Mógłby spaść śnieg - Au Jessica - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Mógłby spaść śnieg ebook i audiobook

Au Jessica

3,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

„Mógłby spaść śnieg” to refleksyjna opowieść o córce i matce, które spotykają się w Tokio, by wspólnie spacerować w jesienne wieczory, szukać schronienia przed deszczem, jeść w kawiarenkach i restauracjach, odwiedzać galerie, w których oglądają dzieła sztuki współczesnej. Cały czas przy tym rozmawiają: o pogodzie i horoskopach, ubraniach i przedmiotach, o rodzinie, oddaleniu i pamięci. Ale kto tu tak naprawdę mówi – czy tylko córka? I jaki jest prawdziwy powód tej eliptycznej, może wręcz widmowej podróży? W tej elegijnej, intymnej, niezwykle precyzyjnej prozie Jessica Au przygląda się różnym obliczom miłości i uniwersalnej potrzebie znalezienia wspólnego języka z najbliższymi.

Książka została świetnie przyjęta przez krytykę w Stanach Zjednoczonych, wyróżniono ją Readings New Australian Fiction Prize 2022 oraz nagrodą główną w pierwszej edycji Novel Prize (spośród 1500 zgłoszonych książek), organizowanej przez trójkę czołowych niezależnych wydawców anglojęzycznych: Fitzcarraldo Editions (Wielka Brytania), New Directions (Stany Zjednoczone) i Giramondo (Australia). Doczekała się już przekładu na osiemnaście języków.

Jessica Au jest pisarką mieszkającą w Melbourne. Wcześniej pracowała m.in. jako redaktorka i księgarka. Debiutowała w 2011 roku dobrze przyjętą powieścią „Cargo”. „Mógłby spaść śnieg” to jej druga powieść.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 125

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 19 min

Lektor: Jessica Au
Oceny
3,4 (474 oceny)
77
149
163
68
17
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
pstraghi

Całkiem niezła

"Mógłby spaść śnieg" Jessica Au, tłum A. Zano - nie kupuję tego. Krótka kameralna opowieść o wycieczce narratorki i jej matki do Japonii, jest tu pretekstem do rozważań na temat relacji międzyludzkich. Z uniwersytecką mistrzynią, siostrą, klientem, facetem, matką. Bohaterka szwęda się po Tokio i japońskich górach przywołując jednocześnie wspomnienia, w których skupia się na małych wielkich gestach i ich znaczeniach - zarówno w danej chwili, jak i szerszej perspektywie. Problem w tym, że wszystko to napisane jest płasko i nudno, i tak też przeczytane przez lektorkę audiobooka. Regularnie gubiłem wątki i odpływałem myślami. A gdy udawało mi się wrócić do książki, odkrywałem, że a) niewiele straciłem, b) wciąż jest nudno.
Faflusiak

Całkiem niezła

Prośba do lektorki: proszę popracować nad dykcją, ma pani przyjemny glos ale częste akcentowanie ostatniej litery w słowie (co jest zarezerwowane do oddania pytania) powoduje że trudno się skupić na książce.
90
tortoro

Dobrze spędzony czas

Ujmujące. Tłumaczka zachowała klimat współczesnej chińskiej kinematografii. Niedopowiedzenia, rozmycia, tkanie opowieści rodzinnej na osnowie wspólnej wędrówki kobiet z dwu pokoleń. Uniwersalna w swoim przekazie opowieść o przemijaniu i nieuchronnych zmianach.
41
Marta59600

Dobrze spędzony czas

podobało mi się. dziennik z wyprawy po Japonii naratorra z matką, wpaltany z różnymi historiami z życia bohaterki. dla niektórych możne być nudna, cóż jest to opis życia w najczystszej postaci.
30
Julusia011

Całkiem niezła

Na pewno po dłuższym czasie zapomnę o tej książce. Jest to powieści naprawdę ładnie napisana, refleksyjna opowiadająca o podróży do Japonii matki z córką i ich relacji. Choć nie zapadająca na dłużej w pamięć. Trochę mnie znudziła w niektórych momentach .
20

Popularność




Jessica Au

Mógłby spaść śnieg

przełożyła Aga ZanoArtRage

Oliverowi

Kiedy wyszłyśmy z hotelu, padał deszcz; drobniutka mżawka, jaka zdarza się w Tokio w październiku. Powiedziałam, że nie wybieramy się daleko – trzeba tylko dojść do dworca, tego samego, na który przyjechałyśmy wczoraj, a potem złapiemy dwa pociągi i pokonamy spacerem kilka uliczek i już, będziemy w muzeum. Wyjęłam parasolkę, rozłożyłam ją, potem zasunęłam zamek w kurtce. Było wcześnie rano. W drodze na stację mijałyśmy mnóstwo ludzi, choć większość szła w głąb miasta, w przeciwnym kierunku niż my. Matka przez cały czas trzymała się blisko mnie, jakby ten tłum był w jej oczach nieubłaganym morskim prądem, który w każdej chwili może nas rozdzielić, a wtedy już nigdy byśmy się nie odnalazły. Deszcz padał łagodnie, wytrwale. Pokrywał ziemię cieniutką mokrą warstewką – a kiedy się przyjrzeć, dało się zauważyć, że nie idziemy po asfalcie, tylko po małych kwadratowych płytkach.

Dotarłyśmy do Tokio poprzedniego wieczora. Wylądowałam godzinę przed matką i zaczekałam na nią na lotnisku. Byłam zbyt zmęczona, żeby coś poczytać; zabrałam bagaż z taśmy, kupiłam nam butelkę wody i bilety na pociąg ekspresowy do miasta, wypłaciłam trochę gotówki. Przez chwilę się zastanawiałam, czy nie wypadałoby zrobić większych zakupów – może herbata, coś do jedzenia? – ale nie wiedziałam, jak matka będzie się czuła po wylądowaniu. Poznałam ją z daleka, gdy tylko wyszła przez bramkę, po samym chodzie i postawie, zanim jeszcze zdołałam dostrzec jej rysy twarzy. Z bliska dostrzegłam, że nadal dba o wygląd: brązowa bluzka z perłowymi guziczkami, dobrze skrojone spodnie, kilka jadeitowych drobiazgów. Zawsze tak było. Nie ubierała się drogo, ale starannie, z dbałością o krój i rozmiar, zwracała uwagę na subtelne połączenia faktur. Wyglądała jak dobrze ubrana bohaterka filmu sprzed dwudziestu, trzydziestu lat, elegancka i nieco staroświecka zarazem. Zauważyłam też, że zabrała ze sobą dużą walizkę, tę samą, którą pamiętałam jeszcze z dzieciństwa. Walizka mieszkała w sypialni matki, na szafie, skąd rzadko schodziła, a jak już, to głównie na kilka wizyt w Hongkongu, na przykład po śmierci ojca matki, a potem brata. Prawie nie nosiła śladów użytkowania i nawet teraz, po tylu latach, wyglądała niemal jak nowa.

Kilka miesięcy wcześniej zaproponowałam, żeby wybrała się ze mną do Japonii. Nie mieszkałyśmy już w tym samym mieście i nigdy nie spędzałyśmy ze sobą czasu jako dorosłe, ale powoli zaczynałam czuć, że to ważne – z jeszcze nienazwanych przyczyn. Początkowo matka była niechętna temu pomysłowi, ale ja naciskałam, aż w końcu uległa, choć nie powiedziała niczego wprost. Coraz mniej protestowała, wahała się po drugiej stronie słuchawki, gdy po raz kolejny ją namawiałam. To zdradzało, że wreszcie zaczyna sygnalizować gotowość do wspólnego wyjazdu. Wybrałam Japonię, bo już kiedyś tam byłam – matka wprawdzie nie, ale uznałam, że może się czuć swobodniej w innym azjatyckim kraju. A poza tym może uważałam, że to jakoś wyrówna nasze pozycje, skoro obie znajdziemy się na obcym gruncie. Zdecydowałam, że wybierzemy się tam na jesieni, bo to zawsze była moja ulubiona pora roku. Ogrody i parki są wtedy najpiękniejsze; później wszystko jest już niemal kompletnie ogołocone. Nie zakładałam, że może jeszcze trwać pora tajfunów. W prognozach pojawiło się kilka ostrzeżeń, a od naszego przyjazdu padało bez chwili przerwy.

Na dworcu wręczyłam matce jej kartę przejazdową i przeszłyśmy przez bramki. Następnie rozejrzałam się za naszą linią i peronem, starając się dopasować wskazówki na stacji z tymi, które wczoraj zaznaczyłam sobie na mapie. Wreszcie znalazłam właściwe połączenie. Posadzka na peronie została oznaczona w miejscach, w których należy ustawić się w kolejce do drzwi pociągu. Dostosowałyśmy się do wyznaczonego porządku, a po kilku minutach nadjechał pociąg. Niedaleko wejścia było jedno wolne miejsce – zachęciłam matkę, żeby usiadła, a sama stałam przy niej i obserwowałam kolejne stacje za szybą. Miasto było całe z szarego betonu, nijakie od deszczu i nie tak całkiem obce. Rozpoznawałam różne kształty – budynki, wiadukty, przejazdy kolejowe – ale w szczegółach, w samej swojej materii, były nieco różne od tego, co znałam. I właśnie ta drobna, istotna odmienność mnie bez reszty pochłaniała. Po jakichś dwudziestu minutach przesiadłyśmy się na mniej uczęszczaną linię i do nieco luźniejszego pociągu. Tym razem mogłam usiąść obok matki. Patrzyłam, jak zabudowa staje się coraz niższa, aż dotarłyśmy na przedmieścia i bloki zmieniły się w domki o białych ścianach i płaskich dachach, z kompaktowymi autami zaparkowanymi na podjazdach. Nagle dotarło do mnie, że ostatni raz byłam tu z Lauriem, a myślami krążyłam wtedy wokół matki. Teraz znalazłam się tu z nią, lecz rozmyślałam o nim, o tym, jak zwiedzaliśmy całe miasto od rana do późnego wieczora, wszystko oglądaliśmy, wszystko chłonęliśmy. Podczas tamtej podróży byliśmy znowu jak dzieci, przejęte i ciągle czymś zachwycone, wiecznie pragnące więcej. Przypomniało mi się, jak wtedy myślałam, że podzieliłabym się tym doświadczeniem z matką, choćby tylko jego odrobiną. Dopiero po podróży zaczęłam się uczyć japońskiego, jakbym już podświadomie planowała ten drugi wyjazd.

Tym razem wyszłyśmy z metra na cichą uliczkę w zielonej okolicy. Wiele domów stało tuż przy ulicy, ale mimo to mieszkańcy powciskali maleńkie klomby i donice gdzie tylko się dało; tu peonie, tam drzewko bonsai. Też takie mieliśmy, kiedy byłam mała: rosło sobie w białej kwadratowej donicy na nóżkach. Nie wydaje mi się, żeby matka kiedykolwiek coś takiego kupiła, więc musiał być to prezent, którym bardzo długo się zajmowałyśmy. Z jakiegoś powodu w dzieciństwie go nie lubiłam. Może uważałam, że to starannie przystrzyżone, maleńkie drzewko wygląda zbyt nienaturalnie albo samotnie, prawie jak ilustracja, a nie jak roślina, która powinna mieszkać w lesie.

Po drodze mijałyśmy budynek ze ścianą całą zbudowaną z przezroczystych szklanych cegiełek, a potem inny, o powierzchni barwy leśnych grzybów. Kawałek dalej kobieta zamiatała akurat liście z ulicy i pakowała je do worka na śmieci. Przez chwilę rozmawiałyśmy z matką o jej nowym mieszkaniu, którego jeszcze nie widziałam. Niedawno przeprowadziła się z domu mojego dzieciństwa do niewielkiego budyneczku na dalszych przedmieściach, skąd miała bliżej do mojej siostry i wnuków. Pytałam, czy nowe mieszkanie się jej podoba, czy ma w pobliżu sklepy z ulubionymi produktami, czy jakieś koleżanki mieszkają niedaleko. Ona oznajmiła, że ptaki nad ranem strasznie się drą. Z początku myślała, że to dzieci tak krzyczą i wyszła na dwór, żeby sprawdzić, czy komuś nie dzieje się krzywda. Potem uświadomiła sobie, że to ptaki, ale na drzewach żadnego nie dostrzegła. Dalej nic, tylko wielkie połacie ziemi, autostrady. Człowiek mógłby tak iść i iść i nikogo nie zobaczyć, chociaż wszędzie wokół tyle domów.

Widząc, że zbliżamy się do parku, zerknęłam na mapę na telefonie. Zaproponowałam przejście tą drogą, odległość do muzeum i tak będzie taka sama. Po drodze przestało padać, więc opuściłyśmy parasolki. Park był rozległy, ocieniony gęstym baldachimem koron drzew, pocięty krętymi ścieżkami. Właśnie tak wyobrażałam sobie parki w dzieciństwie: zadrzewione, mokre, pogrążone w półmroku, jak niezależne światy. Minęłyśmy pusty plac zabaw, na którym stała metalowa zjeżdżalnia o niebieskich krawędziach, jeszcze poznaczona wielkimi, pękatymi kroplami deszczu. Wśród drzew wiły się cieniutkie strumyczki, to przecinały, to rozchodziły i znów łączyły. Na drodze biegu wody tu i tam oko zatrzymywało się na miniaturowych górach i wąwozach z płaskich kamieni, a całość krajobrazu urozmaicały wąskie mosteczki, jakie widuje się często na pocztówkach albo zdjęciach z podróży na Wschód.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Jessica Au jest pisarką mieszkającą w Melbourne. Jej powieść Mógłby spaść śnieg wyróżniono nagrodą główną w pierwszej edycji Novel Prize (spośród 1500 zgłoszeń) w 2020 roku, organizowanej przez trójkę czołowych niezależnych wydawców anglojęzycznych: Fitzcarraldo Editions (Wielka Brytania), New Directions (Stany Zjednoczone) i Giramondo (Australia).

Aga Zano

Członkini Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury, stypendystka Queen’s University Belfast, University of Edinburgh i Literature Ireland. Przekładała m.in. książki Bernardine Evaristo, Charlesa Yu, C Pam Zhang, Lydii Millet, Columa McCanna, André Acimana, Lucy Caldwell i Lisy Taddeo. Współpracuje z magazynami „Przekrój” i „Herito”.

Kontakt:

[email protected]

Z prozy współczesnej w ArtRage do tej pory ukazały się:

Verena Kessler

Duchy z miasteczka Demmin

w tłumaczeniu Małgorzaty Gralińskiej

Victoria Kielland

Moi mężczyźni

w tłumaczeniu Karoliny Drozdowskiej

Nona Fernández

Strefa mroku

w tłumaczeniu Agaty Ostrowskiej

Aleksandra Pakieła

Oto ciało moje

Charles Yu

Ucieczka z Chinatown

w tłumaczeniu Agi Zano

Andrea Abreu

Ośli brzuch

w tłumaczeniu Agaty Ostrowskiej

Linn Strømsborg

Nigdy, nigdy, nigdy

w tłumaczeniu Karoliny Drozdowskiej

Mohamed Mbougar Sarr

Bractwo

w tłumaczeniu Jacka Giszczaka

Claudia Salazar Jiménez

Krew o świcie

w tłumaczeniu Tomasza Pindla

Kjersti Anfinnsen

Chwile wieczności

w tłumaczeniu Karoliny Drozdowskiej

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Mógłby spaść śnieg

Tytuł oryginału: Cold Enough for Snow

Redaktor inicjujący: Krzysztof Cieślik

Redaktor prowadzący: Michał Michalski

Projekt okładki: Kamil Rekosz

Projekt makiety: Mimi Wasilewska

Redakcja: Agnieszka Budnik

Korekta: Michał Trusewicz, Tomasz P. Bocheński

Koordynacja produkcji: Szczepan Kulpa

Copyright © Jessica Au, 2022

Copyright © for Polish edition by ArtRage, 2023

Copyright © for the Polish translation by Aga Zano, 2022

This project has been assisted by the Australian Government through the Australia Council, its arts funding and advisory body.

Projekt uzyskał wsparcie australijskiego rządu za pośrednictwem Australia Council, organu wsparcia sztuki i doradztwa.

Wydawnictwo ArtRage

wydawnictwo.artrage.pl

Wydanie pierwsze, Warszawa 2023

ISBN 978-83-67515-10-8

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek