Recenzja „Ani złego słowa” Uzodinma Iweala
04.11.2019Nie ma nic przesadzonego w słowach Sylwii Chutnik, że przy tej książce będziecie płakać.
Nie jest to lektura łatwa i przyjemna. Mimo, że Niru i Meredith, główni bohaterowie, są całkiem uprzywilejowani. Pochodzą z bogatych rodzin, czekają na listy potwierdzające dostanie się na studia (Niru już jest na Harvardzie), kończą liceum i w zasadzie powinni myśleć o ostatnich beztroskich wakacjach.
Często zapominamy, że problemy nie dotyczą tylko innych ludzi, a te które przeżywamy w wieku nastoletnim urastają do rozmiarów rozmów pokojowych. Niru mimo, że pochodzi z zamożnej rodziny nie czuje się w pełni akceptowany. Jest czarnoskóry, wierzący i właśnie odkrywa, że jest gejem. Wyklucza go to na kilku poziomach – nie akceptuje go konserwatywny, nigeryjski ojciec. Nie czuje się wspierany przez wspólnotę kościelną, która stara się go egzorcyzmować. A jako czarnoskóry wciąż jest traktowany gorzej i z pogardą. Kluczowe są dwie sceny – pierwsza, gdy Niru zostaje zatrzymany przez policję. Odczuwamy jego autentyczny strach, który w tak błahej sytuacji jak kontrola prędkości wydaje się irracjonalny. Z naszego punktu widzenia, jest to banał. Jednak zmiana perspektywy wiele uświadamia.
Iweala pisze głównie o samotności. Niru zostaje sam ze swoją nową seksualnością. Nie pomagają mu rodzice, boi się rówieśników, najlepsza przyjaciółka znika. Meredith jest nie mniej ważną bohaterką. To przy niej Niru uświadamia sobie swoją orientację. Jest to tym bardziej bolesne, że Meredith jest w nim zakochana. Sama musi zmierzyć się z odrzuceniem. Konfrontacja bohaterów jest dramatyczna w skutkach. Wyjście do baru, próba porozumienia, a na końcu pozbawiona jakiegokolwiek sensu śmierć, która znów spada na barki Meredith. Straciła Niru dwa razy.
Iweala buduje poczucie ogromnej bliskość z bohaterami. Czytelnik daje im to, czego najbardziej brakuje. Kronikarski styl sprawia jakbyśmy zaglądali do czyjegoś dziennika. Niru tylko opowiadając jest w stanie wyrazić, co czuje. A odczuwa bardzo dużo, sprzeczne emocje kłębią się w nim. Zaciera tym samym granicę między literaturą a relacją. Podobnie jest w przypadku Meredith, która już bardziej trwa niż żyje. Targana wyrzutami sumienia.
Jest to bolesna książka, bo bardzo prawdopodobna. W wielu aspektach uniwersalna, bo brak akceptacji może dotyczyć wielu kwestii. Brak zrozumienia rodzi nienawiść. A ta nienawiść niszczy świat.
Uzodinma Iweala „Ani złego słowa” Tłum. Piotr Tarczyński Wydawnictwo Poznańskie