Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Siedemnastoletnia Macy Anderson zawsze trochę różniła się od koleżanek. Nie cieszyła się też dużą popularnością. Może dlatego, że nie ubierała się i nie zachowywała jak inne dziewczęta, a może dlatego, że uwielbiała grać w piłkę nożną. A jak wiadomo, piłka nożna nie jest grą dla grzecznych dziewczynek. W każdym razie była uznawana za dziwaczkę. Macy to zbytnio nie obchodziło. Miała paczkę świetnych kumpli, z którymi rozumiała się bez słów. No i miała swój cel: dostać się do drużyny uniwersyteckiej i otrzymać stypendium.
Dotychczas nie widziała niczego ciekawego w romansach, złamanych sercach, randkach i związkach. Dopiero przystojny i charyzmatyczny Cedric Cahill to zmienił. Kiedy zaprosił Macy na randkę, wydawało jej się, że znalazła wszystko, czego można szukać w chłopaku. Był tylko jeden problem. Problem nazywał się Sam Cahill, był kuzynem Cedrika i równocześnie najbardziej nieznośnym i wkurzającym człowiekiem świata. Pojawiał się wszędzie, zachowywał się paskudnie i nie przejmował się krytyką. Po jakimś czasie sprawił, że Macy stanęła przed najtrudniejszą decyzją swojego życia. Czy warto ryzykować przyjaźń i związek dla... no właśnie, dla nie wiadomo czego?
Ta przezabawna historia mówi o przyjaźni, pierwszej miłości, pasji, marzeniach i planach. Równocześnie pokazuje, jak bardzo można skrzywdzić i poniżyć człowieka, jeśli wpycha się go na siłę do szufladek. Opowiada o tym, jak bolesne może być mierzenie się z własną przeszłością, i o tym, że zawsze warto szukać prawdy - nawet tej ukrytej za złym zachowaniem.
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Nicole Nwosu
Bad boy i chłopczyca
Przekład: Marta Czub
Tytuł oryginału: The Bad Boy and the Tomboy
Tłumaczenie: Marta Czub Projekt okładki: Justyna Sieprawska
Materiały graficzne na okładce zostały wykorzystane za zgodą Shutterstock Images LLC.
ISBN: 978-83-283-8216-9
Copyright © 2020 by Nicole Nwosu
The author is represented by Wattpad.
Wattpad, Wattpad Books, and associated logos are trademarks and/or registered trademarks of Wattpad Corp. All rights reserved.
Polish edition copyright © 2022 by Helion S.A. All rights reserved.
All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage retrieval system, without permission from the Publisher.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Drogi Czytelniku! Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adreshttp://beya.pl/user/opinie/baboch_ebookMożesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
Helion S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63 e-mail: [email protected]: http://beya.pl
Moim czytelnikom z Wattpada. Dziękuję za wszystko.
Rywalizacja była najbardziej niezmienną rzeczą w moim życiu. Niezależnie od tego, czy chodziło o mecz piłki nożnej przeciwko innej drużynie, o grę wideo z moim czternastoletnim bratem Justinem czy o planszówki ze znajomymi, wszyscy wokół mnie uwielbiali wygrywać.
Jasmine, jedna z moich najlepszych kumpeli, z ustami pełnymi popcornu wyrzuciła ręce w górę w geście zwycięstwa.
— Jeeessst!
Udało mi się uchwycić w obiektywie jej taniec zwycięstwa wieńczący wyścig w jedzeniu popcornu. Andrew, mój drugi najlepszy przyjaciel, się skrzywił.
— Nie podniecaj się tak. Wygrałaś raz.
Staliśmy w trójkę wokół wyspy kuchennej u mnie w domu. Na stole leżały puste torebki po popcornie. Przez okna wpadało słońce, dzięki któremu pomimo lutowych temperatur było ciepło. Zapach wielu opakowań maślanego popcornu, które podgrzaliśmy wcześniej w mikrofali, był silny, ale nie mdlił.
Jasmine przerzuciła przez ramię warkoczyki.
— Zamknij się.
No izaczyna się. Przeglądałam zdjęcia w aparacie, podczas gdy awantura się rozkręcała. Andrew wbił spojrzenie swoich niebieskich oczu w Jasmine.
— Wcale nie staram się dziś z tobą kłócić.
— W takim razie postarajmy się tego nie robić — odparła.
Ale oczywiście nie. On musiał gadać dalej.
— Wiem, że nie jest ci lekko od czasu rozstania…
— Nie chcę o tym rozmawiać — ucięła Jasmine. — Z nikim nie chcę o tym rozmawiać. — Wstała i wyszła z kuchni, a po chwili na górze trzasnęły drzwi do mojego pokoju.
— Mówiłam ci — napomniałam go. — Musimy dać jej spokój. Sean zerwał z nią zaledwie kilka tygodni temu.
Andrew przeczesał dłonią swoje jasne włosy i popatrzył na drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła Jasmine.
— Spróbuję z nią pogadać.
— Myślisz, że tobie uda się przemówić jej do rozumu? — Otworzyły się drzwi wejściowe, a ja po krokach rozpoznałam, kto wszedł. Justin. — Chwilowo nie wydaje się, żeby pałała do ciebie sympatią.
— Chwilowo nie pała sympatią do żadnego faceta — skwitował Andrew. — Zaraz wracam.
— Macy! — Andrew wyszedł, a do pokoju wszedł Justin z piłką do kosza pod pachą. Mój brat rozpiął gruby sweter. Uszy miał czerwone z zimna i potarł się po zarumienionych policzkach. — Zjedliście mój popcorn?
— Ja nie.
— Kłamiesz.
— Powiedziałam, że to nie ja. — Szturchnęłam go łokciem w bok, na co on syknął i odepchnął moją rękę.
— Mniejsza o to — burknął i zanurkował głową w lodówce. — Co robi Andrew?
— Podaj mi napój imbirowy, co?
— Nie.
Spojrzałam na niego krzywo, więc podał mi puszkę, a sobie wziął wodę.
— Rozmawia na górze z Jasmine.
— Czy to dobry pomysł? — Nawet Justin wiedział, że w chwili obecnej stosunki między Andrew i Jasmine były napięte. — Zostawiać tę dwójkę razem w pokoju? Niedawno omal nie urwała mu głowy. — Słusznauwaga. Upiłam łyk z puszki, odstawiłam napój na blat i wyszłam z kuchni, kierując się w stronę potencjalnej wojny.
Kiedy otworzyłam drzwi, oboje podskoczyli, a Andrew zerwał się z łóżka. Nie byłam pewna, do którego z nich najpierw powinnam się zwrócić — Andrew uśmiechał się z przymusem, a Jasmine wpatrywała się z nagłym zainteresowaniem w moją pościel.
— Wszystko okej?
— Powinienem się zbierać — mruknął Andrew.
— Idziesz jutro na trening? — zapytałam go.
— Jasne. Widzimy się na miejscu. — rzucił, a następnie bez słowa wybiegł z pokoju.
— No więc… Andrew? — zażartowałam.
Jasmine się skrzywiła, co było do przewidzenia. Przyjaźniliśmy się wszyscy od wielu lat. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby któreś z nas weszło w związek uczuciowy z drugim.
— Nie, zdecydowanie nie.
Jej telefon zapiszczał, a ona zerknęła na otrzymaną wiadomość, po czym rzuciła komórkę na brzeg łóżka.
— Co tam?
— Amy leci na Sama.
Koleżanka Jasmine, Amy, podkochiwała się absolutnie w każdym. Wcale mnie to nie dziwiło. Ale imię Sam nic mi nie mówiło.
— Na kogo?
— Znasz Sama.
— Nie mam zielonego pojęcia, kto to jest, stara. — Podniosłam ręce, żeby się przeciągnąć. — Czy on w ogóle chodzi do naszej szkoły?
— Tak.
— Uprawia jakieś sporty? Który rocznik?
— Nasz rocznik.
— A jak wygląda?
— Jest biały — odpowiedziała i posłała mi spojrzenie, którego powinnam była się spodziewać.
— Tak jak w zasadzie wszyscy w szkole oprócz ciebie.
Podczas gdy ja zabrałam się za szukanie korków na jutrzejszy trening, Jasmine powiedziała:
— Musiałaś go widzieć. Przeniósł się w tym roku z Anglii.
— Kojarzę twarze, nie imiona. No wreszcie. — Wrzuciłam korki do torby sportowej.
Sięgałam właśnie po piłkę do nogi, która leżała obok biurka, gdy Jasmine wyprostowała się i pstryknęła palcami.
— O! Miał ze mną historię w pierwszym semestrze.
— Ale pamiętasz, że ja nie miałam, prawda? A nawet gdybym miała… Zresztą wiesz co? Nieważne. Chcesz iść do centrum sportowego?
— On jest raczej spokojny. — Nie było szansy, żeby zakończyć tę rozmowę. — Na historii odezwał się może do trzech osób.
— Nie każdy jest równie towarzyski co ty — zauważyłam.
Jasmine należała do wielu klubów w naszej szkole. Oprócz tego grała w siatkówkę i w softball, co oznaczało, że rozmawiała ze wszystkimi. I nie chodziło tylko o jej zainteresowania — jej ekstrawertyczna osobowość też przyciągała ludzi.
— Wydaje mi się, że on też gra w nogę.
To przykuło moją uwagę.
— Startował do drużyny?
— Wiedziałabyś, gdyby startował, Mace.
— Jesteś pewna? Gdyby tam był, mógłby być jednym z tych chłopaków, którzy się zastanawiają, co ja robię podczas rekrutacji. Nie wydaje mi się, żeby którykolwiek z nich przeszedł.
Grałam w nogę od dziecka i za każdym razem, gdy brałam udział w kwalifikacjach do szkolnej drużyny, pozostali zawodnicy patrzyli na mnie zawsze w ten sam sposób. Z tym lekkim zdziwieniem, że dziewczyna usiłuje dostać się do zespołu chłopaków (w naszej szkole nie było żeńskiego teamu). A kiedy nie tak dawno temu zostałam kapitanem, zdziwienie było już trochę większe, gdy ludzie w szkole o tym usłyszeli. Po trzech latach w drużynie przyzwyczaiłam się do dziwnych spojrzeń chłopaków i nie obchodziło mnie to — chciałam tylko grać.
Justin zajrzał do mojego pokoju.
— Dokąd idziesz?
— W centrum sportowym mają teraz otwarte boiska do piłki nożnej. Może uda mi się namówić Jasmine, żeby ze mną pokopała.
— Nie ma mowy, muszę lecieć — oznajmiła. — Mam mnóstwo roboty.
— Chcesz iść? — Moje pytanie było skierowane do brata, choć wiedziałam, że dopiero co stamtąd wrócił, bo grał w kosza.
— Wszystko, byle nie siadać do lekcji.
— Justin… — Jasmine narzuciła kurtkę. — Znasz Sama, prawda? Z naszego rocznika?
— A skąd on miałby go znać? — zapytałam. — Jest w dziewiątej klasie.
— Kręcone włosy? — odparł Justin. — Zielone oczy?
— Dokładnie — potwierdziła Jasmine.
— Czy tylko ja nie widziałam tego gościa? — chciałam wiedzieć.
— Widziałaś — zapewniła Jasmine. — Po prostu nie znasz go z imienia. Widzimy się jutro!
Wzięła swoje rzeczy i zarzucając plecak na ramiona, wyszła z domu, pokazując tym samym, że nie zamierza poświęcać dłużej uwagi ani Samowi, ani niczemu związanemu ze szkołą.
* * *
— Kiedy tata będzie w domu? — zapytał Justin po wyjściu z domu.
— Koło piątej. — Kiedy mówiłam, przed moimi ustami formowała się biała chmurka. W Port Meadow śnieg utrzymywał się zazwyczaj aż do marca. Teraz zalegał jeszcze w niewielkich plackach na ziemi, ale ja chciałam, żeby całkiem już zniknął. Kanadyjska wiosna powinna się pospieszyć. Chciałam grać w piłkę na zewnątrz, a nie w hali. Ze względu na zimno szkolny sezon piłkarski na świeżym powietrzu zaczynał się dopiero na początku maja, a podczas teraźniejszych treningów w hali koncentrowaliśmy się na nadchodzących turniejach i meczach pokazowych.
— Może mógłby mi kupić popcorn, skoro wszystko zżarliście — mruknął Justin. Czubek nosa miał już czerwony z zimna. Obracając w rękach moją piłkę do nogi, zerknął na mój aparat fotograficzny i skrzywił się na widok tego, co zobaczył na wyświetlaczu.
— Zrobiliście sobie konkurs? I Andrew przegrał? — Wybałuszył oczy na widok zwycięskiej pozy Jasmine. Przejrzał jeszcze kilka zdjęć. — Gdybym był w waszym wieku, też bym się cały czas wydurniał ze znajomymi, żeby w pełni wykorzystać młodość. Nie mogę cię winić. — Podczas gdy mój brat dalej stroił sobie żarty, ja schowałam aparat do torebki. — Gdy wyjedziesz na studia, zamienię twój pokój w jaskinię męskiej rozrywki, z grami, nowym telewizorem i minilodówką.
— Jeszcze nawet nie wyjechałam, a ty już wyobrażasz sobie życie beze mnie.
Nie postanowiłam jeszcze, na jaką uczelnię pójdę. Zaczęłam dostawać pisma potwierdzające przyjęcie na różne uniwersytety w ramach programu naukowego, ale nie musiałam podejmować ostatecznej decyzji aż do początku czerwca. Chciałam jednak dostać się do drużyny piłkarskiej i otrzymać dobre stypendium, które pomogłoby mi spłacać czesne. Istniała jednak marna szansa na to, że wybiorą mnie do drużyny uniwersyteckiej. Łowcy talentów zjawiali się przynajmniej na jednym pozasezonowym turnieju albo meczu towarzyskim przed rozpoczęciem sezonu, ale jeśli nie trafi mi się taka okazja, to nie koniec świata. Miałam dobre stopnie, ale piłka nożna była całym moim życiem. Byłoby wspaniale, gdyby udało mi się dostać się do drużyny i kontynuować ścieżkę sportową. Justin nie zauważył, że ta rozmowa zaczęła mnie przytłaczać. Nie teraz.
Podczas piętnastominutowej przechadzki mój brat nawijał cały czas o tym, jak by wyposażył swoją jaskinię. Mijaliśmy różne domy na spokojnym osiedlu, na którym mieszkaliśmy od dziecka.
Tak to się zwykle odbywało. Justin gadał o tym, co mu ślina na język przyniesie, trzymając w rękach piłkę do nogi lub do kosza, albo nawet obie naraz, a ja fotografowałam. Te same domy, które oglądałam od prawie osiemnastu lat, twarze ludzi, którzy niedawno się wprowadzili. Zrobiłam zdjęcie pary z dzieckiem trzymającym tablet w ręce, która minęła nas na chodniku tak samo jak my zakutana w kurtki. Fotografowałam tak naprawdę wszystko, co pozwalało oddać nastrój chwili. Kiedy zaczęliśmy dochodzić do centrum sportowego, wytrąciłam bratu piłkę z rąk, a ta potoczyła się po trawniku przed nami.
— Ej! — krzyknął Justin, gdy zaczęłam odbiegać. Czułam się najlepiej z piłką pod nogami, niezależnie od tego, jak było zimno — zamarznięta trawa chrzęściła mi pod butami — i niezależnie od przeszkód na mojej drodze. Dryblowałam z piłką, a mój brat pędził za mną.
— To nie fair, ja dopiero co przez dwie godziny grałem w kosza!
Zwolniłam, żeby miał szansę spróbować odebrać mi piłkę. Wsunął stopę, żeby wykopać tę piłkę, ale odsunęłam ją spoza jego zasięgu. Wyminęłam go i pobiegłam dalej. Uwielbiałam to uczucie, gdy piłka poruszała się razem ze mną, gdy mijałam zaszroniony plac zabaw, drzewa i zbliżałam się do centrum sportowego, żeby schronić się przed zimnem.
Obejrzałam się przez ramię i usłyszałam, że mój brat przeklina, usiłując mnie dogonić. Ze względu na niego znów zwolniłam, a zaraz potem potknęłam się o piłkę i wpadłam na kogoś.
Skrzywiłam się z bólu, bo metalowy zamek obcej kurtki uderzył mnie w głowę. Przez chwilę się dziwiłam, że byłam aż tak roztargniona, iż nie zauważyłam człowieka w pustym parku, ale gdyby nie on, to zaryłabym twarzą w trawę na oczach mojego brata. Po zderzeniu szybko odskoczyłam od nieznajomego.
— Bardzo prze…
— Bądź tak miła i patrz, gdzie leziesz — mruknął nieuprzejmie chłopak, strzepując skórzaną kurtkę tak, jakbym mogła ją zabrudzić, trafiając głową w zimny zamek. — Masz sprawne oczy. Używaj ich.
Zrobiłam krok w tył i poprawiłam kucyk, ciesząc się, że moje brązowe włosy nie zaplątały się w zamek.
— Spokojnie, gościu, wyluzuj.
— Nie moja wina, że nie wiesz, jak obchodzić się…
Podniosłam piłkę i przytrzymałam ją ramieniem. Akcent chłopaka podpowiadał, że musiał spędzić sporo czasu w Wielkiej Brytanii.
— Doskonale wiem, jak się obchodzić z piłką.
— Nie wygląda na to — mruknął.
Justin stanął obok.
— A ty nie jesteś Sam?
Chłopak faktycznie wyglądał znajomo — jak jedna z tych osób, które mijasz na korytarzu, ale na które nie zwracasz większej uwagi. Wnioskując po naszym pierwszym spotkaniu, to raczej dobrze, że nigdy dotąd się do niego nie odezwałam. Nietrudno się było domyślić, dlaczego Jasmine twierdziła, że zauważyłabym, gdyby wziął udział w rekrutacji do drużyny. Był wysoki, miał kręcone brązowe włosy i chwilowo poirytowane zielone oczy. Może według niej był atrakcyjny, ale z takim charakterem? Nie.
— To twoja siostra? — zapytał Sam.
— Potrafię mówić za siebie.
— Może zechcesz jej powiedzieć, że piłkę się kopie, a nie potyka się o nią — powiedział do Justina. — Myślałem, że kapitan drużyny będzie sobie lepiej radzić z piłką.
— Justin, odbiegnij kawałek — powiedziałam wkurzona. — Nożna. Tu mówimy na to piłka nożna.
Justin dobiegł do połowy boiska, a ja kopnęłam piłkę w jego kierunku. Przeleciała idealnym łukiem nad głową Sama i wylądowała przed moim bratem.
— Czy ja cię jakiś obraziłem w trakcie tych pięćdziesięciu czterech sekund rozmowy? — Chciał wiedzieć Sam.
W trakcie pięćdziesięciu czterech sekund czego? Miał na nosie delikatne piegi, a jego włosy wyglądały tak, jakby przeczesał je kilka razy palcami.
— Zauważyłaś coś ciekawego?
— W tej chwili nie bardzo.
Chłopak wyglądał na rozbawionego.
— Nie moja wina, że słabo ci dziś idzie z piłką. Trening bywa pomocny, wiesz?
— Wymądrzasz się tylko teraz, czy po prostu taki jesteś?
— Zależy. Następnym razem patrz, gdzie idziesz. — Trącił mnie ramieniem i poszedł w stronę, z której przyszliśmy.
Justin gwizdnął cicho.
— A niech to.
— Jasmine nie mówiła, że ten gość jest takim…
— Fiutem?
* * *
Później tego niedzielnego wieczora mój brat i tata zasiedli przy stole do kolacji. Tata zdjął już garnitur i krawat, które zakładał do pracy w kancelarii prawnej. Miał na sobie T-shirt i dżinsy. Zwykle nie pracował w weekendy, ale prowadził ważną sprawę, a nawet zmęczony po długim dniu pracy lubił, gdy siadaliśmy razem do kolacji. Zajmując miejsce u szczytu stołu, zapytał:
— Co dziś robiliście?
Wzruszyłam ramionami i powiedziałam z makaronem w buzi:
— Nic ciekawego.
Justin spojrzał na mnie dziwnie, bo pewnie zauważył, że ciągle byłam rozdrażniona po wcześniejszym zajściu.
— A co u pana, panie Krabie? Zarobił pan ostatnio dużo forsy?
Jako dzieci mieliśmy z bratem obsesję na punkcie Sponge Boba. Ponieważ nasz tata był prawnikiem, szybko dorobił się przezwiska „pan Krab”. Ulubioną postacią Justina był Patryk, a ja zostałam Sandy, bo przez miesiąc chodziłam na karate. Tata nagle spoważniał.
— O-o, co nabroiłeś, Patryku? — zażartowałam.
— Nic nie nabroiłem! A ty, Sandy? — odbił piłeczkę mój brat.
— Żadne z was nie zrobiło nic złego. — Tata nagle urwał. — Z tego, co wiem.
— Uważaj, Justin.
Justin udał, że zirytowały go moje słowa.
— Co myślicie, żeby pojechać do babci w trakcie przerwy wielkanocnej? — spytał tata. — Dawno się z nią nie widzieliście.
— Przecież byliśmy u babci i dziadka latem — powiedziałam.
— Mam na myśli babcię od strony mamy.
Ostatni raz widzieliśmy się z babcią od strony mamy wiele lat temu, po pogrzebie mamy. Słabo pamiętałam to ostatnie spotkanie — wspomnienia z tamtego okresu w ogóle były zamazane.
Mama zmarła na początku lata w 2005 roku, kiedy ja miałam dziewięć lat, a Justin sześć. Wracała z prowadzonej przez siebie księgarni, a pijany kierowca wjechał w jej samochód. I chociaż zmarła, gdy byłam jeszcze mała, to i tak miałam szczęście, bo dobrze pamiętałam, jaka była i jak wyglądała, nie musiałam polegać wyłącznie na zdjęciach i nakręconych filmikach. Justin miał jasnobrązowe włosy jak ona, ale oboje mieliśmy po niej brązowe oczy. Ja jednak z natury miałam ciemniejszą karnację, jak mama, a Justin jaśniejszą skórę, jak tata.
Odziedziczyłam też po niej zamiłowanie do piłki nożnej. Mama grała jako dziecko, a potem należała do drużyny uniwersyteckiej. Wpoiła we mnie miłość do ukochanej dyscypliny, którą chciałam uprawiać również w przyszłości.
Co do babci od strony mamy, to nie wiedzieliśmy się z nią od lat. Przed mamą zmarł też jej ojciec. Po pogrzebie mamy babcia nie utrzymywała z nami kontaktu, bo przez wszystkie te lata podróżowała i nigdy nie osiadła w jednym miejscu. Wcześniej mieszkała niedaleko Port Meadow, w jednym z sąsiednich miast — Redmond. Nigdy nie dopytywałam się taty, dlaczego babcia wyprowadziła się z domu, w którym wychowała się moja mama, a potem w ogóle wyjechała z kraju, ale zawsze sądziłam, że miało to związek z utratą męża i córki. Za dużo cierpienia jak na jedną osobę.
W dzieciństwie przed śmiercią dziadka i mamy ciągle jeździliśmy do babci. Spotykaliśmy się ze znajomymi dziadków, spędzaliśmy wieczory na grach planszowych i dobrym jedzeniu, byliśmy blisko jako rodzina. Z tego, co słyszałam, ostatnio babcia była we Włoszech, gdzie mieszkała, zanim po urodzeniu mojej mamy przeprowadziła się z dziadkiem do Kanady.
— Ja jestem za — powiedział Justin.
— Macy? — spytał tata.
W jego głosie niepotrzebnie pobrzmiewał niepokój. Wykorzystałabym każdą okazję, żeby w jakikolwiek sposób poczuć znów więź z mamą. Brat spojrzał na mnie z zaciekawieniem, a ja odchrząknęłam.
— Czy ona dalej mieszka…
— W domu rodzinnym mamy? Tak, niedawno znów tam wróciła. Chce się z wami zobaczyć. Uznałem, że przerwa wielkanocna to dobry moment, żebyście się spotkali.
— Zgadzam się.
Właśnie tego potrzebowałam: zanurzyć się na tydzień w przeszłości i nie myśleć o przyszłości.
* * *
W poniedziałek zdążyłam właśnie schować torbę do szkolnej szafki, gdy podszedł do mnie Andrew.
— Jas wspominała, że natknęłaś się na Sama.
Jego imię nie było pierwszą rzeczą, którą miałam ochotę usłyszeć tego ranka.
— Jest wkurzający.
— Spotkałaś go tylko raz.
— I? Nie lubię go — oznajmiłam. — Poza tym, skąd ty go znasz?
— Chodziliśmy razem na historię.
— Czy wszyscy mieli razem historię w zeszłym semestrze?
— On przeniósł się tu dopiero w tym roku szkolnym — wyjaśnił Andrew. Kilku znajomych z klasy minęło nas na korytarzu, witając się z nami. Liceum Wellingtona znajdowało się na przedmieściach, niedaleko mojego domu, ale dość daleko od centrum Port Meadow. Ponieważ szkoła była duża, nie znałam wszystkich i nie miałam takich ambicji. — Naprawdę nie wiedziałaś, kto to jest?
— Nie miałam pojęcia — przyznałam.
— O wilku mowa.
Sam — wpatrzony w telefon — szedł korytarzem w towarzystwie kogoś, kto opowiadał o czymś z ożywieniem.
— Cześć, Sam! — Głos Andrew poniósł się po zatłoczonym korytarzu. Andrew i Sam stuknęli się lekko pięściami na przywitanie.
— Cześć… — Sam spojrzał na mnie, na co ja skrzywiłam się i zamknęłam szafkę.
— Miło znów cię widzieć — powiedział.
Rozpoznałam jego kolegę, Caleba. Nie obracaliśmy się w tych samych kręgach — on był popularny, ja nie tak bardzo. Miał ciemnobrązowe włosy, był opalony, a jego bezpośrednia natura objawiała się szerokim uśmiechem na twarzy.
— Caleb, zgadza się? W zeszłym semestrze chodziliśmy razem na matmę — powiedziałam.
— Ty jesteś Macy. Ta piłkarka?
— To ona. — Andrew objął mnie ramieniem.
— Chodzicie ze sobą? — zapytał Caleb.
Aż się zakrztusiłam.
— Boże, nie.
Andrew odepchnął mnie od siebie.
— Nigdy.
— Przenigdy — dodałam.
— Zapomnijcie, że w ogóle się odezwałem. — Caleb uniósł dłonie w obronnym geście.
— Nie chodzi o to… — Andrew miał taką minę, jakby go zemdliło. — Ona jest dla mnie jak siostra. — Znaliśmy się jeszcze z przedszkola. Był moim najlepszym przyjacielem i to na pewno nie miało się zmienić. — Na samą myśl o tym… Po prostu nie.
— Zdecydowanie nie. — Mimowolnie się wzdrygnęłam. Sam wpatrywał się we mnie. — No co?
Rozległ się pierwszy dzwonek i wszyscy ruszyli pospiesznie na pierwszą lekcję. Caleb też zaczął odchodzić, machając do nas.
— Do zobaczenia później.
— Cześć, Orzeszku — Sam posłał mi złośliwy uśmieszek.
Co?
— Nie tak mam na imię.
— Pilnuj, żebyś w drodze do klasy nie potknęła się o żadną piłkę. — Mówiąc to, wmieszał się razem z Calebem w tłum.
— Ależ on mnie wkurza — mruknęłam.
— Wygłupia się tylko — stwierdził Andrew w drodze do klasy. — Dziwi mnie, że go wcześniej nie znałaś. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jego nazwisko.
— A jak się nazywa? — Dotarliśmy do swoich ławek akurat wtedy, gdy rozbrzmiał hymn państwowy.
Hymn dobiegł końca, ale Andrew nadal mi nie odpowiedział. Uszczypnęłam go, a on zasyczał:
— Cholera.
— Dalej czekam.
— To poczekaj jeszcze — uśmiechnął się złośliwie. — Może w ogóle nie zdradzę ci tej informacji; ostatecznie co z tego będę miał?
— Czy mógłbyś po prostu…
— Ma na nazwisko Cahill.
Westchnęłam dramatycznie i postukałam Andrew gorączkowo w ramię.
— To brat Cedrica?
— Kuzyn Cedrica — sprecyzował.
— Co?!
Poznałam się z Cedrikiem Cahillem w dziewiątej klasie, na fizyce. Nie byłam typem dziewczyny, która zakochuje się po uszy — moi przyjaciele wchodzili w związki, zrywali i przeżywali odrzucenie w takim stopniu, że sama nie chciałam mieć z tym nic wspólnego. Na samą myśl o tym, że miałabym żywić względem kogoś tego rodzaju uczucia, robiło mi się niedobrze.
Jednak Cedric zmienił odrobinę moją perspektywę. Przeprowadził się tu z Wielkiej Brytanii, kiedy był młodszy. Grał w rugby, był bystry, miał przyjazne brązowe oczy. W końcu, w miarę jak coraz częściej z nim rozmawiałam, zaczęłam do niego czuć coś więcej. Ale nigdy się z tym nie zdradziłam.
— Macy Anderson.
Donośny głos z przodu sali uciszył klasę. Mój głos poniósł się po całej sali, zakłócając ogłoszenia i naruszając podstawową zasadę obowiązującą w auli.
Żeby pogorszyć sprawę, musiałam zostać za karę po lekcjach, co jeszcze bardziej mnie dobijało, gdy stałam po szkole ze znajomymi pod salą gimnastyczną, w której miał się dziś odbyć trening.
— Do zobaczenia na następnym treningu — powiedział Jon Ming. — Nie przejmuj się, drużyna nie rozpadnie się tylko dlatego, że nie będzie cię na jednym treningu.
— Uszy do góry. — Jacob poklepał mnie po plecach, a potem wszedł razem z Jonem Mingiem na salę. Brandon i Austin przybili mi piątkę i też weszli do środka.
Poza Andrew i Jasmine, Jon Ming, Austin, Brandon i Jacob byli moimi najbliższymi kumplami. Przez ostatnie cztery lata od początku liceum grałam z nimi w piłkę. Byli niesamowitymi dziwakami, jedli tak samo dużo jak ja i byli najbardziej irytującymi ludźmi, jakich znałam. A mimo to za nic na świecie nie zamieniłabym żadnego z nich na nikogo innego.
— To wszystko przez ciebie — warknęłam na Andrew, gdy patrzyliśmy, jak nasi kumple ustawiają się do ćwiczeń. Ja też powinnam tam być.
— To ty krzyczałaś.
Tak, ale nie powinnam zostać za to ukarana. Nie w sytuacji, gdy w najbliższy weekend mieliśmy grać przeciwko naszemu największemu rywalowi, Crenshaw Hills. Wellington od lat z nimi rywalizowało, a dyscypliną, z której obie szkoły najbardziej słynęły, była piłka nożna, co czyniło nas największymi przeciwnikami w mieście.
Zabrzęczał mój telefon. Andrew wszedł na salę gimnastyczną, a ja ruszyłam do sali, w której miałam odbyć pokutę.
Jasmine: Do dupy, że masz odsiadkę.
Ja: Wyczuwam twoje współczucie na odległość. Miej świadomość sarkazmu.
Jasmine: ;)
Weszłam do klasy, podałam panu Malikowi — nauczycielowi, który zwykle zostawał z ukaranymi uczniami — urzędowy świstek i usiadłam przy stoliku jak najbardziej oddalonym od wszystkich, którzy znajdowali się w sali. Pochyliłam się, wsunęłam w uszy słuchawki i nasunęłam kaptur na głowę. Nagle ktoś wyciągnął mi słuchawki z uszu.
— Co ty tu robisz?
Sam.
— Co ty tu robisz?
Usiadł okrakiem na krześle przede mną i oparł się łokciami o biurko.
— Zostałem przyłapany na wagarach.
Kiedy znów chciałam włożyć słuchawki do uszu, Sam pociągnął za kabelki.
— Stary! — zaprotestowałam.
— Dlaczego tu jesteś? — powtórzył pytanie. — Powinnaś być na treningu, nie?
— Nie twoja sprawa. — Jego mina wskazywała, że nie da mi spokoju, dopóki nie odpowiem. — Przez przypadek krzyknęłam podczas ogłoszeń dziś rano.
— U którego nauczyciela?
— U Olivera.
Sam parsknął, a potem spojrzał na puste biurko, przy którym powinien siedzieć nauczyciel. Gdzieon się, u licha, podział?
Sam podniósł się, szurając krzesłem, i zerknął na zegar.
— Spadamy? — Na mojej twarzy musiała się odmalować dezaprobata, bo wyjaśnił dodatkowo: — Pan Malik zazwyczaj wychodzi z klasy i wraca dopiero pod koniec odsiadki. Wszystko będzie okej.
— Nie znam cię. Dlaczego miałabym ci zaufać?
— To nie jest kwestia zaufania. — Jego zielone oczy patrzyły szelmowsko. — Nikt nas nie złapie. — Wskazał na pozostałych uczniów, którzy zaczęli wychodzić z klasy. Mogłam albo zostać tutaj i dalej zamartwiać się tym, że nie jestem na treningu, albo… — No chodź, Orzeszku.
— Nie tak mam na imię. — Znów wsunęłam słuchawki do uszu. — I nie zerwę się z kary.
Nie przeszkadzał mi już więcej. Usiadł przy sąsiednim stoliku. Przez kolejne półtorej godziny siedzieliśmy w ciszy. On bawił się telefonem, a ja odrabiałam zadanie z fizyki. W końcu uczniowie, którzy wcześniej wyszli, wrócili do klasy, a niedługo potem przyszedł pan Malik. Kara dobiegła końca.
Wyszłam z sali i ruszyłam do swojej szafki po kurtkę. Sam mnie dogonił.
— Chcesz iść coś zjeść? Na pewno jesteś głodna. — Nie mylił się. Mój żołądek zjadał sam siebie po długim dniu w szkole. — Trening i tak już pewnie się skończył. Co masz innego do roboty?
Kilka minut później siedzieliśmy z Samem w barze mlecznym przecznicę od szkoły. Różne osoby witały się z nim, ale on nie zwracał na nie uwagi. Przez następne pół godziny gapił się w irytujący sposób na dziewczynę, która siedziała za mną i do której robił maślane oczy. Miał nawet czelność pomachać do niej lekko, na co ona odpowiedziała tym samym, zanim wróciła do rozmowy z koleżankami.
— Jesteś spokrewniony z Cedrikiem?
Na twarzy Sama odmalowało się poirytowanie.
— To nie jest ktoś, z kim chciałbym być kojarzony. Prawdę mówiąc, nie pałamy do siebie wielką sympatią. — Wziął sobie frytkę z mojego talerza. Nie cierpiałam dzielić się jedzeniem. Jak ktoś mógł nie lubić Cedrica? — Zmiana tematu — rzucił Sam.
— Ale…
— Zmiana. Tematu.
— No dobra! — Cholera. Odsunęłam talerz spoza jego zasięgu. Wyciągnął zdumiony ręce.
— Czekaj, znasz mnie wyłącznie przez mojego kuzyna?
Poza najbliższym gronem przyjaciół niespecjalnie zwracałam uwagę na inne osoby. Kojarzyłam ludzi po twarzach, ale z imienia? Miałam dużo innych rzeczy na głowie. Na przykład piłkę i wybór uczelni.
— Halo? Ziemia do Orzeszka. — Sam pstryknął mi przed twarzą palcami.
— Nie tak mam na imię — powiedziałam. — W przeciwieństwie do ciebie, Cedric to mój prawdziwy kolega. Kojarzę cię z widzenia, ale nie wiedziałam dotąd, jak się nazywasz.
Sam nic na to nie odpowiedział i znów popatrzył ponad moim ramieniem, podczas gdy ja wsadzałam sobie frytkę do buzi. Sięgnął do mojego talerza i dorwał jeszcze jedną frytkę.
— Stary, musisz przestać tak robić.
— Nie lubisz dzielić się jedzeniem?
— Kup sobie własne. — Sięgnęłam do plecaka i wyciągnęłam aparat z pokrowca.
— Skąpiradło. — Skinął głową w kierunku aparatu. — O co chodzi z tym aparatem?
— Lubię robić zdjęcia.
— Możesz je robić telefonem — zauważył. — Kapitan drużyny piłkarskiej ma inne hobby?
— Drużyny soccera.
— Jestem z Anglii. Mówi się piłka nożna.
— Nie będę się z tobą kłócić — stwierdziłam. — Idę do domu.
— Daj spokój, Orzeszku. — Podniosłam się z miejsca, a on wskazał na moje krzesło. — Siadaj, nie będę cię już wkurzać. Jakie zdjęcia tam masz?
— Na pewno nie chcesz pogadać z dziewczyną, która siedzi za mną?
Wyciągnął rękę po aparat, więc mu go podałam. Zaczął przeglądać zdjęcia, a ja nachyliłam się nad stołem, żeby też widzieć. Na jednym zdjęciu był Andrew, który pokazywał mi środkowy palec, gdy szliśmy niedawno do jego samochodu.
— Od dawna przyjaźnisz się z Andrew?
— Od bardzo dawna — odpowiedziałam. — A ty i Caleb? Też wydajecie się zaprzyjaźnieni.
— Jesteśmy. — Sam zerknął na telefon, zaklął pod nosem i oddał mi aparat. — Cholera. Muszę lecieć. Kto wie, może znów zostaniemy razem za karę po lekcjach, Orzeszku.
— Nie liczyłabym na to — mruknęłam, gdy zakładał kurtkę. — Jak często wpadasz w tarapaty?
— Zależy, co rozumiesz przez tarapaty.
* * *
Wieczorem tego samego dnia leżałam na łóżku Jasmine i patrzyłam, jak przytwierdza plakaty do ściany. Pokrywały niemal każdy skrawek w jej pokoju. Przedstawiały kadry ze wszystkich jej ulubionych filmów. Na przestrzeni lat obserwowałam, jak jej kolekcja się powiększa — Jasmine nigdy nie ściągnęła ani jednego plakatu.
— Wiedziałaś, że Sam i Cedric są spokrewnieni?
— Czy wiedziałam, że są kuzynami? — spytała. — Chyba wszyscy o tym wiedzą.
— Oni są tacy… — Szukałam właściwego słowa. — Różni.
Jasmine wyciągnęła ręce do góry, żeby przykleić plakat z Gwiezdnych wojen.
— Są kuzynami, a nie klonami.
Przekręciłam się na brzuch i podłożyłam sobie dłonie pod brodę.
— Chodzi mi o to, że Cedric jest bardzo miły, a Sam nie bardzo.
— Pamiętasz, jak zakochałaś się w Cedricu? — Jasmine usiadła obok mnie na łóżku i wzięła mój aparat, żeby obejrzeć zdjęcia. — Nigdy nie zachowywałaś się tak bardzo jak nie ty.
Jak zakochałam się w Cedricu? Czy to już przeszłość? Nie. Ale nikomu się do tego nie przyznałam. Chociaż był popularnym chłopakiem i nie widywaliśmy się zbyt często, dziwnie było wiedzieć, że miał kuzyna, o którym nie miałam pojęcia.
— Ale Cedric to nadal przystojniak, co nie? — uśmiechnęła się Jasmine, ciekawa mojej odpowiedzi.
Jeśli się zarumieniłam, to przysięgam…
— Nie będę z tobą o tym rozmawiać.
— A z kim będziesz rozmawiać o chłopakach? Z Andrew? No proszę cię. — Jasmine uniosła mój aparat. — Raczysz mi to wyjaśnić?
Parsknęłam na widok Sama, który robił śmieszną minę do obiektywu. Musiał wziąć mój sprzęt, kiedy nie patrzyłam. Sięgnęłam po aparat, ale wcale nie zamierzałam usuwać zdjęcia.
— On też miał karę.
— No i popatrz, kumplujesz się z łobuzem Samem. — Zaprzeczyłam mruknięciem, ale Jasmine nie wyglądała na przekonaną. — Nigdy nic nie wiadomo, Macy.
— Nie ma takiej możliwości — zaprotestowałam. Na pewno nie z kimś równie irytującym jak on.
Kiedy następnego dnia podczas przerwy obiadowej wchodziliśmy do stołówki, Andrew pokazywał mi śmieszny post, który zapisał sobie w mediach społecznościowych. W środku rozbrzmiewały rozmowy. Chociaż w Wellington uczyło się wiele osób, większość z nich przez pięć dni w tygodniu siedziała w tej samej grupie na tym samym miejscu. Rozglądając się po znajomych twarzach w ich stałych miejscach, natrafiłam wzrokiem na osobę, za którą niespecjalnie przepadałam: Beatrice.
Znałyśmy się od czasów gimnazjum. Na pewnym etapie byłyśmy nawet koleżankami. Bliskimi. Pewnego wieczora podczas dyskoteki w ósmej klasie chłopak, który jej się podobał, chciał mnie pocałować. To wystarczyło, aby uznała, że to koniec naszej przyjaźni. A to był dopiero początek jej niechęci do mnie.
Najprawdopodobniej chodziło o nagromadzenie drobnych incydentów. Na przykład w dziewiątej klasie bawiliśmy się raz z Austinem piłką i niechcący kopnęłam ją tak, że przeleciała tuż obok twarzy Beatrice. Zwyzywała mnie, mimo że przeprosiłam. Albo w jedenastej klasie, kiedy przyznano mi tytuł Sportowca Roku w kategorii dziewcząt. Wściekła się, bo sama chciała zostać wyróżniona jako kapitan szkolnego zespołu tańca. Rozpowiedziała połowie naszej klasy, że przyznano mi tytuł wyłącznie dlatego, że przekupiłam komisję sportową, co nie miało nic wspólnego z prawdą.
Im dłużej trwała nauka w liceum, tym bardziej mnie nienawidziła, rzucając różne uwagi, byleby mnie wkurzyć — na temat tego, że przyjaźnię się głównie z chłopakami, na temat moich ubrań czy tego, że byłam jedyną dziewczyną w drużynie piłkarskiej.
Jej komentarze zrobiły się jeszcze wredniejsze, gdy zaczęły dotyczyć Jasmine. Sean, były chłopak Jasmine, chodził z Beatrice, zanim zaczął się spotykać z Jasmine. Kiedy kilka miesięcy po zerwaniu z Beatrice Sean i Jasmine zostali parą, Beatrice nie była tym zachwycona i postawiła sobie za cel uprzykrzyć życie mnie i Jasmine. Podobnie jak w przypadku większości wrednych dziewczyn w ogólniaku, nienawiść Beatrice opierała się na zazdrości, co wcale nie pomagało mnie i Jasmine. Uważałam, że to chore, iż można kogoś nienawidzić za to, że jest sobą.
Beatrice była ładna w typowy sposób: miała jasną karnację, długie jasnobrązowe włosy i brązowe oczy. Była urocza, co przyciągało do niej ludzi. Mogłoby się wydawać, że ponieważ Jasmine była podobna, powinny się lubić. Ale w ciągu czterech lat spędzonych w liceum chyba ani razu nie widziałam Beatrice bez koleżanek, co działało na jej korzyść, gdy chciała powiedzieć komuś coś przykrego, bo dodatkowo ją podpuszczały.
Ktoś położył mi dłoń na ramieniu, a ja odruchowo złapałam ją mocno, myśląc, że to któryś z moich kumpli z drużyny próbuje się do mnie podkraść.
— Spokojnie, to ja.
Odwróciłam się gwałtownie i szybko puściłam jego rękę. Sam schował ją do kieszeni skórzanej kurtki, a drugą przeczesał kręcone włosy. Przywitał się z Andrew pytaniem:
— Ona zawsze taka nerwowa?
— Przepraszam, myślałam, że to ktoś inny — powiedziałam, uprzedzając dalszą wymianę zdań. Obaj poszli w głąb stołówki, ale ja zostałam na miejscu.
Wpatrywałam się w chłopaka, który siedział w rogu sali pogrążony w rozmowie ze znajomymi. Cedric. Jego brązowe oczy napotkały mój wzrok. Uniósł rękę na przywitanie. Odmachałam mu i z bijącym sercem zobaczyłam, że skinieniem pokazuje, żebym podeszła. Tylko się nie przewrócić, kretynko. Ani mi się waż przewrócić.
— Cześć, Mace — odezwał się Cedric.
— Cześć — odpowiedziałam. — Dawno cię nie widziałam.
Istniało pewne podobieństwo między nim i Samem, choć dość niewyraźne. Mieli taki sam kształt nosa, ale oczy Cedrica były brązowe, a włosy ścięte na krótkiego jeża. Był bardziej umięśniony, bo w szkole i poza nią grał w rugby, jego akcent zaś był w zasadzie nieuchwytny.
— Byłem zajęty. Musimy się spotkać.
Zachowaj spokój. Oddychaj.
— Jasne.
— Pewnie masz dużo zajęć związanych z nauką i piłką. — Odchylił się w krześle. — Jak ci idzie, tak w ogóle?
— Przygotowujemy się do sezonu.
— Kiedy się zaczyna?
— W maju. Wcześniej mamy halowe mecze towarzyskie i turnieje.
— Wciśniesz mnie gdzieś w swój napięty terminarz? — zażartował.
Gdyby tu była Jasmine, z łatwością wtrąciłaby coś zalotnego. Żarcik dowodzący, że była wyluzowana i że fajnie się z nią gadało. Ale ja nie byłam nią, więc udawałam brak zainteresowania.
— Zobaczymy.
— W takim razie odezwę się do ciebie.
— Spoko. — Pożegnałam się z nim i odwróciłam, ściskając telefon dużo mocniej niż powinnam.
Spoko? Serio? Gdy doszłam do naszego stołu, zobaczyłam, że siedzą przy nim moi znajomi — oraz Sam.
— Co ty tu robisz? To moje miejsce.
— Siedzenie jest nagle nielegalne?
Zajęłam miejsce obok niego, wyciągnęłam z torby drugie śniadanie i położyłam je na stole. Sam sięgnął po batonik zbożowy, który miałam jako przekąskę, więc odepchnęłam jego rękę.
— Auć.
— Nie igraj z Macy w sprawach jedzenia, stary — syknął Austin. Spojrzał na siebie za pomocą aparatu w telefonie i poprawił sobie włosy. Austin był mieszanką dwóch ras — jego ojciec pochodził z Kongo, a mama z Portoryko; miał brązowe oczy i idealnie proste zęby, nietknięte aparatem ortodontycznym.
— Nigdy — dodał Jon Ming, zawieszając sobie słuchawki na szyi. Ufarbowane na czerwono włosy Jona Minga były równie jaskrawe, jak jego ekscentryczna osobowość. Znał kilka języków obcych, w tym swój ojczysty język koreański, i słynął z tego, że wszędzie puszczał komponowaną przez siebie muzykę, na każdej imprezie.
Odepchnęłam ramię Sama, gdy spróbował oprzeć je o moje krzesło.
— Orzeszek z radością podzieli się ze mną swoim jedzeniem, prawda? Na pewno bardzo się cieszy na mój widok.
— Spadaj, ciołku.
— Spadaj, ciołku? — Sam spojrzał na Andrew. — Kto w ogóle używa słowa „ciołek”?
— Ta laska, która nigdy nie przeklina — wyjaśnił Andrew. — Ciesz się, że nie słyszałeś, jak mówi „a niech to fruwające lemury”.
— „A niech to fruwające” co? — zaśmiał się zaskoczony Sam. — Dziwne, bo przecież z ciebie straszna chłopczyca.
— Nie jestem…
— Chłop-czy-cą. Mam powiedzieć wolniej?
— Nie bądź palantem. Nie jestem chłopczycą.
— Trochę jesteś — przyznał Jon Ming. — Poza Jasmine kumplujesz się tylko z chłopakami. — Jon Ming z namysłem na twarzy wycelował we mnie widelcem. — Chyba nigdy nie miałaś żadnej sukienki.
— Ma sukienki. Tylko ich nie nosi — powiedziała Jasmine.
— I jesteś jak jeden z chłopaków — wzruszył ramionami Austin.
Telefon Sama zapiszczał, a chłopak zerknął na ekran i wstał. Zmierzwił mi włosy.
— Do zobaczenia, Orzeszku.
Gdy wyszedł z zatłoczonej stołówki, Jon Ming stwierdził:
— Interesujący chłopak.
— I chyba lubi z tobą rozmawiać — zauważył Austin.
— A co z Cedrikiem? — szepnęła Jasmine, jakby ktoś mógł podsłuchać naszą rozmowę.
— Chce się spotkać. Nie tak, jak myślisz — powiedziałam.
— Cedric ci się podoba? — spytał Andrew.
— Nie powiedziałam tego.
— Wcale nie musisz. — Wskazał na mnie. — Zrobiłaś się czerwona.
Potarłam sobie policzki i spojrzałam ze złością na przyjaciół.
— Możemy zmienić durny temat?
Andrew uśmiechnął się pod nosem.
— Szepnę za tobą słówko.
— Andrew.
Jasmine była podekscytowana.
— Nie mogę uwierzyć, że Macy Marie Victoria…
— Victoria Marie! — poprawiłam ją po raz setny od początku naszej znajomości.
— …się zabujała — dokończył Jon Ming. — To cholernie dziwne.
— Kto się zabujał? — Dosiedli się do nas Jacob i Brandon. Dwujajowi bliźniacy mieli tę samą jasną karnację i brązowe oczy, ale brązowe włosy Jacoba były krótkie, podczas gdy Brandon nosił je zapuszczone i związane w niski kok.
— Macy zabujała się w Cedricu Cahillu.
Jacob się skrzywił.
— To nieprawda.
Czy naprawdę tak trudno było uwierzyć, że ktoś mógłby się mi spodobać? Stukając palcami o blat stołu, kiedy wszyscy pozostali jedli, zapytałam Brandona i Jacoba:
— Uważacie, że jestem chłopczycą? — Jacob się roześmiał. Głośno. Brandon, choć nieco uprzejmiej niż brat, wydawał się z nim zgadzać. — Wolałabym, żebyście mnie nie szufladkowali.
Jon Ming odczytał z telefonu:
— Chłopczyca to „dziewczyna, która lubi brutalne, hałaśliwe aktywności zwykle kojarzone z chłopakami”.
— Wcale taka nie jestem! — sprzeciwiłam się.
Andrew złapał mnie za ręce.
— Jesteś chłopczycą, zaakceptuj to. — Wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że sytuacja była, jaka była. Westchnęłam rozczarowana, zerkając na Cedrica, który rozmawiał z kolegami. Nie ma szans, żeby spodobała mu się chłopczyca.
* * *
Wieczorem położyłam się w łóżku z laptopem, oglądając nagrany film: ściany salonu były obwieszone serpentynami. Stół uginał się pod ciężarem jedzenia — czipsów, pampuchów serowych, precli, tacki warzyw… i tortu w kształcie piłki nożnej. To były moje dziewiąte urodziny. Ostatnie, które świętowałam z mamą, zanim zginęła cztery miesiące później w wypadku samochodowym.
Na torcie paliły się świeczki i wszyscy śpiewali „Sto lat”. Tata stroił miny do kamery, a mama go powstrzymywała, starając się, żebym to ja znajdowała się w centrum uwagi. Pięć sekund później pocałowali się, a zaraz potem mała ja zdmuchnęłam świeczki na torcie. Piskliwy okrzyk Justina „fuj” poniósł się w kadrze. Brązowe włosy mamy spływały gęstymi puklami, a jej oczy błyszczały. Nawet w worku po ziemniakach wyglądałaby pięknie. Jej obecność rozjaśniała każde pomieszczenie, podczas gdy ja wtapiałam się w tłum. Może moi kumple mieli rację, może faktycznie byłam chłopczycą — ale jeśli to oznaczało, że tak jak mama kochałam piłkę nożną, to może wcale mi to nie przeszkadzało.
Tył mojej głowy opadł na poduszkę. Mama wiedziałaby, co zrobić w sytuacji, gdy podobał mi się jakiś chłopak. W ogóle nie musiałabym z nią o tym rozmawiać. Być może zwierzyłabym się tacie, ale ten temat zawsze wiązałby się z mamą. To było coś, z czym córki zwracały się do swoich matek, prosząc o radę. Tak właśnie postępowała Jasmine za każdym razem, gdy wypływał temat chłopaków.
Rozległo się pukanie do drzwi. To musiał być tata; Justin zazwyczaj wchodził bez pytania. Tata wsunął głowę przez próg.
— Justin ugotował makaron.
— Justin zabrał się za gotowanie? Patryk Justin? — Wygrzebałam się z pościeli. — Muszę to zobaczyć.
— Co robiłaś?
— Oglądałam stare filmiki z mamą.
Tata wszedł do pokoju, wpatrując się w ekran, na którym czekało kolejne wideo.
W mojej rodzinie często nagrywało się różne rzeczy. Mieliśmy taśmy z nagraniami pierwszych kroków Justina i moich. Naszych corocznych przebrań na Halloween. I choć przez lata nagromadziliśmy dużo nagrań i taśm, to zdjęć było jeszcze więcej. Większość rodzinnych fotografii powstawało z inicjatywy mamy. W dzieciństwie zmuszała mnie i Justina, żebyśmy pozowali do zdjęcia, stojąc w kolejce po lody. Robiła mi fotki podczas każdego meczu w klubie piłkarskim, w którym brałam udział jako sześciolatka.
W pewnym momencie, niedługo po jej śmierci, przestaliśmy robić zdjęcia. Z tego powodu w któreś urodziny poprosiłam tatę o aparat. I odkąd go dostałam, cały czas fotografowałam.
— Boże Narodzenie?
— Tak. — Wskazałam na trzymaną przeze mnie na ekranie figurkę superbohatera. — Justin był wściekły, że ją dostałam. Ukradł mi ją, gdy przestałam się w końcu nią bawić.
Tata odpłynął daleko myślami.
— A potem ty mu ją znów ją zabrałaś, a on płakał i płakał.
Popatrzyłam znów na ekran.
— Brakuje mi jej.
Jego uśmiech zbladł.
— Mnie też jej brakuje, Mace.
* * *
Minęłam Jona Minga, podając piłkę do Andrew na prawym skrzydle. Trening, który odbywał się w określone dni po szkole albo na sali gimnastycznej, albo w centrum sportowym, z założenia miał dawać wycisk. Wszystko mnie bolało od serii sprintów i pompek, które trener Thompson zadał mi za to, że ostatnio musiałam zostać za karę po lekcjach w szkole, ale próbowałam się nie dekoncentrować.
Andrew podał mi piłkę, którą znów do niego kopnęłam, zanim Jon Ming zdążył jej dosięgnąć. Andrew kopnął i w ułamku sekundy wcelowałam do bramki, patrząc, jak piłka uderza w siatkę. Akcja była świetna, ale trener Thompson rzadko nas chwalił. Musieliśmy sobie na to zasłużyć.
— Prescott! Anderson! Do mnie! — krzyknął trener. Podbiegliśmy z Andrew do trenera. — Dobra robota.
Wezwał do siebie resztę zawodników i kończąc trening, powiedział:
— To był dobry trening, drużyno, widzimy się jutro. Rozejść się!
Pozostali zawodnicy zaczęli się zbierać. Choć trening dobiegł końca, rozpierała mnie energia. Uderzyłam żartobliwie Andrew w ramię.
— Poniedziałek jest nasz.
— Ktoś tu jest zadowolony.
— Stwierdzam tylko fakt. — Podekscytowana dźgnęłam go palcem w brzuch. — Wygramy w poniedziałek. Wygramy turniej — ta drużyna zdobędzie wszystko.
— Macy, wszyscy wiemy, jak bardzo lubisz zwyciężać.
— A kto nie lubi? — Przygładziłam włosy zebrane w kucyk, podczas gdy Andrew rozwiązywał korki.
— Zostajesz? — zapytał.
— Jeszcze trochę potrenuję przed pójściem do domu. A ty zostajesz?
— Mam za dużo zadane. Chociaż będzie też super nie wozić twoich zapoconych gratów w moim aucie.
— Chamidło.
— Masz jak bezpiecznie wrócić do domu? — Podniósł torbę i zarzucił ją sobie na ramię.
— Poradzę sobie. Nie martw się. Bezpiecznej drogi!
— Danke — powiedział z przesadną emfazą i poszedł do męskiej przebieralni.
W ciągu lat wspólnego dorastania miałam okazję poznać Andrew od najróżniejszych stron. Przez większość życia chodziliśmy razem do szkoły, nasi rodzice się przyjaźnili — to było właściwie nieuniknione, że zostaniemy bliskimi przyjaciółmi. Wiedziałam, jak bardzo się wścieknie, gdy zjem ostatni kawałek pizzy, i jak się ucieszy, gdy jego ulubiony program wróci na ekrany. Widziałam go płaczącego na filmach, w których umierała jego ulubiona postać. Zawsze byliśmy blisko.
Moje stopy poruszały się obok piłki, a w żyłach płynęła adrenalina. Przebiegłam z pełną prędkością obok rozstawionych słupków, robiąc szybki skręt w lewo i kopiąc piłkę. Usłyszałam niezrozumiały okrzyk, który przestraszył mnie trochę, a kiedy podniosłam głowę, zobaczyłam Sama i Caleba rechoczących na trybunach. Wstali z miejsca i ruszyli w moim kierunku. Caleb był ubrany normalnie, ale Sam? Miał na sobie strój piłkarski. Jego korki lśniły nowością, a ubranie było najlepszej marki.
— Co wy tu robicie?
— Moglibyśmy zapytać cię o to samo — odpowiedział Caleb.
— Trenuję. — Wskazałam na korki Sama. — Nie wiedziałam, że grasz w nogę — skłamałam.
Caleb poklepał kumpla po ramieniu, wyraźnie podekscytowany. Widać było, że lubił przebywać w jego towarzystwie.
— Jest całkiem niezły, kiedy akurat nie zachowuje się jak pendejo. — Musiałam mieć zdezorientowaną minę, bo Caleb wzruszył ramionami. — Mam latynoskie korzenie.
— Dlaczego nie startowałeś do drużyny? — zapytałam.
— Czy wy właśnie nie skończyliście treningu? — zapytał w odpowiedzi Sam.
— Zostałam jeszcze trochę, żeby poćwiczyć.
— Ja z tobą poćwiczę. Chyba że już nie dasz rady? — Sam puścił do mnie oko i żartobliwie trącił mnie ramieniem, po czym wyminął mnie, odebrał mi piłkę i odciągnął mnie dalej.
Wyglądało na to, że jest dobry.
Był bardzo dobry.
Prowadził piłkę, jakby była przedłużeniem jego ciała, rozglądając się przy tym po boisku i stale oceniając sytuację. Od siatki odgradzałam go tylko ja. Caleb usiadł za linią boczną obok mojej torby i próbował robić zdjęcia.
— Przykro mi to mówić, Orzeszku — zarzucił mi Sam. — Jesteś napastnikiem.
Byłam. Skąd o tymwiedział?
— Wiem, na jakiej gram pozycji.
Podrzucił piłkę do góry tak, żeby potoczyła się wzdłuż jego ciała. Zagrodziłam mu drogę, skupiona na każdym jego ruchu, gdy próbował mnie wyminąć. Był szybki, ale ja też. Kiedy zdał sobie sprawę, do czego się posunę, żeby odebrać mu piłkę, oboje właśnie bardzo się staraliśmy nie sfaulować się nawzajem. I choć nie pałałam do gościa sympatią, to podobało mi się, że traktował mnie tak, jak każdego innego zawodnika. Nie dawał mi forów tylko dlatego, że byłam dziewczyną.
Wycofał piłkę i znów się przygotował, oceniając sytuację. Mając najwyraźniej świadomość, że nie uda mu się mnie wyminąć, wycelował lekko, a ja odwróciłam się i zobaczyłam, że piłka wpada do bramki.
— Oszust.
— Dlaczego? — uśmiechnął się. — Przecież chodziło o to, żeby strzelić gola.
— Ale miałeś mnie okiwać! — Odepchnęłam go żartobliwie i pobiegłam po piłkę, ale on wydawał się tylko rozbawiony.
— Caleb! — krzyknęłam, a on spojrzał na mnie z trybun. W ręce miał długopis i notes, obok leżał mój aparat. Odkąd tu przyszliśmy, na zmianę robił zdjęcia i pisał coś w notatniku. — Jak ty sobie z nim radzisz?
— Codziennie zadaję sobie to samo pytanie. — Caleb podbiegł do nas z moim aparatem. — Robisz niezłe fotki. — Odwrócił się do Sama. — Odwieź mnie motorem do domu.
— Nie — odparł Sam.
— Świnia.
— Miły z ciebie chłopak — odezwałam się do Caleba, wyraźnie zaskoczonego moim komplementem. Poklepałam Sama po ramieniu. — Powinieneś się od niego uczyć.
— Po pierwsze, nigdy nie twierdziłem, że jestem miły, a po drugie, nie mogę go zawieźć na motorze, bo mój motor jest w warsztacie, ale na parkingu mam samochód.
— Masz motor? — zapytałam, usiłując się nie roześmiać na tę wiadomość.
Sam zmarszczył brwi.
— Co w tym śmiesznego?
— Bo jesteś chodzącym banałem, stary. Skórzana kurtka? Motocykl? Co to? Grease?
Sam spojrzał na mnie ze złością, a Caleb zaśmiał się głośno. Sam był atrakcyjny i dobrze o tym wiedział. Widać to było po tym, z jaką łatwością flirtował z tamtą dziewczyną w barze mlecznym niedaleko szkoły, i po rzucanych przez niego uwagach. Wpisywało się to w całość jego niezbyt miłej osobowości.
— Chodźmy.
Caleb pomachał mi na pożegnanie, a Sam po prostu odszedł, zabierając po drodze swoją torbę z trybun i kierując się do męskiej szatni.
To niemożliwe, żeby on i Cedric byli spokrewnieni.
W pochmurny dzień siedziałam ze znajomymi zgromadzonymi wokół dwóch stołów w barze mlecznym niedaleko szkoły. Rzadko udawało się nam spotkać razem w sobotni poranek, a to była jedna z tych nielicznych okazji, kiedy nam wyszło. Obok mnie siedział starszy brat Jasmine, Drake. Poszedł na uniwersytet w Willowridge niedaleko Port Meadow. Przyjechał tego ranka, bo miał tydzień wolny od zajęć.
— Dobrze cię znów widzieć, stary — odezwał się Andrew do Drake’a.
Drake należał do drużyny piłkarskiej dwa lata temu, zanim zakończył naukę w liceum.
— Macie teraz turniej, tak? — zapytał Drake.
— I go wygramy — obiecał Austin.
Chłopaki chórem to potwierdzili, a ja odwróciłam się do Drake’a.
— Gdzie twoja siostra?
— Lepiej niech się pospieszy. — Kolano Jacoba podrygiwało obok mnie, a oczy wpatrywały się łakomie w podświetlony ekran z menu. — Umieram z głodu.
— Ty zawsze umierasz z głodu — zauważył Brandon. — Po prostu zamów.
— Jestem — obwieściła Jasmine, siadając obok brata i przytulając się do niego. — Przepraszam, budzik się nie włączył. Podróż w porządku? — Zanim Drake zdążył się odezwać, Jasmine dostrzegła kogoś w drzwiach i zmarszczyła brwi. Wszyscy zwróciliśmy spojrzenia w tamtą stronę i zobaczyliśmy Beatrice w otoczeniu dużej grupy koleżanek.
— Odwróćcie się — ostrzegł Jacob, więc szybko popatrzyliśmy znów na siebie, zanim któraś z nich zdążyła nas przyłapać na gapieniu się.
— Zignorujcie je łącznie z Beatrice — westchnął Andrew.
— Zamierzacie dalej się uczyć po ogólniaku? Pracować? — zapytał Drake.
Kilka dni temu przeglądałam zdjęcia naszej paczki, a świadomość, że za rok o tej samej porze będę gdzie indziej niż moi przyjaciele, sprawiała, że robiło mi się niedobrze.
— Mace, wybrałaś już uczelnię?
— Mam jeszcze czas. Czekam, jak potoczy się dalej sezon piłkarski.
Beatrice zwolniła, żeby przywitać się z chłopakami, po czym rzuciła mnie i Jasmine złe spojrzenie. Jej twarz wykrzywiła się w zarozumiałym uśmiechu, który miałam ochotę zetrzeć jej z twarzy.
Może sobiewsadzić ten uśmiech w…