Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
109 osób interesuje się tą książką
Ona jest prymuską z ambitnymi planami naukowymi.
On chłopakiem, który myśli tylko o hokeju.
Czy połączy ich coś więcej niż tylko gra?
Summer Preston marzy o jednym – pragnie być psycholożką sportową. Gdy promotorka stawia jej ultimatum, dziewczyna musi zacząć współpracować z kapitanem drużyny hokejowej, co wywołuje w niej sprzeczne uczucia. Z jednej strony mogłaby dzięki temu zrealizować swoje życiowe plany, a z drugiej – wolałaby trzymać się jak najdalej od sportu, którego nienawidzi. Dodatkowo, gdy poznaje kapitana... cóż, powiedzmy, że jej wszystkie najgorsze przypuszczenia dotyczące hokeistów się potwierdzają.
Aiden Crawford jest kapitanem uczelnianej drużyny hokejowej, ale jego lekkomyślny błąd zagraża sukcesowi całego zespołu. W ramach kary trener wyznacza go do wzięcia udziału w studenckim projekcie badawczym. To oczywiście ostatnia rzecz, na jaką Aiden ma ochotę, zwłaszcza że dziewczyna prowadząca projekt wygląda, jakby chciała używać jego łyżew jako broni.
Summer nie może znieść beztroskiego podejścia Aidena do życia, a Aiden nie rozumie, jak w wieku dwudziestu lat można mieć tak szczegółowy plan na przyszłość. Ich kłótnie szybko zamieniają się jednak w coś, z czym oboje nie będą potrafili walczyć. Co wyniknie z tej kolizji osobowości... i serc?
Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 456
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Playlista
Post Malone ft. Swae Lee Sunflower
The Neighbourhood Pretty Boy
Mac Miller Self Care
The Neighbourhood Daddy Issues
Taylor Swift Lavender Haze
Miguel ft. J. Cole, Salaam Remi Come Through and Chill
Ariana Grande ft. Social House Boyfriend
Saltwater Saddles Tennessee Whiskey
Sinéad Harnett ft. GRADES If You Let Me
Darci WILD HORSE
Arctic Monkeys I Wanna Be Yours
Chase Shakur Too Far Close
COIN I Want It All
Cults Gilded Lily
Arin Ray ft. Kehlani Change
Big Sean ft. Ty Dolla $ign, Jhené Aiko Body Language
Cigarettes After Sex Sunsetz
Coldplay Yellow
J.Cole She’s Mine Pt. 1
SZA Snooze
TYTUŁ ORYGINAŁU:
Collide
Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska
Wydawczyni: Maria Mazurowska
Redakcja: Katarzyna Sarna
Korekta: Małgorzata Lach
Ilustracja na okładce: © Leni Kauffman
Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski
Ilustracja na stronach rozdziałowych: © incomible / Stock.Adobe.com
Collide. Copyright © 2024 by Bal Khabra. By arrangement with the author.
All rights reserved.
Copyright © 2024 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Copyright © for the Polish translation by Karolina Bochenek, 2024
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie I
Białystok 2024
ISBN 978-83-8371-288-8
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk
Dla dziewczyn, które uwielbiają hokej
1
Przyłożyła mi pistolet do głowy. Oczywiście w przenośni.
Ten pistolet to pewien znienawidzony przeze mnie sport, a kobieta, która trzyma broń przy mojej skroni, to doktor Laura Langston.
– Hokej? – powtarzam. – Mam napisać pracę aplikacyjną na temat hokeja?
Langston jest moją mentorką od początku mojej nauki na Uniwersytecie Daltona i to pod jej nadzorem mam przygotować aplikację na studia podyplomowe.
Zawsze ją podziwiałam, wręcz miałam obsesję na punkcie jej artykułów naukowych. Można powiedzieć, że jako kujonka byłam nią tak zauroczona jak zwykli ludzie celebrytami. Zachwycały mnie jej doktorat z psychologii sportu, niezliczone publikacje oraz bogate doświadczenie w pracy z olimpijczykami i sportowcami z całego świata.
Tak było, dopóki jej nie poznałam.
Mówią, że lepiej nie poznawać swoich idoli. To powiedzenie z pewnością dotyczy Laury Langston, która jest ludzkim odpowiednikiem wściekłego roju os. Wielu profesorów traktuje studentów z góry, jakby ich poczytne publikacje dawały im prawo do pomiatania młodszymi od siebie, ale Langston jest w tym absolutnie bezkonkurencyjna. Ta niezaprzeczalnie wybitna kobieta nie tylko traktuje młodych ludzi protekcjonalnie i lekceważąco, ale także celowo im wszystko utrudnia, gdy zwracają się do niej o pomoc.
Dlaczego więc, u licha, wybrałam ją na swoją mentorkę? Dlatego, że jej wskaźnik sukcesu we wprowadzaniu studentów do prestiżowego programu magisterskiego Uniwersytetu Daltona jest zbyt wysoki, abym mogła go zignorować. To najlepszy program w Ameryce Północnej, a studenci prowadzeni przez Langston prawie zawsze się do niego dostają. Nie wspominając o tym, że to ona wybiera, kto będzie konkurował o staż w Team USA, a ten jest przyznawany tylko jednemu studentowi z danego rocznika. To było moje marzenie od ósmego roku życia i muszę jakoś ścierpieć jej potworną dyktaturę, jeśli dzięki temu zdobędę tytuł magistra psychologii sportu.
– Musisz zacząć wykorzystywać swoje zasoby na własną korzyść, Summer. – Langston przygląda mi się badawczo znad zsuniętych na nos okularów. – Wiem, że nienawidzisz hokeja, ale to twoja jedyna szansa na złożenie rzetelnej aplikacji.
Wypowiada słowo „nienawidzisz” tak, jakby moja antypatia do tego sportu była jakąś fanaberią. Ledwo nad sobą panuję – moja promotorka jest jedną z niewielu osób, które doskonale wiedzą, dlaczego trzymam się z dala od lodowiska i, co za tym idzie, od wszystkich przeklętych hokeistów. To czyste okrucieństwo zmuszać mnie do przeprowadzania badań, które mają zadecydować o mojej przyszłości, właśnie na ten temat. Tylko Langston ze swoim sercem ze stali mogłaby wymyślić tak diabelski plan.
– Ale dlaczego akurat hokej, a nie piłka nożna albo koszykówka? Mogę się zająć nawet curlingiem. Obojętne.
Tylko czy Dalton ma w ogóle drużynę curlingu?
– Właśnie. Jest ci to obojętne. A ja chcę, żebyś zajęła się czymś, na czym naprawdę ci zależy. Czymś, co wzbudza w tobie silne odczucia. Jak hokej.
Nie mogę znieść myśli, że ta diablica ma rację. Owszem, ma żmijowatą naturę, ale jest też niezwykle mądrą kobietą. W końcu nie bez powodu przyznano jej tytuł doktora. Niestety bycie jej studentką przypomina igranie ze śmiercią.
– Ale…
– Nie wyrażę zgody na nic innego. – Podnosi rękę. – Albo zdecydujesz się na hokej, albo wylatujesz. Wybór należy do ciebie.
To tak, jakby wszechświat pokazał mi wielki środkowy palec w postaci mojej profesorki. Nie mogę uwierzyć, że harowałam jak wół na studiach licencjackich tylko po to, żeby ostatecznie dowiedzieć się, że hokej jest moją jedyną przepustką do przyszłości. To jakiś chory żart! Zaciskam pięści i tłumię krzyk.
– Nie pozostawia mi pani wielkiego wyboru, doktor Langston.
– Jeśli nie możesz się tym zająć, to znaczy, że najwyraźniej przeceniłam ciebie, Summer, i twoje możliwości – kwituje ostrym tonem. – Mam czterech studentów, którzy gotowi byliby zabić, żeby znaleźć się na twoim miejscu, a jednak to ciebie wzięłam pod swoje skrzydła. Nie każ mi żałować tej decyzji.
To nie do końca prawda. Nie można powiedzieć, że łaskawie się nade mną ulitowała. Wzięła pod uwagę moją wysoką średnią i świetne listy referencyjne. Nie wspominając o tym, że zaliczyłam wyjątkowo trudny egzamin, który opracowała w celu wyselekcjonowania najlepszych kandydatów. Zatrułam się wtedy czymś w uczelnianej stołówce, ale i tak uzyskałam najlepszy wynik i nie pozwolę, żeby ktoś teraz zajął moje miejsce.
– Naprawę rozumiem, ale jak pani wie, nie jestem fanką hokeja. Dodam jeszcze, że mam ku temu istotny powód, dlatego wątpię, aby moje badania okazały się rzetelne.
– Cóż, musisz przezwyciężyć swoją niechęć albo stracisz to, na co tak ciężko pracowałaś.
Niechęć?
Czuję się, jakby wbiła mi nóż w serce. Próbuję zignorować to doznanie, ale to zupełnie tak, jakbym ignorowała kulę, która utknęła mi w mostku.
– Dlaczego nie mogłabym się zająć koszykówką? Trener Walker z radością oddelegowałby swojego zawodnika do współpracy ze mną.
– Trener Kilner już wyznaczył jednego ze swoich. Złóż projekt do końca tygodnia albo wylecisz, panno Preston.
Skręca mnie w reakcji na jej bezlitosną odprawę. Gdybym mogła bezkarnie popełnić jedno przestępstwo w życiu, z pewnością miałoby ono związek z doktor Langston.
– No dobrze, dziękuję – mamroczę pod nosem.
Stuka z impetem w klawiaturę komputera, zapewne zamieniając życie innego studenta w piekło. Wyobrażam sobie, że po powrocie do domu skreśla ze swojej listy nazwiska tych, których z powodzeniem udręczyła. Dziś pewnie z satysfakcją wbije szpilki w laleczkę voodoo o moim imieniu.
Nie mogę w to uwierzyć. Przez ostatnie trzy lata szczęśliwie udawało mi się unikać wszystkiego, co miało jakikolwiek związek z hokejem, a teraz moja mentorka zmusza mnie do zajmowania się tą dziedziną sportu przez następne kilka miesięcy! Cholera, mam przechlapane. Nie pozostaje mi chyba nic innego, jak zacisnąć zęby i stłumić odrazę do sportu moich kanadyjskich przodków.
Muszę przywołać całą siłę woli, aby nie zatrzasnąć za sobą drzwi do gabinetu tej zołzy.
Na korytarzu słyszę znajomy męski głos:
– Wyglądasz na wkurzoną. – Donny nie spuszcza ze mnie brązowych oczu, opiera się o ścianę w swoich kaszmirowych ubraniach.
Jako studentka popełniłam kilka godnych pożałowania błędów i Donny Rai zdecydowanie jest jednym z nich.
Po dwóch męczących latach nadal muszę go codziennie widywać, bo oboje ubiegamy się o udział w tym samym programie. Chociaż nie mam poczucia, żebyśmy ze sobą rywalizowali, to jestem świadoma, że Donny’emu zależy na tym stażu tak samo jak mnie.
– Postawiła ci ultimatum? – Rusza ze mną korytarzem.
– Tak. – Patrzę na niego. – Skąd wiedziałeś?
– Godzinę temu zrobiła to samo Shannon Lee. I teraz Shannon zastanawia się nad rezygnacją.
Moje oczy rozszerzają się ze zdumienia. Ta dziewczyna to jedna z najbystrzejszych studentek na naszej uczelni – dotąd nikt w tak młodym wieku nie napisał pracy z psychologii klinicznej, która kwalifikowałaby się do opublikowania w czasopiśmie naukowym.
– To niedorzeczne. – Potrząsam głową, podczas gdy dociera do mnie, jak bardzo mam przerąbane. – Dobrze, że złożyłeś aplikację wcześniej. Teraz pozostali muszą spełnić nowe wymogi.
– Jeszcze nie wiadomo, czy mnie przyjmą. – Wzrusza ramionami.
– Tak, jasne. Przecież nigdy nie pozwoliłeś sobie na średnią poniżej pięć zero.
– Pięć przecinek trzy – poprawia mnie.
Donny co roku trafia na listę najlepszych studentów, ponadto jest członkiem wszystkich klubów i komitetów na naszej uczelni. To wymarzony student Ligi Bluszczowej, nie zdziwiłabym się, gdyby już się dostał do tego programu. Lubię myśleć, że też jestem zdolną studentką, ale przy nim równie dobrze mogłabym nosić ośle uszy.
– Teraz muszę iść na spotkanie, ale pomogę ci później przy twojej pracy. Oboje wiemy, że przyda ci się wsparcie.
Boli mnie ten przytyk, ale Donny uśmiecha się niewinnie jakby nigdy nic i rusza na spotkanie z „Dalton Royal Press”. Tak, pracuje także w studenckiej gazetce.
Kiedy wracam w końcu do akademika, padam plackiem na kanapie w salonie.
– Gdybym dała ci łopatę, uderzyłbyś mnie nią w głowę? – pytam Amarę.
– To zależy. Zapłacisz mi za to?
Jęczę w poduszkę, a ona ją ode mnie odsuwa.
– Co znowu zrobiła?
Mieszkam z Amarą Evans od pierwszego roku studiów. Dzięki przyjaźni z geniuszką informatyki korzystam z pewnych przywilejów. Najważniejszym z nich jest miejsce w Iona House – jedynym akademiku zapewniającym studentom apartamenty z odrębnymi pokojami i łazienkami. Co prawda sypialnie są niewielkie, ale wszystko jest lepsze niż dzielenie łazienki ze sportowcami.
– Zmusza mnie do zajęcia się hokejem – odpowiadam i zaskoczona Amara upuszcza poduszkę na podłogę.
– Chyba żartujesz. Myślałam, że wie.
– Bo wie! Zwierzyłam się jej ze swoich sekretów, a ona wykorzystuje to przeciwko mnie.
– A może zmień mentora? To niemożliwe, żeby do programu dostawali się tylko jej studenci.
– Nikt nie ma takiego wskaźnika sukcesu jak ona. Zupełnie jakby to ona sama rekrutowała. Ale może ma rację i powinnam odłożyć na bok swoją „niechęć”?
– Nie! – krzyczy Amara. – Nie wierzę, że tak to nazwała.
– Tak właśnie powiedziała. – Wzdycham i siadam. – Wróciłaś dziś wcześniej niż zwykle.
– Nie miałam ochoty na przesiadywanie w sali wykładowej z grupą spoconych kolesi.
Jako studentka informatyki Amara studiuje z prawie samymi facetami, a trzeba zaznaczyć, że wychowała się z czterema siostrami, więc nie jest przyzwyczajona do towarzystwa tylu osobników płci męskiej. Biedaczka nie zaznała w domu rodzinnym ani chwili spokoju, bo była zarówno starszą, jak i młodszą siostrą, przez co musiała znosić liczne burze hormonalne i emocjonalne wybuchy. Co do mnie, to moje siostry bliźniaczki przyszły na świat, kiedy byłam już całkiem duża, więc nie wiem, jak to jest mieć rodzeństwo w zbliżonym wieku.
– Idziesz dziś wieczorem na imprezę? – pyta.
Spędzanie wolnego czasu z podpitymi studentami to dla mnie istny koszmar.
– Nie. Mam za dużo do zrobienia.
Po jej rozeźlonej minie domyślam się, że czeka mnie ochrzan.
– W zeszłym semestrze obiecałaś, że wyluzujesz i będziesz cieszyć się życiem. Miałaś częściej z nami wychodzić, Summer, więc pójdziesz teraz ze mną, nawet jeśli będę musiała zaciągnąć cię tam siłą.
Rzeczywiście w chwili słabości złożyłam taką obietnicę – po tym, jak wypruwałam sobie żyły, pracując nad szczególnie trudnym projektem, a Donny i tak okazał się lepszy. Przyrzekłam wtedy, że wyluzuję, bo skupianie się jedynie na nauce wcale mi nie pomaga.
– Tylko że muszę naprawdę sporo poczytać, żeby przygotować wstępny konspekt pracy. – Patrzę na nią niewinnie, a ona wzdycha ciężko.
– Ech, niech ci będzie. Pójdę z Cassie, ale masz mi obiecać, że będziesz robić sobie przerwy.
– Obiecuję. Pójdę nawet pobiegać.
Amara zwiesza głowę.
– Nie o takie przerwy mi chodziło, ale dobre i to.
2
Przygląda mi się, jak śpię.
Zawsze, kiedy się wybudzam, moje zmysły szybko się wyostrzają. Dlatego od razu wyczuwam na sobie jej wzrok. Domyślam się, że albo bardzo podoba jej się widok (czego nie mogę jej mieć za złe), albo planuje zedrzeć ze mnie skórę i nosić jako trofeum.
To drugie wydaje się bardziej prawdopodobne, bo wczoraj wieczorem zasnąłem, zanim jeszcze zdążyłem się nią zająć.
Nasza domówka wymknęła się nieco spod kontroli. No dobra, bardzo się wymknęła. Kiedy lewy skrzydłowy drużyny hokejowej Daltona, a zarazem jeden z moich najlepszych kumpli, Dylan Donovan urządza imprezę bez mojego nadzoru, nieuchronnie przeradza się ona w ostry melanż. Co do mnie, to wyjątkowo postanowiłem wyluzować, bo dopiero co wróciliśmy po przerwie i to była jedyna okazja, kiedy mogłem się napić przed rozpoczęciem sezonu. Jeszcze nie wiem, jak bardzo pożałuję tej decyzji, dopóki nie zobaczę jej następstw.
Otworzenie oczu oznacza konfrontację z tymi ostatnimi.
W pewnym momencie seksowny rudzielec o imieniu Aleena wyciągnął mnie z tłumu i zaproponował spijanie alkoholu z ciała. Wkrótce znaleźliśmy się sam na sam w moim pokoju, nadzy i napaleni. Niestety padłem ofiarą znacznego niedoboru snu.
Dni mijają mi nie tylko pod znakiem codziennych wyczerpujących treningów i zajęć na uczelni, muszę także trzymać wszystkich chłopaków z dala od kłopotów. Kiedy więc położyłem Aleenę na moim łóżku i zacząłem całować po brzuchu, niespodziewanie odleciałem ze zmęczenia. Zawstydziłoby mnie to, gdyby nie fakt, że dawno się tak dobrze nie wyspałem.
– Dzień dobry. – Wyciągam ręce i podkładam je sobie pod głowę, a kiedy otwieram oczy, widzę dokładnie to, co spodziewałem się zobaczyć: rude włosy rozrzucone na mojej klatce piersiowej, rozchylone pełne usta i nieskazitelnie białe zęby.
– Dobrze ci się spało? – pyta Aleena. – Mam nadzieję, że nie jesteś teraz zbyt ospały.
Inni faceci mogliby się poczuć dotknięci takim komentarzem, ale nie ja. Każdy wie, że to ostatnia rzecz, jaką można zarzucić Aidenowi Crawfordowi. To była tylko jedna wpadka i sądząc po tym, jak jej niebieskie oczy ciemnieją, dziewczyna doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że zaraz jej wynagrodzę wcześniejszą niedogodność.
– Dzięki, rzeczywiście dobrze mi się spało. – Chichoczę.
– No cóż, skoro już się obudziłeś… – Przesuwa czerwonymi paznokciami po mojej klatce piersiowej. – Może moglibyśmy rozpocząć ten dzień?
Jakim byłbym gospodarzem, gdybym nie zadbał należycie o swojego gościa? Gdy tylko jej dłonie docierają niżej, przewracam ją na plecy i wynagradzam jej zeszły wieczór.
Potem Aleena bierze prysznic, a ja schodzę na dół przyrządzić śniadanie. Okazuje się, że kobiety uwielbiają prysznice parowe, a ja jestem dumnym posiadaczem takowego. To moi dziadkowie kupili ten dom, kiedy zostałem przyjęty do Daltona na studia, co wcale nie powstrzymało Kiana Ishidy, prawego skrzydłowego drużyny i mojego współlokatora, przed zaciekłą walką ze mną o ten wynalazek. Oczywiście pozycja kapitana drużyny zapewniła mi wygraną, jednak teraz on dręczy mnie głośną muzyką puszczaną po drugiej stronie korytarza i ciągłym waleniem w drzwi mojej sypialni.
Oferuję Aleenie śniadanie, ale ona kręci tylko głową i wychodzi. Uśmiecham się do siebie pod nosem. Nie ma nic lepszego niż jednonocna przygoda, która nie usiłuje zostać twoją dziewczyną.
– To ci się jeszcze nie zdarzyło. – Eli przygląda się mi z uniesionymi brwiami.
– Co takiego?
– Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby jakaś dziewczyna wychodziła od ciebie rano po dziesiątej. Zawsze pozbywałeś się ich wcześniej. Czyżbyś wreszcie znalazł tę jedyną? – Jego oczy się rozszerzają i na widok łobuzerskiego uśmieszku na jego twarzy mam ochotę go walnąć.
– Wczoraj wieczorem zasnąłem, zanim do czegokolwiek doszło. Musiałem jej to dzisiaj wynagrodzić.
– Jakiś ty rycerski – stwierdza sarkastycznie. – Ostatnio jesteś wyczerpany. Może powinieneś trochę przystopować?
Wybucham śmiechem. Znamy się z Eliasem Westbrookiem, którego wszyscy nazywają Eliem, od pieluch. Nigdy nie zwróciłby uwagi na moje przemęczenie, gdyby naprawdę nie uważał, że jestem przeciążony treningami i nauką.
– Nic mi nie jest. Skoro tak długo dawałem radę, to dlaczego miałby nie wytrwać jeszcze kilku miesięcy?
Odnoszę wrażenie, że nie spodobała mu się ta odpowiedź, ale kiwa tylko głową i przenosi jajka na talerz.
– To była gruba impreza, chłopaki. – Jakiś poranny maruder, którego imienia nie znam, kieruje się do drzwi w samych bokserkach, z ubraniami przewieszonymi przez ramię. Broszka na jego kurtce mówi mi, że jest jednym z członków bractwa studenckiego.
Spośród nas tylko Dylan do nich należy i Kappa Sigma Zeta traktują go jak członka rodziny królewskiej. Bez problemu dostałby najlepszy apartament w jakimś budynku bractwa, ale woli mieszkać z nami. Twierdzi, że „te dupolizy pierwszoroczniaki” doprowadziłyby go do szału.
– Gdzie reszta chłopaków? – pytam i wkładam do ust łyżkę płatków owsianych.
Eli pokazuje mi na telefonie zdjęcie nieprzytomnego Kiana leżącego na trawniku przed wejściem na teren uczelni w pobliżu pomnika sir Davisa Daltona. Przymykam powieki w nadziei, że to jakiś kiepski żart. Może któryś z chłopaków jest naprawdę dobry w Photoshopie?
– Kto zrobił to zdjęcie?
– Benny Tang.
Przestaję przeżuwać jedzenie.
– Co tu robił zawodnik Yale?
Odwiedziny zawodnika drużyny Yale po tym, jak skopaliśmy im tyłki w meczu przed przerwą zimową, nie wróżą niczego dobrego. Ostatnia rzecz, jaką pamiętam, że zrobiłem przed udaniem się na górę do swojego pokoju, było powiedzenie Dylanowi, żeby zakończył imprezę. Najwyraźniej mnie nie posłuchał.
– Lepiej zapytaj Dylana. Mnie przy tym nie było.
Oczywiście. Gdy tylko zabrakło jedynych odpowiedzialnych facetów z całej ekipy, tych dwoje wyrośniętych dzieciaków, Dylan i Kian, musiało skorzystać z okazji i zaszaleć na całego.
W zeszłym semestrze ci idioci przegrali jakiś zakład i teraz musieliśmy urządzać większość imprez, a na pozostałe dostarczać alkohol. Kiedy się o tym dowiedziałem, posadziłem ich na ławce na dwa mecze z rzędu.
Wciąż się łudzę, że to wszystko tylko mi się śni i nadal leżę w łóżku z Aleeną.
– Czy chcę wiedzieć, gdzie jest Dylan? – pytam ostrożnie, po czym wydaję jęk, gdy Eli znów podnosi telefon.
– Żartuję, stary. – Chichocze. – Leży w salonie.
* * *
Ledwo znoszę utrzymujący się łomot w głowie, bo przed obowiązkowym zebraniem trener postanowił się nad nami poznęcać na treningu, a biel lodowiska jeszcze dodatkowo zwiększa ból. Rzadko piję alkohol, a kiedy już sobie na to pozwalam, moje ciało nie daje mi szybko o tym zapomnieć. Wszystkie bodźce odbieram teraz w nasilony sposób, w tym donośny głos Kiana, który panikuje przed zebraniem z obawy przed reakcją trenera. Dzieciak obudził się z plamami trawy na ciele i wciąż się zastanawia, co się właściwie wydarzyło tej nocy.
Czerwony z wściekłości Kilner wparowuje do pomieszczenia i strąca czapeczki z głów juniorów, którzy natychmiast się wycofują i chowają w ostatnim rzędzie. Cholera, żałuję, że usiadłem z przodu. Kian i Dylan oczywiście ukrywają się gdzieś z tyłu za bramkarzami.
– Nie dość, że urządziliście libację, to jeszcze zdemolowaliście uczelnię? – krzyczy trener i nagle wszystko nabiera sensu. – Żarty sobie ze mnie robicie? Ani razu w ciągu dwudziestu pięciu lat kariery trenerskiej nie miałem do czynienia z tak rażącym naruszeniem kodeksu studenckiego!
Nie jest to do końca prawda. Brady Winston, poprzedni kapitan drużyny hokejowej Daltona, zorganizował imprezę, przez którą hokeiści dostali roczny zakaz pojawiania się w akademikach bractwa i uczęszczania na zajęcia dodatkowe. Impreza wymknęła się spod kontroli do tego stopnia, że zaginął samochód dziekana i zdemolowano basen drużyny pływackiej. Dlatego jestem pewien, że zaśmiecenie uniwersytetu i zdewastowanie pomnika sir Davisa Daltona nie jest najgorszą rzeczą, jaka wydarzyła się na terenie naszej uczelni.
– Kiedy zostałem trenerem po latach gry w lidze… – ciągnie Kilner.
– Zaczyna się – mamrocze pod nosem Devon.
– Nigdy nie sądziłem, że będę musiał wygłaszać starszym zawodnikom drużyny wykład na temat urządzania imprez.
– Trenerze, impreza…
– Zamknij się, Donovan – ruga go Kilner. – Walczymy o zakwalifikowanie się do Frozen Four*, a ty zabawiasz się ze studentami z innych uczelni? Na tym etapie?
– Ci z Yale sami tu przyszli. Czy to nie oni powinni za to oberwać? – pyta Tyler Sampson, nasz alternatywny kapitan i jeden z najinteligentniejszych facetów w drużynie. O dziwo, zamierza skończyć prawo, zamiast podążyć śladami ojca, supergwiazdy hokeja.
– Tamte szczyle to nie mój problem, tylko wy, kretyni! Powinienem was wszystkich zawiesić – piekli się Kilner, aż krople potu zbierają mu się na czole.
– Ale wtedy nie moglibyśmy zagrać we Frozen Four – wtrąca Kian, czym jednak wcale nie studzi trenera.
Przeciwnie, Kilner nakazuje mu prać nasze brudne ciuchy przez miesiąc. Ściślej mówiąc, najpierw wlepił mu tydzień, ale Kian zaczął protestować, a wszyscy wiedzą, że w takich sytuacjach należy zamknąć jadaczkę i z pokorą przyjąć karę, żeby nie rozjuszyć trenera jeszcze bardziej.
Potem już nikt nie śmie mu przerwać. Tak jest do czasu, kiedy otwieram usta, żeby wziąć na siebie całą winę.
– To ja jestem za to odpowiedzialny.
Wszystkie spojrzenia kierują się na mnie i od razu żałuję, że w ogóle nauczyłem się mówić.
– Co takiego? – Kilner wbija we mnie wzrok.
Widziałem to ostre spojrzenie już tyle razy, że powinno mnie przerazić i zmusić, żebym się wycofał. A jednak tego nie robię.
– To ja zorganizowałem tę imprezę.
Eli przeklina siarczyście, ale nic nie mówi. Zbyt dobrze mnie zna, by się łudzić, że odwiedzie mnie od podjętej decyzji.
Trener ociera usta dłonią, mamrocząc coś pod nosem. Najprawdopodobniej nazywa mnie idiotą i niestety muszę się z nim zgodzić.
– Tak chcesz to rozegrać, Crawford? Jesteś pewien, że to nie odpowiedzialność zbiorowa?
Daje mi szansę, żebym się wycofał, bo doskonale wie, że uczelnia będzie musiała mnie za to ukarać. Mam tylko nadzieję, że wezmą pod uwagę moją nieskazitelną reputację, a także doskonałe wyniki w nauce i sporcie, dzięki czemu najprawdopodobniej jakoś mi się upiecze.
– Nie, tylko moja. I to ja pozwoliłem studentom z Yale do nas dołączyć.
Kilner kiwa głową i przez ułamek sekundy przez jego twarz przemyka cień szacunku, zanim jego rysy znów wykrzywia wściekłość.
– Zgłoszę to dziekanowi! A jeśli któryś z was chciałby przedstawić inną wersję wydarzeń niż wasz kapitan, to jest to odpowiedni moment.
Atmosfera w pomieszczeniu się zmienia. Wyczuwam, że moja drużyna chce mnie chronić, więc rzucam im wymowne spojrzenie, żeby się nie odzywali.
– Nie? To co tu jeszcze robicie, do diabła?! – wrzeszczy Kilner. Zanim jednak zdążę się ulotnić, odciąga mnie na bok i rzuca: – Do mojego gabinetu. Po prysznicu.
W szatni panuje wręcz nienaturalna cisza. Kiedy wychodzę z łazienki, wita mnie ponura mina Kiana. Chłopak ma poczucie winy wypisane na twarzy.
– Nie musiałeś tego robić, kapitanie.
– Musiałem. – Wycieram włosy ręcznikiem. – Dałem ciała. Powinienem był was przypilnować.
– Jeśli naprawdę tak myślisz, to się grubo mylisz. – Eli siada obok mnie na ławce. – Wszyscy zawaliliśmy. Ja też.
Chłopaki wydają z siebie zgodne pomruki.
– Rozumiem, że chcecie mieć chronić, ale schrzaniłem jako kapitan. Powinienem dawać wam dobry przykład. Naprawdę w niczym mi nie pomożecie, jeśli się przyznacie. Skoro już sam dziekan został w to zaangażowany, będzie musiał ukarać osoby odpowiedzialne za tę aferę, a nie możemy sobie na to pozwolić w tym sezonie. Liczę na to, że nie ukaże mnie zbyt surowo, kiedy się dowie, że wziąłem na siebie całą winę – oznajmiam pewnym głosem.
Moja pewność sobie jednak drastycznie słabnie, gdy wchodzę do gabinetu Kilnera. Wylądowanie u niego na dywaniku nigdy nie należy do przyjemności, ale dzisiaj atmosfera jest szczególnie gęsta. Trener siedzi przy biurku, trzyma myszkę swoją ciężką ręką i klika. Kiedy w końcu łaskawie na mnie spogląda, gestem nakazuje mi usiąść i dalej torturuje myszkę, po czym rzuca nią o ścianę.
Urządzenie rozpada się na kawałki, a ja przełykam ciężko ślinę.
Kilner pochyla się na krześle i ściska w ręku piłeczkę antystresową tak mocno, że ta prawie pęka.
– Gdzie byłeś w ostatni piątek w zeszłym semestrze?
Zaskakuje mnie tym pytaniem. Właśnie przyznałem się do dość poważnego przewinienia, a on wypytuje mnie o zeszły semestr. Ledwo pamiętam, co jadłem wczoraj na kolację, nie mówiąc już o tym, co robiłem dwa tygodnie temu.
A jednak mojemu skacowanemu umysłowi udaje się przywołać pewne mgliste wspomnienia.
– Wróciłem po treningu do domu – odpowiadam.
– A reszta chłopaków?
– Też.
– I urządziliście imprezę?
Kurwa. To o to się tak wkurza? Jedyne, co pamiętam z tamtego wieczoru, to pewna ładna blondynka. Sytuacja zaczęła się trochę wymykać spod kontroli, ale zaufałem chłopakom i pozwoliłem sobie trochę się zabawić.
– Tak. – Jeszcze nigdy nie okłamałem trenera i nie zamierzam zaczynać.
– Chcesz mi powiedzieć, że to z powodu tej imprezy przegapiliście charytatywną zbiórkę pieniędzy? Nie wspominając, że ostatnio urządzacie domówki kilka razy w tygodniu.
O cholera. Dziecięcy mecz charytatywny.
Chcąc ugłaskać Kilnera, zgłosiłem nas wszystkich w charakterze trenerów drużyny dzieciaków. Spędzanie dwóch dni w tygodniu z rozbestwionymi szkrabami jest jednak cholernie wycieńczające, w dodatku mieliśmy egzaminy. W końcu przestałem się tam pojawiać, pozostali również.
– Te dzieciaki czekały na was na lodzie, a wy się nawet nie pokazaliście. Podobnie było weekend wcześniej. Wtedy też imprezowaliście?
Przytakuję. Wszyscy wiedzą, że studenci Daltona ciągle organizują jakieś imprezy.
Trener śmieje się szyderczo.
– W dodatku nie pojawiliście się na wydarzeniu Wydziału Psychologii zorganizowanym w trosce o zdrowie psychiczne sportowców. Tak samo jak drużyny piłki nożnej i koszykówki.
Szczerze mówiąc, nie zwracam uwagi na tego rodzaju oficjalne wydarzenia uczelniane.
– I uważa pan, że to moja wina?
– Tak, bo zamiast pamiętać o tym, gdzie powinieneś się stawić, zabawiałeś się w najlepsze z tymi kretynami! Czy wiesz, co robię z zawodnikami, którzy nie wywiązują się ze swoich zobowiązań?
– Posyła ich pan na ławkę – mamroczę.
– Świetnie, przynajmniej mnie słuchasz. – Gotuje się z wściekłości. – A czy wiesz, dlaczego kazałem ci tu przyjść?
– Bo urządziłem imprezę zeszłego wieczoru – odpowiadam. – A jestem kapitanem.
– No proszę, czyli jednak pamiętasz o pełnionej przez siebie funkcji? Już myślałem, że straciłeś pamięć przez ciągłego kaca! – wrzeszczy.
– Przykro mi trenerze. – Mrugam szybko. – Następnym razem…
– Nie będzie następnego razu. Nie obchodzi mnie, że jesteś gwiazdą tej drużyny. Mógłbyś być samym pieprzonym Waynem Gretzkym, ale ja wymagam od ciebie, abyś był przede wszystkim graczem zespołowym. – Wypuszcza powietrze z płuc z wyraźnym wzburzeniem. – Powinieneś im przewodzić, a nie uczestniczyć w ich wygłupach. Ci chłopcy cię szanują, Aidenie, i zawsze będą cię naśladować. Jeśli ty będziesz się upijać na imprezach, pójdą w twoje ślady. Albo zmądrzejesz, albo nie będę miał innego wyjścia, jak tylko cię zawiesić.
– Co? – Krzywię się zaskoczony. – Nie ma mowy, żebym został zawieszony w prawach studenta.
– Nie chodziło mi o uczelnię, tylko o sport.
Kurwa mać. Pamiętacie, kiedy wspomniałem, że jeszcze nie wiem, jak bardzo pożałuję picia? Reperkusje okazały się brutalniejsze, niż się spodziewałem. Zawieszenie może być dla hokeisty równie fatalne w skutkach jak zerwanie więzadła. Jeśli liga się dowie, wyślą tu kogoś, aby ocenił, czy w ogóle kwalifikuję się na zawodnika, a ja właśnie podpisałem kontrakt z Toronto. Tak jakby, bo ustalenia wstępne nic nie znaczą, dopóki obie strony nie złożą podpisów.
– To nie może się wydarzyć, trenerze.
– Szkoda, że nie pomyślałeś o tym wcześniej. – Kilner potrząsa głową. – Dziekan poszedł na urlop naukowy i nakazał komitetowi ukarać wszystkich zaangażowanych w tę aferę. A skoro wziąłeś całą winę na siebie, twoje nazwisko jest pierwsze na liście.
Zabiję swoich pieprzonych kumpli z drużyny.
– Ale co to właściwie dla mnie oznacza?
– Zawieszenie albo praca społeczna.
Wzdycham z ulgą.
– To wspaniale! Chętnie zobowiążę się do pracy na rzecz uczelni. Osobiście wyszoruję na błysk pomnik sir Daltona.
Trener rzuca mi niespokojne spojrzenie.
– To nie takie proste – oznajmia. – Będziesz się musiał nieźle napracować, a w dodatku nie wiadomo, kiedy cię z tego zwolnią. Nie ma tu ściśle ustalonych zasad, więc wszystko okaże się w praniu.
– Czyli to tak, jakbym trafił do więzienia i liczył na zwolnienie za dobre sprawowanie – prycham.
– Radziłbym ci się teraz nie wymądrzać – upomina mnie. – Gdyby nie ona, nie miałbym wyboru i musiałbym cię zawiesić.
– O kim pan mówi?
3
Desperacja śmierdzi. A może to zapach szatni drużyny hokejowej po treningu? Dobiega do mnie szum pryszniców i donośne męskie głosy, gdy przemierzam korytarz w poszukiwaniu gabinetu trenera Kilnera. Dotąd trzymałam się z dala od tego miejsca, jakbym mogła się tu zarazić jakąś śmiertelną chorobą, więc teraz gubię się w labiryncie niebieskich drzwi.
Słyszę za sobą czyjś dzwoniący telefon, a kiedy się odwracam, napotykam zdziwione spojrzenie pewnego znanego mi chłopaka. Stoi na korytarzu bez koszulki, w samym tylko zawieszonym nisko na biodrach ręczniku.
– Summer?
Cholera.
– Cześć, Kian. – Macham mu ręką z zakłopotaniem.
Na trzecim roku Kian Ishida uczęszczał ze mną na wszystkie zajęcia z psychologii i zaprzyjaźniliśmy się na seminarium z dysfunkcji mózgu. Z początku ucieszyłam się, że w końcu poznałam kogoś, kto również pasjonuje się psychologią sportu, dopóki nie dowiedziałam się, że facet jest hokeistą. Ku mojemu przerażeniu okazało się, że ten prawy skrzydłowy, liczący sobie blisko sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, gra dla Daltona już od pierwszego roku. Naturalnie to zakończyło naszą świeżo kiełkującą przyjaźń, bo unikam hokeja jak zarazy. Wystarczy, że ktoś wspomni przy mnie o tym nieszczęsnym sporcie, a już skręca mnie w żołądku.
Kian podchodzi do mnie.
– Pisałem do ciebie. Będziesz miała zaawansowaną statystykę z Chung?
Odczytałam jego wiadomości i doskonale wiem, że w tym semestrze będziemy uczęszczać razem na dwoje zajęć. Zamierzam usiąść gdzieś z tyłu, żeby go unikać.
– Tak. I filozofię z Kristianem.
– Super. To będziemy się widywać. – Uśmiecha się do mnie szeroko, a ja odwzajemniam mu się sztucznym uśmiechem. – A co ty tu właściwie robisz? Myślałem, że nie jesteś fanką hokeja.
– Bo nie jestem. Przyszłam się zobaczyć z trenerem Kilnerem. Nie wiesz czasem, gdzie ma gabinet?
Kian patrzy na mnie zdziwiony przez chwilę, po czym tłumi uśmiech.
– Co cię tak bawi? – pytam nieufnie.
– Nic. – Odchrząkuje. – Ostatnie drzwi na prawo. Do zobaczenia na zajęciach, Sunny – rzuca na odchodne i się ulatnia, zanim zdążę zareagować na tę dziwaczną ksywkę.
Podchodzę do drzwi, pukam w półprzezroczyste szkło i słyszę szorstki głos:
– Proszę!
Drzwi skrzypią złowieszczo, jakby radziły mi uciekać, zanim wpakuję się w kłopoty. Trener wita mnie uśmiechem, a mój wzrok wędruje do mokrej po prysznicu głowy chłopaka siedzącego przed jego biurkiem w koszulce drużyny Daltona.
Zatrzymuję się, nie wiedząc, czy im w czymś nie przeszkodziłam, ale trener gestem dłoni nakazuje mi wejść.
– Zapraszam. Proszę usiąść, panno Preston.
Chłopak nie zwraca na mnie uwagi, kiedy siadam na krześle obok niego, więc ja też go ignoruję.
– Laura skontaktowała się ze mną w sprawie twoich badań nad hokejem.
Wolałabym już badać gumę na podeszwie jego buta, ale nie mogę powiedzieć tego na głos.
– Zgadza się. Piszę pracę na temat wypalenia wśród uczelnianych sportowców – mówię.
– Świetnie. W takim razie poznaj Aidena Crawforda, kapitana naszej drużyny hokejowej.
Moje oczy się rozszerzają. Co? Mam współpracować z samym kapitanem?
– Och… Ekhm, super, ale nie chciałabym zakłócać dynamiki drużyny. Zadowolę się zawodnikami trzeciej lub czwartej linii.
– Niczego nie zakłócisz. Poza tym Aiden też tego potrzebuje – oznajmia Kilner surowym tonem.
Chyba prowadzili zażartą dyskusję przed moim wejściem. To by wyjaśniało, dlaczego facet na krześle obok dyszy ciężko z wściekłości.
– Prawda, Aidenie? – zwraca się do niego trener.
W końcu odwracam głowę, żeby na niego spojrzeć. Ma faliste brązowe włosy i nieskazitelną cerę. Wygląda jak model z kalendarza Amary ze strażakami. Ale co z tego, skoro wydaje się skończonym dupkiem?
– Trenerze, to strata czasu. – W jego głębokim głosie pobrzmiewa słabo ukrywane rozdrażnienie. – To nie może być moja jedyna opcja.
Cóż za niespodzianka. Zgodnie z moimi przewidywaniami rzeczywiście okazał się dupkiem.
– Moja praca nie jest stratą czasu – oznajmiam.
– Może nie dla ciebie – odpowiada, nawet na mnie nie patrząc.
Drań nie potrafi mnie nawet obrazić twarzą w twarz. Nie dość, że zostałam właśnie zmuszona do zajęcia się czymś, czego nienawidzę, to jeszcze mam znosić takiego bubka jak on?!
– Słuchaj, wcale nie muszę tu siedzieć i słuchać twoich chamskich uwag! – wybucham.
Dopiero teraz odwraca głowę w moją stronę i spogląda na mnie zmrużonymi zielonymi oczami.
– Dobra, wystarczy – wtrąca trener. – Nie masz tu nic do gadania, Aidenie.
– Nie zrobię tego, trenerze. Mogę grać mecze charytatywne i trenować dzieci, ale nie to.
Zachowuje się tak, jakby mnie tu nie było. Jego dziecinny bunt jedynie podsyca gniew, który zapłonął w mojej piersi w gabinecie Langston.
– A myślisz, że ja się garnę do współpracy z hokeistą, Clifford?
– Crawford – poprawia.
Jego trener wzdycha ciężko.
– Nie zamierzam bawić się w waszego rozjemcę. Przydzieliłem wam zadanie i resztę musicie już rozgryźć sami, jak na dorosłych przystało.
– Ale, trenerze, ja…
– Musisz ponieść konsekwencje, Aidenie. – Kilner mrozi wzrokiem kapitana, a ten zaciska mocno szczęki. – Panno Preston, możesz poprosić swoją profesorkę o zamianę, ale z pewnością zdajesz sobie sprawę, że nie dostaniesz lepszego kandydata do badań niż kapitan drużyny.
Kiedy wychodzi z gabinetu, Aiden przeklina pod nosem i z frustracją przeczesuje włosy dłońmi.
– Słuchaj, przepraszam, ale nie mogę ci w tym pomóc – zwraca się do mnie. – Na pewno znajdziesz kogoś innego.
Wcale nie brzmi, jakby było mu przykro.
– Tak, widzę. Trudno chyba o kogoś z mniejszym zapałem.
Podnosi głowę tak gwałtownie, że aż czuję przypływ satysfakcji. Najwyraźniej udało mi się mu dopiec.
– Jako kapitan drużyny jestem ucieleśnieniem zapału.
– Chyba przypału.
Patrzy na mnie spode łba.
– Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy, bo nie będziemy razem współpracować. Nie zamierzam zostać twoim eksperymentem badawczym.
– Świetnie, bo wcale nie chcę, żebyś nim został! – Odsuwam krzesło. – Pieprzeni hokeiści.
Zatrzaskuję za sobą drzwi i zmywam się stamtąd, jakby się paliło. W zasadzie to jego oczy płonęły tak, jakby rzeczywiście mogły wzniecić pożar.
Zimne styczniowe powietrze nie studzi mojej złości, gdy w bojowym nastroju maszeruję w stronę budynku Wydziału Psychologii. W połowie drogi zatrzymuje mnie pewien wielkolud i bierze w niedźwiedzi uścisk.
– Sampson – sapię.
– Ach, więc mnie pamiętasz?
– Przestań, widzieliśmy się przed przerwą – mówię i odpycham go od siebie.
Tyler Sampson to jedyny hokeista, na którego nie mam alergii. Nasi ojcowie są najlepszymi przyjaciółmi, więc dorastaliśmy razem i, chcąc nie chcąc, dotrzymywaliśmy sobie towarzystwa na wszystkich nieznośnych spotkaniach rodzinnych.
– Dlaczego wyglądasz, jakbyś chciała zrównać ten budynek z ziemią? – Przygląda mi się uważnie.
– Nie chodzi o budynek, tylko o diablicę, która w nim rezyduje. – Biorę głęboki oddech i zerkam na niego. – Będziesz się śmiać, jak ci powiem.
Spogląda na mnie i czeka.
– Wiesz, że muszę złożyć pracę aplikacyjną, żeby ubiegać się o staż?
Kiwa głową.
– Langston kazała mi się zająć hokejem.
Tyler wie o mojej burzliwej relacji z tatą, więc na jego twarzy odmalowuje się wyraz zaskoczenia.
– Chcesz jej powiedzieć, że się tego nie podejmiesz? Jesteś pewna?
– Muszę o siebie zawalczyć. – Unoszę dumnie podbródek.
– Zastanów się chwilę, Summer. Przydzieliła ci hokej, a ty chcesz tam wejść i się jej postawić? Ta kobieta odrzuciła pracę studenta, bo przez pomyłkę zamieścił podwójnie jedną pozycję w bibliografii. – Patrzy na mnie wymownie. – Naprawdę myślisz, że tak po prostu przyjmie twoją odmowę?
Rzeczywiście krążą takie plotki, choć nie zostały potwierdzone. Langston jest surowa, ale rozsądna. Chociaż z drugiej strony jeszcze niedawno groziła mi, że mnie wyrzuci i zastąpi kimś innym.
– Niedobrze mi. – Przewraca mi się w żołądku z nerwów.
Jestem już bliska łez, gdy Sampson mnie przytula.
– Będzie dobrze. To tylko kilka miesięcy. Ale jeśli naprawdę czujesz, że nie dasz rady, przedstaw jej przynajmniej jakąś sensowną alternatywę.
– Masz na myśli inny sport? Już mi odmówiła.
– Spróbuj jeszcze raz.
4
Plotki docierają do domu hokeistów szybciej, niż ja okrążam lodowisko.
Rozmowa z Kilnerem wprawiła mnie wczoraj w gówniany nastrój, więc zaszyłem się w swoim pokoju, z dala od wścibskich współlokatorów. Nie sposób jednak zachować niczego w tajemnicy, kiedy żyjesz pod jednym dachem z trzema studentami czwartego i dwoma trzeciego roku, zwłaszcza że ci młodsi, Sebastian Hayes i Cole Carter, redagują kolumnę plotkarską.
Kiedy wracam z siłowni, w drzwiach wita mnie Kian, trzymając ręce na biodrach niczym gotowa mnie ochrzanić matka.
Nie mam jednak czasu na pogaduszki, bo za dwadzieścia minut zaczynają się zajęcia z literatury angielskiej. Ignoruję go więc i wbiegam na górę po swoje rzeczy. Ishida zatrzymuje mnie, kiedy schodzę z powrotem na dół i kieruję się do drzwi.
– Nie masz mi czasem czegoś do powiedzenia, Aidenie?
– Zależy do czego pijesz.
– Spędziłeś wczoraj całkiem sporo czasu w biurze Kilnera. – Mruży oczy. – Z Summer Preston.
Czuję rozdrażnienie na samą wzmiankę o tej dziewczynie. Wolałbym o niej zapomnieć, ale mam lekkie wyrzuty sumienia po tym, jak niegrzecznie ją potraktowałem. W końcu to nie jej wina, że się w to wpakowałem, a sama też nie wydawała się palić do współpracy.
– To nie twoje zmartwienie.
– Nieprawda. – Jego oczy zawężają się jeszcze bardziej. – Jesteśmy w tym razem. Chcemy ci pomóc, cokolwiek się dzieje.
To oczywiste, że Kian czuje się winny i chce się jakoś zrehabilitować. Kiedy się jednak dowie, że wkurzyłem dziewczynę, która mogła uratować mi tyłek, na pewno nie omieszka wyrazić swojego zdania na ten temat.
– Muszę lecieć na zajęcia. – Zamykam za sobą drzwi, zanim zdąży zaprotestować.
Wchodzę do Carver Hall, przekładam telefon do kieszeni i odsuwam na bok myśli o gównie, w jakie się wpakowałem, żeby móc skupić się na wykładzie. Niestety nie trwa to zbyt długo, bo dostaję e-maila od Kilnera, co jeszcze bardziej rozstraja mnie nerwowo.
Wiadomość jest krótka, więc domyślam się, że wysłał ją z telefonu. Jej treść brzmi: „Do mnie”.
Cholera, mam przechlapane.
Potem już ledwo udaje mi się skupić na wykładzie, co dodatkowo utrudnia mi ciągle wibrujący w kieszeni telefon.
Ekipa hokejowa
Eli Westbrook: Kilner jest wściekły.
Sebastian Hayes: Jak bardzo? Tak jak wtedy, gdy Kian biegał nago, czy jak po incydencie Cole’a z przebitą oponą?
Eli Westbrook: To drugie.
Cole Carter: Ech. Opuszczam kolejny trening. Brzuch mnie rozbolał.
Sebastian Hayes: Dobra, przekażę trenerowi.
Dylan Donovan: To chyba nie tajemnica, że Kilner ma kij w dupie.
Kian Ishida: Zamknijcie się. Nie wiem, jak on to robi, ale myślę, że jakimś sposobem to czyta.
Kian Ishida: Trenerze, jeśli to czytasz, kocham cię <3
Dylan Donovan: Eli, skąd wiesz, że jest wściekły?
Eli Westbrook: Złamał kij hokejowy.
Kian Ishida: I co z tego? Mnie złamał już sześć.
Eli Westbrook: Na swojej głowie.
Kian Ishida: Aaa. No to faktycznie musi być wkurwiony.
Dylan Donovan: WTF? Co się tam stało?
Eli Westbrook: Aidenie, wyjaśnisz?
Kian Ishida: Kapitanie? Co przeskrobałeś?
Czy wspomniałem już, że mam przechlapane?
Groźba zawieszenia nie przestraszyła mnie na tyle, abym zgodził się na ten cholerny eksperyment psychologiczny, więc teraz Kilner zatruwa wszystkim życie. Wysyłam chłopakom zrzut ekranu z jego e-mailem.
Aiden Crawford: Facet mnie zabije.
Dylan Donovan: Może pójdziemy z tobą jako wsparcie?
Kian Ishida: Nigdzie nie idę. Kilnera tylko jeszcze bardziej rozsierdziłaby moja facjata. Powodzenia, stary.
Dwie godziny później zjawiam się przy lodowisku, podczas gdy trener schodzi z tafli z dziećmi.
– To jak? Pomożesz mi z tym sprzętem czy nie?
Wydaje się zwykłym zrzędliwym sobą, ale znam go zbyt długo, żeby nie rozpoznać, że gotuje się z wściekłości. Pewnie w wyobraźni odgryza mi właśnie głowę.
– Aidenie, obiecałeś, że przyjdziesz na nasz mecz. Gdzie byłeś? – dociera do mnie cienki głosik Matthew LaHue, gdy zbieram pachołki.
– Przepraszam, Matty, byłem zajęty nauką – tłumaczę się, bo przecież nie powiem mu, co robiłem w tym czasie z dziewczyną w łóżku.
Czuję się jak gówno, kiedy mały odchodzi ze smutnym skinieniem głowy.
Po raz drugi w tym tygodniu podążam za trenerem do jego gabinetu.
– Siadaj – rozkazuje jeszcze surowszym tonem niż zwykle. – Zadowolony, że tak rozczarowałeś te dzieci?
– Nie, proszę pana.
– Jesteś ich idolem, Aidenie. Jak to świadczy o całej drużynie, że jej kapitan nie dba o swoją społeczność?
– Trenerze, jeśli chodzi o projekt tej dziewczyny…
– Nie tylko o to. Obserwowałem cię ostatnio i niepokoi mnie to, co widzę. Nie mam zarzutów co do twojej gry, ale chyba nie sądzisz, że nie zauważyłem, jak bardzo jesteś przeciążony i wyczerpany?
Najpierw Eli, teraz trener. Najwyraźniej źle ukrywam swoje przemęczenie.
– Jakie to ma znacznie, skoro gram dobrze?
Trener wypuszcza powietrze z płuc z irytacją.
– Hokej nie może być całym twoim życiem. Musisz pomyśleć o przyszłości.
– Przyszłości? Sam pan mówił, że jestem w tym tak dobry, bo skupiam się na teraźniejszości.
– Na razie. Ale nie zawsze tak będzie. Kiedy już dostaniesz się do NHL*, jeden zły mecz może zakończyć twoją karierę, a ja nie chciałbym, żebyś się tak szybko wypalił.
Śmieję się z niedowierzaniem. Nie mogę uwierzyć, że wygłasza mi kazanie na temat wypalenia, kiedy mam tak dobre wyniki. Cała drużyna świetnie sobie radzi dzięki naszym wspólnym wysiłkom.
– Naprawdę myśli pan, że się wypalam? Czuję się dobrze.
– Jesteś pewien? Bo z tego, co widzę, nie wywiązujesz się ze swoich zobowiązań i nie czuwasz nad innymi zawodnikami. Nie jesteś już tym samym kapitanem co kiedyś.
Jego słowa dotykają mnie do żywego, ale nie pokazuję tego po sobie.
– Jakoś sobie radzę.
– Nie potrzebuję, żebyś sobie radził, tylko byś w tym wytrwał. Siedzę w tym od dwudziestu pięciu lat, Crawford. Po takim czasie człowiek rozpoznaje już pewne wzorce. Jesteś jednym z moich najlepszych zawodników i nie pozwolę, aby ci się to przydarzyło. Musisz odnaleźć równowagę. Imprezowanie nie może być twoim priorytetem, zwłaszcza na ostatnim roku.
– To było tylko kilka imprez. W końcu pozwoliłem sobie trochę wyluzować. Czy dobra zabawa od czasu do czasu nie powinna zapobiec mojemu rzekomemu wypaleniu?
– To nie jest właściwe podejście do tematu. – Trener kręci głową. – Znajdź równowagę, Aidenie.
– Jeżeli tak panu na tym zależy, to dlaczego zmusza mnie pan do udziału w tym eksperymencie naukowym? Nie wystarczy, że mam już na głowie uczelnię, hokej i treningi z dziećmi?
– Nie zapominaj, że sam ochoczo wziąłeś na siebie winę za ostatnią aferę. Wolałbym ci tego nie przydzielać, ale dobrze wiesz, jakie konsekwencje wiążą się z tego rodzaju ekscesami. Weź to na klatę albo sam zrobię z tobą porządek.
* * *
Ostatnim razem kupiłem dziewczynie kwiaty… Hm, nigdy.
Nie jestem ekspertem w dziedzinie botaniki, ale ta sytuacja wymaga szczególnych środków naprawczych. Nie mam wyboru: jeśli się nie postaram, trener mnie zawiesi.
Kręci mi się w głowie od tych wszystkich roślin w kwiaciarni. Facet obok trzyma w ręku duży wieniec, który ładnie by się prezentował na drzwiach akademika. Co prawda Boże Narodzenie było miesiąc temu, ale dziewczyny lubią takie gadżety, prawda?
– Dzień dobry – zwracam się do klienta z wieńcem. – Chcę kogoś przeprosić. Myśli pan, że te kwiaty by się nadały?
Patrzy na mnie zdezorientowany z wyraźnym smutkiem na twarzy. Cholera, musiał poważnie nawalić. Nie odpowiada mi, tylko wzrusza ramionami i podchodzi do kasy. Nie chcąc marnować czasu na przeglądanie asortymentu sklepu, decyduję się na taki sam wieniec.
Akurat wtedy Kian zaczyna z nudów kręcić dramę na naszym czacie grupowym.
Ekipa hokejowa
Kian Ishida: Dwie dziewczyny wyszły właśnie z pokoju Dylana.
Eli Westbrook: Zboczony skurwysyn.
Aiden Crawford: To nimi się zajmowałeś zeszłego wieczoru? Mieliśmy iść na siłownię, D.
Sebastian Hayes: Przynajmniej miał trening cardio.
Eli Westbrook: Najwyraźniej dwukrotny.
Kian Ishida: Wolałbym nie wpaść na którąś z nich w drodze do kuchni.
Dylan Donovan: Nie bądź niewdzięczny, Ishida. Byłyby pewnie jedynymi nagimi dziewczynami, jakie zobaczysz w tym roku.
– Moje kondolencje – mówi do mnie kasjerka i podnoszę wzrok znad telefonu. – Gotówką czy kartą?
Podjeżdżam do Iona House z kwiatami w dłoni i optymistycznym nastawieniem. Nigdy jeszcze nie spotkałem się z odrzuceniem, więc kroczę pewnie korytarzem akademika, w którym mieszka Summer. Na szczęście Kian wiedział, gdzie mieszka, więc nie musiałem pytać trenera i wysłuchiwać jego utyskiwań.
Pukam do drzwi i słyszę stłumione głosy.
– Przysięgam na Boga, jeśli zaprosiłaś tu jakiegoś dupka… – Słowa zamierają na ustach Summer w chwili, gdy mnie zauważa. – Widzę, że po części zgadłam – burczy pod nosem.
– Możemy porozmawiać? – Uśmiecham się przyjaźnie, a ona przewraca oczami.
– Jestem zajęta. Nie mam na to czasu. – Wskazuje na kwiaty, a potem zatrzaskuje mi drzwi przed nosem.
Co jest, do cholery? Patrzę z niedowierzaniem na brązowe drzwi i znowu pukam. Żadnej reakcji.
– Nie pozwolisz mi się nawet wytłumaczyć? – Pukam mocniej. Przestaję dopiero, gdy otwiera mi wkurzona blondynka.
– Mam najgorszego kaca w życiu. Czy możesz w końcu przestać? – Opuszcza rękę ze skroni i patrzy na mnie. – Aiden?
– Cześć, Cassie.
Cassidy Carter jest siostrą bliźniaczką Cole’a, naszego obrońcy. Cole zaszył się u nas w piwnicy, a jego siostra od czasu do czasu zagląda do niego, żeby zmyć mu głowę za podrywanie jej koleżanek. Nie miałem pojęcia, że mieszka w Iona House ani że zna Summer Preston.
– Co ty tutaj robisz? – pyta.
– Przyszedłem błagać twoją współlokatorkę o wybaczenie.
Cassie wzdycha dramatycznie i zwraca się do Summer:
– To jest ten facet, który zrujnował twój projekt?
Nie słyszę dokładnie, co odpowiada jej Summer, ale dociera do mnie określenie „przerośnięty dupek”.
– Mogę wejść?
– No nie wiem, Aidenie. Nie wywarłeś na niej najlepszego wrażenia – szepcze do mnie siostra Cole’a.
– Wiem, ale chciałbym to zmienić. Co złego może się wydarzyć, jeśli mnie wpuścisz? Proszę… – Posyłam jej swój najbardziej czarujący uśmiech, mimo że chwilę temu mnie zawiódł.
Cassie otwiera drzwi szerzej i znów czuję zapach zwycięstwa.
Summer siedzi na kanapie. Podnosi na mnie wzrok znad laptopa, po czym piorunuje wzrokiem skruszoną Cassie. Zamiast jednak pomóc nam złagodzić sytuację, dziewczyna natychmiast się ulatnia.
– Współlokatorka? – pytam.
Summer nie odpowiada. Nie raczy nawet na mnie spojrzeć. Cała moja pewność siebie znika w mgnieniu oka.
– Czy mogę cię przynajmniej przeprosić?
Cisza.
– Nie wygłupiaj się, słońce.
Podnosi głowę tak gwałtownie, że aż cofam się o krok. Najwyraźniej palnąłem gafę.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Epilog
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej