Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Słodko-gorzki smak namiętności.
Kolejne, porywające przygody Gai, Kostka i Mikołaja, bohaterów książki Pieprz i sól.
Gaja po wstrząsającym odkryciu, że najprawdopodobniej mężczyzna, któremu się oddała, maczał palce w kompromitującym ją filmie, czuje się oszukana i wściekła.
Postanawia z nim zerwać wszelkie kontakty.
Tymczasem los płata jej figle. Na drodze Gai staje ponownie Mikołaj. Co z tego spotkania wyniknie? Czy dziewczyna skorzysta z zaproszenia na wspólny wyjazd?
Czy pod wpływem wydarzeń zacznie odkrywać w sobie zapomniane uczucia? Czy Kostek powiedział ostatnie słowo?
Rozterki. Niedomówienia. Chemia, którą wyczuwa się w powietrzu, a w tym wszystkim Gaja i dwóch tak różnych od siebie mężczyzn. Czy któryś będzie w stanie zdobyć jej poranione serce?
K. A. Figaro
Ma niezliczoną ilość pomysłów na nowe książki. Absolwentka Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Autorka bestsellerowej serii „Rozchwiani” wydanej przez Lipstick Books. Łącznie sprzedała już ponad 100 tys. egzemplarzy. Uwielbia gotować i spędzać czas na świeżym powietrzu. Wierzy, że wszystko co się dzieje w życiu, ma swój cel.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 287
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
ROZDZIAŁ
1
– Nic nie rozumiem! – krzyknął wściekle Kostek, kiedy chwytałam za klamkę.
Drzwi jednak, jak na złość, nie chciały się otworzyć. Szarpnęłam nimi raz, potem drugi i trzeci, w końcu w nie kopnęłam.
– Otwórz mi! Natychmiast!
Usłyszałam kroki. Odwróciłam się zdenerwowana.
– Najpierw mi powiesz, o co chodzi – rozkazał, kładąc dłonie na moich ramionach.
Podziałało to na mnie jak płachta na byka. Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, a potem dolną wargę. Wyszarpnęłam się z tego uścisku i zadarłam wysoko głowę.
– Nie wiesz? – warknęłam.
– Niekoniecznie – mruknął, patrząc na mnie przenikliwie spod przymrużonych powiek. – Nie rozumiem twojego zachowania. Przed chwilą świetnie się bawiliśmy, miło spędzaliśmy czas, w nocy kochaliśmy się tyle razy, ile oboje potrzebowaliśmy. A teraz ty uciekasz po jednym cholernym telefonie... – Na początku mówił spokojnie, ale z każdą sekundą jego głos stawał się coraz bardziej nerwowy. – Wytłumacz mi się!
– Ja tobie?! – prychnęłam zdziwiona. – Z jakiej racji mam ci się tłumaczyć?
– Myślałem, że coś między nami zaiskrzyło.
Obserwowałam go i zastanawiałam się, czy wypalić od razu z grubej rury, czy ugryźć się w język i zrobić własne dochodzenie w sprawie filmiku. W sumie to było już jakiś czas temu, ale przecież przez ten nieszczęsny filmik moja reputacja została nadszarpnięta do tego stopnia, że musiałam zrezygnować z mieszkania, pokłóciłam się z rodzicami i straciłam korki, które były moim źródłem dochodu. Czy to mało?
– Chodzi o filmik – wypaliłam w końcu.
Zesztywniał, wbił we mnie wzrok, ale na kilka sekund uciekł nim gdzieś dalej, po czym wziął głęboki wdech. Wsunął dłonie we włosy.
– Kurwa, nie rozumiem! Jaki znów filmik?
Czy potrafił tak dobrze grać? A może to Łukasz się mylił i Kostek nie miał nic wspólnego z nagraniem? Zazgrzytał zębami, spojrzał tak złowieszczo, że aż zaniemówiłam, ale szybko się zreflektowałam.
– Jakiś czas temu w twoim klubie miała miejsce niefortunna scena z moim udziałem. Jak zapewne wiesz. – Skinął głową. – Zostało to udokumentowane i wpuszczone do sieci. Podobno maczałeś w tym palce – warknęłam, kładąc dłonie na biodrach.
Przełknął ślinę. Cofnął się o krok.
– Przez ten film wiele się w moim życiu zmieniło. Zapytam więc wprost, czy miałeś coś wspólnego z tym nagraniem?
Jego twarz się zmieniła. Nie był już pewnym siebie Kelerem, jak wtedy kiedy go poznałam. Brak odpowiedzi oznaczał tylko jedno, coś, co niekoniecznie mi się podobało. Uniosłam dłoń, żeby dać upust wściekłości i frustracji, ale odpuściłam, bo to nie miało najmniejszego sensu. Nie było tego warte. Byłam na siebie kurewsko zła, że dałam się tak zmanipulować, że poddałam się pożądaniu, że zaślepiły mnie hormony.
– Otwórz mi te cholerne drzwi! – syknęłam. – Bo jeśli tego nie zrobisz, obiecuję ci, że będziemy wrogami.
– Gaja, posłuchaj, ja... – Złapał mnie za łokieć, ale wyrwałam się i zrobiłam krok w tył.
– Miałeś czas, żeby się wytłumaczyć. Twoje milczenie mówi mi wszystko! Otwieraj te cholerne drzwi, bo zadzwonię na policję i powiem, że przetrzymujesz mnie, chociaż nie wyrażam na to zgody!
By pokazać, że nie żartuję, pomachałam przed nim wyciągniętym z torebki telefonem.
– Porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie.
– Chcę stąd wyjść! Teraz! – wrzasnęłam i uderzyłam w drzwi, a ponieważ wiedziałam, że po drugiej stronie stał jeden z ochroniarzy, więc nie bacząc na to, co sobie Kostek pomyśli, krzyknęłam: – Proszę otworzyć! Ratunku!
– Zamknij się! – warknął Keler, podszedł do mnie bliżej i przystawił mi dłoń do ust. Zniżył się, a jego oddech owionął moją twarz. – Dowiem się, kto maczał w tym palce, a potem odszczekasz wszystko, o co mnie oskarżyłaś, rozumiesz?
Nie bałam się go, ale poczułam, że nim gardzę, sobą zresztą też, za to, że miałam tak fatalny gust, jeśli chodzi o facetów. Idiotka! – krzyczało we mnie wszystko.
– Panie Keler, czy wszystko w porządku? – Usłyszałam głos z drugiej strony.
Nie zastanawiając się długo, zamachnęłam się nogą i trafiłam go kolanem prosto w krocze. Zgiął się wpół, krzyknął z bólu i wtedy drzwi natychmiast się otworzyły. Do pomieszczenia wparował ochroniarz, ten sam, najobrzydliwszy z najgorszych. Spojrzał na mnie, a potem na swojego pracodawcę. Fuknął coś pod nosem i podbiegł do Kelera, wtedy wykorzystałam sytuację i ruszyłam do drzwi, które ochroniarz zostawił otwarte.
– Panie Keler... Wszystko w porządku? Biec za nią? – Usłyszałam, czując coraz większe zdenerwowanie.
– Nie... Zostaw ją. Sama do mnie wróci i to z podkulonym ogonem.
Mówił coś jeszcze, ale już nie rejestrowałam. Powinnam stanąć na schodach, cofnąć się, ponownie typa znokautować i na niego napluć, ale teraz marzyłam o tym, żeby jak najszybciej opuścić jego ekskluzywny klub. Na dole stała kobieta z dwoma ochroniarzami.
– Wszystko w porządku? – zapytała, kiedy ją ekspresowo mijałam.
Skinęłam głową, nie wdając się w niepotrzebne dyskusje. W piersiach tłukło mi się serce i niemal brakowało tchu. Miałam tylko nadzieję, że ci na górze nie kazali dwóm rosłym ochroniarzom mnie zatrzymać. Jeden zerwał się z miejsca i ruszył w stronę drzwi. Bałam się, ale przede wszystkim nie chciałam przekraczać progu tego budynku nigdy więcej.
Ochroniarz chwycił za klamkę i otworzył drzwi.
Jestem wolna! – pomyślałam, mijając go i odpowiadając krótkim „do widzenia” na jego pożegnanie.
Szłam przed siebie, jakby mnie coś paliło w tyłku. Nie mogłam się zatrzymać. Wściekła i wzgardzona. Cała się trzęsłam i byłam cholernie nakręcona. Z tego wszystkiego nie zapytałam go nawet, skąd znał Izę i jakim cudem oni, do cholery, mogli ze sobą współpracować? A może faktycznie on nie miał z tym nic wspólnego, a ja źle odczytałam jego zachowanie? Ale kiedy zasłonił mi usta swą dużą dłonią, wiedziałam, że muszę jak najszybciej się ulotnić. W ogóle jak on śmiał tak zrobić?! Prychnęłam, analizując całe to zajście. A jeśli go jednak źle oceniłam? Pomyliłam się i Łukasz też? Co, jeśli byłam zbyt agresywna?
– Walić to! – krzyczałam, próbując się uspokoić i pozbierać rozbiegane myśli.
Zawsze do wszystkiego podchodziłam z rezerwą, a tu, proszę, rozłożyłam nogi, dałam się przelecieć facetowi, który niemal zniszczył mi reputację. Mój umysł co chwilę bombardowały skrajne myśli. Raz oskarżałam w nich Kostka, innym razem broniłam go, robiąc sobie w głowie jeszcze większą rozpierduchę. Dawno nie czułam się taka bezradna i jednocześnie wściekła. Przystanęłam na środku chodnika i złapałam kilka głębokich oddechów, próbując opanować zdenerwowanie. Dzięki szybkiemu tempu, jakie sobie ze złości narzuciłam, w mig znalazłam się niedaleko hotelu, w którym pracowałam, ale było to ostatnie miejsce, gdzie obecnie chciałam przebywać.
Uniosłam głowę i spojrzałam na ciemne, gęste chmury zakrywające promienie słońca. Oddychałam, ignorując mijających mnie ludzi. Pod powiekami poczułam łzy, zagryzłam wargi, zastanawiając się, co robić, i wtedy nagle ktoś mnie uderzył w ramię tak mocno, że wylądowałam na chodniku.
– Przepraszam. Spieszę się i dlatego tak...
Nie. To niemożliwe, pomyślałam.
Mężczyzna chwycił mnie pod pachy i pomógł mi wstać. Otrzepałam ubranie, odwróciłam się i wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały.
– Gaja? – Nie krył zdziwienia.
Ja także.
– Mikołaj? – Spojrzałam w jego niebieskie tęczówki. – Co ty tutaj robisz? – zapytałam ze zdziwieniem, niemal drżącym głosem.
Cała się trzęsłam, ale próbowałam to ukryć.
– Wracam od znajomego. – Uśmiechnął się i podrapał po głowie.
– Impreza?
– Tak jakby – odparł wymijająco, przez co uniosłam brew, ale nie ciągnęłam go za język. – Pamiętam, że nasze ostatnie spotkanie nie było zbyt przyjemne.
Skinęłam głową, starając się wymazać słowa, które padły wtedy z moich ust, ale mimo wszystko czułam się w obowiązku, żeby się do nich odnieść.
– Przepraszam, trafiłeś wtedy na bardzo trudny okres – szepnęłam.
– Myślę, że w twoim życiu nie ma dobrych okresów – skwitował, a ja poczułam, jak zaczynają mi się szklić oczy. – Ej, Gaja, przepraszam, źle się wyraziłem, przepraszam. Nie chciałem. Może...
Dotknął delikatnie mojego ramienia, ale trafił w to samo miejsce, za które tak mocno trzymał mnie Keler, więc wzdrygnęłam się z bólu.
– Nie będę ci przeszkadzać... – stwierdziłam, nie patrząc już na niego. – Trzymaj się i powodzenia.
Odważyłam się i uniosłam głowę, próbując się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego raczej grymas bólu. On tymczasem położył dłoń na moim policzku i przesunął po nim kciukiem.
– Wszystko gra? – zapytał.
Przytaknęłam.
– Na pewno?
Na kolejne pytanie też jedynie skinęłam głową.
– Tutaj zaraz jest fajna restauracja. – Wskazał w jej kierunku. – Może miałabyś chęć coś zjeść, bo ja umieram z głodu – zaproponował na koniec.
– Nie. Dzięki. Nie kłopocz się. Nie jestem głodna. Zresztą nie chcę ci zawracać głowy.
Złapał mnie pod brodę i lekko uniósł moją twarz.
– Daj spokój, Gaja. To żaden problem. A mam dziwne i nieodparte wrażenie, że mnie potrzebujesz. Jesteś jakaś inna. Milcząca. Jeśli nie chcesz rozmawiać, to okej, nie będę cię zmuszał, ale możemy przecież coś razem zjeść... na zgodę. Nie uważasz, że to trochę dziwne, że znowu przypadkiem na siebie wpadamy? – Zaśmiał się i poruszył sugestywnie brwiami, przez co jego twarz przybrała śmieszny wyraz.
– Tak. Chyba tak... – Lekko uniosłam kącik ust.
– Więc to znak, że mamy razem zjeść lunch. No chodź. Nie daj się namawiać – mówił jak mały chłopiec, któremu na czymś bardzo, bardzo zależy, a rodzice mu tego zabraniają.
Westchnęłam. Może pójście z Mikołajem na obiad nie było takie złe? Tyle że ostatnim razem, kiedy mnie spotkał i byłam w rozsypce, skończyło się u niego w łóżku. Nie chciałam popełnić tego samego błędu.
– Ale tylko obiad? – upewniłam się.
Uniósł brew.
– No, chyba że będziesz chciała czegoś więcej...
Energicznie pokręciłam głową i zrobiłam krok w tył, od razu dając znać, że się wycofuję i że opcja, która przyszła mu do głowy, mnie nie interesuje.
– Nie. To może od razu sobie odpuśćmy – skwitowałam.
Mikołaj uniósł dłonie w geście kapitulacji.
– Spoko, Gaju, żartowałem. Chcę po prostu zjeść obiad. Z tobą, jako kolega, przyjaciel. Potowarzyszysz mi? – zapytał, uśmiechając się niewinnie.
Jego błękitne oczy świdrowały mnie, jakby próbowały rozpalić we mnie jakiś ogień. Niestety, czułam się jak popiół, który nic nie znaczy. Kruchy, ciemny, spalony. Nienawidziłam tego stanu. Zdecydowanie potrzebowałam się zregenerować, tylko nie chciałam nikogo przy tym skrzywdzić. Gdy odczuwałam napięcie, przeważnie rozładowywałam je sama albo z kimś w łóżku.
Mikołaj wyciągnął do mnie dłoń. Spojrzałam na nią, potem na niego, i pokręciłam głową. Schował ją do kieszeni płaszcza. Odwrócił się i ruszył w kierunku restauracji. Zrobił już chyba z dziesięć kroków, a ja wciąż stałam jak wryta. Zerknęłam na prawo, na lewo, za siebie, a potem na jego plecy. Odwrócił się i przywołał mnie ruchem głowy. Mogłam pójść wszędzie, wycofać się, uciec albo się wykręcić, ale on tam stał, taki radosny, i czekał. Patrzył na mnie ciepło i chyba faktycznie niczego nie oczekiwał. Wzięłam głęboki oddech, przymknęłam na chwilę powieki, a kiedy już je otworzyłam, nie mogłam go zobaczyć, bo postać Mikołaja zasłoniła mi jakaś wycieczka. Dosłownie rozmył się w tej sporej grupie osób albo sobie poszedł. Poczułam w sercu lekkie ukłucie. Wsunęłam dłonie do kieszeni płaszcza i już miałam ruszyć w stronę metra, ale ostatni raz spojrzałam w tamto miejsce, i on tam stał. Zdążył odejść tylko odrobinę dalej. Czekał.
Niech to szlag! – pomyślałam, ale kilka sekund później znalazłam się już obok niego i szliśmy do knajpy. Nie pytał o nic. Nie szukał kontaktu cielesnego. Po prostu wyrósł znienacka, a potem czekał i zaprowadził do przyjemnej restauracji. Ściągnęliśmy przy wejściu okrycia, dostaliśmy numerek, a pani z recepcji zaprowadziła nas do okrągłego, niewielkiego stolika. Po sekundzie podeszła kelnerka. Zamówiliśmy makaron.
Mikołaj wyglądał na zmęczonego, ale nie na skacowanego, wręcz przeciwnie, patrzyło się na niego całkiem dobrze. Włosy miał idealnie ułożone, ubranie nienagannie uprasowane, tylko te oczy mówiły, że jest wykończony. A może to sobie wyobrażałam? Może chciałam współczuć jemu, a nie sobie, z powodu tak gównianej sytuacji z Kostkiem. Może szukałam punktu zaczepienia, chciałam rozładować te smutne emocje i komuś współczuć? Ale Mikołaj nie był zbyt dobrym obiektem, by się nad nim litować, a poza tym nigdy nikomu nie współczułam, bo nikt nigdy nie okazywał mi litości.
Oboje skanowaliśmy się wzrokiem, zastanawiając się, co myśli to drugie. Żadne z nas nie kryło tego dziwnego zainteresowania i spojrzenia. Nagle zobaczyłam, jak wyraz jego twarzy się zmienia: Mikołaj był zdziwiony, a potem zły.
– Co ci się stało? – zasyczał i utkwił wzrok w moim ciele.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na miejsce, które przykuło jego spojrzenie. Czerwone ślady na skórze, pamiątka po kłótni z Kelerem. Skrzywiłam się. Westchnęłam i zawstydzona potarłam nerwowo to miejsce.
– Kto ci to zrobił? Ktoś cię skrzywdził? – nie odpuszczał, a ja tylko zacisnęłam zęby. – Gaja, powiedz mi... Mogę ci pomóc. Tylko powiedz mi, czy potrzebujesz pomocy.
– Nie – szepnęłam, a potem spojrzałam na jego zatroskaną twarz. – Nie potrzebuję twojej pomocy. Niczyjej pomocy nie potrzebuję.
– Ale...
– Przestań. Poradzę sobie sama. Jeśli masz zamiar dopytywać, to przepraszam, ale myślę, że powinnam sobie pójść.
Objął palcami delikatnie moją dłoń.
– Zostań. O nic nie zapytam, ale jeśli będziesz potrzebowała porozmawiać, to możesz na mnie liczyć.
Zacisnęłam powieki, bo poczułam napływające do oczu łzy. Najlepiej, gdybym wyszła, w ogóle nie powinnam się decydować na jedzenie z Mikołajem. Kogo ja, do jasnej cholery, chciałam oszukać? Siebie? Jego? Kelera? Po co siebie chłostałam? Mikołaj był dla mnie za dobry od samego początku, a ja wykorzystałam to od razu. Ale już taka byłam i nigdy mi to nie przeszkadzało. Aż do teraz. Spojrzałam na niego wymownie, starając się brzmieć pewnie, a jednocześnie łagodnie.
– Słuchaj, Mikołaj. Nie chcę, żebyś o nic pytał. Ty masz swoje życie. Ja swoje. Nie jesteś moim facetem ani moją rodziną i nie musisz się o mnie martwić. Tak naprawdę jestem dla ciebie obcą kobietą. I niech tak zostanie. Okej? Ty masz swoje zabawki, ja swoje. Nie musisz się interesować, która zabawka mnie skrzywdziła, bo nie należy do ciebie, tylko do mnie. Rozumiesz?
– Ciii – mruknął. – Bo znów powiesz zbyt wiele i będziesz żałować swoich słów – dodał, lekko unosząc kąciki ust. – Zrozumiałem. Chcę, żebyś została, więc może zamówimy wino? Białe czy czerwone?
– Po alkoholu jestem nieobliczalna – powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.
Nachylił się.
– Nie zaciągnę cię do łóżka, jeśli o to się boisz...
Do stolika podeszła kelnerka i postawiła przed nami zamówione jedzenie. Mikołaj poprosił ją o wino. Chwilę później próbowałam coś zjeść i zrelaksować się przy cichych, melodyjnych dźwiękach płynących z głośników.