Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
41 osób interesuje się tą książką
On – najbardziej pożądany kawaler Nowego Jorku.
Ona – spełnia marzenia, w mieście które "nigdy nie zasypia”.
Isabella nie spodziewa się, że jedna pamiętna impreza, zmieni jej poukładane życie na zawsze, a zranione serce będzie rwało się ku przeszłości, o której tak bardzo będzie chciała zapomnieć. Bo przecież Paul Johansen był jej wymarzonym szefem, a w jednej chwili stał się największym przekleństwem.
Czy w morzu kłamstw, dwoje zranionych ludzi będzie potrafiło odnaleźć siebie?
Kto tak na prawdę jest przyjacielem, a kto wrogiem?
Przygotuj się na emocjonującą podróż pełną zwrotów akcji, skrywanej namiętności i emocjonalnych zmagań.
Pozwól sobie na zanurzenie się w "Szalonej pomyłce" i odkryj, jak cienka granica dzieli szaleństwo od prawdziwego szczęścia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 162
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Crazy Mistake
© Kamila Malec
Wszystkie prawa zastrzeżone
Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody autora.
Redakcja i korekta: Karla Kuźnicka
Projekt okładki: Sebastian Igiel, foto-partner.pl
Zdjęcia i grafiki: depositphotos.com
Skład: Grzegorz Chmielecki, GCL.pl
ISBN: 978-83-971368-6-1
Wydanie pierwsze
Darłowo 2025
Wydawnictwo KaMa
ul. Księżnej Anny 3B/8, 76-150 Darłowo
www.wydawnictwokama.pl
Dla każdej kobiety,
której życie zawaliło się przez faceta.
„Świadomy praw i obowiązków wynikających z zawarcia małżeństwa, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński … i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.”
Surowe wnętrze gabinetu prawnika, w którym się aktualnie znajdowałam, wywoływało we mnie sprzeczne uczucia. Ściany zdobione były ciemnym drewnem, a powietrze przesycone było poważnym nastrojem, tak dobrze mi kiedyś znajomym. Jeszcze nie tak dawno czułam się tu jak w domu, otoczona prawniczymi książkami i zapachem świeżo parzonej kawy. Teraz jednak przez moje ciało przechodziły dreszcze, jakby sama przestrzeń, niegdyś przyjazna, teraz stała się miejscem pełnym niepokoju i napięcia.
Dobrze znałam człowieka, do którego przyszłam — jego formalność i chłodna logika były dla mnie zarówno źródłem determinacji, jak i przerażenia. Miałam nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiała z nim rozmawiać. Nasze wcześniejsze interakcje dawno zostały przyćmione przez trudne doświadczenia, które obezwładniały mnie jak gęsty, nieprzenikniony mrok. Z jednej strony, odzywała się we mnie niepohamowana tęsknota za tym miejscem, ludźmi i wspomnieniami, jakie mnie z nim wiążą. W mojej pamięci odzywały się echa dawnych rozmów, śmiechów i zbudowanych w ciągu lat relacji. W każdej książce na półce kryły się historie, które razem przegadywaliśmy, a teraz zdawały się jedynie przypominać mi o tym, co utracone.
Z drugiej zaś, chciałam to wszystko wymazać ze wspomnień. Każde z nich raniło moje serce, a wizja powrotu do przeszłości stawała się coraz trudniejsza do zniesienia. W głowie kłębiły się myśli, bolesne i nieprzyjemne. Zastanawiałam się, jak długo jeszcze będę musiała zmagać się z odciskami przeszłości, które wciąż były żywe, nawet jeśli starałam się je zakopać głęboko. W tym zimnym, surowym gabinecie czułam, jak granice moich emocji ulegają zatarciu, a każda sekunda wydaje się wiecznością. Obawiałam się, że drzwi, które dzieliły mnie od przyszłości, nadal pozostaną zamknięte, ponieważ nie mogłam się uwolnić od tego, co znalazło się w przeszłości.
Siedziałam w wygodnym skórzanym fotelu, który mimo swojego eleganckiego wyglądu, był świadkiem wielu moich zmartwień i frustracji. Serce starego, drewnianego zegara, wiszącego przede mną na ścianie, wybijało równy rytm mijającego czasu, a każdy jego tyk był jak stałe przypomnienie o tym, co minęło. Wpatrzona w zegar jak zahipnotyzowana, próbowałam przetrawić dopiero co usłyszane informacje, które wryły się w moją pamięć niczym ostrze w ciało.
