Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pełna nadziei historia o tym, że nigdy nie jest za późno, by walczyć o siebie
Gdy Julia Niepołomska dowiaduje się, że mąż ją zdradza, przeżywa prawdziwy szok. I nie ma dla niej znaczenia, że sama również go zdradziła – jako pierwsza. Oboje decydują się jednak zawalczyć o swój związek i skorzystać z pomocy psychoterapeuty, by naprawić to, co doprowadziło do kryzysu małżeńskiego. Przed nimi długa droga, której cel jest mglisty i niepewny. Czy na splątanych przez czas ścieżkach uczuć odnajdą ponownie drogę do siebie?
Toksyczne relacje rodzinne, depresja, wyniszczająca zazdrość i lęk przed samotnością. „Cud babiego lata” to poruszająca opowieść o nieustannym błądzeniu w poszukiwaniu upragnionej miłości i odwadze, która pozwala ją ocalić.
– Ewelina, to nie takie łatwe, jak myślisz. – Marek próbował się bronić przed natarczywością kochanki. Trzymał komórkę przy uchu, prowadząc jednocześnie auto. Bardzo aktywny tryb życia zmuszał go do takiego łączenia czynności. – Mam teraz dużo pracy! – krzyczał do telefonu.
Namawiała go na pierwszy wspólny wyjazd w czasie wakacji. Do Włoch. Była coraz bardziej namolna. Zadręczała go nadopiekuńczością. Już przecież nie potrzebował opieki. Miał terapeutkę, więc kochanka była zbędna. Wykonała zadanie – obroniła go przed szaleństwem, którego tak bardzo się bał, gdy zmarła matka. Teraz chciał odejść, podjąć walkę o swoje małżeństwo, gdyż poczuł się nieco silniejszy. Już wiedział, że to matka go niszczyła. Gdzie miał oczy dwa lata temu? Ewelina nawet nie była ładna. I te jej blond włosy z odrostami.
Marlena Ledzianowska
Z wykształcenia i zamiłowania polonistka. Pisze o relacjach międzyludzkich. W wolnych chwilach z pasją uprawia fitness. „Cud babiego lata” jest jej trzecią książką.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 294
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
– Jak mogłeś?!!! Nie rozumiem, jak mogłeś mi to zrobić! Przez kilka dni wbijałam w twoją komórkę po kilkadziesiąt połączeń, a ty uparcie nie odbierałeś! Czy wiesz, co się wtedy czuje?! Dlaczego mi to zrobiłeś?! – Ostatnie słowa Julia Niepołomska wypowiedziała płaczliwym tonem i uświadomiła sobie, że musi przestać. Ta rozmowa wiodła na manowce. Na manowce! Jak wiele innych tego typu konwersacji, przeprowadzonych przez dwadzieścia cztery lata ich wspólnego życia. Poczuła, że komórka przy uchu parzy i robi się śliska. Teraz jednak Julia umie mówić sobie stop. Zatrzymuje się, a targające nią uczucia wciąż wyciskają łzy i bombardują umysł. Na szczęście ma okulary przeciwsłoneczne, które ukryją jej płacz przed spojrzeniami ludzi.
Siedziała na ławeczce na rynku. Starówka tętniła życiem, mimo iż zbliżał się ciepły, czerwcowy wieczór. Upał zelżał i można było odetchnąć. Ludzie snuli się jednak, nieco ospale, na zwolnionych obrotach i na większym luzie niż dotychczas. Lato sprawia, że w sercach czuje się wakacje, chociaż jest do nich jeszcze trochę czasu.
– Nie chciałem wtedy z tobą rozmawiać… Przy niej.
Marek zaryzykował szczerość. Bał się takich trudnych rozmów, ale nie unikał ich teraz. Nie mógł pozwolić na nową awanturę, ale też musiał wziąć odpowiedzialność za swój postępek i odważnie unieść emocje żony.
– Rozumiesz? – zapytał łagodnie.
Jej emocje znowu próbowały nim zawładnąć. Miał już pewność, że trzeba tę rozmowę szybko zakończyć, niezależnie od tego, co będzie się działo z jego żoną. Ona musi wytrzymać, a on nie może przeżywać jej uczuć jak swoich. Tak nakazywały obie terapeutki: małżeńska i indywidualna. Musi być odważny. Nie tchórzyć, jak to robił przez większość swojego życia. To jedyne wyjście: odrzucić lęki, wyzwolić się ze starych wzorców, zapomnieć o przeszłości (jemu to dobrze wychodzi, ale ona ma z tym problem) i budować nowe, satysfakcjonujące małżeństwo. Po całej tej zawierusze, po bólach, wzajemnych oskarżeniach i awanturach – trzeba, na gruzach, zbudować dom dla obojga i zacząć nowe życie. Wystarczy jedynie wcisnąć klawisz telefonu. Tylko tyle i aż tyle.
– Muszę kończyć. Sama wiesz, że to donikąd nie prowadzi – próbował ją przygotować.
– Wiem. Rozumiem – odpowiedziała.
