Bittersweet - K.A. Figaro - ebook + audiobook + książka

Bittersweet ebook i audiobook

K.A.Figaro

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Słodko-gorzki smak namiętności.

Kolejne, porywające przygody Gai, Kostka i Mikołaja, bohaterów książki Pieprz i sól.

Gaja po wstrząsającym odkryciu, że najprawdopodobniej mężczyzna, któremu się oddała, maczał palce w kompromitującym ją filmie, czuje się oszukana i wściekła.

Postanawia z nim zerwać wszelkie kontakty.

Tymczasem los płata jej figle. Na drodze Gai staje ponownie Mikołaj. Co z tego spotkania wyniknie? Czy dziewczyna skorzysta z zaproszenia na wspólny wyjazd?

Czy pod wpływem wydarzeń zacznie odkrywać w sobie zapomniane uczucia? Czy Kostek powiedział ostatnie słowo?

Rozterki. Niedomówienia. Chemia, którą wyczuwa się w powietrzu, a w tym wszystkim Gaja i dwóch tak różnych od siebie mężczyzn. Czy któryś będzie w stanie zdobyć jej poranione serce?

K. A. Figaro

Ma niezliczoną ilość pomysłów na nowe książki. Absolwentka Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Autorka bestsellerowej serii „Rozchwiani” wydanej przez Lipstick Books. Łącznie sprzedała już ponad 100 tys. egzemplarzy. Uwielbia gotować i spędzać czas na świeżym powietrzu. Wierzy, że wszystko co się dzieje w życiu, ma swój cel.

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 287

Rok wydania: 2023

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 13 min

Rok wydania: 2023

Lektor: Ewa Abart

Oceny
4,4 (75 ocen)
48
16
7
2
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kejtimasso

Nie oderwiesz się od lektury

Pieprz i sól i ta kontynuacja wciągająca ! Bardzo polecam książki K.A. Figaro wszystkie dosłownie ! Nie nudne przewidujące cudowne czekam na 3 część bo napewno to tak się nie skończy
00
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna Polecam
00
Ewaiw

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra książka, potwierdzam że szybko się czyta. Ciekawa postać Mikołaja .
00
mbmamba

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka , godna polecenia . Czyta się szybko .
00
Aniuffa

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam ❤
00

Popularność



Podobne


Ty­tuł ory­gi­nału: Bit­ter­sweet
© Co­py­ri­ght by K.A. Fi­garo, War­szawa 2023 © Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o., War­szawa 2023
Re­dak­cja: Marta Mo­rello
Ko­rekta: Bar­bara Za­wiej­ska
Skład i ła­ma­nie: Syl­wia Kusz, Ma­graf s.c., Byd­goszcz
Zdję­cie okład­kowe: get­ty­ima­ges/Sdr­jan­Pav
Pro­jekt okładki: Mag­da­lena Pa­lej
Re­dak­tor ini­cju­jąca: Blanka Woś­ko­wiak
Dy­rek­tor pro­duk­cji: Ro­bert Je­żew­ski
Wszel­kie po­do­bień­stwo do zda­rzeń i osób jest przy­pad­kowe. Po­wieść sta­nowi li­te­racką fik­cję.
Wy­daw­nic­two nie po­nosi żad­nej od­po­wie­dzial­no­ści wo­bec osób lub pod­mio­tów za ja­kie­kol­wiek ewen­tu­alne szkody wy­ni­kłe bez­po­śred­nio lub po­śred­nio z wy­ko­rzy­sta­nia, za­sto­so­wa­nia lub in­ter­pre­ta­cji in­for­ma­cji za­war­tych w książce.
Wy­da­nie I, 2023
ISBN: 978-83-8132-495-3
Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o. ul. Wi­dok 8, 00-023 War­szawa tel. 22 312 37 12
Dział han­dlowy:han­dlowy@gru­pa­zwier­cia­dlo.pl
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­pio­wa­nie w urzą­dze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, od­twa­rza­nie, w ja­kiej­kol­wiek for­mie oraz wy­ko­rzy­sty­wa­nie w wy­stą­pie­niach pu­blicz­nych tylko za wy­łącz­nym ze­zwo­le­niem wła­ści­ciela praw au­tor­skich.
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

ROZ­DZIAŁ

1

– Nic nie ro­zu­miem! – krzyk­nął wście­kle Ko­stek, kiedy chwy­ta­łam za klamkę.

Drzwi jed­nak, jak na złość, nie chciały się otwo­rzyć. Szarp­nę­łam nimi raz, po­tem drugi i trzeci, w końcu w nie kop­nę­łam.

– Otwórz mi! Na­tych­miast!

Usły­sza­łam kroki. Od­wró­ci­łam się zde­ner­wo­wana.

– Naj­pierw mi po­wiesz, o co cho­dzi – roz­ka­zał, kła­dąc dło­nie na mo­ich ra­mio­nach.

Po­dzia­łało to na mnie jak płachta na byka. Przy­gry­złam we­wnętrzną stronę po­liczka, a po­tem dolną wargę. Wy­szarp­nę­łam się z tego uści­sku i za­dar­łam wy­soko głowę.

– Nie wiesz? – wark­nę­łam.

– Nie­ko­niecz­nie – mruk­nął, pa­trząc na mnie prze­ni­kli­wie spod przy­mru­żo­nych po­wiek. – Nie ro­zu­miem two­jego za­cho­wa­nia. Przed chwilą świet­nie się ba­wi­li­śmy, miło spę­dza­li­śmy czas, w nocy ko­cha­li­śmy się tyle razy, ile oboje po­trze­bo­wa­li­śmy. A te­raz ty ucie­kasz po jed­nym cho­ler­nym te­le­fo­nie... – Na po­czątku mó­wił spo­koj­nie, ale z każdą se­kundą jego głos sta­wał się co­raz bar­dziej ner­wowy. – Wy­tłu­macz mi się!

– Ja to­bie?! – prych­nę­łam zdzi­wiona. – Z ja­kiej ra­cji mam ci się tłu­ma­czyć?

– My­śla­łem, że coś mię­dzy nami za­iskrzyło.

Ob­ser­wo­wa­łam go i za­sta­na­wia­łam się, czy wy­pa­lić od razu z gru­bej rury, czy ugryźć się w ję­zyk i zro­bić wła­sne do­cho­dze­nie w spra­wie fil­miku. W su­mie to było już ja­kiś czas temu, ale prze­cież przez ten nie­szczę­sny fil­mik moja re­pu­ta­cja zo­stała nad­szarp­nięta do tego stop­nia, że mu­sia­łam zre­zy­gno­wać z miesz­ka­nia, po­kłó­ci­łam się z ro­dzi­cami i stra­ci­łam korki, które były moim źró­dłem do­chodu. Czy to mało?

– Cho­dzi o fil­mik – wy­pa­li­łam w końcu.

Ze­sztyw­niał, wbił we mnie wzrok, ale na kilka se­kund uciekł nim gdzieś da­lej, po czym wziął głę­boki wdech. Wsu­nął dło­nie we włosy.

– Kurwa, nie ro­zu­miem! Jaki znów fil­mik?

Czy po­tra­fił tak do­brze grać? A może to Łu­kasz się my­lił i Ko­stek nie miał nic wspól­nego z na­gra­niem? Za­zgrzy­tał zę­bami, spoj­rzał tak zło­wiesz­czo, że aż za­nie­mó­wi­łam, ale szybko się zre­flek­to­wa­łam.

– Ja­kiś czas temu w twoim klu­bie miała miej­sce nie­for­tunna scena z moim udzia­łem. Jak za­pewne wiesz. – Ski­nął głową. – Zo­stało to udo­ku­men­to­wane i wpusz­czone do sieci. Po­dobno ma­cza­łeś w tym palce – wark­nę­łam, kła­dąc dło­nie na bio­drach.

Prze­łknął ślinę. Cof­nął się o krok.

– Przez ten film wiele się w moim ży­ciu zmie­niło. Za­py­tam więc wprost, czy mia­łeś coś wspól­nego z tym na­gra­niem?

Jego twarz się zmie­niła. Nie był już pew­nym sie­bie Ke­le­rem, jak wtedy kiedy go po­zna­łam. Brak od­po­wie­dzi ozna­czał tylko jedno, coś, co nie­ko­niecz­nie mi się po­do­bało. Unio­słam dłoń, żeby dać upust wście­kło­ści i fru­stra­cji, ale od­pu­ści­łam, bo to nie miało naj­mniej­szego sensu. Nie było tego warte. By­łam na sie­bie ku­rew­sko zła, że da­łam się tak zma­ni­pu­lo­wać, że pod­da­łam się po­żą­da­niu, że za­śle­piły mnie hor­mony.

– Otwórz mi te cho­lerne drzwi! – syk­nę­łam. – Bo je­śli tego nie zro­bisz, obie­cuję ci, że bę­dziemy wro­gami.

– Gaja, po­słu­chaj, ja... – Zła­pał mnie za ło­kieć, ale wy­rwa­łam się i zro­bi­łam krok w tył.

– Mia­łeś czas, żeby się wy­tłu­ma­czyć. Twoje mil­cze­nie mówi mi wszystko! Otwie­raj te cho­lerne drzwi, bo za­dzwo­nię na po­li­cję i po­wiem, że prze­trzy­mu­jesz mnie, cho­ciaż nie wy­ra­żam na to zgody!

By po­ka­zać, że nie żar­tuję, po­ma­cha­łam przed nim wy­cią­gnię­tym z to­rebki te­le­fo­nem.

– Po­roz­ma­wiajmy jak cy­wi­li­zo­wani lu­dzie.

– Chcę stąd wyjść! Te­raz! – wrza­snę­łam i ude­rzy­łam w drzwi, a po­nie­waż wie­dzia­łam, że po dru­giej stro­nie stał je­den z ochro­nia­rzy, więc nie ba­cząc na to, co so­bie Ko­stek po­my­śli, krzyk­nę­łam: – Pro­szę otwo­rzyć! Ra­tunku!

– Za­mknij się! – wark­nął Ke­ler, pod­szedł do mnie bli­żej i przy­sta­wił mi dłoń do ust. Zni­żył się, a jego od­dech owio­nął moją twarz. – Do­wiem się, kto ma­czał w tym palce, a po­tem od­szcze­kasz wszystko, o co mnie oskar­ży­łaś, ro­zu­miesz?

Nie ba­łam się go, ale po­czu­łam, że nim gar­dzę, sobą zresztą też, za to, że mia­łam tak fa­talny gust, je­śli cho­dzi o fa­ce­tów. Idiotka! – krzy­czało we mnie wszystko.

– Pa­nie Ke­ler, czy wszystko w po­rządku? – Usły­sza­łam głos z dru­giej strony.

Nie za­sta­na­wia­jąc się długo, za­mach­nę­łam się nogą i tra­fi­łam go ko­la­nem pro­sto w kro­cze. Zgiął się wpół, krzyk­nął z bólu i wtedy drzwi na­tych­miast się otwo­rzyły. Do po­miesz­cze­nia wpa­ro­wał ochro­niarz, ten sam, naj­obrzy­dliw­szy z naj­gor­szych. Spoj­rzał na mnie, a po­tem na swo­jego pra­co­dawcę. Fuk­nął coś pod no­sem i pod­biegł do Ke­lera, wtedy wy­ko­rzy­sta­łam sy­tu­ację i ru­szy­łam do drzwi, które ochro­niarz zo­sta­wił otwarte.

– Pa­nie Ke­ler... Wszystko w po­rządku? Biec za nią? – Usły­sza­łam, czu­jąc co­raz więk­sze zde­ner­wo­wa­nie.

– Nie... Zo­staw ją. Sama do mnie wróci i to z pod­ku­lo­nym ogo­nem.

Mó­wił coś jesz­cze, ale już nie re­je­stro­wa­łam. Po­win­nam sta­nąć na scho­dach, cof­nąć się, po­now­nie typa zno­kau­to­wać i na niego na­pluć, ale te­raz ma­rzy­łam o tym, żeby jak naj­szyb­ciej opu­ścić jego eks­klu­zywny klub. Na dole stała ko­bieta z dwoma ochro­nia­rzami.

– Wszystko w po­rządku? – za­py­tała, kiedy ją eks­pre­sowo mi­ja­łam.

Ski­nę­łam głową, nie wda­jąc się w nie­po­trzebne dys­ku­sje. W pier­siach tłu­kło mi się serce i nie­mal bra­ko­wało tchu. Mia­łam tylko na­dzieję, że ci na gó­rze nie ka­zali dwóm ro­słym ochro­nia­rzom mnie za­trzy­mać. Je­den ze­rwał się z miej­sca i ru­szył w stronę drzwi. Ba­łam się, ale przede wszyst­kim nie chcia­łam prze­kra­czać progu tego bu­dynku ni­gdy wię­cej.

Ochro­niarz chwy­cił za klamkę i otwo­rzył drzwi.

Je­stem wolna! – po­my­śla­łam, mi­ja­jąc go i od­po­wia­da­jąc krót­kim „do wi­dze­nia” na jego po­że­gna­nie.

Szłam przed sie­bie, jakby mnie coś pa­liło w tyłku. Nie mo­głam się za­trzy­mać. Wście­kła i wzgar­dzona. Cała się trzę­słam i by­łam cho­ler­nie na­krę­cona. Z tego wszyst­kiego nie za­py­ta­łam go na­wet, skąd znał Izę i ja­kim cu­dem oni, do cho­lery, mo­gli ze sobą współ­pra­co­wać? A może fak­tycz­nie on nie miał z tym nic wspól­nego, a ja źle od­czy­ta­łam jego za­cho­wa­nie? Ale kiedy za­sło­nił mi usta swą dużą dło­nią, wie­dzia­łam, że mu­szę jak naj­szyb­ciej się ulot­nić. W ogóle jak on śmiał tak zro­bić?! Prych­nę­łam, ana­li­zu­jąc całe to zaj­ście. A je­śli go jed­nak źle oce­ni­łam? Po­my­li­łam się i Łu­kasz też? Co, je­śli by­łam zbyt agre­sywna?

– Wa­lić to! – krzy­cza­łam, pró­bu­jąc się uspo­koić i po­zbie­rać roz­bie­gane my­śli.

Za­wsze do wszyst­kiego pod­cho­dzi­łam z re­zerwą, a tu, pro­szę, roz­ło­ży­łam nogi, da­łam się prze­le­cieć fa­ce­towi, który nie­mal znisz­czył mi re­pu­ta­cję. Mój umysł co chwilę bom­bar­do­wały skrajne my­śli. Raz oskar­ża­łam w nich Kostka, in­nym ra­zem bro­ni­łam go, ro­biąc so­bie w gło­wie jesz­cze więk­szą roz­pier­du­chę. Dawno nie czu­łam się taka bez­radna i jed­no­cze­śnie wście­kła. Przy­sta­nę­łam na środku chod­nika i zła­pa­łam kilka głę­bo­kich od­de­chów, pró­bu­jąc opa­no­wać zde­ner­wo­wa­nie. Dzięki szyb­kiemu tempu, ja­kie so­bie ze zło­ści na­rzu­ci­łam, w mig zna­la­złam się nie­da­leko ho­telu, w któ­rym pra­co­wa­łam, ale było to ostat­nie miej­sce, gdzie obec­nie chcia­łam prze­by­wać.

Unio­słam głowę i spoj­rza­łam na ciemne, gę­ste chmury za­kry­wa­jące pro­mie­nie słońca. Od­dy­cha­łam, igno­ru­jąc mi­ja­ją­cych mnie lu­dzi. Pod po­wie­kami po­czu­łam łzy, za­gry­złam wargi, za­sta­na­wia­jąc się, co ro­bić, i wtedy na­gle ktoś mnie ude­rzył w ra­mię tak mocno, że wy­lą­do­wa­łam na chod­niku.

– Prze­pra­szam. Spie­szę się i dla­tego tak...

Nie. To nie­moż­liwe, po­my­śla­łam.

Męż­czy­zna chwy­cił mnie pod pa­chy i po­mógł mi wstać. Otrze­pa­łam ubra­nie, od­wró­ci­łam się i wtedy na­sze spoj­rze­nia się skrzy­żo­wały.

– Gaja? – Nie krył zdzi­wie­nia.

Ja także.

– Mi­ko­łaj? – Spoj­rza­łam w jego nie­bie­skie tę­czówki. – Co ty tu­taj ro­bisz? – za­py­ta­łam ze zdzi­wie­niem, nie­mal drżą­cym gło­sem.

Cała się trzę­słam, ale pró­bo­wa­łam to ukryć.

– Wra­cam od zna­jo­mego. – Uśmiech­nął się i po­dra­pał po gło­wie.

– Im­preza?

– Tak jakby – od­parł wy­mi­ja­jąco, przez co unio­słam brew, ale nie cią­gnę­łam go za ję­zyk. – Pa­mię­tam, że na­sze ostat­nie spo­tka­nie nie było zbyt przy­jemne.

Ski­nę­łam głową, sta­ra­jąc się wy­ma­zać słowa, które pa­dły wtedy z mo­ich ust, ale mimo wszystko czu­łam się w obo­wiązku, żeby się do nich od­nieść.

– Prze­pra­szam, tra­fi­łeś wtedy na bar­dzo trudny okres – szep­nę­łam.

– My­ślę, że w twoim ży­ciu nie ma do­brych okre­sów – skwi­to­wał, a ja po­czu­łam, jak za­czy­nają mi się szklić oczy. – Ej, Gaja, prze­pra­szam, źle się wy­ra­zi­łem, prze­pra­szam. Nie chcia­łem. Może...

Do­tknął de­li­kat­nie mo­jego ra­mie­nia, ale tra­fił w to samo miej­sce, za które tak mocno trzy­mał mnie Ke­ler, więc wzdry­gnę­łam się z bólu.

– Nie będę ci prze­szka­dzać... – stwier­dzi­łam, nie pa­trząc już na niego. – Trzy­maj się i po­wo­dze­nia.

Od­wa­ży­łam się i unio­słam głowę, pró­bu­jąc się uśmiech­nąć, ale wy­szedł z tego ra­czej gry­mas bólu. On tym­cza­sem po­ło­żył dłoń na moim po­liczku i prze­su­nął po nim kciu­kiem.

– Wszystko gra? – za­py­tał.

Przy­tak­nę­łam.

– Na pewno?

Na ko­lejne py­ta­nie też je­dy­nie ski­nę­łam głową.

– Tu­taj za­raz jest fajna re­stau­ra­cja. – Wska­zał w jej kie­runku. – Może mia­ła­byś chęć coś zjeść, bo ja umie­ram z głodu – za­pro­po­no­wał na ko­niec.

– Nie. Dzięki. Nie kło­pocz się. Nie je­stem głodna. Zresztą nie chcę ci za­wra­cać głowy.

Zła­pał mnie pod brodę i lekko uniósł moją twarz.

– Daj spo­kój, Gaja. To ża­den pro­blem. A mam dziwne i nie­od­parte wra­że­nie, że mnie po­trze­bu­jesz. Je­steś ja­kaś inna. Mil­cząca. Je­śli nie chcesz roz­ma­wiać, to okej, nie będę cię zmu­szał, ale mo­żemy prze­cież coś ra­zem zjeść... na zgodę. Nie uwa­żasz, że to tro­chę dziwne, że znowu przy­pad­kiem na sie­bie wpa­damy? – Za­śmiał się i po­ru­szył su­ge­styw­nie brwiami, przez co jego twarz przy­brała śmieszny wy­raz.

– Tak. Chyba tak... – Lekko unio­słam ką­cik ust.

– Więc to znak, że mamy ra­zem zjeść lunch. No chodź. Nie daj się na­ma­wiać – mó­wił jak mały chło­piec, któ­remu na czymś bar­dzo, bar­dzo za­leży, a ro­dzice mu tego za­bra­niają.

Wes­tchnę­łam. Może pój­ście z Mi­ko­ła­jem na obiad nie było ta­kie złe? Tyle że ostat­nim ra­zem, kiedy mnie spo­tkał i by­łam w roz­sypce, skoń­czyło się u niego w łóżku. Nie chcia­łam po­peł­nić tego sa­mego błędu.

– Ale tylko obiad? – upew­ni­łam się.

Uniósł brew.

– No, chyba że bę­dziesz chciała cze­goś wię­cej...

Ener­gicz­nie po­krę­ci­łam głową i zro­bi­łam krok w tył, od razu da­jąc znać, że się wy­co­fuję i że opcja, która przy­szła mu do głowy, mnie nie in­te­re­suje.

– Nie. To może od razu so­bie od­pu­śćmy – skwi­to­wa­łam.

Mi­ko­łaj uniósł dło­nie w ge­ście ka­pi­tu­la­cji.

– Spoko, Gaju, żar­to­wa­łem. Chcę po pro­stu zjeść obiad. Z tobą, jako ko­lega, przy­ja­ciel. Po­to­wa­rzy­szysz mi? – za­py­tał, uśmie­cha­jąc się nie­win­nie.

Jego błę­kitne oczy świ­dro­wały mnie, jakby pró­bo­wały roz­pa­lić we mnie ja­kiś ogień. Nie­stety, czu­łam się jak po­piół, który nic nie zna­czy. Kru­chy, ciemny, spa­lony. Nie­na­wi­dzi­łam tego stanu. Zde­cy­do­wa­nie po­trze­bo­wa­łam się zre­ge­ne­ro­wać, tylko nie chcia­łam ni­kogo przy tym skrzyw­dzić. Gdy od­czu­wa­łam na­pię­cie, prze­waż­nie roz­ła­do­wy­wa­łam je sama albo z kimś w łóżku.

Mi­ko­łaj wy­cią­gnął do mnie dłoń. Spoj­rza­łam na nią, po­tem na niego, i po­krę­ci­łam głową. Scho­wał ją do kie­szeni płasz­cza. Od­wró­cił się i ru­szył w kie­runku re­stau­ra­cji. Zro­bił już chyba z dzie­sięć kro­ków, a ja wciąż sta­łam jak wryta. Zer­k­nę­łam na prawo, na lewo, za sie­bie, a po­tem na jego plecy. Od­wró­cił się i przy­wo­łał mnie ru­chem głowy. Mo­głam pójść wszę­dzie, wy­co­fać się, uciec albo się wy­krę­cić, ale on tam stał, taki ra­do­sny, i cze­kał. Pa­trzył na mnie cie­pło i chyba fak­tycz­nie ni­czego nie ocze­ki­wał. Wzię­łam głę­boki od­dech, przy­mknę­łam na chwilę po­wieki, a kiedy już je otwo­rzy­łam, nie mo­głam go zo­ba­czyć, bo po­stać Mi­ko­łaja za­sło­niła mi ja­kaś wy­cieczka. Do­słow­nie roz­mył się w tej spo­rej gru­pie osób albo so­bie po­szedł. Po­czu­łam w sercu lek­kie ukłu­cie. Wsu­nę­łam dło­nie do kie­szeni płasz­cza i już mia­łam ru­szyć w stronę me­tra, ale ostatni raz spoj­rza­łam w tamto miej­sce, i on tam stał. Zdą­żył odejść tylko odro­binę da­lej. Cze­kał.

Niech to szlag! – po­my­śla­łam, ale kilka se­kund póź­niej zna­la­złam się już obok niego i szli­śmy do knajpy. Nie py­tał o nic. Nie szu­kał kon­taktu cie­le­snego. Po pro­stu wy­rósł znie­nacka, a po­tem cze­kał i za­pro­wa­dził do przy­jem­nej re­stau­ra­cji. Ścią­gnę­li­śmy przy wej­ściu okry­cia, do­sta­li­śmy nu­me­rek, a pani z re­cep­cji za­pro­wa­dziła nas do okrą­głego, nie­wiel­kiego sto­lika. Po se­kun­dzie po­de­szła kel­nerka. Za­mó­wi­li­śmy ma­ka­ron.

Mi­ko­łaj wy­glą­dał na zmę­czo­nego, ale nie na ska­co­wa­nego, wręcz prze­ciw­nie, pa­trzyło się na niego cał­kiem do­brze. Włosy miał ide­al­nie uło­żone, ubra­nie nie­na­gan­nie upra­so­wane, tylko te oczy mó­wiły, że jest wy­koń­czony. A może to so­bie wy­obra­ża­łam? Może chcia­łam współ­czuć jemu, a nie so­bie, z po­wodu tak gów­nia­nej sy­tu­acji z Kost­kiem. Może szu­ka­łam punktu za­cze­pie­nia, chcia­łam roz­ła­do­wać te smutne emo­cje i ko­muś współ­czuć? Ale Mi­ko­łaj nie był zbyt do­brym obiek­tem, by się nad nim li­to­wać, a poza tym ni­gdy ni­komu nie współ­czu­łam, bo nikt ni­gdy nie oka­zy­wał mi li­to­ści.

Oboje ska­no­wa­li­śmy się wzro­kiem, za­sta­na­wia­jąc się, co my­śli to dru­gie. Żadne z nas nie kryło tego dziw­nego za­in­te­re­so­wa­nia i spoj­rze­nia. Na­gle zo­ba­czy­łam, jak wy­raz jego twa­rzy się zmie­nia: Mi­ko­łaj był zdzi­wiony, a po­tem zły.

– Co ci się stało? – za­sy­czał i utkwił wzrok w moim ciele.

Od­wró­ci­łam głowę i spoj­rza­łam na miej­sce, które przy­kuło jego spoj­rze­nie. Czer­wone ślady na skó­rze, pa­miątka po kłótni z Ke­le­rem. Skrzy­wi­łam się. Wes­tchnę­łam i za­wsty­dzona po­tar­łam ner­wowo to miej­sce.

– Kto ci to zro­bił? Ktoś cię skrzyw­dził? – nie od­pusz­czał, a ja tylko za­ci­snę­łam zęby. – Gaja, po­wiedz mi... Mogę ci po­móc. Tylko po­wiedz mi, czy po­trze­bu­jesz po­mocy.

– Nie – szep­nę­łam, a po­tem spoj­rza­łam na jego za­tro­skaną twarz. – Nie po­trze­buję two­jej po­mocy. Ni­czy­jej po­mocy nie po­trze­buję.

– Ale...

– Prze­stań. Po­ra­dzę so­bie sama. Je­śli masz za­miar do­py­ty­wać, to prze­pra­szam, ale my­ślę, że po­win­nam so­bie pójść.

Ob­jął pal­cami de­li­kat­nie moją dłoń.

– Zo­stań. O nic nie za­py­tam, ale je­śli bę­dziesz po­trze­bo­wała po­roz­ma­wiać, to mo­żesz na mnie li­czyć.

Za­ci­snę­łam po­wieki, bo po­czu­łam na­pły­wa­jące do oczu łzy. Naj­le­piej, gdy­bym wy­szła, w ogóle nie po­win­nam się de­cy­do­wać na je­dze­nie z Mi­ko­ła­jem. Kogo ja, do ja­snej cho­lery, chcia­łam oszu­kać? Sie­bie? Jego? Ke­lera? Po co sie­bie chło­sta­łam? Mi­ko­łaj był dla mnie za do­bry od sa­mego po­czątku, a ja wy­ko­rzy­sta­łam to od razu. Ale już taka by­łam i ni­gdy mi to nie prze­szka­dzało. Aż do te­raz. Spoj­rza­łam na niego wy­mow­nie, sta­ra­jąc się brzmieć pew­nie, a jed­no­cze­śnie ła­god­nie.

– Słu­chaj, Mi­ko­łaj. Nie chcę, że­byś o nic py­tał. Ty masz swoje ży­cie. Ja swoje. Nie je­steś moim fa­ce­tem ani moją ro­dziną i nie mu­sisz się o mnie mar­twić. Tak na­prawdę je­stem dla cie­bie obcą ko­bietą. I niech tak zo­sta­nie. Okej? Ty masz swoje za­bawki, ja swoje. Nie mu­sisz się in­te­re­so­wać, która za­bawka mnie skrzyw­dziła, bo nie na­leży do cie­bie, tylko do mnie. Ro­zu­miesz?

– Ciii – mruk­nął. – Bo znów po­wiesz zbyt wiele i bę­dziesz ża­ło­wać swo­ich słów – do­dał, lekko uno­sząc ką­ciki ust. – Zro­zu­mia­łem. Chcę, że­byś zo­stała, więc może za­mó­wimy wino? Białe czy czer­wone?

– Po al­ko­holu je­stem nie­obli­czalna – po­wie­dzia­łam bar­dziej do sie­bie niż do niego.

Na­chy­lił się.

– Nie za­cią­gnę cię do łóżka, je­śli o to się bo­isz...

Do sto­lika po­de­szła kel­nerka i po­sta­wiła przed nami za­mó­wione je­dze­nie. Mi­ko­łaj po­pro­sił ją o wino. Chwilę póź­niej pró­bo­wa­łam coś zjeść i zre­lak­so­wać się przy ci­chych, me­lo­dyj­nych dźwię­kach pły­ną­cych z gło­śni­ków.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki