Black Ties & White Lies - Kat Singleton - ebook + audiobook
BESTSELLER

Black Ties & White Lies ebook i audiobook

Kat Singleton

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

115 osób interesuje się tą książką

Opis

Życie nigdy nie jest biało-czarne. 

W jednej chwili stałam się borykającą się z trudnościami graficzką mieszkającą w Los Angeles, która w końcu pogodziła się z faktem, że już na zawsze pozostanie singielką. A w następnej leciałam prywatnym odrzutowcem do Nowego Jorku, aby tam zaręczyć się ze starszym bratem mojego eks. 

Przynajmniej wszyscy tak to widzą. 

Beckham Sinclair, miliarder i najbardziej pożądany kawaler w mieście został zmuszony, żeby oczyścić wizerunek, pozbywając się łatki playboya, i tym samym ochronić swoją firmę. I dlatego chce, żebym została jego udawaną narzeczoną oraz osobistą asystentką. 

Teraz spędzam każdą sekundę z tym mężczyzną, a myślałam, że już nigdy więcej go nie zobaczę.

Moje niedawno uzdrowione serce dopiero co wydobrzało po tym, jak Beckham je złamał. Ale z każdym dniem, niedwuznacznymi słowami i skupionym na mnie spojrzeniem, zaczynam kwestionować motywy zarówno Sinclaira, jak i swoje.

I kiedy granica między tym, co prawdziwe a co udawane zaczyna się rozmywać, tylko jedno jest pewne: to miasto pełne czarnych krawatów i białych kłamstw skrywa sekrety. 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                     Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 499

Rok wydania: 2024

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 56 min

Rok wydania: 2024

Lektor: Monika Wrońska

Oceny
4,2 (1000 ocen)
535
250
137
64
14
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sleepwaalker

Dobrze spędzony czas

Książka mocno średnia...przez większość stron nic się nie dzieje, nic nie zachwyca, nie ma efektu wow 😔 jedyne co mi się podobało to wykreowane postacie, dialogi ciekawe i czasem zabawne 😊
102
KatarzynaMaria13

Z braku laku…

Doszłam do 1/3 i nie dam rady dalej. Wystarczy, że bohater na nią spojrzy, dotknie, a ona już całkowicie traci jakąkolwiek wole. Stwierdziła, że żadnych pocałunków, a chwilę później prawie go o to prosi.
70
Wiksonek

Z braku laku…

Nic zasługującego na uwagę. Wszystko dzieje się za szybko, bohaterowie nijacy. Słabe.
50
Ewakr1

Całkiem niezła

nie mogłam czytać tej książki, napisana okropnie, bohaterów się nie lubi są okropni
51
jagusia27

Z braku laku…

Baaaardzo słabe i nieudolne skrzyżowanie "Pretty Women" z "50 twarzy Greya"... Połowa absurdalna i nierealna, połowa niesmaczna. Od nadmiaru miodu i cukru można się porzygać. Nie najniższa ocena tylko dlatego, że nie była to kompletna grafomania. Nie polecam.
40

Popularność



Podobne


Copyright © Kat Singleton 2023

Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne, Oświęcim 2024

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Alicja Chybińska

Korekta: Katarzyna Twarduś, Martyna Janc, Aleksandra Płotka

Skład i łamanie: Michał Swędrowski

Oprawa graficzna książki: Weronika Szulecka

ISBN 978-83-8362-777-9 · Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne · Oświęcim 2024

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

Wspieramy czytelnictwo w Polsce razem z Fundacją Powszechnego Czytania

1

Margo

– Margo, Margo, Margo.

Znajomy głos odrywa mnie od ekranu komputera. Obracam się na krześle, by zerknąć na swoją najlepszą przyjaciółkę, Emmę, przygarbioną pod ścianą mojego boksu. Jej pomalowane na czerwono wargi układają się w kpiący uśmieszek.

Wyciągam z ust długopis, który do tej pory gryzłam, i spoglądam na nią podejrzliwie.

– Co?

Przesuwa językiem po zębach, poruszając głową figurki Nasha Pierce’a, którą kupiła mi wieki temu.

– Kogo tym razem wkurzyłaś?

Mój żołądek fika koziołka. Nie mam pojęcia, o czym ona mówi.

– Dalej jesteś pijana czy co? – oskarżam ją, myśląc o winie wypitym zeszłego wieczoru.

Ona, ja oraz nasza współlokatorka i najlepsza przyjaciółka, Winnie, obaliłyśmy dwie butelki taniego pinot grigio. Oczywiście to niemożliwe, aby nadal znajdowała się pod wpływem alkoholu, ale tylko takie wyjaśnienie przyszło mi do głowy.

Prycha, wykrzywiając twarz z irytacji.

– Oczywiście, że nie. Właśnie nalewałam sobie kolejną kawę, kiedy Darla zapytała, czy cię widziałam.

Udało mi się nie przewrócić oczami. Darla wiedziała, że mogę znajdować się w jednym z dwóch miejsc. Zawsze albo tkwię przy biurku, albo czaję się przed ekspresem do kawy, próbując zdobyć nektar bogów ratujący mnie przed zaśnięciem.

Darla dobrze wie, gdzie mnie znaleźć.

Po prostu tego nie chciała.

Przypadkowo wlewasz wodę tam, gdzie wsypuje się ziarna, zamiast do przeznaczonego na nią pojemnika i od tej pory recepcjonistka pała do ciebie nienawiścią. To nie tak, że chciałam zepsuć ekspres. To nie moja wina, że nie zostało na nim wyraźnie napisane, co gdzie się wlewa i wsypuje. Chciałam tylko pomóc.

– Nie rozmawiała ze mną – komentuję, spoglądając na biurko wspomnianej kobiety.

Nie ma jej tam, ale na jej telefonie mruga diodka, sygnalizując, że ktoś dzwoni. Ona rzadko opuszcza stanowisko pracy. To, że nie ma jej w zasięgu wzroku, nie wróży niczego dobrego. Mogłoby się walić i palić, a jestem pewna, że ta dziewczyna nie opuściłaby swojej grzędy.

Emma wchodzi do boksu i sadza tyłek na biurku, tak jak milion razy wcześniej, chociaż tyle samo razy prosiłam, by tego nie robiła.

– Pracuję. – Wyciągam rękę i uderzam dłonią w jej czarną szpilkę, zmuszając, by zdjęła stopę z podłokietnika mojego krzesła biurowego.

Śmieje się, zaczepnie kopiąc mnie obcasem w udo.

– Darla, ta niesamowita kobieta, powiedziała mi, że szef chce cię widzieć.

– Myślałam, że Marty miał być dzisiaj cały dzień na spotkaniach?

Przyjaciółka przygryza wargę, kręcąc głową.

– Nie, w sensie nie ten szef. Ale gruba ryba. No wiesz, boss bossów. Myślę, że to ktoś nowy.

Otwiera usta, by powiedzieć coś jeszcze, ale jej przerywam:

– Pewnie coś pokręciłaś.

– Margo! – wydziera się Darla, stojąc w drzwiach sali konferencyjnej.

Niemal zlatuję z krzesła od przenikliwego tonu jej głosu.

Emma przeskakuje wzrokiem między nią a mną. Jej oczy stają się wielkie jak spodki.

– Serio, Mar, coś ty narobiła?

Wsuwam stopy w leżące pod biurkiem szpilki. Wstaję i wycieram ręce o przód spódnicy, a dłonie mam już wilgotne z nerwów. Jak ja tego nie znoszę.

– Nic nie zrobiłam – syczę i prawie ląduję twarzą na podłodze, zanim jeszcze opuszczę bezpieczną przestrzeń boksu, jakbym raptem zapomniała, jak się chodzi na wysokich obcasach.

Przyjaciółka cmoka irytująco, rzucając mi spojrzenie, po którym wnioskuję, że mi nie wierzy.

– Oczywiście wiedziałam, że jest jeszcze ktoś nad Martym, ale nigdy się tu nie zjawiał. Zastanawiam się, co może być tak ważnego…

– Nie pomagasz.

Nie mam czasu na słowne przepychanki z najlepszą przyjaciółką od czasów college’u. Darla krzyżuje ręce na klatce piersiowej, a to sugeruje, że jeśli nie ruszę tyłka i nie podejdę do niej w ciągu trzydziestu sekund, to pożałuję.

Zatrzymuję się przed kobietą mierzącą jakieś metr pięćdziesiąt i przerażającą mnie o wiele bardziej, niż chciałabym przyznać. Kiedy spogląda na mnie spod zmarszczonych brwi, jej podbródek się uwydatnia.

Mimo tego, że obdarzyła mnie morderczym spojrzeniem, uśmiecham się do niej uroczo, pamiętając, że mama zawsze kazała mi załatwiać takie jak ona dobrocią.

– Dzień dobry, Darlo – mówię obrzydliwie słodkim tonem.

Jej zmarszczki się pogłębiają.

– Nawet nie chcę wiedzieć, co takiego zrobiłaś, że przyjechał.

Wiem tyle samo, co ty.

– Kto? – Próbuję zajrzeć za nią do sali konferencyjnej, ale drzwi pozostają zamknięte.

Dziwne. Te drzwi nigdy nie są zamknięte.

