Zrozumieć siebie samego - Michał de Pourbaix - ebook

Zrozumieć siebie samego ebook

Michał de Pourbaix

0,0

Opis

Książka skupia się na odkryciu i poznaniu siebie samego oraz umocnieniu własnego ja. Opis procesu przemiany autora pozwoli czytelnikowi pozbyć się wszelkich stresów, strachu i obaw, sprawi także, że jego decyzje będą prawdziwie jego decyzjami, a jego drogi będą drogami jego własnego wyboru, po których kroczyć będzie z podniesionym czołem, radością i wiarą w swoje siły.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 635

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Michał Franciszek de Pourbaix

Zrozumieć siebie samego

Współpraca w zakresie przygotowania językowego i technicznegoEwa de Pourbaix, Iwona de Pourbaix

© Michał Franciszek de Pourbaix, 2020

Książka skupia się na odkryciu i poznaniu siebie samego oraz umocnieniu własnego ja. Opis procesu przemiany autora pozwoli czytelnikowi pozbyć się wszelkich stresów, strachu i obaw, sprawi także, że jego decyzje będą prawdziwie jego decyzjami, a jego drogi będą drogami jego własnego wyboru, po których kroczyć będzie z podniesionym czołem, radością i wiarą w swoje siły.

ISBN 978-83-8221-158-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

***

Książka ta powstała dzięki pomocy mojej bliskiej rodziny:

mojej żony Ewy de Pourbaix, córki Iwony, Anny i Romy

de Pourbaix, sióstr Marii i Moniki de Pourbaix, moich

braci Tomasza i Miłosza de Pourbaix, mojej kuzynki

Hanny Rabakozi, Tomasza Zieliński

oraz grona moich przyjaciół: Macieja i Barbary

Komosińskich, Teresy i Andrzeja Florczyków,

Marysi i Krzysztofa Wilczyńskich, Barbary Borodziuk,

Marty Tychowieckiej.

Bez Waszej pomocy, wsparcia, zrozumienia, opisów Waszych autopsyjnych odczuć doświadczanych podczas sesji energetycznych zasilań, mądrych uwag i cennych dla mnie wskazówek książka ta by nie została napisana i opublikowana.

Dziękuję Wam, że byliście i jesteście zawsze przy mnie.

Kocham Was!

Dziękuję przedstawicielom Wydawnictwa „Ridero” Pani Joannie, Asystentowi oraz wszystkim pracownikom za wspaniałą profesjonalną pracę, uprzejmość, cierpliwość i cenne rady pomocne mi wydaniu oraz publikacji mojej książki. Serdecznie dziękuję w imieniu moim oraz wszystkich bliskich mi osób.

Michał Franciszek de Pourbaix

Drodzy Czytelnicy!

Po długich namysłach oraz nieprzespanej nocy, podczas której od godziny dwudziestej czwartej do piątej rano bez przerwy w moim myślach przesuwały się wspomnienia i obrazy z moich snów sięgających okresu najmłodszych lat oraz mojego wieku obecnego, postanowiłem opublikować zapisywane co ranka w zeszytach opisy moich snów, Dyktowań otrzymywanych pismem automatycznym, opisy mojej pracy z energiami, autopsyjne odczucia, refleksje i rady związane z odnalezieniem w naszych wnętrzach zawartych w nas własnych mądrości i wrodzonych talentów.

Michał Franciszek de Pourbaix

Na wstępie opiszę Wam mój często tematycznie powtarzający i dręczący mnie się sen z lat mojego wczesnego dzieciństwa oraz moje obecne na jego temat refleksje.

Opis pierwszego snu, który dokładnie pamiętam do dzisiaj:

Będąc dziewięcioletnim chłopcem, bardzo chętnie czytałem książki o tematyce baśniowej, przygodowej i podróżniczej.

Wieczorami, aby nie budzić śpiącego ze mną we wspólnym pokoiku starszego braciszka Lesia, leżąc w swoim łóżku, zapalałem świeczkę i otwierałem książkę.

Czytając opisane w niej przygody głównych bohaterów, bardzo szybko myślami wnikałem w jej wartką akcję, aby wspólnie z bohaterami przeżywać ich fantastyczne przygody.

Cieszyłem się, że dobro i szlachetność zawsze zwyciężały, pokonując w walce wszelkie zagrażające im smoki, złych czarowników, piratów oraz bandytów.

Indianie z plemienia Apaczów prowadzeni przez odważnego i honorowego wodza Winnetou oraz jego przyjaciół Olda Shatterhanda oraz Sokole Oko zawsze wygrywali.

Pierwsze moje zapamiętane sny związane były ze złymi czarownicami, które zawsze budziły we mnie dużo strachu, ukazując mi moją bezsilność.

W końcu byłem tylko małym przerażonym chłopcem, a one, przylatując na swoich miotłach, zawsze chciały mnie złapać, a ja na moich jeszcze krótkich nogach z przerażaniem przed nimi uciekałem, biegnąc coraz wolniej i wolniej. Prawie zawsze łapały mnie już za koszulę.

Te senne gonitwy często się powtarzały. Przełomem była gonitwa, podczas której uciekając przed prześladującymi mnie czarownicami, byłem już tak wyczerpany ucieczką, że z przerażenia i bezsilności zrobiłem siusiu do łóżka, po czym obudziłem się przestraszony i zawstydzony.

Nastąpiła zmiana w moich nocnych zmaganiach, gdyż przegrana z mokrym efektem rozbudziła we mnie wolę walki i pewność, że w następnym śnie podczas spotkania z moimi miotełkowymi prześladowczyniami pokażę im, że się ich już nie boję i już nigdy mnie nie złapią.

Nadszedł oczekiwany dzień mojej próby — biegnę w moim śnie pomału, lecz przygotowany i pewien, że potrafię biegać prędzej od goniących mnie czarownic. Nie czuję ani strachu, ani zmęczenia, widzę nadlatującą na miotle czarownicę, która szybko zbliża się do mnie. Czuję ją, jest tuż za moimi plecami, wyciąga chudą rękę, aby złapać mnie za piżamę.

Ku zdziwieniu czarownicy mocno przyspieszam, moje nogi są dłuższe i silniejsze niż zazwyczaj, w momencie odbiegam od swojej prześladowczyni, która zostaje daleko za moimi plecami. Dostrzegam na jej szczupłej, pomarszczonej twarzy wściekłość i bezsilność. Po chwili czarownica znika!!!

Okazuje się, że WYGRAŁEM ze swoim własnym strachem i od tego snu już nigdy nie spotkałem podobnych prześladowców… Hura, hura! Zwyciężyłem!

Odnalazłem swoje własne JA oraz wiarę, że strach można samemu pokonać, trzeba tylko tego chcieć i wierzyć w swoje własne siły, które posiada każdy z nas. To kwestia uwierzenia, że jesteśmy silni i sami możemy w nas wiele zmienić, w myśl, że Wiara w siebie samego czyni przysłowiowe CUDA, a każda decyzja, którą chcemy podjąć, zależy tylko od nas samych, gdyż zostaliśmy obdarzeni swoją własną WOLNĄ WOLĄ.

Przez okres ostatnich trzech lat co noc miewałem ciekawe sny. Aby je zapamiętać i świadomie w nich uczestniczyć, zawsze przed zaśnięciem recytowałem swoją regułkę o treści: W MOIM ŚNIE CHCĘ ZACHOWAĆ PEŁNĄ ŚWIADOMOŚĆ, TAKĄ SAMĄ, JAKĄ ZACHOWUJĘ W ŚWIECIE FIZYCZNYM, po czym powtarzałem ją przez pewien czas kilkakrotnie tuż przed zaśnięciem.

Po kilku nocach w moich snach i nocnych wędrówkach zacząłem w nich odczuwać smak, zapach, zimno, ciepło, ból, szczęście, oddech, wodę, powiew wiatru, a moje oczy reagowały na blask słońca. Wszystko było dokładnie takimi samymi odczuciami, jakie miewamy, funkcjonując w życiu realnym.

Po analizie setek moich snów, doszedłem do wniosku, że sny zmieniają się wraz z naszym wiekiem, doświadczeniami życiowymi, temperamentem, cechami charakteru, spojrzeniem na Świat, czystością naszych sumień oraz osobistym zrozumieniem siebie samego i wszystkich Istot, które towarzyszą nam w naszym fizycznym Świecie, które trzeba starać się zrozumieć, pokochać, respektować, tłumaczyć, nauczać, lecz nigdy nikogo do niczego nie zmuszać, gdyż każdy z nas ma swoją własną lekcję do nauczenia i zrozumienia.

Powtarzanie i kopiowanie banalnych haseł w większości i często w całości jest cechą Stada, którego przywódca, kierując się tylko własnymi interesami, otumania i zniewala ludzi, którzy jeszcze sami siebie nie potrafili odnaleźć i nie odkryli swoich własnych darów.

Wszystko to ma w wielu przypadkach decydujący wpływ na treść naszych nocnych snów i wędrówek. Starajmy się naszym uczciwym i szczerym z serca płynącym postępowaniem pomóc ludziom jeszcze słabym i błądzącym odkryć ich własne JA, TU i TERAZ …

Wszytko to, co przytoczyłem powyżej, ma swoje odbicie w naszych snach. Kiedy nie

rozumiemy samych siebie, nasze sny są przepełnione naszym własnym strachem, niepewnością podjęcia dobrej dla nas decyzji. Podświadomie boimy się tych snów i każdej nowej nocy, z góry zakładamy, że kolejny nasz sen nie przyniesie nam wybawienia i odpoczynku tylko kolejny koszmar pogrążający nas w poczuciu naszej bezsilności.

Senne koszmary sami przenosimy na plany swojego realnego życia, wplatając nocny koszmar w nasze dzienne życiowe decyzje, tak jak i we śnie boimy się podejmowania decyzji, odgradzamy się od kreowania swojej własnej osobowości, gdyż boimy się samych siebie…

Sny mogą nas wiele nauczyć, poddając nam często w formie symboli nowe pomysły, pomóc nam obejrzeć siebie z drugiej strony, zajrzeć w nasze własne wnętrza.

Aby nasze sny były nam pomocne, pouczające, ostrzegawcze, MUSIMY być UCZCIWI i szczerzy wobec siebie i innych, TO PODSTAWA, aby śnić z radością, zasypiać w spokoju, pozwalając naszemu organizmowi automatycznie podczas snu aktywować w pełni proces regenerowania i uzdrawiania każdej z naszych komórek.

Spokojny sen jest naszym własnym lekarzem, energoterapeutą, psychologiem, filozofem. Spokojny sen to zdrowie, radość i siły na nasz bezstresowy NOWY PIĘKNY DZIEŃ.

Kochajmy i szanujmy w równym stopniu siebie, Naturę oraz ziemskich naszych braci i siostry, odkrywajmy nasze własne skarby, czerpiąc z nich wiedzę, doświadczenia oraz wrodzone często jeszcze ukryte w naszych wnętrzach własne mądrości.

Jeżeli zastosujemy się do moich powyższych rad, będziemy bezstresowo zasypiać, w snach odwiedzać tych Tutaj i spotykać tych Tam, rankiem obudzimy się pełni sił i wiary, że przez wszystkie nasze codzienne mniejsze i większe potyczki wyjdziemy bez szwanku, zawsze z uśmiechem na twarzy.

Podstawą, aby to osiągnąć, według mojego osądu, jest odkrycie i poznanie SAMEGO SIEBIE oraz umocnienie WŁASNEGO JA — dzięki takiej przemianie pozbędziemy się wszelkich stresów i obaw, nasze decyzje będą zawsze naszymi decyzjami, o wszystkim będziemy decydować sami; nasze drogi będą drogami naszego własnego wyboru, podczas których kroczyć będziemy z podniesionym czołem, radością w sercu i szczerym uśmiechem na naszych twarzach.

WSZYSTKO, CO ZWIĄZANE JEST Z NASZYM OBECNYM ŻYCIEM, JEST W NASZYCH RĘKACH I ZALEŻNE OD NASZYCH WŁASNYCH DECYZJI.

Michał Franciszek

Początki moich kontaktów z telepatią

Początki moich kontaktów z telepatią, pracą z energiami, odbieranie Dyktowań pismem automatycznym ze świata Duchowego od Cywilizacji pozaziemskich oraz kilkuletni zapis moich świadomych snów:

W roku 2011 dzięki zbiegowi okoliczności nawiązałem kontakt z mieszkającą na terenie Niemiec panią Marią D., znanym Medium.

Korespondowaliśmy w języku polskim, gdyż pani Maria miała możliwość tłumaczenia moich polskich tekstów zawierających pytania związane ze sposobami rozwinięcia moich własnych zdolności medialnych.

Otrzymując od pani Marii cenne dla mnie wskazówki, zacząłem trenować w pierwszej kolejności zdolność widzenia aury w kolorach. Do moich doświadczeń używałem białej, długiej świeczki, którą — umieściwszy wcześniej w małym mosiężnym pojedynczym świeczniku — ustawiałem na blacie stołu przykrytego białym obrusem, którego jednorodny kolor nie rozpraszał mojego skupienia potrzebnego do obserwacji palącego się płomienia świecy. Dodatkowo za świecą ustawiłem ciemnego koloru płytę, która nie odbijała światła płomienia.

Pani Maria, chcąc mi pomóc w poszukiwaniach, jako doświadczone Medium odczuła, że mam zdolności kontaktu telepatycznego i zaproponowała wspólny seans przeprowadzony na odległość. Wysyłała mi telepatyczny przekaz ze swojego domu w Niemczech, a ja odbierałem go w moim domu w Belgii.

Pani Maria zaproponowała mi dzień i godzinę naszego telepatycznego kontaktu, dnia dokładnie nie pamiętam, lecz wiem, że spotkanie było umówione na godzinę dwudziestą trzecią. Pocztą otrzymałem wskazówki dotyczące mojego przygotowania się do sesji, do których dokładnie się dostosowałem.

Usiadłem przy stole, na którego blacie ustawiłem pojedynczy świecznik z palącą się białą świecą, w moim pobliżu trochę z lewej strony umiejscowione były grube, drewniane drzwi prowadzące do ogrodu. Drzwi do ogrodu w górnej części zamontowane miały grubą szybę, paląca się świeczka była ustawiona tak, aby odblask płomienia nie odbijał się w szybie.

Skupiwszy się wzrokiem na płomieniu świeczki, położyłem ręce na blacie stołu z dłońmi skierowanymi ku górze. Po chwili dostrzegłem w płomieniu świecy tworzące się różnorodne kolory, które wirując, zaczęły tworzyć małe, przecudne, kolorowe, obracające się kuleczki, które pomału opadały tuż przy podstawie świecznika… Dokładnie o godzinie dwudziestej trzeciej przez grubą, drewnianą część drzwi zaczęły przenikać od strony ogrodu do środka pomieszczenia, w którym siedziałem, wirujące piękne, kolorowe kuleczki energii, bardzo podobne barwą do kuleczek, które wydobywały się z płomienia świeczki.

Kulki kolorowych wirujących energii w pierwszym etapie, przeniknąwszy przez drewno drzwi, zatrzymały się i w moim odczuciu uważnie mnie obserwowały, nagle odczułem konieczność wyciągnięcia rąk z otwartymi dłońmi w sposób, który byłby dogodny wirującym kuleczkom energii odczytać coś, co było zakodowaną informacją w moich otwartych dłoniach. Po chwili kuleczki o różnych wielkościach pojedynczo, a następnie małymi grupkami zaczęły w powietrzu płynąć w moim kierunku. Pierwsze z nich, zbliżywszy się do moich dłoni, tak jakby jeszcze czytając z nich jakąś informację, na moment zatrzymały się w locie, a po chwili zaczęły ponownie płynąć, dolatując do moich otwartych dłoni i spokojnie osiadając na nich, jakby się ustawiały. Za moment zaczęły wznosić się i wpływać z moją duchową akceptacją w moją klatkę piersiową. Podczas tego zdarzenia odczuwałem całkowity spokój, bezpieczeństwo, radość oraz otaczającą mnie moją ochronną moc…

Drugim ważnym elementem dotyczącym mojego medialnego rozwoju było autopsyjne zdarzenie, którego skutki zmieniły moje postrzeganie Świata, Matki Natury oraz wszystkich żyjących na jej łonie stworzeń.

Pewnego dnia podczas codziennego spaceru z naszym pieskiem Juniorkiem szedłem wąską, brukowaną drogą z przyległymi do niej po obu stronach zielonymi trawiastymi polami z kilkoma niewysokimi drzewkami. Patrząc w błękit Nieba, podziwiałem jego piękno, nagle mój fizyczny wzrok zanikł… W jego miejscu uaktywniło się widzenie pozazmysłowe…

UJRZAŁEM ZLATUJĄCE Z GÓRY TRZY DUŻE PIERŚCIENIE SREBRNO-ZŁOTEGO KOLORU. ŚREDNICA KAŻDEGO Z NICH MIAŁA OKOŁO CZTERECH METRÓW, A KAŻDY PIERŚCIEŃ SKŁADAŁ SIĘ Z SZEROKIEGO PASA SREBRNEGO METALU. W ŚRODKU MIEŚCIŁ SIĘ ZŁOTY PAS OZDOBIONY WOKOŁO WYTŁOCZONYMI W NIM NIEZNANYMI MI MOTYWAMI. TRZECI PAS BYŁ WYKONANY Z TEGO SAMEGO METALU CO PAS PIERWSZY. ŁĄCZNIE ZOBACZYŁEM TRZY ELEMENTY, PO TRZY PIERŚCIENIE W KAŻDYM. WYSOKOŚĆ WSZYSTKICH TRZECH ELEMENTÓW DOCHODZIŁA DO SZEŚCIU METRÓW.

STAŁEM BEZ RUCHU, WPATRUJĄC SIĘ W OPADAJĄCE NA MNIE POTĘŻNE PIERŚCIENIE. NIE ODCZUWAŁEM NAWET NAJMNIEJSZEGO STRACHU. W MOMENCIE PIERŚCIENIE Z METALICZNYM TRZYKROTNYM ODGŁOSEM OPADŁY NA DÓŁ, NIE DOTYKAJĄC ZIEMI. JA CAŁY CZAS SPOKOJNY I OCZAROWANY TYM NIEZNANYM MI ZJAWISKIEM STAŁEM BEZPIECZNIE W SAMYM ŚRODKU PIERŚCIENI. POTEM W UŁAMKU SEKUNDY PIERŚCIENIE AUTOMATYCZNIE WZNIOSŁY SIĘ W BŁĘKIT NIEBA I ZNIKŁY W PRZESTWORZACH…

A ja natychmiast powróciłem do wzroku fizycznego, dodatkowo wraz z jego odzyskaniem ogarnęła mnie fala szczęścia, miłości. Widziałem dokładnie każdego przelatującego w pobliżu ptaszka, owada, wszystko wokoło mnie zatętniło życiem, ponownie poczułem oblewającą mnie falę miłości, potęgujące we mnie zrozumienie, podziw i respekt dla każdego stworzenia… Wszystko to żyło i chciało, abym to zobaczył, mimo że nigdy nie krzywdziłem żadnych żywych istot, to jednak to, czego wtedy doświadczyłem, niosło z sobą dodatkowe przesłanie.

Moje życie i postrzeganie całkowicie się zmieniło, dzięki czemu wiele zrozumiałem, zmieniłem, udoskonaliłem, nauczyłem się patrzeć na wszystko oczyma miłości, respektu oraz podziwu. Zrozumiałem, że to ludzie powinni się gruntownie zmienić, zrozumieć swoje miejsce na Ziemi, którą powinni zacząć szanować, kochać i dziękować, bo bez darów Matki Natury byśmy tutaj nie przeżyli.

Mam nadzieję, że dzięki moim zapisom, naukom, refleksjom, odczuciom, próbom, osiągnięciom, ich zrozumieniu i udoskonalaniu uda mi się w pewnej grupie czytelników rozbudzić zainteresowanie odkrywaniem w nas samych naszych częściowo zakodowanych i blokowanych wrodzonych mądrości, zdolności oraz głębokiej wiedzy, dzięki której zrozumiemy, że wszystko, co jest nam pomocne, jest w nas…

Świat fizyczny jest mocno powiązany ze Światem Duchowym, co często jest określane słowami: CO NA GÓRZE, TO I NA DOLE. Jeżeli będziemy w życiu kierować się czystością naszych myśli, uczynków, zrozumieniem i respektem dla siebie, ludzi i wszystkiego, co nas otacza, potrafimy odnaleźć w sobie dostęp do Nieznanego nam Świata Duchowego, do sfery Istot Duchowych, dzięki czemu będziemy mieli możliwość nawiązania kontaktu z Tymi, którzy za swojego ziemskiego życia towarzyszyli nam na naszych obecnych fizycznych ścieżkach życiowych, tymi, których kochaliśmy i kochamy, często nie zdając sobie sprawy, że Ci, którzy odeszli ze świata fizycznego, będący za życia szczególnie nam bliscy sercu i myślom, zawsze pozostają Duchowymi energiami, pozostają w naszej bliskości, starając się nam pomagać, ochraniać, ostrzegać. Często bezwiednie po jakimś niebezpiecznym życiowym zdarzeniu, sami do siebie mówimy: „To Bóg mnie ochronił” lub „To moi zmarli rodzice (lub inni bliscy) uchronili mnie i ostrzegli, dzięki czemu uniknąłem niebezpieczeństwa”.

Czytając o moich autopsyjnych zdarzeniach, zrozumiecie, jak blisko nas są Ci, których kochaliśmy i kochamy…

Podkreślam, że jestem początkującym pisarzem, ta książka jest moim pierwszym zapisem, może się więc zdarzyć, że niektóre rady i odczucia będą dwukrotnie opisywane w trochę zmienionej formie, lecz przekaz będzie ten sam — przede wszystkim chcę się podzielić swoimi doświadczeniami oraz emocjami. Piszę to, co myślę i odczuwam, nie kopiuję czyichś mądrości, dzielę się z czytelnikami tym, czym sam chcę, a nie tym, co muszę lub mi nakazano…

Moje osobiste rady i obserwacje zapisane zostały na podstawie własnych doświadczeń, zdarzeń i przemyśleń. Podstawą ich jest pragnienie, aby odnaleźć samych siebie… Kochajmy więc siebie, gdyż dzięki temu zrozumiemy siebie i pokochamy innych.

Szanujmy ludzi, ponieważ dzięki temu w większości przypadków otrzymamy w zamian ich szacunek i wdzięczność, każda przesłana im przez nas cząstka dobra i miłości powróci do nas w postaci pozytywnej energii wzajemności, zrozumienia oraz wiary, że nie są sami, że ktoś o nich myśli, martwi się, kocha i ceni…

Chińskie przysłowie głosi: „DAJ INNYM TO, CZEGO SAM NIE DOSTAŁEŚ”, jest to mądrość, która powinna być ogólnie znana i stosowana, gdyż nie wszyscy z nas dostali wystarczającą ilość miłości, respektu, szczęścia rodzinnego, motywacji w osiągnięciu naszych marzeń, ciepła rodzinnego domu…

Większość ludzi za brak powyższego wini wszystkich, tylko nie siebie samych. Często podczas rozmów z ludźmi staram się im tłumaczyć, że aby kogoś krytykować, w pierwszej kolejności należy przemyśleć: CZY OSOBA, która nie dała nam pełni miłości, spokoju, bezpieczeństwa, sama DOSTAŁA TO od swoich rodziców oraz bliskich jej osób, jak i od otoczenia, w którym żyła, często walcząc na różne sposoby o możliwość przeżycia. Zawsze w rozmowach podkreślam, że na dzieci i osoby samotne pozbawione miłości i bezpiecznego rodzinnego ciepła, zgubny nacisk wywiera grupa społeczna, w której te biedne ludzkie istoty egzystują.

Zamiast więc kogoś oceniać, starajmy się na takie osoby cierpliwie otwierać czakrą serca, gdyż większość ludzi zagubionych odrzuconych, czując się niepotrzebnymi, broni się agresją, ponieważ z góry zakłada, że nikt i tak ich nie zrozumie.

Osobiście uważam, że już w najniższych klasach szkolnych powinno się wprowadzić lekcje mądrej filozofii, nie tej działającej na bazie: standardowe pytanie i standardowa odpowiedź.

W roku 2012 dzięki przypadkowi wraz z moją małżonką Ewunią poznaliśmy Maćka i Basię Komosińskich. Nasza znajomość w przeciągu lat przemieniła się w przyjaźń, dzięki której odkryliśmy w sobie podobne zainteresowania o tematyce spirytyzmu, pozaziemskich Inteligencji oraz zdolności uzdrawiania energiami.

Przełomem w moim otwarciu się na zdolności otrzymywania przekazów pisma automatycznego ze Świata NIEFIZYCZNEGO było przesłanie mi przez Maciusia zapisów DYKTOWAŃ odbieranych pismem automatycznym przez panią Halinkę mieszkającą w Londynie. Podczas ich odczytywania zaczynałem odczuwać silną więź i bliskość Istot Niefizycznych.

Po kilku miesiącach w listopadzie 2012 roku, siedząc w salonie przy stole, niespodziewanie poczułem dziwne mrowienie w prawym przedramieniu. W krótkim czasie uczucie mrowienia zmieniło się na odczucie prądów płynących od barku do mojej prawej dłoni, która pod wpływem otrzymywanych impulsów automatycznie wskazała na gotowość do trzymania pióra, ołówka lub długopisu w celu zapisania jakiegoś tekstu. To dziwne, nieznane mi uczucie wytłumaczyłem sobie przemęczeniem mięśni prawej ręki, gdyż po chwili odczucie drżenia i przemieszczających się prądów zanikło.

Po kilku dniach, w momencie otworzenia laptopa moja ręka automatycznie zatrzymała się nad klawiaturą, a palce samoczynnie, lecz bardzo delikatnie, bez żadnego przymusu zaczęły naciskać na klawisze. Pojawiający się na ekranie zapis był dla mnie niezrozumiały, lecz jako myśl mocno mnie zastanawiający — dzięki temu zdarzeniu zrozumiałem, że jakaś nieznana mi jeszcze przyjazna energia chce ze mną nawiązać kontakt w formie przekazu pisemnego.

Wiele razy omawialiśmy z Maciusiem to nowe i jeszcze mało zrozumiałe przeze mnie zjawisko, wspólnie szukając na nie odpowiedzi.

Pewnego dnia, kiedy ponownie odczułem w mojej prawej ręce i dłoni wibracyjne przemieszczenia, postanowiłem spróbować odebrać przekaz. Było to dokładnie 5 lipca 2013 roku, wcześniej na wszelki wypadek przygotowałem sobie dużego formatu zeszyt i długopis do zapisu. Otworzyłem więc zeszyt, a moja dłoń coraz mocniej wibrowała, przyłożyłem długopis do czystej kartki… i po chwili rozpoczęła się wielka przygoda.

Dłoń trzymająca długopis samoczynnie przesuwała się od lewej strony kartki i równym zapisem do prawej strony kartki dokładnie do marginesu powstawała notatka w postaci ciągłych linii oraz zygzaków — wszystko to mieściło się na jednej i tej samej wysokości, lecz jako zapis było niezrozumiałe…

Jeszcze przez kilka dni codziennie w porach bardzo czasowo zbliżonych otrzymywałem podobne nieczytelne zapisy. Jeżeli moja ręka podczas zapisu przyspieszała, po prostu telepatycznie przesyłałem myśl Istocie kierującej moją dłonią, że nie nadążam i zaczyna mnie boleć ręka, a wówczas szybkość zapisu natychmiast spowalniała.

Podczas pierwszego odbioru pisma automatycznego nasz piesek o imieniu Juniorek spał na dywanie w przyległym pokoju. Kiedy tylko rozpoczął się zapis, Juniorek niespodziewanie i gwałtownie podniósł swój łebek i bardzo uważnie zaczął mnie obserwować. Po chwili szybko wstał, podbiegł do mnie, wskakując przednimi łapami na moje kolana, po czym uważnie patrzył na moją twarz. Po chwili napięcie w Juniorku minęło, zdjął łapy z moich kolan, wrócił spokojnie na dywan, a za moment już spał. Podczas następnego odbioru Juniorek tylko zareagował podniesieniem swojej mordki, przez chwilę wpatrywał się we mnie, a po chwili kładł mordkę na swoich łapkach i spokojnie zasypiał. W trakcie dalszych przekazów pies już nie reagował, gdyż nie obawiał się żadnego grożącego mi niebezpieczeństwa.

Do grudnia otrzymywałem zapisy w postaci alfabetu kojarzącego mi się z pisownią arabską czy hebrajską. Przekazy były już spokojniejsze, moja dłoń wibrowała w sposób pozwalający mi na delikatne trzymanie długopisu. Pomalutku ustalaliśmy z Istotą, która prowadziła moją dłoń, wybór alfabetu oraz oznaczenie zapisu TAK i NIE.

Od końca 2013 roku zaczęły się natomiast pojawiać czytelne zapisy w języku polskim, odpowiedzi na moje pytania uzyskiwałem w postaci dużych pogrubionych drukowanych liter.

Pomału zacząłem więc otrzymywać przekazy od istot ze Świata Niefizycznego, autorem pierwszego zapisu była Istota przedstawiająca się imieniem ANNA, która jako pracownik kolei zginęła pod kołami pociągu. Zapis ANNY był bardzo chaotyczny i w pewnych fragmentach trudny do logicznego zrozumienia.

Dzięki Maćkowi poznałem przemiłą panią Izę G., która będąc medium, pomagała mi, przekazując cenne rady oraz sposoby zabezpieczające mnie przed ewentualnymi zagrożeniami związanymi ze Światem Niefizycznym. Iza uczuliła mnie, abym przed każdym Dyktowaniem żądał od dyktującej mi Istoty przedstawienia się imieniem. Dodatkowo nauczyła mnie, jak oddalać od siebie Istoty, które podczas swoich Dyktowań próbowały mamić mnie obietnicami zdobycia kariery, fortuny oraz podobnych temu nieinteresujących mnie mrzonek. Dzięki naukom Izy dwukrotnie odesłałem Istoty próbujące mną manipulować, a odesłanie było bardzo skuteczne, gdyż Istoty te nigdy już się nie pojawiły.

Coraz częściej zacząłem odbierać Dyktowania pismem automatycznym od Istot, które prosiły mnie o zapisanie ich opowieści z tamtej strony, w wielu przekazach pojawiały się prośby o modlitwę wypowiedzianą w ich imieniu i wybaczenie. Dyktowania zawierały przeróżne treści, opisy ich fizycznego życia, ich refleksje po przejściu w Świat Niefizyczny, prośby dotyczące mieszkańców Ziemi o miłość i międzyludzki szacunek, wiarę w swoje siły oraz mądrość i sprawiedliwość STWÓRCY. Zawsze każda Istota, od której odebrałem przekaz, dziękowała mi, że poświęciłem Jej swój czas i uwagę.

Moja dłoń trzymająca w palcach długopis w dalszym ciągu zapisywała przekazy spokojnie, bez żadnej presji. Były one raczej dłuższe, krótkie należały do rzadkości. Otrzymałem dwa przekazy pisane wierszem, jeden o krótkim zapisie nutowym, jeden zawierał krótkie wyrazy łacińskie.

Po pewnym okresie pojawiły się Istoty bliskie i ochraniające mnie oraz usprawniające kolejności przekazów z tamtej strony.

Jedna z tych ISTOT przedstawiła mi się w zapisie dwojgiem imion — jako ATANAZY WALENTY, a w Dyktowaniu odezwała się do mnie słowami: „Mój mały ziemski dziedzicu”. W czasie tego przekazu odczułem bliskość jednego z protoplastów mojego rodu, mężczyzny żyjącego w latach 1680—1730. Niezwykle mocno odczuwałem Jego bardzo silną ochronę, troskę oraz mądrość przekazów. Atanazy Walenty ochraniał mnie przez około trzech lat.

Po krótkim okresie rolę Atanazego przejęła ISTOTA przedstawiająca się mi jako MATKA, a po jakimś czasie dodatkowo dołączyły do niej bliskie mi Istoty z mojej Duchowej grupy, przedstawiając się jako INNI.

Kilkanaście lat wcześniej wzmocnił się we mnie Dar czytania energii ludzi i domów. Na początku uważałem, że jest to zrozumiałe dla wszystkich ludzi, prędko okazało się, że posiadając tę zdolność, różnię się od wielkiej rzeszy ludzi.

Sprawiało mi przyjemność, jak podczas spaceru po ulicach Brukseli lub innych miejscowości mogłem łączyć się z energiami domów, z energiami ich dawnych lub obecnych mieszkańców. Okazało się, że dużo domów ma energię smutku i oczekuje na mieszkańców z otwartymi czakrami serca. Tak samo żal mi sporej części ludzi, gdy mijając ich, czuję ich smutki, żale, krzywdy i poczucie samotności.

Dzięki MATCE i INNYM oraz przekazywanych mi przez nich naukom zrozumiałem pracę z energiami uzdrawiającymi, których opis znajduje się w następnej części…

Opis mojej regresji — 7.04.2016 r.

Część pierwsza

REGRESJA — przeprowadzona z Michałem Franciszkiem de Pourbaix przez Panią Iwonę Kupisz-Ropcke

Wszystko zaczyna się od wstępnej rozmowy, przygotowania i omówienia zasad przebiegu regresji. Po ich zakończeniu w pozycji leżącej wygodnie układam się na wersalce. Pani Iwona przygotowuje mikrofon, umieszczając go blisko mojej głowy, następnie przykrywa mnie kocem i przypomina o konieczności relaksu umysłowego, jak też cielesnego.

Moje oczy zakryte są delikatnym materiałem oraz specjalną opaską na oczy, przez którą nie przedostaje się światło dzienne. Po chwili czuję się fizycznie odprężony, oddalam od siebie wszelkie niepotrzebne myśli i jestem gotowy do DUCHOWEJ PODRÓŻY.

Pani Iwonka spokojnym, cichym głosem dodatkowo mnie relaksuje. Moje powieki są już zamknięte, następuje odliczanie od jeden do dziesięciu.

W trakcie odliczania pomału zaczynam odczuwać, że moje niefizyczne ciało, które odbieram jako jasną wiązkę czystej białej mgielnej ENERGII z niesamowitą prędkością mknie w stronę ciemnoniebieskiej przestrzeni, usianej malutkimi, jasnymi punkcikami, oczami mojej Duszy zaczynam widzieć i kojarzyć, że te mikroskopijne świetlne punkty są milionami rozsianych tam gwiazd.

Czuję ogarniającą mnie Duchową euforię, pędzę swoją energetyczną poświatą naprzód i naprzód, nie czuję żadnego strachu, obaw czy też zwątpień, jestem niezniszczalną cząstką mojej własnej niezniszczalnej energii.

Mijam Galaktyki, mgławice, przemykam się przed i pod pojawiającymi się na mojej drodze przeszkodami, wślizguję się w małe, pojawiające się na mojej drodze niesymetryczne dziury. Cały czas szukam małego światełka, kierując się w jego stronę, odnajduję wolne przestrzenie do mojej dalszej eskapady, napotykam CZARNE AKSAMITNE DZIURY, zbliżam się do nich, rozglądam się wokoło! Nigdzie nie widzę prowadzącego mnie światełka…

Moim fizycznym głosem informuję Panią Iwonkę, że nie mogą odnaleźć prowadzącego mnie świetlnego punkciku. Cały czas jestem z nią w kontakcie, mogę słownie prosić o każdą potrzebną mi radę lub wskazówkę, jestem połową mojej osobowości w świecie fizycznym, a połową w DRODZE.

Od Pani Iwonki otrzymuję cichą radę: „Szukaj dokładnie, rozglądaj się we wszystkich kierunkach, poproś swoich OPIEKUNÓW o ochronę i pomoc w odnalezieniu twojej dalszej drogi”.

Odnajduję moje światełko i pędzę w jego kierunku, odczuwając wielką ulgę. Moim energetycznym ciałem wzbijam się wyżej i wyżej, dolatuję do szarej ŚCIANY… Szukam sposobu jej ominięcia, widzę mikroskopijny błysk na samym dole mojej przeszkody, nurkuję w dół, wlatuję w małe, świetlne okienko i jestem już za tą ścianą.

Dymensja, w którą wleciałem, jest ŚWIATEM WODNYM. Mam odczucie, że moja energetyczna wiązka przybrała formę wrzecionowatą, czuję się DELFINEM, pędząc przed siebie przez wodny świat. Moim delfinim, energetycznym pyskiem rozpycham wodę, widzę małą falkę, która tworzy się podczas mojego naporu na wodę, moje energetyczne ciało odczuwa szybkość oraz opływającą mnie wodną masę — jest w tym wszystkim radość bezkresnej podróży, wolności szczęścia i symbiozy…

Wylatuję z wodnego świata, ponownie staję się czystą wiązką pędzącej energii, już z daleka widzę materializujący się niesymetryczny otwór, bardzo mocny błysk światła… Bez wahania kieruję się w stronę tego otworu, po czym wylatuję z niego i zatrzymuję się, widząc przed sobą MUR, a w nim WIELKĄ, KAMIENNĄ BRAMĘ zbudowaną z jasnego piaskowca.

Brama w całości pokryta jest rzeźbami, ze zdumieniem zauważam, że na murze jest mnóstwo rzeźb przedstawiających w większości głowy zwierząt, krokodyla, lwa, bawołu. Dostrzegam, że po prawej stronie w murze, tuż przy potężnych drzwiach bramy, pomału otwierają się oczy LWA …

Czuję, jak to spojrzenie przenika mnie na wskroś!!! Oczy lwa powolutku się zamykają, a po chwili otwiera się ciężka, dwuskrzydłowa brama. Widzę przed sobą długi, szeroki plac w kolorze jasnego piasku, a w tle zauważam piękną, jasną budowlę w kolorze bramy i dziedzińca.

Budowla ma niezmierną ilość okiennych wnęk, w żadnej z nich nie widzę szyb. Styl budowli, jak też okien przypomina mi ziemskie budowle mauretańskie — wszystko to emanuje energią wieczności, mądrości, miłości, całkowitego bezpieczeństwa. Czuję szczęście powrotu do mojego własnego domu, z którego wyszedłem tylko na chwileczkę i do którego zawsze wracam.

„W DOMU OJCA JEST WIELE POKOI”, z moich fizycznych oczu tak w czasie podróży, jak i w tym szczególnym miejscu płyną łzy szczęścia, JESTEM W DOMU…

Część druga regresji

„W ŁONIE MATKI”

Jestem w prawie przezroczystym woreczku, dokładnie nie mogę skojarzyć, czym on jest i jak nazwać miejsce, w którym przebywam. Pływam sobie w czymś gęstym, jest mi w tym ciepło i wygodnie, czuję się bezpiecznie.

W pewnym momencie woreczek pęka, a ja wpadam w coś także ciepłego, w nowym miejscu czuję się komfortowo, jest mi tam nawet lepiej niż w moim wcześniejszym baseniku. Płyny, w których się znajduję, są raczej bezbarwne, lecz troszeczkę gęstawe, nie przeszkadza mi to w pływaniu, podczas którego wykonuję przeróżne akrobacje, pływam w kółeczko, robię fikołki, jestem bardzo szczęśliwy.

Nagle widzę podpływające do mnie smugi gęściejszej energii, nie wiem jeszcze, czym one są. Przybliżyły się do mnie i, połączywszy się z moją energią, zaczęły wspólnie wirować, splatając się z sobą, co odczułem jako przesłanie mi niezmierzonej ilości miłości, szczęścia, ciepła. Energie w dalszym ciągu, przeplatając się z sobą, napełniają mnie sobą, a ja wchłaniam je każdym swoim atomem. Wreszcie doznaję olśnienia, rozumiem, że energię, którą otrzymywałem, jest ENERGIĄ szczęścia i miłości płynącą od mojej fizycznej matki.

Czuję, że coś się zbliża, odbieram to jako coś długiego, w kolorze mieszanki kości słoniowej z bielą, podobnego do długiego, giętkiego przewodu, do którego przyczepionych jest tysiące małych, bezbarwnych nieforemnych postaci. Najbliższe z nich chcą się dostać do miejsca, w którym ja przebywam. Widzę, jak obok mnie formuje się otwór podobny do otwartych ust, przewód wślizguje się w ten otwór, wystrzela z niego biała smużka energii, już wiem: TO JEST MOJA DUSZA.

Pani Iwonka, prowadząc mnie, podpowiada, abym zapytał mojego Opiekuna, w którym miesiącu Dusza weszła w moje ciało. Pokazała się cyfra 2, a po chwili jakby z wahaniem wyświetliła się cyfra 3… Można to odebrać jako dwa i pół miesiąca.

Część trzecia

„ZAGŁADA MOJEJ PLANETY”

Ponownie przemieszczam się w kosmicznej przestrzeni, z szaloną prędkością mijam nowe Galaktyki, bezkresne przestworza, czarne dziury, mgławice, nowe sklepienia usiane milionami gwiazd. Rozglądam się we wszystkich kierunkach, szukając Planety, z której pochodzę.

Z daleka widzę ogromną okrągłą Planetę, której powierzchnia rozświetlana jest częstymi rozpryskami światła. Moją energetyczną smugą zbliżam się do miejsca, z którego widać, że światła, które widziałem wcześniej, są efektem nieustających eksplozji.

Już wiem, że to ginie moja Planeta, mój Świat, z którego pochodzę. Czuję, jak z moich fizycznych oczu wypływają łzy, które spływając po policzkach, łaskoczą moją skórę. Czuję niewyobrażalną żałość.

Z każdym wybuchem część mojej Planety odpada, szybując w ciemną otchłań i jakby nabierając prędkości niknie w bezkresach galaktycznej otchłani. Odczuwam, że powodem katastrofy było zachwianie jej grawitacji.

Odwracam się i odlatuję, nic już nie jest w stanie powstrzymać tej tragedii.

Część czwarta

„MÓJ ANIOŁ STRÓŻ I RADA STARSZYCH”

Jestem w nieznanym mi miejscu, oczyma Duszy obserwuję stojącą na wprost mnie potężną postać mężczyzny, odzianego w długą szatę przypominającą habit, który zakrywa ogromną postać od głowy do samych stóp. Jego górna część uformowana na głowie mężczyzny przypomina trójkątne nakrycie, zakrywające tylną część głowy. Widzę zarys twarzy oraz lekko falowane, ciemne blond włosy sięgające mężczyźnie do ramion.

Postać mężczyzny emanuje niewyobrażalną mocą, mądrością, dostojeństwem, powagą i wiecznością. Z całkowitą ufnością, stojąc przed nią, patrzę w górę, nie czuję żadnych obaw, przymusu, presji czy też dominacji, odbieram tylko przekaz pełen miłości, łagodności, spokoju i jakby bliskość STWÓRCY. Podświadomie wiem, że czekam na coś, co dotyczy analizy mojej Duszy.

Nagle dostrzegam przestrzeń, w której materializuje się głowa kobiety o pięknym, szczupłym obliczu i bardzo długich, falujących, kasztanowozłotych włosach.

Pani Iwonka podpowiada mi cichym głosem: „Spytaj, kim jest ta kobieta?”, a kiedy zadaję takie pytanie, otrzymuję odpowiedź wyrażoną mocnym, krótkim i bardzo stanowczym głosem: „Jestem MATKA”.

Widzę, że MATKA, zbliżając się do mnie, zamienia się w energię białego promienia, a ja automatycznie zmieniam się w taki sam biały pionowy promień. Nasze promienie splatają się z sobą, tworząc spleciony energetyczny sznur, który w szalonym pędzie pnie się w górę i w górę. Odczuwam ogarniającą mnie ekstazę miłości, szczęścia, radości połączenia, je byliśmy i jesteśmy jednością teraz i zawsze… Telepatycznie odbieram przekaz MATKI: „Kocham, jestem zawsze z tobą i przy tobie, chronię cię, jesteś bezpieczny”.

Po odebraniu tego przekazu ponownie staję przed mężczyzną w habicie, a Pani Iwonka, jak zawsze cichym głosem, podpowiada mi treść nowego pytania: „Spytaj się kim byłeś i skąd pochodzisz?”.

Po zadaniu pytania: „Kim byłem?” słyszę głośną, dobitną odpowiedź: „ARCHONT”. Nie tracąc czasu, pytam: „Skąd pochodzę?”. Odpowiedź jest szybka i głośna: „NEMEZIS”.

Czekając na osąd mojej Duszy i rozglądając się dookoła, widzę długi, mgielny przezroczysty stół, za którym na mgielnych siedzeniach dostrzegam trzech mężczyzn. Ubrani w długie, luźne szaty koloru jasnopopielatego, na głowach mają nałożone małe czapki w kształcie kwadratu, jasnobrązowego koloru. Postacie mężczyzn nie różnią się wiekiem, co odbieram jako informację, że czas tu nie istnieje. Trzech mężczyzn to Rada Starszych, są oni jednakowego wzrostu, a w stosunku do stojącego przy mnie potężnego mężczyzny wydają się mikrusami…

W pierwszej kolejności słyszę głos potężnego mężczyzny, który krótkimi, mocno akcentowanymi słowami obdarza mnie pochwałami oraz wskazówką, abym w dalszym ciągu mojej ziemskiej ścieżki kroczył przez życie, niosąc światło, ucząc ludzi prawdy, miłości, szacunku do wszystkiego, co ich otacza. Słyszę, że moja Duchowa grupa jest dumna ze mnie oraz z mojego sposobu wykonywania ziemskiej misji. Słysząc słowa pochwały, cieszę się, że moja praca jest doceniana.

Nadchodzi kolej na osąd ze strony Rady Starszych. Spoglądam na siedzącą na wprost mnie postać z jasną, kędzierzawą brodą. Nagle słyszę szepty, którym towarzyszą ciche śmiechy. Mężczyźni odwracają się, po czym patrząc na mnie, mówią, że moja obecna ziemska misja przebiega dokładnie według mojego własnego planu Duchowego.

Pani Iwonka delikatnie uwalnia mnie z hipnotycznego transu, przez krótki czas odczuwam lekkie zawroty głowy oraz małe oszołomienie.

Żałuję, że sześć godzin mojej hipnotycznej regresji minęło tak, jakby trwała ona tylko sześć sekund.

Energie

W moim własnym autopsyjnym odczuciu podstawą pracy z energiami jest odczuwanie zasobów naszej energii w sobie oraz wnętrzach naszych dłoni. Jest to mocno związane z odnalezieniem w sobie naszego własnego nieskażonego JA, TU i TERAZ, otwarciem naszej czakry serca, dzięki czemu odnajdziemy w sobie naszą prawdziwą Istotę, pełną miłości, szacunku, respektu do wszystkich i wszystkiego, co nas otacza w formach duchowych, jak i fizycznych. Wraz z otwarciem czakry serca ujrzymy świat w prawdziwej formie, bez agresji, bez ludzkiej nienawiści, Świat, w którym nasze JA jest prawdziwe, nie zniewolone przez część tzw. Elity, która w większości jest rzeszą głupców, oszustów, manipulantów i zbrodniarzy, którzy część ludzi już zapędziła w kontrolowane przez nich stada, zmieniając ich w swoje potulne kukiełki z wymazanym poczuciem człowieczeństwa i swojej ludzkiej wartości.

Na skutek manipulacji prawnych, zakazów, nakazów, przeróżnych grożących nam kar, obiecanek, w które mamy wierzyć, a na ich spełnienie musimy czekać w ciszy, spokoju i pokorze, od czasu do czasu rzuca się ludzkim stadom obgryziony ochłap, który już wcześniej został nadgryziony przez Elitę! Zaczynamy żyć szablonowo: praca, zakupy, obiad, domowe obowiązki, dzieci, którym, jeśli znajdziemy wolną chwilę, powinniśmy pomóc w odrabianiu szkolnych zadań, wieczorem zaś obowiązkowe odsłuchanie telewizyjnego prania mózgu. Jesteśmy zmęczeni tym codziennie powtarzającym się scenariuszem, zasypiamy z telefonem komórkowym — leżącym obowiązkowo tuż przy naszej głowie, który zamiast być nam przyjacielem, staje się naszym cichym zabójcą. Rankiem pobudka, mimo snu czujemy się jeszcze trochę zmęczeni, ale nie ma na to rady, gdyż po zjedzeniu reklamowego śniadanka, pędzimy do pracy i tak co dzień — POWTÓRKA Z ROZRYWKI…

Powyższy tekst po przeczytaniu, jego analizie i zrozumieniu, powinien obudzić nas z obecnego życiowego letargu, dzięki czemu zrozumiemy bezsens manipulacji, której poddaliśmy się na własne życzenie i z naszą własną wolą.

Obudziwszy się, zobaczymy siebie i całkiem inny Świat, świat naszych prawdziwych pragnień, naszych własnych wyborów, bezpieczny, bez wojen, oszustw, korupcji i ludzkich manipulacji. Zrozumiawszy powyższe opisy, czakra naszego serca, jak i sześć pozostałych, będzie wirować tak jak w naszej pierwotnej matrycy, czyli w szczęściu, spokoju, radości bycia i życia. A wszystko to jest podstawą, aby wszystkie nasze organy, narządy, połączenia energetyczne funkcjonowały bez zarzutu, utrzymując całe ciało w doskonałym zdrowiu. Dzięki takiej transformacji potrafimy pracować z energiami, czuć ich wpływy i wypływy, widzieć je w różnych formach, kierować ich przesyłaniem oraz leczyć siebie i ludzi.

Wszystko jest energią, która nigdy nie zanika, może zmieniać formy, a my sami mamy na to wielki wpływ. Osobiście, chcąc coś dokładnie poznać, zrozumieć, rozwinąć, ulepszyć, szukając pomocy, wymawiam w myślach mądre słowa zawarte w Biblii: „PROŚ, A DOSTANIESZ”, dzięki czemu zawsze otrzymuję nową pomocną myśl.

Literatura

Moje zrozumienie tematyki Duchowości oraz pracy z energiami powiększało się proporcjonalnie z ilością przeczytanych książek zawierających interesujące mnie opisy, refleksje, rady, nauki oraz wszelkie pomocne uwagi. Poniżej podzielę się z czytelnikami tytułami przeczytanych przeze mnie książek oraz nazwiskami ich autorów:

Allan Kardec, Robert Monroe, Bruce Moen, Michael Newton, Rose van-den Eynden, Joseph Murphy, Karol Leopold Cetlin, Gerald Lor, Raymond Buckland, Donna Eden, John G. Fuller, Jose Silva…

Powyższa lista z nazwiskami autorów interesujących mnie tematycznie książek była jakby Iskrą rozpalającą moje zainteresowania tematyką spirytyzmu, pojęcia TU i TAM, jak również nauki pracy z energiami uzdrawiającymi. Wiele książek otrzymałem pocztą elektroniczną od moich przyjaciół Basi i Maćka. Długie godziny poświęciliśmy z Maćkiem na dyskusje, opinie, refleksje, wszelkie „za i przeciw”, a każda z tych dyskusji była dla nas owocną nauką. Dodatkowo wiele cennych rad przesyłała mi moja kuzynka Hania, która zawsze była i jest otwarta na powyższą tematykę. Każda ich rada i opinia była i jest dla mnie cenną nauką.

Odczuwanie i leczenie energiami

Dyktowania od MATKI i INNYCH zawierały zawsze cenne dla mnie rady, wskazówki, uwagi, powiadomienia o czekających mnie zmianach tak zdrowotnych, jak i innych. Wszystkie sprawdziły się w stu procentach. Dodatkowo przekazywano mi nauki dotyczące Daru uzdrawiania moich ziemskich sióstr i braci.

Pierwszy przypadek samouzdrawiania

Telepatyczne przesłanie otrzymane od MATKI i INNYCH dotyczące samouzdrawiania zawierało dokładne wytłumaczenie, jak mam postępować, abym sam z siebie wyrzucił mocny ból, występujący na szczycie mojej głowy.

Stosując się dokładnie do ich telepatycznie przesłanej instrukcji o konieczności przyłożenia mojej lewej dłoni do miejsca na czaszce, w którym odczuwam silny ból, prawą rękę miałem przyłożyć do pobliskiej ściany. Później przekaz telepatyczny poinformował mnie, abym przez wnętrze swojej lewej dłoni, wraz z mocnym wciągnięciem powietrza, siłą własnej woli wyciągnął z głowy dręczący mnie ból, a następnie nakazał tej negatywnej energii przepłynięcie przez moje ramiona do mojej prawej ręki, a z niej przez ścianę do ziemi, w której Matka Ziemia przemieni tę negatywną energię bólu na energię pozytywną.

Po dwóch takich sesjach ten mocny ból do dzisiaj do mnie nie powrócił.

Drugi przypadek samouzdrawiania

Kilka lat wcześniej, stojąc w naszych ogrodzie na drabinie, zrywałem z drzewa duże, soczyste czereśnie. W pewnym momencie niespodziewanie jedna z nóg rozkładanej aluminiowej drabiny samoczynnie się złamała, a ja całym swoim ciężarem runąłem na ziemię. Na szczęście wiklinowy koszyk częściowo napełniony czereśniami wisiał zaczepiony haczykiem bezpiecznie na gałęzi. Nieszczęściem jednak było bardzo mocne stłuczenie mojego prawego ramienia.

Jako osobnik raczej uparty i omijający ośrodki medyczne doszedłem do wniosku, że ból samoistnie przejdzie… Niestety minęły lata, a podnoszenie ręki ciągle sprawiało mi trudności. (Ten wypadek zaistniał kilka lat przed moim otwarciem na samoleczenie, więc aby podnosić prawą rękę do góry, musiałem sobie pomagać lewą).

Pewnego wieczoru, leżąc w łóżku tuż przed zaśnięciem, otrzymałem od MATKI i INNYCH telepatyczny przekaz — były to słowa: „Mój maleńki syneczku, dzisiaj w nocy podczas twojego snu będziemy cię leczyć. Nie przestrasz się, gdy zaczniesz odczuwać lekkie ukłucia czy lekkie bóle głowy. Nastąpią one w momencie twojego uzdrawiania”.

Informację ostrzegawczą przyjąłem spokojnie i z ufnością w jej pozytywne skutki. Ułożywszy się wygodnie w łóżku, zgasiłem nocną lampkę i zagłębiłem się w swoje własne myśli. W pewnej chwili zacząłem odczuwać przemieszczające się w moim ciele lekkie prądy, najpierw w lewym barku, prawym płucu, sercu, następnie w brzuchu, prawym i lewym boku, dłoniach, ramionach, stawach… Po chwili wszystko się uspokoiło, a ja spokojnie zasnąłem.

Wstając rankiem następnego dnia, na próbę podniosłem nad głowę prawą rękę i nie odczułem żadnego bólu. Wszystko, co utrudniało mi podnoszenie ręki do góry, zaniknęło, do dzisiaj moja prawa ręka funkcjonuje sprawnie i bez bólu.

Kiedy podczas spacerów przemierzałem leśne drogi, kilkakrotnie energie manifestowały swoją obecność, pojawiając się w postaci powoli obracającego się przezroczystego koła, w którego środku wirowało tak samo przezroczyste mniejsze koło. Kontury kół były mocniej zarysowane, mimo przezroczystości każde z obracających się kół dostrzegało się jako dwa koła oddzielone, a także jako zespół. Obraz tych wirujących okręgów postrzegałem zawsze końcem lewego oka. Przezroczystość kół, zmieniając częstotliwość, wprowadzała w lukę między nimi delikatne drgania, tworząc coś, co kojarzyłem z tworzeniem elementów zdobniczych, które pulsując swoją odrębną wibracją tworzyły piękne, delikatne, zmieniające się koronkowe wzorki. Te wspaniałe energie każdorazowo towarzyszyły mi w drodze na odległościach od trzydziestu metrów do dwustu metrów, a potem samoczynnie znikały.

Widzenie energii

Podobnego kontaktu z energiami doświadczyłem w swoim domu, siedząc wraz z małżonką w salonie w fotelach podczas odpoczynku. Ewa zajęta była czytaniem, a ja, trzymając przed sobą lekko wyciągnięte ręce, bawiłem się kumulowaniem w swoich dłoniach energii. Formowałem z niej kule, przerzucając ją z dłoni do dłoni, rozciągałem ją między dłońmi czy wyprostowanym palcem prawej dłoni prowadziłem energię po mojej otwartej lewej dłoni, przemieszczając ją od palca do palca. Czułem to, jakbym trzymanym w prawej ręce niewidzialnym ołówkiem pisał coś na wnętrzu swojej otwartej lewej dłoni. Następnie siłą woli kierowałem promień energii, rysując na dłoni przeróżne wzorki, cyfry, litery alfabetu…

Fizycznie ten niewidzialny promyk odczuwałem, jakbym trzymał w prawej dłoni cienki, prosty drucik i przesuwał go po swojej skórze. Nagle tuż przy nogach ujrzałem materializujące się przezroczyste koło o średnicy około dwóch metrów. Było ono podobne do koła w młynie wodnym. Po chwili energia w środku obracającego się koła utworzyła prostokątne korytka, które cały czas drgając i lekko błyszcząc, formowały piękne jednakowe oblamówki o wzorach nie do opisania. Wzory te, pulsując własnym życiem, cały czas się upiększały…

Przyszło mi na myśl, że koło jest portalem do przejścia w inny wymiar. Spojrzałem na małżonkę, myśląc, że ona także widzi to koło. Jednak zajęta czytaniem Ewa nie zwracała na mnie uwagi. Nachyliłem się, wyciągnąłem przed siebie prawą rękę i pomału włożyłem ją do obracającego się przezroczystego koła. Zauważyłem wówczas, że we wnętrzu koła dłoń po prostu jakby fizycznie zniknęła, mimo tego nie odczuwałem żadnego strachu. Pomału zacząłem cofać rękę, ponownie pojawiła się moja zewnętrzna część dłoni, która podczas wyciągania miała od góry piękny złoty kolor. Kiedy wyciągnąłem całą dłoń, jej złoty kolor zaniknął, wracając do normalnej barwy. Ponowiłem więc próbę, tym razem wkładając w koło dłoń, obróciłem ją wnętrzem do góry. Dłoń ponownie stała się niewidoczna. Pomału wyciągając z powrotem dłoń, zobaczyłem, że jej kolor to czysta biel. Po całkowitym wyciągnięciu jej z koła przyjmowała znowu swój naturalny kolor. Ponowiłem próby, wkładając najpierw dłoń wierzchem do góry, a następnie wierzchem do dołu… Efekt był zawsze taki sam: góra dłoni przy wyciąganiu zawsze była w kolorze złotym, wnętrze dłoni zawsze w kolorze bieli…

Po ostatniej próbie ponownie popatrzyłem na Ewę, która w tym momencie także spojrzała w moim kierunku. Zapytałem: „Kochanie, czy widzisz to obracające się przede mną koło?”, a ona zdziwiona odrzekła: „Nie, a co miałam zobaczyć?”. W momencie zadania tego pytania koło samoczynnie zniknęło…

W ciepłe, bezchmurne dni, siedząc w ogrodzie w moim wygodnym fotelu, czytałem ulubione książki oraz fascynujące mnie treścią i bogactwem przekazu artykuły publikowane w miesięczniku „Nieznany Świat”. Robiąc sobie przerwy i myśląc o przeczytanych tekstach, wpatrywałem się w przestrzeń nieba. Fascynowało mnie obserwowanie białych kuleczek orgonitu przemieszczającego się w powietrzu. Każda wędrowała w innym kierunku — na wprost, w lewo, w prawo, zygzakami, a mimo szalonej szybkości żadna z nich nigdy nie wypadała ze swojego toru. Nie zaobserwowałem żadnej kolizji, zderzenia, wstrzymania ruchu… Wszystko przebiegało bezkolizyjnie.

W lekko pochmurne dni widywałem z kolei większe kuleczki orgonitu, były one przezroczyste, z ciemnym jądrem w środku. Tylko raz miałem fizyczny kontakt z orgonitem widocznym w postaci małych spadających łezek. Widząc je tuż przy sobie, wyciągnąłem rękę z dłonią odwróconą wierzchem do góry, podstawiając ją pod opadające łezki, po czym fizycznie odczułem, jak po zetknięciu się z dłonią delikatnie ją zmoczyły.

Podczas kontaktu z deszczem opadających orgonitowych łezek odczuwałem dziwny smutek… Po chwili łezki zniknęły, a gdy sprawdziłem swoją dłoń, była sucha.

Manifestacja energii purpurowej — 22 II 2020 r.

Opis zdarzenia

Jest wtorek, piękny, słoneczny dzień. Wraz z moją wilczycą wabiącą się Xena idziemy brukowaną ulicą w kierunku pobliskiego parku.

Xena radośnie biega na pobliskim polu, droga jest całkowicie pusta. Idąc jej środkiem, rozglądam się po pobliskich polach, na których w oddali, szukając jedzenia, przemieszcza się stado dzikich gęsi. Gdzieniegdzie widzę wrony i gołębie, wokoło mnie panuje kompletna cisza.

W pewnym momencie spoglądam na drogę i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu dostrzegam przed sobą na brukowanej ulicy dwie około dziesięciocentymetrowej szerokości linie w kolorze purpury. Nie mogąc uwierzyć, że to, co zobaczyłem, nie jest tylko chwilową ułudą, odwracam głowę, patrząc na trawiaste pobocze drogi. Po chwili wracam wzrokiem na kamienistą drogę i widzę, że dostrzeżone wcześniej purpurowe linie nie zniknęły, a kolor purpury raz się troszeczkę rozjaśnia, a potem w momencie wraca do wcześniejszego odcienia.

Cały czas, powoli idąc drogą, uważnie obserwuję to piękne zjawisko. Aby sprawdzić, czy ta piękna manifestacja energii jest prawdziwa, postanawiam zejść z brukowanej drogi na pobliskie pole, na którym wcześniej skoszono kukurydzę. Gdzieniegdzie na rżysku leżą resztki zeschniętych liści i puste kukurydziane kolby. Idąc dalej, rozglądam się wokoło i widzę, że w kierunku, w którym podążam, na wprost mnie na szerokości około dwóch metrów pojawiają się purpurowe i pulsujące okręgi o średnicy około dwudziestu centymetrów. Nabierają one pełnej purpurowej barwy, w momencie troszeczkę się rozjaśniają, a po chwili wracają do barwy właściwej.

Pole miało długość około trzystu metrów, więc powoli idąc, podziwiałem piękno manifestującej się mi energii. Odczuwałem, jakby to COŚ, chcąc przekazać mi jakąś informację, wskazywało mi bezpieczną drogę.

Schodząc z pola, ponownie wszedłem na brukowaną ulicę, na której już nie zobaczyłem wcześniejszych dwóch ciągłych purpurowych linii — zamiast nich aż do pierwszych zabudowań towarzyszyły mi pulsujące purpurowe koła.

Powyższej manifestacji energii doświadczyłem dokładnie w miejscu, w którym przed laty ukazała się oczyszczająca mnie energia pierścieni.

Przekazywanie energii — moje pierwsze zasilania

Kilka lat wcześniej wielokrotnie otrzymywałem od śp. Atanazego Walentego oraz MATKI przekazy pismem automatycznym, jak i odbiorem telepatycznym, czyli pismem i myślą informację: „Masz Dar leczenia Twoich sióstr i braci ziemskich”.

Odbierając takie przekazy, jeszcze dokładnie ich nie rozumiałem… MATKA jednak zapewniała mnie w przekazach słownych: „WIERZ W SIEBIE, W SWOJĄ ZIEMSKĄ MISJĘ, UZDRAWIAJ LUDZI I WSZYSTKO, CO CIĘ OTACZA”.

Mimo tych zapewnień nadal uważałem, że jeszcze nie jestem do tego gotowy, obawiałem się, że takie zadanie może przerastać moje możliwości. Dodatkowo brałem pod uwagę swój skąpy zasób wiedzy związany z anatomią ludzkiego ciała, jego organów, narządów, połączeń meridianowych i neuronowych. Ciągle obawiałem się, że podejmując się zasilania ludzi wyższym potencjałem energii, niechcący mogę im zrobić krzywdę.

Z pomocą przybył mi wówczas mój przyjaciel Maciuś, który z własnej woli zgodził się na zasilenie Go przesłaną mu przez mnie energią. Przed sesją, posługując się wykresem skali pomiaru autorstwa pana A. Bovisa, zmierzyliśmy energię bitonalności Maćka. Odczyt wynosił 7000, a po sesji jego poziom energii wzrósł do 10000 w skali Bovisa. Oznaczało to, że po piętnastominutowym przekazie energii na odległość poziom energii witalnych Maciusia wzrósł o 3000… Wszystko to odczuwał on wzrostem witalności i dobrego samopoczucia, chwilowym podwyższeniem ciepłoty ciała, lekkimi wypiekami na twarzy oraz odczuciem mrowienia w rękach i nogach. Po zakończeniu próbnej sesji Maciuś ze śmiechem stwierdził, że po raz pierwszy był królikiem doświadczalnym…

W niedługim czasie podczas snu tuż nad ranem otrzymałem od MATKI dodatkowe wskazówki dotyczące pracy z energiami. Dowiedziałem się, jakie wymagania muszę spełnić, jak powinienem wytłumaczyć osobie zasilanej, na czym polega przekaz energii uzdrawiających. MATKA uczuliła mnie, że powodzenie uzdrawiania głównie zależne jest od postawy osoby zasilanej — jeżeli dana osoba dobrze to zrozumie i bez stresu podda się sesji zasilenia, to takie odczucie rozluźni jej myśli i ciało, pozwalając wpływającej energii zaktywować w niej procesy samoleczenia.

Uzdrawianie energią BOSKĄ (KREATORA, KOSMICZNĄ, MATRIXU), energią, dla której jestem kanałem przekazu, polega na obopólnym zaufaniu między przekazicielem energii i osobą zasilaną energiami, wiarą w uzdrowienie oraz wskazówkami dotyczącymi słuchania i respektowania potrzeb swojego ciała, czyli koniecznością zdrowego odżywiania, aktywnością fizyczną oraz unikaniem sytuacji obciążających nas stresem. A wszystko to, co wymieniłem, głównie zależne jest od uczciwości prowadzącego nas energoterapeuty oraz poziomu jego energii. Po kolejnych sesjach MATKA przekazała mi wiadomość, że mój potencjał energetyczny podczas przekazywania energii nigdy nie maleje, gdyż jako kanał podczas sesji automatycznie podłączam się do ŹRÓDŁA. W początkowej fazie przekazywania energii, korzystając ze skali A. Bovisa, dla swojego wewnętrznego spokoju robiłem pomiary własnej witalności, zawsze wynosił on od 17000 do 23000 jednostek.

Podczas wielu rozmów z ludźmi staram się im wytłumaczyć, że nasze zdrowie, witalność, chęć do życia zależne są tylko od nas samych, od otwarcia się na sygnały naszego organizmu. Świat, ludzi, Naturę i wszystko, co żyjąc, towarzyszy nam na naszych ścieżkach życiowych, powinniśmy traktować z pozycji serca, miłości, szacunku, respektu i tolerancji, wiary, pokoju, zrozumienia naszych potrzeb oraz mądrych przesłań, takich jak: „CO ZASIEJESZ, TO ZBIERZESZ”, „MYŚL GŁOWĄ, CZYŃ SERCEM”. A wszystko to wiąże się ze słowem mającym w sobie Boską moc: „JAM JEST…”

Osobiście już w najmłodszych latach mojego dzieciństwa miałem szczęście poznać, zrozumieć i zaakceptować moc słów „JAM JEST”, przez całe życie były ONE moim przewodnikiem. Te magiczne słowa po wielu latach rozbudziły się w moim wnętrzu, dzięki czemu poznałem następną naukę zawartą w słowach: „PROŚ, A OTRZYMASZ”, bo mądrość rodzi mądrość, nauka zrozumienie i wyzwolenie, dzięki czemu moje życie należało całkowicie do mnie, do moich własnych decyzji, do moich myśli, postanowień, zamierzeń i osiągnięć. To, co postanowiłem, z łatwością wprowadziłem w czyn.

W ciągu jednego dnia pozbyłem się nałogu palenia papierosów, choć wcześniej byłem czynnym palaczem.

W ciągu jednego dnia, słuchając swojego organizmu, podjąłem decyzję zaprzestania picia kawy, a wcześniej codziennie wypijałem kilka szklanek parzonej kawy.

Z odrzuceniem spożywania mięsa pochodzenia zwierzęcego było całkiem inaczej. Mimo że wcześniej nie byłem wielkim amatorem spożywania potraw mięsnych, jednak od czasu do czasu zjadałem kotlet oraz kanapki z wędliną. Nie zawsze naszą Mamę, która przez nasze młode lata wychowywała nas samotnie i tylko z jednej pensji, było stać na kupno wędlin, dzięki czemu jedliśmy skromnie, lecz zdrowo.

Zrezygnowanie z jedzenia mięsa było dla mnie splotem zdarzeń magicznych, dzięki którym dokładnie zrozumiałem świat zwierząt. W tym czasie moja najmłodsza córeczka o imieniu Roma mieszkała w małej miejscowości Jeuk w prowincji Limburg. Pewnego dnia, jadąc autem w towarzystwie swojej małżonki Ewuni drogą prowadzącą do Jeuk, zbliżałem się do stojącego po lewej stronie drogi dużego, długiego, białego budynku. Dojechawszy do niego na odległość około stu metrów, nagle i niespodziewanie poczułem, że moje całe ciało ogarnia fala przejmującego zimna, co bardzo mnie zdziwiło, gdyż był to okres połowy wiosny, dzień słoneczny, suchy i ciepły… Mimo odczucia zimna kontynuowałem jazdę, a po minięciu białego zabudowania i przejechaniu około stu pięćdziesięciu metrów odczucie zimna zanikło, więc po chwili już o nim nie myślałem… Jednak od tej pory za każdym razem, gdy jechałem do Romci, w tym samym miejscu przed dojazdem do białego domu i po jego minięciu ponownie doświadczałem kontaktu z zimnem. W końcu zapytałem Romę, co jest w tym białym budynku, obok którego zawsze przejeżdżamy w drodze do niej, a ona odpowiedziała: „Tato, w tym białym budynku co sobotę rzeźnik zabija krowę lub wołu”. W momencie zrozumiałem, że fala ogarniającego mnie zimna była falą strachu emanującego od zabijanych zwierząt…

Do dzisiaj, będąc w sklepach, staram się omijać stoiska z mięsem i wędlinami, gdyż odbieram przekaz bólu zapisany w komórkach mięsa zabitych zwierząt.

Przekazywanie energii uzdrawiających na odległość

Każdy może mieć własną metodę przekazywania energii, najważniejsze, aby każda z nich działała skutecznie, pomagając pacjentowi odzyskać zdrowie.

Początki mojej pracy z energiami były dla mnie bardzo ciekawym okresem, podczas którego odkrywałem drzemiące we mnie zdolności. Pierwszego mocniejszego odczucia przepływu energii doświadczyłem podczas spaceru w lesie. Zawsze kochałem i czułem Naturę, kwiaty, słońce, wiatr, a podchodząc do drzewa, przykładałem do niego swoje otwarte dłonie skierowane do jego korzeni.

Pewnego dnia, przyłożywszy dłonie do pnia potężnego buka, poczułem iskierki energii wpływającej w górę moich dłoni. Odczucie to było fantastyczne, energia przepływała z góry moich dłoni do ich wnętrza, a następnie, przepłynąwszy przez moje palce, wnikała do pnia buka. Kilka razy to powtarzałem i za każdym razem odczuwałem ten sam przepływ energii. Później moim odczuciem podzieliłem się z kilkoma osobami, z których tylko pewna cześć odczuwała energie drzew.

Dzięki temu doświadczeniu coraz częściej badałem siłę energii płynącą od kwiatów czy krzaków, a w każdym z badanych tworów Natury była ona trochę inna w odczuciach, wszystko jednak emanowało własną energią życia.

Coraz silniej odczuwałem energię kumulującą się w moich dłoniach — wystarczyło, że wyciągając ręce przed siebie z dłońmi skierowanymi do góry, poprosiłem o zasilenie mnie Boską Energią, momentalnie odczuwałem strumień energii wpływającej w całe moje ciało. W górze pleców czułem przemieszczające się energie, które obejmując całe moje ciało, nasycało mnie poczuciem radości, szczęścia i połączenia ze Źródłem, będącym mi MATKĄ I OJCEM.

Chcąc dzielić się z ludźmi moimi odczuciami w odkrywaniu w nas samych własnych wrodzonych zdolności w sposób łatwo zrozumiały i dla każdego dostępny, starałem się ludziom dorosłym i dzieciom odwiedzającym nasz dom, w pierwszej kolejności wytłumaczyć, że wszystko, co nas otacza, jest energią. A najlepszym dowodem i testem na ich odnalezienie i fizyczne odczuwanie jest umiejscowienie nad wybraną rośliną otwartych dłoni skierowanych wnętrzem tuż nad nią. Kiedy pomału przesunie się dłonie, w ich wnętrzu odczuje się lekkie mrowienie, a niekiedy nawet łaskotanie, co jest efektem tego, że wnętrza dłoni są bardzo delikatne w odczuwaniu wszelkich energii. Podczas takich pokazów najwięcej radości miały dzieci, prawie zawsze słyszałem ich radosne głosy: „O tak, ja czuję w dłoniach jakieś prądy, mrowienie… Ale to fajne!”. Podobne reakcje zawsze sprawiały mi największą radość, gdyż taka forma sprawdzania i odkrywania energii jest łatwo przez nas rozumiana, nie ma w tym podejrzanego „czary mary”, gdyż takie doświadczenie sprawia nam przyjemność, a nasze odczucie jest autopsyjne.

Coraz więcej czasu poświęcałem na czytanie pomocnej mi literatury, która w dużym stopniu pomogła mi zrozumieć i rozszerzyć temat dotyczący energii. Poznając opisy, rady i doświadczenia innych ludzi, mogłem wszystkie te wiadomości połączyć, wypośrodkować i stworzyć własną metodę pracy z energiami.

Moi przyjaciele, Basia B. i Maciek K. zawsze przekazywali mi mądre i pomocne rady, które podczas prób ich stosowania okazywały się bardzo skuteczne. Basia, kobieta mądra, otwarta umysłem na wszystkie nauki, mająca uzdolnienia obejmujące jasnoczucie, jasnowidzenie, zawsze prawdomówna i skora do udzielania bezinteresownej pomocy ludziom w potrzebie, po pewnym okresie naszej znajomości postanowiła mnie odwiedzić. Przyprowadziła też z sobą kilka osób chcących pozbyć się niepotrzebnych im wstrzymań, wspomnień oraz sprawdzić i wzmocnić swoje energetyczne wibracje.

Pierwsze sesje były dla mnie i tych ludzi wielkim przeżyciem — czyszcząc kolejno ich siedem czakr, odczuwałem ich myśli, żale, emocjonalne rozwibrowania związane z ich przeżyciami z dzieciństwa oraz okresem obecnym. Czułem w swoim ciele lekkie ukłucia, były one dla mnie znakiem informującym, który organ u danej osoby jest słabszy, potrzebujący energetycznego oczyszczenia, wzmocnienia i aktywowania w jej narządach procesu samouzdrawiania.

Bardzo ważne było także udrożnienie połączeń meridianowych oraz neuronowych, nie polegało ono jednak na przymuszaniu pacjentów do nagłej zmiany. Starałem się więc przekazywać im, aby po oczyszczeniu ze zbędnego balastu zaczęli bardziej zwracać uwagę na własne życie, emocje, a także odczuwać respekt wobec siebie i innych ludzi.

Większość osób podczas zasilania ich energią odczuwała przemieszczające się w ich ciałach ciepło, mrowienie, ulgę, nieraz temu zjawisku towarzyszyły też łzy płynące im z oczu. Prawie zawsze po sesji ludzie odczuwali lekkość, radość, a ich podejście do innych ludzi w dużym stopniu się zmieniało, potrafili wybaczać, czuli się wolni i bez agresji.

W podziękowaniach od osób, które zasilałem, otrzymywałem opisy ich odczuć oraz widocznych lub odczuwalnych pozytywnych zmian. W obecnym czasie, analizując własny system pracy z energiami, zrozumiałem, że każdą osobę, którą wspomagałem energiami, powinienem bardziej uświadomić, że aby utrzymać poziom wyższych wibracji w swoich ciałach, powinni sami nad tym pracować. Część osób po zasileniu osiągała mierzony na skali Bovisa poziom biovitalności do 10 000. Zdawałem sobie sprawę, że ten wysoki pomiar pomału będzie się obniżał, gdyż część osób po sesjach oczyszczenia i zasilenia czuła się wyzwolona z wszystkich obciążeń, negatywnych im myśli i zamiarów. Niestety większość z nich, przeżywszy euforię, pomału wracała do swoich dawnych nawyków, myśli, postępowań i międzyludzkich problemów.

Dzięki rozmowom z Basią B., dobrze znającą odwiedzające mnie osoby, Jej obserwacjom i stwierdzeniom, którym z nich sesje pomogły, a którym pomogły tylko połowicznie, zrozumiałem, że przed każdą sesją należy dogłębnie uświadomić odwiedzające mnie osoby, w czym i w jaki sposób mogę im pomóc, zasilając je energiami, a co oni sami muszą w sobie zmienić czy poprawić. Dzięki dyskusjom z Basią i Jej mądrym sugestiom dużo zrozumiałem i wprowadziłem niezbędne zmiany.

Przekazywaniem energii na odległość zajmuję się od około czterech lat. Zawsze podczas przesyłania energii osobie, która poprosiła mnie o pomoc, odczuwałem Jej bliskość, polegającą na wizualizacji energetycznej jej postaci. Widziałem (tzw. trzecim okiem) dokładnie Jej twarz i ciało w zarysie energetycznym, jednak bez względu, czy była to postać kobieca czy też męska, nigdy nie widziałem jej narządów płciowych. Uważam, że było to dla mnie bardzo pomocne, gdyż dzięki temu nie rozpraszałem swojej uwagi, a poza tym byłoby to według mnie jakby naruszeniem prywatności danej osoby.

Przygotowanie się do sesji uzdrawiania na odległość osób, których albo nigdy nie spotkałem ani też nie znałem, polegało i polega na przesłaniu mi ich zdjęcia twarzy, podaniu imienia, a nieraz daty urodzenia. W większości przypadków wystarczał mi też chwilowy kontakt głosowy, aby połączyć się z energią danej osoby…

Przed zasilaniem chwilę medytowałem, prosząc ŹRÓDŁO o zasilenie mnie energią uzdrawiającą, mojego Anioła Stróża o ochronę, a Anioła Stróża osoby, której miałem pomóc, o zgodę i pomoc w dotarciu przesyłanej przeze mnie energii, której jestem kanałem, do osoby zasilanej.

Zawsze przed sesją zapalałem i zapalam białą świeczkę. Stojąc w pomieszczeniu, w którym panuje cisza, wyciągam przed siebie wyprostowane ręce z wnętrzem dłoni skierowanym ku górze. Wizualizując postać odbiorcy energii, wciągam głęboko powietrze w płuca, a w czasie jego nabierania czuję, jak w moje dłonie wpływają strumienie energii. Równocześnie czuję, jak przez plecy przemieszczają mi się energie szczęścia i siły. Dodatkowo w całym ciele od palców nóg do czubka głowy odczuwam jakąś bliską mi energię dającą poczucie pomocy i osobistej ochrony. Zaczynam przekaz energii — czuję, jak z wnętrz moich dłoni wypływają strumienie energii, płynąc do palców, czuję, jak moje palce się wydłużają, a z ich końcówek wypływają mgielne smużki energii, z każdym moim wydechem energia, wypływając z palców, znika w przestrzeni. Często podczas takich przesyłek osoby odbierające tę energię fizycznie czują jej przemieszczenie się, ja także, prowadząc energię w ciele danej osoby, dokładnie wiem, jak i gdzie mam ją skierować.

Po sesji opisując swoje odczucia i miejsca, w które wprowadzałem energię, przesyłam te opisy osobie zasilanej i zawsze w 100% jest to zgodne z odczuciami odbiorcy.

Trzykrotnie podczas przekazywania energii odebrałem płynące z GÓRY niespodziewane ostrzeżenia lub natychmiastowe wstrzymania przekazu energii, dwukrotnie dotyczyło to osób ciężko chorych.

Pierwszą osobę zasilałem trzykrotnie, dwukrotnie energia wchodziła w nią płynnie i bez zahamowań, a osoba ta czuła się dobrze. Za trzecim razem podczas zasilania otrzymałem telepatyczny przekaz: „NIE ZASILAJ TEJ OSOBY, GDYŻ ONA CHCE JUŻ ODEJŚĆ”, a wraz z odbiorem tej myśli moja energia samoczynnie wstrzymała swój wypływ.

Drugim przypadkiem była Pani z USA, także z mocno zaawansowaną chorobą nowotworową. Na prośbę mojej kuzynki Hani R. i po otrzymaniu od niej zdjęcia chorej kilkakrotnie przesyłałem jej energię uzdrawiającą. W pewnym momencie poczułem, jakbym rozmawiał z Duszą pani Stelli, od której dostałem wiadomość, że Stella zdecydowała się na odejście. Oczywiście i w tym przypadku odbiór energii został jakby zatrzymany. Wiedziałem, że pani Stella odchodzi i faktycznie chyba w następnym dniu zmarła.

Trzeci przypadek dotyczył pani Ani, która poprosiła mnie o oczyszczenie niezwiązane z organami. Skupiając się tylko na psychice, negatywnych wspomnieniach, traumach, zacząłem oczyszczanie od czakry korony. Wyczyściłem ją z niepotrzebnych zawirowań, zakodowań i przykrych wspomnień, następnie oczyściłem czakrę trzeciego oka i gardła. Wszystko przebiegało zgodnie z planem i bez żadnych sensacji. Stojąc za plecami osoby oczyszczanej i trzymając swoje dłonie nad głową tej pani, zacząłem oczyszczanie czakry serca i nagle w momencie na kilka sekund straciłem wzrok… Automatycznie, jakbym znał powód mojej chwilowej ślepoty, spytałem panią Anię, czy miała problemy z sercem, a ona odpowiedziała: „Tak, ja mam założony rozrusznik”. Gdy to usłyszałem, z wrażenia aż zrobiło mi się słabo. Odzyskałem wzrok, usiadłem na pobliskim fotelu i długo nie mogłem odzyskać spokoju. To zdarzenie było dla mnie wielką nauczką, teraz zawsze wcześniej pytam przed zasileniem, czy serce jest zdrowe i bez dodatkowych wspomagaczy… Życie nas uczy, a my musimy z tych nauk wyciągać właściwe wnioski.

Osobiście uważam, że każdy z nas po wszechstronnej analizie ma prawo sam wybrać metodę leczenia — najważniejsze, aby osoby, które nas leczą, były kompetentne w swojej pracy, uczciwe i wolne od presji instytucji bardziej zainteresowanych ilością sprzedanych swoich wyrobów niż ich jakością i skutecznością w leczeniu.

Każda metoda leczenia, dzięki której całkowicie odzyskujemy zdrowie, jest metodą właściwą.

Fantazja i jej analiza

Wczorajszego dnia podczas rozmowy z moją kuzynką Hanią poruszyliśmy temat związany z zasobem fantazji. To słowo podziałało na mój mózg jak iskra przebudzenia, włączył się program FANTAZJA otwierający moje myśli na analizę tego słowa, jego znaczenia, pochodzenia, z czym jest związane, dlaczego w życiu jest nam tak pomocne i dlaczego powinniśmy je dogłębnie przeanalizować i zrozumieć.

Większość ludzi znaczenie słowa FANTAZJA kojarzy z ludzką nadpobudliwością, ułudą oraz nierealnością, a często ze szkodliwością w połączeniu z fizycznością.

W moim odczuciu, jak i w odczuciu kilku bliskich mi osób, FANTAZJA i jej poziom jest przewodnią myślą prowadzącą nas w kierunku rozbudzenia i rozwoju naszych własnych myśli dążących do osiągnięcia doskonałości.

MYŚL zainicjowała początek naszego istnienia — pierwsza myśl jako BAZA GŁÓWNA, chcąc się powiększać, musiała stworzyć w sobie dział myśli pomocnych, czyli myśli zwiadowczych, do których należą badanie nowego terenu, przystosowanie, bezpieczeństwo, przetrwanie oraz możliwości dalszego rozwoju myśli. Aby myśli zwiadowcze mogły przetrwać, musiały z kolei stworzyć pomocną im myśl, czyli Fantazję, która przejąwszy od nich wszystkie ich pamięci, segregowałaby wszystkie ich doznania. Fantazja ma za zadanie szukanie nowych trendów, z których myśl twórcza, wybierając kilka opcji zbadanych przez Fantazję, mogłaby wybrać kierunek umożliwiający myśli twórczej tworzenie nowych i szerzej rozwiniętych myśli.