Słowa ledwie przeszły jej przez gardło, dławione uczuciami. Tak bardzo chciała, by był teraz przy niej. Od wielu lat dzielił ich dystans prawie trzystu kilometrów. A może to nie odległość, lecz konflikty małżeńskie ich oddalały? Marek mieszkał w jednym z największych miast Polski, gdzie miał pracę, zapewniającą godziwy zarobek. Ona zaś nie chciała wyjeżdżać z miejsca, w którym się urodziła.
Łzy wypływały już spod okularów i Julia niespokojnie rozglądała się wokół, czy w pobliżu nie widać kogoś znajomego. Wybierała się na zumbę, do klubu fitness mieszczącego się w jednej ze starych kamienic nieopodal rynku.
– Powiem ci tylko, że to było okropne. Może myślisz, że byłem w tej pieprzonej Wenecji szczęśliwy!!! Może myślisz, że to było łatwe nie odbierać telefonu lub dzwonić po kryjomu w całym tym gównie. Może myślisz, że…
– Nie kończ… Nieważne, co powiesz. Ja i tak sama muszę uporać się z tym problemem. Nikt mi w tym nie pomoże. To moja działka, pa – powiedziała w końcu.
Została sama ze swoimi emocjami. Zbliżał się czas zumby, czas wyrzucania uczuć, czas magicznej siły tańca i fitnessu, gdy złość zamienia się w radość, a lęk w miłość. W pierwszej kolejności – miłość do siebie, tańczącej i promiennej niczym za sprawą jakichś nieziemskich sił.
– Pa… – odpowiedział z ulgą.
Obraz najtrudniejszej emocjonalnie sytuacji w jego dorosłym życiu znowu jawił mu się przed oczami. Tydzień z blondynką. Jak tytuł taniej powieści. Dzisiaj pojął, że ten kolor włosów bardzo do niej pasował. Tak. To jego wina, że nie był z nią od początku szczery. Wymyślił historyjkę o separacji. Ale kto by w nią uwierzył? Jeśli uwierzyła, to była naiwną idiotką, a jeśli nie uwierzyła, to przez dwa lata nie tylko on żył w podwójnej hipokryzji, ale i ona, z dużo większym cynizmem, odgrywała rolę w teatrze wzajemnych oszustw.
Zakończył ten związek bez poczucia winy. Wyjazd do Włoch był już zupełnie niepotrzebny. Nie chciał tam jechać, bo podjął decyzję o terapii małżeńskiej i chciał wyjść z tego cuchnącego gówna, które doprowadzało go do całkowitego upadku, pod każdym względem. Wplątał się w romansową historię i zdecydował, że z niej wyjdzie, zanim Julia to wykryje. Blondynka! Coś przeczuwała. Pewnie dlatego Ewelina uczepiła się tego niefortunnego wyjazdu do Włoch. Wenecja to już była prawdziwa porażka. Jakby ktoś założył mu szklany klosz na głowę, klosz, który zamieniał rzeczywistość w koszmar.
Czuł się taki zagubiony po śmierci matki. Pomysł z portalem randkowym był prawdziwym podszeptem szatana. Portal randkowy! Portal idiotów! Portal straceńców! Portal błaznów! Potem wszystko toczyło się jak po równi pochyłej. Zanim się spostrzegł, już regularnie przyjeżdżał do prowincjonalnej, okropnej mieściny. Teraz wie, że uciekał przed życiem, przed samym sobą. Wtedy wydawało mu się, że to dla niego ratunek. Samotna matka z dwójką dzieci. Nauczycielka matematyki. Młodsza od żony o osiem lat. To nie miało znaczenia, bo Julia była dużo atrakcyjniejsza od kochanki. Pomimo czterdziestu kilku lat czasami wyglądała jak dwudziestolatka. Nie dlatego wszedł w romans, że żona przestała mu się podobać. On zaczął się jej bać!
Każda kłótnia wywoływała w nim uczucie umierania. To było ponad jego siły. Po śmierci matki te emocje wyszły z niego jak robaki z trupa. Nie potrafił ich przeżyć ani zatrzymać. Szukał ratunku w ramionach obcej kobiety. Sprawdził wiek, wykształcenie i miejsce zamieszkania. Miał blisko. Tylko dwadzieścia minut jazdy. Niesamowite, jak koszmarne są teraz te chwile, które wtedy, trzy lata temu, wydawały się namiastką szczęścia. To była droga wprost do piekła. Gdyby wtedy to wiedział! Tak trudno było odróżnić promyk słońca od diabelskiego kaganka, prowadzącego do woniejących pleśnią czeluści.
*
Julia ochłonęła po rozmowie telefonicznej z mężem. Otarła dyskretnie łzy, uważając, by nie rozmazać delikatnego makijażu. Ruszyła w kierunku starej kamienicy, w której mieścił się klub fitness. Wszedłszy do wnętrza, poczuła przyjemny chłód oraz intensywny zapach starych murów. Lubiła to miejsce. Odpowiadała jej kameralna atmosfera, dzięki której czuła się swobodnie. Znała już wiele osób, które regularnie spędzały tu wolny czas. Przyjazne relacje zawiązywały się też pomiędzy stałymi klientkami a personelem klubu, zarówno instruktorkami, jak i recepcjonistkami. Właśnie tu Julia koiła swoje zszargane nerwy i uwalniała się od gniewu w tańcu i fitnessie.
– Cześć, Kasiu – powiedziała do recepcjonistki, pełnej pogody ducha, sympatycznej trzydziestokilkuletniej szatynki.
– Cześć, Julio. Co tak na ostatnią chwilę? Wszyscy już gotowi, sala pełna po brzegi. – Kobieta delikatnie popędzała stałą klientkę, odbierając od niej kartę klienta, by zaznaczyć uczestnictwo w zajęciach.
– Rzeczywiście. Trochę się zagapiłam. Już pędzę do szatni – powiedziała Julia, sięgając po kluczyk do szafki na odzież.
Usiadła na ławeczce w małym pomieszczeniu, gdzie przebierała się tylko jedna osoba. Szybko zmieniła obcisłe dżinsy na czarne spodnie z krokiem blisko kolan, specjalne do zumby. Kolorowy T-shirt dopełnił całości i Julia pobiegła na salę, gdzie uśmiechnięta promiennie instruktorka zaczynała intensywną rozgrzewkę. Lustra, które zewsząd otaczały tańczące kobiety, pozwalały kontrolować każdy wykonywany ruch.
Julia spojrzała mimochodem na swoje odbicie. Zobaczyła na twarzy smutek i ślady po płaczu. Głośna muzyka błyskawicznie oderwała ją od niepotrzebnych myśli o kryzysie małżeńskim. Nie mogła uwierzyć w to, że miała w sobie tyle energii, by wykonywać skomplikowane i bardzo kobiece ruchy w zawrotnym tempie. Jej sprawność nie różniła się prawie od sprawności młodych dziewcząt. Latynoskie rytmy i dynamiczne ruchy bioder w połączeniu z potrząsaniem piersiami wywoływały na zapłakanej twarzy Julii niepewny, ale coraz wyraźniejszy uśmiech. Małe przerwy w tańcu pozwalały na odsapnięcie, nabranie sił i łyk wody mineralnej ze stojącej na parapecie okna plastikowej butelki.
Zasapane nowicjuszki najwyraźniej miały ochotę uciec. Chowały się po kątach i z przerażeniem patrzyły na poczynania stałych bywalczyń klubu. Niełatwo było zaakceptować śmieszne, na początku bardzo nieudolne figury i zdobyć się na ogromny wysiłek fizyczny. Julia, widząc w lustrze zgrabną sylwetkę i coraz bardziej precyzyjne ruchy ciała oraz uśmiechniętą twarz, przypomniała sobie pierwszy dzień na zumbie.
Było to dwa lata temu. Przyszła z Ewą, za jej namową, niepewna, zagubiona i pełna kompleksów. Naprędce skompletowała strój, który przy dużej dawce tolerancji mógł uchodzić za sportowy: legginsy, tunika, zbyt masywne do intensywnych podskoków buty. Osaczające ją ze wszystkich stron lustra nie pozwalały uciec od prawdy o własnej nieudolności. Po piętnastu minutach Julia miała dość, była zasapana, zmęczona i zawstydzona swoimi nieporadnymi ruchami. Wtedy Ewa zadziałała na nią bardzo motywująco.
– Mamo, dobrze sobie radzisz, naprawdę. Teraz odpocznij. Pamiętaj o piciu wody i wyrównaniu oddechu.
– Julia, dlaczego się obijasz? – Głos życzliwej instruktorki wyrwał ją gwałtownie ze świata wspomnień.
Puściła do niej oko i posłała najbardziej uroczy spośród uśmiechów. Była nie tylko śliczna i zgrabna, ale pełna niespożytej energii oraz kobiecego powabu.
– Tak. Nie mam humoru. Zły dzień – odpowiedziała szczerze.
Zaczęła ćwiczyć intensywniej, próbując zapomnieć o kłótni z Markiem. Zresztą trudno to było nazwać kłótnią. Ona popada w lęki oraz gniew, a on robi to, co powinien robić w takiej sytuacji kochający mąż, który ma sobie dużo do zarzucenia.
Poczuła w końcu, jak energia wspólnego tańca pozbawia ją resztek złych, odbierających siły emocji. Pod koniec zajęć widziała już w lustrze promienną twarz, otoczoną burzą rudych loków, niesfornie opadających na czoło.
– Ewelina, to nie takie łatwe, jak myślisz. – Marek próbował się bronić przed natarczywością kochanki. Trzymał komórkę przy uchu, prowadząc jednocześnie auto. Bardzo aktywny tryb życia zmuszał go do takiego łączenia czynności. – Mam teraz dużo pracy! – krzyczał do telefonu.
Namawiała go na pierwszy wspólny wyjazd w czasie wakacji. Do Włoch. Była coraz bardziej namolna. Zadręczała go nadopiekuńczością. Już przecież nie potrzebował opieki. Miał terapeutkę, więc kochanka była zbędna. Wykonała zadanie – obroniła go przed szaleństwem, którego tak bardzo się bał, gdy zmarła matka. Teraz chciał odejść, podjąć walkę o swoje małżeństwo, gdyż poczuł się nieco silniejszy. Już wiedział, że to matka go niszczyła. Gdzie miał oczy dwa lata temu? Ewelina nawet nie była ładna. I te jej blond włosy z odrostami.