– Może sprawdź to sama, co? – Łapie za klamkę i otwiera, ale jej ciało częściowo blokuje mi przejście, więc muszę się przeciskać, by przekroczyć próg.

Kimkolwiek on jest, nie dane mi jest zobaczyć jego twarzy. Stoi przodem do okna zajmującego całą ścianę, od podłogi aż po sufit, z rękami w kieszeniach idealnie skrojonego i dopasowanego do ciała garnituru. Choć nie znam jego tożsamości, bogactwo aż bije po oczach. Nawet patrząc tylko na jego plecy, mogę powiedzieć, że emanuje pewnością siebie. Widać to po jego postawie – wyprostowanych ramionach, lekko rozstawionych stopach. Wszystko w nim krzyczy: „zysk”.

Naprawdę nie wiem, co może zyskać na spotkaniu ze mną.

A Emma, mówiąc „boss bossów”, nie żartowała. O rany.

Co ja takiego zrobiłam?

Nawet dźwięk zamykanych za mną drzwi nie wywołuje u niego żadnej reakcji. Daje mi to czas na przyjrzenie się tylnej części ciała nieznajomego. Gdybym nie była przerażona tym, że wpakowałam się w kłopoty z powodu czegoś, czego nawet nie pamiętam, należycie doceniłabym ten widok.

Cholera. Nie wiedziałam, że spodnie garniturowe mogą tak idealnie układać się na tyłku.

Ryzykuję kolejnym krokiem. Rozglądam się i utwierdzam w przekonaniu, że w sali konferencyjnej przebywam tylko ja i tajemniczy mężczyzna ze zgrabnymi pośladkami.

Kręcąc głową, próbuję przestać myśleć, jak idealnie jego ciało wypełnia granatowy materiał. Z tego, co mi powiedziano, jest moim szefem. Myśli przebiegające mi przez głowę absolutnie nie pasują do miejsca pracy.

– Eee… dzień dobry? – witam się nieśmiało.

Zatrzymuję się zakłopotana po drugiej stronie dużego stołu i nie wiem, co robić. Jeśli zamierzają mnie zwolnić, to powinnam najpierw usiąść czy po prostu stać i czekać, aż będę to miała za sobą?

Zastanawiam się, czy dadzą mi jakieś pudełko, abym mogła włożyć swoje rzeczy.

Jego plecy sztywnieją. Powoli się odwraca.

Kiedy w końcu widzę jego twarz, prawie przewracam się na skutek doznanego szoku.

Ponieważ mężczyzna stojący przede mną, mój – na to wychodzi – szef, jest również bardzo atrakcyjnym starszym bratem mojego byłego chłopaka.

2

Margo

– Dawno się nie widzieliśmy, Margo – odzywa się Beck, przeciągając samogłoski.

Jego groźna mina przyprawia mnie o zażenowanie. Zapomniałam, jak seksownie brzmi jego głos, zwłaszcza gdy wypowiada moje imię.

– Beck… – sapię z niedowierzaniem.

Carter, mój były chłopak, powiedział mi kiedyś, że jego bratu powodzi się w życiu, ale już wtedy cała rodzina Sinclairów mogła poszczycić się bogactwem. Natomiast ja pozostawałam tak zajęta Carterem, że nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. Szczerze mówiąc, starałam się zapomnieć, że Beckham kiedykolwiek istniał. Ale teraz, gdy tamten dupek zniknął z mojego pola widzenia, a Beckham „Beck” Sinclair stał przede mną, trudno było nie zauważyć, jak wielki odniósł sukces.

Bawi się błyszczącą spinką do mankietu kosztującą prawdopodobnie więcej niż mój czynsz. A garnitur jest droższy niż energooszczędne jeździdełko, nabyte na spółkę z Emmą. Kiedy poznałam Becka, podczas weekendowej wycieczki do jednej z ich wielu letnich posiadłości w Hamptons, nie wyglądał tak jak teraz. Miał na sobie bardzo zwyczajne ubrania w porównaniu z facetem stojącym przede mną…

Sinclair się uśmiecha, ale w ogóle nie czuję się dzięki temu bardziej komfortowo. Wręcz przeciwnie. Prawie żałuję, że Darla nie weszła ze mną; może złagodziłoby to trochę panujące między nami napięcie. Jestem zdezorientowana, całkowicie rozbita tym, w jaki sposób na mnie patrzy.

Wpatruje się we mnie z uwagą, a potem wyciąga rękę i wskazuje na niesamowicie duży stół przed nami.

– Usiądź – odzywa się nieznoszącym sprzeciwu tonem.

Natychmiast wykonuję jego polecenie jak dziecko. Odsuwam duże skórzane biurowe krzesło stojące przede mną, krzywiąc się, gdy jedno z jego kółek głośno skrzypi.

W przeciwieństwie do mnie Beck zajął miejsce z gracją, tymczasem ja musiałam zmagać się z zablokowanym kółkiem, chrząkając przy tym nerwowo i próbując odsunąć mebel wystarczająco daleko od stołu, aby usiąść.

Wpatruje się we mnie z uniesionymi blond brwiami, a w jego oczach maluje się coś, co wygląda na rozbawienie. W końcu udaje mi się posadzić tyłek na krześle. Policzki dosłownie mi płoną, przez co wszelkie próby zamaskowania zażenowania okazują się daremne. Nie ma mowy, żeby nie zauważył ceglastego odcienia mojej twarzy, gdy analizuję w myślach wszystkie możliwe powody jego przyjazdu.

Siadam i przysuwam się do stołu. Kładę dłonie na kolanach i znajduję w sobie dość odwagi, by spojrzeć mu w oczy.

– Jesteś szefem? Co ty tu w ogóle robisz?

Beck pożera mnie wzrokiem, powoli poddając ocenie.

Jestem tutaj, Violet.

Jego słowa katapultują się do mojego umysłu, przenosząc mnie do zeszłego lata. To wydarzyło się nieco ponad rok temu, zaledwie kilka tygodni przed tym, jak się dowiedziałam, że Carter zdradzał mnie przez cały czas trwania naszego związku. Beck wyznał mi to późnym wieczorem, gdy przyłapał mnie na robieniu czegoś, czego nie powinnam była robić. Wtedy nie powiedziałam, że się pomylił i nie tak mam na imię, tylko się wkurzałam, że niedostatecznie mocno irytuje mnie to, jak brzmiało ono w jego ustach. To, jak spływało z jego języka i co ze mną wyczyniało.

Patrzę na niego. Tamto lato, w połączeniu z faktem, jak oszałamiająco przystojny jest teraz, sprawia, że nasze spotkanie wydaje się jeszcze bardziej niezręczne.

– Beck? – odzywam się niepewnie. Głos mi drży, zdradzając mnie. Jedno głębokie spojrzenie nowego szefa i zapominam języka w gębie.

Wędruje palcami pod brodę, a w złotym zegarku odbija się promień światła.

– Nie odbierasz ode mnie telefonów.

Trzymam ręce pod stołem i skubię skórki przy paznokciach. Nawyk na tle nerwowym, za co mama gani mnie od lat. Niezależnie od tego, jak bardzo staram się tego nie robić, i tak zawsze kończy się skubaniem.

Posyła mi głębokie spojrzenie oczu w kolorze indygo, co totalnie mnie rozwala.

– Nie miałam nic do powiedzenia ani tobie, ani Carterowi – wypalam.

Aż się wierzyć nie chce, że ci dwaj to bracia. Są całkowitymi przeciwieństwami. Carter jest wysoki, ale nie tak umięśniony jak Beck. Wolał biegać, niż podnosić ciężary, a przede wszystkim wolał grać w golfa z przyjaciółmi należącymi do elity. Albo pieprzyć się z każdą, tylko nie ze swoją dziewczyną. Musiał ciężko trenować, sądząc po liczbie zaliczanych tygodniowo panienek.

Od kiedy Beck wiedział, że Carter mnie zdradzał?

To nie ma znaczenia. Ten dupek i ja to już przeszłość. Miałam nadzieję, że nigdy więcej nie zostanę zmuszona oglądać ani jego, ani jego brata, a z pewnością się nie spodziewałam, że ten drugi zostanie moim szefem.

Wspominałam, że mój eks jest wysoki, ale Beck jest jeszcze wyższy. Carter ma mięśnie tu i tam dzięki restrykcyjnej diecie i obsesji na punkcie ćwiczeń cardio, za to stojący przede mną Sinclair jest umięśniony dosłownie wszędzie. Pod rękawami jego garnituru kryją się bicepsy, o których narysowaniu niegdyś marzyłam. Podczas tamtego weekendu z jego rodziną udało mi się przez chwilę zobaczyć, co skrywa pod koszulą. Mięśnie jego brzucha to marzenie każdego artysty. Malarzy, rysowników, rzeźbiarzy – każdy chciałby znaleźć się oko w oko z jego sześciopakiem. A może to już ośmiopak?

Chrząkam. Oderwawszy wzrok od cudownych żył na jego dłoniach, orientuję się, że się do mnie uśmiecha.

– Skończyłaś? – Brzmi dosadnie, nawet jeśli w jego głosie słychać nutkę rozbawienia.

Przebywam z nim sama w sali konferencyjnej dopiero od kilku chwil, a napięcie między nami już można kroić nożem.

– Co skończyłam?

– Pieprzyć mnie wzrokiem.

Śmiałość jego słów sprawia, że prawie spadam z krzesła.

– Ja wcale nie…

Kącik jego pełnych ust drgnął.

– Ależ tak, Violet. Nie udawaj, że nie.

Rozwieram i zaciskam szczęki. Dlaczego znowu używa tego imienia? Dlaczego wciąż je uwielbiam? Nie mam zielonego pojęcia, co mu odpowiedzieć.

Jest moim nowym szefem. A przynajmniej tak mi się wydaje, bo właśnie tak powiedziała Emma. Darla odniosła podobne wrażenie. Muszę wiedzieć, od kiedy tu rządzi.

I dlaczego tu jest?

A co najważniejsze, dlaczego się na mnie gapi, jakby miał ochotę się ze mną zabawić?

– Nie jestem Violet.

Przesuwa kciukiem po swojej wydatnej dolnej wardze.

– Wiem.

Kręcę głową i zastanawiam się, czy może wypiłam wczoraj więcej wina, niż zapamiętałam. Czy ja śnię? To wszystko nie może dziać się naprawdę.

– Przepraszam – zaczynam, wziąwszy głęboki wdech – ale po prostu się zastanawiam, dlaczego tu jesteś. Czuję się trochę zdezorientowana tym, co się dzieje…

Wzdychając, odsuwa krzesło od stołu na tyle daleko, aby mógł założyć nogę na nogę. Kiedy jego kostka spoczywa na kolanie, od doskonale wypolerowanych butów odbija się światło padające z okien.

– Nie odbierasz ode mnie telefonów – wyjaśnił, widocznie zirytowany, że musi się powtarzać.

– Tak. Przecież przed chwilą o tym rozmawialiśmy. Nie chciałam rozmawiać o twoim bracie.

– Nie, nie rozmawialiśmy o tym. Zaczęliśmy, ale wtedy zdecydowałaś, że zamiast mnie wysłuchać, wolisz mnie rozbierać tymi wielkimi oczami.

Jego słowa przerywa głośny, wibrujący dźwięk. Sięga do kieszeni marynarki, marszcząc brwi, po czym szybko zerka na ekran i wycisza telefon. Rzuca go na czarny drewniany stół i ponownie skupia się na mnie.

– Gdybyś słuchała, co do ciebie mówię, a nie pieprzyła mnie wzrokiem, to byś się dowiedziała, że nie dzwoniłem z powodu mojego najdroższego brata.

Gryzę się w język, żeby nie zapytać, dlaczego odnosi się do Cartera z takim obrzydzeniem. Najwyraźniej nie jestem świadoma, co tak naprawdę czuje do brata. Carter raczej nie zaliczał się do największych fanów Becka, ale nigdy nie mówił o nim tak, jakby go nienawidził. Wnioskując po tonie siedzącego naprzeciwko mężczyzny, w jego przypadku wygląda to zgoła inaczej.

– Nie?

– Nie, do cholery – wypluwa.

Przez chwilę w jego oczach widać zapalczywą złość. Od zawsze słyszałam, że jestem zbyt ciekawska. I w tej chwili to prawda. Wszystko we mnie pragnie zapytać, dlaczego wygląda na tak wściekłego, gdy mówi o Carterze, ale trzymam usta zamknięte. O wiele bardziej interesuje mnie powód jego obecności.

– Lepiej ci bez niego. Nigdy nie próbowałbym cię przekonać, że jest inaczej.

– Nie wiedziałam. Myślałam, że dzwonisz w jego imieniu. Zablokowałam jego numer po tym, jak zadzwonił czterdzieści sześć razy w ciągu jednego wieczoru.

– Żałosne – burczy pod nosem.

Prostuje się, ponownie stawiając obie stopy na podłodze. Pochyla się nad stołem, zbliżając się do mnie tak bardzo, jak to tylko możliwe.

– No cóż, ignorowanie mnie sprawiło, że musiałem uciec się do innych rozwiązań – zauważa.

– Jakich?

Demonstruje mi rozpiętość swoich ramion, rozkładając je i pokazując na nieatrakcyjny pokój. Jest jak paw w kurniku. Wyblakła farba na ścianach i postrzępiona, poplamiona wykładzina nie pasują do kogoś o tak królewskim wyglądzie jak on.

– Jak kupno tej firmy.

Co takiego? Musiałam źle zrozumieć.

– Co kupno tej firmy ma wspólnego z moim nieodbieraniem telefonów od ciebie?

– Najpierw się chwilę zastanów, a potem zadawaj pytania – wypala. – Czy to nie oczywiste? Kupiłem firmę, więc nie miałaś innego wyjścia i musiałaś ze mną porozmawiać. W końcu zostałem twoim szefem.

Przepraszam za łacinę, ale co to, kurwa, ma być? Ludzie nie kupują firmy tylko po to, żeby z kimś porozmawiać. Dzwonią, spotykają się albo, no nie wiem… wysyłają pieprzonego e-maila. Ale nie kupują całej firmy.

– Nie, nie zostałeś.

Beck kręci głową, a pod wpływem tego ruchu uwalnia się jeden z kosmyków jego idealnie wyżelowanych włosów. Zbuntowany loczek zwisający mu przed oczami zostaje zdyscyplinowany stanowczym gestem.

– Zapewniam cię, Margo, że to prawda.

3

Beck

Ona totalnie nie pasuje do tego ciemnego, obskurnego biura. Margo Moretti jest zbyt wspaniała, by pracować w 8-bit Security. Jej zwykle lśniące czarne włosy wydają się matowe w tym paskudnym sztucznym świetle. Nawet jej oczy mające tak jasnozielony kolor, jakiego nie widziałem nigdy wcześniej, nie mają tej samej soczystości co zwykle.

– Przestań ze mną pogrywać, Beck. To niedorzeczne.

Wzruszam ramionami, zastanawiając się, jak taka piękna kobieta mogła zakochać się w moim bracie.

– Prawdopodobnie masz rację. To niedorzeczne. Co nie zmienia faktu, że to właśnie zrobiłem. Musiałem z tobą porozmawiać.

– A o czym miałbyś ze mną rozmawiać, jeśli nie o Carterze?

Chciałbym, żeby przestała wypowiadać jego imię. Ten palant na to nie zasługuje. Nigdy nie zasługiwał i nawet nie jestem pewny, czy w ogóle są tacy, którzy zasługują, by ich imię padało z jej ust. Miałem przyjemność pobyć z Margo tylko przez weekend – a raczej bardziej przyglądać się jej, niż z nią rozmawiać – ale to wystarczyło, by zdać sobie sprawę, że ta kobieta żyje na własnych zasadach, a my wszyscy po prostu stanowimy jakąś część jej świata. Zachowywała się uprzejmie wobec moich rodziców, ale nie ugięła się pod nachalnymi pytaniami ojca odnośnie do tego, czym zajmuje się jej rodzina. Margo uśmiechała się i żartowała na tyle często, że wydawała się w tym szczera, choć trzeba było sobie na tę szczerość zasłużyć. Spędzając czas z Carterem, udowadniała, że jest lojalną dziewczyną cieszącą się jego obecnością, ale nigdy nie zachowywała się nachalnie. Morał tej historii brzmiał tak, że naprawdę nie wiem, jak ktoś taki jak ona skończył z kimś takim jak mój brat. Mam nadzieję, że gdy już zrobię to, co zaplanowałem, poznam odpowiedź.

Zapinam i odpinam rolexa na swoim nadgarstku. Nie mam odwagi odwrócić od niej wzroku. Nie sądzę, bym mógł, nawet gdybym chciał.

Zapada długa cisza, a kobieta wierci się na krześle, wyraźnie zaniepokojona, czekając na to, co mam jej do powiedzenia. W końcu łagodzę jej napięcie, chociaż może jednak je potęguję, mówiąc:

– Dostajesz awans.

Rozchyla te pełne, kuszące wargi. Nie noszą nawet śladu szminki, a mimo to mają idealny odcień czerwieni. Nie mogę znieść myśli, że mój brat zna ich smak.

– Awans? Dlaczego? – pyta zdumiona.

Stukam palcami w stół, zerkając na wibrujący obok mojej dłoni telefon. Ona również na niego spogląda.

– Możesz odebrać, jeśli musisz – odzywa się.

Dzwonił już kilka razy, odkąd tu weszła. Nie odebrałem ani razu, co jest dla mnie nietypowe. Zwykle przez większość czasu wiszę na linii, ale teraz chcę poświęcić całą uwagę Margo, nawet jeśli zabiera mi cenne chwile, zadając głupie pytania.

Odwracam smartfon ekranem do dołu.

– To może poczekać – kłamię.

Za pięć minut mam telekonferencję, ale już wiem, że nie wezmę w niej udziału. Nie chcę rozmawiać z nikim innym, dopóki nie dokończę tej dyskusji.

Przeczesuje włosy palcami, ale w końcu nudzi ją ta czynność i przerzuca długie kosmyki przez ramię.

– Słuchaj – zaczyna, a w jej głosie pobrzmiewa napięcie. – Nie wiem, czy to jakiś twój chory, pokręcony żart, by zemścić się na mnie za zerwanie z twoim bratem, ale nie mam ochoty brać w tym udziału.

Ponownie muskam kciukiem dolną wargę, obserwując każdy jej ruch. Zastanawia mnie, co takiego powiedział jej Carter, by pomyślała, że okazałbym się gotów mścić się na jednej z jego eksdziewczyn. Zwłaszcza że wiedziałem, że zdradzał ją przez cały okres ich trzyletniego związku. Mój brat i ja nie jesteśmy blisko. Naszej dwójki nie łączy relacja oparta na wzajemnym zainteresowaniu. Nigdy nie wtrącałem się w jego życie miłosne i nigdy nie miałem na to ochoty – dopóki nie poznał jej.

Moje pełne irytacji westchnienie odbija się echem od ścian pokoju i przerywa panującą ciszę. Pochyliwszy się do przodu, patrzę Margo prosto w oczy. Cokolwiek zobaczyła na mojej twarzy, w końcu przestała się wiercić.

– Nie wiem, ile jeszcze razy muszę to wygłosić, żebyś wbiła to sobie do głowy, więc słuchaj uważnie, bo nie lubię się powtarzać.

– Słucham – szepcze.

Rozkoszuję się jej stuprocentową uwagą.

– Mój brat nie ma absolutnie nic wspólnego z moją obecnością w tym miejscu. Nawet przez chwilę nie pomyślałem, że powinnaś do niego wrócić. Szczerze mówiąc, wydawałoby się to raczej żałosne, biorąc pod uwagę, że jego kutas gościł między nogami połowy żeńskiej populacji kampusu, kiedy się spotykaliście. Wyjaśnijmy więc to sobie od razu. To, że tutaj jestem, że kupiłem tę firmę, nie ma nic wspólnego z tym gnojkiem, z którym łączą mnie więzy krwi. Rozumiesz?

Jej palce robią się białe od zbyt mocnego ściskania poplamionych skórzanych podłokietników krzesła. Kiedy w końcu odrywa dłonie od materiału, zastanawiam się, czy zostawiła tam półksiężycowate wgłębienia od paznokci. Kobieta milczy, najwyraźniej oszołomiona moimi słowami, ponieważ nie wygląda na kogoś, komu często odbiera mowę.

– Słowa, Margo. Potrzebuję słów, by wiedzieć, że mnie rozumiesz.

– Próbuję – odzywa się w końcu, nie odrywając ode mnie wzroku.

Wpatruje się we mnie z uwagą, lekko mrużąc oczy. Niemal widzę, jak trybiki w jej mózgu obracają się w szaleńczym tempie, gdy stara się rozszyfrować moje intencje. Walczę z chęcią zapewnienia jej, że to na nic. Nadal nie rozumiem, co skłoniło mnie do podjęcia takich kroków, aby znaleźć się w tym miejscu. Ale żeby to zadziałało, żebym dostał to, czego chcę, potrzebuję z jej strony choćby czegokolwiek na kształt zrozumienia.

– Wyjaśnię ci to w ten sposób – zaczynam. Odchylam się do tyłu i ramionami ponownie dotykam oparcia krzesła. – Jestem teraz dumnym posiadaczem tej obskurnej nory. Musiałem użerać się z wieloma inwestorami, aby wsparli mnie w jej zakupie, ale ostatecznie nie mogli mi odmówić. Zresztą mam pieniądze, by sfinansować zakup z ich pomocą czy bez niej. Ta firma znajdowała się na szarym końcu listy start-upów, w które chciałbym zainwestować, ale musiałem z tobą porozmawiać, więc tak to wygląda.

Margo śmieje się jak szalona z niedowierzaniem malującym się w sarnich oczach.

– Normalni ludzie nie kupują firmy, by porozmawiać z byłymi dziewczynami swoich braci.

– Jeśli uważasz mnie za normalnego, to mnie obrażasz. Daleko mi do normalności, Margo. Zrobię wszystko, by dostać to, czego pragnę – drwię, kręcąc głową.

– Czyli by otrzymać możliwość porozmawiania ze mną?

Moje usta układają się w cienką linię.

– Nie do końca. – Chcę ciebie. Przynajmniej na razie.

Odchyla się na krześle z głośnym westchnieniem.

– Jesteś chyba najbardziej nieodgadnioną osobą, jaką znam.

Moja dolna warga drga.

– Nie robię tego celowo. Nieustannie przerywasz mi pytaniami, nie pozwalając mi przejść do sedna.

– Już nic nie mówię. Będę trzymać buzię na kłódkę, dopóki wszystkiego mi nie wyjaśnisz. – Aby dodać dramatyzmu swojej wypowiedzi, przykłada kciuk i palec wskazujący do ust i udaje, że zamyka je na klucz, po czym wyrzuca go przez ramię.

Wygląda jak dziecko, jej policzki są nadęte, a usta zaciśnięte. W jej oczach widać złośliwy błysk, przez co się zastanawiam, czy to naprawdę dobry pomysł.

– Jak już mówiłem, dostajesz awans.

Kiedy otwiera usta, jakby miała zamiar się sprzeciwić, unoszę brwi. Przewraca oczami i znów zaciska wargi. Widać, że robi wszystko, by nie wtrącić się z kolejnym pytaniem, a bez wątpienia chciałaby je zadać. Przez kilka sekund utrzymuję z nią kontakt wzrokowy, zastanawiając się, czy uda jej się nie odezwać.

Najwyraźniej tak. Dobra dziewczynka.

– Koniec z projektowaniem graficznym. Od poniedziałku przejmujesz posadę mojej asystentki.

W jej oczach roznieca się pożar.

– Nie ma mowy. Nie po to skończyłam studia, żeby zostać twoją panienką na posyłki.

– Przestań dramatyzować. Nie po to kończyłaś jedną z najlepszych uczelni artystycznych w kraju, żeby zajmować się projektowaniem w tym miejscu. – Sięgam na środek stołu i ze stojącego tam plastikowego kubka biorę długopis. Unoszę go i obracam w dłoniach. – Masz lepszy gust niż to, Margo. To logo jest okropne, ale wiem, że to nie twoja robota. – Nie przestaję przyglądać się długopisowi, pozwalając słowom wybrzmieć. Mrużę oczy. – Czy nikt nie powiedział Marty’emu, że ta twarz wygląda jak kutas z jajami?

Dławi się śmiechem, robiąc wielkie oczy, i próbuje nabrać powietrza do płuc. W końcu udaje jej się opanować i wyciera rozmazany tusz do rzęs spod oczu, łzy tworzą pod nimi czarne plamy.

– Myślę, że Marty miał ochotę mnie zwolnić po tym, gdy mu powiedziałam, że według mnie dodanie uśmiechniętej buźki z nosem wygląda trochę… fallicznie.

Uśmiecham się znacząco.

– Trochę? Oczy to dwa jaja, a nos na środku to mały kutas. – Za każdym razem, gdy mówię „kutas”, przysięgam, że jej policzki robią się odrobinę czerwieńsze.

Margo próbuje odgarnąć z twarzy kosmyk włosów, ale jest zbyt krótki, by założyć go za ucho. Prycha, odsuwając grzywkę z twarzy w geście porażki.

– Logo jest okropne, kapuję. Ale nie miałam wyboru. Marty powiedział, że jeśli nie zrobię tak, jak on chce, to mnie zwolni. Więc zrobiłam, bo mam rachunki do opłacenia. – Patrzy na mnie i przesuwa spojrzeniem z góry na dół, jej oczy zatrzymują się na zegarku na moim nadgarstku. – Nie wszyscy urodziliśmy się bogaci.

Gryzę się w język. Nie czas teraz na kłótnie o pieniądze – moje pieniądze.

– Chcesz spędzić resztę życia, pracując za głodową pensję?

– To zawsze jakaś forma sztuki – odgryza się. – Zostanie twoją asystentką nie pozwoli mi na jakąkolwiek kreatywność.

– Nieprawda. Dopilnuję, abyś miała czas na tę swoją sztukę.

– A co nią jest, Beck? Nie sądzę, żebyś wiedział.

– Lubisz rysować, Violet. Masz jeszcze jakieś pytania?

4

Margo

Tyle słów przelatuje mi przez głowę, ale żadne z nich nie opuszcza ust. Zwyczajnie zaniemówiłam, a naprawdę nie zdarza mi się to często.

Uśmiech Becka jest niemal drapieżny. Mężczyzna wie, że jego odpowiedź mnie zaskoczyła. Zostałam zapędzona w kozi róg i nie wiem, jak się z niego wydostać. Nie spodziewałam się, że zapamięta, w czym najbardziej spełniam się jako artystka. Zwłaszcza że Carter zawsze wszystkim powtarzał, że maluję, chociaż przez cały czas trwania naszego związku ani razu nie widział mnie z pędzlem. Po prostu założyłam, że Beck też tak myślał.

– Powiedz mi więc, co miałabym robić jako twoja asystentka. – Próbuję skrzyżować ręce, aby przyjąć pozycję obronną, ale pod wpływem tego ruchu drut stanika wbija mi się w klatkę piersiową. Rezygnuję z założenia ramion i kładę dłonie na kolanach, nie przestając wpatrywać się w Becka.

– A ma to jakieś znaczenie? Zaczynasz w poniedziałek.

– Nawet jeszcze się nie zgodziłam.

– Wyszłabyś na głupią, gdybyś się nie zgodziła. Dostaniesz znaczną podwyżkę i wyniesiesz się z tego miejsca. – Unosi palec i wskazuje na nijaką salę konferencyjną.

– Robię wstrętną kawę – argumentuję. – Zapytaj Darlę.

– Tu nie chodzi tylko o… – zaczyna.

Przez ułamek sekundy Beck wygląda na zdenerwowanego, ale zaniepokojone spojrzenie zniknęło niemal tak szybko, jak się pojawiło. Ale i tak je widziałam.

– O co chodzi? – dociekam.

Nadął policzki, przez co wydatne kości policzkowe stały się jeszcze mocniej zarysowane.

– Chcę, żebyś została nie tylko moją asystentką, ale także narzeczoną.

Krzesło pode mną jęczy głośno, gdy pochylam się do przodu i oniemiała wbijam w niego wzrok.

– Że co takiego?

– Jestem w dość trudnej… sytuacji – kończy, skubiąc nieistniejący kłaczek na rękawie. – Potrzebuję twojej pomocy.

– Mojej pomocy?

– Popełniłem błąd.

Głos ma spokojny, ale w jego oczach widzę odrobinę bezbronności.

– Niedawno jedna z plotkarskich stron opublikowała artykuł na mój temat. Zawierał liczne zdjęcia przedstawiające mnie oraz wiele kobiet. W ciągu ostatniego miesiąca nazbierało się ich trochę…

Unoszę brwi. Carter wspomniał, że Beck nigdy nie związał się z nikim na stałe. Taki przytyk. Wygląda więc na to, że ten Sinclair nie składa obietnic, których nie potrafi dotrzymać. A przynajmniej nie chce wchodzić z kobietami w stałe związki, w przeciwieństwie do swojego brata. I nie jest jak on, nie obiecuje czegoś, a potem po prostu wszystkiego nie rozpieprza.

– A co to ma wspólnego ze mną?

– Zarząd tego nie pochwala. Że niby to źle świadczy o firmie.

– Dlaczego? Twoje życie osobiste to twoja sprawa.

Mruga szybko, a na jego ustach pojawia się lekki uśmiech.

– To nie do końca tak działa, Violet.

Zakładam nogę na nogę.

– Nadal nie rozumiem, co ja mam z tym wspólnego.

Stuka opuszkami o blat stołu, czym przyciąga moją uwagę. Jego palce są długie i nieco grubsze w okolicy kostek.

Ciekawe, jak by to było, gdyby znalazły się we mnie.

Mrugam szybko, potrząsając głową.

Skąd mi się to, kurwa, wzięło?

Beck pozostaje całkowicie nieświadomy, że mój umysł słucha go tylko w połowie, bo ta druga połowa zastanawia się, ile palców zdołałby we mnie wsunąć, a ja nadal odczuwałabym przyjemność. Cały czas mówi, podczas gdy ja usiłuję pozbyć się brudnych myśli o nowym szefie.

– Kazali mi być w stałym związku przez co najmniej rok, w przeciwnym razie obawiają się, że inwestorzy zrobią się niespokojni. Nikt nie chce wkładać forsy w firmę, gdy jej twarz widnieje na okładkach wszystkich magazynów opatrzona podpisem „miliarder playboy”.

Zduszam uśmiech.

– Faktycznie trudno coś takiego zignorować.

Nawet nie próbuje ściemniać.

– Nigdy nie ukrywałem, że nie lubię większości ludzi. Myśl o tolerowaniu kogoś przez rok przyprawia mnie o gęsią skórkę. To znaczy każdego oprócz… ciebie.

Prawie spadam z krzesła. Na pewno źle go zrozumiałam. Chcę rzucić jakąś dowcipną uwagę, ale nieodgadniony wyraz jego twarzy sprawia, że zaciskam usta. Powstrzymuję się od komentarza, oszołomiona jego hardym spojrzeniem.

– Ludzie nie uwierzą, że ot tak zaczęliśmy się spotykać. Ale… uwierzą, jeśli najpierw zostaniesz moją asystentką, a potem staniesz się kimś więcej – tłumaczy.

– Powoli zaczynam rozumieć…

– Kupiłem tę firmę, ponieważ potrzebowałem powodu, aby móc zacząć się z tobą spotykać. Dlatego od teraz to ja jestem właścicielem 8-bit Security. Będziesz ze mną ściśle współpracować jako moja asystentka, a za jakiś miesiąc podamy do wiadomości publicznej, że się w sobie zakochaliśmy.

– Dosyć szybko.

Kiedy się do mnie uśmiecha, rozumiem, dlaczego tak wiele kobiet pada mu do stóp. Jest nie tylko pociągający, bystry, ale i drapieżny. Wystarczająco, by sprawić, że czuję mrowienie między nogami. Nie spodziewałam się, że coś takiego dopadnie właśnie mnie.

– Miłość od pierwszego wejrzenia.

I wtedy Beck Sinclair puszcza do mnie oko. Przysięgam na Boga, że zrobiłabym teraz wszystko, o co by mnie poprosił. Jego seksapil to szok dla mojego organizmu, coś, z czym nie potrafię sobie poradzić.

– Cały ten pomysł jest totalnie pozbawiony sensu. Przecież jesteś właścicielem firmy, tak? Powiedz zarządowi, żeby się od ciebie odpieprzył.

Śmieje się z mojego komentarza. Głośny, ochrypły śmiech z jakiegoś powodu karmi moją duszę. Zrobiłabym wszystko, by usłyszeć ten dźwięk ponownie.

Rozśmieszyłam ponurego Becka Sinclaira. Chcę to robić w kółko, aż z wesołości rozboli go brzuch.

Kręci głową i zatrzymuje wzrok na moich rozciągniętych w uśmiechu wargach. Ta nagła uwaga sprawia, że bezwiednie oblizuję usta.

– Myślałem o tym jakieś milion razy, niestety, nie mogę pozwolić sobie na coś takiego. Widzisz, nie jestem jedynym decydentem w tej firmie, choć bardzo bym tego chciał. Muszę posprzątać cały ten bałagan, bo inaczej stracę ważnych inwestorów. Nie mogę podejmować takiego ryzyka.

– A jeśli się nie zgodzę?

Przygryza wargę, zduszając uśmiech. Próbuje zetrzeć rozbawienie z twarzy, przesuwając dłonią po ustach, ale na niewiele to się zdaje. Opuszcza rękę z powrotem na podłokietnik, wciąż się do mnie uśmiechając.

– Potrafię być bardzo przekonujący, Margo Moretti.

Czy Beckham Sinclair ze mną flirtuje?

Czy mnie to kręci?

Nie. Nie mogę w to wejść. Przez kilka lat spotykałam się z jego bratem – kochałam go.

To jest złe, Margo.

Ale, mój Boże, patrząc na ten jego uśmieszek, aż się chce zrobić coś bardzo złego.

Milczę, wciąż się zastanawiając, czy to jakiś żart. Czy trafiłam do jakiegoś reality show i właśnie robią mi zajebisty kawał? Może Emma zgłosiła mnie do takiego programu w ramach okrutnego żartu.

Skanuję biuro wzrokiem w poszukiwaniu ukrytych kamer.

– Czyli zostanę twoją asystentką, potem narzeczoną, a w końcu zostanę zmuszona wrócić do normalności z podkulonym ogonem, gdy po roku zerwiesz nasze zaręczyny? Tak, by wszyscy myśleli, że się mną znudziłeś? Nie, dziękuję, Beck. Dzięki, ale odpowiedź brzmi: „nie”.

– Możemy powiedzieć, że to ty zerwałaś ze mną. Stanie się, jak zechcesz.

Jego zdecydowanie sprawia, że przestaję się zastanawiać, dlaczego tak bardzo zależy mu, abym się zgodziła na jego niedorzeczny plan.

Dalej milczę, stukając stopą o dywan, i zastanawiam się nad jego słowami. Beck wyraźnie czuje potrzebę wypełnienia ciszy kolejnymi wyjaśnieniami.

– Załatwię ci spotkanie z Camdenem Hunterem.

Natychmiast przestaję poruszać stopą.

– Jak?

– Chodziliśmy razem do szkoły z internatem. Jest jednym z moich najlepszych przyjaciół.

Prycham.

– Jestem w szoku, że masz jakichś przyjaciół. Nie wyglądasz mi na osobę, która jest w stanie do kogoś się przywiązać.

Marszczy brwi, aż zbiegają się na tym jego idealnie gładkim czole.

– Bez problemu. Jestem po prostu wybredny, jeśli chodzi o to, z kim się przyjaźnię. Czyli mam rozumieć, że nie chcesz, żebym załatwił ci to spotkanie?

– Naturalnie. Nie chcę, żeby zatrudnił mnie Camden, właściciel jednej z najbardziej elitarnych galerii sztuki w Nowym Jorku, tylko dlatego, że go znasz. Nie chcę, żeby ktoś załatwił mi wymarzoną pracę.

I znowu ten jego śmiech. Sprawia, że moje serce trzepocze na sam jego dźwięk. Jest głęboki i dudniący, czuję go całym ciałem, od stóp do głów.

– To urocze, że myślisz, że mam taki wpływ na Camdena. Jest czarujący, a jednocześnie bezwzględny. Nawet gdybym błagał go na kolanach, żeby cię zatrudnił, nie zrobiłoby to na nim wrażenia, chociaż zapewne uznałby to za zabawne. Nigdy nie zdecydowałby się na zatrudnienie kogoś, kogo dzieła by go nie zachwyciły. Załatwię ci rozmowę kwalifikacyjną, żebyś mogła pokazać mu swoje prace i pomysły, ale to od ciebie i twojego talentu będzie zależeć, czy wasze stosunki się zacieśnią.

Dlaczego myśl o klęczącym Becku sprawia, że robi mi się gorąco i tracę wątek? Czy klimatyzacja jest włączona? To rozproszenie wywołuje pewnie brak świeżego powietrza, a nie podsuwany przez wyobraźnię obraz.

Zwężam oczy do dwóch szparek, rozważając jego ofertę. Wizja, jaką przede mną snuje, nie wydaje się taka zła. Oddałabym duszę lub jakikolwiek organ, byleby tylko znaleźć się w tym samym pomieszczeniu co Camden Hunter, syn światowej sławy pary artystów. Wiadomym było, że gdy tylko otworzy własną galerię, zrobi się o niej głośno w całym mieście. Chociaż ten gość nie jest znany jako artysta, ma najlepsze oko na świecie. Po tym, jakby chociaż zerknął na jeden z moich rysunków, mogłabym umrzeć w spokoju.

– Nie mogę uwierzyć, że znasz Camdena Huntera – komentuję pełnym zdumienia głosem.

Przejeżdża kciukiem po wardze, co, jak zdążyłam zauważyć, robi całkiem często.

– Nie mogę uwierzyć, że go tak uwielbiasz. Kiedy go poznałem, miał trądzik i aparat na zębach.

Próbuję zwizualizować Camdena nie jako wybitnie utalentowanego w wyławianiu dzieł sztuki, ale z aparatem ortodontycznym i trądzikiem.

– Nawet nie chcę go sobie takiego wyobrażać.

Beck wzrusza lekceważąco ramionami.

– Nie przyznam się, że to powiedziałem, ale w tamtych czasach mógł zdobyć każdą dziewczynę, której zapragnął. Z rusztowaniem na zębach i z całą resztą.

Marszczę nos.

– To podoba mi się bardziej.

Sinclair kładzie na stole swoją dużą dłoń, a ja z jakiegoś powodu skupiam się na jego palcach. Tak bardzo chciałabym narysować widoczne na grzbiecie jego ręki żyły. Są cholernie seksowne i nie rozumiem dlaczego. Mam ochotę przejechać po nich palcem, potem podążyć w górę jego ramienia, a nawet poczuć skórę pod garniturem.

– To jak będzie? – Skupia spojrzenie tych niesamowicie ciemnoniebieskich oczu na mnie. – Chcesz usłyszeć więcej?

5

Beck

Nigdy nie przejmowałem się tym, co myślą na mój temat ludzie. Opinie innych mnie nie interesowały, dopóki nie zobaczyłem po raz pierwszy siedzącej naprzeciwko mnie upartej kobiety.

Gdy tylko wsunęła swoją drobną rękę w moją, a niezliczone pierścionki na jej palcach otarły się o moje dłonie podczas przywitania w letniej rezydencji rodziców, chciałem poznać jej myśli. Ciekawiło mnie, co sądzi o starszym bracie swojego chłopaka. Ledwie zdradziła mi swoje imię, a już przepełniła mnie ochota, by zadać jej milion pytań. Pierwszy raz w życiu pragnąłem poznać drugiego człowieka w najdrobniejszych szczegółach.

Potem zobaczyłem, że coś rysuje, i jeszcze bardziej niż to, co o mnie myśli, zainteresowało mnie, co takiego tworzy w tym swoim notesiku.

Przez cały tamten weekend prawie nie rozmawialiśmy. W miarę możliwości starałem się jej unikać.

Z wyjątkiem jednej nocy. Nocy, która na zawsze zapadła mi w pamięć.

Poza tym chciałem też wiedzieć, jakie zrobiłem na niej wrażenie, kiedy mnie poznała. Za wszelką cenę chcę się dowiedzieć, co się dzieje w jej głowie.

Margo odchrząkuje, wyrywając mnie ze wspomnień, i kieruje moją uwagę z powrotem na siebie.

Czyżby już podjęła odmowną decyzję? Użyję wszystkich znanych mi sposobów, by skłonić ją do zmiany zdania.

Nadal się zastanawia? Przekonam ją, że warto.

A może jednak powie „tak”? Dam jej wszystko, czego chce, a nawet więcej.

Niestety Margo nie zdradza, w jakim kierunku zmierzają jej myśli – przynajmniej jeszcze nie teraz.

– Zanim się na cokolwiek zgodzę, muszę wiedzieć coś więcej i jak to w ogóle miałoby wyglądać.

– Jasne. – Moja odpowiedź jest natychmiastowa.

Wstaję, obchodzę stół i staję tuż obok niej. Odpinam guzik marynarki, wsuwam ręce do kieszeni i siadam na krawędzi stołu. Gdybym przesunął się o centymetr, jej kolano otarłoby się o moje. Kusi mnie, by to zrobić tylko po to, by poczuć jakąś więź między nami.

– Co jeszcze chcesz wiedzieć?

– Co miałabym robić jako twoja asystentka? I co się stanie z twoją obecną asystentką? Zwolnisz ją?

Prycham.

– Nie. Polly zachowa stanowisko, ale będzie wypełniała obowiązki stacjonarnie w Nowym Jorku. Tobie przypadnie praca ze mną w Nowym Jorku oraz w razie potrzeby będziesz ze mną wyjeżdżać.

Wygląda na to, że właśnie zdała sobie sprawę, że jeśli się zgodzi, musiałaby pożegnać się z dotychczasowym życiem i przeprowadzić na drugi koniec kraju, z Kalifornii do Nowego Jorku.

– Mam się przeprowadzić?

– Nie możemy się zaręczyć i mieszkać w różnych miastach.

Wysunęła dolną wargę.

– Moje przyjaciółki są tutaj, a nie w Nowym Jorku. Przeprowadziłyśmy się tutaj razem. Nie mogę ich zostawić.

Powstrzymuję się przed przypomnieniem jej, że przeprowadziła się do Kalifornii dla Cartera.

– Zaprosisz je do siebie. Albo one ciebie. Jak chcesz. Mam odrzutowiec z personelem w stałej gotowości. Załatwimy to bez problemu.

– Masz odrzutowiec? Z personelem w stałej gotowości?

– Tak. Czeka teraz na płycie lotniska. Staram się unikać Kalifornii, jak tylko mogę. Zdecydowanie wolę Północny Wschód.

Śmieje się.

– Tak, typowy nowojorczyk. Bogaty, pewny siebie i zrzędliwy.

Ignoruję jej komentarz. Pewnie te przymiotniki miały stać się obelgami, ale nie ruszają mnie. Wiem, kim jestem. Lecz ona nie myli się w swojej ocenie.

Nowy Jork i ja pasujemy do siebie idealnie.

– Jaki masz kolejny argument, aby przekonać samą siebie, że to nie wypali?

Margo zaciska usta, wpatrując się w przestrzeń między nami. Wiele nie trzeba, byśmy się zetknęli, nieznaczny ruch, jej albo mój, i nasze ciała nawiążą kontakt fizyczny.

– Mianowicie taki argument, że to wszystko nieprawda. Myślisz, że nam uwierzą? Moje przyjaciółki się domyślą, że to ściema…

– Więc musimy je jakoś przekonać. Wszyscy, czyli przyjaciele i rodzina, muszą myśleć, że jesteśmy w sobie szaleńczo zakochani. Mój zarząd nie może się dowiedzieć, że ich oszukuję, bo wtedy w ogóle bym się pogrążył.

Już i tak przeszkadza im to, że decyduję o sprawach firmy, którą przecież sam stworzyłem. Kiedy sprzedałem ją lata temu, mając dwadzieścia pięć lat, spodziewali się, że wezmę pieniądze i ktoś inny obejmie stanowisko dyrektora generalnego. Ale nie stworzyłem Sintech Cyber Security po to, by oddać ją w obce ręce i zniknąć. Dokładnie wiedziałem, czego chciałem. Teraz każda licząca się platforma mediów społecznościowych korzysta z usług Sintechu w celu zapewnienia bezpieczeństwa przechowywanych danych. Muszę przyznać, że nie zdołałbym tego zrobić sam i aby się rozwijać, musiałem zrezygnować z części kontroli. Ale nie całej. Jeśli zarząd uwierzy, że się ustatkowałem, że życie playboya mam już za sobą, da mi spokój. Przestałby się interesować mną i moim życiem osobistym, a za to skupiłby na tym, na czym powinien – na firmie. Na dbaniu o bezpieczeństwo danych przeciętnego konsumenta w czasach, kiedy media społecznościowe stają się coraz bardziej powszechne w codziennym życiu.

Margo odchyla się na krześle. Jej uda napinają się tak mocno, że się zastanawiam, co jest tego przyczyną.

– A co na to twoja rodzina, Beck? Nie wpadną w szał, że zaręczyłeś się z byłą swojego brata?

Kręcę głową i odpowiadam z drwiną:

– Uwielbiali cię. Oboje, mama i tata, naprawdę się zdenerwowali, gdy usłyszeli, co zrobił ci Carter. Chętnie znowu cię zobaczą i nie będzie ich obchodziło, że teraz jesteś ze mną.

Znam się na ludziach i jestem niesamowity w studiowaniu ich mowy ciała, przez co dokładnie wiem, co dzieje się w ich głowach. Moja umiejętność, działająca nawet w przypadku kogoś, kogo nie lubię, nawala w obecności Margo. Nie potrafię odgadnąć wyrazu jej twarzy. Sprawia wrażenie zaniepokojonej, ale patrząc na jej zaciśnięte wargi, zastanawiam się, czy zaczyna mi ulegać i powoli daje się przekonać.

– Nie chciałabym zdenerwować Cartera.

Zaciskam zęby. Gwałtownie odwracam jej krzesło tak, że siedzi teraz bokiem do stołu konferencyjnego. Wpatruje się we mnie, zaskoczona, jej oczy są wielkie jak spodki. Naruszam jej przestrzeń osobistą, pochylając się tak nisko, że nasze oczy znajdują się na tym samym poziomie.

– Powiedz jego imię jeszcze raz, a położę cię na tym stole i będę pieprzył tak długo, aż jedyne, co zdołasz powiedzieć, to moje imię. Staniesz się mną tak przepełniona, że zapomnisz, o czym przed chwilą myślałaś.

Jej klatka piersiowa unosi się i opada, piersi ocierają się o klapy mojej marynarki.

– Nie chciałabym go zdenerwować – poprawia się.

Jej głos jest stłumiony, jakby starała się utrzymać ton na odpowiednim poziomie.

To jest nas dwoje.

Skórzane podłokietniki jęczą pod moim mocnym uściskiem. Plecy mam napięte i wiem, że powinienem się odsunąć. Gdyby teraz ktoś otworzył drzwi, zastałby Margo i mnie w dwuznacznej sytuacji. Nie wydarzyło się między nami nic niestosownego, ale słowom, które przed chwilą opuściły moje usta, daleko było do właściwych.

– Nie powinienem tego mówić.

To całkowite zaprzeczenie tego, co czuję. Chcę pocałować jej usta i lizać je tak długo, by imię mojego brata już nigdy z nich nie padło.

– Beck – szepcze.

Wysuwa język i oblizuje łuk kupidyna. Jeszcze jej nie przekonałem, więc muszę się od niej oderwać, zanim zrobię coś, czym mógłbym pokrzyżować swoje plany.

– To z mojej strony nietaktowne. Przepraszam, Margo. – Przybieram obojętną minę. Muszę wziąć się w garść. Nikt nie może wiedzieć, co tak naprawdę czuję. I muszę dopilnować, żeby tak pozostało. Nawet jeśli chodzi o nią. – Po prostu się umówmy, że nie wymawiamy jego imienia w swojej obecności, okej? Dla niego to już przeszłość. Jestem przekonany, że ma nową dziewczynę i bez wątpienia już ją zdradził. Nie będzie go to obchodzić.

Przez chwilę Margo sprawia wrażenie smutnej. Nie przyszło mi do głowy, że wciąż może żywić jakieś uczucia do mojego brata. To będzie musiało się zmienić. Nie pocieszam jej, pozostaję w bezruchu, w bezpiecznej odległości, zanim zrobię coś, co sprawi, że HR skręci mi kark.

– Najpierw musimy ustalić jakieś zasady, warunki albo, nie wiem, jakieś wymyślne słowo bezpieczeństwa, ale czegoś potrzebujemy. Zanim w ogóle zacznę to rozważać, muszę wiedzieć, że chodzi nam dokładnie o to samo.

– Mów, jakie są twoje warunki, Margo.

6

Margo

Mam nadzieję, że przynajmniej wyglądam na spokojną. Gdy Beck nie znajduje się już w mojej przestrzeni osobistej, a ostry zapach jego zapewne drogiej wody kolońskiej nie atakuje moich nozdrzy, staram się, choć z marnym skutkiem, myśleć trzeźwo. Przynajmniej próbuję wyglądać normalnie, ale tak naprawdę ogarnia mnie cholerne przerażenie.

W głowie ciągle odtwarzam słowa Becka. Umysł podsuwa mi obraz mnie opartej o stół, przez co się zastanawiam, jak by to było, gdyby wziął mnie od tyłu. To absurdalne myśli i nie powinnam ich mieć, zwłaszcza że dotyczą nowego szefa – przystojniejszego starszego brata mojego eks. Wszystko wskazuje na to, że wezmę udział w komedii o tytule: Narzeczona na niby;poza tym mam teraz brudne myśli o nas dwojgu i tym stole.

A to wszystko sprowadza się do jednego słusznego stwierdzenia, mianowicie propozycja Becka to fatalny pomysł.

– Nie chcę znowu czuć tego wstydu, Beck – oznajmiam, ściszając głos, i staram się zachować spokój. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję, to zdradzić się, jak zadziałały na mnie jego słowa. – Wszyscy patrzyli na mnie z politowaniem, kiedy się okazało, że Car… – Prawie wymsknęło mi się zakazane imię, ale szybko się poprawiłam: – Twój brat zdradzał mnie latami. Jeżeli ludzie mają myśleć, że jesteśmy zaręczeni, nie możesz się pokazywać z innymi kobietami. Już nigdy nie chcę tak się czuć, nawet jeśli mamy wejść w fikcyjny związek.

W jego oczach nie ma ani odrobiny fałszu, gdy zapewnia:

– Nie zrobiłbym ci tego, Margo. Zamierzam pokazywać się tylko z tobą.

Nie wiedzieć czemu na jego słowa ściska mnie w żołądku. To smutne. Carter tak mnie skrzywdził, że gdy mój potencjalny przyszły narzeczony obiecuje nie pokazywać się z inną, kiedy będziemy tak jakby zaręczeni, uznaję to za romantyczne.

Mężczyźni. Nie dość, że potrafią zranić do żywego, to jeszcze mają to gdzieś.

– Wiem, że masz… potrzeby – zaczynam, mozoląc się ze słowami. Skoro już podjęłam ten katastrofalny temat, kontynuuję, mimo coraz bardziej piekącej twarzy. Jakby pozbawiona wolnej woli, przesuwam spojrzenie na jego spodnie od garnituru, do jego krocza, a rumieńce pokrywające moje policzki stają się intensywniejsze. – Rozumiem, że potrzebujesz się z kimś spotykać, ale jeśli zdecydujemy się „zaręczyć”, to nie chcę, żeby widywano was w miejscach publicznych. Nie chcę, żeby ktokolwiek inny, no wiesz, wiedział, że gdzie indziej zaspokajasz swoje potrzeby. Obiecuję zrobić to samo w przypadku moich… eee… potrzeb. – Nigdy nie sądziłam, że słowo „potrzeby” może wywołać u mnie rumieniec zażenowania, tymczasem proszę bardzo, robię się czerwona jak burak.

Nozdrza Becka się rozszerzają, a gniew w jego spojrzeniu sprawia, że ze strachu odwracam wzrok. Nagle chwyta mnie za podbródek dwoma silnymi palcami i zmusza do podniesienia głowy. Opuszki wpijają się w moje policzki, twarz tężeje mu ze złości.

– Niech tylko jakiś facet chociażby pomyśli o zajęciu się tobą, kiedy zostaniesz moją narzeczoną, a jest już trupem. – Jego głos aż kipi złością.

Nie mam pojęcia, skąd wziął się w nim ten gniew, ale jakoś to na mnie działa.

Otwieram i zamykam usta, zastanawiając się, co mu odpowiedzieć. Trzyma mnie mocno za szczękę, mrużąc oczy i bacznie mi się przyglądając.

– Margo – odzywa się przez zaciśnięte zęby.

Mięśnie jego szczęki drgają. Potrafię to dostrzec tylko dzięki temu, że znajdujemy się tak blisko siebie. Zastanawiam się, czy zawsze tak się zachowuje, czy tylko wtedy, gdy przepełnia go wściekłość.

Muszę się tego dowiedzieć.

– Powiedz, że rozumiesz – żąda z napięciem w głosie.

– Co rozumiem? – pytam, a mój mózg jest jak papka.

Gdy znajduję się tak blisko Becka, brakuje mi słów. Jego zapach, ciepło promieniujące od jego ciała i ta otaczająca go aura niesamowitej pewności siebie naprawdę przytłaczają.

Zanim odsuwa dłoń, delikatnie muska kciukiem mój policzek. Krzyżuje ręce na piersi, przyjmując pozycję obronną, przez co materiał wokół jego bicepsów się napina i dopasowany garnitur robi się prawie zbyt dopasowany do wybrzuszonych mięśni.

– Jeśli się na to zgodzisz, w twoim życiu nie będzie miejsca dla nikogo innego, Margo. Przez rok, czy jak długo to potrwa, jesteś moja.

Wciąż się zastanawiam, czy czasem nie mam jakiejś alergii na wino wypite wczoraj wieczorem. Albo czy nie dopadły mnie gorączkowe majaki. Musi istnieć jakieś logiczne wyjaśnienie całej tej sytuacji. To się nie dzieje naprawdę. Beckham Sinclair nie prosi mnie o zostanie jego narzeczoną. Nie zmusza do bycia z nim i tylko z nim – choćby tylko na niby. To jakaś alternatywna rzeczywistość. Tak naprawdę Beck nie powiedział „jesteś moja”…

Ale powiedział. To wszystko dzieje się naprawdę.

Mimo że to marzenie każdej kobiety, tylko czekam, by się dowiedzieć, gdzie jest haczyk.

Prostuję się na krześle i zakładam nogę na nogę.

– Okej, ale ciebie to też dotyczy. To nie fair, że oczekujesz ode mnie, że przestanę spotykać się z innymi, a ty zamierzasz nadal to robić.

W jego lazurowych oczach dostrzegam błysk, ale nie potrafię określić czego. Przychodzi mi do głowy, że to pożądanie, ale przecież to absurd. Beck może z łatwością zdobyć każdą kobietę, jakiej zapragnie. Niemożliwe, żeby patrzył z takim pożądaniem na mnie.

– Będziesz tylko ty, Margo. Tylko ty.

Serce wali mi niemiłosiernie. Beck nie znajduje się już tak blisko, jak kilka minut temu, ale wciąż czuję, jakby mnie osaczał. Tracę kontrolę nad sytuacją. Muszę ją odzyskać, zanim moje serce zrobi coś głupiego, jak na przykład to, że zacznie go pragnąć.

– Jest coś jeszcze – mówię pospiesznie i wstaję, ponieważ dziwnie się czuję, patrząc na niego z dołu.

Nawet mając na stopach szpilki, muszę zadrzeć głowę, aby na niego spojrzeć. A on nawet nie stoi, tylko opiera się o stół konferencyjny.

– Oświeć mnie – rzuca.

Wskazuję na nas.

– Nic nie może się między nami wydarzyć. Musimy wyznaczyć nieprzekraczalne granice. Żadnego całowania ani czegokolwiek innego – dodaję po namyśle.

Jego śmiech zaskakuje mnie tak bardzo, że aż podskakuję.

– Margo. Przyjdzie nam przekonać wiele osób, że jesteśmy zaręczeni. Na pewno będziemy musieli się pocałować. A jeśli chodzi o cokolwiek innego – wypowiada to sarkastycznie, jakby słowa zostały ujęte w cudzysłów – mogę cię zapewnić, że nie zamierzam się z tobą pieprzyć, dopóki mnie o to nie zaczniesz błagać.

Nie wiem, jak Beckowi udaje się sprawić, że słowo „pieprzyć” brzmi tak gorąco, ale za każdym razem, gdy je wypowiada, coraz mocniej zaciskam uda.

Mrużę oczy.

– Mogę cię zapewnić, że tak się nie stanie, więc spoko. A co do całowania, to może.

Posyła mi wyzywający uśmieszek.

– O to się nie martwię. Raczej prędzej niż później się pocałujemy. I uwierz mi, zechcesz robić to nie tylko na pokaz.

Prycham.

– Jesteś bardzo pewny siebie. Ale tak się nie stanie. – Nawet gdy wypowiadam te zdania, zaprawiając każdą sylabę głębokim przekonaniem, wbijam spojrzenie w jego pełne usta. Jestem pewna, że gdybym pocałowała Becka Sinclaira, to tak, jakbym się z nim przespała. Jego pocałunek okazałby się lubieżny. Zrobiłby ze mną rzeczy, do których żaden inny mężczyzna nie byłby zdolny. Choć nigdy mnie nawet nie dotknął, mam co do tego pewność.

I właśnie dlatego do niczego nie może między nami dojść.

– Nigdy nie mów „nigdy”, Violet. – Cmoka wymownie.

– Nigdy – odpowiadam natychmiast, przeciągając słowo, by podkreślić jego znaczenie.

Beck kładzie jeden skórzany but na drugim, krzyżując stopy w kostkach.

– Robisz z tego grę. Przez co jeszcze bardziej mam ochotę cię pocałować.

Pstrykam palcami, przerywając to, co się teraz między nami dzieje.

– Wracamy do umowy.

Przesuwa palcem po drewnianym blacie stołu konferencyjnego, podnosi rękę do twarzy i uśmiecha się na widok niewielkiej ilości kurzu pokrywającej jego opuszkę.

– Czy jest coś jeszcze, co powstrzymuje cię przed powiedzeniem: „tak”?

– Prawie wszystko – ripostuję.

Wzdycha, dając mi do zrozumienia, że irytuje go moja niechęć. A może to złość? Albo po trosze jedno i drugie. Unosi nadgarstek i odciąga rękaw garnituru, aby spojrzeć na zegarek. Sprawdziwszy godzinę, zaniepokojony otwiera szerzej oczy.

– Margo, spóźniłem się na jedno spotkanie i zaraz spóźnię się na kolejne. Co mam zrobić, żebyś się zgodziła?

Pocierając o siebie wargami, zastanawiam się, co powinnam odpowiedzieć. Szczerze mówiąc, to jestem o wiele bardziej skłonna powiedzieć „tak”, niż mogłabym przypuszczać. Być może dlatego, że bardzo ciekawi mnie, jak by to było stać się narzeczoną Becka, nawet tą fikcyjną. Może w głębi duszy czuję się na tyle rozgoryczona tym, co zrobił mi Carter, że chcę się zgodzić tylko po to, by wzbudzić w nim zazdrość. Chociaż aby tak się stało, musiałoby mu na mnie zależeć. A nawet nie wiem, czy to, że pojawiłabym się w ich rodzinnym domu jako narzeczona jego starszego brata, wzbudziłoby w nim jakiekolwiek emocje.

To, co mnie najbardziej powstrzymuje, to fakt, że musiałabym zostawić Emmę i Winnie oraz obawa przed tym, co się stanie, gdy Beck i ja zakończymy nasze tak zwane zaręczyny. Aby się zgodzić na jego propozycję, musiałabym mu zaufać, że załatwimy to tak, jak ja chcę.

– Naprawdę nie jestem z tych lubiących czekać.

W głowie wirują mi wszystkie powody, dla których powinnam odmówić. Przede wszystkim wciąż boli mnie to, co zrobił jego brat. Przeprowadzka na drugi koniec kraju z niby-narzeczonym to prawdopodobnie nie najlepszy pomysł.

Ale kocham Nowy Jork.

Moje serce należy do tego miasta. Przyjechałam do Kalifornii, bo Emma i ja otrzymałyśmy oferty pracy. Wmawiałam sobie, że nie przeprowadziłam się tutaj dlatego, że Carter również znalazł tu pracę, ale szczerze mówiąc, to chciałam tu pracować ze względu na niego. A Winnie, jak to Winnie, dołączyła do mnie. Z pieniędzmi, jakie ma jej rodzina, może wyjechać dokądkolwiek i żyć gdziekolwiek.

Zawsze się zastanawiałam, co by się wydarzyło, gdybym została w Nowym Jorku. Nie żałuję przeprowadzki do Kalifornii, ale Zachodnie Wybrzeże nie jest mi pisane. Teraz mam szansę nie tylko wrócić, ale też pokazać swoje prace Camdenowi Hunterowi. To jedyna taka okazja w życiu. Muszę tylko przez rok udawać narzeczoną Becka.

– Zgodzę się, ale zrobimy to na moich warunkach. Niewykluczone, że wprowadzę nowe zasady, i muszę wiedzieć, że się na nie zgodzisz, nawet jeśli ta cała farsa już się rozpoczęła.

Przez chwilę zastanawia się nad moimi słowami. Widzę, że bije się z myślami, nie wie, czy się zgodzić na częściowe oddanie kontroli, której tak desperacko potrzebuje. Wsuwa ręce do kieszeni, patrząc na mnie.

– Zgoda.

– A więc postanowione – stwierdzam, zastanawiając się, czy pożałuję tej decyzji.

Wstaje, pocierając dłonie. Dzielą nas zaledwie dwa kroki, spogląda na mnie z góry, jego twarz znów jest nieodgadniona. Sięga do wewnętrznej kieszeni garnituru i wyciąga wizytówkę. Trzyma ją między wskazującym i środkowym palcem.

Patrzę na nią, zdezorientowana. Skoro ma zostać moim narzeczonym, po co daje mi swoją wizytówkę? Wydaje mi się to trochę zbyt formalne.

– Jesteśmy w kontakcie – oznajmia, przyciskając wizytówkę do mojej klatki piersiowej.

Nie mam innego wyboru, jak ją przyjąć.

I nie mówiąc nic poza tym, żadnego „dzięki” czy nawet zwykłego „cześć”, Beck zostawia mnie samą w sali konferencyjnej.

Moje myśli zaprząta tylko jedno pytanie: „Na co ja się zgodziłam?”.