Aukcja. Kings of Ruin. Tom 1 - L. Knight - ebook
BESTSELLER

Aukcja. Kings of Ruin. Tom 1 ebook

L. Knight

4,2

35 osób interesuje się tą książką

Opis

Aukcja rozpoczęta! Proszę nie oszczędzać, nasze dziewczęta są wyjątkowe...

Ludzie nazywają go aroganckim i zimnym draniem bez uczuć. Mają rację, do chwili gdy do jego życia powraca ona…

Zimny, władczy prezes Lincoln Coldwell zdaje się mieć wszystko. Wszystko poza miłością. Dziesięć lat temu stracił jedyną dziewczynę, którą kiedykolwiek kochał – i to z własnej winy. Teraz jako współwłaściciel ekskluzywnego klubu Ruin może przebierać w kobietach, które nieustannie zabiegają o jego względy. Ale po ukochanej Lottie pozostały mu tylko wspomnienia. Nigdy nie przypuszczał, że los da mu kolejną szansę, by naprawić ich relację.

Życie Violet jest podporządkowane opiece nad chorym młodszym bratem Erikiem. Kobieta stara się nie roztrząsać bolesnej przeszłości. Pracuje w klubie Ruin, ale przez problemy finansowe musi szybko znaleźć sposób na zdobycie pieniędzy, które pokryją koszt leczenia jej brata. Jedynym wyjściem wydaje się jej udział w kontrowersyjnej aukcji, w czasie której bogaci mężczyźni licytują dziewictwo kobiet. Wtedy niespodziewanie na drodze Lottie znów staje Lincoln i proponuje układ – roczne małżeństwo, które przyniesie korzyści im obojgu. Violet zgadza się oddać mężczyźnie swoje ciało, nie zamierza jednak ponownie oddać mu serca.

Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 355

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (806 ocen)
451
188
98
45
24
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
hoshi

Nie polecam

No nie... Książka jest bardzo płytka i przewidywalna. Nie sposób doszukać się głębi w bohaterach i jakiś głębszych przeżyć. Ich wybory i zachowania są strasznie płytkie. Części erotyczne były żenujące, prostackie i uwłaczające. Ja niestety jestem na nie.
50
malachowskala

Całkiem niezła

dziwne mam odczucia po tej książce. pierwsza połowa była bardzo ciekawa. zapowiadało się bardzo interesująco. no i wtedy przyszła ta druga połowa, która była jak opowiadanie nastolatki z wattpada. tak całościowo to nie rozumiem postaci Lincolna i jego zamiarow względem Lottie, ale to już pomijam., książka wywołała u mnie mieszane uczucia. mogło być fajnie, wyszło jak zwykle. dałabym jej takie 2,5/5
41
M_Kapela82

Nie polecam

Strata czasu
10
ewaom

Dobrze spędzony czas

Przeczytać i zapomnieć. Młoda dziewczyna, kelnerka, żeby zapewnić opiekę medyczną bratu, postanawia sprzedać swoją cnotę na ostatnim pietrze klubu, w którym pracuje. Jednak jeden z właścicieli, z którym łączyła ją romantyczna przeszłość, nie dopuszcza do tego, a w zamian za to proponuje jej małżeństwo. Jak zawsze zabrakło szczerej rozmowy, żeby nie było niepotrzebnych dramatów, tylko zaborcza zazdrość wzięła górę.
10
Justynamamaj40

Nie oderwiesz się od lektury

Super bardzo polecam.
10

Popularność




Podziękowania

Mam szczęście, że trafiłam na tak niesamowity zespół, bez którego nigdy nie mogłabym ożywić moich książek. Dziękuję za to, że mam was w swoim życiu, jesteście kimś więcej niż przyjaciółmi, jesteście po prostu niezbędni.

Mojemu wspaniałemu zespołowi beta-czytelniczek, Grecie i Deannie, które są szczere do bólu i niesamowicie miłe. Jeśli coś jest beznadziejne, mówicie mi o tym, a jeśli wam się podoba, jesteście wylewne. Wasze wsparcie wiele dla mnie znaczy.

Mojej redaktorce Lindzie z Black Opal Editing, niesamowicie cierpliwej osobie. Jest kimś więcej niż redaktorką. Jest moją nauczycielką i przyjaciółką.

Dziękuję Clem Parsons, która wysłuchuje mojej paplaniny i pomaga mi każdego dnia.

Mojemu zespołowi ARC za to, że nie trzyma mnie w napięciu zbyt długo, gdy czekam na informacje zwrotne.

Na koniec, co najważniejsze, dziękuję moim czytelnikom, którzy przyjęli moje książki całym sercem i okazali miłość do historii powstałych w mojej głowie. To, że postrzegacie moich bohaterów jak rodzinę, napełnia mnie dumą i pokorą. Mam nadzieję, że historia miłosna Linca i Lottie spodoba się wam tak samo jak mnie.

Prolog

Lottie

Wpadam w poślizg za rogiem domu, próbując się schować przed mamą. Zahaczam stopą o kamień i upadam ze stęknięciem na żwirowy podjazd. Czuję palący ból w kolanach i dłoniach, gdy próbuję się ratować, a łzy szczypią mnie w oczy, ale otrząsam się, przełykam ból, wstaję, po czym biegnę dalej.

Muszę się ukryć. Mam pracę domową, jest głupia. Nie chcę czytać, bo to zbyt trudne i szczerze tego nienawidzę. Okrążam mur, który prowadzi do mojej ulubionej części rezydencji, i wzdycham z ulgą. Wszystko w ogrodzie różanym sprawia, że jestem szczęśliwa. Fascynują mnie piękne kolory, słodki zapach, a nawet ostre ciernie, ale najbardziej kocham spokój, który tu odnajduję.

Przechodzę pod łukiem róż i kieruję się na tyły, gdzie znajdują się doniczki, i padam na pachnącą trawę. Moczy mi pośladki, ale nie zważam na to. Jestem tu bezpieczna, mogę marzyć i być sobą, nie muszę niczego udowadniać.

Przyglądam się swoim dłoniom. Widzę popękaną, porysowaną skórę. Potem krótko zerkam na kolana. Nienawidzę krwi, przyprawia mnie o mdłości, a mój mózg reaguje na nią tak, jakby próbował zasnąć. Po jednym krótkim spojrzeniu porzucam myśl, by się umyć. Mam nadzieję, że to po prostu się zagoi.

Marszczę piekący nos, na sercu czuję ciężar, gdy myślę o tym, co powiedział dziś mój nauczyciel. Że jestem głupia i szkoda mu czasu na uczenie idiotki.

Nienawidzę tej szkoły; jest pełna bogatych dzieciaków z drogimi ubraniami i zabawkami. Bogaci ludzie potrafią być wredni i paskudni. Pan Coldwell jest wredny; nigdy nic do mnie nie mówi, ale widzę to w sposobie, w jaki na mnie patrzy – jakbym była uciążliwa niczym mucha, którą chciałby odgonić.

Pani Coldwell jest miła, ale zawsze wydaje się smutna, jakby miała się rozpłakać. Może jej nauczyciel też był dla niej niemiły. Ale potrafi czytać, widuję ją czasem w bibliotece i zazdroszczę jej tego. Potrafi dostrzec słowa, które istnieją w książkach, jak upiera się moja mama. Ale ja jestem tępa i litery przesuwają się za każdym razem, gdy próbuję je odczytać.

Słychać skrzypnięcie bramy prowadzącej do jeziora po drugiej stronie ogrodu różanego, a ja przysuwam się bliżej ściany, mając nadzieję, że ktokolwiek tam jest, mnie nie zobaczy. Słyszę zbliżające się kroki i zamykam oczy. Skoro ja nikogo nie widzę, to może nie zostanę zauważona. Dźwięk się zbliża i w końcu jestem pewna, że ktoś znalazł się blisko mnie. Otwieram jedno oko i spoglądam w oczy Lincolna Coldwella.

– Lottie, co ty tu robisz?

Lincoln jest starszy ode mnie o trzy lata, ma dziewięć lat i ludzie go uwielbiają, nawet nauczyciele. Wszyscy o nim mówią, dziewczyny chichoczą, gdy jest w pobliżu, a chłopcy są jego przyjaciółmi i śmieją się ze wszystkiego, co mówi lub robi. Chciałabym go za to znienawidzić, ale jest dla mnie miły i zawsze czeka na mnie, kiedy jesteśmy wysadzani przy szkole. Kładzie się na boku i widzę, jak ciemnobrązowe włosy opadają mu na czoło, a on odsuwa je do tyłu ruchem ręki.

– Lottie!

Podskakuję, słysząc jego krzyk. Natychmiast robi skruszoną minę i opada na trawę obok mnie. Zgina kolana i opiera na nich łokcie.

– Zamierzasz ze mną porozmawiać i powiedzieć, dlaczego płaczesz i krwawisz?

– Przewróciłam się. – Prycham i staram się brzmieć odważnie.

– Jak?

– Uciekałam i próbowałam się ukryć.

Lincoln podaje mi chusteczkę z kieszeni, a ja ją biorę, wycieram twarz i krzywię się, widząc brud, który na niej zostawiłam.

– Przepraszam.

Na jego miłej twarzy pojawia się ciepły uśmiech.

– Jest przeznaczona do smarków i łez, Lottie. Nie ma znaczenia, czy się pobrudzi.

Chichoczę, a w okolicy serca znów czuję lekkość.

– Powiedziałeś „smarki”.

Lincoln przewraca oczami, ale się uśmiecha. Wygląda na dużo starszego niż jego brat Clark. On też jest moim przyjacielem. Jesteśmy w tym samym wieku, ale nie chodzimy razem do klasy. On jest naprawdę mądry, a ja po prostu głupia. Mój nastrój się psuje, gdy myślę o tym, co było wcześniej w szkole i jak wszyscy się śmiali, gdy nauczyciel mówił do mnie takie rzeczy. Łzy cisną mi się do oczu, ale tłumię to w sobie, żeby Lincoln nie widział, jak płaczę, i nie pomyślał, że jestem dzieckiem.

– Hej, skąd ta smutna mina?

Wzruszyłam ramionami, nie chcąc mówić Lincowi, co usłyszałam w klasie.

– Nic się nie stało.

– Nie wygląda mi to na nic, skoro doprowadziło cię do płaczu.

– Nienawidzę szkoły.

– Dlaczego?

– Bo jestem głupia.

Słyszę jego zduszony oddech i odchylam głowę, by na niego spojrzeć. Ściągnął brwi nad niebieskimi oczami, a usta zacisnął.

– Nie mów tak.

– Dlaczego? To prawda. Mój nauczyciel tak dziś powiedział. Chciałabym opuścić tę szkołę i zostać astronautką.

– Astronautką?

– Tak, wtedy mogłabym zobaczyć gwiazdy z bliska i dowiedzieć się, czy księżyc naprawdę jest zrobiony z sera. Uwielbiam ser.

– To byłaby fajna praca.

– A ty? Co chcesz robić, gdy dorośniesz?

Lincoln patrzy w niebo. Późne letnie słońce ogrzewa naszą skórę, a ja podziwiam jego profil. Zawsze jest dla mnie miły, ale potrafi być inny, gdy jego ojciec jest w pobliżu, chłodniejszy, jakby bał się go zdenerwować. Jednak wciąż go lubię. Clarka nie obchodzi, co myśli jego ojciec, zawsze jest moim przyjacielem.

– Chcę zostać łowcą dinozaurów.

Marszczę nos.

– Dinozaury są przerażające.

Lincoln się śmieje, obejmując mnie ramieniem.

– Nie martw się, Lottie, ochronię cię.

– Tak?

Spogląda na mnie i widzę szczerość w jego oczach.

– Zawsze.

Chwila rozciąga się między nami, a ja pozwalam głowie opaść na jego ramię i żałuję, że nie jest w mojej klasie; wtedy nikt by się nade mną nie znęcał.

Nagle podrywa się z trawy, a ja patrzę w napięciu, jak powoli znika w szopie na doniczki. Mama powiedziała, że nie wolno mi tam wchodzić, bo są tam niebezpieczne substancje do ochrony roślin przed owadami.

Odchylam się z ulgą, gdy po chwili wraca z zielonym pudełkiem w rękach. Siada przede mną, kładzie pudełko na trawie i je otwiera. Mama też takie ma, służy do gojenia małego kuku.

– Przemyjmy cię.

Lincoln delikatnie podciąga moją nogę i wyjmuje chusteczkę, aby zmyć krew. Odwracam wzrok i przygryzam wargę, bo ukłucie sprawia, że łzawią mi oczy.

– Nadal nienawidzisz krwi, Lottie?

Lincoln jest jedyną osobą, która nazywa mnie Lottie, wszyscy inni nazywają mnie Vi lub Violet, ale podoba mi się, że on to robi. To czyni go wyjątkowym. Clark raz nazwał mnie Lottie i nie spodobało mi się to, więc powiedziałam mu, żeby tego nie robił. Myślę, że zraniłam jego uczucia, ale nie był długo zły. Clark nigdy nie jest długo zły. Jest moim najlepszym przyjacielem na całym świecie, ale Linca też bardzo lubię. Jest po prostu inny. Sprawia, że mój brzuch robi się dziwny i nerwowy.

– Już koniec.

Byłam tak zajęta marzeniem, że nie poczułam, jak zakłada mi opatrunek na kolano. Teraz wokół kolana jest czysto, a brud wszędzie indziej wygląda jeszcze gorzej, przez kontrast.

– Dzięki, Linc.

Kiwa głową i idzie schować apteczkę, zostawiając na trawie zużyte opakowania i chusteczki.

Wraca, a ja wzdycham, wiedząc, że nie mogę ukrywać się wiecznie, ale chciałabym tak móc. Chciałabym być duża i sama decydować, czy chcę czytać i czy chcę chodzić do głupiej szkoły.

– Powinniśmy wracać do domu. Twoja mama będzie się martwić.

Mama jest gospodynią w Kennedy Estate i mamy własne miejsce tylko dla nas. Jest całkiem schludne i uwielbiam też mój pokój, jest fioletowy i mam własne biurko, więc mogę rysować i takie tam.

Wyciąga rękę, a ja ją chwytam, gdy przyciąga mnie do góry. Gdy wracamy do domu, mój brzuch skręca się coraz mocniej, a ja zwalniam kroku, aż prawie się zatrzymuję.

– Chciałabym móc stąd uciec.

Linc odwraca się do mnie, jego głowa przekrzywia się tak, że loki z przodu opadają mu na czoło.

– Dlaczego?

– Nie pasuję tutaj, Lincoln. Nie jestem taka jak inne dzieci. Moja mama nie jest bogata i nie mam taty. Jestem głupia i noszę stare ubrania. Wszyscy mnie nienawidzą.

– Ja cię lubię i nie jesteś głupia.

– Jestem. Nie umiem nawet czytać.

Gorąca plama wstydu pojawia się na mojej twarzy, mam ochotę zapaść się pod ziemię i zniknąć. Dlaczego mu to powiedziałam? Teraz on też mnie znienawidzi.

Spoglądam na niego, tak wysokiego i przystojnego. Nigdy nie zostałby nazwany głupim. Ma wszystko, a mimo to wciąż jest dla mnie miły.

– Mogę ci pomóc. Na początku czytanie jest trudne, a niektórzy ludzie mają coś takiego, że litery poruszają się, gdy próbują czytać, co sprawia, że jest to jeszcze trudniejsze. Mój przyjaciel Peter ma tę przypadłość i nosi specjalne kolorowe okulary, które mu pomagają.

– Naprawdę? – Wpływa we mnie nadzieja i czuję się lżej, że może jednak nie jestem głupia.

– Tak. Są też specjalne książki z różnymi czcionkami. Teraz potrafi naprawdę dobrze czytać.

– I ty mi pomożesz?

– Jasne, ale tylko jeśli nie uciekniesz.

– Okej.

Podskakuję i obejmuję go ramionami, a on śmieje się, odwzajemniając uścisk.

– Chodź, zobaczymy, czy twoja mama upiekła te kruche ciasteczka, które lubię.

Upiekła. Moja mama uwielbia Lincolna, Clarka i panią Coldwell, ale nie lubi pana Coldwella. Nigdy tego nie powiedziała, ale ja to wiem. Ma taki wyraz twarzy, jak mój nauczyciel matematyki w poniedziałkowy poranek.

Spoglądam na Lincolna i robi mi się ciepło. Mam nadzieję, że zawsze będziemy przyjaciółmi i że nigdy mnie nie opuści.

– Linc, kiedy będziemy starsi, czy mogę wyjść za ciebie za mąż?

Idzie obok mnie w kierunku kuchni.

– Czemu?

– Bo wtedy mnie nie zostawisz.

Marszczy nos, a ja czekam, aż mi odpowie.

– Nie jestem pewien, czy chcę mieć żonę, ale jeśli tak, to wybiorę ciebie, dobrze?

– Zgoda.

Odwracam się i wyciągam do niego mały palec. Łączy swój z moim i delikatnie ściska.

– A teraz chodźmy. Twoja pierwsza lekcja czytania zaczyna się po tym, jak wrócę z lekcji gry na pianinie.

– Muszę?

– Tak. Obiecałaś.

Patrzę na jego poważną twarz i mam nadzieję, że zmieni zdanie na temat żony. Moglibyśmy podróżować i szukać dinozaurów w moim statku kosmicznym, a on mógłby mnie chronić. I może zabralibyśmy też Clarka.

Rozdział 1

Lottie

– Vi, ktoś do ciebie dzwoni.

Nalewam trzecią filiżankę kawy mężczyźnie ubranemu w garnitur, siedzącemu w mojej sekcji, i marszczę brwi na Joe, właściciela knajpy, w której pracuję w Central Parku. Denerwuję się, czuję napięcie w brzuchu i zastanawiam się, ile z tego to głód, a ile stary, dobry stres.

– Już idę.

Uśmiecham się do mężczyzny w garniturze, mając nadzieję, że zostawi przynajmniej przyzwoity napiwek za całą uwagę, jaką mu poświęcam, ale wiem, że prawdopodobnie tego nie zrobi. W tej pracy szybko można rozpoznać ten typ, ale na wszelki wypadek muszę być miła. Mam ograniczone finanse i potrzebuję każdego centa.

Podnosząc słuchawkę telefonu, przygotowuję się na to, co mnie czeka.

– Halo.

– Czy to Violet Miller?

– Tak.

– Z tej strony pani Cantrell ze szkoły Riverdale.

Niepokój zaciska się wokół mojego serca jak obręcz, ale staram się nie panikować, choć czuję, że serce zaczyna mi bić, jakbym właśnie przebiegła maraton.

– Czy z Erikiem wszystko w porządku?

– Dzwonię z tego powodu. Miał atak hipoglikemii. Wezwałam karetkę i zabierają go do szpitala Riverdale.

Nagle pole widzenia mi się zawęża, a strach zaciska się wokół mojej krtani jak pętla. Eric jest chory. Muszę się do niego dostać. Ta mantra raz po raz rozbrzmiewa w moim mózgu, gdy staram się zachować spokój.

– Już jadę.

– Ktoś z nim zostanie, dopóki nie dotrzesz do szpitala.

– Dziękuję.

Ręce mi się trzęsą, gdy odkładam słuchawkę i sięgam za siebie, by rozwiązać fartuch.

– Joe, przepraszam, ale muszę iść. Eric miał atak hipoglikemii w szkole. Zabierają go do szpitala Riverdale.

Joe macha ręką w kierunku drzwi.

– Idź, idź. Poradzimy sobie.

Chwytam torbę zza lady i pędzę w stronę drzwi, zatrzymując się tylko na chwilę, by pocałować Joego w policzek. Jest dla mnie taki dobry. Daje mi o wiele więcej swobody, niż powinien, i jestem mu za to tak cholernie wdzięczna, że czuję łzy pod powiekami.

– Dziękuję.

Pośpiesznie wychodzę przez drzwi, biegnę w stronę stacji i zatrzymuję się, gdy widzę taksówkę; zwalnia tuż przede mną i wypuszcza kogoś na pobocze. Nie mogę sobie pozwolić na kurs, ale martwię się o Erica. Muszę być przy nim, trzymać go za rękę i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Jestem wszystkim, co ma na świecie, i nie pozwolę mu być samemu ani sekundy dłużej, niż to konieczne. Podjąwszy błyskawiczną decyzję, pędzę w stronę żółtej taksówki i wskakuję na tylne siedzenie.

– Szpital Riverdale, proszę.

Taksówkarz mi się przygląda; wyczuwam jego osąd i krytykę, jakby wiedział, że nie stać mnie na opłatę za przejazd. Ma rację, nie stać mnie. To oznacza kolejny wieczór bez jedzenia, ale nie obchodzi mnie to. Liczy się tylko Eric.

– Mam gotówkę. – Macham do niego garścią banknotów, które w innym przypadku wykorzystałabym na zakup jedzenia, a on kiwa głową, wciska gaz i pędzi w stronę szpitala.

Patrzę, jak na zewnątrz pada wiosenny deszcz, nie zdając sobie sprawy, że jestem przemoczona do suchej nitki. Przechodzi mnie dreszcz i nie jestem pewna, czy to ze zmartwienia, czy z zimna.

Odkąd moja mama zmarła i odpowiedzialność za mojego młodszego brata spadła na mnie, nie czuję nic. Minęły trzy lata, a ja wciąż mam wrażenie, jakby zmarła wczoraj, pozostawiając pustkę, której nigdy nie będę w stanie wypełnić. Ale obiecałam jej, że zaopiekuję się Erikiem, i tak właśnie się stało.

Taksówka zatrzymuje się, a ja rzucam kierowcy gotówkę i wyskakuję, a potem biegnę w stronę wejścia. Uderza mnie ciepłe powietrze, gdy wchodzę do głównego holu. Oddział ratunkowy jest wypełniony po brzegi, ale ja skupiam się tylko na tym, by dotrzeć do Erica.

– Eric Miller, został przywieziony karetką.

Staram się nie myśleć o kosztach ani o tym, jak tym razem zapłacę rachunki. Jestem o włos od zawiedzenia mojej zmarłej matki i mojego brata. Ciężar odpowiedzialności niemal mnie paraliżuje, ale załamanie nerwowe to kolejna rzecz, na którą mnie nie stać. Prostuję się, niecierpliwie czekając, aż kobieta zlokalizuje mojego brata, klikając w klawiaturę.

– Czy jest pani jego rodziną?

– Tak, jestem jego siostrą i opiekunem prawnym.

– Dobrze, panno Miller. Został zabrany na pediatrię, drzwi po lewej stronie.

Biegnę, a moje mokre stopy plaskają o szarą winylową podłogę szpitala, gdy kieruję się w stronę windy. Zamyka się, a ja mam ochotę walnąć w nią pięścią z frustracji. Rozglądając się dookoła, dostrzegam znak schodów i przepycham się przez drzwi.

Szybko dostaje się na piętro pediatryczne i przechodzę przez tę samą procedurę, co poprzednio – rozmawiam z kimś na recepcji i znajduję mojego brata. Kiedy zauważam jego nauczycielkę, pędzę w jej kierunku, zatrzymując się, gdy doktor Stanley wychodzi z pokoju.

– Ach, Violet, jesteś.

– Co z nim?

Uprzejmy lekarz, który leczy Erica, odkąd dwa lata temu zdiagnozowano u niego cukrzycę typu pierwszego, uśmiecha się, próbując mnie uspokoić.

– Chodźmy w jakieś spokojne miejsce i porozmawiajmy.

Strach ściska mi żołądek na jego słowa. Nie mogą znaczyć nic dobrego.

– Dobrze. Mogę go najpierw zobaczyć?

– Oczywiście.

Doktor Stanley otwiera drzwi i odchodzi na bok. Mój brat wygląda na tak małego w ogromnym szpitalnym łóżku, a biel prześcieradeł ma prawie ten sam odcień co skóra. Jego oczy są zamknięte, podchodzę bliżej i przeczesuję palcami jego krótkie ciemne włosy. Otwiera ciężkie powieki i uśmiecha się do mnie. W wieku dziewięciu lat jest mały jak na swój wiek i martwię się, że nie otrzymuje składników odżywczych, których potrzebuje, by rosnąć. Staram się jak mogę, ale go zawodzę. Jednak on wciąż patrzy na mnie z miłością i oddaniem w swoich niebieskich oczach.

– Hej, braciszku.

– Vi, nie czuję się najlepiej.

Napięcie przesuwa się z brzucha w górę klatki piersiowej, zatrzymuje się w gardle i mnie dławi. Walczę ze łzami strachu i zmartwienia, ale przyklejam na twarz uspokajający uśmiech. Ten mały chłopiec znaczy dla mnie wszystko i jego choroba mnie załamuje.

– Wiem, ale zaraz cię postawimy na nogi.

Zamykam oczy i wdycham jego zapach. Jest dla mnie domem. Zawsze będzie domem. A ja jestem teraz jego obrończynią. Będę walczyć, dopóki ciało, które dał mi Bóg, się nie podda. Nie ma niczego, czego bym dla niego nie zrobiła, ani jednej cholernej rzeczy.

– Muszę porozmawiać z doktorem Stanleyem. Może odpoczniesz, a ja wrócę za kilka minut, żeby ci poczytać.

Wzmianka o czytaniu Ericowi jego ulubionej książki sprawia, że myślę o kimś innym, ale staram się to od siebie odepchnąć. Nie mogę sobie pozwolić na to, by Lincoln choć przez sekundę dostrzegł miękkość, którą wciąż w sobie czuję, bo to złamie to, co zostało z mojego serca, przypominając mi, kim był wcześniej.

– Dobrze, Vi.

Jego cichutki głosik wyrywa mnie z otępienia i znów się uśmiecham. Ten hałaśliwy chłopiec, zwykle tak pełen energii, teraz jest ospały i wyczerpany z powodu niedocukrzenia. Gdy widzę go w takim stanie, skóra mi cierpnie.

Wracam na korytarz. Nauczycielka wciąż czeka i czuję się okropnie, że ją zignorowałam.

– Panno Powell, bardzo dziękuję, że pani z nim została.

Jej uprzejmy uśmiech jest jak papier ścierny dla moich zszarganych nerwów. Trzymam się na ostatnim włosku i jeśli będzie dla mnie miła, rozpłaczę się, a nie mogę sobie teraz pozwolić na załamanie nerwowe.

Wydaje się to wyczuwać i ściska moje ramię.

– Wracam do szkoły. Daj nam znać za kilka dni, jak się czuje.

– Tak zrobię, dziękuję.

Gdy znika za drzwiami, odwracam się do doktora Stanleya i wiem, że będę musiała zebrać wszystkie siły, aby przejść przez następną część bez rozpadania się na kawałki.

Wprowadza mnie do cichego pokoju, niedaleko sali Erica, i wskazuje na krzesło. Siadam, wdzięczna za możliwość odpoczynku dla moich obolałych nóg. Praca kelnerki utrzymuje mnie w dobrej formie, ale to piekło dla stóp i nóg.

– Proszę powiedzieć mi prawdę, doktorze, zniosę to.

Uśmiecha się uprzejmie, a żołądek podchodzi mi do gardła.

– Eric miał poważne niedocukrzenie. Ma szczęście, że nie zapadł w śpiączkę. Uważnie go monitorujemy i będziemy to robić jeszcze przez kilka dni, ale albo jego leki nie działają, albo on ich nie bierze.

Jestem wdzięczna za jego bezceremonialność, nawet jeśli nie podoba mi się sugestia, że Eric mógłby nie brać leków. Nie robi mi z tego powodu jakiejś wielkiej awantury, ale każdy, kto ma oczy, może zobaczyć, że ledwo sobie radzę, a insulina jest niesamowicie droga.

– Bierze swoje leki. – Mój głos jest stanowczy, a determinacja i duma sprawiają, że cała sztywnieję pod jego spojrzeniem.

– Nie sugerowałem…

– Tak, sugerował to pan i szczerze mówiąc, rozumiem pana, doktorze Stanley. Wiem, jak wyglądamy, i Bóg mi świadkiem, chciałbym móc powiedzieć, że się pan myli, ale musiałabym skłamać. Jestem bardzo biedna, ale nawet jeśli muszę poświęcić wszystko, co posiadam, Eric dostaje swoje leki.

– W takim razie wygląda na to, że będziemy musieli zwiększyć dawkę i uważniej go monitorować.

– Proszę robić, co konieczne, doktorze. Znajdę jakiś sposób, zawsze to robię.

Nie mogę nawet myśleć o kosztach tego pobytu i o tym, jak utonę w rachunkach medycznych. Nawet jedzenie stanie się luksusem. Być może uda mi się znaleźć tańsze mieszkanie i więcej zmian w restauracji, ale w głębi serca wiem, że to nie wystarczy. W tym momencie potrzebuję cudu. Błądzę w tych myślach, ale wyrywa mnie z nich doktor Stanley.

– Czy twoje ubezpieczenie to pokrywa? Mamy programy, które możesz wypróbować, i pomoc medyczną.

Doceniam jego życzliwość, ale próbowałam już wszystkiego i to wciąż nie wystarcza. Nadal spłacam rachunki za leczenie mamy. Mówią, że rak to wyrok śmierci dla biednych Amerykanów, i mają rację. Chorowanie jest zbyt drogie, a dobre zdrowie to przyjemność dla majętnych. Nie mówię tego jednak doktorowi Stanleyowi. To miły człowiek, ale nie zrozumie, ponieważ należy do klubu bogatych.

Ściskam mocniej torbę i walczę, by pozostać optymistką.

– Zajmę się tym.

Kiwa głową i wyjaśnia, czego chce spróbować i co się stanie. Przyjmuję do wiadomości większość jego słów, ale część mnie płynie pod prąd. Próbuję się powstrzymać od krzyku z wściekłości, bo to wszystko jest tak cholernie niesprawiedliwe.

Później, gdy przez całą noc siedzę przy łóżku brata, patrząc, jak głęboko oddycha, szukam w głowie wyjścia z tego bałaganu, ale niczego nie znajduję. Mogłabym spróbować pójść do jego ojca, ale wolałabym umrzeć, niż prosić tego drania o cokolwiek. Prawdopodobnie i tak by odmówił, co oznacza, że mam tylko jedną opcję.

Muszę zrezygnować z dwóch rzeczy, które jeszcze udało mi się zachować: dumy i godności, i zrobić coś nie do pomyślenia. Mam jeden atut, czyli moje ciało. Wygląda na to, że jest ostatnim, co zostało mi do sprzedania.

Rozdział 2

Linc

Dopijam szkocką i ponownie unoszę pustą szklankę, by zauważył ją barman. Jest piątkowy wieczór w klubie Ruin. To mój ulubiony wieczór w tygodniu, bo podekscytowanie i oczekiwanie na weekend podkręca atmosferę na parkiecie. Mam zaplanowane spotkanie z moimi partnerami biznesowymi, aby omówić sprawy klubowe.

Harrison Brooks, jeden ze wspólników i człowiek odpowiedzialny za sukces klubu, zadzwonił wcześniej i oznajmił, że musi z nami porozmawiać. To Harrison kupił ten budynek jako część swojego ogromnego portfela nieruchomości.

Posiada je na całym świecie, zarabia pieniądze na giełdach, a następnie, dywersyfikując zyski, lokuje je w budynkach i gruntach. Teraz prowadzi klub Ruin i ma menedżera, który zajmuje się jego posiadłościami. Myślę, że Harrison zbyt łatwo się nudzi i dlatego potrzebuje ciągłych wyzwań, ale dla nas to dobrodziejstwo – wziął nasz mały klub i pchnął go do kosmicznego sukcesu, jakim jest dzisiaj.

Dudni muzyka, a mnie zaczyna boleć głowa. Nie mogę być jednak zły, Harrison zwykle nie prosi o spotkanie, chyba że ma ważną albo delikatną sprawę. Pozwala pozostałym z nas pozostać przez większość czasu w cieniu, w roli cichych wspólników. Dlatego gdy zadzwonił, odwołałem randkę i przyszedłem tutaj.

Szczerze mówiąc, i tak nie czuję się dziś dobrze. Potrząsam głową i zastanawiam się, co jest ze mną nie tak. Sienna, dziewczyna z dużymi cyckami i krągłym tyłkiem, zawsze chętnie pada na kolana i ssie mojego kutasa, jakby to była jej praca, nawet gdy o to nie proszę. Fakt, że mi na tym nie zależy, skłania mnie do myślenia, że może zmęczyłem się przypadkowym pieprzeniem. Kobiet jest mnóstwo, zawsze są chętne, a ja tęsknię za polowaniem i sposobem, w jaki krew mi buzuje na myśl o zmuszeniu kobiety, by mi się poddała. Może po spotkaniu udam się na trzecie piętro i tam się zabawię.

Klub Ruin powstał pewnej nocy pięć lat temu. Założyłem go z trzema przyjaciółmi z college’u, a potem w biznes zaangażowała się także moja kuzynka Audrey. Nie wiedzieliśmy wtedy nic o tej branży i zaczęło się od zwykłego klubu, miejsca do picia, tańczenia i poznawania ludzi. Dwa lata temu stało się to czymś więcej. Audrey zasugerowała, abyśmy skorzystali z trzeciego piętra, i chociaż byliśmy ostrożni, bo obawialiśmy się, jak nasz pomysł zostanie odebrany, przekonaliśmy się, że miała rację.

Nie byłem do końca zadowolony z tego, że moja kuzynka zasugerowała otwarcie na ostatnim piętrze seksklubu, ale to sprytna bizneswoman i nie jest kimś, komu się odmawia, więc się zgodziliśmy, a pieniądze zaczęły napływać do naszych i tak już pękatych kieszeni.

Teraz, z trzema piętrami, klub Ruin oferuje coś dla każdego.

Pierwsze piętro to normalny klub dla imprezowiczów, którzy chcą po prostu tańczyć i dobrze się bawić. Do lokalu wchodzą tylko najlepiej wyglądający ludzie. Jesteśmy elitarni i nie przejmujemy się tym, czy to kogoś uraża. Mamy swoją markę i jeśli ludziom się to nie podoba, mogą spierdalać gdzie indziej. Nie jesteśmy tu po to, by spełniać zachcianki takich, co obrażają się dla zasady. Mamy bardzo surową politykę i dress code. Gdybyśmy wpuszczali byle kogo, nie zdobylibyśmy klientów, jakich szukamy, czyli niemających nic przeciwko wydawaniu tysięcy dolarów na alkohol. Kolejka do lokalu potwierdza, że to dobry ruch.

To jednak nie jest najfajniejsza część klubu. Najlepsze są dwa wyższe piętra, bo to tam trwa prawdziwa zabawa. Na drugim piętrze działa sekcja VIP obsługiwana wyłącznie przez kelnerki i kelnerów. To seksowni ludzie, a ich uniformy znacznie różnią się od strojów pracowników baru na pierwszym piętrze. Zwykli pracownicy baru noszą obcisłe czarne koszulki z logo Ruin i czarne dżinsowe spódnice lub dżinsy. Dziewczyny ze strefy VIP wkładają krótkie czarne sukienki i muszą więcej pokazywać, aby zachęcić klientów do wydania ciężko zarobionych pieniędzy. Mężczyźni chodzą w czarnych spodniach i muszkach, bez koszul. To pretensjonalne, ale działa, a nam zależy tylko na tym.

Moje rozmyślania przerywa Ryker Cabot, geniusz technologii i potentat mediów społecznościowych, a także jeden z moich najlepszych przyjaciół od czasów studiów.

– Lincoln, chociaż raz się nie spóźniłeś. – Ryker poklepuje mnie po ramieniu, a ja unoszę brew na powitanie. – Widzę, że gadatliwy jak zawsze. Co ugryzło cię w tyłek?

– Poza tym, że marnuję swój piątkowy wieczór z wami, bandą dupków?

Ryker przykłada dłoń do serca.

– Zraniłeś mnie.

Ryker jest żartownisiem, osobą, na której można polegać, że rozjaśni każdy nastrój lub sytuację. Sprawia wrażenie najłatwiejszego do odczytania z naszej czwórki, ale kto by w to uwierzył, myliłby się. Pozwala zobaczyć tylko to, co chce.

Pocieram o siebie kciuk i palec wskazujący.

– Posłuchaj tego, Midasie, właśnie przygrywają ci najmniejsze i najsmutniejsze skrzypce świata.

Ryker się śmieje.

– Ty kutasie.

– Nigdy nie twierdziłem, że jestem kimś innym.

Ryker jest wysoki i szeroki w barach. Ma przydługie blond włosy i niebieskie oczy, na których widok kobiety zdają się mdleć. Ten flirciarz każdej nocy ma inną kobietę uwieszoną na ramieniu, a mimo to wszystkie się w nim zakochują, bez względu na to, że rzadko widzi je częściej niż raz.

To playboy, ale każdy, kto uznałby, że na tym jego osobowość się kończy, byłby głupcem. Jest też najsprytniejszym informatykiem na świecie i nie ma rzeczy, której nie potrafiłby zrobić z kodem. Zbudował platformę mediów społecznościowych, która uczyniła go bogatszym od króla Midasa, stąd przydomek.

– Masz pojęcie, w jakiej sprawie Harrison chce się z nami widzieć?

Ryker podnosi palec i daje znak barmanowi, Markowi, który kiwa głową i zaczyna nalewać jego ulubioną wódkę.

– Nie mam, kurwa, pojęcia.

Rozprasza go grupa kobiet w krótkich spódniczkach i z wielkimi uśmiechami.

– Drogie panie.

– Hej, Ryker.

Zatrzymują się, a ja bezwolnie przesuwam po nich wzrokiem, zastanawiając się, czy chce mi się wkładać w to jakikolwiek wysiłek. Nie chodzi o to, że wymaga to wiele, bo pieniądze i dobry wygląd sprawiają, że łatwo je zaliczyć, ale jestem znudzony ciągłym, bezsensownym seksem.

Być może powinienem umawiać się na randki, ale sama myśl o tym przyprawia mnie o ból głowy. Moja ostatnia dziewczyna wymagała ciągłej uwagi, zawsze wysyłała wiadomości, chciała się ze mną bez przerwy widywać. Nie chcę być od kogokolwiek uzależniony. Poza tym laski zawsze myślą, że spotykanie się daje im do mnie nieograniczony dostęp i prawo do nocowania w moim domu. Ale ja nie spędzam z nikim całej nocy. Nie jestem przytulanką, lubię swoją przestrzeń i wolę, gdy po pieprzeniu po prostu wynoszą się do domu. Najwyraźniej proszę o zbyt wiele i to sprawia, że jestem zimny i emocjonalnie zahamowany, przynajmniej według mojej byłej.

W przyszłości przez moją rodzinę mogę jednak nie mieć zbyt dużego wyboru w kwestii partnerki. Marszczę brwi i czuję narastające wzburzenie, gdy wracam myślami do rozmowy z ojcem z zeszłego weekendu.

– Hej, chodźmy na górę i zacznijmy to spotkanie. Im szybciej porozmawiamy o interesach, tym szybciej będziemy mogli się zabawić.

Podążam za Rykerem przez klub aż do sekcji VIP, która jest obsadzona przez czterech bramkarzy. Każdy pomyślałby dwa razy o wywołaniu jakiejś draki, choćby tylko ze względu na to, że to wielcy faceci. Ruszam w kierunku tylnych schodów na trzecie piętro. Idąc, nie nawiązuję z nikim kontaktu wzrokowego, a mijani ludzie nie mają odwagi na mnie spojrzeć. Nie chcą się narazić na mój gniew, jestem znany z tego, że potrafię zwolnić kogoś tylko za włos odstający od fryzury. Mam wyśrubowane standardy i jeśli ludzie nie potrafią się do nich dostosować, odchodzą. Nie mam czasu ani cierpliwości dla imbecyli.

Klub Ruin jest ciemny, z czarnymi ścianami i wysoko sklepionym sufitem, który sięga aż po dach cztery piętra wyżej. Przestrzeń oświetlają reflektory, a na drugim piętrze znajduje się antresola z widokiem na klub poniżej. Audrey zaprojektowała go z Harrisonem i wykonali fantastyczną robotę, wzięli pod uwagę wszystkie nasze pomysły i połączyli je w coś, z czego wszyscy jesteśmy dumni.

Gdy docieram na trzecie piętro, widzę kolejnych sześciu ochroniarzy przy drzwiach. Jest tu dyskretnie, nic tylko czarne ściany i czarne dźwiękoszczelne drzwi. Na tym piętrze oferujemy naszym klientom pełną dyskrecję i prywatność.

Poirytowany wchodzę do dużego, współdzielonego biura, w którym odbywają się głównie spotkania. Jestem humorzastym draniem, wiem o tym, ale coś wywołuje we mnie irracjonalną złość i nie mogę otrząsnąć się z tego nastroju i zmęczenia.

Siadam na końcu szklanego stołu konferencyjnego i patrzę, jak Harrison, Audrey i Beck wchodzą za mną i Rykerem.

– Kuzynie. – Audrey całuje mnie w policzek, siadając obok mnie.

– Audrey. Masz pojęcie, o co tu, kurwa, chodzi?

– O trzecie piętro.

– Ach.

Harrison zajmuje centralne miejsce i spogląda na nas wszystkich.

– Dzięki za przybycie, będę się streszczał.

– Co tam, Harry?

Uśmiecham się, gdy widzę, że Harrison unosi brew na dźwięk zdrobnienia „Harry”. Nienawidzi go, a to tylko mnie zachęca, żeby używać go częściej.

– Potrzebujemy więcej dziewcząt na trzecim piętrze. Nasza lista oczekujących rośnie, a popyt jest wysoki. Musimy to wykorzystać.

– Więc zatrudnij więcej dziewczyn na trzecie piętro. – Wzruszam ramionami, zastanawiając się, po co, do cholery, nas wezwał.

– To nie takie proste. Proszą o kobiety określonego typu. Nasi klienci i klientki chcą niewinnych.

Pochylam się.

– Nie ma, kurwa, mowy, żebyśmy zatrudniali w tym klubie nieletnie dziewczyny. Gówno mnie obchodzi, jakie perwersje mają ci ludzie.

– Nie sugeruję, by były nieletnie, ale muszą być dziewicami.

– Cóż, powodzenia w znalezieniu ładnych dziewczyn powyżej dwudziestego pierwszego roku życia, które nagle odkrywają, że chcą pieprzyć bogatych, grubych kutasów – rzuca Beck i bierze łyk drinka.

– Nie wiem, Beck, ty sobie radzisz – mówi Audrey, a ja się do niej uśmiecham, popijając drinka.

– Mówisz tak tylko dlatego, że sama masz ochotę na to, co dostają te laski.

– W twoich snach, dupku.

Ich flirtowanie mi przeszkadzało, dopóki nie zdałem sobie sprawy, że robią to tylko dlatego, że to bezpieczne. Nie było między nimi żadnej chemii i to mnie uspokoiło. Nie chciałem, aby biznes, który pokochałem, został zniszczony przez tych dwoje. Chwilę by się popieprzyli, a potem pokłócili.

– Właśnie o to mi chodzi. Mam pomysł, ale potrzebuję waszej zgody – przerywa Harrison. W jego oczach pojawia się błysk, co zwykle oznacza, że zaraz przedstawi nam propozycję, od której włosy staną mi dęba.

– Kontynuuj. – Audrey siada bliżej. W jej oku też widzę błysk.

– Ogłaszamy sprzedaż dziewictwa lub aukcję, a dziewczyny mogą sprzedać swoje dziewictwo temu, kto zaoferuje najwyższą cenę. W zamian taka dziewczyna zatrzymuje pięćdziesiąt procent wpływów, ale podpisuje kontrakt na wyłączną pracę dla klubu Ruin przez dwanaście miesięcy.

– Czy to legalne?

Beck kiwa głową.

– Muszę to przedyskutować z prawnikiem, ale tak myślę. Tak jak wszystko, co robimy tu na górze, będzie to na granicy legalności. Kontrakt będzie musiał zawierać informację, że dziewczyna otrzyma premię za podpisanie umowy.

Beck jest światowej sławy chirurgiem kardiologiem, ale ma mózg, który nigdy nie przestaje główkować, i lubi szczegóły, więc kiedy nie czyta czasopism medycznych na temat nowych technik, upewnia się, że klub, który kochamy, jest bezpieczny.

– Właśnie. Jej umowa będzie taka sama, jak każdego innego pracownika na trzecim piętrze. Oferują usługi towarzyskie, a to, co robią za tymi drzwiami, zależy od nich.

– W porządku, zrób to, ale sugeruję, by odbywało się to raz w roku, tylko z pięcioma dziewczynami. To zwiększy wpływy i popyt.

Audrey przytakuje.

– Dobry pomysł. Musielibyśmy sprawdzić te dziewczyny, upewnić się, że są świadome tego, co tu robimy, i nie mają nic przeciwko temu.

Harrison się zgadza.

– Sugeruję, abyśmy zaangażowali wszystkie pięć potencjalnych dziewcząt do pracy na trzecim piętrze przez tydzień, aby się upewnić, że naprawdę wiedzą, co się tam dzieje.

– Myślę, że to dobry pomysł. Niech przyglądają się jednej z naszych dziewczyn, to im pokaże, czego się spodziewać. Wiemy, że niektórzy z naszych klientów mają bardzo specyficzne upodobania, które mogą przestraszyć bardziej niewinne osoby.

Mój kutas sztywnieje na tę myśl i zastanawiam się, czy właśnie tego potrzebuję, by wyrwać się z tego marazmu. Świeżej, soczystej, niewinnej cipki.

Harrison pochyla głowę.

– Możemy to załatwić.

– Czy i my będziemy mogli licytować?

Ryker rzuca mi zarozumiały uśmieszek, a ja spoglądam na niego ze złością.

– Myślę, że najlepiej będzie, jeśli tego nie zrobimy. Nie chcemy, by ludzie myśleli, że to jest w jakikolwiek sposób ustawione.

Zbywam jego komentarz milczeniem.

– Czy wszyscy się zgadzają? – Harrison rozgląda się po pokoju, a ja kiwam głową, podobnie jak pozostali.

– A więc ustalone. Zajmę się tym, w poniedziałek podam więcej szczegółów.

Wracam na drugie piętro i przyciągam uwagę Moniki, jednej z pracujących tam dziewczyn. Jej dłoń ląduje na mojej klatce piersiowej, gdy się we mnie wtula. Pozwalam palcom muskać skórę jej gładkiego uda. Ona dotyka mnie bez pozwolenia i dobrze o tym wie.

– Co mogę dla pana zrobić, panie Coldwell?

Jej głos ma przyjemny pomruk i rozważam poproszenie jej, żeby zrobiła sobie przerwę. Ta dziewczyna jest dzika i gotowa na prawie wszystko, a potem o nic się nie czepia, co czyni ją idealną do jednorazowego pieprzenia.

– Szkocka z lodem.

– Czy to wszystko? – Jej ręce wędrują w dół mojego ciała, a ja brutalnie łapię jej nadgarstek i zrzucam dłoń, zanim dotrze do mojego kutasa.

– Na ten moment.

Patrzę, jak na chwilę się obraża, ale potem się z tego otrząsa i odchodzi, by przynieść mi drinka. Udaję się na balkon na antresoli i opieram się o wysokie do pasa wzmocnione szkło, spoglądając na klub.

Jestem dumny z klubu Ruin. To coś, co zbudowaliśmy razem, bez pieniędzy i wkładu mojego ojca czy rodziny. Sukces zawdzięczamy wyłącznie sobie i nikomu innemu. Przesuwam wzrokiem po parkiecie, skanując tłum. Ludzie się rozkręcają. Ciała falują w erotycznym rytmie, rozładowując stres związany z tygodniem pracy. To właśnie oferujemy: zabawę dla wszystkich, w zależności od osobistych preferencji.

Kiedy rozmawialiśmy o klubie, Beck wymyślił ekskluzywne piętro VIP tylko dla członków, ale to Audrey wprowadziła najwyższe piętro, gdzie za zgodą obu stron wszystko jest dozwolone.

Mężczyźni i kobiety, których zatrudniamy do pracy na trzecim piętrze, są dokładnie sprawdzani. Co miesiąc przechodzą badania i stosowana jest surowa polityka dotycząca używania prezerwatyw. Nie chcemy, aby któryś z tych mężczyzn kogoś zaciążył. Pracownicy są również rygorystycznie sprawdzani, zanim zostanie im zaproponowany dwunastomiesięczny kontrakt. Zależy nam na dłuższej współpracy, ale także na tym, by wszystko było nowe i świeże, a do tego potrzebna jest rotacja. Dlatego też raz w roku każdy członek zespołu jest proszony o wypełnienie formularza oceniającego personel. Dwie osoby z najsłabszymi wynikami są zwalniane, a na ich miejsce sprowadzamy świeżą krew.

Górne piętro jest podobne do reszty klubu: znajdują się tam mały parkiet taneczny i bar, gdzie można się pokazać i udzielać towarzysko, ze sceną dla tych, którzy chcą bardziej publicznego doświadczenia, krzyżem Świętego Andrzeja w centrum i zacisznymi kabinami na przemian z wysokimi stołami. Prawdziwą atrakcję stanowią jednak prywatne pokoje. Każdy pokój jest tematyczny, ze wszystkimi zabawkami, których możesz potrzebować do zabawy, a po każdym użyciu są one czyszczone i zatwierdzane do ponownego użytku przez nasz personel. Niektóre mają okna widokowe, a inne są całkowicie prywatne. Oferujmy również wysoki poziom bezpieczeństwa, zarówno fizycznych ochroniarzy na korytarzach, jak i kamery wewnątrz. Choć są dyskretne, są tam dla bezpieczeństwa wszystkich i żadna przemoc nie jest tolerowana.

Mamy rygorystyczny proces selekcji naszych członków, dostęp uzyskują tylko ci należący do elity. Znajdują się wśród nich aktorzy, muzycy, politycy, potentaci biznesowi, a nawet zawodowi sportowcy. Nie jest to nowy pomysł, ale realizujemy go na nasz własny sposób i wszyscy na tym korzystają. Ale nawet pieniądze i światowa sława nie dają tym ludziom pozwolenia na stosowanie przemocy bez zgody, a nawet i za zgodą tylko do pewnego momentu. Jeśli ktoś chce bólu, to jedno, ale my nie pozwalamy na zabawy nożem ani na zadawanie ran, które krwawią.

To coś zupełnie innego, w czym nie chcemy brać udziału, a pozew sądowy, gdyby coś poszło nie tak, nie jest wart zaspokojenia potrzeb małej grupki ludzi, którzy tego żądają.

Przeszukuję wzrokiem bar i zastygam w bezruchu, przesuwając spojrzenie z powrotem na koniec baru, gdzie Marc rozmawia z jedną z nowych pracowniczek. Moje ciało sztywnieje, gdy czekam, aż się odwróci i potwierdzi to, co już wiem.

Moja Lottie jest tutaj i pracuje za barem w moim pieprzonym klubie.

Rozdział 3

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 4

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 5

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 6

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 7

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 8

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 9

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 10

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 11

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 12

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 13

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 14

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 15

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 16

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 17

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 18

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 19

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 20

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 21

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 22

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 23

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 24

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 25

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 26

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 27

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 28

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 29

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 30

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 31

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 32

Linc

Dostępne w wersji pełnej

Epilog

Lottie

Dostępne w wersji pełnej

O autorce

Dostępne w wersji pełnej

TYTUŁ ORYGINAŁU:The Auction

Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska Wydawczyni: Agnieszka Nowak Redakcja: Magdalena Kawka Korekta: Małgorzata Denys Projekt okładki: Clem Parsons-Metatec Opracowanie graficzne okładki: Robert Weber Zdjęcie na okładce: Wander

Copyright © by Lia Knight

Copyright © 2024 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Jan Halski, 2024

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2024

ISBN 978-83-8371-206-2

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Ossowska