Recenzja „Pięknej młodej żony” Tommy’ego Wieringi
18.10.2019Paradoksalnie to, co jest najtrudniejsze w literaturze współczesnej to uchwycenie współczesności. Próba literackiego oddania „tu i teraz”. Bez popadania w reporterską manierę, ale kreowania historii, których miejsce jest tu.
Pauza coraz śmielej sięga po właśnie taką literaturę, która rozmontowuje współczesność. Ze wszystkim lękami i śmiesznostkami. Historycy literatury będą się pochylać na tym, ile z takiej literatury zostanie, ale teraz może ona nam opowiedzieć coś o nas.
Wieringa kreśli portret mężczyzny spełnionego – zawodowo już nieco znudzonego naukowca zajmującego się wirusologią i z pozoru szczęśliwego męża. Męża pięknej i młodej żony, co nie jest bez znaczenia. To ostateczny tryumf bohatera, ucieleśnienie jego męskiej dumy, powodu do zazdrości kolegów.
Ale to jest tylko wypełnienie stereotypu, a Wieringę interesuje to, co dzieje się poza tym. Gdy stwarza się pozory idealnego związku i życia, upadek bywa boleśniejszy. Wieringa pokazuje, że świadomie czy nie, wszyscy mierzymy się z tymi sami oczekiwaniami, tymi sami pragnieniami. Wdrukowuje się nam przepis na szczęście, który próbujemy realizować. Tylko nie bardzo wiadomo, co jest tym szczęściem. Gdy kolejne punkty są odhaczane i osiąga się pozorny stan błogości, za rogiem pojawia się coś nowego – dziecko, kochanka, nowe wyzwanie.
Refleksja przychodzi dopiero, gdy jest się na skraju, że już to osiągnęliśmy i wystarczyło docenić. Przypomina w tym Margaret Mazzantini, która również przygląda się zwyczajnym problemom, a okrucieństwo wynika z codzienności.
Nie sposób znaleźć tu pocieszenie. Ale im więcej błędów popełnią bohaterowie książek, które czytamy, tym mniej może będzie ich z naszym udziałem.
Tommy Wieringa "Piękna młoda żona" tłum. Alicja Oczko Wydawnictwo Pauza