Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
15 osób interesuje się tą książką
Autorka bestsellerów „New York Timesa”, Shanora Williams, przybywa ze smakowicie grzesznym romansem przepełnionym zwrotami akcji, których nie da się przewidzieć…
Po moim mieście krąży pewien mit.
Mówi się, że szef lokalnego gangu motocyklowego jest bezwzględny i pozbawiony serca, a kiedy raz zaleziesz mu za skórę, przez resztę życia będziesz się oglądał przez ramię.
Szepcze się, że niegdyś zgubił się w lesie, a gdy go odnaleziono, ochraniała go sfora wilków.
Wielu twierdzi, że nigdy nie opuszcza gardy, jeżeli ma do czynienia z kobietą, a nawet gdyby to zrobił, źle się to dla niej skończy.
To miasto nie wie jednak jednego: że ja nie jestem byle kobiecinką. Jestem wojowniczką. Gdy ktoś zadrze z moją rodziną, będę walczyć, a gdy spróbuje pozbawić mnie wolności, zrobię, co muszę, by ją odzyskać. Kiedy z nim skończę, plotki ucichną, bo to ja będę tą, która usidli tego niesławnego szefa gangu.
Koniec końców to ja będę tym złym towarzystwem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 497
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
BAD
FOR
ME
SHANORA
WILLIAMS
Obserwowałem tę kobietę od miesięcy, czekając na idealny moment, by zrobić jej to, co musiałem.
Nazywa się Nova Almaraz. Jest fotografką. Najwyraźniej samotną. Rasy mieszanej. Seksowna, ale subtelnie. Nie utrzymuje kontaktów z rodzicami, a w Nirvanie w Arizonie nie ma wielu członków rodziny. I bardzo dobrze, bo nikomu nie będzie jej brakowało.
Każdego dnia wypija trzy filiżanki zielonej herbaty z dwiema łyżeczkami miodu, prawie nie ogląda telewizji, nie robi zakupów i nie wychodzi do klubów jak inne dziewczyny w jej wieku, kiedy mają trochę wolnego czasu.
Chodzi do kawiarni sąsiadującej z jej pracą – raz dziennie z jedną ze swoich koleżanek z pracy, o której dowiedziałem się, że jest również jej najlepszą przyjaciółką. Nazywa się Cristina Bak, ale wszyscy mówią do niej Crissy.
Zazwyczaj ta cała Nova nie wychodzi z pracy aż do szóstej wieczorem. Kiedy nie pracuje, zatrzymuje się u pewnego gościa, Ellisa Butlera, albo siedzi w swoim mieszkaniu z laptopem, najpewniej zajmując się pracą. Zauważyłem u niej jedno – nigdy nie robi sobie przerwy, chyba że jest z tym mężczyzną.
Żyje jakby na nieprzerwanym, wspaniałym zastrzyku adrenaliny, ale widziałem ją wtedy, kiedy myślała, że nikt nie patrzy. Czasami siedzi i gapi się w przestrzeń, najpewniej zastanawiając się, jak doszło do tego, że jej życie wygląda tak, a nie inaczej. Bywa, że przez parę minut w ogóle się nie rusza. To naprawdę dziwne.
Wiem wiele o jej przeszłości i dzieciństwie, znam niemal każdy szczegół jej wychowania. Wiem o rzeczach, którymi z pewnością nie podzieliłaby się z nikim mojego pokroju; o rzeczach, z których nie jest dumna i których nie zdradzi swojemu frajerowatemu chłoptasiowi, czy kim ten Ellis w ogóle dla niej jest.
Wiem o jej bracie, że musiała go wychować, kiedy była nastolatką, bo jej mamuśka była do kitu. Wiem, że kocha go na zabój i zrobiłaby dla niego wszystko. Właśnie to zamierzam wykorzystać.
Jest sobota, gdzieś koło drugiej w nocy. Nova idzie w kierunku swojego auta z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Włosy ma rozwichrzone, usta suche, ale mimo to się uśmiecha, a mnie to wkurza.
Mężczyzna w drzwiach domu, z którego właśnie wyszła, macha do niej ręką, gdy ona siada za kierownicą.
Mocniej chwytam manetki swojego motocykla.
Dziewczyna opuszcza podjazd, a reflektory jej auta oświetlają front budynku. Trawa domaga się skoszenia, a kwiaty podlania, ale – oczywiście – ten facet się tym nie zajmie. Nie, kiedy świeża, młoda cipka pojawia się w jego domu niemal każdego dnia. Cholerna idiotka.
Stojąc obok jednego z drzew przy ulicy, obserwuję, jak dziewczyna jedzie. Z tego miejsca mnie nie widać. Przez moment mam nawet ochotę, żeby zejść z motocykla i ruszyć do tego domu, by zażądać od Ellisa odpowiedzi na jej temat, ale udaje mi się powstrzymać.
Zamiast tego odpalam motocykl i opuszczam okolicę, jadąc za nią do jej domu. Zachowuję przy tym pewien odstęp, żeby nie zauważyła, że ją śledzę. Świerzbią mnie ręce. Chciałbym wyciągnąć pistolet i przestrzelić jedną z jej opon tylko po to, by cały świat wymknął jej się spod kontroli, bo w moich oczach jest skończoną idiotką. Życie, jakie prowadzi, jest żałosne. Ona sama – tak diabelnie łatwowierna. Ale wkrótce zajmę się tym wszystkim.
Nadal za nią jadę. Ona skręca w prawo, w kierunku swojego apartamentowca. Ja z kolei jadę dalej i przyspieszam, a wiatr wichrzy mi włosy.
Mógłbym zgarnąć ją teraz, gdyby aż tak zależało mi na załatwieniu tej sprawy, ale to porwanie musiało być czyste, bez żadnych świadków. Tu zaś było zbyt wielu ludzi, a ja nie chciałem ładować się w żadne gówno. Jeszcze szeryf Rain zacząłby mi deptać po piętach.
No i najpierw muszę porozmawiać z jej bratem. Już mam go w garści, bo pracuje dla mojego klubu. Chłopak jest zachłanny i zdolny do wszystkiego, byleby zdobyć trochę gotówki i reputację na ulicy. Chce udowodnić swoją wartość, a ja zamierzam użyć tego na swoją korzyść.
Więc nadal jadę przed siebie, gnam po asfalcie, czekając z cierpliwością na moment, w którym będę mógł wcielić swój plan w życie. Kiedy wreszcie poziom adrenaliny trochę spada, zatrzymuję się na opuszczonym parkingu i wyciągam telefon, by zadzwonić do zastępcy.
– Tak, Wilku? – odzywa się Sniper.
– Daj chłopakowi kasę i powiedz mu, że ma dwadzieścia cztery godziny.
– Jasne. Jesteś pewien, szefie? Co ta dziewczyna ma wspólnego z Panami? Wydaje się całkowicie niegroźna.
Daję sobie chwilę, by przetrawić jego słowa. Tak, wydaje się niegroźna, ale właśnie o to jej chodzi.
Niewinna. Słodka. Beztroska.
Ale wiem, że pod tą maską skrywa się coś jeszcze.
Uszyto ją z innego materiału, a ja zamierzam to udowodnić. Nie tylko jej samej, ale każdemu, na kim jej zależy.
– Jestem pewien – warczę do słuchawki. – Zrób to i nie zadawaj pytań. – Rozłączam się.
Wiem doskonale, że to, co zamierzam, niesie za sobą cholerne ryzyko.
Ale to nie ma znaczenia.
To trzeba zrobić.
Nie tylko ze względu na mnie, lecz także na nią.
Istnieję ze względu na wiele złych wyborów – nie, nie tylko swoich. Wyborów moich rodziców, a nawet pradziadków.
Pradziadek był bogaty. Z tego, co mówiła babcia, miał rezydencję i wspaniałą posiadłość, pokojówki, lokajów, a nawet dwa imponujące ogiery na cudownym ranczu. Zabierał te zwierzęta na derby i zarabiał na nich kupę kasy.
Ale to się skończyło. Podczas jednej z zakrapianych alkoholem nocy pokerowych pradziadek przegrał w karty z szefem jakiegoś włoskiego gangu całą swoją fortunę. Musiał od razu wszystko spłacić. Żadnych negocjacji.
Ograbili go z pieniędzy i zostawili z pustymi kieszeniami. Nawet konie zabrali. On i jego wówczas ciężarna żona – moja prababcia, Liza – musieli się przeprowadzić. Dwa miesiące później opuścili bezpieczny dom, bo nie stać ich było na spłatę hipoteki i rachunków. Wynajęli zdezelowane dwupokojowe mieszkanie i od tamtej pory nasza rodzina ma pecha. Dzięki, pradziadziu Julio.
Prababcia Liza urodziła swoje pierworodne i jedyne dziecko – moją babcię – trzy miesiące później. Jak mi mówiono, prababcia sądziła, że jej córka się wybije i zostanie pielęgniarką pomagającą ludziom i ratującą życia tak jak ona.
Bardzo się jednak myliła. Babcia Maria została ćpunką, zaszła w ciążę i próbowała zmienić swoje życie, ale kiedy urodziła Carmen – moją mamę – dopadła ją depresja, bo trzeźwa była bardzo krótko.
Kiedy to sobie uzmysłowiłam, byłam pewna, że na rodzinie Almaraz ciąży klątwa, bo mama wpadła w nałóg, podobnie zresztą jak babcia Maria. Tyle że w przypadku mamy to był alkohol, nie koka.
Na jakiś czas wytrzeźwiała. Z dwójką różnych facetów miała dwoje dzieci. Nie potrafiła się jednak ustatkować, więc znowu popadła w alkoholizm, a potem jeszcze w narkomanię.
Przedawkowała, kiedy miałam piętnaście lat, zostawiając mnie i mojego brata Silasa pod opieką babci Marii. Mieszkanie z nią nie było przyjemne, bo ciągle przysięgała, że już jest czysta, i próbowała udowodnić, że jest niemalże tak święta, by móc chodzić po wodzie. Ale jakoś przetrwaliśmy. Lepiej było mieć dach nad głową, niż mieszkać pod mostem czy wylądować w sierocińcu. Poza tym babcia kochała gotować, a ja uwielbiałam darmową wyżerkę. Silas również.
Nie było źle… przez jakiś czas.
Próbowałam przełamać rodzinną klątwę i stać się „tą dobrą” – tą z normalną pracą, opłaconymi na czas podatkami i rachunkami i zajmującą się swoją rodziną.
Nie jestem jak moja matka czy dziadkowie, którzy zatopili swoje życia w narkotykach, alkoholu i hazardzie, ale to nie oznacza, że jestem doskonała.
Mam lepsze i gorsze chwile. Naprawdę nie jestem czysta, ale przynajmniej nie jestem uzależniona. Myślę, że to, co mnie od nich odróżnia, to fakt, że kocham swoją wolność. Nie pozwalam troskom wedrzeć się do mojego umysłu i ciała, tak jak pozwolili na to moi przodkowie.
Babcia Maria nie potrafiła poradzić sobie z noworodkiem, więc wróciła do kokainy. Moja matka nie umiała poukładać sobie życia, więc dla zabawy wychylała kieliszek za kieliszkiem.
A ja znajduję frajdę w wolności. Nie chcę się ustatkować – lubię być w ruchu. Oczywiście kiedy Silas był młodszy, musieliśmy się osiedlić w jednym miejscu, by mógł chodzić do szkoły i mieć swój kąt, ale on szybko dorósł.
Moja wolność zawsze jednak kieruje mnie tymi drogami, którymi nie powinnam iść. Choćby teraz. Nie mam pojęcia, czemu raz po raz wracam do tego mężczyzny. Idę z nim do łóżka niemalże każdej nocy, a wczesnym rankiem zabieram swoje rzeczy i wracam do domu, by wziąć prysznic, ubrać się i wyrobić na kolejną sesję.
Poznałam Ellisa Butlera na konferencji prasowej firmy Mission Magazine, dla której pracuję. To czasopismo o różnorodności, kulturze i zmianach dokonywanych za pomocą social mediów i technologii. Ellis był fotografem na jednej z sesji. A ponieważ oboje pasjonujemy się tworzeniem sztuki za obiektywem, coś zaiskrzyło, kiedy przeżuwaliśmy stare, przecukrzone pączki i popijaliśmy je letnią kawą. To była długa noc, ale dzięki niemu przyjemna.
Poprosił mnie o numer. Pewnej nocy się przespaliśmy i od tamtej pory nie umiemy przestać. Ellis jest ponad dwadzieścia lat starszy ode mnie. Robi rzeczy, które nigdy nie sądziłam, że polubię, i – o dziwo – zna kobiece ciało lepiej, niż ja znam swoje. Chyba mogę powiedzieć, że go lubię. Pomaga mi się oderwać od rzeczywistości, kiedy sprawy idą nie po mojej myśli.
Podciągam białą kołdrę tak, by zakrywała moje piersi, a Ellis wzdycha i siada plecami do mnie. Ma mocne, ładnie zbudowane plecy. Widać, że ćwiczy.
Trzynaście lat temu stracił żonę. Przez trzy lata był w żałobie, przez co przybrał na wadze, ale wrócił do formy, ćwicząc w swoim garażu – w każdym razie tak mi powiedział. Zawsze był fotografem, ale nim zaczął współpracować z małymi czasopismami, był w armii i kiedy tylko mógł, robił zdjęcia. Był medykiem, więc część jego ujęć była przerażająca. Parę z nich mi pokazał; jego zdjęcia były dosadne i łamały serce, ale ma naprawdę dobre oko i to w nim podziwiam.
Ellis drapie się w głowę i spogląda na mnie ponad ramieniem.
– Czy tylko mi się wydaje, czy coś między nami blaknie? – pyta cicho.
Coś wielkości piłeczki golfowej staje mi w gardle.
– Blaknie? – powtarzam. – Co masz na myśli?
– Nie wiem – odpowiada swoim zwykłym, ponurym głosem. Tak głębokim, że ledwie da się zrozumieć, co mówi. – Może to głupie, a ja niepotrzebnie się nad tym zastanawiam. Naprawdę nie wiem.
Spoglądam na jego plecy oświetlone przez światło księżyca. Podążam za tymi smugami i mój wzrok zatrzymuje się na jego lewym biodrze.
– Nie. Powiedz mi, o co chodzi.
Odwraca się, a potem wzdycha i patrzy mi prosto w oczy.
– Słuchaj, Nova, jesteś młoda i rozumiem to. Rozumiem, że nie chcesz się ustatkować z gościem takim jak ja.
Boże, tylko nie to.
– Muszę ci coś wyznać. Wiem, że to miał być tylko seks, jednak… cóż, lubię cię. Cholera, więcej, niż lubię.
Odsuwam się i chcę przerwać tę rozmowę, ale on unosi dłoń i sili się na wymuszony uśmiech.
– To jeszcze nie miłość, ale muszę przyznać, że czuję do ciebie coś, czego nie czułem od dawna. Nie czułem czegoś takiego do nikogo poza Mary. – Skłania głowę, wypowiadając imię żony, przez co czuję ucisk w sercu.
Biedny człowiek. Nie mogę sobie wyobrazić, jak to jest stracić drugą połówkę. Co prawda straciłam matkę, ale ona nigdy o mnie nie dbała, więc dało się to znieść. Właściwie to jej śmierć zrzuciła ciężary z ramion moich i Silasa. Nie mogłabym zliczyć, ile nocy spędziłam na ścieraniu jej wymiocin i odprowadzaniu jej do łóżka. Sądząc po zdjęciach Ellisa i jego zmarłej żony, które widziałam, bardzo ją kochał, a ona chyba to odwzajemniała.
Kiedy zaczął się ten nasz niby-związek, prawie trzy miesiące temu, zdjęcia Mary były wszędzie. Stały również na szafkach nocnych. Ellis powiedział, że jeśli mi to przeszkadza, mogę od razu wyjść, bo on nie chce jej ukrywać. Odpowiedziałam, że nie ma sprawy, że nie powinien ich chować, i na tym skończyła się rozmowa.
Teraz jednak zdjęć jest coraz mniej, choćby tych na szafkach nocnych. Brakuje nawet tego z ich ślubu, które wisiało w korytarzu. Powoli, ale zdecydowanie usuwa Mary z domu, by zrobić miejsce dla kogoś innego. A ja nie wiem, jak mam się z tym czuć, bo podejrzewam, że tym kimś jestem ja.
– Ellis… – szepczę i biorę jego twarz w dłonie. – Doceniam, że mówisz mi prawdę, ale ostrzegałam już wcześniej, że nie zamierzam się w ogóle ustatkować. Lubię cię jako osobę, z którą mogę oderwać się od rzeczywistości, wiesz? Kogoś, do kogo mogę przyjść, co do kogo mam pewność, że mnie wesprze, kiedy mam gorszy dzień albo kiedy nie dogaduję się z Silasem i muszę się wyżalić.
– Taaa. – Śmieje się, ale nie unosi wzroku, a to mnie rani.
Lubię tego mężczyznę. Tak bardzo go lubię, ale wiem, że chce czegoś więcej, a ja nie mogę mu tego dać. W każdym razie nie teraz.
– Powinnam iść.
– Możesz zostać – odpowiada szybko i w końcu patrzy na mnie tymi swoimi głębokimi zielonymi oczami.
Zaciskam usta i zabieram dłoń z jego uścisku.
– Wiesz, że nie mogę, El.
– Dlaczego nie? Silas jest dorosły. Poradzi sobie, jestem pewien.
Śmieję się i odrzucam kołdrę, po czym podnoszę z podłogi spódnicę.
– To ty tak sądzisz.
– Ja to wiem. Ma dziewiętnaście lat, prawda? Pracuje na swoje utrzymanie. Odróżnia dobro od zła i nie powinien zawsze liczyć na to, że po nim posprzątasz, kiedy nawali. Musi się wreszcie nauczyć brać za siebie odpowiedzialność.
– Doprawdy? – Spoglądam ponad ramieniem, zapinając spódnicę. – A co ty wiesz o sprzątaniu po kimś? Miałeś tylko żonę. Nie wiesz, jak to jest wychowywać drugiego człowieka, kiedy jeszcze starasz się ogarnąć siebie samego.
Ellis wstaje, sięga po bokserki rzucone na podłogę i je wkłada. Podchodzi do mnie, kiedy zapinam stanik, i chwyta mój podbródek.
– Wiem, że facet nie może dojrzeć, kiedy ma przy sobie kogoś, kto go złapie, ilekroć się potknie. Chłopak musi się potykać, musi upadać, w przeciwnym razie się nie nauczy. Z jego powodu przechodzisz piekło, Nova. Musisz go uwolnić, pozwolić mu stanąć twarzą w twarz z prawdziwym światem. Sama mi powiedziałaś, że przez niego brakuje ci wolności. On cię powstrzymuje.
Odwracam głowę. Nie znoszę, kiedy to robi. To jedna z wad umawiania się ze starszym gościem. Myśli, że wie wszystko, że cokolwiek powie, jest słuszne, bo przecież żyje dłużej ode mnie. Ale czasy się zmieniły i chciałabym, żeby to zrozumiał.
– Oczywiście, że staje twarzą w twarz z prawdziwym światem, Ellis. Od czasu, gdy miał dziesięć lat. Słuchaj, nie wiesz, przez co razem przeszliśmy. Potrzebujemy siebie nawzajem. Nie zamierzam go opuścić, tak jak opuścili nas pozostali. Jest dla mnie wszystkim i nie zamierzam go odepchnąć.
Mężczyzna uśmiecha się w odpowiedzi. Uwielbiam zmarszczki, które pojawiają się wokół jego oczu, i najgłębsze dołeczki w policzkach, jakie kiedykolwiek widziałam. Ale nadal mam ochotę go walnąć za to, że zalazł mi za skórę. Wie, że kocham swojego brata i że dla niego zrobiłabym wszystko.
– Słodko się wkurzasz, ale wiesz, że nie o to mi chodzi… A może o to, ale zdaję sobie sprawę, że wiesz, co robisz, więc sobie odpuszczę.
– Dziękuję. – Uśmiecham się sztucznie. – Zatem kiedy zamierzasz zabrać mnie na prawdziwąrandkę? – pytam, schylając się po buty.
– Co ci się nie podoba tutaj?
– Nie, nic. Wiesz przecież, że kocham twoją kuchnię i filmy, ale może kiedyś poszlibyśmy potańczyć albo pośpiewać do baru karaoke i się napić? Albo moglibyśmy się wybrać na pustynię, rozpalić ognisko i zjeść coś pod gołym niebem? Po prostu zrobić coś ciekawego.
– Nie za bardzo lubię wychodzić z domu. Wiesz o tym. – Odwraca wzrok i jest wyraźnie zakłopotany moimi propozycjami.
– Ale powinieneś to przemyśleć. Szczególnie to ostatnie. – Kładę dłoń na jego karku i całuję go w usta. – Kto wie, może oboje będziemy chcieli, żeby między nami było coś więcej, jeśli w końcu wyluzujemy.
– Wy, millenialsi, kiedyś mnie wykończycie – żartuje i obejmuje mnie ramionami w pasie.
– Cóż, nie jestem byle millenialsem. Uwielbiam tańczyć, śpiewać i od czasu do czasu się napić, ale nieszczególnie interesują mnie social media i w dupie mam obecne trendy, chociaż pracuję dla firmy, która zajmuje się osiągnięciami ery cyfrowej. Taki paradoks.
Ellis tylko się uśmiecha, ale po chwili poważnieje, ujmuje moją twarz w obie dłonie i mnie całuje. Jego wargi są delikatne i ciepłe. Kiedy przerywa pocałunek i mnie puszcza, lekko się chwieję.
– Pomyślę nad tym. – Puszcza mi oczko i kieruje się w stronę łazienki. – Do zobaczenia wkrótce, Nova.
– Taa. – Dotykam kciukiem dolnej wargi, powstrzymując uśmiech. – Wkrótce.
Zbieram się do wyjścia, gdy mężczyzna puszcza wodę pod prysznicem, i chociaż staram się tego nie robić, odwracam się i przyglądam jego nagiemu ciału: jędrnym pośladkom, mocnym ramionom i umięśnionym plecom.
Ellis Butler to ciacho, ale zranione. Naprawdę go lubię, ale myśl o ustatkowaniu się z kimkolwiek przeraża mnie nie na żarty.
Na razie jest dobrze, ale chciałabym, żeby wkrótce zapomniał, że w ogóle chciał czegoś więcej. By pozwolił nam pozostać w tym, co mamy – czymkolwiek to jest.
Wchodzę do swojego mieszkania i natychmiast kieruję się do pokoju Silasa. Oczywiście nie ma go tam. Zapewne jest gdzieś z Omarem i szuka kłopotów. Idę do swojej sypialni i siadam na łóżku, po czym wybieram numer brata. Nie odbiera.
Jestem zbyt zmęczona, żeby dzwonić ponownie, więc odrzucam telefon na poduszkę, rozbieram się i idę wziąć szybki prysznic. Na jeszcze wilgotną gdzieniegdzie skórę wkładam bieliznę i rozciągniętą koszulkę, a następnie wchodzę pod kołdrę.
Już prawie zasypiam, kiedy zza okna dobiega do mnie warkot motocykli. Mój puls natychmiast przyspiesza, a włoski na karku i ramionach stają dęba.
To znowu oni.
Szwendają się po okolicy częściej niż kiedykolwiek. Wiem doskonale, kim są. Wszyscy się ich boją, ale ja sądzę, że to po prostu banda wyrośniętych chuliganów.
Nazywają siebie Panami Chaosu albo po prostu Panami. Są jedną z wielu przyczyn, przez które chciałabym się wydostać z tej popapranej Nirvany w Arizonie i wyjechać gdzie indziej, na przykład do Kolorado albo Vermontu.
Nirvana to zapyziała dziura. Mały punkcik na mapie, czterdzieści pięć minut samochodem od Sedony. Nic ciekawego nigdy się tu nie dzieje, nie pochodzi stąd nikt znany – to pewnie dlatego tak dobrze mają się tu ci pokroju Panów Chaosu. Kto by chciał mieszkać w takim małym miasteczku, kiedy pałęta się po nim gang motocyklistów?
Panowie Chaosu są źródłem masy problemów. Co miesiąc słyszę o jakiejś strzelaninie albo o kimś, kto został brutalnie pobity i teraz dogorywa w szpitalu. Policja udaje, że nic się nie dzieje, ale wszyscy wiedzą, kto za tym stoi.
Trzymamy jednak gęby na kłódkę. Nocami Nirvana przypomina miasto duchów, bo ludzie boją się wyjść z domów, żeby nie wpaść na któregoś z Panów.
Między innymi to właśnie dlatego nie lubię, kiedy Silasa nie ma o tej porze. On natomiast twierdzi, że zatrzymuje się u Omara, spędza tam większość nocy i nie pałęta się po ulicach.
Osobiście mam ten gang w dupie. Nie boję się ich. Kiedy tylko zdobędę dość kasy, zabiorę stąd Silasa i żadne z nas nawet nie obejrzy się za siebie.
Sięgam po poduszkę i zakrywam nią głowę, czekając, aż warkot ucichnie. Kiedy tak się dzieje, wzdycham i wreszcie zapadam w sen, w którym – oczywiście – musi być Ellis i ten cholerny pocałunek.
***
Budzik zaczyna wyć, a ja z cichym jękiem przetaczam się na bok. Stukam w ekran telefonu, żeby uciszyć hałas, po czym siadam i przecieram oczy. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz pozwoliłam sobie na leniuchowanie, ale z pewnością nie mogłam tego zrobić teraz.
Wybieram ubrania i buty, wkładam je i wychodzę z pokoju. Sprawdzam sypialnię Silasa i odczuwam ulgę, kiedy widzę go rozłożonego na łóżku z nogami dyndającymi nad podłogą. Uśmiecham się na ten widok.
Po cichu idę do kuchni i przygotowuję dzbanek kolumbijskiej kawy, którą dostałam od babci Marii – pod tym względem jest dobrą babcią. Zabieram się też za robienie jajecznicy i tostów.
Jeszcze dobrze nie ścięły się jajka, kiedy do kuchni wchodzi Silas, powłócząc nogami i jęcząc.
– Dzień dobry, dupku – drażnię się na powitanie, a brat siada przy stole na swoim ulubionym miejscu. – O której to się wraca do domu?
– A bo ja wiem? Chyba koło pierwszej.
– Nieprawda. Ja przyjechałam o wpół do drugiej, a ciebie nie było. – Karcąco uderzam go środkowym palcem w tył głowy.
– Auć, Nova! – syczy, marszcząc czoło, a ja się odwracam. Mam w nosie, czy to go boli. – W takim razie coś po drugiej. Nie pamiętam. Wróciłem zmęczony.
– Jasne, jasne. Masz dzisiaj pracę?
– Tak.
– O której zaczynasz?
– O ósmej.
– To cię nie podwiozę, bo idę na szóstą trzydzieści. Dasz sobie radę? – Kładę przed nim talerz z jajecznicą i tostami.
– Pewnie, poradzę sobie. Nie przejmuj się.
– Dobrze. – Kiwam głową, po czym chwytam słoik z dżemem oraz nóż i siadam naprzeciw brata. – Ale mogę cię odebrać po pracy. Tylko powiedz o której.
– Nie ma sprawy. Naprawdę nie musisz się martwić. Jakoś sobie poradzę. Nie jestem już dzieckiem.
Uśmiecham się kpiąco, rozsmarowując masło na toście.
– Cóż, skoro jesteś dorosły, potrzebujesz auta. Staram ci się pomóc, braciszku.
– Wiem i doceniam, ale ogarnę to, siostro. Dam sobie radę.
Gryzę tost i zauważam, że Silas ma rozciętą wargę.
– Co, do cholery? Co ci się stało w usta? – pytam zaniepokojona, wskazując palcem na jego twarz.
– Och… eee… to nic. Tak tylko bawiliśmy się z Omarem. Pamiętasz, jak się biliśmy dla zabawy? Raz nieźle mi przywalił, ale ja skopałem mu tyłek i wygrałem. – Prostuje się dumnie i wygląda na zadowolonego z siebie.
– Wolałabym, żebyście to sobie odpuścili. To takie szczeniackie. I ty twierdzisz, że nie jesteś już dzieckiem? – Przewracam oczami.
– Po prostu nie rozumiesz. – Silas się śmieje.
– I chyba nie chcę zrozumieć. – Biorę spory łyk kawy. – Mamy wakat w biurze. Potrzeba nam kogoś do skanowania dokumentów, noszenia kawy i załatwiania różnych spraw. Nieźle płacą.
– Mam już pracę, Nova.
– Pracę, w której zarabiasz jakieś trzy dolce na godzinę. Nie możesz być kelnerem na wieki wieków, Si.
– Mam spore napiwki.
– Bzdura! Sama przecież byłam kelnerką. Napiwki w Nirvanie to jakiś pieprzony żart.
– Mnie to pasuje. I bez obrazy, ale nie chcę widzieć twojej szpetnej mordy zaraz po przebudzeniu, a potem jeszcze w robocie. Wcale nie jesteś taka ładna.
Wybucham śmiechem i rzucam w niego kawałkiem jajka.
– Boże, jakim ty jesteś dupkiem!
– Tak, ale mnie kochasz. – Kończy jeść i zabiera talerz do zlewu. – Dzięki za wyżerkę. Napiszę do Omara, może po mnie podjedzie. – Całuje mnie przelotnie w policzek i odwraca się w stronę drzwi, ale jeszcze przez ramię dodaje: – Naprawdę dzięki za śniadanie. Kocham cię!
– Też cię kocham! – Nie mogę powstrzymać uśmiechu, kiedy widzę, jak znika za rogiem, kierując się do swojej sypialni.
Silas jest całym moim światem. Wiem, że pewnego dnia będzie musiał pójść własną drogą, a to, nie da się ukryć, przeraża mnie do granic możliwości. Wciąż jeszcze musi się tyle nauczyć – oboje musimy – ale to przede wszystkim przed nim stoi jeszcze tyle wyzwań.
Właśnie dlatego tak drażni mnie, kiedy Ellis mówi, żebym dała bratu dorosnąć. On jest dla mnie wszystkim. Pozostawienie go samemu sobie albo nawet pozwolenie mu odczuć, że stoi mi na drodze, mogłoby jeszcze bardziej spieprzyć mu życie. A jest taki bezbronny. Nie zamierzam pozwolić, żeby stoczył się jak nasza matka czy dziadkowie.
– Dzisiaj mamy nadętą cizię – mówi Carter, koordynator czasopisma.
Jest wystrojony jak zawsze: ma na sobie jedwabną, bordową koszulę i musztardowe spodnie tak ciasne, że czasami się zastanawiam, jak chowa w nich swój interes. Aż się krzywię na tę myśl, ale strasznie mnie to ciekawi. Podejrzewam, że mogłabym się w nich nie zmieścić, a przecież jestem drobniutka.
Tę cechę odziedziczyłam po matce. Była niziutką Latynoską – miała nie więcej niż metr pięćdziesiąt. Zawsze mówiła, że mój tata był ciemnoskórym dupkiem. Nie rozumiałam tego, dopóki nie podrosłam. W tej jednej kwestii się zgadzałyśmy – mój ojciec to dupek.
Był postawnym, czarnym mężczyzną z wybujałym ego. Wydawało mu się, że moja mama jest jego własnością, więc zostawiła go, zanim się urodziłam. W pamięci miałam kilka wspomnień z nim związanych – mama to się z nim schodziła, to rozchodziła, ale koniec końców dała sobie spokój. Sądzę, że nie podobała jej się stabilizacja, którą mój ojciec mógł jej dać, więc postanowiła żyć własnym życiem. Parę lat później znowu zaszła w ciążę z jakimś przypadkowym Latynosem, z którym ćpała, i tak pojawił się Silas.
W trudnych chwilach rozumiałam, dlaczego mój ojciec nie chciał jej pomagać, kiedy go zostawiła. Nie miałam tylko pojęcia, czemu odwrócił się również ode mnie, szczególnie że przydałaby mi się jego pomoc, kiedy dorastałam. Ale potem spotkałam go w sklepie. Miał żonę i dwie córki. Założył nową rodzinę. Też mnie wtedy dostrzegł. Spojrzał mi w oczy i nie odezwał się ani słowem. Przeszedł obok, jakbym nic dla niego nie znaczyła.
Zatem tak, był ciemnoskórym dupkiem.
– Doprawdy? – pytam z niedowierzaniem, spoglądając na modelkę.
Dziewczyna ma ciemnobrązową skórę pokrytą toną brokatu. Z włosów wystają jej liście, a usta pomalowano jej na jaskrawy odcień żółtego. Jeden z fotografów akurat coś do niej mówi, a ona przewraca oczami i potrząsa głową.
Jest środek lata, a my już przygotowujemy jesienny numer czasopisma. Nie mam pojęcia, kto zaprojektował tę sesję, ale wiem, że modelce nie podoba się to, co musiała włożyć. Wygląda głupkowato z tymi liśćmi w afro, a ścieranie całego tego brokatu zajmie jej wieki.
– Żebyś wiedziała. Próbowałem ją przekonać, żeby podpisała mi parę plakatów podczas przerwy, a ona tylko przewróciła oczami i odeszła – oburza się Carter, a ja nie mogę powstrzymać śmiechu.
– A może swoją paplaniną zirytowałeś tę biedną dziewczynę?
– Nie, naprawdę! Wszystkie modelki z social mediów są tak aroganckie! Zdobywają pierwszych obserwujących, dostają parę lajków i już im odbija, jakby zawładnęły światem! A ja po prostu chciałem być dla niej miły.
Chichoczę, słuchając tego wywodu i poprawiając soczewkę swojego aparatu.
– W każdym razie Harvey zaraz będzie miał przerwę i Camilla chce, żebyś teraz ty się zajęła zdjęciami – dodaje spokojniej.
– Jasne, nie ma sprawy.
Carter odchodzi, a ja dostrzegam Crissy, swoją najlepszą kumpelę. Idzie w moim kierunku i niesie podkładkę do notowania. Od niej zawsze emanuje aura niewinności i lekkości. Jest przepiękną Koreanką z niezwykłym zmysłem modowym. Podziwiam w niej to, że nawet w trudnych chwilach zachowuje optymizm. Po tym, co przeszłam, cieszę się, że każdego dnia mam przy sobie kogoś tak pozytywnie nastawionego. Dzisiaj Crissy ma na sobie beżową sukienkę w kropki i białe espadryle na obcasie. Część czarnych włosów zaplotła w warkocz dookoła głowy i jak zawsze wygląda przepięknie.
– Hej, Nova! – wita się z uśmiechem.
– Hej, Criss. Co tu robisz?
– Byłam właśnie w lobby i zobaczyłam, jak jakiś mężczyzna rozmawia z Reginą. Usłyszałam, że pytał o ciebie.
– Może to Silas?
– Nie, to jakiś starszy facet z szarymi włosami i niezłym ciałem. Prawdziwe ciacho! – Porusza sugestywnie brwiami, rumieniąc się przy tym.
Wzdycham głęboko, bo już wiem, kogo ma na myśli.
– Gdzie on jest?
– Pewnie nadal w lobby. Powiedziałam mu, że dzisiaj masz sesję.
– A mogłabyś mu przekazać, że to potrwa? Nie mogę się spieszyć.
– Jasne, dam mu znać.
Patrzę, jak Crissy odchodzi, i kręcę z niedowierzaniem głową. Nie mam pojęcia, co Ellis tu robi. Naprawdę zaczyna sobie pozwalać na zbyt wiele.
Kiedy nadchodzi moja kolej robienia zdjęć, najpierw rozmawiam trochę z dziewczyną przed obiektywem. Carter i inni czasami zapominają o tym, że modele i modelki to też ludzie. Co prawda wydają się niezłomni, świetnie wyglądają na zdjęciach i zdobywają mnóstwo reakcji w mediach społecznościowych, ale mają też swoje uczucia. Kiedyś słyszałam, że modele, aktorzy i generalnie ludzie kreatywni są bardzo wrażliwi, i staram się o tym pamiętać.
W trakcie naszej rozmowy dziewczyna rozluźnia się i zaczyna uśmiechać, a potem już od pierwszej fotki widać, że czuje się ze mną komfortowo. Nie jest taka wystraszona, a jej oczy hipnotyzująco zwracają się w stronę obiektywu. W studiu zapada cisza: wszyscy patrzą na nas ze zdumieniem, a ja robię swoje i zachęcam, żeby modelka dała się ponieść i pozowała.
Po sesji dziewczyna wzdycha z ulgą i wyszczerza swoje równiutkie, białe zęby.
– Boże, Nova, dzięki, że tchnęłaś w tę sesję trochę życia! Przysięgam, miałam już dość, ale dzięki tobie nie wstydziłam się potrząsać swoimi liśćmi. – Śmieje się i wskazuje palcem na ozdoby we włosach.
– Przestań, tylko tyle mogłam zrobić. Cieszę się, że obie miałyśmy z tego frajdę. A dzięki twojej urodzie i charyzmie zdjęcia wyszły świetnie.
– Mam nadzieję! Słuchaj, chętnie wyskoczyłabym z tobą na sesję, ale gdzieś poza biurem. Często bywam w Nirvanie. Moja ciocia tu mieszka, a ja lubię ją odwiedzać. Poproszę swojego menedżera, żeby wysłał ci maila.
– Jasne, czemu nie! Z chęcią zrobię ci parę zdjęć.
– Cudownie! Do zobaczenia! – Dziewczyna obraca się i wychodzi, a ja nie mogę powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta.
Jeżeli rzeczywiście zrobię jej prywatną sesję, wiele może się dla mnie zmienić. Jest szansa, że ta mała firma fotograficzna, którą kiedyś założyłam, trochę ożyje, o ile modelka da mi rekomendacje.
Pakuję aparat, wychodzę ze studia i zjeżdżam windą na parter, a w poczekalni dostrzegam swojego gościa.
– Boże, Ellis! – mówię ze zdumieniem. – Czemu wciąż tu jesteś?
– Nie mam dzisiaj nic do roboty. – Wzrusza ramionami i się uśmiecha.
Kiedy podchodzę bliżej, mężczyzna wstaje i wsuwa palce lewej dłoni do kieszeni.
– Nie musiałeś czekać – mamroczę, rozglądając się po lobby, gdzie oprócz nas jest tylko recepcjonistka Regina. – Po co przyszedłeś? – pytam, mając nadzieję, że nie zabrzmiało to zbyt obcesowo.
– Pomyślałem, że zrobię ci miłą niespodziankę i zaproszę cię na lunch – tłumaczy, na co lekko się krzywię. Widząc moją reakcję, dodaje: – Bez żadnych podtekstów, obiecuję! Po prostu dużo myślałem o tym, że chciałaś zacząć gdzieś ze mną wychodzić, a taki lunch na mieście to chyba dobry pomysł na początek.
– Okej… brzmi nieźle. – Uśmiecham się z ulgą. – Właśnie skończyłam sesję. Chciałam coś przegryźć, zanim zajmę się obróbką zdjęć, więc chyba możemy zjeść razem.
– Doskonale, bo znam świetną miejscówkę.
– W takim razie pójdę po torebkę i zaraz wracam.
Kieruję się do windy i spoglądam przez ramię na Ellisa, który odprowadza mnie wzrokiem i uśmiecha się słodko. Wciskam numerek piętra, a gdy drzwi się zamykają, poważnieję.
Nie lubię niespodzianek, ale powinnam docenić, że się stara.
***
Sushi.
Śmieję się, bo nie mogę uwierzyć, że Ellis o tym pomyślał. Ba, pamiętał też, do której restauracji lubię chodzić na sushi. W tej okolicy nie ma wielu knajpek – na litość boską, żyjemy na kompletnym zadupiu – ale tutejsze jedzenie jest zawsze świeże i smaczne.
– Nie wierzę, że pamiętałeś! – mówię z uznaniem, zajmując miejsce przy stoliku. – Wspominałam o tej restauracji, gdy rozmawialiśmy ze sobą po raz pierwszy i wymienialiśmy ulubione miejsca w Nirvanie.
– Nie mógłbym zapomnieć takiego szczegółu. – Ellis bierze menu w dłonie i czyta z uwagą, po czym dodaje: – Ale muszę się przyznać, nigdy dotąd nie jadłem sushi.
– Co? – Nie dowierzam. – Nigdy?
Zerka na mnie znad karty dań i uśmiecha się lekko zawstydzony.
– Nigdy.
– Cóż, skoro jesteś świeżakiem, najlepiej, żebyś zamówił chrupiące kalifornijskie. Są naprawdę dobre.
– Okej, czyli Chrupiące Kali.
Podchodzi do nas kelnerka i składamy zamówienie. Kiedy zostajemy sami, podpieram brodę na dłoni i spoglądam na Ellisa.
– Wiesz, to do ciebie niepodobne, że tak mnie zaskakujesz. Dlaczego zrobiłeś to dzisiaj?
– Nie mam pojęcia – odpowiada natychmiast. – Chyba po prostu się nudziłem.
– Nudziłeś? Naprawdę? – Powstrzymuję uśmiech.
– I chciałem się z tobą zobaczyć.
– I?
– Chciałem porozmawiać o ostatniej nocy.
– A co się stało? – Prostuję się i spinam zestresowana.
Ellis chrząka i ucieka wzrokiem, ale po chwili odpowiada:
– Nie powinienem wspominać o Mary.
– Nie ma sprawy, Ellis. – Macham dłonią. – Już ci mówiłam, nie mam nic przeciwko. Przecież była twoją żoną.
– Tak, ale nie chciałbym, żebyś pomyślała, że cię z nią porównuję. Jasne, nadal codziennie o niej myślę, ale uświadomiłem sobie, że ty też często pojawiasz się w mojej głowie.
Nie mam pojęcia, co odpowiedzieć, więc milczę.
– I nie chciałbym, żeby zrobiło się niezręcznie. – Wzdycha i szybko zmienia temat: – Jak tam sesja?
– Całkiem dobrze. Modelka czuła się swobodnie przed obiektywem i myślę, że zrobiłam kilka niezłych ujęć. Zobaczymy, co powie szef, kiedy już je obrobię. Mam nadzieję, że mu się spodobają.
– To ty je zrobiłaś, Nova, muszą być genialne.
Rumienię się na ten komplement, a Ellis sięga po moją dłoń i ściska ją delikatnie. Już mam się odezwać, kiedy nagle słyszę znajomy warkot. Odwracam się w kierunku okna i zauważam motocykl. Czarno-srebrną maszynę prowadzi postawny mężczyzna w skórzanej kamizelce. Obserwuję go uważnie i czuję, jak ściska mi się żołądek.
Przejeżdża kolejny motocykl.
I kolejny.
I jeszcze jeden.
Motocykliści mijają restaurację wolno, rozglądając się dookoła, a jeden z nich odwraca się do okna i wbija we mnie wzrok. Mam ochotę to zignorować i odwrócić głowę, ale coś mi nie pozwala, więc również się w niego wpatruję. Mężczyzna po chwili przenosi wzrok na Ellisa, który nagle spina się i ściska moją dłoń znacznie mocniej niż przed chwilą.
– Co jest? – warczę, wyrywając rękę z jego uścisku.
Motocykliści mijają wreszcie restaurację i wkrótce tracę ich z pola widzenia, a Ellis wierci się niespokojnie i spuszcza wzrok. Dopiero po chwili przenosi go na mnie.
– Ellis?
Co z nim, do diabła?
– Ja, eee… – Przeciera dłonią twarz. – Wybacz, Nova.
– Czego się tak przestraszyłeś?
– To nie tak.
– Jak nie? Prawie zmiażdżyłeś mi dłoń. – Podnoszę rękę i poruszam palcami, zmuszając się do uśmiechu.
– Wybacz, po prostu nie przepadam za tymi ludźmi.
Właśnie zamierzam go wypytać o tę dziwną reakcję, ale pojawia się kelnerka i kładzie przed nami zamówione dania. Dopiero gdy odchodzi, ponownie skupiam się na mężczyźnie, który zajmuje się jedzeniem jak gdyby nigdy nic. Rezygnuję więc z ciągnięcia go za język i również sięgam po swoją porcję.
Nagle drzwi restauracji się otwierają, a potem z hukiem zatrzaskują.
– Wiedziałeś, że szefa tamtego gangu wychowały wilki? – Jakiś chłopak zwraca się do swojego kolegi i razem zajmują wolny stolik.
Przeżuwam sushi i nie mogąc się powstrzymać, przewracam oczami na te plotki.
– Że niby co? – Ten drugi parska śmiechem. – Co ty chrzanisz!
– Naprawdę! Tata opowiadał mi historię o nastolatku, którego znaleziono w lasach Arizony. Był otoczony watahą wilków. Prawdopodobnie uratował go ktoś z gangu motocyklowego. Ale najciekawsze jest to, że wilki go nie zaatakowały. Tata mówi, że to dlatego, że go ochraniały.
– Co to za pierdolenie! – Jego kolega parska śmiechem. – Człowieku, to są bajki dla dzieci.
– Tak mówią, a ponoć w każdej plotce jest ziarnko prawdy. W końcu przejął ten gang, co nie? Więc to nie może być bujda.
– Jeśli to prawda, to nic dziwnego, że wszyscy go słuchają. Pewnie trzyma wilka jako zwierzątko domowe i szczuje nim każdego, kto go wkurzy.
– Na szczęście jesteśmy tutaj tylko na weekend. Nie mam pojęcia, czemu mój tata nadal mieszka w tym popapranym mieście.
Chłopcy w końcu zmieniają temat i rozmawiają o sporcie, a ja biorę kolejny kęs, udając, że wcale ich nie podsłuchiwałam. Podnoszę wzrok i dostrzegam, że Ellis już nie je.
– Nie smakuje ci? – pytam, wskazując na jego niemal nietkniętą porcję.
– Smakuje. Bardzo dobre.
– To co jest? Czemu nie jesz?
– Chyba straciłem apetyt.
Odkładam pałeczki i przekrzywiam głowę, podejrzliwie przyglądając się mężczyźnie.
– To z powodu tamtych na motocyklach?
– Mam ich w dupie. – Stara się zachować spokój, ale widzę, jak nerwowo zerka na drzwi restauracji.
– Ellis, kiedy się zjawili, wyglądałeś, jakbyś zobaczył ducha. – Chcę jeszcze dodać: i prawie połamałeś mi wszystkie kości w dłoni, ale się powstrzymuję.
– Nic mi nie jest, Nova. Po prostu nie lubię, kiedy kręcą się w pobliżu. Zawsze ktoś ma przez nich kłopoty.
– W porządku. – Unoszę dłonie w poddańczym geście. – Skoro tak mówisz…
Nie zamierzam drążyć tematu, bo czuję, że i tak nic to nie da. Zamiast tego szybko kończę swoją porcję i popijam ją wodą.
Mężczyźni są beznadziejni, gdy próbują ukryć emocje, a szczególnie strach. Przecież widziałam, jak Ellis zareagował na ten gang, i byłam cholernie ciekawa, czemu tak się przez to spiął.
To nie tak, że ja jestem obojętna, gdy słyszę warkot motocykli i widzę ten gang w pobliżu, ale nie blednę i nie miażdżę ludziom dłoni, a biały jak ściana Ellis prawie zgniótł moją.
Mam wrażenie, że coś go łączy z tym gangiem.
Coś, o czym z pewnością nie zamierza mi powiedzieć.
Po pracy jadę do Ellisa, bo po naszym niezbyt długim lunchu obiecałam, że do niego wpadnę. Co więcej, pan Welder wkurzył mnie, dopytując o zdjęcia i pospieszając w ich edycji, więc naprawdę przyda mi się porządne pieprzenie na odstresowanie.
Pukam do drzwi i już po chwili otwiera mi je Ellis, uśmiechając się krzywo.
– Widzę, że znów wzięłaś nadgodziny – mamrocze z niezadowoleniem.
– Musiałam dokończyć obróbkę, ale nawet nie chce mi się o tym gadać.
– W porządku. – Otwiera szerzej drzwi i wpuszcza mnie do środka. – Przygotowałem ci to, co lubisz: brzoskwiniową margaritę z podwójną tequilą.
– Naprawdę? Jesteś cudowny! – piszczę i biegnę do kuchni.
Na blacie stoją dwa wysokie kieliszki pełne mrożonego żółto-pomarańczowego musu. Chwytam za jeden i biorę łyk, po czym wzdycham głęboko. Ellis przygotowuje ten drink od święta.
– Nikt nie robi lepszych drinków od ciebie. Napij się ze mną.
Mężczyzna staje naprzeciwko mnie i opiera się biodrem o blat.
– Nie, dzięki. Drinki są dla ciebie, a ja później napiję się piwa.
Zawsze tak mówi, ale jeszcze nigdy nie widziałam, żeby naprawdę je wypił. W jego lodówce nie było nawet jednej butelki. Nie przeszkadza mi to, bo sama rzadko sięgam po alkohol.
Siadam na blacie i biorę kolejny łyk. Rozkoszuję się genialnie skomponowanym smakiem i patrzę na Ellisa. On podchodzi bliżej i kładzie ręce po obu stronach moich bioder.
– Mówiłem ci już, jak bardzo cię lubię?
– Nie – mruczę, uśmiechając się. – W każdym razie nie pamiętam.
– Chyba coś kręcisz. – Śmieje się.
– A zatem, panie Butler, jak bardzo pan mnie lubi?
– Bardzo – szepcze, przyciskając wargi do moich ust. – Chyba nawet za bardzo.
Odsuwam się na tyle, by móc napić się drinka, po czym drążę:
– Dlaczego?
– Cóż… – Odpycha się nieco od blatu i staje prosto. – Jesteś inna i to mi się w tobie podoba. Na zewnątrz twarda, ale w środku słodka i delikatna.
Trudno mi zignorować gorąco, które oblewa mój kark, a potem policzki. Uciekam wzrokiem na boki, bo nie jestem przyzwyczajona do komplementów. Przez nie czuję się nieswojo.
– Nova… – Głos Ellisa jest przepełniony powagą. Unosi dłoń i dotyka mojej brody. – Spójrz na mnie.
Odkładam drinka i w końcu spoglądam w jego błyszczące zielone oczy.
– Jesteś taka piękna, taka kochana. Obawiam się, że jeżeli dam ci odejść, chyba znowu zatracę siebie. A poza tym stracę ciebie, a w tej chwili ostatnie, czego chcę, to utracić kogokolwiek.
– Ellis…
– Nie, proszę, po prostu mnie posłuchaj – przerywa mi, a jego szczęka drży. – Myślałem, żeby sprzedać ten dom i się stąd wynieść, ale nie mogę znieść myśli, że miałbym wyjechać samotnie.
– Co masz na myśli?
– Chcę, żebyś wyjechała ze mną – mówi poważnym tonem, po czym chwyta moją twarz w dłonie. – Chcę, żebyś razem ze mną zobaczyła świat. Podróżowała. Wyjedźmy gdzieś. Pieprzmy tę całą Nirvanę i zróbmy coś nowego. Może założymy profil w mediach społecznościowych ze zdjęciami z różnych zakątków świata? Ty masz świetne oko, a ja zmysł do interesów. Moglibyśmy podróżować i zacząć biznes. Stworzyć coś swojego i nieźle na tym zarobić.
Wow.
Nawet nie wiem, co powiedzieć.
Pewnie powinnam odmówić, ale dręczy mnie ten pełen nadziei błysk w jego oczach. Naprawdę o tym myślał. I to sporo. Tyle wystarczy, żebym poczuła się jak największa suka na ziemi, bo zamierzam go odtrącić.
– Ellis… – Biorę głęboki wdech, a potem wypuszczam powietrze z płuc. Nadal w jego zielonych niczym wiosenna trawa oczach błyszczy nadzieja. Jak mogłabym to zniszczyć?
Zamiast wyznać, co tak naprawdę myślę i jak bardzo przeraża mnie wizja wspólnej ucieczki, kładę dłoń na karku mężczyzny i go całuję. Spomiędzy warg wyrywa mu się cichy jęk, a ręce lądują na moich biodrach.
Na razie wystarczy. Wiem, że jeszcze będzie wracał do tego tematu, ale mam nadzieję, że niedługo zaśnie, a ja po cichu się wymknę i przełożę tę rozmowę na inny dzień, kiedy już będę mogła trochę to przemyśleć.
Jedna z jego dłoni prześlizguje się na moją pierś i masuje ją delikatnie. Po chwili jednak Ellis wzdycha i opuszcza ręce tak, by mnie unieść i zabrać do sypialni. Ląduję na łóżku i obserwuję, jak układa się pomiędzy moimi nogami. Odpina guzik w moich szortach i bezceremonialnie je ściąga. Podobny los spotyka również bieliznę.
Nawet nie próbuję się opierać. Temu mężczyźnie trzeba przyznać jedno – jest doskonałym kochankiem. Nie mam wątpliwości co do tego, że sporo ćwiczył ze swoją żoną. Wie, gdzie kobietę należy dotknąć, gdzie pocałować, gdzie polizać. Wie, kiedy powinien być delikatny, a kiedy agresywny. Wie doskonale, jak rozpalić mnie do czerwoności, bym błagała, by we mnie wszedł.
Ale skoro jest taki super, dlaczego z nim nie wyjadę?
Cóż, dlatego że nazywam się Nova Almaraz. W jakimś sensie jestem podobna do matki, chociaż nie znoszę, gdy się mnie do niej porównuje. Ale to prawda i muszę to zaakceptować.
Nie lubię się angażować.
Cenię nieco stabilizacji i rutyny, odpowiada mi życie przepełnione pracą i mieszkanie z Silasem, ale swoją wolność lubię jeszcze bardziej. Nie podoba mi się myśl o tym, by się ustatkować u boku jednego faceta na całe życie. Zawsze chciałam być dziewczyną, która żyje po swojemu; kimś, kto nie słucha opinii innych.
Zgoda na plan Ellisa oznacza oddanie mu całej siebie i szczerze mówiąc, wcale mi się to nie podoba. Już wcześniej byłam uwiązana i przez wiele lat zależna od ludzi, którym na mnie nawet nie zależało. Teraz, kiedy wreszcie udało mi się uciec, nie mogę na własne życzenie wrócić do tych kajdan.
Brzmi to samolubnie, ale taka właśnie jestem. I sądzę, że Ellis również zdaje sobie z tego sprawę. Powinien wiedzieć, że nawet gdybym się zgodziła, to nasza relacja zapewne tego nie przetrwa. Wkrótce ten nasz niby-związek runąłby w gruzach.
Na razie zatapiam się w myśli, że ten przystojniak właśnie znajduje się pomiędzy moimi nogami, delektując się mną, jakbym była najsłodszym owocem na ziemi. Przyjemność sprawiają mi również jego ciche pojękiwania i to, jak poruszają się jego mięśnie, kiedy zmienia pozycję i wsuwa się we mnie, doprowadzając na szczyt.
Wszystko między nami jest w porządku… ale wiem, że nie na długo.
***
Sądziłam, że po wszystkim Ellis zaśnie, ale jego najwyraźniej zadręczają te same myśli co mnie.
Przesuwam się na swoją stronę łóżka i wlepiam wzrok w wiatrak na suficie.
– Nie chcesz wyjeżdżać, prawda? – Ciszę w sypialni przecina jego głęboki głos.
Wzdycham głęboko i odwracam się na bok, a nasze spojrzenia się spotykają.
– Mam być szczera?
– Zawsze powinnaś.
– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
– Dlaczego nie? – pyta spokojnym tonem, choć wiem, że ma ochotę być bardziej stanowczy.
– Bo wiesz, jaka jestem, Ellis. Jeśli kiedykolwiek stąd ucieknę, to nie ze względu na faceta, rozumiesz? Choćby mnie zmuszał lub prosił. Sama chciałabym być na to gotowa, ale nie jestem. Zbieram kasę i się na to przygotowuję, a kiedy przyjdzie czas, wyjadę sama.
– Nie musisz o tym myśleć w ten sposób. Mam pieniądze z ubezpieczenia po śmierci Mary. Nadal zostało mi z niego czterdzieści tysięcy. Do tego własne oszczędności na durne pomysły, jak choćby ucieczka.
– Nie chcę cię zranić, Ellis. – Sięgam po jego dłoń. – Ale nie chcę się jeszcze ustatkowywać.
Zaciska wargi, wciąż patrząc mi prosto w oczy.
– Powinnaś przynajmniej trochę o tym pomyśleć, zanim zupełnie odrzucisz moją propozycję, Nova. – Przewraca się na plecy i wbija wzrok w sufit, wyrywając dłoń z mojego uścisku. – Cóż, warto było spróbować.
– Czemu tak ci zależy, żeby wyjechać?
– Mam po prostu dość życia w tym samym smutnym miejscu. Wszystko w tym domu przypomina mi o Mary. – Odwraca głowę, by na mnie spojrzeć. – Chyba po prostu potrzebuję zmiany.
– Rozumiem.
– Poza tym się starzeję. – Śmieje się, a ja na widok jego pięknego, białego uśmiechu czuję przyjemne ciepło.
– A kogo to obchodzi? Nadal jesteś seksowny – zapewniam, po czym kładę się na nim i składam na jego ustach pocałunek.
Ellis wzdycha, gdy jego dłonie odnajdują mój tyłek. Nasze wargi po chwili odrywają się od siebie, a on spogląda mi głęboko w oczy i delikatnym ruchem palców odgarnia mi włosy z twarzy.
– Czemu tak na mnie patrzysz?
– Kocham cię, Nova – szepcze i wierzchem dłoni gładzi mój policzek, a moje serce na moment przestaje bić. – Wiem, że nie chcesz słyszeć tych słów, ale tak jest. I wiem, wcześniej mówiłem, że to jeszcze nie miłość, ale powiedziałem tak tylko dlatego, że bałem się twojej reakcji.
Siadam na brzegu materaca plecami do mężczyzny. Nerwowo przeczesuję palcami włosy, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, a Ellis przysuwa się bliżej.
– Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Chcę z tobą być. Chcę spędzić z tobą resztę życia, bo jesteś taka świeża, taka inna. Jesteś wyzwaniem, a ja właśnie tego potrzebuję.
– Proszę cię. – Odsuwam się, a w końcu po prostu schodzę z łóżka.
– Co, Nova? Taka jest prawda! – podnosi głos, a ja kręcę głową i zbieram ubrania z podłogi. – Boisz się bycia kochaną, ale gdybyś tylko mi pozwoliła…
– Nie, Ellis! – Prostuję się jak struna i wlepiam w niego gniewne spojrzenie. – Ja wcale się nie boję! Niczego się nie boję, więc daruj sobie to filozoficzne pierdolenie!
– Nova, po prostu o tym pomyśl! – warczy, kiedy ja usiłuję przecisnąć głowę przez dziurę w bluzce.
– A o czym tu myśleć? Nie chcę uciekać, nie chcę podróżować, nie teraz! Nie chcę się jeszcze ustatkować! Mam dopiero dwadzieścia siedem lat! Jeszcze nie poznałam do końca samej siebie! Uważasz, że to w porządku względem mnie?
Widzę, jak przełyka ślinę, a jego szczęka po raz kolejny tego wieczoru drży. Opuszcza z rezygnacją głowę, a ja zaczynam czuć się jak największa dziwka świata.
– Muszę pamiętać o Silasie – mówię łamiącym się głosem. – Znaczy… byłoby to okropnie samolubne, tak go tu zostawić. – Podchodzę do mężczyzny i ujmuję jego dłonie. – Naprawdę cię lubię, wiesz o tym. Sądzę jednak, że mamy różne potrzeby. Gdybym wyruszyła z tobą, pewnie zaraz by się to rozpadło. Musimy się ze sobą zgadzać. Oboje musimy być gotowi. To jest naprawdę duża rzecz, tak spakować się i wyjechać.
Kiwa głową, ale zabiera swoje ręce, a przez to odrzucenie łzy zaczynają palić mnie pod powiekami. Chcę spojrzeć mu w oczy, ale on odwraca wzrok i z uporem maniaka wpatruje się w inny punkt. Oddycham głęboko, by nie pozwolić emocjom przejąć nade mną kontroli, i się odsuwam.
– Idę do domu. Powinieneś się przespać.
– Taa. Jasne.
Jeszcze przez moment patrzę na niego, ale on nadal to ignoruje. Nie czekając dłużej na jakąkolwiek reakcję, wychodzę z sypialni, zabieram swoją torebkę z kuchni i opuszczam dom.
W aucie chwytam za kierownicę i przyciskam do niej czoło. Biorę kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Dopiero po chwili odpalam silnik i ruszam.
W drodze do swojego mieszkania nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś jest nie tak. Nie mam pojęcia, czy to przez fakt, że tak okrutnie odtrąciłam Ellisa, czy ze względu na pełnię. Przy pełni w Nirvanie zawsze dzieją się dziwne rzeczy.
W lusterku wstecznym dostrzegam pojedynczy reflektor i sztywnieję. Jak na złość, zapala się czerwone światło, więc zatrzymuję się i wsłuchuję w warkot motocykla za sobą. Reflektor jest tak oślepiający, że nie widzę, kto siedzi za kierownicą.
Czekam zniecierpliwiona na zielone światło, a gdy się zapala, pospiesznie ruszam, ciągle jednak zerkając w lusterko. Serce bije mi jak szalone, a ulgę odczuwam dopiero w momencie, w którym wjeżdżam na swoje osiedle, a motocyklista jedzie dalej. Patrzę w jego kierunku, ale nadal nie jestem w stanie powiedzieć, czy to jeden z Panów, czy po prostu randomowy facet na jednośladzie.
Zabieram ze sobą torebkę i aparat, a następnie zamykam auto przyciskiem na breloku i gnam po schodach na trzecie piętro. Wchodzę do mieszkania i po cichu przemierzam ciemny salon. Docieram do kuchni, zapalam światło i rzucam swoje rzeczy na blat, a kiedy spoglądam w bok, serce mało nie wyskoczy mi z piersi.
– Silas! – krzyczę wystraszona.
Brat odwraca się plecami do okna, przez które jeszcze przed chwilą wyglądał.
– Co ty, do diabła, robisz? – pytam, próbując unormować oddech.
– Czekałem, aż wrócisz.
– Po co? Nigdy tego nie robisz.
– Nie wiem, martwiłem się.
Biorę kolejny głęboki wdech, dzięki czemu w końcu się uspokajam.
– Dobra, idę wziąć prysznic.
– Okej.
Wychodzę z kuchni, ale spoglądając za siebie, dostrzegam, że Silas ponownie odwraca się do okna.
Mam nadzieję, że ten, kto wymyślił pracę, smaży się w piekle. Człowiek nie powinien musieć harować co dzień jak wół w robocie, której nie znosi, tylko po to, by opłacić rachunki, żeby nie zakręcili mu wody.
Gdybym żyła w dawnych czasach (i była oczywiście facetem, bo tylko ich brano na poważnie), zadbałabym o to, żeby się zarabiało marzeniami. Przypomnij sobie, o czym śnisz po nocach, zbierz potrzebne materiały – bo pieniądze zapewniałby rząd – i świat jest twój. Brzmi ekstremalnie? Może. Ale byłoby lepiej.
Życie byłoby łatwiejsze, gdyby nam pomagano. Zamiast tego liczymy każdy grosz, byleby opłacić czynsz czy kredyt na auto, i uznajemy, że to jest normalne.
A to normalne nie jest. Kiedy tylko będę w stanie uciec od tego wstrętnego, toksycznego życia w długu i biedzie, stanę się szczęśliwą kobietą. Taką, która w dupie ma oceny innych i żyje, jak chce. Ale na razie to tylko sen.
Skoro już o snach mowa, nie jestem w stanie przestać myśleć o Ellisie. Poprzedniej nocy zmiażdżyłam jego marzenie i zostawiłam całkiem samego w sypialni, którą niegdyś dzielił z ukochaną żoną.
Nie wiem nawet, co myśleć o tym, co się między nami zadziało. Byłam strzępkiem nerwów, to na pewno. Ale naprawdę umiem się angażować. Ostatniego chłopaka miałam w wieku siedemnastu lat – nasz związek trwał cały miesiąc. To właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że wiązanie się z jednym facetem na całe życie nie jest dla mnie.
Czy chcę kiedyś wyjść za mąż? Jasne. Chcę mieć kogoś, kto mnie zrozumie. Ale teraz nie powinnam porzucać wszystkiego i uciekać z jakimś mężczyzną, ponieważ on tak chce. Ja nie chcę. Lubię mieć kontrolę nad swoim czasem, ciałem i marzeniami. A chociaż jestem pełna podziwu dla Ellisa, nie mogę porzucać swojej wolności tylko po to, by on był szczęśliwy. Jest duży. Zrozumie to. Uszanuje.
– Boże, ty też ciągle tu jesteś? – Crissy staje w progu mojego biura i przygląda mi się ze zdumieniem zza swoich prostokątnych okularów.
– Taaa… – Kiwam głową i unoszę wzrok znad komputera. – Kończę obróbkę zdjęć do jesiennego wydania czasopisma. Zaraz wyjdę, zostały mi tylko dwa.
Dziewczyna przeczesuje palcami rozczochrane – jak zawsze pod koniec dnia – włosy, po czym wzdycha zmęczona.
To niestety ani dla mnie, ani dla niej nie jest jeszcze koniec pracy. Tradycyjnie robimy nadgodziny. Zazwyczaj siedzimy w biurze do późna, żeby dokończyć zadania, które zlecił nam szef, pan Welder, byleby nie musieć przychodzić tu w weekendy.
Już nie mogę się doczekać, aż będę mogła zainwestować trochę czasu w swój własny biznes. Jak się rozkręci, nie będę się musiała nikim przejmować i sama będę układać sobie grafik. Wstępnie nazwałam tę firmę Natchnione Zdjęcia. Czy cokolwiek innego może natchnąć człowieka tak jak wolność?
Niestety zaczęłam rozkręcać własną markę dopiero w zeszłym roku. Nie mam zbyt wielu klientów, bo za dużo czasu spędzam, pracując dla tego czasopisma. Mam kilku stałych zleceniodawców, którym robię zdjęcia na social media, ale to na razie nie wystarcza. I tylko dlatego pracuję dla tego cholernego e-czasopisma.
Ale wreszcie ci się uda, Nova. Wreszcie ci się uda.
– Gdy skończysz, idź do domu, naprawdę przyda ci się chwila dla siebie – mówi Crissy, siadając na krześle przy moim biurku. – W tym tygodniu nie dajesz sobie wytchnienia.
– Tak, wiem. Ale ostatnio przedłużyłam umowę najmu i czynsz wzrósł o dwieście dolców, więc potrzeba mi więcej pieniędzy. Niedaleko wybudowali centrum handlowe i to chyba z tego powodu tak wysokie rachunki. Na nieszczęście dla mnie wzrosła atrakcyjność okolicy.
– Do dupy – kwituje bez ogródek dziewczyna, a następnie zdejmuje okulary i przeciera palcami oczy.
– Ale ty chyba też potrzebujesz chwili dla siebie. – Przyglądam się jej uważnie. – Welder nadal czepia się tamtej literówki?
– Och, no a jak! – Śmieje się i przewraca oczami. – To była jedna literówka! Szef jednak zdaje sobie sprawę, że to jego wina. Nie było szansy, żebym poprawiła ten artykuł w godzinę. Niepotrzebnie tak się spieszył. A wszystko przez to, że zapomniał wcześniej przesłać mi tekst.
Kręcę z niedowierzaniem głową, po czym spoglądam na ekran telefonu. Silas zazwyczaj wysyła mi wiadomość, żebym wiedziała, kiedy kończy pracę i dokąd się wybiera, ale do tej pory nic od niego nie dostałam. Nie mam wątpliwości co do tego, że Omar go dziś nie odbierze. Praca Silasa znajduje się piętnaście minut jazdy samochodem od naszego mieszkania, więc nie ma też mowy, żeby szedł taki kawał drogi na piechotę i to o tak późnej porze. Staram się jednak nie nakręcać i wierzyć, że dotrze bezpiecznie do domu.
– Wiesz co, mam dość. – Zamykam okno programu do obróbki zdjęć i przesyłam pliki na swojego pendrive’a. – Skończę to w domu albo rano przed pracą.
– Jasne. Chyba zrobię to samo!
Zabieram swoją torebkę oraz teczki, a następnie idę z Crissy zabrać jej rzeczy z gabinetu. Kiedy wszystko już mamy, wychodzimy razem z biura i idziemy na parking.
O tej porze musimy chodzić razem, szczególnie kiedy w okolicy kręci się ten gang motocyklowy. Nigdy nie wiadomo, kiedy któryś z jego członków postanowi się zabawić. Słyszałam już o kilku zaginionych dziewczynach, więc wolę być ostrożna.
Pojawiły się plotki, że porwano je i włączono do gangu albo że dorwała się do nich jakaś inna grupa. W wiadomościach wspominali, że FBI bada sprawę tych zniknięć i że szeryf chce rozprawić się z gangami, ale chyba tylko po to, by pozbyć się natrętnych reporterów. Mimo tych działań nadal wiele chorych rzeczy się tu wyprawia.
– No to do jutra, Nova! – mówi Crissy, kiedy obie docieramy do swoich aut. – Jesteśmy umówione na piątek, tak? Drinki i karaoke w Zakurzonej Tawernie?
– Oczywiście! Ja stawiam pierwszą kolejkę. Do jutra!
Siadam za kierownicą i czuję wibracje telefonu w tylnej kieszeni. Rzucam swoje rzeczy na fotel pasażera, wyciągam iphone’a i sprawdzam, co się dzieje. To wiadomość od Silasa. Już zaczynam mu odpisywać, ale on jest szybszy i do mnie dzwoni.
– Tak, Silas?
– Nova, musisz… musisz po mnie przyjechać – szepcze do słuchawki.
Marszczę czoło, nie do końca rozumiejąc, czemu tak dziwnie brzmi.
– Dokąd? Co się dzieje?
– Jestem w salonie gier na mieście, muszę się kryć.
– Przed kim?
– Słuchaj, Nova, możesz nie zadawać pytań i po prostu mnie stąd zabrać? Wszystko wyjaśnię, jak przyjedziesz.
– Czy ty i Omar znowu coś zmajstrowaliście? Słowo daję, sami prosicie się o kłopoty! Czemu zawsze musisz coś nabroić? – pytam wzburzona i nie czekając na reakcję brata, dodaję: – Albo nie, nie odpowiadaj. Już jadę.
– Czekaj, Nova, zabierz ze sobą br…
Nie słucham dalej i się rozłączam. Odpalam silnik i opuszczam parking, kierując się nie w stronę domu, jak planowałam, ale do centrum.
***
Docieram na miejsce i od razu zaczynam odczuwać niepokój. Zamartwianie się nie jest w moim stylu, ale czuję, że coś jest nie tak. Prawdę mówiąc, coś jest nie tak od zeszłej nocy, kiedy opuściłam dom Ellisa. Przede wszystkim pada deszcz, a w Arizonie rzadko się to zdarza, zwłaszcza w lipcu. Gdy to się jednak dzieje, wydarza się też mnóstwo paskudnych rzeczy.
Podczas drogi do centrum w mojej głowie cały czas rozbrzmiewał głos brata; był dziwny i coś mi w nim nie pasowało. Zanim się rozłączyłam, brzmiał trochę tak, jakby prosił, żebym zabrała ze sobą broń, ale… dlaczego miałabym to robić? To absurd.
Wjeżdżam na parking przed salonem Richie’s Arcade. Jaskrawe neony nad wejściem mnie oślepiają, kiedy wyglądam przez przednią szybę, szukając Silasa. Mam nadzieję, że jest bezpieczny wewnątrz budynku i tylko się wydurnia.
– Gdzie ty, do cholery, jesteś, Si? – szepczę pod nosem i chwytam za telefon, by zadzwonić do brata.
Nie odbiera. Nie wierzę, że każe mi wychodzić na ten cholerny deszcz.
Zostawiam silnik na chodzie, po czym ruszam w kierunku wejścia. W budynku nikogo nie ma. Nawet Richie Junior nie stoi za ladą. Większość świateł wyłączono, jedno mruga nad jakąś grą wyścigową. Nie mam pojęcia, czemu mój brat przychodzi do tego zapomnianego przez Boga salonu. Połowa gier tu nie działa.
– Silas?! – krzyczę, ale nikt nie odpowiada.
Jeszcze kilkukrotnie wołam go po imieniu, ale nic się nie dzieje. W końcu ponownie do niego dzwonię, stojąc przy grze Sonic, i naglę słyszę jakieś bzyczenie.
Natychmiast się odwracam, a mój wzrok pada na stół do bilardu. Serce opada mi na samo dno żołądka, kiedy zauważam telefon Silasa pośrodku zielonego aksamitu. Podbiegam i chwytam go w dłoń, a na wygaszaczu zauważam zdjęcie nas obojga podczas wycieczki do Upper Red Rock.
Gdzieś za mną drzwi zatrzaskują się z hukiem.
– Silas! – wołam i ruszam w kierunku pokoju dla personelu.
Wchodzę do środka, ale nikogo nie ma. Zauważam drzwi wyjściowe, więc popycham je i wypadam na zewnątrz, prosto pod strumienie wody. Dostrzegam jakiegoś mężczyznę trzymającego mojego brata za kark.
– O mój Boże! Silas!
Facet zdaje się nic sobie nie robić z deszczu. Przełazi przez kałuże, ciągnąc mojego brata w kierunku stacji benzynowej po drugiej stronie ulicy. Pod jej wiatą stoi pięć motocykli i jakiś czarny pojazd.
– Silas!
Bez namysłu gnam za nim. Woda dostaje mi się do oczu i spływa po moich kręconych włosach, ale ani myślę się zatrzymywać.
– Silas! – drę się znowu, a jemu wreszcie udaje się spojrzeć w moim kierunku.
On i ten dryblas są już przy drzwiach stacji.
– Nova! – krzyczy brat, zanim znika w budynku.
Przyspieszam i docieram pod wiatę. Przecieram dłonią mokrą twarz i biorę głęboki wdech. Motocykle otaczają mnie i przypominają psy obronne. Wystarczyłby jeden, żeby mnie pożreć.
Mam to w dupie. Pieprzyć te maszyny, pieprzyć ten gang! Nie pozwolę, by skrzywdzili mojego braciszka. Odważnym krokiem kieruję się do drzwi i słyszę jęki Silasa.
– Nova! – woła ponownie.
Natychmiast wchodzę do środka, rozglądam się dookoła, a wnętrze przypomina mi przeciętny spożywczak. Przy każdej ścianie stoją półki i lodówki pełne przekąsek i słodkich napojów.
Niemal słyszę bicie własnego serca, które chyba próbuje wyrwać mi się z klatki piersiowej. Nie zauważam nikogo z gangu, jedynie gościa, który siedzi spokojnie za ladą i przegląda jakieś papiery.
– Dokąd go zabrali?
– Na zaplecze – odpowiada jak gdyby nigdy nic. Najwyraźniej nieźle mu płacą za tę obojętność.
Spoglądam na jedyne drzwi, które mogą tam prowadzić, i ruszam naprzód, ignorując ucisk w żołądku. Łapię za klamkę, a w chwili, w której dostrzegam Silasa siedzącego na krześle z czyjąś łapą na ramieniu, robi mi się słabo. Zauważam strużkę krwi płynącą z jego ust.
– Silas! Wszystko w porządku?
Stawiam jeden krok, lecz nagle znikąd pojawia się czyjeś umięśnione ramię, na które wpadam. To samo ramię popycha mnie do tyłu, aż uderzam plecami w drzwi tak mocno, że tracę oddech. Spoglądam na łysego faceta przed sobą. Jego głowa w całości pokryta jest tatuażami.
– Nie powinnaś tu przychodzić, księżniczko – warczy, wbijając we mnie groźne spojrzenie.
– Odpierdol się – cedzę przez zęby i odpycham jego ramię. Żołądek ścisnął się do granic możliwości, ale nie zamierzam dać się wystraszyć.
Jeżeli zadzierasz z moją rodziną, zadzierasz również ze mną.
Dłoń, która ściskała ramię mojego brata, nadal trzyma go sztywno w miejscu. Nie dostrzegam twarzy obcego mężczyzny, ale sądząc po rozciętych i pobrudzonych – zapewne krwią Silasa – knykciach, to on tu dowodzi, nie ten buldog przede mną.
– Po co wam mój brat? – pytam, ignorując łysola.
– Nie zwracaj się do Szefa. Jeżeli masz, kurwa, pytanie, zadaj je mnie. A przede wszystkim mów, po coś tu przylazła, albo wywlokę tę twoją dupcię z powrotem na deszcz i zrobię coś, co ci się nie spodoba.
– To mój brat! – wyjaśniam łamiącym się głosem. – Zadzwonił do mnie i poprosił, żebym go odebrała, i właśnie to próbuję zrobić. Nie rozumiem, po co wam on!
– Powiedzmy, że twój braciszek zaciągnął u nas dług. – Łysol przyciska swoje cielsko do mojego i opiera dłoń o ścianę tuż nad moją głową. – Nie spłacił go w czasie, więc zamierzamy sami wyrównać rachunki.
– Wyrównać rachunki? Niby jak? Porywając go i torturując?
– Nie, to nie będzie takie proste.
– Jeżeli włos mu z głowy spadnie, przysięgam, że zadzwonię po gliny.
Wybucha śmiechem, a po chwili dołączają do niego inne głosy. Z ciemności wychodzi dwóch innych mężczyzn odzianych w skórzane kamizelki.
– Ostatnia kurwa, która zadzwoniła po psy, dostała po dupie. Jeśli nie chcesz skończyć w rowie z rozerwaną cipą jak ona, lepiej trzymaj tę swoją buźkę na kłódkę. – Facet przyciska się do mnie jeszcze bardziej, przez co krzywię się, a serce wali mi tak szybko, jakby było na wyścigach.
– Wystarczy. – Po pomieszczeniu roznosi się głęboki, zachrypnięty głos.
Łysol obdarza mnie jeszcze jednym paskudnym uśmieszkiem, a potem spogląda przez ramię. Ktokolwiek trzymał dłoń na ramieniu Silasa, już ją zabrał.
Powolne, ciężkie kroki zbliżają się do mnie. Mężczyzna nadal trzyma się z dala od jedynego źródła światła – migoczącej lampy wiszącej tuż nad stołem, przy którym siedzi Silas – więc nie mogę dostrzec jego twarzy. W końcu jednak wychodzi z ciemności, a ja nabieram powietrza w płuca. Wystarczy sam widok jego postury, żeby ciarki przeszły mi po ciele.