Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
145 osób interesuje się tą książką
Ona walczy z przeszłością. On walczy o przyszłość.
Pięć lat temu Laura uwolniła się z piekła. Od tamtego czasu mierzy się z problemem, który skrywa przed światem. Nie wierzy, że ktokolwiek byłby w stanie zrozumieć to, co naprawdę czuje.
Jedno przypadkowe spotkanie w parku zmienia wszystko. Laura zaczyna wierzyć w to, że może odzyskać własne życie. Aby wygrać wreszcie walkę z przeszłością, rozpoczyna naukę samoobrony w klubie sztuk walki. Ale tej bitwy nie będzie toczyć sama. Czeka na nią coś więcej. Między nią a tajemniczym bokserem rodzi się niezwykłe uczucie, które na zawsze odmieni serca obojga.
Czy bolesna przeszłość pozwoli im pokonać demony i odnaleźć drogę do szczęścia?
Ta historia jest naprawdę SWEET. Sugerowany wiek: 16+
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 314
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla wszystkich, którzy szukają światła.
Znajdziecie je.
OSTRZEŻENIE
W powieści poruszane są takie tematy, jak przemoc, przemoc domowa, przemoc seksualna, trauma, atak paniki, depresja, samobójstwo, samookaleczanie. Treść książki została skonsultowana ze specjalistą.
Playlista
Birdy People Help the People
Tedy CanI
NF Trauma
Gabriel Thomas Broussard, Zoe Brush Stand Still
Dustin O’Halloran We Move Lightly
nilu Are You With Me
Victor Lundberg, Matt Bloyd I Want You to Stay
Maxence Cyrin Where Is My Mind
NF, Britt Nicole Can You Hold Me
Peter Sandberg Detach
Hozier Work Song
The Paper Kites Bloom (Bonus Track)
Clem Leek Breaking Down
James Arthur Train Wreck
Melody Lake Affection
WYRAZY TO TYLKO LITERY. To my nadajemy im znaczenie.
Laura czuła się, jakby jej życie nie miało znaczenia. Jakby z każdym dniem coraz bardziej z niej ulatywało, tak samo jak znika znaczenie słowa, które powtarzamy kilka razy. Jakby w dniu, w którym się urodziła, ktoś zapomniał przypisać jej rolę i pozwolił tylko egzystować.
Słabe światło latarni rozpraszało nikłą ciemność, która nadchodziła tuż przed wschodem słońca. Parki o tak wczesnej porze powinny wywoływać niepokój, lecz Laurze przynosiły dziwne ukojenie. Nigdy bowiem na świecie nie panowała taka cisza jak o czwartej nad ranem. Tylko wtedy wszystko wokół zatrzymywało się w czasie, pozostawiając dziewczynę całkowicie samą.
Mrok nigdy jej nie przeszkadzał. Przez większość czasu w nim żyła, więc już dawno przyzwyczaiła się do cieni, które ze sobą niósł. Poza tym doskonale zdawała sobie sprawę, że potwory, których się bała, wcale nie przychodzą nocą. Wolą przemykać w świetle dnia.
Oparła się wygodniej o ławkę i odchyliła głowę, wpatrując się w zabarwione świtem lipcowe niebo. Przymknęła powieki, wsłuchując się w wietrzną melodię drzew. Tylko one tak naprawdę ją znały. Mogła mówić, co chciała, i nigdy nie spotkała się z krytyką ani osądem z ich strony. W przeciwieństwie do ludzi nie zadawały pytań. Może właśnie dlatego rozmowa przychodziła jej łatwiej. Rzucała słowami, przeobrażając je w zdania, i szeptem dzieliła się swoją historią.
Opowiadała właśnie o tym, jak dni znowu zaczynały stawać się ciężkie, jak każda zła myśl niczym nitka nadziana na igłę zaszywała się w jej umyśle, gdy usłyszała ciche popiskiwanie. Obróciła się i zobaczyła średniej wielkości psa, który kulał na jedną łapę. Natychmiast wstała, przy okazji łapiąc torbę, i zaraz zamarła, kiedy zorientowała się, że kundel się wystraszył.
– Hej… – Zrobiła ostrożny krok do przodu, schodząc z chodnika na trawę. – Nie bój się. Chcę ci pomóc.
Pies przekrzywił głowę, jakby nie był co do tego przekonany. Laura nie miała żadnego doświadczenia z psami, ale wiedziała, że nie mogła go tak zostawić. Musiała mu pomóc. Nienawidziła patrzeć na cierpienie innych, bo sama doskonale znała to uczucie i oddałaby wszystko, żeby ktoś pomógł jej, kiedy potrzebowała ratunku. Kto wie, może wtedy jej życie potoczyłoby się inaczej?
Zrobiła kolejny ostrożny krok i zatrzymała się, czekając na reakcję zwierzęcia. Psina zastrzygła uszami i kiedy Laura myślała już, że zaczyna zdobywać jej zaufanie, kundel odwrócił się i zaczął uciekać. Dziewczyna ruszyła za nim.
– Zaczekaj! – zawołała. – Nie zrobię ci krzywdy!
Pies przyspieszył, przestraszony jeszcze bardziej niż wcześniej, i zaczął stąpać na chorej łapie, w panice próbując oddalić się od Laury.
– Nie rób tak! – Biegła dalej, ślizgając się na mokrej od porannej rosy trawie. – Poczekaj, pomogę…
I wtedy uderzyła w coś twardego. Na początku myślała, że to latarnia, ale gdy uniosła wzrok, a silne dłonie złapały ją za ramiona, zrozumiała, że wpadła na człowieka. Bardzo wysokiego i mocno zbudowanego, który przytrzymał ją, żeby się nie przewróciła. Cofnęła się jak oparzona, upuszczając torbę.
Dotknął jej.
Dotknął.
– Wybacz, nie zdążyłem wyhamować – powiedział chłopak, lekko zdyszany, jakby też właśnie gdzieś biegł. – Przez słuchawki cię nie słyszałem, a pojawiłaś się dosłownie znikąd.
Laura patrzyła na niego w oszołomieniu. Tak bardzo skupiła się na psie, że zupełnie nie zwracała uwagi na otoczenie. Nie wiedziała nawet, że przebiegła przez pas trawy znajdujący się między jedną ścieżką a drugą i trafiła na chodnik. Nie spodziewała się również, że ktokolwiek może pojawić się o świcie w parku, dlatego przed wyjściem z domu zdecydowała się włożyć tylko koszulkę z krótkim rękawem. A nie robiła tego prawie nigdy, by uniknąć jakiegokolwiek kontaktu cielesnego z drugim człowiekiem.
– Wszystko w porządku? – zapytał nieznajomy, kiedy Laura się nie odezwała. – Zrobiłem ci krzywdę?
Otworzyła usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Czuła rosnącą panikę w gardle, kiedy wpatrywała się w skroplone potem ramiona chłopaka i jego duże dłonie, które dotknęły jej skóry.
Dotknęły.
Skóra ze skórą.
Kontakt, na który nie była przygotowana.
Zacisnęła powieki i zmusiła się do tego, żeby skupić się na czymś innym. Czymkolwiek, tylko nie na tym, że właśnie poczuła na sobie dotyk drugiej osoby bez żadnej osłony.
– Pies… – wydusiła, palcem wskazując kierunek, w którym pobiegło zwierzę. – Pies… – spróbowała znowu, jednak nie mogła dokończyć przez zbyt szybki oddech.
Otworzyła oczy, przyciskając rękę do piersi, gdy ucisk w środku stał się nieznośny. Czuła niekontrolowane drżenie ciała, w uszach odbijało się szaleńcze kołatanie serca. Po kręgosłupie spłynęła jej kropelka potu, wywołując dreszcze.
Oddychała zdecydowanie za szybko.
Dlaczego musiał jej dotknąć?
Dlaczego musiała poczuć na sobie jego skórę?
Chciała krzyczeć.
– Pies? – Chłopak patrzył w kierunku, który wskazywała Laura. – Nie widzę żadnego… – Odwrócił głowę i zamilkł, ponieważ zobaczył, że dziewczyna zgięła się wpół. – Co się dzieje?
Nie była w stanie mu odpowiedzieć. Dusiła się. Dusiła się własnym oddechem i nie mogła nic na to poradzić.
Świat wokół niebezpiecznie zawirował, czas jakby zwolnił.
– Hej… – zaczął nieznajomy, wyciągając w jej stronę rękę, lecz było już za późno.
Laura straciła władzę w nogach, skonsternowana twarz chłopaka rozmazała się, a ostatnie, co zapamiętała przed utratą przytomności, to jego niesamowicie granatowe oczy.
GDYBY KTOŚ JEJ SIĘ PRZYJRZAŁ, zobaczyłby tylko zarys sylwetki. Reszta to pustka. Była pusta w środku. A przynajmniej tak sądziła.
Do jej uszu dobiegł znajomy odgłos cichego zgiełku. Uniosła powieki i ujrzała tak dobrze jej znane szpitalne jarzeniówki. Zaraz usłyszała też równie dobrze znany sobie głos:
– Znowu byłaś w parku – stwierdziła z oburzeniem Aniela.
Laura popatrzyła na przyjaciółkę. Współlokatorkę. Osobę, która wyrwała ją z koszmaru. I chociaż Laura nie wierzyła w Boga, uważała Anielę za anioła w czystej postaci. Tylko może nie w tej chwili, bo przyjaciółka właśnie piorunowała ją wzrokiem. Oczy koloru świeżo parzonej kawy dosłownie ciskały błyskawicami.
– Obiecałaś, że przestaniesz tam chodzić!
Laura podniosła się do pozycji siedzącej, a do jej wnętrza wkradło się poczucie winy. Podkrążone oczy Anieli i zazwyczaj idealnie ułożone blond włosy, teraz spięte w niechlujny kok na czubku głowy, wskazywały, że została wyrwana ze snu.
– Potrzebowałam pomyśleć… – zaczęła, lecz Aniela od razu jej przerwała:
– W domu możesz myśleć równie dobrze jak w parku.
– Dobrze wiesz, że to nie to samo.
– Gówno prawda – odparowała ze złością. Wstała z krzesła i odwróciła się z zamiarem odejścia, jednak natychmiast wróciła i zgarnęła Laurę w objęcia. – Jesteś okropna – wymamrotała w jej włosy, po czym odsunęła się i klepnęła ją mocno w ramię.
– Auć! – Laura potarła dłonią bolące miejsce. – Nie wiesz, że pacjentów się nie bije?
– Wiesz, jak się martwiłam?! – Zignorowała ją i wzięła się pod boki. – Zadzwonili ze szpitala i myślałam o najgorszym, przysięgam.
Laura, słysząc to, poczuła się jeszcze gorzej niż wcześniej.
– Niby powiedzieli, że to nic poważnego, ale jak zobaczyłam, kto stoi przy twoim łóżku… Prawie dostałam zawału!
– Kto… kto tu był?
– Jakiś gość. Napakowany. Wysoki. Ubrany na sportowo. Czarne włosy, niebieskie oczy. – Zastanowiła się chwilę. – Chociaż w sumie bardziej granatowe.
Aniela nie musiała nic dodawać, ponieważ Laura wiedziała, o kim mowa. Chłopak z parku. Tylko co on robił w szpitalu?
– Miał tatuaże – kontynuowała. – Wyglądał niebezpiecznie i gniewnie. Aha, i to on cię tu przyniósł.
Laura wytrzeszczyła oczy.
– Przyniósł?!
Nie była pokaźnych rozmiarów, raczej drobna, niska, ale przeniesienie kogokolwiek z parku Julianowskiego, który znajdował się dobrych piętnaście minut od najbliższego szpitala, wydawało jej się niesamowitym wyczynem.
– Tak. – Aniela skinęła głową. – Podobno zemdlałaś zaraz po tym, jak na niego wpadłaś. Nie wiem w sumie niczego więcej, bo ulotnił się od razu, jak dał mi wizytówkę i twoją torebkę. Powiedział, że musi wrócić po psa. – Wzruszyła ramionami.
Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. Nie mogła jednak w spokoju rozczulać się nad sobą i pogrążyć we wstydzie, ponieważ Aniela rzuciła bluzę prosto na jej głowę.
– Masz. Wzięłam na wszelki wypadek i całe szczęście, bo jest już ósma. Czeka nas powrót między ludzi.
Laura ściągnęła ubranie z twarzy.
– Nie przyjechałaś autem?
– Nie. – Aniela przewróciła oczami. – Przed snem wypiłam trzy lampki wina, nie pamiętasz?
Nie pamiętała. Nie chciała się do tego przyznawać, ale już wieczorem zawładnęły nią wspomnienia. Chociaż walczyła, straciła kontakt z rzeczywistością.
– Znowu…? – spytała niepewnie przyjaciółka.
Skinęła głową.
– Sądziłam, że… – zaczęła Aniela, ale pokręciła głową. – Mogłam z tobą pójść. Mówiłam ci, że jeśli potrzebujesz porozmawiać z kimś innym niż, no wiesz, człowiekiem, będę ci towarzyszyć.
Laura wiedziała. Ale nie mogłaby żyć z myślą, że wykorzystuje Anielę jeszcze bardziej. Już wystarczająco jej pomogła. Z tym musiała poradzić sobie sama. Poza tym przy osobie towarzyszącej nie potrafiłaby się otworzyć i nie znalazłaby ukojenia, którego tak bardzo potrzebowała w chwilach słabości.
– Poszukasz kogoś, żeby pozbył się tej rurki? – zapytała, wskazując na wenflon od kroplówki i odciągając uwagę od niewygodnego tematu. – Chcę już stąd pójść.
– Jasne. – Uśmiechnęła się słabo. – Zaraz wracam.
Odeszła, zostawiając Laurę z myślą, która krążyła w jej głowie, odkąd wspomniano o chłopaku z parku. A raczej o mężczyźnie.
Którego dotyk po raz pierwszy nie wywołał wspomnień strasznej przeszłości.
Pół godziny później wchodziły do mieszkania. Dużego, przestronnego. Laura czasami nadal nie wierzyła, że wylądowała w takim miejscu – eleganckim apartamencie z drewnianą podłogą w jodełkę i biało-granatowymi ścianami ze sztukaterią. Przynależał do niego salon z aneksem kuchennym, dwie sypialnie – jedna jej, druga Anieli – garderoba i łazienka.
Zrzuciła buty i chociaż już było jej za gorąco, mocniej opatuliła się bluzą. Miała wrażenie, że nadal czuje na sobie zbyt bliską obecność ludzi, i potrzebowała tarczy w postaci ubrania. Droga ze szpitala do domu zajęła im około dwudziestu minut marszu, a i tak spieszący się na autobus mężczyzna musiał jej dotknąć. To było tylko muśnięcie łokciem, dla normalnej osoby ledwo wyczuwalne, a można było nawet pokusić się o stwierdzenie, że ktoś nie zwróciłby na nie uwagi, jednak Laurę przyprawiło o mdłości.
W myślach nadal dziękowała Anieli, że przyniosła jej bluzę i że zawsze pamiętała o problemie, który tak bardzo wpływał na każdy moment jej życia.
Usiadła na stołku barowym przy białej wyspie kuchennej i zapytała:
– Pokażesz mi tę wizytówkę?
– Jasne – odparła Aniela i zaczęła grzebać w torebce, jednocześnie zdejmując trampki. – Gdzieś ją tutaj powinnam mieć – mruknęła, prawie się przewracając, ale wyciągnęła małą karteczkę i pomachała nią. – Znalazłam!
Laura w ciszy przyglądała się, jak dziewczyna dokańcza ściąganie butów, i po raz setny zastanowiła się, jakim cudem udawało jej się prowadzenie dwóch salonów kosmetycznych na dwóch krańcach Łodzi. Przygotowywała się do otwarcia kolejnego, w centrum, więc jej roztargnienie sięgało zenitu, ale sprawiało to tylko, że Laura czuła jeszcze większy podziw i dumę, kiedy patrzyła na przyjaciółkę.
Aniela stanęła po drugiej stronie wyspy i położyła wizytówkę na blacie.
– To tylko telefon i nazwa jakiegoś klubu walki. – Zmarszczyła brwi. – Nie powiem, nie brzmi zachęcająco.
Przysunęła karteczkę bliżej Laury i podeszła do lodówki. Laura spojrzała na wydrukowane na bieli litery oraz cyfry i zrozumiała, że wpadła na właściciela klubu sztuk walki. „Samotnie Walczący. Sambor Barel”. Ciekawa nazwa, niespotykane imię. Mężczyzna z parku stawał się dla niej coraz większą zagadką.
– Musimy porozmawiać – oznajmiła Aniela, stawiając przed nią szklankę z wodą wypełnioną kostkami lodu.
Laurę ścisnęło serce na ten gest. Przyjaciółka zawsze o nią dbała, a ona nie potrafiła w pełni odwdzięczyć się za jej dobro. Chyba nigdy nie będzie w stanie. Nie po tym, co dla niej zrobiła.
Ścisnęło jej się serce również na widok poważnego wyrazu twarzy Anieli. Laura domyślała się, czego będzie dotyczyła rozmowa, i wcale jej się to nie podobało. Ta troska czasami ją przytłaczała, jednak wiedziała, że przyjaciółka ma dobre intencje. Traktowała ją jak siostrę, chociaż nie dzieliły ze sobą ani kropli krwi.
Mimo to wyglądały prawie identycznie. Obie miały długie jasne włosy, delikatne, wręcz dziewczęce rysy twarzy i kształtne usta. Były tego samego wzrostu, w podobnym wieku, dlatego ludzie często brali je za rodzeństwo. Różnił je jednak kolor oczu. Przeszywające, błękitne spojrzenie Laury nie mogło równać się z miękkością brązu jej przyjaciółki.
– To, co robisz, jest niebezpieczne – odezwała się ponownie Aniela.
Laura otworzyła usta, lecz Aniela nie dała jej dojść do głosu.
– Nawet nie próbuj się kłócić. Dzisiejsza sytuacja tylko potwierdza, że mam rację. Kiedy tymczasowo – przy tym słowie posłała jej znaczące spojrzenie – rezygnowałaś z terapii, obiecałaś, że przestaniesz wychodzić w środku nocy do parku. Sama. Nie masz pojęcia, na kogo trafisz. Nie każdy ma złe zamiary, ale sama dobrze wiesz, że wystarczy jedna osoba, żeby zmienić życie, na lepsze bądź gorsze. Nie ryzykuj, żeby zobaczyć, jakiego człowieka możesz spotkać następnym razem. Dzisiaj miałaś szczęście, ale kto wie, co będzie jutro.
Patrzyły na siebie w milczeniu, aż Laura pojęła, że przyjaciółka się nie ugnie. Pokiwała więc głową i powiedziała:
– Masz rację. Przestanę, tym razem naprawdę.
Powiedziała to, chociaż dobrze wiedziała, że nie da rady dotrzymać słowa.
OBUDZIŁA SIĘ.
Znowu.
Zastanawiała się, kiedy w końcu nadejdzie dzień, w którym nie otworzy oczu. Ta myśl pojawiała się w jej głowie codziennie, odkąd skończyła siedem lat, a miała już dwadzieścia cztery. Uważała, że trwało to zdecydowanie za długo.
Tak dokładnie mówiąc, o siedemnaście lat.
Sięgnęła po wizytówkę leżącą na stoliku nocnym i zaczęła się w nią wpatrywać, chociaż znała już każdą jej literę i cyfrę na pamięć. Myślała o tym od wczoraj. Nie spodziewała się tego, ale może w końcu los się do niej uśmiechnął i próbował jej przekazać, że ma spróbować? Może to nareszcie pomoże jej żyć normalnie?
Zerwała się z łóżka, szybko ogarnęła się w łazience, żeby choć trochę wyglądać jak człowiek, porwała z krzesła lekką dżinsową kurteczkę i zamarła z ręką na klamce. Zawahała się. A co, jeśli to zły pomysł?
Pokręciła głową. Nie. Musiała chociaż spróbować.
Wyszła z sypialni i podążając za charakterystycznym zapachem, który mógł oznaczać tylko jedno, przeszła do kuchni, gdzie Aniela gotowała jej słynne spaghetti bolognese. Laura oparła się bokiem o wyspę kuchenną i zanim opuściła ją odwaga, oznajmiła:
– Zdecydowałam.
Aniela przestała mieszać w garnku i zwróciła się przodem do Laury, w ręku nadal trzymając łyżkę brudną od sosu.
– Co mnie ominęło?
– Chcę nauczyć się walczyć.
Kilka kropli sosu spadło na podłogę. Zanim jednak Laura zdążyła zwrócić Anieli uwagę, ta zapytała:
– W tym klubie walki? Z wizytówki?
Mogła wybrać inne miejsce, ale to właśnie tam był mężczyzna z parku. Laura czuła, że musi się z nim spotkać, chociażby po to, aby przekonać się, czy jego dotyk naprawdę nie przywoływał przeszłości.
– Tak – odpowiedziała. – Uważasz, że to zły pomysł?
– Nie wiem, co o tym myśleć. – Aniela ruszyła ręką, żeby oprzeć się blat, i kolejne kropki czerwieni ozdobiły drewnianą jodełkę. – Wiesz, że nie musisz pytać mnie o zdanie, prawda? Zawsze wyrażę swoją opinię, jak będziesz chciała lub jeśli uznam, że popełniasz totalne głupstwo, ale ostateczna decyzja należy do ciebie. To twoje życie, nie moje.
– Ja… – Znowu się zawahała.
– Uważasz, że to może ci pomóc? Choć w małym stopniu?
– Nie wiem. Może? – Spuściła wzrok i popatrzyła na swoje dłonie. – Zawsze byłam bezbronna. Może świadomość, że umiem się bronić, złagodziłaby moje reakcje na dotyk?
– No to na co czekasz? Idź i pomachaj trochę kończynami. Naucz się jakichś niebezpiecznych chwytów i pokaż, jaka jesteś silna. Tylko nie przesadzaj – pogroziła, machając łyżką, przez co kolejne krople sosu spadły na podłogę. – Bo zanim się obejrzysz, sam James Bond będzie chciał zwerbować cię na misję.
Laura zaśmiała się szczerze.
– Myślę, że to mi nie grozi.
– Tylko nie mów później, że miałam rację. – Obie się zaśmiały, jednak Aniela zaraz spoważniała. – Chcesz, żebym tam zadzwoniła?
– Do Jamesa Bonda?
– Nie, głuptasie. Do klubu walki. No wiesz, żeby powiedzieć im o twoim problemie, rozeznać się w sytuacji, dowiedzieć się, co i jak. Podstawy.
Dziewczyna aż się zarumieniła. No tak, to Aniela zawsze o wszystko dbała. Kiedy zaczęły razem mieszkać, Laura miała problem z podstawowymi czynnościami, nie wspominając już o kontaktach międzyludzkich. Z czasem wiele się zmieniło i Laura przejęła większość domowych obowiązków, jednak trudności nadal sprawiało jej głupie zamówienie pizzy przez telefon, szczególnie kiedy po drugiej stronie odzywał się męski głos, dlatego niedziwna była propozycja Anieli.
Ale tym razem miało być inaczej. Wiedziała, czego się spodziewać, i chociaż pierwsze spotkanie jej i właściciela klubu skończyło się niezbyt dobrze, nie bała się, że wspomnienia nieprzyjemnej przeszłości wypłyną przy nim na powierzchnię. Nie musiała się obawiać, jak zareaguje, dopóki go nie dotknie.
– Chcę to zrobić sama – oznajmiła pewnie. – Muszę zacząć radzić sobie sama.
– Dobrze. – Uśmiechnęła się łagodnie. – W razie czego dzwoń.
Laura skinęła głową i ruszyła do drzwi. Zatrzymała się jednak w pół kroku i odezwała:
– Anielo?
– Tak? – Usłyszała z kuchni.
– Sos ci się przypala!
Wyszła z mieszkania w akompaniamencie siarczystych przekleństw wydobywających się z ust przyjaciółki.
Zanim dotarła do klubu walki, miała jeszcze jedną ważną rzecz do zrobienia. Drukarnia, która przyjmowała i realizowała jej zamówienia, mieściła się w centrum miasta, w starej kamienicy blisko Piotrkowskiej. Musiała tam zajrzeć, więc dobrze się złożyło, że akurat miała ją po drodze.
Nacisnęła klamkę, a drzwi otworzyły się z cichym brzdękiem dzwoneczka zawieszonego nad nimi. Lubiła ten dźwięk. Otulał jej serce ciepłem, podobnie jak uśmiechnięta, pokryta zmarszczkami twarz pana Leszka, który właśnie wyszedł z zaplecza.
– Lauro! Jak dobrze cię widzieć. Nazbierało się trochę nowych zamówień, odkąd ostatni raz odwiedziłaś staruszka.
Natychmiast ukłuło ją poczucie winy.
– Wiem, przepraszam. Ostatnio…
– Ach, nie przepraszaj. – Machnął ręką. – Po prostu stwierdzam fakt. Jeśli nie możesz przyjść, to absolutnie się tym nie przejmuj. Pamiętaj o tym, proszę.
Wesołość widoczna w zielonych oczach ukrytych za szkłem grubych oprawek sprawiła, że wszystkie złe emocje ją opuściły.
– Zostajesz? – spytał.
Pokręciła głową.
– Niestety nie. Mam coś do załatwienia.
– Dobrze, w takim razie zaczekaj tutaj. Przyniosę szczegóły. Wszystko skrupulatnie zanotowałem.
– Jak zawsze.
Wymienili szerokie uśmiechy, po czym pan Leszek zniknął w głębi zakładu. Przeważnie Laura podążyłaby za nim, żeby zrealizować zamówienia, ale obiecała sobie, że pójdzie do klubu walki, i nie zamierzała stchórzyć. Jednak teraz, patrząc na znajome wnętrze drukarni i czując zapach papieru, chciała zostać. Była w bezpiecznym miejscu, a rzadko mogła to powiedzieć.
Kiedy trafiła do zakładu po raz pierwszy, nie spodziewała się, że znajdzie w nim ostoję. Aniela akurat otwierała drugi salon kosmetyczny w Łodzi, a drukarnia zajmująca się banerem na otwarcie i wizytówkami nawaliła. Widząc, że przyjaciółka się stresuje, Laura zaoferowała, że znajdzie nową firmę, która wykona zlecenie. Niestety nie spodziewała się, że nikt nie będzie miał terminów.
Oczywiście oprócz małej drukarni w centrum miasta.
Stała pod wskazanym adresem dobrych piętnaście minut, zanim odważyła się wejść do środka. Trzy lata temu dużo bardziej stresowała się rozmową z ludźmi niż teraz, jednak kiedy przywitała ją uśmiechnięta twarz pana Leszka, zeszło z niej całe ciśnienie. I równie szybko, jak opuścił ją strach, sytuacja zmieniła się na tragiczną.
Mężczyzna, który przyszedł odebrać zamówienie, niechcący jej dotknął. Pomieszczenie było małe i żeby przejść koło Laury, która zastygła w bezruchu na widok kolejnego męskiego osobnika, musiał lekko musnąć jej plecy klatką piersiową. Trzy lata temu zupełnie nie radziła sobie z nieplanowanym dotykiem, dlatego spanikowała i wybiegła z drukarni, jakby się za nią paliło.
– Zaczekaj! Dziewczyno, zaczekaj!
Kiedy odwróciła głowę, zobaczyła, że gonił ją staruszek. Nie wiedziała, dlaczego za nią biegnie, więc przeraziła się jeszcze bardziej. Ujrzała kobietę wychodzącą z bramy z kamienicy i nie zastanawiając się nad tym, co robi, czmychnęła do środka. Oparła się o zimną ścianę i objęła ramionami, powstrzymując szloch. Przeklinała się w myślach, że znowu zawiodła Anielę. Tak bardzo pragnęła wynagrodzić jej chociaż w małym stopniu pomoc, której jej udzieliła, a została pokonana przez własne ciało.
Nienawidziła tego, jak bezradnie czuła się w tamtej chwili.
Otarła łzy, uspokajając się, i zdecydowała się wrócić do drukarni. Tak łatwo się nie podda. Złapała za kraty i pociągnęła, lecz te ani drgnęły. Spróbowała ponownie, uciszając budującą się w gardle panikę, kiedy usłyszała:
– Na ścianie jest przycisk. Musisz go nacisnąć, żeby brama się otworzyła.
Spojrzała na właściciela głosu. Starszy mężczyzna z drukarni wpatrywał się w nią i lekko się uśmiechał.
– Jestem Leszek. A ty?
– Laura – wydusiła nieśmiało.
– Miło mi cię poznać, Lauro. A teraz otwórz bramę i wracajmy do drukarni. Coś czuję, że czeka nas dużo pracy.
I tak po prostu Laura poczuła się lepiej. Wrócili do zakładu pana Leszka, już pustego, i zajęli się pracą. Pan Leszek zatrudniał dwie osoby, ale jedna akurat się rozchorowała, a druga studiowała i miała ograniczony grafik, dlatego aby zdążyć na otwarcie salonu Anieli, pan Leszek zapytał, czy Laura nie chciałaby mu pomóc. A że była zdeterminowana, aby w dniu otwarcia wszystko wyszło, jak należy, odparła bez cienia wątpliwości:
– Oczywiście. Co mam robić?
Tak właśnie rozpoczęła się ich współpraca. Pan Leszek nie prowadził tradycyjnej drukarni. Przez większość mogłaby zostać uznana za zacofaną lub zatrzymaną w czasie, ale Laurze niezwykle podobały się klimat i pasja, jaką właściciel obdarzał zwykły papier. Używał jednej z najstarszych metod druku, jaką jest typografia, a Laura po prostu zakochała się w wypukłości liter odznaczających się na grubym papierze, więc kiedy tylko miała okazję, odwiedzała pana Leszka w zakładzie.
Fascynacja drukiem sprawiała, że często do niego przychodziła. Pan Leszek, z przyklejonym do twarzy uśmiechem, wielkimi okularami, zawsze ubrany we flanelową koszulę w kratę, stał się dla niej kimś w rodzaju dziadka, którego nigdy nie miała. Lubiła myśleć, że uznawał ją za wnuczkę, i kiedy zajadali się upieczonymi przez niego ciasteczkami, naprawdę uważała, że to możliwe.
Kiedyś, podczas ich pogawędek przy kawie, Laura niechcący zahaczyła łokciem o filiżankę, przez co brązowy napój wylał się na papier. Pan Leszek zapewniał, że nic się nie stało, jednak dziewczyna nie chciała, aby poniósł jakiekolwiek straty z jej powodu, dlatego odważyła się zaprojektować nic nieznaczącą wizytówkę z pobrudzonego papieru.
– To jest niesamowite! – zachwycił się, kiedy Laura pokazała mu skończony produkt. – Czemu wcześniej niczego nie zaprojektowałaś?
Dziewczyna zarumieniła się po same uszy, nieprzyzwyczajona do pochwał. Pan Leszek nie mógł wyjść z podziwu, a Laura w końcu poczuła, że jest w czymś dobra, dlatego stworzyła kolejne projekty. Aniela namówiła ją do założenia strony na portalach społecznościowych, gdzie dzieliłaby się swoimi pracami, i od tamtego czasu jej mały biznes się kręcił. Pan Leszek przyjmował zamówienia, ona projektowała, a później wspólnie je wykonywali. Dzielili się zyskami pół na pół, jednak niektóre zlecenia w całości przygotowywała Laura i pan Leszek nie chciał wtedy nawet słyszeć o pieniądzach.
Zbliżające się kroki wyrwały Laurę z zamyślenia. Pan Leszek wrócił z zaplecza i wręczył jej plik zapisanych karteczek.
– Pomogę ci z dwoma, z resztą sobie poradzisz.
– Przecież zamówień jest ponad dziesięć! – zaprotestowała.
– Już nie te lata, młodziutka. – Uśmiechnął się przepraszająco. – Na pewno dasz sobie radę.
– A co, jeśli nie zdążę?
– Twoi klienci wiedzą, że czas oczekiwania może się wydłużyć. Ustalam bezpieczne terminy, wiesz o tym.
Oczywiście, że wiedziała. Pan Leszek sam na to wpadł, kiedy dowiedział się o jej ciemnych dniach. Każdy, kto składał u nich zamówienie, był informowany o możliwości przesunięcia daty wykonania pracy i jak dotąd nikt nie miał z tym problemu. Ostatnio zajmowali się głównie zaproszeniami ślubnymi, więc pary nawet rok wcześniej zamawiały projekt.
– No, leć już – odezwał się pan Leszek. – Pewnie się spieszysz.
– W tym tygodniu wrócę – obiecała, kierując się do drzwi.
– Upiekę ciasteczka!
Patrzyła na szyld klubu sztuk walki, w ręce ściskając pomiętą wizytówkę. „Samotnie Walczący”. Była tu. Naprawdę przyszła.
Minęło pięć lat, odkąd została uwolniona z piekła. Już wiele razy chwytała się nadziei na normalne życie, ale jak do tej pory nadal walczyła z przeszłością i przegrywała. Tym razem jednak wydawało jej się, że nadchodziła zmiana. Trafiła na mężczyznę, który nie przywołał paraliżujących wspomnień, kiedy jej dotknął.
I właśnie szła się z nim spotkać.
Wdech i wydech. Wdech przez nos i wydech ustami. Nabrała odwagi i drżącym krokiem ruszyła do przodu. Dotarła do schodów. Znak klubu dostrzegła na najniższym poziomie. Zeszła do ciemnego korytarza i zapragnęła wrócić. Nie bała się ciemności, ale mrugająca nad głową jarzeniówka dodawała upiorności temu miejscu. Wyrzuciła wszystkie myśli z głowy i nakazała sobie iść dalej.
Usłyszała odgłosy ścierających się ciał i zaraz jej oczom ukazała się ogromna sala treningowa. Na ścianie, z której odchodziła farba, poprzyklejano kolorowe i czarno-białe plakaty z bokserami. Zimna betonowa podłoga przebijała przez materace. Piwniczne okna dawały nikłe światło, a niektóre z żarówek mrugały jak ta na korytarzu. Większość ludzi nazwałaby to miejsce obskurnym, ale Laura uważała, że miało swój niepowtarzalny urok. Szczególnie ze stojącym pośrodku wielkim ringiem. Na którym właśnie walczył mężczyzna z parku.
Laura zatrzymała się na ten widok i mogła tylko patrzeć. Mężczyzna wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała, a jednocześnie zupełnie inaczej. Może dlatego, że na dłoniach miał czerwone rękawice bokserskie, a na biodrach nisko wiszące spodenki, które dawały idealny widok na doskonale wyrzeźbione ciało. Mięśnie pleców, ramion i brzucha napinały się z każdym szybkim ciosem, który zadawał. Puf. Puf. Puf. Był jak błyskawica. Laura nie miała pojęcia, jakim cudem jego przeciwnik jeszcze stał na nogach. W tym mężczyźnie drzemała jakaś siła, która ją zarówno przerażała, jak i fascynowała.
Nadal go obserwowała. Teraz miała ku temu okazję, bo w parku nie zdążyła mu się dobrze przyjrzeć. I po prostu nie mogła oderwać od niego wzroku. Był hipnotyzujący w walce. Miał ciemne włosy, raczej krótkie i mocno przystrzyżone przy bokach. Za szybko się poruszał, żeby mogła dokładnie ocenić twarz, ale nawet podczas walki wydał jej się przystojny. Nie w modelowy sposób, bardziej życiowy. Prawdziwy.
Na piersi miał wytatuowane cztery cyfry – 1945 – ale nie potrafiła zgadnąć, co oznaczały. Gdzieś na rękach mignęły jej płomienie i czaszka. Na plecach zaś zauważyła pięć drukowanych liter. Bez zbędnych ozdób. FURIA. I chociaż go nie znała, nie określiłaby go inaczej. Był wcieleniem furii. Ale opanowanej. Spokojnej.
– Dosyć! – wydyszał przeciwnik, kończąc walkę i przy okazji wyrywając Laurę z transu.
Szybko rozejrzała się na boki, sprawdzając, czy nikt nie widział, że wpatrywała się w mężczyznę jak w obrazek, lecz na szczęście każdy był zajęty i nikt nie zwrócił na nią uwagi.
Mężczyzna zaczął zdejmować rękawice i nagle jego porażające spojrzenie padło na dziewczynę. Otworzył szerzej oczy, podobnie jak ona, i krzyknął:
– To ty!
Zeskoczył z ringu i zaczął iść w jej stronę, a ona stała nieruchomo, jakby ktoś przemienił ją w kamień. Zapomniała, co chciała powiedzieć, język i usta przestały współpracować, ale przeklęte oczy nadal widziały. Upokorzy się, znowu się przed nim upoko…
I wtedy ktoś ją popchnął.
Wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby ten ktoś nie zechciał jej ratować. Złapał ją i postawił do pionu. Kurtka zsunęła się z jej ramienia i akurat w tym miejscu nieznajomy musiał ją przytrzymać. Szybko się odsunęła, ale było już za późno. Skóra dotknęła skóry, ożywiając przeszłość, o której pragnęła zapomnieć.
Powietrze przestało wlatywać do jej płuc, a umysł zalały wspomnienia. Przesuwały się przed jej oczami niczym koszmarny film, o którym każdy chciałby zapomnieć. Świat się skurczył, czas zatrzymał. Laura przeniosła się do przeszłości i miała wrażenie, że znowu czuje na sobie te znienawidzone dłonie. Nie, nie, nie…
Zachwiała się. Panika ścisnęła jej klatkę piersiową. Opuściły ją wszystkie siły i straciła władzę w nogach, jednak nie upadła. Złapał ją mężczyzna z parku. Ich spojrzenia się spotkały i ostatnim, co usłyszała, było:
– Znowu?
JEJ UMYSŁ ZASNUWAŁA MGŁA. Wiedziała, że leży na plecach. Pod palcami wyczuła gładki, zimny materiał. Zesztywniała, nie mogąc przypomnieć sobie, co się stało i gdzie się znalazła. To niemożliwe… Czy znowu…?
Zmusiła się do uniesienia powiek i zaraz opanowała ją nieopisana ulga, kiedy zobaczyła wpatrujące się w nią granatowe tęczówki, zupełnie niepodobne do tych, które żyły w jej wspomnieniach.
– Schlebiasz mi – odezwał się męski głos.
Zamrugała.
– Co?
– Za każdym razem, kiedy się spotykamy, zapominasz, jak oddychać. – Znowu odezwał się ten sam głos, tylko tym razem usłyszała w nim nutkę rozbawienia. – Jestem aż tak cudowny?
Mgła się przerzedziła i do Laury w końcu dotarło, gdzie była i kto się nad nią pochylał. Gwałtownie się podniosła, chcąc jak najszybciej wstać z materaca, jednak zapomniała o przeszkodzie znajdującej się tuż przed jej twarzą i przywaliła głową prosto w czoło mężczyzny.
– Uważaj. – Zaśmiał się, masując bolące miejsce. – Bo jeszcze pomyślę, że konkurencja cię wysłała, żeby mnie znokautować.
Laura nawet nie czuła bólu. Całkowicie pochłonęło ją poczucie wstydu i zażenowania. Kolejny raz zemdlała w obecności tego mężczyzny i pragnęła zapaść się pod ziemię – cokolwiek, byleby przestał jej się tak intensywnie przyglądać.
Wstał i wyciągnął do niej rękę. Popatrzyła to na niego, to na dłoń, i chociaż w głębi duszy przeczuwała, że dotknięcie jego skóry nie przywołałoby wspomnień, nie zamierzała ryzykować. Nie ufała ani umysłowi, ani ciału, więc podniosła się z ziemi, przy okazji próbując podnieść swoją dumę, i otworzyła usta, gotowa powiedzieć, dlaczego przyszła do klubu, lecz z jej gardła wydobyło się jedynie ciche:
– Sambor?
– To będę ja – oznajmił wysoki mężczyzna, który stanął koło, jak wcześniej sądziła, Sambora i założył ręce na piersi.
Poczuła ukłucie strachu na jego widok, ale zaraz upomniała się w myślach: spokojnie, na razie nikt nie sprawia wrażenia, jakby chciał cię skrzywdzić. To wcześniej było tylko wypadkiem. Skup się na rzeczywistości.
Opanowała emocje i skoncentrowała się na osobie stojącej przed nią. Biła od niego onieśmielająca aura surowości i mądrości. Wyglądał na starszego od mężczyzny z parku, jakoś po trzydziestce. Miał tak samo ścięte ciemne włosy – dłuższe na górze, krótsze przy bokach – i ciemnobrązowe oczy. Nosił czarne spodnie dresowe, obcisłą koszulkę z krótkim rękawem i sportowe buty.
Laura czuła się totalnie zdezorientowana. Była przekonana, że mężczyzna z parku jest właścicielem klubu, ale wyglądało na to, że się myliła. Sytuacja od samego początku nie szła po jej myśli i obawiała się, jak potoczy się dalej.
– To nie ty? – upewniła się, zerkając na boksera.
Pokręcił głową, uśmiechając się przepraszająco.
– Jak ostatnio sprawdzałem, ludzie nadal mówili do mnie Mir.
Zaskoczyło ją to. Nigdy nie słyszała takiego imienia i uważała, że bardziej pasowało na przezwisko.
– Znowu rozdawałeś moje wizytówki na prawo i lewo? – Sambor spojrzał groźnie na Mira. – Mówiłem tyle razy, żebyś mnie informował, kiedy to robisz.
– To była wyjątkowa sytuacja.
– Właśnie widzę – mruknął, po czym zwrócił się do dziewczyny: – Imię?
– Laura.
– Przyszłaś do tego półgłówka – wskazał głową na Mira – czy żeby nauczyć się walczyć?
– Walczyć. – Odchrząknęła, bo zawiódł ją głos. – Przyszłam, żeby nauczyć się walczyć.
– W takim razie chodź, porozmawiamy w moim gabinecie. A wy – odwrócił się do pozostałych mężczyzn na sali – wracajcie do ćwiczeń i przestańcie się obijać!
Dziewczyna ponownie usłyszała ścierające się ciała, kiedy trenujący powrócili do pracy. Sambor poprowadził ją przez salę, a Mir podążył za nimi. W którymś momencie udało mu się założyć koszulkę, za co Laura skrycie dziękowała niebiosom, bo teraz łatwiej przychodziło jej skupienie się na głównym powodzie, dla którego się tutaj zjawiła.
Weszli do niewielkiego pomieszczenia z małym oknem. Mir opadł na jedno z dwóch krzeseł postawionych przed wąskim biurkiem z czarnego materiału, a Sambor zajął miejsce na skórzanym fotelu, przodem do nich. Laura nie miała innego wyjścia i usiadła koło boksera, chociaż wolałaby zniknąć z zasięgu jego wzroku.
Nie wiedziała dlaczego, ale Mir cały czas bacznie ją obserwował. Powiedzieć, że czuła się przez to nieswojo, to jak nie powiedzieć nic. Czy się jej przyglądał, bo znowu zemdlała w jego obecności? A może miała coś na twarzy? Na przykład piekielnie czerwony ślad po zderzeniu czołami?
Znowu zapragnęła zapaść się pod ziemię, jednak jej uwagę przykuło pytanie Sambora:
– Dlaczego?
Nie miała pojęcia, o co chodziło.
– Dlaczego co?
– Dlaczego chcesz nauczyć się walczyć? – wyjaśnił.
– Ja… – zaczęła, lecz zamilkła. Opuściła ją odwaga. Kiedy nadszedł moment podzielenia się swoim problemem, jak zwykle stchórzyła.
Cisza się przedłużała. W końcu Sambor westchnął i powiedział:
– Słuchaj, muszę wiedzieć cokolwiek. Twoja reakcja, tam na sali, nie była w pełni normalna. Gdyby nie Mir, jechałabyś właśnie karetką do szpitala.
Dziewczyna ledwo zauważalnie skuliła się w sobie.
– To choroba?
Znowu cisza. Mimo to Sambor próbował dalej:
– Jeśli dzieje ci się krzywda, możemy pomóc.
Patrzyła w ciemnobrązowe tęczówki, które tak bardzo przypominały jej oczy przyjaciółki, i skarciła się w duchu. Przyszła tutaj walczyć. Nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Nie mogła uciekać za każdym razem, kiedy napotykała trudności. Musiała się z nimi zmierzyć. A jeśli to miało wiązać się ze spojrzeniem w oczy Mirowi bez poczucia wstydu, zamierzała spróbować. Ale małymi kroczkami. Teraz była skupiona na Samborze.
– Nie jestem chora – odparła, nadając pewność głosowi. – I nikt nie wyrządza mi krzywdy. To przeszłość. Próbuję z nią wygrać i czuję, że do tego potrzebna jest mi nauka walki.
Odetchnęła głęboko. Nie było wcale tak strasznie, jak sądziła, i nie musiała nawet zdradzać szczegółów.
Sambor pokiwał głową.
– Dobrze. Zajęcia z samoobrony są darmowe i każda kobieta, która potrzebuje, może na nie przyjść. Odbywają się…
– Darmowe? – przerwała mu Laura, sądząc, że się przesłyszała.
– Tak. Zdajemy sobie sprawę, że nie każdy może pozwolić sobie na taki wydatek. Jeśli jednak ktoś czuje potrzebę odwdzięczenia się za lekcje zapłatą, przyjmujemy ją, ale nie wymagamy. Kobiety często trafiają tu, kiedy nie wiedzą już, co robić. Ich sytuacje są trudne. Rozumiemy to, dlatego nie dokładamy im kolejnych zmartwień, chociażby finansowych.
Coś w jej piersi się poruszyło. Ta obumarła część, która sądziła, że z potworami trzeba mierzyć się samemu. Jej gardło się zacisnęło, ale powstrzymała łzy.
– Zajęcia odbywają się we wtorki i czwartki lub w weekendy. W grupie tygodniowej brakuje jednej osoby do pełnego składu, więc mogłabyś tam dołączyć.
Laura się spięła.
– Jak duże są te grupy?
– Do dziesięciu osób. Zawsze staramy się, żeby było parzyście, bo dużo ćwiczeń przeprowadzamy w parach.
Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
PODZIĘKOWANIA
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska
Wydawczyni: Agata Ługowska
Redakcja: Patryk Białczak
Korekta: Katarzyna Kusojć
Projekt okładki: Agata Łuksza
Ilustracja na okładce: © Agata Łuksza
Copyright © 2025 by Laura Adamiak
Copyright © 2025, Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2025
ISBN 978-83-8371-865-1
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik