Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
17 osób interesuje się tą książką
To miał być spokojny tydzień nad jeziorem…
Wiola cierpi na syndrom opuszczonego gniazda. Kiedy jej szalona przyjaciółka Karolina rezerwuje wakacje last minute i prosi ją o opiekę nad trzema przystojniakami oraz brodaczem, Wiola jest przekonana, że chodzi o pilnowanie kotów i sznaucera. Na miejscu czeka ją jednak niezła niespodzianka: czarnowłosy przystojniak, zielonooki surfer, wytatuowany badboy i badass wiking, czyli czterej motocykliści, którzy za bazę wypadową obrali AirBnB u Karoliny.
Ci seksowni mężczyźni mają ochotę na ostrą jazdę, a Wiola, po raz pierwszy od wielu lat, zaczyna marzyć o namiętnych przygodach. Czy odważy się puścić wodze fantazji i zgodzić na układ motocyklistów? Bez imion. Bez nazwisk.
Przygotuj się na letnią przygodę, która smakuje jak zimna sangria na plaży w letni wieczór. Tylko z pieprzem.
To opowiadanie jest przeznaczone wyłącznie dla pełnoletnich czytelników.
Występują w nim wulgaryzmy oraz sceny erotyczne z motywem reverse harem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 84
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Bed and Breakfast
Copyright © by Adelina Tulińska-Szynkarewicz
Autor grafik na okładce: konradbak / stock.adobe.com
Projekt okładki, DTP: Adelina Tulińska-Szynkarewicz
Redakcja: Joanna Borek
Korekta: Katarzyna Bester
All rights reserved.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Książka, ani żadna jej część, nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody autorki.
Wydanie I
Łódź 2024
ISBN: 978-83-969452-5-9
trigger warning
To opowiadanie jest przeznaczone wyłącznie dla pełnoletnich czytelników.
Występują w nim wulgaryzmy oraz sceny erotyczne z motywem reverse harem.
+18
Playlista
If You Think I’m Pretty - ArtemasMoonlight - Kali UchisHotline - Billie Eilish Sex, Drugs, Etc. - Beach WeatherGirls Just Wanna Have Some - ChromaticsFool For You - The WeekndLevitating - Dua Lipa Guantanamera (She’s Hot) - Pitbull
Lana Del Rey - Doin’ Time
Pharrell Williams & Camila Cabello – Sangria Wine
1
Siedzę w kawiarnianym ogródku przy rynku we Wrocławiu, próbując nie oszaleć od upału.
Pracuję zdalnie jako copywriterka i mam serdecznie dość swojej profesji. Nie dlatego, że nie lubię pisać. Prawdę mówiąc, uwielbiam to, ale szlag mnie trafia, kiedy muszę po raz czwarty wysyłać maila z prośbą o wypłatę wynagrodzenia.
Rozdzwania się mój telefon. Natychmiast porzucam właśnie wykonywaną czynność, w nadziei, że dzwoni Kacper, mój czternastoletni syn, który zdecydował się spędzić wakacje w Niemczech ze swoim ojcem i jego nową rodziną.
Nie chciałam być egoistką i zatrzymywać go przy sobie. Krótko na temat mojego życia: wpadłam w liceum. Z Januarym łączył mnie gorący i wybuchowy związek, jednak żadne z nas nie było gotowe na założenie rodziny. Wzięliśmy ślub cywilny. Mój ówczesny chłopak wyjechał zaraz po szkole do pracy na Zachód, podczas gdy ja zostałam z pieluchami i mlekiem niemal całkiem sama.
Musiałam rzucić szkołę. Moja również samotna mama pracowała na poczcie i brała nadgodziny, żeby starczyło na pampersy.
Jak się po dwóch miesiącach okazało, January zajął się nie tylko pracą. Strzelił dziecko bogatej Niemce. Kacprem zainteresował się, kiedy ten poszedł do szkoły. Nie wiem, czy dopadły go wyrzuty sumienia, czy faktycznie poczuł z młodym więź podczas rozmów na skype. Zaproponował, że ściągnie Kacpra do Monachium i zapisze go do międzynarodowej szkoły, ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, że jednak syn po wakacjach zechce wrócić.
Wzdycham z lekkim rozczarowaniem. Okazuje się, że dzwoni moja przyjaciółka, Karolina, również rozwódka. Czy jak to lepiej brzmi: singielka. Poznałyśmy się na spotkaniu dla przedsiębiorczych kobiet, co jest przedziwne, bo w życiu nie nazwałabym jej przedsiębiorczą. Prawdę mówiąc, nie wiem, jak dokładnie zarabia na życie. Chyba pracuje jako konsultantka.
– Cześć, kochana! – piszczy do słuchawki. – Co powiesz na tydzień w moim domu z trzema przystojniakamii brodaczem?
Uśmiecham się pod nosem, wiedząc, że ma na myśli swoje trzy koty i czarnego sznaucerka imieniem Czort.
– Brzmi jak urlop idealny.
Przyjaciółka ma przyjemny dom z dostępem do plaży, jeziora i pięknym ogrodem. Uwielbiam ciepłe wieczory letnich weekendów, kiedy pijemy wino na hamaku.
– Wykupiłam ten rejs.
W przeciwieństwie do mnie Karolina jest otwarta na przelotne romanse i czerpie pełnymi garściami z życia. Ja od mężczyzn trzymam się z daleka, bo cenię sobie swoje zdrowie psychiczne. Nie chcę dram. Poza tym nawet jakbym chciała, to mało który był zainteresowany kobietąz „bagażem”.
Przyjaciółka przebąkiwała, że widziała bardzo atrakcyjną ofertę na rejs dla singli, ale odmówiłam. Wiem, co się tam dzieje. Jest to dwutygodniowy festiwal chlania i pieprzenia się nie wiadomo z kim i w jakich konfiguracjach.
Nie, dziękuję.
– To Last Minute, wyjazd dziś wieczorem. Dasz radę?
Mrugam zaskoczona tak prędkim obrotem spraw.
Zerkam na wieżę z zegarem na ratuszu. Dochodzi południe.
– Mam teraz drzwi na kod, wyślę ci go SMS-em – świergocze Karolina, zdając sobie sprawę, że propozycja wymaga ode mnie natychmiastowej mobilizacji.
Zamykam pokrywę laptopaz trzaskiem.
– Dobra.
Dwie godziny później siedzę za kółkiem swojego renaulta i zmierzam ekspresową drogą na wieś do domu Karoliny. Próbuję dodzwonić się do Kacpra, ale niestety jest poza zasięgiem. Januaremu również włącza się poczta. Od kiedy młody wyjechał, nie potrafię się zorganizować.
Nikt ode mnie nie odbiera, co pogłębia moje kiepskie samopoczucie.
Dobra, nie ma co się łamać. Włączam audiobook, żeby trochę sobie poprawić humor. To romans rozgrywający się podczas gali w Nowym Jorku między szefem i jego nieśmiałą asystentką.
W brzuchu mi burczy, więc zjeżdżam do najbliższej restauracji przy trasie. To taka karczma z dachem pokrytym strzechą, niewielkim stawem i daniem dnia wypisanym kredą na potykaczu.
Okazuje się, że jest tu pełno ludzi. Czując narastające zdenerwowanie, szukam miejsca. W końcu znajduję je między motocyklem a szarym oplem. Parkuję w momencie, kiedy z głośników leci bardzo soczysty opis sceny pod prysznicem. Przyznam, że jestem trochę rozkojarzona i nie idzie mi to zbyt zgrabnie, próbuję na kilka razy. Dopiero po chwili orientuję się, że wysoki czarnowłosy mężczyzna przygląda się moim poczynaniom z rozbawieniem. W końcu lituje się i zaczyna coś do mnie mówić i gestykulować, więc otwieram okno. Próbuję wyłączyć dźwięk, ale coś źle naciskam i głos lektorki się pogłaśnia.
– … jednocześnie gładząc swojego prężącego się kutasa dłonią. A potem ponownie kuca, wyciąga język i…
Czuję, jak gorący rumieniec wpływa mi na policzki, podczas gdy mężczyzna zastyga, a potem ponownie się uśmiecha. Wyłączam przyciskiem zasilania radio, w efekcie czego głos lektorki dobiega teraz nieco ciszej z telefonu. Facet i tak słyszy ciąg dalszy.
W końcu udaje mi się wyłączyć apkę. Szczerzę się do niego nerwowo. Mężczyzna cierpliwie pokazuje mi jak wykręcić. Przyglądam mu się zaintrygowana, bo jest bardzo przystojny, z jednodniowym zarostem i niebieskimi oczami. Wygląda jak model reklamujący perfumy dla prawdziwych twardzieli.
– Proszę się nie martwić, zmieści się – rzuca z rozbawieniem, w efekcie czego zalewa mnie kolejna fala gorąca. W końcu udaje mi się zaparkować, więc mężczyzna pokazuje mi kciuk do góry, następnie idzie do stolika. Chwilę mi zajmuje zrozumienie, że to uczestnik wycieczki motocyklistów.
Po tym, jak wysiadam i zakładam okulary na nos, próbując nie skręcić nogi na krzywej kostce, kieruję się do środka. W całym ciele czuję przyjemne szczypanie spowodowane kontaktem z mężczyzną. Przystojniacy zawsze na mnie tak działają.
Zajmuję miejsce przy oknie i biorę skórzane menu. Mój wzrok stale przesuwa się z kotletów po hawajsku na grupkę motocyklistów, zajmujących jeden z wieloosobowych stołów zaraz przy jeziorze. Ten „mój” siedzi u szczytu stołu i uśmiecha się do kelnerki, która właśnie stawia przed nim talerz. Przez ułamek sekundy widzę jak bezczelnie z nią flirtuje. To zdaje się ten typ, który kokietuje każdą, którą spotka na swojej drodze.
– Co podać? – Aż się wzdrygam, kiedy inna kelnerka staje nade mną. Wybieram zestaw dnia, po czym wyjmuję telefon z torebki. Chwila nieumiejętnej nawigacji po aplikacjach i ponownie włącza się lektorka.
„To nie była czuła miłość. Rżnął mnie jak dziki.”
Ups. Wkładam telefon do torebki i przytrzymuję długo przycisk zasilania. Na mój stary telefon tylko to działa.
Ludzie z sąsiednich stołów obracają głowy w moim kierunku. Na oko dwunastoletni chłopiec odwraca się do mamy.
– Co to znaczy rżnąć jak dziki?
Wspaniale.
– Rżnęli w karty – wyjaśniam, widząc jak kobieta próbuje otrząsnąć się z szoku. – To znaczy, że ją ogrywał.
Kiedy dostaję swoje zamówienie, widzę, jak mężczyźni wsiadają na motocykle. Ten „mój” rozgląda się po twarzach ludzi przy stolikach. Dopiero po chwili orientuję się, że prawdopodobnie szuka mnie. Gdy patrzy w moim kierunku, odruchowo wbijam wzrok w talerz. Nic nie poradzę, że taka jestem. Nie chcę nawiązywać żadnych relacji, dlatego kiedy facet podchodzi bliżej, wyjmuję telefon.
– Cześć – słyszę niski i przyjemny głos. Unoszę wzrok i uśmiecham się drżącymi wargami. Dopiero teraz mam okazję przyjrzeć mu się dokładniej. Chyba jest trochę młodszy.
Dobrze zbudowany – czarna koszulka z logo klubu motocyklowego opina bicepsy, kiedy mężczyzna opiera się o krzesło naprzeciwko. Odruchowo zerkam na palce. Nie ma obrączki. I te oczy… niebieskie, przeszywające, z psotliwym błyskiem.
– Dzień dobry.
– To ja, mistrz zmieszczenia. – Robi gest jakby wsuwał w coś ręce. Uderza we mnie chłodny dreszcz.
Woda, której właśnie się napiłam, wystrzela mi z ust, kiedy rozumiem, że to nawiązanie do książki, której słuchałam.
– Bardzo śmieszne. – Posyłam mu znudzone spojrzenie.
– O co ci chodzi? – pyta zaczepnie. – Przecież ci pomogłem, Stokrotko.
Dziwnie się czuję z tym, że taki chłystek wali mi na ty i w dodatku nazywa mnie Stokrotką. Odruchowo dotykam apaszki z nadrukiem kwiatów. Noszę ją, sądząc, że pasuje do moich blond włosów i niebieskich oczu. Nie wiem, ile ten przystojniak może mieć lat, ale na pewno ma dwójkę z przodu.
– Dziękuję – przykładam dłoń do piersi – uratowałeś damę z opresji.
Dopiero po chwili okazuje się, że włożyłam łokieć w buraki.
– Chętnie zrobię to znowu – mruczy motocyklista znacząco, a potem chwyta serwetkę i z aroganckim uśmieszkiem bierze mnie za nadgarstek. – Pozwolisz?
Jestem jak zamrożona. Z przerażeniem obserwuję, jak wyciera buraczki z mojej skóry, skupiając w tym miejscu niebieski wzrok. Kiedy go unosi, ponownie się uśmiecha, ukazując dołeczek w prawym policzku. Chryste.
– A więc wybrałaś się na wakacje solo? – dopytuje. – Dokąd jedziesz?
Przyglądam się mu, nie udzielając odpowiedzi.
– Może będę tamtędy przejeżdżać i cię odwiedzę? – Unosi jedną z ciemnych brwi, następnie przeciąga wymownie palcami po moim przedramieniu. – Co ty na to?
Gdybym coś w tym momencie trzymała, prawdopodobnie bym to upuściła. Mogę się jedynie gapić na niego z, mam nadzieję, niewzruszoną miną. Nadal trzyma dłoń na mojej skórze.
Ktoś krzyczy z podjazdu i przerywa nam ten magiczny moment. Przez okno widzę machającego intensywnie motocyklistę z brodą, który kojarzy mi sięz Wikingiem.
Mój adorator odwraca głowę w tamtym kierunku i kiwa koledze.
– Dasz mi swój numer? – pyta.
Nie umiem zareagować na tak bezpośrednią sugestię. Ten mężczyzna najwyraźniej daje mi do zrozumienia, że ma ochotę na wakacyjny numerek ze mną. Mrugam. Karolina pewnie wręczyłaby mu swój numer zapisany na stringach, ale ja tak nie umiem.
– Jestem poza twoim zasięgiem – odpowiadam w spokojny sposób, choć w środku wszystko we mnie płonie. Serce wali mi tak głośno, że motocyklista z pewnością to słyszy.
– Auć. – Podrywacz zabiera dłoń szczerze zaskoczony. Może uważa się za superciacho, którym notabene jest, a mnie za przeciętniaczkę, która będzie się biła piętami w pośladki z radości na taką propozycję.
Patrzę na niego nieugięta, więc unosząc brwi z zaskoczeniem, powoli się wycofuje. Po tym, jak przekracza próg i wychodzi na zewnątrz, chwytam wodę i przechylam szklankę.
Patrzę obojętnym wzrokiem jak rozmawia z kolegami, na ułamek sekundy zerka w moim kierunku, a potem kręci głową z uśmiechem. Wkłada skórzaną kurtkę i wskakuje na motocykl. Ponownie się odwraca, jakby chciał się upewnić, że oglądam go na tej imponującej maszynie. Nim włoży kask, puszcza oczko, co powoduje spięcie w moich nerwach.
Gdybym nie miała dziecka i była kilka lat młodsza…
Odwracam wzrok i skupiam się na telefonie. Karolina nagrała mi milion głosówek, których teraz nie mam możliwości odsłuchać. Przez dziwne spotkanie straciłam kompletnie apetyt, więc tylko przesuwam udko po talerzu. W końcu biorę to danie na wynos wraz z kawą.
Przytykając słuchawkę do ucha, kroczę do samochodu. Syn nadal nie odbiera, więc zaczynam się martwić. Piszę byłemu zapytanie z milionem wykrzykników, w efekcie czego w końcu oddzwania.
Wita mnie jego uśmiechnięta twarz na kamerze. Siedzi na leżaku nad basenem w swojej trzystumetrowej willi. W tle dostrzegam jego obecną żonę Helgę w pareo i z drinkiem w dłoni. Kobieta jest od nas trochę starsza, ale trzyma się całkiem nieźle.
– Gdzie jest Kacper? – przechodzę od razu do rzeczy.
– Wyjechał ze znajomymi na weekend.
Jedzenie wypada mi z rąk na ziemię. Ktoś na mnie trąbi, więc usuwam się na bok. Wielki granatowy SUV wycofuje z miejsca parkingowego.
– Przecież on ma dopiero trzynaście lat! – wrzeszczę, znowu zwracając uwagę innych klientów karczmy. Samochód odjeżdża pozostawiając po mojej kolacji plastikową miazgę. Warczę, chwytam ucho torby i wyrzucam ją do kosza.
– Rocznikowo czternaście. Ja w jego wieku…
– Chyba nie jesteś zbyt dobrym przykładem, co? – syczę.
January robi minę, jakby rozmowa ze mną sprawiała mu nie tylko spory wysiłek, ale i fizyczny ból.
– Zawsze musisz być taka zrzędliwa.
– Nasze dziecko może teraz siedzieć gdzieś z butelką piwa i papierosem w dłoni. Albo co gorsza... z blantem – ostatnie słowo wypowiadam szeptem.
Helga zaaferowana naszą kłótnią podchodzi bliżej swojego męża i mówi do niego coś po niemiecku. Chwilę rozmawiają, następnie January przekazuje telefon żonie. To mnie dodatkowo denerwuje, bo kim ona jest, żeby ze mną rozmawiać o wychowaniu Kacpra?!
Helga uśmiecha się uspokajająco, następnie wita się ze mną po angielsku. Powinnam jej nienawidzić, ale zawsze jest dla mnie miła i roztacza taką opiekuńczą aurę.
– To już duży chłopiec – wyjaśnia z czarującym uśmiechem. – Niech trochę pożyje. Przecież jest rozsądny tak jak ty. Pojechał ze swoją paczką pod namiot.
I tu mnie ma. Wiem o tym. Kacper nie jest jednym z tych popularnych chłopaków, którzy noszą markowe ubrania i grają w kosza czy piłkę. Nie jest klasowym czarusiem, dla którego koleżanki tracą głowę. Ma swój świat, uwielbia rysować, ale nie kojarzę, żeby miał w Polsce „swoją paczkę”.
– To niedaleko stąd. Śpią w ośrodku mojej znajomej, więc mamy na nich oko – zapewnia Helga, zaciągnąwszy się papierosem. – Zajmij się sobą, Wiola.
Po szybkim pożegnaniu się zdaję sobie sprawę, że zaczyna padać deszcz. Wspaniale. Przyglądam się, jak szare niebo przecina błyskawica. Co to to nie, nie będę jechać w burzy.
Postanawiam przeczekać zawieruchę w środku karczmy. Zajmuję to samo miejsce przy oknie i proszę kelnerkę o kawałek cytrynowego ciasta i dużego earl greya.
Czekam, przyglądając się deszczowi bębniącemu o szyby. Uznałam, że nie będę sprawdzać co chwilę wiadomości od Kacpra. Wzdycham rozczarowana samą sobą, bo ewidentnie stałam się nadopiekuńczą matką, którą przyrzekałam sobie nie zostać.
Łudziłam się, że młody po kilku tygodniach zatęskni do matczynych ramion, ale – jak widać – się myliłam. Wycieram płynącą po policzku łzę i postanawiam od tej pory zachowywać się bardziej jak przebojowa Karolina niż jak Wiola, która na nic nie ma czasu, bo każdą wolną sekundę poświęca dziecku albo obowiązkom domowym.
Karolina na pewno by się długo nie użalała nad sobą. Uznałaby, że to dar od losu: wypchnąć młodego na wakacje do Januarego, by ten wreszcie się nim trochę zajął. Wielokrotnie mi to sugerowała, ale jakoś mi ten pomysł nie leżał.
Burza na szczęście mija, więc niezwłocznie opuszczam restaurację. Odpalam samochód i włączam się do ruchu. Mam nadzieję, że koty nie narobią Karolinie na parkiet. Dociskam gaz do dechy, mając na uwadze, że dochodzi dwudziesta pierwsza.
2
Kiedy docieram na miejsce, jest grubo po jedenastej.
Mój pośpiech kosztował mnie trzysta złotych i pięć punktów.
Jestem tak wykończona, że postanawiam zostawić bagaż w aucie i jutro się rozpakować. Biorę tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy i piżamę.
Mrużąc zmęczone oczy, wyławiam z wiadomości od Karoliny kod do drzwi. Wpisuję go na klawiaturze panelu, zastanawiając się, dlaczego koleżanka zdecydowała się na takie zabezpieczenie zamiast tradycyjnego zamka. Znając Karolinę zbyt często g