– To jest jakiś żart? – zapytałam wtedy w stronę dobrze znanego mi mężczyzny, którego twarz odzwierciedlała pewność siebie, ale również coś, co potrafiło mnie zdenerwować.
Siedział po przeciwnej stronie biurka, odziany w klasyczny garnitur, jego ciemne włosy były starannie ułożone, a w oczach czaił się błysk, sugerujący, że z tej rozmowy nie wyjdę bez szwanku. Sprawiał wrażenie, jakby nawet cieszył go mój widok, jakby mój strach był dla niego niewielką przyjemnością. Wiedziałam jednak, że to tylko pozory – maska emocjonalna, którą zakładał, by nie ujawniać swoich prawdziwych intencji.
– Nie robiłbym sobie żartów z takich poważnych spraw, Isabello – odpowiedział Taylor Martini. Jego głos brzmiał zbyt spokojnie, jakby chciał mnie uśpić i przekonać do jego wersji wydarzeń.
Patrząc na Taylora, czułam, jak w moim wnętrzu rodzi się fala gniewu, narastająca niczym burza na horyzoncie. Jeszcze kilka chwil temu miałam nadzieję na lepszą przyszłość, na przywrócenie równowagi, ale teraz moje marzenia wydawały się jaśniejsze i mroczniejsze zarazem, jak krajobraz po burzy. Walka ze wspomnieniami przypominała zapasy z własnymi demonami, których echo ciągle rozbrzmiewało w mojej głowie.
Łzy zbierały mi się w oczach. Nie mogłam uwierzyć, że los, który wydawał się tak okrutny, teraz stawał mi przed obliczem niczym słodka iluzja. Czułam, jak ból przeszłości powraca ze zdwojoną siłą, a każdy wspomniany krok Taylora był jak bolesne przypomnienie. W głowie kotłowały się myśli, a zgiełk emocji sprawił, że momentalnie poczułam się zagubiona.
Przytłoczenie tym, co przeszłam, było zbyt wielkie. Słowa, które wypowiadałam, krzyczały za mnie.
Prawnik ten był najbardziej zaufanym pracownikiem w firmie, która rok temu zniszczyła mi karierę. To on, wraz ze swoim szefem i zarazem też najlepszym przyjacielem, Paulem, wgnietli mnie pod powierzchnię ziemi niczym najgorszego robaka i wyrzucili na zbity pysk. Ich bezwzględne działania sprawiły, że straciłam nie tylko prestiżowe stanowisko, ale również wiarę w siebie i swoje możliwości.
Kiedy po skończonym stażu w prestiżowej firmie zajmującej się PR-em znanych osobistości, dostałam propozycję zatrudnienia w Johansen Technology, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Z perspektywy czasu wydaje się to wręcz nieprawdopodobne, ale w tamtej chwili byłam pełna nadziei i entuzjazmu. Zaczynałam swoją pracę w Johansen, mając zaledwie dwadzieścia pięć lat i myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi. To było zwieńczenie moich młodzieńczych marzeń, moment, w którym miałam szansę wykazać się umiejętnościami w środowisku zawodowym, obiecującym rozwój, szansę na innowacje i osobiste spełnienie. Przez lata intensywnie pracowałam nad tym, aby zdobyć wiedzę i doświadczenie, które pozwoliłyby mi na realizację moich ambicji. Każda godzina spędzona na nauce, każdy projekt, w który się zaangażowałam, przybliżały mnie do tej chwili.
Mogłam sama narzucać sobie rytm pracy i, nie licząc mojego szefa, nie miałam nad sobą zwierzchników. Ta swoboda była dla mnie jak świeże powietrze po dusznej atmosferze w poprzedniej pracy. Dodatkowo, zaczęłam zarabiać godziwe pieniądze, co otworzyło przede mną zupełnie nowe możliwości. W końcu mogłam kupić to, co chcę i nie musiałam tłumaczyć się z tego rodzicom, którzy do tej pory wspierali mnie finansowo, próbując pokryć moje wydatki związane z marzeniami o niezależności.
Wynajęłam małą, przytulną kawalerkę z widokiem na ten słynny Most Brookliński, którym codziennie dojeżdżałam do biura, mieszczącego się na Manhattanie. Ta lokalizacja była jednym z wielu ogromnych plusów zmiany dotychczasowego pracodawcy. Każdego ranka witał mnie widok tego majestatycznego mostu, przypominającego, że mam szansę na nowe, lepsze życie. I nawet wysoki czynsz nie stanowił wtedy dla mnie żadnego problemu. Nareszcie mogłam zainwestować w komfort, na który zasługiwałam.
Uwielbiałam swoją wcześniejszą Agencję PR, jednak brakowało mi tam miejsca na rozpostarcie skrzydeł. Dusiłam się wśród narzucanych mi obowiązków, przez apodyktyczną szefową z piekła rodem. Wiele moich pomysłów było niszczonych przez nią już w samym zarodku. Brakowało mi swobody w realizacji wizji, tlących się w mojej głowie. Aczkolwiek, o dziwo, pomogła mi w znalezieniu pracy marzeń, dając znakomite referencje, których się nawet nie spodziewałam. Miałam wrażenie, że cieszy się z mojego odejścia i zrobi wszystko, byle bym tylko zeszła jej z oczu. Byłam dla niej wrzodem, który chciał piąć się wyżej, a ona mi na to nie pozwalała. Nasze rozstanie jednak odbyło się w pokojowych warunkach. Nie chciałam palić za sobą mostów ani burzyć relacji, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będę musiała nimi wrócić lub przydać się w jakiejś przyszłej sytuacji.
Mimo tego pozornego spokoju, serce wciąż biło mi niespokojnie, a wspomnienia wydarzeń z przeszłości dręczyły mnie jak nieproszony gość w moim umyśle. Wiedziałam, że praca w Johansen Technology to mój drugi oddech, ale nie mogłam pozbyć się strachu
Teraz zaś siedziałam naprzeciwko niebieskookiego, wysportowanego blondyna. Wysoki, o atletycznej budowie ciała przyciągał uwagę nie tylko samym wyglądem, ale także niezwykle eleganckim garniturem od Armaniego, który idealnie przylegał do jego sylwetki. Mimo jego sztywnego i profesjonalnego wyglądu, miałam wrażenie, że pod tą maską skrywa się człowiek, który robi sobie ze mnie jakieś jaja. Kącik ust drgał mu nieznacznie, jakby walczył z impulsami, które na pewno postarałby się ukryć przed innymi.
Z drugiej strony, wiedziałam, że ten szanowany w nowojorskim towarzystwie prawnik, nie szukałby mnie z pomocą detektywa. Takie posunięcie było zbyt absurdalne. Musiał mieć powód, by wzywać mnie do swojego biura. Jednak informacje, które tak bardzo chciał mi przekazać, nie docierały do mnie w żadnym stopniu. Jego wzrok, pełen napięcia i zdenerwowania, zdradzał, że to, co się miało wydarzyć, było nie tylko niedorzeczne, ale również niebezpieczne. Sądząc po jego minie, to raczej sam nie wierzył w to, co się stało. Był jak rozdygotany liść na wietrze, zagubiony w myślach i emocjach.
– Isi, wiem, że nasze ostatnie spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych i z pewnością masz do mnie uraz – zaczął, łapiąc mnie wzrokiem pełnym mieszanki frustracji i nadziei. – Teraz jednak sprawa jest poważna.
Zerknęłam na niego i podniosłam brwi ze zdziwienia. Poważna to mało powiedziane. Odnosiłam wrażenie, że poci się coraz bardziej, jakby gorączka nagle przycisnęła mu umysł. W tej chwili miałam do czynienia z człowiekiem, który wydawał się bliski wyzionięcia ducha. Przeszywające mnie uczucie złości i niedowierzania tylko potęgowało moją frustrację.
– Masz rację, wywaliłeś mnie, nie dając szansy na jakiekolwiek wytłumaczenie – powiedziałam, a ton mojej wypowiedzi zdradzał głęboką ranę, jaką tamten dzień pozostawił w moim sercu. Z odrazą wspomniałam ten moment, próbując odciąć się od obrazów, które wciąż wywoływały u mnie silny, bolesny odruch. Wraz z Paulem zniszczyli mnie, upokorzyli przy całym zarządzie firmy. A potem ze stoickim spokojem obrócili się na pięcie, zostawiając mnie samą w zalewie wstydu. I tak, po prostu, się mnie pozbyli.
– Dobrze wiesz, że nie mieliśmy wyboru – dodał, ściszając głos, jakby obawiał się, że może to, co zaraz powie, posłuży jako prosta broń przeciwko niemu. Zamknął oczy, rozmasowując dłońmi skronie, jakby w tej chwili próbował odegnać od siebie nadmiar emocji.
Denerwował się.
To było widać.
Słynny Taylor, którego wielu się bało, sam w tej chwili nie wiedział, co ma zrobić. Jego uprzednio nieskazitelnie opanowana postać, teraz była w stanie chaosu, którego nie potrafił już dłużej maskować. Takiego jeszcze go nie widziałam. Był zawsze oparciem, kimś, kto potrafił wyjść obronną ręką z każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. To właśnie jego stoicka postawa i pewność siebie sprawiały, że każdy, kto stawał z nim w obliczu trudności, czuł respekt. A teraz, kiedy patrzyłam mu w oczy, widziałam szczyt jego wątpliwości, strach, którego nie ukrywał, a także determinację, by sprostać wyzwaniu, które na niego wyglądało z nieznanego horyzontu.
W tej chwili sytuacja się odwróciła. To mojej reakcji bał się najbardziej. Dzięki temu czułam, że mam nad nim chociażby delikatną przewagę. Choć serce biło mi szybciej z narastającego napięcia, postanowiłam nie okazywać tego po sobie. Wyprostowałam plecy i spojrzałam mu prosto w oczy.
– Dobrze wiesz, że nigdy nie działałam na szkodę firmy! I nigdy bym tego nie zrobiła! – krzyknęłam, czując, jak ogniście czerwony kolor wstydu zaczyna tężeć w moich policzkach.
Cała ta sytuacja zaczynała powoli działać mi na nerwy. Każde jego słowo wwiercało się w moją głowę niczym wiertarka. Traciłam już powoli cierpliwość, a w moim umyśle zaczynał powstawać chaotyczny wir argumentów, które chciałam mu wypalić w twarz. Wiedziałam jednak, że nie mogę okazać przy nim słabości. Pożarłby mnie w jednej chwili, nie patrząc absolutnie na nic. Taka również, była właśnie jego taktyka. Szukał słabych punktów i miażdżył przeciwnika. Tak jak kiedyś mnie. Tylko to była wtedy całkowicie inna sytuacja – pełna naiwności i zaufania. Teraz wiedziałam, że muszę być twarda jak stal.
– Wszystko wskazywało na twoją niekorzyść – odpowiedział, jego głos był chłodny jak lód. Pociągnął nosem i spojrzał na mnie z mieszanką pogardy i złośliwej satysfakcji. – A ty nie miałaś porządnego usprawiedliwienia. Ba, nie miałaś nawet alibi.
– Co? A jakie miałam mieć usprawiedliwienie dla tych oszczerstw, które rzucaliście w moją stronę? To było niedorzeczne, jak w ogóle mogliście w to uwierzyć! – odpowiedziałam, czując, że gniew zaczyna brać górę nad rozsądkiem.
Głowa zaczynała mi pękać od nadmiaru dzisiejszych wrażeń. Możliwość, że znowu wrócą migreny, które dopiero co ustąpiły, przerażała mnie.
Próbowałam ze wszystkich sił się uspokoić. Głęboki wdech, wydech. Nie chciałam stracić przytomności ani co gorsza – zwymiotować na oczach Taylora. Obraz jego uśmiechu, gdyby mnie w ten sposób zobaczył, byłby dla mnie nie do zniesienia.
– Przykro mi. Sam nie mogłem w to uwierzyć – mówił z wyraźnym zadowoleniem. – Ale kiedy Carl przyszedł i powiedział, że ktoś włamał się na jego służbowy komputer, to Paul od razu zawołał do siebie ochroniarza i kazał sprawdzić monitoring. Tylko ty byłaś w tamtym czasie w budynku firmy – powiedział, spoglądając na dokumenty, które wciąż przed nim leżały. Jego ton był pełen oskarżeń, a każde słowo brzmiało jak wyrok.
– Wrobiliście mnie wtedy i teraz też w coś próbujecie mnie wplątać. Ale ja nie dam się już tak łatwo oszukać – powiedziałam, mrużąc oczy. Poczułam, jak ogień determinacji rozgrzewa mnie od środka. Mój wzrok powędrował na niego i zjechał na plik papierów, które chciał, żebym podpisała. To wszystko była jakaś popaprana sprawa, która nie miała szans na moje akceptację.
– Kiedy to w końcu do ciebie dotrze, że zrobiliśmy to, co musieliśmy… – zaczął, lecz przerwałam mu, czując, że nie wytrzymam kolejnego kłamstwa.
– Jak możesz tak mówić? Po tym wszystkim, co wcześniej zrobiłam dla firmy! – Moje słowa coraz bardziej świdrowały powietrze jak strzały. Nie zamierzałam się cofnąć. Musiał zobaczyć w moim spojrzeniu determinację, która potrafi obalić nawet największe góry. I wtedy, w tym momencie, zrozumiałam, że obojętnie, co się stanie, nie pozwolę mu mną manipulować po raz kolejny.
Na samo wspomnienie tamtych chwil,] robiło mi się niedobrze. Miałam już dość. Zaczęłam zastanawiać się, po jaką cholerę ja tu w ogóle przyszłam. Mogłam to zignorować.
– Zdajesz sobie sprawę, jak ja się wtedy czułam? Pozwoliliście mi, abym przedstawiła wam swój pomysł na nowy wizerunek firmy, po czym wystawiliście mnie za drzwi?! Chciałam pomóc, bo na tym polegała moja praca. Wy zaś nie omieszkaliście narobić mi wstydu, i to przy całym zarządzie!
– Wiesz, że Paul bywa porywczy – westchnął. – Próbowałem go zatrzymać. Mówiłem, żeby wstrzymał się z osądem i porozmawiał z tobą na osobności – dodał Tay.
Powiedziałabym nawet, że w jego głosie słyszałam jakąś skruchę. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe.
– Coś z marnym skutkiem – stwierdziłam. – To twój najlepszy przyjaciel, który słucha twoich rad. Gdybyś był bardziej przekonujący, nie byłoby wtedy tego całego cyrku. Nie licz na to, że podpiszę teraz ot tak to, co chcecie – odpowiedziałam stanowczo.
Nie dam się tym razem im w nic wrobić. Teraz jestem mądrzejsza, niż wcześniej. Owszem, kusiła mnie myśl o tym, by po prostu zignorować całą sytuację i wyjść, jednak wewnętrzny głos podpowiadał mi, że to nie byłoby zbyt mądre. Musiałam w końcu stawić czoła tym, którzy nie potrafili docenić mojej pracy.
– Proszę cię, Isi, nie komplikuj już bardziej tej sytuacji – szepnął zrezygnowany.
Jego hart ducha i zawzięcie, z jaką pracował nad każdą powierzoną mu sprawą, gdzieś zniknęły. Nie takiego go pamiętałam. Tay nigdy się nie poddawał. Nigdy nie przegrywał. Zawsze dostawał to, co chciał. Dostrzegając jego załamanie, poczułam odrobinę współczucia, ale natychmiast je stłumiłam. Nie mogłam pozwolić, by jego zrezygnowanie wpłynęło na mnie. Miałam wrażenie, że znowu zamierzali grać na moich emocjach.
– Po pierwsze, nie nazywaj mnie Isi. Tak, mówią do mnie tylko przyjaciele, a ty już do nich nie należysz – odpowiedziałam, starając się zachować zimną krew. – Po drugie, nie wiem, co knujecie, ale się dowiem i nie pozwolę, żebyście po raz kolejny zniszczyli mi moje poukładane życie. A po trzecie, byłabym wam wdzięczna, gdybyście trzymali się ode mnie z daleka – powiedziałam z pełną stanowczością w głosie.
Miałam jednak ochotę stamtąd uciec, gdzie tylko pieprz rośnie. Czułam, jak narasta we mnie frustracja i gniew na myśl o tym, co zrobili ze mną i moimi marzeniami.
Taylor wstał zza mahoniowego biurka, z elegancją, która zawsze mnie zadziwiała. Jego idealnie skrojona na miarę marynarka, uszyta z wysokiej jakości bawełny, podkreślała w pełni jego atletyczną sylwetkę. Zatrzymał się na chwilę, by poprawić kołnierzyk koszuli, a następnie odwrócił się przodem do okna, z którego rozchodził się fenomenalny, nocny widok na Manhattan. Światła metropolii świtały jak tysiące gwiazd na ziemi, tworząc niepowtarzalny, pulsujący rytm, który budował kontrast z napięciem panującym między nami.
Zamyślił się, a ja w tym milczeniu zauważyłam, jak jego zaciśnięte wargi zdradzają frustrację, której nie potrafił ukryć. Jego silna wola zdawała się słabnąć, a w oczach pojawił się cień, który wcześniej tam nie gościł.
– Isabello Melton, proszę cię. Podpisz te cholerne dokumenty i zamknijmy już tę sprawę – powiedział, a jego ton nie pozostawiał miejsca na wątpliwości.
Patrzyłam na niego, czując rosnące napięcie w powietrzu. Atmosfera była gęsta, niemal namacalna. Widziałam, że jest zły, a jego determinacja, by nie pokazywać emocji, w moich oczach stawała się coraz bardziej chwiejąca. To wszystko sprawiło, że moje serce zadrżało.
– Przykro mi, Tay, ale nie mogę tego zrobić. Zabieram je ze sobą i odezwę się do ciebie, gdy przejrzy je mój prawnik – odpowiedziałam z zawahaniem.
Wstałam i wzięłam plik papierów z biurka, czując ciężar sytuacji, który już dawno spoczywał na moich barkach. Moje palce niepewnie przesunęły się po kartkach, aż natrafiły na podpis Paula, widniejący na samym dole. Miałam wrażenie, jakby moje serce na chwilę stanęło. Chciałam, by zastygły w czasie, ale wspomnienia uderzyły z pełną siłą. Starałam się ukryć smutek, który przebijał się na mojej twarzy, ale mój głos zdradził mnie jeszcze bardziej.
– Tak bardzo mnie nienawidzi, że nie potrafił być tu z tobą i spojrzeć mi osobiście prosto w oczy?
Jak na zawołanie, ujrzałam w oczach Taylora zrozumienie, a zarazem ból.
Brakowało mi go.
Tak piekielnie brakowało mi jego obecności. Jego czekoladowych oczu, które potrafiły dostrzec moje najskrytsze myśli, a ich spojrzenie zawsze niosło ze sobą dumę i ufność. Jego dźwięcznego głosu, który potrafił rozbrzmieć jak melodia w najtrudniejszych momentach, i słowa, kierowane w moją stronę z taką pewnością. Jego zapachu, który na zawsze pozostanie związany z moją pamięcią i długo jeszcze prześladował mnie w snach.
Po prostu brakowało mi jego samego.
– Paul wyjechał z kraju i jest tym samym na ważnym spotkaniu – odpowiedział Taylor, jego głos nieco zmiękł, ale wciąż wyczuwałam dystans. Nadal wpatrywał się w panoramę za oknem. Zerkał na mnie kątem oka, jakby szukał w moich reakcjach jakiegokolwiek odzwierciedlenia swoich myśli.
Wiedziałam, że kłamie. W tej chwili nie miałam wątpliwości. Gdyby naprawdę chciał, mógłby przesunąć każde spotkanie, ustalić nowe terminy. To on był szefem, to on miał kontrolę nad każdym aspektem tej skomplikowanej sieci spraw, które nas otaczały. Rozdawał karty i kierował ruchem w tej biznesowej grze. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych – był rekinem, nie podporządkowującym się nikomu i niczemu. Ale w jego oczach dostrzegłam coś, co mówiło mi, że ta sytuacja zaczyna go przerastać – nie tylko zawodowo, ale i emocjonalnie.
– Rozumiem – przytaknęłam, ale w moim sercu wciąż tlił się gniew.
