24,50 zł
Jak wysoka temperatura może mieć wpływ na wyjawienie dawnej tajemnicy?
Dan nigdy wcześniej nie doświadczył tak upalnego lata. Wakacje spędza na angielskiej wsi, nad jeziorem, gdzie z pozoru nic się nie dzieje. Lejący się z nieba żar staje się zagrożeniem dla znajdującej się na jeziorze tamy. Dlatego mieszkańcy decydują się na osuszenie zbiornika. Znacząco zmniejszony poziom wody ujawnia pod jej mętną taflą pewien przedmiot zatopiony w mule i algach. Co leży na dnie jeziora? Albo kto? Czy ma to coś wspólnego tajemniczą kradzieżą złota i zaginięciem mieszkańca wioski?
Kolejny trzymający w napięciu i zapadający w pamięć kryminał dla dzieci autorstwa Fleur Hitchcock!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 191
Prolog
Tego lata opróżniano zbiornik retencyjny w Sandford. Wyłaniały się z niego przedmioty oblepione błotem, które pod wpływem słońca zasychało w twardą skorupę. Dopiero na trzeci dzień od naszego przyjazdu dostrzegłem w wodzie dach samochodu.
Czwartego dnia widziałem już szyby auta.
Wtedy zauważyłem, że coś – albo ktoś – jest w środku.
Rozdział 1
Byłem obserwowany.
Postanowiłem udawać, że o tym nie wiem.
Leżałem pod rozłożystym drzewem na spalonej słońcem trawie, obserwując niebo przez liście. Jakieś żyjątka pełzały po mojej kostce. Było tak gorąco, że nie miałem siły się ruszyć, by coś z tym zrobić. Na kocu obok mnie siedziała moja mama, a za nią David i Anya, archeolodzy, z którymi tu pracowała. W taki upał nikomu nie chciało się rozmawiać. Nawet gołębie się poddały. Jedyne dźwięki, które do mnie dochodziły, to szum pobliskiej maszynerii i brzęczenie owadów. Raz na jakiś czas delikatny podmuch wiatru poruszał zeschniętymi źdźbłami trawy i szeleścił liśćmi drzewa nade mną.
– Zjedz sałatkę, Dan – powiedziała mama, podsuwając mi plastikowy pojemnik. Przykleiły się do niego zbrylone kawałki majonezu.
Odsunąłem od siebie sałatkę i przewróciłem się na brzuch, by poobserwować jezioro. Po mojej lewej stronie znajdowała się zapora, na której stała grupa ludzi wpatrujących się w mętną wodę opróżnianego poniżej zbiornika. Część z nich miała na sobie kaski i kamizelki odblaskowe. Pewnie było im w tym strasznie gorąco. Co jakiś czas pukali w ogromne rury wypompowujące wodę na okoliczne pola, mówiąc coś do siebie i gładząc się przy tym po brodach. Nie miałem pojęcia, w czym takie patrzenie miało pomóc. Woda w zbiorniku była tak gęsta i brudna od alg i wodorostów, że nawet myślenie o niej wcale nie przynosiło mi ochłody.
W oddali po prawej stronie rósł las.
W cieniu jednego z drzew siedziała jakaś dziewczyna. Pewnie myślała, że nikt jej tam nie zauważy. Że się ukryła i że jej nie widać. Siedząc na kolanach, patrzyła ponad jeziorem przez lornetkę w naszą stronę.
Pomachałem do niej. Dziewczyna aż upuściła lornetkę.
Wiedziałem, że ktoś mnie obserwuje.
Usiadłem i podciągnąłem kolana pod brodę, żeby wygodniej było mi patrzeć na nieznajomą.
– Kto to, Dan? – zapytała mama.
– A bo ja wiem? – odparłem.
– Idź się przywitać – powiedziała.
– Mamo... – zaprotestowałem. – Nie mam czterech lat!
Mama jedynie machnęła na mnie ręką.
– Jest zbyt gorąco, by chciało mi się kłócić. Zostaniemy tu na kilka tygodni, więc przyda ci się jakieś towarzystwo.
W końcu trochę się ochłodziło. Wciąż było okropnie gorąco, ale już nie tak, by wyjście z cienia groziło omdleniem. Nawet ptaki odrobinę się ożywiły i przelatywały nad jeziorem, polując na owady. Mama i pozostali archeolodzy wrócili na swoje stanowisko pracy i znowu zaczęli grzebać w ziemi. Szukali tam grobu Edith Pięknej. Zmarła ona około tysiąca lat temu i nikt nie wie, gdzie ją pochowano, jednak gdy zaczęto opróżniać zbiornik, ktoś zauważył przy jego brzegu jakieś nagrobki i kości. W związku z tym moja mama, która jest ekspertem od kości, postanowiła zabrać mnie tu ze sobą na czas wakacji. W takich okolicznościach niektórzy ekscytowaliby się znalezieniem złotego łańcuszka lub czegoś podobnego, ale moją mamę tak samo cieszą szkielety – po prostu patrząc na kości, jest w stanie powiedzieć o nich masę rzeczy. To taka jakby supermoc.
Dziewczyna od lornetki zaczęła z kimś rozmawiać po drugiej stronie jeziora. Z jakąś inną dziewczyną, z tym że ta druga leżała na plecach i wpatrywała się w telefon. Jeśli chciałbym do nich podejść, to albo musiałbym przejść ponad milę, obchodząc jezioro dookoła, albo mógłbym przejść na skróty po zaporze, mijając mężczyzn w kaskach.
O ile w ogóle chciałbym do nich podejść, by się przywitać.
Zadzwoniły kościelne dzwony. Telefon prawie mi się rozładował, więc bez patrzenia na niego spróbowałem oszacować po uderzeniach, która godzina. Byliśmy tu już dwa dni – właśnie mijał trzeci – i pomyślałem, że umrę z nudów, jeśli nie znajdę sobie jakiegoś zajęcia lub towarzystwa.
Ciężko podniosłem się z ziemi i otrzepałem kolana oraz łokcie z trawy. Dziewczyna po drugiej stronie jeziora wyprostowała się i podniosła do oczu lornetkę. Udałem, że tego nie zauważyłem, i zacząłem iść w stronę zapory. Tyłem do mnie stało dwóch mężczyzn w odblaskowych kamizelkach. Gładzili się po brodach i patrzyli na pobliską wioskę. Wszedłem na zaporę i minąłem ich, przechodząc na drugą stronę zbiornika. Widziałem stamtąd worki z gruzem podtrzymujące całą tę konstrukcję.
– Hej, chłopcze! – zawołał ktoś za mną.
Odwróciłem się i zobaczyłem, że przyszła tu za mną jakaś kobieta. Słońce podświetlało jej cienkie, ni to siwe, ni to blond włosy. Może to właśnie ten odcień, który mama nazywa tytoniowym? Czy też dokładniej nikotynowo-żółtym. Kobieta stała pod światło i nie widziałem jej twarzy, jedynie zarys sylwetki, jednak jej głos brzmiał staro. Wskazała palcem w stronę mojej mamy i zawołała:
– Znaleźli ją już?
– Edith Piękną? A bo ja wiem... – Wzruszyłem ramionami.
Kobieta pokiwała głową.
– Mnóstwo tu ciał.
– Myślałem, że tylko to jedno – odparłem.
– Nie mówię o wykopaliskach. – Kobieta ściszyła głos i wskazała na zbiornik. – I tu, i tam – powiedziała, machając ręką na otaczające nas pola i las. – Wiem z pewnością, że co najmniej jedno jest na tym polu.
– Naprawdę? – zdziwiłem się, wyobrażając sobie kurhany za każdym krzakiem. – Ktoś jeszcze o tym wie?
– Pff! – parsknęła kobieta, odwracając się przy tym w stronę, z której przyszła. – Nikt, bo im o tym nie powiedziałam. Jedyne informacje, jakie do nich docierają, to te z ich gadżetów. Nikt mnie tu nie słucha.
– Hmm – mruknąłem.
– Ale ja wiem o wszystkim! Wszystko widziałam.
– Naprawdę?
– To się ciągnie od lat. Ja od zawsze wiedziałam i mówiłam o tym, ale nikt nie zwraca na mnie uwagi. Myślą, że mi odbiło, już ja dobrze wiem, co o mnie gadają za moimi plecami.
Kobieta, mówiąc, kiwała na mnie palcem i z każdym jej ruchem ulatywała ze mnie myśl o archeologicznych znaleziskach. A już myślałem, że to coś wartego uwagi.
– Przykro mi to słyszeć – powiedziałem.
Z oddali dobiegł śmiech. Kobieta odwróciła się w stronę dziewczyny z lornetką.
– To ta smarkula! – zawołała. – Zawsze wtyka nos w nie swoje sprawy.
– Jak to? – zapytałem, ale nieznajoma zaczęła już schodzić z zapory.
– Widzę, że już poznałeś Gazetową – usłyszałem, gdy w końcu doszedłem na drugą stronę jeziora. Dziewczyna od lornetki siedziała przycupnięta na pieńku, ledwo co schowana w cieniu. Jej włosy były zaplecione w ciasne warkoczyki. Było ich naprawdę mnóstwo. Mówiąc, zarzuciła je sobie przez ramię. Warkoczyki opadły kaskadą na plecy, odbijając się od siebie.
– Gazetową?
– Aha. Mieszka przy kościele i codziennie jeździ autobusem do miasta, by wziąć stamtąd bezpłatne gazety. Wracając, zostawia je w pubie, bo myśli, że dziadek lubi rozwiązywać krzyżówki. Dlatego nazywamy ją Gazetową. A tak w ogóle to cześć, jestem Florence – powiedziała, machając do mnie.
– A ja Daniel – odparłem – ale możesz mówić do mnie Dan, jak wolisz.
– Cześć, Dan! A to moja siostra Emma. – Florence wskazała na dziewczynę siedzącą obok. – Czy Gazetowa opowiedziała ci już o ciałach na polu? – zapytała, po czym dodała, zerkając na mnie: – Chcesz iść z nami popływać?
– W tym czymś? – zdziwiłem się, pokazując na zielone bajoro przed nami.
– Nie, w rzece. Tam jest cudownie! Chociaż trochę zimno, nie przeszkadza ci to? Emma też z nami pójdzie. Prawda, Em? – Florence trąciła stopą siostrę, która była jak przyklejona do swojego telefonu. – Emmy nie obchodzi, co się dzieje dookoła niej, interesują ją jedynie rzeczy transmitowane falami radiowymi – dodała, wskazując na niebo, zupełnie jakby nad naszymi głowami wyświetlano jakiś film. – No i ma nowego chłopaka.
– Nie mam – odezwała się Emma, nawet nie zerkając znad telefonu.
– Masz. Ma na imię Adam i hoduje jaszczurki.
– Węże.
Florence aż zadrżała.
– Nieważne. Skoro interesują go gady, to na pewno psychopata.
– O co ci chodzi? – Emma aż się podniosła i spojrzała na siostrę. Chyba dopiero mnie zauważyła.
– Kto... – zaczęła mówić, ale Florence weszła jej w słowo:
– To Dan, idzie z nami popływać. Prawda, Dan?