tobą przywlokła. – Gospodarz znów spojrzał w prostokąt. – Nie jestem przeklętym drogowskazem na rozstajach. Jestem panem tych podziemi i czynię tak, jak mi się podoba.

– Wątpię – mruknął Evah.

– Co powiedziałeś?! – Mag znów się zaperzył.

Chłopiec pomyślał, że tego człowieka nadzwyczaj łatwo wytrącić z równowagi.

– Powiedziałem, że wątpię, czy możesz czynić wszystko, co ci się podoba – rozwinął myśl Evah.

– A to z jakiej przyczyny, mądralo?

Szalony Mag obszedł biurko i zbliżył się do krzesła. Pozbawiony możliwości ruchu syn Krunnaha poczuł się nieswojo, ale mężczyzna wyraźnie nie zamierzał go skrzywdzić. Przynajmniej nie w tej chwili.

– Wyjaśnij – zażądał. – To tylko szczenięca złośliwość, czy masz coś na myśli?

– Trudno mi się skupić, kiedy tak wisisz nade mną – burknął chłopiec, a mag odstąpił dwa kroki. – Tak lepiej. Otóż mam na myśli to, że człowiek bardzo rzadko może czynić wszystko, co mu się podoba. Zbyt wiele zależy od tego, co się dookoła dzieje. Teraz też nie robisz tego, co byś chciał, tylko twoją uwagę zajmuje nasze wtargnięcie, prawda? Wiele jest takich zdarzeń, które burzą człowiekowi plany.

Tak naprawdę Evah rzeczywiście wyraził wątpliwość z czystej złośliwości, a tłumaczenie wydumał na poczekaniu, żeby nie wyjść na niedowarzonego szczeniaka, ale widział, że Szalony Mag zastanawia się nad jego słowami.

– Coś w tym jest – przyznał w końcu. – Ale i tak jesteś nieźle poszkodowany na umyśle.

Z tym Evah nie zamierzał dyskutować. Ktoś, kto z własnej woli pcha się w paszczę bestii, raczej nie zasługuje na miano mędrca.

– No dobrze – zamruczał Szalony Mag. – Tę maszynę można jednak oszukać. Rzadko, bo rzadko, ale można. Spróbujemy czegoś innego.

Evah patrzył, jak gospodarz podchodzi do szafy w rogu pomieszczenia, wyjmuje z niej coś, kładzie na blacie i coś robi, odwrócony tyłem.

A potem podszedł do Evaha. W prawej dłoni trzymał podłużny, przezroczysty walec zakończony cienką, długą igłą.

– Co to jest? – wzdrygnął się chłopiec. – Chcesz mnie zabić?

– To tylko serum prawdy – odparł mag. – Nie zabija, lecz rozwiązuje język. Będzie cię po tym bolała głowa, ale ja dowiem się tego, co chcę wiedzieć.

Zdecydowanym ruchem wbił przez ubranie igłę w ramię chłopca. Evah krzyknął, ale nie z bólu, bo ten był niewielki, lecz z zaskoczenia.

– Powinno się to wpuszczać prosto w żyły – rzekł mag – ale tak też damy sobie radę. Potrwa tylko trochę dłużej i będzie nieco bardziej bolało. Podobno jesteś dzielny, chłopaczku, więc się nie rozpłaczesz.

Evah ocknął się z potwornym bólem głowy. W pierwszej chwili nie wiedział, gdzie się znajduje, nie mógł rozpoznać twarzy człowieka, który się nad nim pochylał, bo widział ją jak przez brudną wodę.

A potem przypomniał sobie cierpienie, jakie przeszywało przed chwilą jego ciało. Szarpnął się, uderzył z całej siły. Lecz pięść uwięzła w żelaznym uścisku.

– Uspokój się, młody przyjacielu – usłyszał głęboki, kojący głos. – To ja, nie ten wariat.

Evah oklapł. Od razu poznał, kto do niego mówi. Mistrz katowski. Zresztą Szalony Mag zapewne nie miał tak mocnego chwytu. Chłopiec chciał coś powiedzieć, ale w gardle czuł rosnącą gulę. Szarpnęły nim mdłości. Jakub natychmiast przekręcił go na bok i ujął jego głowę w dłonie, jednak Evah zdołał się opanować.

– Co on ci zrobił? – rozległ się przestraszony głos Cellary. – Przywlókł cię niby wór ziarna i rzucił na podłogę... – Zaniosła się szlochem, zanim zdołała wykrztusić: – Myślałam, że umarłeś.

– Leżałeś jak długi – powiedział Mavaren. – Też myślałem, żeś już trup, tym bardziej że ten głupek zaśmiewał się na całe gardło, kiedy wychodził.