Skierowałam kroki w stronę drzwi, dokumenty trzymane w ręku wydawały się coraz cięższe, niczym obciążniki, którymi w wolnej chwili ćwiczyłam na znajdującej się blisko mojego mieszkania siłowni. Każdy krok w kierunku wyjścia sprawiał, że czułam się, jakbym dźwigała na swoich barkach cały świat. Poranny trening z pewnością będzie wyczerpujący, a w tym momencie nie miałam w sobie energii. Muszę odreagować, a najlepiej zapomnieć. Po raz kolejny, po prostu zapomnieć.
Od nowa.
Wszystko zaczyna się od nowa. A ja tego nie chcę. Chcę iść do przodu, a nie stać w martwym punkcie, skrępowana błędami przeszłości i decyzjami, które mnie zraniły.
– Isi… wiem, że go nienawidzisz – powiedział Tay, przeczesując nerwowo włosy, a ja poczułam, jak gniew zaczyna we mnie wrzeć. – Ale pamiętaj, że postąpił tak, jak postąpiłby każdy, kto znalazłby się w jego sytuacji.
Byłam pewna, że zauważył to, czego nie powinien. To, jak bardzo byłam rozczarowana, jak bardzo przeżywałam tę zdradę.
Za jego plecami czaił się już mrok, oświetlony blaskiem neonowych świateł. To prawda, co wszyscy mówią. Nowy Jork nigdy nie zasypia. A według mnie nocą jest jeszcze piękniejszy niż za dnia. W nocy miasto staje się moim miejscem ucieczki, przyciągającym mnie do swojego zgiełku, tak odmiennym od pustki, która mnie otaczała teraz.
Moje dawne biuro znajdowało się piętro niżej. Tam spędzałam długie godziny, pochłonięta pracą. Uwielbiałam w nim przebywać. Rzadko wychodziłam z niego o normalnej porze, w pełni zgłębiając atmosferę pracy. Byłam typem człowieka, który nie może zasnąć, dopóki nie wykona swoich zadań tak, jak powinien. Bez względu na to, jak zmęczona się czułam, nie pozwalałam sobie na chwilę słabości. Po pewnym czasie jednak zauważyłam, że panorama wieczornego miasta mnie uspokajała. Widowisko migających świateł, przygniatająca wysokość wieżowców i bezkresne niebo zmieniające barwy, kładło się na moich skołowanych nerwach niczym miękki koc.
Nie mogłam zapomnieć tych momentów, gdy w skupieniu przeglądałam ostatnie dokumenty, a za oknem migały światła tak bliskie, a jednocześnie tak dalekie. Nawet delikatny, biały wystrój mojego gabinetu, który miał być przejawem świeżości i czystości, nie działał na mnie tak, jak widok miasta nocą.
Pamiętam, że kiedy w pośpiechu zabierałam stamtąd swoje rzeczy, wiedziałam, że będzie mi tego brakować. I brakowało, cholernie. Teraz, w obliczu tego, co się wydarzyło, mój smutek związany z tym miejscem stawał się coraz bardziej dotkliwy, a wspomnienia wracały z upartą siłą.
– Nie nienawidzę go, Tay – powiedziałam, zwalniając kroku. Z moich ust wydobywało się więcej emocji, niż początkowo zamierzałam wypowiedzieć. – Mam do was ogromny żal o to, że nie pozwoliliście mi się wytłumaczyć. Skreśliliście mnie od razu i wyrzuciliście. A ty nie powinieneś we mnie wątpić, nigdy, tak samo jak on.
Nie zatrzymałam się. Przyspieszyłam kroku w stronę wyjścia. Chciałam stamtąd jak najszybciej zniknąć i wrócić do mieszkania, które teraz wynajmowałam wraz ze swoją przyjaciółką. Ta sytuacja mnie przerosła.
Kiedy zamykałam za sobą drzwi gabinetu, usłyszałam tylko, jak Taylor przez interkom mówi swojej asystentce, żeby połączyła go z Paulem. To zdanie brzmiało jak echo moich najgorszych obaw. Był to moment, w którym czułam, że wszystko, co zbudowałam, mogło się rozpaść w jednej chwili. Przywołałam windę i chwiejnym krokiem weszłam do środka, zdając sobie sprawę, jak bardzo jestem osłabiona emocjonalnie.