Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"Czatowy romans" jest połączeniem trzech gatunków literackich.
To przede wszystkim historia obyczajowa, ale też thriller, gdzie wątek miłosny rwie się i odbudowuje przez niesamowite wydarzenia i często skrajne emocje.
W powieści wielką rolę gra też poezja użyta jako podbudowa i ilustracja splotów i zwrotów akcji, a też jako emocjonalna rozmowa kobiety i mężczyzny.
W wierszach trafiają się erotyki. Jednak - jak się okazuje i w życiu, i w powieści, poetycki dialog kobiety i mężczyzny wcale nie jest prosty.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 161
Barbara Woda
Czatowy romans
© Copyright by Barbara Woda & e-bookowo
Redakcja: Jolanta Marciniak
Projekt okładki ©Krzysztof Żmuda
Wiersze ©Jarosław Budnicki
ISBN: 978-83-8166-203-1
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: [email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie II 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Konwersja do epub i mobi A3M Agencja Internetowa
Od kilku miesięcy Julia siedziała uziemiona w domu. Nie dosyć, że straciła pracę, że opuścił ją mąż, to jeszcze doznała kontuzji kolana. Noga bolała przy chodzeniu, siedzeniu, ale najbardziej, kiedy leżała.
Ale nie to było najgorsze, najbardziej denerwował ją brak kontaktu z ludźmi.
Nie miała zbyt wielu przyjaciół poza tymi z pracy, a ci na początku podtrzymywali znajomość, ale potem zapomnieli o niej.
Raz w tygodniu przyjeżdżała jej siostra Alicja, aby zrobić zakupy lub zawieźć ją do lekarza. Pozostałą część, a właściwie większość czasu, spędzała sama, co doprowadzało ją do szału.
Wcześniej, kiedy jeszcze pracowała, a rano budzik zrywał ją ze snu, uważała, że to musi być cudownie nie biegać co rano do pracy, mieć dużo swobody i robić, co się chce.
Dziś już tak nie myślała, przeszło jej, a nadmiar wolnego czasu doprowadzał ją do rozpaczy.
Odkąd Karol odszedł, nie wiodło jej się dobrze, ciągle wpadała w jakieś tarapaty.
Dzieci usamodzielniły się i poszły swoją drogą, zaraz potem zawalił się jej świat.
Rozstanie to przykre przeżycie, tym bardziej, że zajęta domem i pracą nie zauważyła nadchodzących zmian. Spadło to więc na nią jak grom z jasnego nieba.
– Dasz mi rozwód? – zapytał ją mąż, jak gdyby prosił o kromkę chleba.
Zaskoczona spojrzała na niego, szukając choćby cienia uśmiechu na jego twarzy, ale nic z tego. Karol był śmiertelnie poważny i patrzył na nią obojętnie.
– To żart? – próbowała upewnić się.
– A jak myślisz? Uważasz, że to dobry temat na żarty? – zapytał.
– Myślę, że zaraz mi to wyjaśnisz i dowiem się, czy to dobry temat – oburzyła się.
– Mam romans, i to od dłuższego czasu – wyznał.
Julia była coraz bardziej zdumiona.
– Karol! Czy ty nie możesz choć raz nie denerwować mnie? – rozzłościła się.
– To nie żart – podniósł głos. – Chcę rozwodu! Nie rozumiesz, co mówię?!
– Rozumiem. Tylko dlaczego?
– Bo ją kocham i mam zamiar ułożyć sobie z nią życie!
W przypływie nagłej złości zgodziła się, bo nie docierało do niej, że on mówi poważnie. Niestety, on nie żartował.
Zaraz po rozwodzie wyprowadził się, a ona jeszcze dziś nie rozumiała, jak do tego doszło. Tworzyli, w jej mniemaniu, dobry związek. Wprawdzie zdarzały im się gorsze i lepsze dni, ale nie skupiali się na drobnych utarczkach. Więc co się stało?
W sądzie niczego konkretnego też się nie dowiedziała. Wyraziła zgodę na rozwód bez orzekania o winie. Podzielili się uczciwie tym, co posiadali i nim się obejrzała, już została jego byłą żoną.
Dzieci przejęły się tym na tyle, na ile miały czas. Żyły w swoich mniej lub bardziej udanych związkach, miały setki przyjaciół i ciągle gdzieś wyjeżdżały. Dla samotnej matki czasu pozostawało im niewiele. Nie martwiło jej to jednak tak bardzo aż do momentu tego wypadku.
– Redukcja etatów – oświadczył jej szef, kiedy zapytała, dlaczego. Złoty środek na niewyjaśnianie niczego. Nic niemówiąca wymówka.
Jedno słowo, bezrobotna.
Zarejestrowała się w urzędzie pracy i raz w miesiącu musiała podpisać listę. Pani, do której się stawiała w wyznaczonym dniu, ogólnie uważana za nieprzystępną, dla niej była miła. Życzliwie patrzyła i doradzała, wdawała się w rozmowę i pocieszała.
Tego dnia Julia jak zwykle złożyła autograf na liście, porozmawiały i pobiegła schodami w dół.
No i trach! Stało się. Spadła.
Upadek nie należał do tych zabójczych, co to od razu do trumny, ale bolało.
Nie wiedzieć czemu łzy pojawiły się w jej oczach.
Wstyd, że niezdara? A może przez ten przeszywający ból czy też świadomość, że uziemiła się na jakiś czas…
Tyle planów: odnowić znajomości, w końcu wziąć się za ogród, sprawić, aby był taki, o jakim marzyła. Mieć czas na wyjście do kina czy po prostu do ludzi.
A teraz? Dom, dom i dom. Marudząca Alicja i córka, która czasem się pojawiła, narobiła zamieszania i znikała, by wrócić za dni kilka.
Ewa złościła ją bardzo, bo marudziła, że siedzi w domu, że nie idzie do ludzi. Na dodatek kontrolowała jej telefon i komputer, co doprowadzało do częstych kłótni.
– Dlaczego to robisz? – pytała, a Ewa podnosiła wzrok znad jej telefonu i patrzyła ze zdziwieniem.
– A dlaczego nie? – rozbawiona odpowiadała pytaniem na pytanie.
– Bo to mój telefon – mówiła oburzona Julia.
– Masz coś do ukrycia?
– Nie, ale nie życzę sobie kontroli.
– Oj tam, też mi kontrola, byłam ciekawa, kto dzwonił – córka próbowała obrócić swój nietakt w żart. – Daj spokój, przecież widzę, że siedzisz sama. Dlaczego nie idziesz gdzieś? Nie spotkasz się ze znajomymi?
– Masz kłopot z oczami? Nie widzisz, że kolano jest opuchnięte? Boli. I nie wolno mi dużo chodzić.
– Bzdura. Mamo, rusz się! Znalazłaś sobie wymówkę! Siedzisz i marudzisz! – złościła się Ewa.
Przejrzała komputer i pojechała.
Ta troska Ewy była z jednej strony denerwująca, z drugiej jednak Julia trochę to doceniała, gdy zderzała postawę córki z zachowaniem syna, który od dłuższego czasu w ogóle się nią nie interesował. Starała się Marka tłumaczyć, bo wybierał się do Stanów na jakiś staż. Ale przynajmniej mógłby od czasu do czasu zadzwonić.
Teraz czuła się jak niewolnica zamknięta w czterech ścianach swego domu. Niejednokrotnie siadała po takiej sprzeczce i płakała ze złości na siebie, na córkę, na syna, a nawet na Karola. Z czasem doszła do tego reszta świata.
Coraz częściej łapała się na tym, że popada w ciągi przygnębienia. Nie spała po nocach, doprowadzając się do rozpaczy, albo chodziła po domu i popłakiwała, jakby to coś mogło dać.
Po kilku dniach depresji wracała do normalnego stanu. Ale nic się nie zmieniało. Nadal była sama.
W końcu, nie zwracając uwagi na nakazy lekarzy, zaczęła wychodzić do ogrodu. Wymyślając sobie coraz trudniejsze zadania, dobijała kolano, ale warto było. Nadmiar pracy skutecznie zwalczał poczucie osamotnienia.
– Mamo – założyłam ci stronę na Facebooku – oświadczyła jej Ewa podczas którejś z wizyt.
– A po co? Wiesz, że nie lubię siedzieć przy komputerze.
– Wiem, dziczejesz już. Telewizor wyrzuciłaś, do ludzi nie idziesz – marudziła córka.
– Odczepisz się w końcu ode mnie? Długo jeszcze tak możesz? Sama nie masz telewizora, a mnie proponujesz – oburzyła się Julia.
– Nie mam, ale mam przyjaciół i nie odizolowałam się od ludzi.
– A ja tak. I daj mi w końcu spokój. A na Facebooku sama siedź, jak lubisz.
– Znowu się kłócicie? Nie macie dosyć? – zapytał Damian, chłopak córki, który czasem z nią przyjeżdżał.
– Jakie kłócimy? Nie widziałeś chyba prawdziwej kłótni – zauważyła Ewa. – Rozmawiamy. Muszę jakoś rozruszać mamę, bo głupieje w tej pustelni – dodała.
– Ty się rozruszaj. Widziałaś ogród? Sama go zrobiłam. A ty wciąż szukasz dziury w całym.
– Niczego nie szukam, fajny ten ogród, tylko po co? Będziesz gadać z drzewami? Pójdziesz na spacer z trawnikiem? Psa ci kupię, to chociaż on cię zmusi do wychodzenia.
– To sama sobie kup psa i co tam chcesz, a ja zwierząt nie chcę. Jeszcze mi tego trzeba – udało się Ewie w końcu ją rozzłościć.
– Przestańcie – wtrącił ponownie Damian. – Jedziemy, bo już czas – ponaglił dziewczynę.
I pojechali, ku jej zadowoleniu.
Ewa ją złościła, ale miała rację. Okresy przygnębienia były coraz dłuższe, na dodatek zaczęła mieć huśtawkę nastrojów. A to słuchała głośno radia, aby zagłuszyć niewesołe myśli, to znowu siedziała w ciszy i bez celu gapiła się w okno. Jednego dnia kilkakrotnie zmieniał się jej nastrój. A to była radosna i czuła się wspaniale, a to przybita. Płakała, by po chwili śmiać się, rozmawiając z kimś wyimaginowanym.
Kolano nadal bolało, bolały też niewesołe myśli. Nudne, samotne życie dawało w kość. Szczególnie nocą, kiedy pustka stawała się czarną dziurą.
– Zrobisz coś z sobą w końcu czy nie? – zapytała Alicja, kiedy wysiadła z samochodu.
– Masz zamiar sprawdzić mój komputer i telefon? – odburknęła.
– Ani myślę, ale martwisz mnie. Już nawet nie rozmawiasz jak kiedyś, nie żartujesz, nie wdajesz się w sprzeczki. Zgłupiejesz w końcu od tej samotności.
– A mogłybyście mi dać spokój? Dlaczego się uparłyście na mnie, nudno wam w domu? – złościła się Julia.
– Na dodatek jesteś nieuprzejma. Nic od ciebie nie chcemy, tylko zlituj się nad samą sobą – poprosiła siostra, popijając kawę.
– Nie mogłybyście przyjeżdżać razem z Ewą? Nie musiałabym dwa razy wysłuchiwać tego samego.
– Dobrze, już się nie denerwuj – odpuściła Alicja.
Wykłócanie się z córką i siostrą miało tylko jedną dobrą stronę. Kilka zdań wypowiedzianych do realnej osoby, nic poza tym. Uświadamianie jej, że siedzi w domu i głupieje, nie odnosiło skutku, bo nie było niczym, czego by nie wiedziała.
Kilka dni później postanowiła uporządkować dom. I nie chodziło tu o bieżące porządki, bo nie było czego sprzątać. Postanowiła przejrzeć zalegające garaż pudła i wyrzucić to, co zbędne.
Damian tym razem przyjechał sam i to było to, czego jej potrzeba. Poprosiła go, aby pozdejmował z wyższych pólek pudła, rozpakowała przywiezione przez niego zakupy i zeszła do piwnicy. „Głupi pomysł”, skarciła samą siebie, kiedy otworzyła następne z kolei pudło ze wspomnieniami. „Chyba na głowę upadłam. Jak gdyby mało mi było łez na co dzień”.
Ocierając oczy, dotarła do ostatniego pudełka, w którym odstawiła do lamusa swoją młodość, w ten sposób zamykając ów rozdział życia.
Zaraz potem wyszła za mąż.
A dziś wróciła tu, przy okazji zamknięcia kolejnej części żywota zwanej małżeństwem.
Podniosła wieko i spojrzała: kilka zeszytów zapisanych drobnym maczkiem, zdjęcia klasowe, pamiętnik, bukiecik zasuszonych kwiatów ze studniówki. Znowu zrobiło się jej smutno. Nie przejrzała wszystkiego do końca, bo nie miała zamiaru wyrzucać tych pamiątek. Zamknęła pudełko, odstawiła na półkę i poszła na górę.