Evah widział już całkiem wyraźnie twarz Jakuba. Obok niego pojawiła się imponująca grzywa. Włosy Kellana opadły tak, nie było widać jego twarzy.

– Torturował cię? – spytał były złodziej.

Evah potrząsnął głową.

– Nie... To znaczy, niezupełnie. Najpierw... pytał zwyczajnie. Sprawdzał, czy mówię prawdę, za pomocą jakiegoś magicznego urządzenia. A potem mi wstrzyknął... Jak on to nazwał... coś prawdy. Jakieś dziwne słowo.

– Serum prawdy – podpowiedział Jakub, a Evah potwierdził. – Co mu powiedziałeś?

– Prawdę, za każdym razem to samo – odparł chłopiec z wymuszonym uśmiechem. Próbował usiąść, ale opadł bezwładnie.

Kat uniósł go, podłożył zgiętą nogę pod głowę chłopca.

– Postaram się chociaż trochę ci ulżyć. Gdybym znał skład tego świństwa, może odjąłbym słabość całkiem.

Sięgnął do torby, wyjął kilka małych, różnokolorowych flaszek.

– Potrzymaj – poprosił Grzywę i podał mu mały, złocony pucharek.

A potem odmierzył z flakonów intensywnie pachnące płyny. Z czerwonego trzy krople, z zielonego dwie, z pomarańczowego i błękitnego po jednej. Dolał odrobinę wody z bukłaka. Mieszanina zapieniła się lekko.

– Pij! – rozkazał.

Jeszcze parę tygodni wcześniej Evah wzdragałby się przyjąć miksturę z rąk nieznanego i dziwnego przy tym człowieka, ale przekonał się już niejednokrotnie, że kto jak kto, ale mistrz małodobry krzywdy mu nie uczyni. Nie czynił jej zresztą nikomu bez powodu.

Przełknął więc ciecz, spodziewając się, że będzie gorzka jak zioła na gorączkę, które dawała mu do picia matka.

Zdziwił się niepomiernie, bo płyn wprawdzie ostro pachniał, ale w smaku okazał się łagodny, przyjemnie słodkawy. A do tego prawie gorący. Prawie, bo nie parzył, tylko rozlewał się po ciele przyjemnym ciepłem.

Evah już po kilkunastu uderzeniach serca poczuł się na tyle lepiej, że samodzielnie usiadł i rozejrzał się po komnacie. Syknął, bo poczuł ból w ramieniu. Położył tam bezwiednie rękę.

– Pokaż...

Jakub delikatnie odsunął dłoń chłopca z miejsca, w które Szalony Mag wbił igłę. Podciągnął rękaw i spojrzał na czerwoną opuchliznę. Wytrząsnął na nią parę kropel, które pozostały w pucharku, następnie wydobył buteleczkę nieco większą od innych, zwilżył kawałeczek pociętego na drobne kwadraty materiału i przyłożył do skóry.

Evah skrzywił się, bo poczuł pieczenie, ale zaraz przyszła ulga.

– Czyżbym wyczuwał zapach czereśniówki? – Mavaren pociągnął nosem.

– Nie inaczej – odparł Jakub. – Tyle że gdybyś wypił choć odrobinę tego wyciągu z pestek korytnicy, zasnąłbyś na wieki. Zapach ma piękny, łagodzi podrażnienia, ale stosuje się ją tylko zewnętrznie.

– Tak tylko zapytałem – mruknął książę. – Ale nie powiem, dla takiego starego pijaka, jak ja, woń jest co najmniej poruszająca.

– Ani nie jesteś stary, ani pijak! – oburzyła się Cellara. – Kropli trunku nie wziąłeś do ust odkąd cię poznałam.

– Ale kusiło mnie nieraz. – Mavaren wzruszył ramionami. – Nie wiem, czybym wytrwał, gdyby nie carrelon. Swoją drogą, napiłbym się tego cudownego naparu – westchnął. – Ale nasz wspaniały gospodarz na pewno go nie ma. Gdyby miał, nie byłby takim baranem. Wrzątku też nam nie da, żebyśmy sami sobie zrobili chociaż po naparstku.

Kellan przysiadł obok Evaha.

– Skoro już ci lepiej, powiedz, co tam się działo. – Machnął ręką, wskazując drzwi w odciętej niewidzialną ścianą części pomieszczenia.

– Zadawał mi właściwie tylko jedno pytanie... – zaczął Evah, ale nie dane mu było dokończyć.

Drzwi odsunęły się w bok i do sali wszedł Szalony Mag.

– Możemy to zrobić na dwa sposoby – głos gospodarza dobiegał ze wszystkich stron naraz.

– Przecież już to mówił, kiedy zabierał Evaha – jęknął Mavaren. – Sam jest idiotą, czy nas za takich uważa?

– Uważam, że nigdy nie dość przypominania nieproszonym gościom, czego powinni się spodziewać i jak zachować – odpowiedział Szalony Mag. – Jeśli ktoś zjawił się tutaj z własnej woli, a na dodatek twierdzi, że nie przyszedł po moje bogactwa, musi cokolwiek słabować na umyśle. A zatem powtarzam. Możemy to zrobić na dwa sposoby. Albo jedno z was pójdzie ze mną dobrowolnie, a pozostali nie będą próbować żadnych sztuczek, albo uśpię was i wywlokę, kogo mi się spodoba. Tylko po tym uśpieniu nie dojdziecie do siebie przez tydzień.

– To on jest niespełna rozumu – orzekła Cellara. – To ktoś, kto uważa, że prosta wiadomość nie dotrze do ludzi, którzy dostali się aż tutaj, musi być niespełna rozumu.

– W takim razie wezmę ciebie, bezczelna dziewucho – oznajmił Szalony Mag.

Rzucił pod niewidzialną ścianę połyskujący łańcuch z dwiema obejmami.

– Widziałaś, co należy z tym zrobić, więc do dzieła. Ty pod barierę, reszta pod ścianę.

Cellara obejrzała się na towarzyszy. Bodaj po raz pierwszy, odkąd ją poznali, mogli dostrzec w spojrzeniu dziewczyny wahanie i prawdziwą obawę. Nie wyglądała na tak przestraszoną nawet wtedy, kiedy ją znaleźli siedzącą na stromym głazie, obleganą przez wilkoty.

– Idź – powiedział Jakub. – Nic ci nie zrobi. A gdyby się ośmielił, będzie miał ze mną do czynienia.

– I ze mną! – rzucił twardo Grzywa.

– I ze mną – rzekł Mavaren.

– I ze mną – dodał Evah.

Szalony Mag odchylił do tyłu głowę i zaśmiał się krótko, lecz rozgłośnie.

– Nornice grożą kunie, że ją zjedzą! – zawołał. – A to paradne!

Odpowiedziało mu ponure milczenie i nie mniej ponure spojrzenia.

– Jeśli będzie grzeczna, nic jej nie zrobię – powiedział po chwili mag. – Róbcie, co mówię, bo zaczynam się niecierpliwić.

W Evahu wszystko się buntowało przeciwko temu, żeby wydać Cellarę w łapy szaleńca. Spojrzał na kata, a ten zmrużył oczy i lekko, prawie niedostrzegalnie skinął głową.

Chłopiec cofnął się wraz z innymi i obserwował, jak gospodarz najpierw wznosi srebrzysty pręt, a kiedy dziewczyna przekroczyła niewidzialną, ale dla więźniów już rozpoznawalną granicę, opuszcza go szybko.

Monotonny dźwięk, przypominający odległe brzęczenie roju pszczół, ucichł na krótką chwilę, aby zaraz powrócić. Tak przywykli do tego odgłosu, że dopiero kiedy się urwał, zdali sobie sprawę z jego istnienia.

Evah przypomniał sobie, jak w jego rodzinnej wiosce zaczynał się poranny ruch. Krowy ryczały, skrzypiały ramiona żurawi, u bogatszych gospodarzy furkotały i dzwoniły łańcuchy przy studniach. A on spał, choć to wszystko do niego docierało.

Tylko że wtedy te odgłosy wiązały się z poczuciem spokoju. Był bezpieczny, nie musiał otwierać oczu, żeby wiedzieć, gdzie jest i co się dzieje. Ale od napadu Żelaznego Kruka wciąż miał oczy dookoła głowy. Zmęczył się tą ciągłą czujnością, a nie zapowiadało się, by miał odpocząć w najbliższym czasie.

Cellara znalazła się po drugiej stronie bariery, na znak maga podniosła metalowe obręcze i zapięła sobie na nadgarstkach. Krótki łańcuch ograniczał ruchy i sprawiał, że więzień czuł się bezradny. Evah już tego doświadczył.

Potem dziewczyna podeszła do maga, a ten odwrócił się i gestem kazał jej iść za sobą.

Mimo złości ogarniającej chłopca, nie uszło jego uwadze, że zarówno Jakub, jak i Mavaren przyglądają się bardzo uważnie temu, co się dzieje. Szczególnie Jakub wydawał się skupiony na poczynaniach Szalonego Maga.

– Następnego pewnie weźmie Kellana – powiedział cicho kat.

– Też tak myślę – zgodził się książę. – Zaczyna od tych, którzy zdają mu się najsłabsi.

– Boi się – orzekł Jakub. – Tobie czy mnie nie każe się skuć tak, jak naszym młodym przyjaciołom, ale jedną obręcz zapiąć na nadgarstku, a drugą na kostce. Dlatego następnego powinien wziąć Grzywę. O ile jest chociaż odrobinę konsekwentny.