– Obiecałeś! Już załatwiłam z mamą, że przypilnuje dzieci – przypomniała mu jego głupotę.
Ewelina doskonale znała jego słabe punkty. Tak bardzo się przed nią otworzył, że był prawie bezbronny wobec jej kobiecych sztuczek. Wiedziała o tym świetnie. Nie pozwoli mu odejść! Przeczuwała, że zaraz, pod byle pretekstem, zakończy rozmowę. Komórka mu przestanie działać albo podejdzie do niego jego nieznośny szef. Musi być szybsza.
– Marek! Zarezerwowałam miejsce w pięknym pensjonaciku pod Wenecją. Będzie super! Znam najlepszą drogę do Włoch. Poprowadzę auto. Nie będziesz się musiał o nic troszczyć – zapewniała.
Ewelina wiedziała, czego potrzebuje facet w depresji: słońca, morza, spokoju, wygody, poczucia bezpieczeństwa. Wtedy szczęście zagości w sercu obok oddanej i zaradnej życiowo kobiety.
– Przepraszam. Muszę kończyć. Mam szkolenie, pa. – Marek zastosował stary wykręt. Niegdyś z łatwością przychodziło mu w ten sposób przerywać rozmowy z żoną. Teraz, po dwóch latach romansu, częściej oszukiwał kochankę, która chciała zabawiać się w żonę. To śmieszne. Nigdy nie chciał mieć drugiej! Ona roiła sobie coś w głowie. Przecież nigdy niczego jej nie obiecywał. Była świadoma tego, w co wchodzi.
Marek poczuł skurcz wokół serca. Ewelina na pewno wiedziała, że opowiadał bajki o rzekomo nieistniejącym małżeństwie, które było całkowitą formalnością. Fikcją. Teraz fikcją wydawały mu się chwile spędzone z kochanką. Zaczynał się męczyć.
– Pamiętaj, co mi obiecywałeś! – odpowiedziała niemal groźnie.
Dobrze wiedziała, jak Marek reagował na takie zachowania. Szybko nauczyła się grać na nim jak na tanim instrumencie. Kobiece gierki mniej działały, odkąd załatwiła mu terapeutkę, jednak groźba rozstania wciąż robiła na nim wrażenie. Musi go teraz przycisnąć do muru. Tak nie może być! Wciąż żonaty, a przecież jej dzieci mówią do niego „wujku”. Przypomniała sobie jego reakcję, kiedy się dowiedział, że wtajemniczyła w ich związek Marcelinkę i Patryka. Wściekł się. Dlaczego? Przecież jego żona o wszystkim wiedziała. A jeśli nie? Jeśli to właśnie ją, Ewelinę, oszukiwał od początku? Może to wcale nie żona była oszukiwana? Ta myśl musiała być szybko wyparta przez działanie, bo siała spustoszenie w jej mózgu.
– Pa! – powtórzył.
Tym razem bardzo go zezłościła. Co niby obiecywał? Co ona ma na myśli? Wycieczkę do Włoch? Może rzeczywiście jeszcze pół roku temu, gdy nie wiedział, co się wokół niego dzieje, pogrążony w depresji, coś jej obiecywał. Wtedy mogła wiele na nim wymóc, jednak teraz wszystko wyglądało inaczej.
Czuł, że chce wrócić do żony. Boi się, ale właśnie tego chce. Wie, że to będzie orka, jednak nie może inaczej. Nie zostawi Julii. Co tak naprawdę jest główną przyczyną jego powrotu? Znowu odczuł intensywny skurcz w okolicach serca, ból fizyczny i psychiczny jednocześnie. Jego żona nawiązała kontakt… z byłym kochankiem. Czyżby nagle poczuł zazdrość? Przecież jeszcze miesiąc temu napisał list, w którym kazał jej się zastanowić nad rozwodem.
*
Był piękny czerwcowy wieczór. Julia siedziała samotnie na sofie w salonie. Spojrzała ze smutkiem na oprawione w ramkę zdjęcie swojego męża, stojące na minimalistycznej komodzie. Od jakiegoś czasu brakowało jej Marka bardzo dotkliwie. Czuła, że on zmusza się do przebywania w jej towarzystwie, więc ograniczyła swoje wizyty. Odkąd chorował na depresję, to jest przez ostatnie prawie dwa lata, przyjeżdżał rzadko. Tolerowała wszystkie jego dziwactwa, bo tak jej doradziła przyjaciółka psycholog.
Magdalena Graczyk stanęła na wysokości zadania, gdy Julia załamała się zupełnie po dziwnym telefonie Marka, w którym oznajmił, że będzie przyjeżdżał rzadziej.
– Nic na to nie poradzę. Nie mam siły przyjeżdżać co tydzień – powiedział wtedy (rok temu) dziwnym tonem, w którym krył się strach.
Odniosła wtedy wrażenie, że on się tłumaczy.
– Rozumiem – odpowiedziała.
Była przerażona tym stwierdzeniem. Od października Ewa, ich córka, studiowała w innym mieście. Teraz groził Julii syndrom pustego gniazda. I jeszcze to rozstanie z mężem! Wypłakała się zatem przed niezawodną Magdą.
– Co mam robić? – zapytała.
– Dawaj mu więcej miłości niż zwykle. Człowiek w depresji jest bardzo zagubiony. Zgódź się na terapię małżeńską. To pewnie pomysł jego psycholożki.
– Na terapię małżeńską? Ja mam tracić czas? Przecież to on jest chory! – odpowiedziała z wyrzutem. – To on ma depresję! Ja czuję się dobrze. Nic mi nie dolega. Może poza samotnością.
– Niby tak, ale ty też cierpisz. Sama wiesz, że życie w rozłące to nic dobrego.
– Tak, wiem. Ja jednak się nie przeprowadzę. Nie wyjadę stąd! To moje rodzinne miasto. Mam tu pracę, przyjaciół.
– Kursy i korepetycje możesz przenieść wszędzie.
– W wielkich miastach jest duża konkurencja. Tu wszyscy mnie znają. Mam wizerunek, na który pracowałam. Harowałam wiele lat, by teraz móc żyć na własny rachunek. Myślisz, że wielu jest korepetytorów, którzy prowadzą legalne firmy, zwłaszcza wśród polonistów? To on wyjechał! To on powinien do mnie wrócić!
– Niby tak. Ale coś go tam trzyma.
Magda nagle umilkła, jakby ugryzła się w język.
Teraz, siedząc samotnie w salonie, Julia z niepokojem analizowała wypowiedziane wcześniej słowa przyjaciółki. Patrzyła na fotografię swojego męża. O czym Magda wtedy pomyślała, mówiąc, że coś go trzyma z dala od domu?
Nie! To bzdura! Co mi przychodzi do głowy? – pomyślała. – Przecież Marek tysiące razy zapewniał, że nie ma kochanki. Mówił, że to depresja.
A jednak miesiąc temu napisał list, który nadal ją boli. To był dla niej szok. Płakała w głos! Bała się, że sąsiedzi ją usłyszą, ale krzyczała mimo to. Blok miał grube, solidne mury. Budowany niedawno, dawał namiastkę komfortu zapędzonym i nadmiernie aktywnym, zgodnie z modą, mieszkańcom. Nikogo tu nie obchodziły plotki. Ledwie mówili sobie w przelocie „dzień dobry”. Znajomość nawiązała tylko z Magdą Graczyk.
Julio,
piszę ten list, bo nie przyjadę w najbliższy weekend, a myślę, że powinienem Ci powiedzieć o kilku sprawach. Jak wiesz, od dawna nam się nie układa. Ciągłe kłótnie, które na Tobie nie robią wrażenia, dla mnie są prawdziwą traumą. Myślę, że Ty też nie jesteś ze mną szczęśliwa. Małżeństwo na odległość to nie związek. Terapeutka twierdzi, że powinnaś się do mnie przeprowadzić, i to jak najszybciej, by nasze relacje zaczęły w ogóle funkcjonować. Powinniśmy choćby wynająć mieszkanie i zamieszkać razem.
Jeśli takie wyjście Ci nie odpowiada, to może przemyślałabyś rozwód? Wiem, że to dla Ciebie cios, bo nigdy o czymś takim nie mówiłem, ale powinniśmy wziąć pod uwagę również takie wyjście. Zostało mi już tak niewiele lat życia. Potrzebuję spokoju. Odpowiedz mi jak najszybciej. Pamiętaj, że na pewno byłbym Twoim przyjacielem i zapewniłbym byt Tobie i Ewie. Zawsze pomagałbym Ci we wszystkim. Przyjeżdżałbym do Ciebie, gdybyś mnie potrzebowała.
Przemyśl to, proszę.
Marek
Julia pamiętała list, otrzymany niedawno mailem. Wtedy nie mogła uwierzyć, że to słowa jej męża. Jakby ktoś mu to dyktował! Co on wypisuje?! Przecież ona nie pozwoli mu podjąć decyzji w takim stanie. Nie wyprowadzi się ze swojego rodzinnego miasta! Dokąd? Do jakiejś wynajętej klitki?! Tutaj ma piękne, niedawno z takim zaangażowaniem urządzane, wielkie mieszkanie z tarasem. Co za pomysł? Czy ta terapeutka myśli, że ona rzuci wszystko, by wyjechać za mężem?! Przecież to on znalazł sobie pracę w większym mieście. To on uciekał przed nią! Nadal będzie uciekał. Taki już jest – boi się bliskości. W dzieciństwie biła go matka, pastwiła się nad nim. Teraz są tego skutki, po jej śmierci bardziej odczuwalne niż kiedykolwiek. Zawsze się nienawidziły. Julia nie potrafiła zaakceptować uzależnienia męża od matki. Odsuwała się od niego. Kiedyś nawet go zdradziła. Teraz, po latach, odezwał się jej dawny kochanek. Na Facebooku. Wpuściła go do znajomych, ale powiedziała o tym Markowi. Zareagował zaskakująco. Stwierdził:
– Każdy może mieć swojego eks.
Tak dziwnie jej wtedy odpowiedział. Słowa jakby wyjęte z innych ust, nie całkiem jego, a jednak były to jego, jej męża, słowa.
Teraz Julia analizuje niedawną przeszłość. Powiedziała mu to w kwietniu, zaraz po świętach wielkanocnych. Nie widziała wtedy dawnej zazdrości i nienawiści do rywala. Czyżby dojrzał? A może zupełnie zobojętniał?
Od prawie dwóch miesięcy rozmawia z Norbertem wieczorami. To wciąga. Mówiła przecież Markowi. Chciała być wobec niego w porządku. Przez moment nawet wydawało jej się, że jest zazdrosny, ale zaprzeczył, więc chyba nie ma nic złego w tej facebookowej znajomości.
Po przeczytaniu listu o rozwodzie wypłakała się wirtualnie przed Norbertem. Czuła, że on z uwagą czyta każde jej słowo, wbijane z impetem w klawiaturę komputera. Patrzyła na napis: Norbert pisze… Komputer uspokajał litościwie, jakby znał ludzkie uczucia. Czekała. Norbert napisał mniej litościwie niż bezduszny przedmiot leżący na jej kolanach:
– Daj mu ten rozwód. Poradzisz sobie sama.
– Ale ja go kocham…
– On na pewno ma inną. Uwierz mi. Jesteś mu kulą u nogi! Zakochał się i chce odejść. Pozwól mu! Nie zatrzymuj go!
To brzmiało jak podszept szatana.
Po tych słowach zadzwoniła do Marka, pełna sprzecznych uczuć. Kulą u nogi?! Ona, ukochana żona? Oddana matka? Piękna kobieta, o którą był tak bardzo zazdrosny? Ona ma być kulą u nogi?! Zwierzyła się przed byłym kochankiem, bo mąż nawet nie miał odwagi, by powiedzieć jej wprost, że chce rozwodu. Nie odbierał! Nie odbierał!!! Chciała mu to wszystko wykrzyczeć: że inny facet ją wspiera, wysłuchuje tego, co powinien usłyszeć on, jej mąż, że inny ma odwagę udźwignąć jej emocje, jej szaleństwo, jej rozpacz! To Marek powinien patrzeć teraz w jej oczy po napisaniu tego listu. Tchórz! Parszywy tchórz!!!
Zaczęła wypisywać SMS-y. Już wiem wszystko. Jestem kulą u nogi. Znalazłeś sobie inną. Wysyłała konsekwentnie jeden za drugim. Wbijała wiadomości w komórkę niczym w mózg męża. W końcu zmęczyła się tą pracą. Napisała rozpaczliwy e-mail:
Marek!
Nie wiesz, jak to jest, gdy kobieta poczuje się jak zużyta ścierka. Kiedy najbliższa Ci osoba powie, że Cię nie potrzebuje. To straszne!
Norbert powiedział, że masz inną… Żyć mi się nie chce!
Miała dość tego pisania. Było późno. Wyłączyła na noc komórkę, by jej nie budził. Spała niespokojnie, ale spała. Rano, o siódmej, była u niej Magda.
– Dzwonił do mnie Marek – powiedziała z niepokojem w głosie, przyglądając się uważnie przyjaciółce.
– Do ciebie? Przecież on cię nie zna.
– Nie zna, ale dzwonił, bo się o ciebie martwi – dodała z wyrzutem.
Uważnie obserwowała zachowanie przyjaciółki.
– Aaa. Chodzi o te SMS-y i e-mail.
– Bał się, że…
– Że coś sobie zrobię… Ha, ha. Tylko wylałam emocje – odpowiedziała Julia. – Jak on zdobył twój numer? To do niego niepodobne.
– Znalazł w Internecie. Na mojej stronie. Pewnie dzwonił też do poradni.
– No tak. Wie, że prowadzisz poradnię rodzinną. To się naszukał. Nie zna twojego nazwiska… Chyba.
– No, nie przesadzaj. Wie, jak nazywają się sąsiedzi.
– Bywa w domu coraz rzadziej. Pokażę ci, co napisał.
Julia chciała wtedy zatrzymać przyjaciółkę.
– Teraz się śpieszę, ale wpadnę do ciebie wieczorem.
Julia przypomniała sobie, jak Magda na nią patrzyła, bardziej okiem psychologa niż przyjaciółki. Na pewno jej nie wierzyła. Czemu jej nastrój zmienił się tak szybko? To proste. Wtedy pomyślała przez chwilę. A co tam. Chce rozwodu, niech go ma. Może ona też go nigdy nie kochała. Może powinna być z Norbertem. Może tylko on ją kocha naprawdę, namawia na rozwód.
Potem odebrała telefon. Przerażony Marek pytał:
– Czemu nie odbierałaś?! Dzwonię od czwartej w nocy. Bałem się…
– Bałeś się? – zapytała z drwiną. – Wylałam emocje i wyłączyłam komórkę. To wszystko. Norbert powiedział, że masz inną. On chce rozbić nasze małżeństwo. Może nigdy o mnie nie zapomniał. Podły. Wmawia mi twoją zdradę.
Trochę się nim bawiła, a trochę czekała na odpowiedź.
– Kto?! Co mówił? – Głos Marka zdradzał wtedy zdenerwowanie.
Teraz właśnie Julia przypomniała sobie, że to zdenerwowanie było istotne. Gdy siedziała samotnie w salonie, patrząc na fotografię męża, przypomniała sobie to jego zdenerwowanie.
– Norbert mówił, że masz inną kobietę i powinnam cię zostawić.
Mocno się wtedy zniecierpliwiła. Ile można powtarzać banały wymyślone przez zazdrosnego i mściwego ekskochanka?
– Wymyśla coś! On po prostu chce cię uwieść – skwitował.
Teraz Julia, siedząc samotnie w salonie, myśli, że wtedy ten spokój był udawany. Przy jakich słowach?
– A może ja chcę być uwiedziona? Zwłaszcza że mąż mnie nie chce. Wiesz… – zaczęła wtedy przekornie ze złością. – Porozmawiajmy o finansach. Chcesz rozwodu, to go będziesz miał.
Sama nie wie, dlaczego tak łatwo było jej wtedy wypowiedzieć te słowa. Nie chciała rozwodu, ale poczuła jakąś ogromną siłę.
– Nie! Wiesz, przyjadę – powiedział wtedy.
Wyczuła, że wpadł w popłoch. Przestraszył się jej siły albo myśli o rozwodzie.
– Kiedy? – zdziwiła się.
– Dzisiaj.
– Dzisiaj?
Po jego przyjeździe, pamięta dobrze, zdecydowała się na terapię małżeńską. Zrezygnował nagle z rozwodu. Nie wspominał o tym w ogóle. Mieli piękny wspólny majowy weekend.
Dlaczego chciał się wtedy rozwieść? Julia po miesiącu od tego wydarzenia dokładnie to pamięta. Minął miesiąc, a wydaje się to tak odległe. Pamięta ten ból. Nagle jej myśli zaczęły uciekać do Norberta. Wiedziała, że on ma żonę i córeczkę. Rozmawiała z nim wieczorami. Momentami miała poczucie winy wobec tej kobiety, ale nie potrafiła sobie tego odmówić. Może nigdy jej nie kochał? Ożenił się z zemsty. Z zemsty na niej. Za to, że go rzuciła, gdy Marek wszystko odkrył.
Teraz wiedziała, że dążył do spotkania. Ona się bała. Bała się zobaczyć z byłym kochankiem po latach. Zresztą chyba nie powinna tego robić. Nie powinna? Niby dlaczego zresztą? Przecież nie zamierzała zdradzić męża. Marek zapewniał, że nie jest zazdrosny, ale ta znajomość, odnowiona po latach, wyraźnie była mu nie w smak.
Wciąż patrzyła na fotografię męża. Miał całkiem siwe włosy. Przypomniała sobie, jak wyglądał w młodości.
Pierwsze siwe włosy pojawiły się na jego skroniach już wtedy, gdy jako dwudziestopięciolatek był w niej tak bardzo zakochany. Nie mogli się sobą nacieszyć. Podjęli decyzję o ślubie, chociaż rodzice z obu stron byli temu przeciwni. Zwłaszcza matka Marka nie potrafiła ukryć gniewu, nawet na weselu. Julia przypomina sobie wyraz jej twarzy. Wyglądała jak prawdziwa jędza, która pragnie zemsty. Przez resztę ich wspólnego życia nie pogodziła się z decyzją Marka, choć Julia była świetną partią, pod każdym względem. Nic nie można jej było zarzucić: piękna, elegancka, wykształcona. Pracowała jako polonistka w jednym z lepszych liceów w mieście, gdy została żoną Marka. Co dziwne, miała też swoje własne mieszkanie. Własne mieszkanie! To była wtedy, w ostatnim roku komuny, prawdziwa rzadkość. Julia zastanawiała się, jak bardzo zmieniły się ich twarze.
Spojrzała w lustro wiszące nad komodą i odbijające okno, w którym widać było z kolei następny blok oraz taras, zielony, choć mniej niż niegdyś. Delikatna bruzda pomiędzy brwiami psuła nadszarpniętą przez czas urodę Julii. Jednak oczy miały swój blask, pomimo smutku, który pojawiał się tam coraz częściej. Ciemne, naturalnie kręcone włosy nadawały jej prostemu, minimalistycznemu wizerunkowi lekko romantyczny rys. Julia była szczupłą kobietą o nienagannych kształtach, które piękniały, o dziwo, z tygodnia na tydzień z powodu regularnych wizyt w klubie fitness. Obnosiła się z tą dziewczęcą figurą, wiedząc, że odejmuje jej sporo lat. Raz w pociągu jakiś mężczyzna wziął ją za dwudziestodziewięciolatkę. Niesamowite! Powiedział jej to wprost, gdy rozmowa zeszła szybko i nieoczekiwanie na temat wieku. Jej mąż wyglądał poważniej, ale był, zdaniem Julii, bardzo atrakcyjnym mężczyzną. Wysoki, o twarzy inteligenta pełnej, dawniej skrywanych, emocji. Niebieskie oczy w połączeniu z ciemnymi włosami momentami tworzyły kompozycję godną dojrzałego filmowego amanta. Podobał się jej i pociągał ją mocno, pomimo upływu lat i długiego stażu małżeńskiego.
Teraz jednak łapała się na tym, że jej rozmowy z Norbertem wzbudzają coraz silniejsze emocje. Konwersacja z nim stawała się coraz bardziej przyjemnym i oczekiwanym rytuałem wieczornym. Poczucie osamotnienia nikło, gdy zamiast telewizora włączała komputer. Czasami droczyła się z Norbertem i specjalnie omijała jakiś wieczór. Czuła dziwny przepływ energii pomiędzy nimi. Słowa wypisywane na czacie można było różnie interpretować. Raz więc rozumiała je tak, by w innym nastroju doszukiwać się w nich zupełnie innych treści.
Dzisiaj, w czerwcowy, piękny wieczór, trzymając na kolanach komputer, zaczęła przypominać sobie chwile spędzone przed dziesięciu laty z Norbertem.
Prawdziwe szaleństwo. Był kilkanaście lat młodszy i połączyła ich silna namiętność. Przerwana została tak nagle przez interwencję Marka, który wykrył zdradę żony. Zerwała wtedy z młodocianym kochankiem. Postąpiła z nim bezwzględnie, ale sama też cierpiała bardzo długo. Marek to czuł. Odsunął się od niej emocjonalnie, pomimo że otoczył opieką, a nawet kontrolą. Marek był zazdrosny i najchętniej zamknąłby ją w domu na klucz. Nie mogła normalnie żyć. Tak bardzo potrzebowała wolności!
Teraz dawne uczucia do Norberta odżywały. Czuła się samotna i opuszczona, a więc zjawił się w bardzo odpowiednim momencie. Miała sporo wolnego czasu, bo zawieszała działalność firmy na wakacje. Siadywała wtedy przy komputerze, by pisać powieści dla kobiet. Nie przynosiło jej to dużego zysku, ale sprawiało ogromną satysfakcję. Lubiła sam akt tworzenia. Wchodziła swobodnie w wyimaginowany świat, by zapomnieć o smutkach i samotności. Ból gdzieś znikał.
Teraz, w ten piękny letni wieczór, zapragnęła porozmawiać. Gdy tylko pojawiła się na Facebooku i zobaczyła zieloną kropeczkę obok imienia Norberta, poczuła podniecenie. Nie kazał jej długo czekać.
– No, hej…
– Hej…
– Jak żyjesz?
– Daję radę. Jutro przyjeżdża Marek. Obiecał, że będzie pojawiał się częściej. Rozpoczynamy terapię małżeńską. Znalazłam psychologa. Jesteśmy umówieni w sobotę. Niełatwo znaleźć kogoś, kto chciałby pracować w weekend.
– Terapia? Jaka terapia? Po co Ci to?! Dasz sobie radę sama. Nie potrzebujesz psychologów.
– Chcę dać szansę małżeństwu.
– Po co tracić czas? Lepiej zakończyć tę chorą sytuację.
– Jeśli się nie uda, to wtedy…
Julia nagle uświadomiła sobie, że zobaczyła w wyobraźni obraz spotkania z Norbertem. Szybko wyrzuciła go z głowy. Przecież on zapewniał, że chce tylko przyjaźni. Czy mogła mu wierzyć? Niegdyś też zaczynali od niewinnej przyjaźni. Tak łatwo wpuścić do serca niebezpieczne emocje. Chwila nieuwagi i… Podniecenie nie daje żyć normalnie, a człowiek potrzebuje tego drugiego jak używki. Potem – tęsknota, niepokój oraz oczekiwanie na spotkania, jak najdalej od ludzi, by móc chociaż patrzeć sobie w oczy przez kilka godzin. Czy teraz też była na to gotowa? Czy chciała powrócić do tych emocji?
– Wtedy będę zmieniała partnerów. Wiesz… Wciąż się podobam. Mężczyźni mnie lubią.
Zaczęła się z nim droczyć i czekała na jego reakcję. Komputer uspokajał: Norbert pisze…
– Nie potrzebujesz żadnych psychologów. Dasz sobie radę sama!!!
Zakończył rozmowę. Wyczuła silne emocje i zwątpiła w zapewnienie o pragnieniu przyjaźni. Ta myśl jednak spodobała się jej, choć nie wiedziała dlaczego.
Przez weekend będzie musiała wytrzymać bez rozmów z Norbertem. Idą z Markiem do psychologa. Rozpoczynają terapię małżeńską.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Cud babiego lata
ISBN: 978-83-8219-072-9
© Marlena Ledzianowska i Wydawnictwo Novae Res 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Anna Gajda
Korekta: Małgorzata Piotrowicz
Okładka: Magdalena Czmochowska
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek