O książce „Turbulencje” Davida Szalaya.
18.07.2020Zdarzyło wam się wymyślać życiorysy osób, które siedzą obok was w pociągu, samolocie czy ławce w parku? Tak, to może być fajna zabawa, ale David Szalay poszedł o krok dalej. Swoich dwunastu bohaterów połączył przypadkowym spotkaniem w samolocie, w drodze na czy z lotniska. Poznajemy ich krótkie historie, dosłownie przelatując z miasta do miasta, między państwami i kontynentami.
„Turbulencje” to niewielka książeczka, można ją spokojnie przeczytać w kilka godzin. Jednak zostanie w sercu na długo. Szalay, w bardzo filmowy sposób, przedstawia nam mikrohistorie ludzi z różnych stron świata. Ich lęki, marzenia, pragnienia. Spotykamy ich w chwili życiowych turbulencji, niepewności. Za pomocą bardzo prostego zabiegu, Szalay pokazuje, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Banalne? Być może, ale należy zaczynać o spraw podstawowych, bo coraz częściej o nich zapominamy.
To również lekcja empatii. Nie oceniajmy innych ludzi, nigdy nie wiemy, co dzieje się w ich życiu, w ich głowach. Nie wiemy jakie obecnie przechodzą turbulencje. Gdy dzieją się one podczas lotu, możemy zamknąć oczy i liczyć, że szybko się skończą. W życiu nie jest tak prosto, wymaga to ogromu pracy, a czasami jesteśmy bezsilni. To oczywiste, że warto być dobrym człowiekiem, Szalay nam o tym przypomina, bo dobro przestało być w cenie.
W świecie, który zaczyna być coraz bardziej zamknięty, takie opowieści są jak powiew świeżego powietrza. Choć spotykamy bohaterów w trudnych momentach, to chcemy im dalej kibicować, tworzyć historie poza opowieścią. Przesłanie Szalay’a jest proste, nie różnimy się między sobą, nasze problemy są podobne, zmagamy się z tym wszyscy – strachem, samotnością, brakiem bliskości.
Przeczytajcie, a zostanie z wami ta książka na długo.
David Szalay "Turbulencje" tłum. Dobromiła Jankowska