– Niewykluczone – zgodził się Mavaren. – To nie jest wojownik. Nie chciałby się z nami mierzyć, nawet gdybyśmy mieli kajdany na rękach.

Jakub milczał, a Evah wpatrywał się w twarz starszego przyjaciela. Widział, że w głowie kata rodzi się jakaś myśl. On sam po przesłuchaniu przez Szalonego Maga i zatruciu tym całym serum prawdy nie mógł w pełni sprawnie rozumować. Zauważył natomiast, że Jakub szczególny nacisk położył na słowo „powinien”.

Mistrz katowski usiadł i przywołał gestem towarzyszy. Grzywie kazał usiąść po swojej lewej ręce.

– Zaśpiewajmy – zaproponował.

Wszyscy wytrzeszczyli na niego oczy. Na śpiewy mu się zebrało? W takim położeniu?

– Oszalałeś? – Mavaren krótkim pytaniem oddał to, o czym myśleli pozostali.

– Zaśpiewajmy – powtórzył z uporem kat. – Coś wesołego, głośnego i co wszyscy znamy.

Do Evaha dotarło wreszcie, że Jakubowi o coś chodzi. Spojrzał na Mavarena i Kellana. Grzywa chciał coś powiedzieć, ale zamilkł, kiedy książę dał mu kuksańca. Arystokrata też pojął, że mistrz małodobry ma w tym jakiś cel.

– W sumie, czemu nie – bąknął syn Krunnaha z udawaną obojętnością. – Można by coś zaśpiewać. Zawsze to raźniej czekać na swój los przy pieśni, niż w ponurej ciszy.

– To może o dziewce, co szukała swego ukochanego, a znalazła czarodziejskiego gąsiora? – zaproponował Mavaren. – To znają chyba wszyscy i wszędzie w cesarstwie.

– Jesteście bardziej sfiksowani od tego maga – orzekł Kellan. – Ale może być i o złotym gąsiorze.

– Doskonale – rzekł kat. – W takim razie ty zacznij. Masz najdźwięczniejszy głos z nas wszystkich.

Grzywa skrzywił się, ale widząc zmarszczone brwi Jakuba, zaczął posłusznie:

Wyszła śliczna dziewczyna porankiem na błonie,

I ku niebu złożyła białe, gładkie dłonie.

A na czole wysokim przepiękny lśnił diadem

Znać po tym, że jej ojciec wcale nie był dziadem.

Evah dołączył do Kellana dopiero po chwili. Nie słyszał jeszcze nigdy, jak przyjaciel śpiewa, a musiał przyznać, że kat słusznie ocenił brzmienie jego głosu. Rzeczywiście dźwięczał czysto.

Wyszła tu, aby płakać nieszczęsna dziewczyna.

I jaka też rozpaczy może być przyczyna?

Czemu gdzieś tam w oddali utkwiła spojrzeniem

I ręce załamała pod bólu brzemieniem?

Po chwili śpiewali już we czterech. Evah widział, że Jakub przysuwa się bliżej Grzywy.

„O ty, mój ukochany, mój wspaniały książę

Wnet się jak pośród bagien w rozpaczy pogrążę”.

Tak mówi drżącym głosem prześliczna księżniczka

I łzami serdecznymi zrasza jasne liczka.

Woła, by wiatr poczciwy poniósł czułe słowa,

Lecz na nic się jej przyda ta serdeczna mowa.

Nieszczęsna więc dziewczyna głowę opuściła,

Z rozpaczą straszną w sercu do zamku wróciła.

Evah zawsze uważał tę piosenkę za dość głupią, ale w obecnych okolicznościach jej zaletą była długość. Sam znał ponad dwadzieścia zwrotek, a słyszał, że pełna opowieść zawiera ich z górą pięćdziesiąt. Dlatego spodziewał się, że w którymś momencie chórzyści wpaść w mały konflikt i wspólne dzieło nieco się posypie, kiedy ten czy ów rozpocznie zwrotkę, której nie znają inni.

Zrozumiał też, dlaczego mistrz katowski namówił ich do śpiewania. Siedział bowiem teraz tuż obok Kellana i wprawdzie poruszał ustami, lecz nie było słychać jego głosu. Dlatego Evah z Mavarenem zaczęli śpiewać głośniej. Grzywa tymczasem, nie przerywając śpiewu słuchał, co Jakub ma mu do powiedzenia, lecz nie dał po sobie poznać, czy cokolwiek zrozumiał.

A po chwili kat znów dołączył do chóru. Tymczasem opowieść się rozwinęła, bo zrozpaczona utratą ukochanego księżniczka zdążyła już wyruszyć w drogę i trafiła w ręce wroga jej ojca.

Pan hrabia od radości zaciera już ręce

Sąsiada chce pognębić za kłótnie w podzięce.

„Wydam cię za synaczka, będziesz jego żoną,

Twój wybranek zaś znajdzie ciebie zaślubioną”.

Księżniczka zrozpaczona klęka z przebłaganiem,

By nie dał się jej minąć z najmilszym kochaniem.

Chociaż hrabia okrutny, lecz też sprawiedliwy,

Nie chce być aż tak wielce dla niej niegodziwy.

I to była właśnie ta chwila, kiedy Evah i Grzywa zaczęli śpiewać inną zwrotkę niż Mavaren, a Jakub jeszcze inną. Chłopcy przeszli bowiem do opowieści o dalszej drodze dzielnej dziewczyny, książę o próbie miłości, jaką kazał jej przejść hrabia, a Jakub o synu tegoż hrabiego, który zapałał tak ogromnym uczuciem do pięknej zakochanej, że nie chciał jej wypuścić.

– Wygląda na to, że znasz nieco dłuższą pieśń niż ja, a już na pewno znacznie bardziej rozwlekłą niż nasi młodzi przyjaciele – zauważył del Barven.

– Też mi się tak zdaje – zgodził się kat. – Bo w znanej mi historii hrabia zażądał od dziewczyny próby nie tylko po to, aby zniechęcić ją do wędrówki, lecz przede wszystkim nakłonić, żeby jednak wyszła za jego syna bez przymusu, skoro ten się w księżniczce już zakochał.

– Tak... – zamyślił się Mavaren. – To by lepiej tłumaczyło tę próbę miłości. Bo tu niby ją uwalnia, a nagle zaraz sprawdza, czy jest dość zdecydowana, aby odejść.

– Pewnie dlatego czasem skraca się tę opowieść i księżniczka od razu wyrusza na dalsze poszukiwania – podsumował Evah. – Żeby uniknąć wszystkich tych zawiłości.

– Zapewne – zgodził się książę. – Śpiewanie całej pieśni bardzo długo trwa i może się wydać nużące. Ludzie trudzący ręce pracą na roli nie mają zazwyczaj czasu na takie zbytki. Tak mi się zdaje.

Evah uśmiechnął się pod nosem, ale nie wyprowadzał księcia z błędu. Pan del Barven niewiele wiedział o życiu prostych ludzi. Zdziwiłby się, gdyby usłyszał, jak długie i złożone historie potrafią snuć starsi mieszkańcy wiosek podczas wspólnych wieczernic w długie jesienne i zimowe wieczory. Na niektóre nie wystarczało jednego spotkania, a czasem i kilku to było zbyt mało.

– Myślę, że to raczej zależy od tego, w której części imperium się śpiewa – powiedział Kellan. – Bywałem w różnych miejscach i niby opowieść ta sama a różnice spore.

Mavaren pokiwał głową, nie zamierzał dyskutować.

Evah spojrzał pytająco na Grzywę. Starszy z chłopców wydawał mu się jakby nieco rozkojarzony, może wręcz wytrącony z równowagi, ale zachowywał spokój. Mógłby zwieść kogoś obcego, jednak syn Krunnaha poznał byłego złodziejaszka już dość dobrze. Ciekawe, co też mu Jakub mruczał do ucha? Było jasne, że śpiewali tylko po to, aby zagłuszyć jego słowa, a ktoś patrzący z boku nie dostrzegł, że mistrz małodobry coś przekazuje kompanowi. Wiedzieli przecież, że Szalony Mag ich obserwuje, ale nie mieli pojęcia jak, z której strony i co może zobaczyć.

Kellan odpowiedział Evahowi obojętnym spojrzeniem, ale leciutko zmrużył lewe oko. A zatem na pewno usłyszał wszystko, co kat chciał mu przekazać. Ale co to mogło być? Evah w tej chwili nie miał możliwości o to pytać, za to ogarnął go niepokój. Uwagę miał zaprzątniętą machinacjami kata i Kellana, a tymczasem Cellara przebywała zapewne w tym samym pomieszczeniu, w którym niedawno on sam gościł.

– Przecież ona nic nie wie – powiedział. A widząc, że pozostali patrzą na niego z niemym pytaniem, wyjaśnił: – Cellara. Co ona wie, poza tym że wyruszyła z nami i jaki ja mam cel? Jej nie będzie musiał podawać tego całego serum prawdy.

– Zobaczymy – powiedział spokojnie Jakub. – Ciebie musiał przytaszczyć pod samą barierę, żeby Mavaren cię zabrał, kiedy ją na chwilę otworzył. Nie jest siłaczem, zadyszał się porządnie. Może jej nie będzie mu się chciało ciągnąć?

– Jeszcze czuję się paskudnie – powiedział Evah. – Chociaż gdyby nie twój eliksir, byłoby na pewno jeszcze gorzej.

Kat bez słowa zbliżył się do chłopca, gestem polecił, żeby pokazał ramię. Na szczęście opuchlizna po ukłuciu już się zmniejszyła, a ból zamienił się w swędzenie.

Evah ocknął się z płytkiego snu. Głowę miał ciężką, w ustach czuł suchość. Spojrzał na towarzyszy. Mavaren oparł się o ścianę niedaleko bariery zasłaniającej wejście do sali i posapywał przez nos, Kellan spoczął na plecach i zapatrzył się w nierówne, szare sklepienie. Bił od niego niepokój, który dziwił Evaha. Bywali już przecież w większym niebezpieczeństwie i Grzywa okazywał wówczas strach, ale teraz było to coś innego. Jakby pełne obaw wyczekiwanie.

Jakub z kolei usiadł pośrodku ich niewielkiego więzienia, wyprostowany. Miecz odpiął i położył obok siebie, torbę z drugiej strony. Miał przymknięte oczy, lecz i on na pewno czuwał, bo od czasu do czasu jego wargi poruszały się, jakby coś mówił.

Chłopiec obserwował go przez chwilę, potem uniósł się na łokciu. Kellan spojrzał na przyjaciela, lecz mistrz katowski nawet nie drgnął. A jednak Evah wyczuwał całym sobą, że ten mężczyzna doskonale zdaje sobie sprawę, co się dzieje dookoła.

– Strasznie długo jej nie ma – odezwał się syn myśliwego. – Minęło mnóstwo czasu. Mnie trzymał o wiele krócej.

Grzywa usiadł, spojrzał na Evaha dziwnym wzrokiem.

– Tak ci się zdaje? To chyba przez to coś, czym cię oszołomił.

Mavaren ocknął się, rzucił chłopcom pełne wyrzutu spojrzenie.

– Niektórzy chcą odpocząć. Nie wiadomo koniec końców, czy ten wariat nie weźmie się zaraz za mnie.

– Powiesz mu, żeby od razu dał ci to świństwo i sobie pośpisz – zaśmiał się ponuro Kellan.

– Myślę jednak, że najpierw zabierze chłopca. – Jakub otworzył oczy. – Tak jak mówiłem, z nami będzie miał więcej zachodu.

– E, tam. – Książę machnął ręką. – Z takimi wariatami, jak on nigdy nic nie wiadomo.

– Jest może szalony, ale nie głupi – napomniał go Jakub. – Chociaż i w to pierwsze zaczynam wątpić. Wybujałe mniemanie o sobie czy największa nawet pycha nie muszą zaraz świadczyć o szaleństwie.

– Ale świadczą o głupocie – odezwał się Evah. – Wybacz, lecz tu się z tobą nie zgodzę. Jeśli ktoś jest nad miarę pyszny, nie może zostać mędrcem.

– Słusznie mówisz – zgodził się Jakub. – Źle się wyraziłem. Bardziej niż o mądrość, chodziło mi o spryt. Nasz miły gospodarz jest bardzo sprytny i na pewno posiada dużą wiedzę. Nie wolno go nie doceniać.

Grzywa poruszył się niecierpliwie.

– Też wam się zebrało na filozofowanie – burknął. – A ja się martwię, co ten łajdak wyprawia z Cellarą!

Evah chciał powiedzieć coś pocieszającego. Zdawał sobie sprawę, że dziewczyna nie jest obojętna Kellanowi. Sam też ją darzył ciepłym uczuciem, ale to była raczej przyjazna sympatia, chociaż musiał przyznać, że ta śliczna istota potrafi ukąsić.

– Nic jej nie zrobi – pocieszył Grzywę Mavaren. – Przynajmniej na razie, bo wie, że nie będziemy z nim później rozmawiać. A chce się koniecznie upewnić, kim jesteśmy i czy ktoś nas nie nasłał. Tacy jak on nie wierzą w szlachetne porywy, to już chyba dało się zauważyć.

– To prawda – odrzekł kat. – Kellanie, uspokój się i czekaj na swoją kolej.

Ostatnie słowa Jakub wypowiedział ze szczególnym naciskiem, a Evah znów zaczął się zastanawiać, co mistrz przekazał Grzywie podczas tego koncertu niezbornego chóru.

Przypuszczał, że niebawem się dowie.

– Łatwo wam mówić... – zaczął Grzywa, ale w tej chwili rozległ się znajomy syk i drzwi po przeciwnej stronie pomieszczenia odjechały w bok.

Do tej pory wsuwały się w ścianę bezszelestnie, ale teraz rozległo się zgrzytanie, jakby tarły o siebie chropowate kamienie. Szalony Mag zmarszczył brwi, patrząc na ruchome skrzydło z niechęcią.

– Za często używam tego przejścia – powiedział tonem winowajcy. – Musiało się coś w końcu zatrzeć.

W pierwszej chwili Evah myślał, że skrucha gospodarza to kpina, ale tamten mówił zupełnie poważnie. Zapewne uważał, że w jego królestwie wszystko powinno iść jak po sznurku.

– Oddaję wam dziewczynę – rzekł. – Gdybym miał pojęcie, jak mało wie, nie marnowałbym na nią czasu.

Cellara stała na własnych nogach. Była blada i przestraszona, najwyraźniej jednak nie została potraktowana serum prawdy.

– To dlaczego ją tak długo trzymałeś, wieprzu?! – warknął Kellan. – Lubisz dręczyć słabszych?

– Uspokój się, chłopcze – powiedział spokojnie Jakub. – Nie należy drażnić pająka, kiedy jest się w jego sieci.

– Nie będę spokojny! – krzyknął Grzywa. – Nie będę! Ten syn biesa i wściekłej kozy zapłaci mi za wszystko!

Evah spojrzał na przyjaciela, zdumiony. Przecież dziewczynie nic się nie stało, skąd w nim tyle złości? Powinien się cieszyć, że Cellara przyszła o własnych siłach.

– Kellanie... – zaczął, ale powstrzymało go krótkie mruknięcie Jakuba.

– Co Kellanie, co Kellanie?! – zaperzył się Grzywa. A potem podszedł do niewidzialnej ściany tak blisko, że dało się słyszeć głośniejsze buczenie, a włosy na głowie chłopca lekko się uniosły. – Ode mnie niczego się nie dowiesz, łajdaku! Choćbyś mi nie tylko wbijał jakieś igły, ale paznokcie rwał! Za głupi jesteś na starego złodzieja!

Evah omal nie parsknął śmiechem, słysząc o tym starym złodzieju, ale Szalonemu Magowi najwyraźniej nie było do śmiechu. Cellara patrzyła na Kellana wielkimi oczami. Była tak zaskoczona wybuchem chłopca, że zabrakło jej słów.

– To się doigrałeś – wysyczał Szalony Mag. – Zamierzałem dać wam odpocząć i samemu odetchnąć. A potem zdecydować, kogo wziąć następnego. Może kazałbym wam ciągnąć losy, a może wymyśliłbym coś innego. Skoro jednak tak ci śpieszno zmierzyć się z moim kunsztem, proszę bardzo! Wezmę cię następnego, i to zaraz!

Kellan nie odpowiedział, patrzył tylko wściekle na gospodarza podziemi. A ten wskazał dziewczynie barierę.

– Podejdziesz tam, a wy wszyscy pod ścianę!

Jakimś podłużnym przedmiotem dotknął obręczy na nadgarstkach Cellary, a te rozpięły się i opadły.

– Dalej!

Dziewczyna ruszyła posłusznie, a on zrobił za nią dwa kroki i stanął. Kellan cofnął się wraz z innymi, ale przyglądał się magowi bardzo uważnie, jakby chciał zapamiętać każdą chwilę z tej sceny.

Kiedy Cellara podeszła do bariery i ta zabuczała głośniej, Szalony Mag podniósł wysoko srebrzysty pręt. Odgłos na chwilę ucichł, a dziewczyna przekroczyła niewidzialną granicę. Mag opuścił rękę zamaszystym gestem i znów rozległo się ciche mruczenie.

Bez słowa rzucił kajdany tak mocno, że pojechały kawałek dalej niż przedtem, odbiły się od bariery, odskoczyły na krok i dopiero znieruchomiały.

– Idziemy! – rzucił. – Wiecie już, co robić.

– A nie powiesz znowu, że możemy to zrobić na dwa sposoby? – spytał drwiąco Kellan. – Zdawało mi się, że bardzo lubisz sobie pogadać!

– Zaraz zrobię tak, żebyś pożałował bezczelności! – wycedził Szalony Mag. – Ruszaj się, zanim stracę cierpliwość i wszyscy pożałują, nie tylko ty!

Evah miał ochotę powstrzymać przyjaciela, stawić opór. Zemsta tego zarozumiałego człowieka mogła być bolesna. Cellara patrzyła na Grzywę wielkimi oczami, a ten z uśmiechem ruszył do niewidzialnej ściany.

– Stójcie! – szepnął Jakub. – Wszyscy zostają na miejscach!

Evah zdusił w sobie chęć działania. Zrozumiał, że to zajście nie jest przypadkowe, a Kellan wcale nie zamierzał wydawać się na tortury. Co ten kat wymyślił? Cokolwiek to było, na pewno wiązało się z dużym ryzykiem.

Jak zresztą cała ta wyprawa...

Evah odetchnął głęboko. Przecież wystawiali się na różne zagrożenia właściwie bez przerwy.

– Dowiedziałem się o twojej przyjaciółce bardzo ciekawych rzeczy – powiedział Szalony Mag, kiedy Grzywa stanął przy barierze. – Myślę, że wpadnie mi parę groszy, kiedy odeślę ją pod czułe skrzydła kochanej macochy. Złota nigdy dość. A teraz chodź! Dwa szybkie kroki i stajesz. Jeśli zrobisz coś nie tak, wszyscy zginiecie!

Kellan skinął głową, a mag uniósł różdżkę. Bariera ucichła na krótką chwilę, gdy Grzywa ją przekraczał.

Evah nie wiedział, czego się spodziewać. Kellan celowo prowokował potężnego maga, żeby ten wziął właśnie jego. Co miał teraz zrobić?

Syn Krunnaha spiął się w sobie, spojrzał tęsknie na leżący opodal łuk. Gdyby mógł wykorzystać tę chwilę, kiedy ściana znikła, żeby posłać strzałę... Ale to były marzenia ściętej głowy. Zanim zdążyłby się ruszyć, Szalony Mag znów ponownie wyczarowałby przeszkodę, a potem zemścił się na Kellanie, a może nawet na nich wszystkich.

Tymczasem Grzywa przeszedł na drugą stronę, mag opuścił zamaszyście różdżkę i rozległo się znajome buczenie. Odkleili się od ściany, a Jakub podszedł bardzo blisko bariery.

– Trzymaj się dzielnie – powiedział do Kellana, gdy tamten zakładał kajany. Grzywa, odwracając się, skinął tylko głową.

Evah znów się zdziwił. Kat nie był skłonny do takich gestów, przyjmował wszystko z zadziwiającym spokojem, syna Krunnaha ani Cellary jakoś nie pokrzepiał.

– Jeśli będzie grzeczny, wróci w jednym kawałku – roześmiał się Szalony Mag. – Chodź tu szybciej, co się tak wleczesz? Strach cię nagle obleciał?

Rzeczywiście, Kellan postępował powoli, noga za nogą, zupełnie jakby naprawdę paraliżował go strach. Evah spoglądał to na niego, to na Jakuba, który zmrużył oczy i poruszył bezgłośnie ustami.

I nagle wszystko się zmieniło, nabrało niesamowitego tempa. Bo oto Grzywa znienacka poderwał się do biegu, błyskawicznie pokonał dystans dzielący go od maga. Tamten cofnął się, zaskoczony i uniósł różdżkę, ale chłopiec nie zamierzał go atakować. Wyskoczył bardzo wysoko w powietrze i wyrzucił ręce nad głowę, przelatując obok mężczyzny.

A potem było jeszcze szybciej. Evah zobaczył rozmazaną sylwetkę, która w mgnieniu oka znalazła się przy Szalonym Magu. Ten zamierzał się właśnie prętem na Kellana, który z rozpędu wpadł na ścianę obok drzwi i odbił się od niej z impetem.

Lecz Jakub – bo to właśnie on był tym rozmazanym w pędzie kształtem – już uderzał z góry w nadgarstek przeciwnika. Różdżka upadła na posadzkę z głuchym stuknięciem, a Szalony Mag wrzasnął z bólu. Próbował walczyć, ale w starciu z tak doświadczonym wojownikiem, w dodatku dysponującym nadludzką wręcz siłą, nie miał najmniejszych szans. Zanim Evah zdążył mrugnąć, gospodarz podziemi leżał rozpłaszczony jak żaba, a mistrz katowski krępował mu ręce na plecach za pomocą wcześniej przygotowanego paska, na którym nosił torbę.

Evah potrząsnął głową. Jak to możliwe, że Jakub przebił się przez niewidzialną ścianę? Czyżby był bieglejszym czarownikiem od Szalonego Maga? I co miały znaczyć popisy Grzywy?

To wymagało wyjaśnienia, ale na pewno nie w tej chwili.

– Zbierajcie rzeczy i wychodźcie – powiedział Jakub.

Podjął z ziemi srebrny pręt i uniósł go nad głowę. Brzęczenie bariery ucichło, w ciszy słychać było krzątaninę dotychczasowych więźniów, jęczenie leżącego u stóp Jakuba mężczyzny i cichy chichot Grzywy. Kiedy jednak Evah spojrzał na przyjaciela, zobaczył, że tamten wcale nie wygląda na wesołego. Po prostu opadło z niego ogromne napięcie i znalazło ujście w nerwowym śmiechu.