10,99 zł
Miriam Howard nie jest zadowolona, gdy jej nowy szef, Benjamin Silver, chce z nią omówić przygotowanie corocznej gali dla sponsorów. Miriam musi w tym celu polecieć do niego do Aspen, a miała spędzić ten wieczór z przyjaciółmi. Benjamin obiecuje, że wieczorem będzie w domu, ale śnieżyca uniemożliwia powrotny lot. Miriam musi zostać u Benjamina. Burza śnieżna, która przedłuża ich spotkanie, nie jest jedyną zawieruchą tych dni. Druga – silniejsza – rozpętuje się w sercach Miriam i Benjamina…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 144
Marcella Bell
Burza w sercach
Tłumaczenie:
Agnieszka Baranowska
Miriam Howard westchnęła z wrażenia na widok ogromnej posiadłości poniżej. Żołądek podszedł jej do gardła, gdy samolot zaczął schodzić do lądowania. Na tle spowitego lekkim welonem śniegu krajobrazu, budynki odcinały się od sąsiadującego z nimi lasu i oceanu. Nigdy wcześniej nie widziała tak wielkiej posiadłości prywatnej, a pochodziła z Los Angeles! Nigdy w życiu nie widziała też tyle śniegu. Zamiast się zachwycić, poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. Gdy poprzedniego dnia dowiedziała się, że następnego ranka ma polecieć do Aspen, założyła, że wyląduje na małym prywatnym lotnisku, jak to, z którego wyleciała w Los Angeles. Jednak jeszcze zanim pilot posadził maszynę na pasie, zorientowała się, że najprawdopodobniej znalazła się na terenie prywatnej posiadłości Benjamina Silvera. Miri zadrżała, mimo że w kabinie odrzutowca pana Silvera panowało przyjemne ciepło.
Lądując na terenie słynnego sanktuarium swojego szefa, zastanawiała się, czy można mieć za dużo pieniędzy. Miała wrażenie, że w ciągu ostatnich dwudziestu czerech godzin Silver próbował udowodnić, że owszem, można. Jeszcze przed szesnastą czterdzieści pięć poprzedniego dnia Miriam nie planowała żadnej podróży, a teraz znajdowała się w Aspen, w Kolorado, choć po raz pierwszy, odkąd dostała pracę jako dyrektor działu PR w Fundacji Społeczności Żydowskiej dwa tygodnie temu, miała plany prywatne na wieczór. Ale jej szefa na pewno to nie obchodziło – nie zarobił swoich miliardów, przejmując się życiem prywatnym swoich podwładnych. Zwłaszcza takich, którzy, jak Miriam, nie raportowali bezpośrednio do niego. Mimo to, jako przewodniczący zarządu Fundacji, mógł ją w każdej chwili zwolnić. Zwłaszcza że powierzono jej zorganizowanie jego oczka w głowie, czyli dorocznej gali sponsorów. W związku z tym, musiała być na każde jego zawołanie, a jednocześnie walczyć o każdą minutę jego czasu, by dopiąć wszystkie szczegóły planowanej dorocznej gali. Sądząc po wczorajszej krótkiej rozmowie telefonicznej, czasu jej szef miał bardzo niewiele, zwłaszcza dla niej. Niestety, to on miał zatwierdzać wszystkie jej pomysły dotyczące gali. Musiała się dostosować do jego planów, bo to on był szefem. Proste. Stąd nagła wyprawa do górskiej fortecy, która była nią nie tylko z nazwy. Posiadłość była… monstrualnych rozmiarów, wręcz… gargantuiczna. Jak to możliwe, że coś takiego było czyimś domem?
Miriam nie potrafiła sobie wyobrazić, że mieszka tu jakakolwiek rodzina, nawet wielka i bogata. Jej duża i kochająca się rodzina mieszkała w czterech pokojach i nikt nie narzekał. Nawet gdy Miriam się wyprowadziła, nie zrobiło się luźniej, bo jej rodzeństwo nie przestawało zaludniać świata rozkosznymi bobasami. Teraz cały jej dobytek mieścił się w mikroskopijnym mieszkanku z malutką kuchenką i sypialnią, w której było jedynie łóżko, a mimo to odnosiła wrażenie, że pławi się w luksusie, mając całą przestrzeń tylko dla siebie.
A może pan Silver mieszkał tu sam? Miriam rozejrzała się po bezkresnej, samotnej bieli – bez rodziny człowiek mógł się tutaj poczuć jak zagubiona dusza. Bliscy zapewniali wsparcie i siłę, by stawić czoło światu, ogromnemu i pełnemu pułapek. Pan Silver radził sobie chyba nieźle, skoro zarobił tyle pieniędzy, pomyślała. Na pewno miał kogoś, kto go wspierał.
Dlatego cieszyła się, że wzięła więcej pączków. Musiała wstać wcześniej i odstać swoje w kolejce w cukierni w Highland Park, którą wszyscy się ostatnio zachwycali. Jej szef nie wydawał się osobą, którą można było oczarować słodyczami, ale Miri miała nadzieję, że pączki zapewnią jej życzliwe przyjęcie ze strony jego rodziny, zwłaszcza że przybywała w pierwszy dzień święta Chanuki.
Pracowała dla Fundacji dopiero od dwóch tygodni i musiała zrobić wszystko, co w jej mocy, by nie stracić tej pracy i zarobić na czynsz. Podczas rekrutacji wcale nie była najbardziej doświadczoną kandydatką, ale miała stertę dyplomów i z desperacji, obiecała, że dokona czegoś, co inni kandydaci uznali za niewykonalne, czyli zorganizuje galę od zera w dwa miesiące.
Wszystkie wcześniejsze przygotowania przepadły w otchłani ostatniego skandalu. Fundacja miała odwołać galę, ale składając obietnicę, Miriam udawała pewną swego tak przekonująco, że zarządzający Fundacją postanowili dać jej szansę i zatrudnić ją warunkowo. Warunkiem było zorganizowanie takiej gali, która sprawi, że społeczność wspierająca Fundację zapomni o wieloletnim romansie byłego już dyrektora generalnego. Reputacja Fundacji bardzo ucierpiała i tylko coś spektakularnego mogło przywrócić ludziom wiarę w całą organizację i prowadzących ją menedżerów.
Dlatego Miri potrzebowała pełnego wsparcia swojego szefa. Musiała go sobie owinąć wokół palca na tyle, by nie kwestionował jej pomysłów. W przeciwnym razie – straci pracę. Niestety, początki ich współpracy nie były obiecujące. Po serii mejli, które pozostawił bez odpowiedzi, w końcu zgodził się na krótką rozmowę telefoniczną, podczas której poinformował ją głosem, który, nie miała co do tego wątpliwości, sprawiał, że kobietom miękły kolana:
– Nie wierzą w skuteczność spotkań on-line.
Miri westchnęła w duchu, sfrustrowana.
– Mogę na to poświęcić dwie godziny. Nie mam czasu na wymiany mejli i niejasności wynikające z pracy na odległość. – Aksamitnym, głębokim głosem wytknął jej ilość wysłanych do niego mejli. – Dlatego przylecisz tutaj jutro rano, popracujemy przez dwie godziny, a potem wrócisz do domu. Rzadko komu poświęcam dwie godziny wyłącznej uwagi, więc mam nadzieję, że wszystko ustalimy i nie będziemy musieli się więcej kontaktować aż do gali.
Według Miriam zachowywał się zupełnie nieracjonalnie. Kazał jej lecieć gdzieś na odludzie w pierwszy dzień świąt, co oznaczało, że Miriam po raz pierwszy złamie tradycję spotykania się w ten świąteczny dzień z przyjaciółmi. Mimo to uśmiechnęła się przez zaciśnięte zęby i odpowiedziała:
– Oczywiście, panie Silver, już kupuję bilet i wynajmuję samochód.
Ciepły, głęboki dźwięk jego śmiechu w słuchawce zbił ją z pantałyku.
– To słodkie, ale nie ma potrzeby. To byłaby niepotrzebna strata czasu. Polecisz moim prywatnym samolotem. Podaję adres lotniska.
– Oczywiście, panie Silver – odparła raźno – ale ja naprawdę sobie poradzę i pojawię się na czas. Nie ma potrzeby kłopotać pana pilota.
Miriam nienawidziła, gdy ktoś organizował jej życie i stawiał ją w sytuacji, nad którą nie miała żadnej kontroli. Nawet jeśli był to lot luksusowym odrzutowcem. Nie chciała przysług. Ludzie zazwyczaj oczekiwali w zamian wdzięczności i uważali, że mają prawo czegoś wymagać. Irytacja w głosie Silvera wcale nie sprawiła, że brzmiał mniej zniewalająco.
– Szkoda czasu.
– Prywatne samoloty częściej się rozbijają. Moja śmierć na pewno znacznie opóźniłaby organizację gali – burknęła, zanim zdołała zatkać sobie usta dłonią. Nie mogła sobie pozwolić, by wyjść na trudną, bądź, co gorsza, bezczelną. Obie te cechy dyskwalifikowały kobietę o afrykańskich korzeniach w świecie prestiżowych organizacji non-profit. Ale Silver zaskoczył ją i roześmiał się – szczerze, radośnie, z serca, jakby przypomniał sobie, że jest człowiekiem, a nie maszyną do zarabiania pieniędzy.
– W takim razie, może wolisz helikopter? – zażartował.
– Nie, dziękuję – odpowiedziała szybko. Musiała jednak szybko zakończyć te rozmowę, zanim popełni kolejną, potencjalnie jeszcze gorszą gafę.
– Stawię się rano na lotnisku – poddała się.
– Świetnie. Do zobaczenia jutro. I nie martw się, wrócisz do domu sporo przed zmrokiem. Nie przegapisz Chanuki z rodziną. Dwie godziny maksimum – obiecał i rozłączył się bez pożegnania.
Nie zdążyła mu powiedzieć, że rodzina nie spodziewała się z nią niczego świętować. Na szczęście Silver na pewno nie miał najmniejszego powodu, by interesować się jej życiem osobistym. Interesowało go jedynie załatwienie wszystkiego, co mieli do załatwienia, w dwie godziny, co oznaczało dla niej wieczór spędzony na intensywnej pracy. Z drugiej strony, nie zostawiało jej to czasu na stresowanie się spotkaniem z numerem sześć na liście najbogatszych ludzi świata. Poranek nadszedł szybciej, niżby sobie tego życzyła, i lądując w Aspen, Miri wcale nie czuła się pewnie. Sam widok posiadłości wprawił ją w dygot, a jeszcze nawet nie spotkała gospodarza.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Tytuł oryginału: Snowbound in Her Boss’s Bed
Harlequin Mills & Boon Limited, 2022
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2022 by Marcella Bell
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-8342-387-6
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek