Bestia - Radosław Jeż - ebook

Bestia ebook

Radosław Jeż

4,3

Opis

Opowiadanie z cyklu #ebooknawalentynki

 

Stare porzekadło mówi, że od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok, ale czy można go zrobić w tył? Ile trzeba znieść, by powiedzieć dość?Jeśli człowiek decyduje się na trwanie przy boku osoby, która kojarzy mu się z najgorszym koszmarem, to czy znajdzie jeszcze w sercu miejsce na prawdziwą miłość? Cierpiąc, łatwo przeoczyć swoją szansę na szczęście.

 

Zmaltretowany przez toksyczną miłość Adam, marzył już tylko o spokoju. Szczególny dzień, ważny dla wszystkich zakochanych, nie wprawiał go w dobry nastrój i kierował jego myśli na gorzkie podsumowania swoich miłosnych wyborów. W momencie, w którym się poddał, los wykonał za niego rzut monetą. Ta upadła kantem i nie przestawała wirować, pokazując raz płomienne oblicze miłości, raz mrok całkowitej zatraty. Wystarczyło jedno spojrzenie skrzyżowane z nieznajomą, by dotychczasowe życie rozpadło się jak domek z kart, każąc przewartościować priorytety.  Krótka chwila, która pogrzebała jego plany.

 

Jest w Polsce jedno miasto, w którym to wszystko może się przydarzyć. W przepięknej stolicy Dolnego Śląska trzeba bardzo ostrożnie kroczyć wąskimi uliczkami. Za każdym rogiem czają się miłość i śmierć – dwie strony tej samej monety. Możecie sami nią rzucić, ale nigdy nie będziecie mieć pewności, co wypadnie. Dopóki moneta wiruje, możecie mieć nadzieję…

 

Mówisz, że się nie boisz? To szeroko otwórz oczy i chodź. Ciekawe z kim skrzyżujesz swe spojrzenie…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 58

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (6 ocen)
4
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kasia_Luka

Dobrze spędzony czas

Walentynkowy romans z odrobiną dreszczyku w tle ;) Polecam
30
Jezynka1

Nie oderwiesz się od lektury

Kryminał czy erotyk? …. nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Momentami mamy do czynienia z romansem z „zauważalną nutą” erotyzmu, a czasem z kryminałem. Na szczęście wszystko się ładnie przeplata i trzyma w napięciu. Wątek miłosny został skonstruowany lepiej ale to może tylko moje zboczenie. Autor ciekawie wciąga czytelnika w relację pomiędzy bohaterami i nie może się zdecydować .. kto zabił. To krótkie opowiadanie, czyta się lekko i nieprawdopodobnie szybko, właściwie jednym tchem. Przewrotny tytuł, dał mi do myślenia, czy Bestia jest tylko jedna ;) Lubię taką lekturę na Walentynki, polecam.
30
pracanadksiazka

Nie oderwiesz się od lektury

Przyjemne opowiadanie ☺️ Polecam
20
nimufetka82

Nie oderwiesz się od lektury

To jest jedna z tych historii, na końcu której opada mi z zaskoczenia szczęka 😅 Poznajemy w niej młodego mężczyznę, który jest zmęczony psychicznie emocjonalnie relacją ze swoją toksyczną partnerką. I wydawałoby się, że w jego życia nie ma już miejsca na radość i światełko w mrocznym, egzystencjonalnym tunelu. Wszystko się jednak zmienia, gdy Adam spotyka w autobusie Katarzynę. W tym momencie historia nabiera tempa. Adam wiedziony wewnętrznym impulsem zbliża się coraz bardziej do tajemniczej kobiety. Emocje rosną, gdy pojawia się element zbrodni. Wówczas nic nie wydaje się tak oczywiste. Zakończenie opowiadania rozwiewa w zaskakujący sposób wszystkie wątpliwości. Czyta się momentami z wypiekami na twarzy. To niewątpliwa zasługa autora, który w sposób wysublimowany wprowadza w klimat erotycznego thrillera. 😎
10
abigel23

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam! Przeczytane jednym tchem.
10

Popularność




Dla przyjaciół, którzy okazali się być prawdziwi.

Przeciągły pisk nienaoliwionych zawiasów obwieścił kolejnego gościa. Pracuję tu już tak długo, że nie odrywając wzroku od ekranu komputera, po samym tempie otwierania drzwi i długości trwania jęczącego dźwięku mogę stwierdzić, z maksymalnym prawdopodobieństwem, kto mnie odwiedza.

– Tak, Beatko? – zapytałem wchodzącą właśnie koleżankę.

– Pan kierownik to może zostawiłby na chwilę pracę i przywitał się jak należy.

– Z przyjemnością. Cześć śliczna! Stęskniłaś się od wczoraj?

– Ooo… A pewnie. Całą noc nie spałam przez ciebie.

– Całą? Doprawdy? – Brwi podjechały mi do góry wyrażając zdziwienie. – Na pewno przeze mnie?

– Oj dobra tam! Mały mi kasłał, więc go zabrałam do łóżka. Dzisiaj się czuję, jakbym spała z ośmiornicą po kawie na podwójnym espresso. Skopana i oblepiona lepkimi mackami z każdej strony.

– To gdzie ja się tam pojawiłem? – nie ustępowałem.

– A bo… jak się już rozbudziłam, to mi się przypomniała wczorajsza rozmowa o Gabrysi.

Naraz, dobry humor wcisnął pedał do dechy, pozwalając na wysprzęglenie radości i chociaż powolne, to jednak jednostajne obniżanie kącików ust.

– Wiesz co? Może nie wracajmy już do tego tematu?

Beata spuściła wzrok, ale uczepiła się krawędzi biurka i nie wyszła z pokoju.

– Adaś, ale wiesz przecież, że to cię nie ominie. Będziesz musiał z nią porozmawiać i to wreszcie zakończyć.

– Masz rację – odezwałem się po dłuższej chwili. – Tylko może nie dzisiaj. Sama rozumiesz… Walentynki i takie tam. Czułbym się jak ostatni kutas.

– Oj weź przestań! – gwałtownie mi przerwała. – Nie widzisz, że to ona cię wykorzystuje? Jeździ po tobie jak po łysej kobyle, a ty co? Z dobroci serca pozwalasz jej na wszystko, bez względu na to co jej odwali?!

– Wiem… Po prostu… Boję się być sam.

– Ej, bo cię zaraz kopnę w dupę. Jesteś megaprzystojnym facetem. Do tego nie brakuje ci żadnej klepki. Sama bym cię upolowała, gdyby nie mąż i czwórka dzieciaków. No chyba, że chcesz? – zakończyła pytaniem, po czym podciągnęła kusą spódnicę, położyła udo na stole i zalotnie zmrużyła oczy.

– Oczywiście, że chcę – spojrzałem jej głęboko w oczy, podczas gdy moja dłoń wylądowała na jej kolanie.

Przeciągnięta w nieskończoność pełna napięcia chwila pozwoliła mi poczuć ciepło jej puszystego ciała emanującego spod grubych czarnych rajstop.

– I do tego zboczony. Tak, jak lubię… No zabieraj tę łapę, bo ktoś zaraz wejdzie i będę się musiała tłumaczyć. – Strzepnęła szybkim ruchem moją rękę, po czym zerwała się z blatu biurka, obciągnęła lekko zmechacony materiał spódnicy i pochyliła nade mną. – Buziak. Muszę lecieć, bo mi się tam telefon zaraz na biurku zapali.

W samą porę, bo dokładnie w tym momencie drzwi wejściowe otwarły się na oścież i we framudze stanęła sekretarka szefa.

– No wiadomo. Jak cię nie ma u siebie, to gdzie cię można znaleźć? – Krzywe spojrzenie Agaty omiotło Beatę, mnie i całe pomieszczenie.

– No widzisz… przynajmniej się nie nalatałaś, a może trochę ruchu by ci się przydało – odgryzła się Beata. Wyszła, zatrzasnęła za sobą drzwi, odcinając mnie od zgiełku korytarza.

Szum wentylatora w komputerze podziałał kojąco na rozbiegane myśli. Zapatrzyłem się tępo w monitor i przestałem widzieć litery, które stopniowo rozmyły się, zamieniając w obrazy wspomnień.

* * *

Od dawna się nam nie układało. Ta zachłanność, zazdrość o pozycję, pieniądze i władzę zdominowały nasz związek… Nigdy bym się nie spodziewał po Gabrieli, że stanie się taka zaborcza i kłótliwa. W pewnym momencie stała się dla mnie uosobieniem bohaterki memów z serii „...bo sąsiadka ma nowe futro”.

W duchu winiłem się za to, że dla świętego spokoju ulegałem jej codziennej ofensywie. Wybuchom i napaściom na mnie pod byle pretekstem. Wciąż pamiętałem kłótnię, w której proste, wręcz niewinne słowa doprowadziły Gabrielę do wrzenia. Eksplodowała nieposkromioną furią, niczym Etna w pamiętnym lipcu sześćdziesiątego dziewiątego roku. Machała mi rękami przed oczami, nieustannie się do mnie zbliżając. Choć ciągle się przed nią cofałem, nagle poczułem ostry piekący ból na moim policzku i lewym uchu. Lekko ogłuszony musiałem przytrzymać jej ręce, by znowu nie oberwać. Odebrała to jako atak na siebie, co spotęgowało jej złość do tego stopnia, że prawie brakło mi sił na obronę. A przecież nie należę do słabeuszy. Początkowo przypominało to niewinną zabawę ze szczeniakiem dobermana, która przerodziła się w walkę o dominację na śmierć i życie. Tyle, że to nie był doberman, a już na pewno nie szczeniak. To była ona: średniej budowy dziewczyna o płowych włosach, okrągłej twarzy i dużych zielonych oczach. W kuluarach okrzyknięta mianem „Bestia”.

Nie wiem, kiedy zacząłem zwracać uwagę na detale, które popsuły mi jej idealny obraz. Gdzie uleciało zauroczenie, które kazało mi do niej wrócić nawet po tym, gdy półtora roku temu wykopała mnie ze swojego życia, dla gościa, prowadzącego zakład blacharski gdzieś na obrzeżach Wrocławia?

Zerknąłem na pożółkły od nikotyny, powieszony na krzywym gwoździu nad futryną zegar mojego poprzednika. Zbliżała się piętnasta dwadzieścia. Miałem silne przeczucie, że jestem jedynym pracownikiem w firmie, który nie cieszy się z tego, że dzień pracy dobiega dziś końca. Podniosłem komórkę ze stolika. Leżała tam przez cały dzień podpięta do ładowarki, która nieudolnie reanimowała jej baterię. Brak jakichkolwiek połączeń, smsów, czy innych informacji, dobitnie świadczył o stanie mojego związku z Gabrysią.

Zacząłem się zastanawiać, czy zadzwonić i zaprosić ją na obiadokolację lub do kina, ale po chwili zrezygnowałem. Nie patrząc więcej na wyświetlacz, wsadziłem telefon do kieszeni i zacząłem układać papiery w segregatorze.

Po godzinie zorientowałem się, że bezmyślnie gapię się w okno, więc podniosłem się ciężko z krzesła i wyszedłem z biura. Telefon w kieszeni nie zadzwonił ani razu.

* * *

Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, pod wiatą przystanku sto szóstki, siedział sobie Adam i zastanawiał się: „Czemu mam tak daleko z pracy do domu?”.

Paradoksalnie myśl ta otuliła wzburzone emocje, a zbierający się na czubkach butów kożuch mokrego i brudnego śniegu symbolicznie wytłumił natarczywe głosy pod czaszką. Pozostało tylko przenikliwe zimno i powolnie opadające drobne płatki śniegu.

Nieprzyjemny dreszcz zjeżył mi włoski na karku, gdy kondensująca się para wodna, zimną kroplą wpadła za kołnierz kurtki. Z duszą na ramieniu wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem jej numer. Mój palec zawisł nad napisem „Gabi” i trwał tak przez moment. W końcu jednak opadł na ekran telefonu, mocno wciskając zieloną słuchawkę. Przez chwilę nie działo się nic, aż w końcu pojawił się długi dźwięk oczekiwania na połączenie… Trzy sekundy później połączenie zostało odrzucone.

Wypuściłem wreszcie wstrzymywane w płucach powietrze i z ogromną ulgą schowałem komórkę do kieszeni. Widmo nieszczęścia nieco oddaliło się ode mnie i przyczaiło gdzieś na krawędzi świadomości.

Spóźniony ponad pół godziny autobus, oklejony był reklamami operatora sieci komórkowej, który kusił odbiorców dubletem smartfonów na kartę dla zakochanych. Uciapany bryzgami pośniegowego błota prezentował się raczej jak ostatnia deska ratunku niż komfortowy środek transportu publicznego. Nie było rady i raczej lepiej nie będzie, pomyślałem zrezygnowany i wsiadłem do środka. Zmęczeni, zaparzeni w swych podopinanych pod szyję kurtkach ludzie niechętnie rozsuwali się, gdy parłem do ostatniego wolnego miejsca pod oknem.

Niepokój ponownie zmroził mnie w środku. Poczułem w kieszeni wibracje przychodzącej wiadomości. Co znowu? Co wymyśliła? Do czego przyczepi się tym razem?, myślałem gorączkowo.

Byłem strzępem człowieka. Cieniem siebie samego. Zlękniony jak dziecko, zahukany i zastraszony zupełnie nie przypominałem tego dawnego Adama. Ale w swoich oczach byłem bohaterem. Miałem misję ratowania świata przed Bestią. Romantycznie skazany na poświęcenie siebie i swojego życia – tak przynajmniej mi się wtedy wydawało.

Na sprawdzenie wiadomości na razie nie było szans. Otyła kobieta w brązowym płaszczu dociskała mnie swoją masą do okna tak skutecznie, że wykonanie jakiegokolwiek ruchu w tej sytuacji było niemożliwe. Poruszałem tylko ustami jak wigilijny karp czekający na swoje nieuchronne przeznaczenie.