Czwarta władza szóstej B - Adam Studziński  - ebook + audiobook + książka

Czwarta władza szóstej B ebook i audiobook

Studziński Adam

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Szkolny portal informacyjny? Ale nuda! Kto by chciał go prowadzić?

Nowy! On jeden wiedział, jaką władzę dają media. Można mieć wpływ nie tylko na sprawy innych uczniów, lecz także na decyzje dyrektora szkoły. A może nawet na ujęcie groźnego przestępcy…?

Współczesne media są pełne manipulacji. Dlaczego tak jest i jak się przed nią bronić? To opowieść, która obnaża mechanizmy społecznego przekazu, pokazuje wartość krytycznego myślenia i przestrzega przed bezmyślnym przyjmowaniem sensacyjnych newsów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 95

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 40 min

Lektor: Konrad Biel
Oceny
4,0 (15 ocen)
8
1
5
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Cytrus49

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa książka ;)
00
lacerta_

Całkiem niezła

Trochę niepozorna książka. Historia nie jest mocno rozbudowana, a postacie nie mają wyraźnie zaznaczonej osobowości, a jednak mam wrażenie, że autor przekazał za pomocą swojej książki to co chciał. W prosty i konkretny sposób pokazuje, że media mogą służyć zarówno złym jak i dobrym celom. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać czy nie jest trochę zbyt prosto, że może oczekiwałam czegoś bardziej rozbudowanego i złożonego, ale w sumie chyba właśnie w jej prostocie tkwi urok tej książki.
00

Popularność




Redakcja

Agata Tokarska

Korekta

Dominika Wilk

Tekst

© Adam Studziński

Ilustracje

Maksymilian Wiszniewski

Skład

i opracowanie graficzne

Alicja Malinka

© Wydawnictwo Dreams

Lidia Miś-Nowak

35-016 Rzeszów

ul. Unii Lubelskiej 6A

Rzeszów 2020

Wydanie I

ISBN 978-83-66297-79-1

Druk: Drukarnia Pasaż

Mamie, która kupowała mi gazety,

kiedy byłem dzieckiem

Jeśli fakty przeczą teorii,

tym gorzej dla faktów.

Georg Wilhelm Friedrich Hegel

(1770–1831), niemiecki filozof

– Melanio, czy wszystko w porządku?

Dziewczyna nie usłyszała pytania. Nawijała jasny warkocz na palec, jego końcem łaskotała swój mały, zadarty nosek i z nieodgadnionym wyrazem twarzy wpatrywała się przed siebie. Myślami nie była obecna na pierwszej w tym roku lekcji języka polskiego. Dopiero kopniak sprzedany spod ławki przywrócił ją do rzeczywistości.

– Auć! Smutny, ty brutalu! – krzyknęła, a po chwili spostrzegła stojącą obok nauczycielkę.

– Yyy... słucham... – Podniosła głowę, czerwieniąc się. – ...proszę pani?

– Melciu, czy zapisałaś temat lekcji?

– O... oczywiście.

Pani Łucja spojrzała na pustą kartkę zeszytu. Westchnęła głośno i powiedziała do wszystkich:

– Kochani! Przypominam, że od wczoraj mamy już rok szkolny! Dlatego proszę, zapanujcie nad wakacyjnym roztargnieniem. Przed nami piękny czas, szósta klasa! – Mówiąc to, podeszła do tablicy. – Oto pierwsza lektura, jaką będziemy omawiać, jeszcze we wrześniu. Zapiszcie sobie tytuł i autora. W szkolnej bibliotece wypo...

– Hi, hi! – Smutny nachylił się do ucha Melanii. – Przystojniak, co?

– Kto niby? – Dziewczyna uniosła brwi.

– Nie udawaj. Nowy z pierwszej ławki. Widziałem, jak się na niego gapiłaś. No może do mnie trochę mu brakuje, ale...

– Oj, tak, Franciszku, ty jesteś najpiękniejszy.

Na te słowa okrągła twarz Smutnego rozpromieniła się radością i zaróżowiły się jego pulchne policzki. Ręką poprawił tylko fryzurę, która dawno nie widziała już grzebienia, a tym bardziej nożyczek. Takimi drobiazgami jak krzywo zapięte guziki polówki, brud za paznokciami czy resztki drugiego śniadania na brodzie nie przejmował się wcale.

– Twoja uroda aż mnie oślepia, więc przepraszam, bo muszę się odwrócić – dodała Melania i wyjrzała przez okno.

Było uchylone. Na twarzy poczuła powiew gorącego, letniego powietrza. Za szybą, na tle bezchmurnego nieba, różnymi odcieniami zieleni mieniły się korony drzew. Do jej uszu dochodził szum liści, wymieszany ze śmiechem dobiegającym ze szkolnego boiska.

Potem rozejrzała się po klasie. Koleżanki i koledzy zmienili się od czasu, gdy żegnała się z nimi w czerwcu. Zresztą jej też mówili, że wygląda inaczej. „Czyżby?” – zastanowiła się. „Może i tak. Nagle zrobiłam się jedną z wyższych dziewczyn w klasie... i chyba wychud­łam. Ale to wcale nie dobrze. Czuję się jak jakiś patyczak”.

– Kochani! – Okrzyk nauczycielki wyrwał Melanię z zamyślenia. – Na koniec zostawiłam niezwykłą wiadomość! Nasza szkoła otrzymała dotację na projekt edukacyjny, który zrealizuje, uwaga... klasa szósta B! – Pani Łucja z radości aż przyklasnęła, a potem szukała na twarzach uczniów śladów podobnej euforii. Bezskutecznie. – Stworzymy szkolny portal informacyjny! – mówiła dalej, niezrażona. – Będziemy pisać o wszystkim, co dla nas ważne! Nauczymy się pozyskiwać informacje, redagować artykuły, przeprowadzać wywiady... Jak w prawdziwych mediach! – Nauczycielka wzięła głęboki oddech. – Oczywiście to będzie projekt tylko dla chętnych, ale myślę, że tych nie zabraknie, prawda? Kto chce zostać szkolnym dziennikarzem, ręka do góry!

W klasie zapanowała cisza. Jedni oglądali swoje buty, drudzy szukali czegoś na suficie, jeszcze inni z zaangażowaniem notowali w zeszycie nie wiadomo co...

– Nie ma chętnych? Naprawdę? – Pani Łucja szczerze się zdziwiła. – Przecież to będzie świetna zabawa i okazja do tego, by... O, jest pierwszy ochotnik! Brawo, Oskarze, za odwagę i...

Wszyscy spojrzeli na nowego kolegę samotnie siedzącego w pierwszej ławce. Nauczycielka chciała coś jeszcze dodać, ale w tym momencie zadzwonił dzwonek, wieszcząc koniec lekcji, a w przypadku klasy 6B także powrót do domu.

– Przemyślcie to, mamy jeszcze trochę czasu na skompletowanie redakcji. Wrócimy do tematu niebawem! – mówiła pani Łucja coraz głośniej, żeby przekrzyczeć gwar dochodzący z korytarza. – A na dziś to wszystko. Do widzenia!

– Do widzenia, do widzenia! – odpowiadały jej pojedyncze głosy wybiegających uczniów.

Na zewnętrz szkolnych murów czekała na nich wolność. Przynajmniej do jutrzejszego poranka.

Natomiast w Ślimaczku – pobliskim sklepie, do którego podążyli Melania i Smutny – czekały lody.

– Masz pieniądze? – upewnił się chłopak, niższy o głowę od dziewczyny. – Bo ja czasowo jestem bez grosza. Wszystko zainwestowałem.

– Zainwestowałeś? W co niby?

– W laserową maczugę. To kup mi tego rożka. – Wskazał palcem przez szybę zamrażarki.

Mela tylko przewróciła zielonymi oczami i zapłaciła za nich oboje. A po chwili szli już w stronę swojego osiedla.

– Czyli zabujałaś się w tym nowym? – zapytał Smutny między jednym a drugim liźnięciem loda.

– Phi! A może zazdrosny jesteś?

– Ja zazdrosny? Ha, ha! Marzę o tym, aby ktoś wreszcie uwolnił mnie od twojego namolnego towarzystwa! Wszędzie za mną łazisz, nawet do domu sam wrócić nie mogę!

– Ty niewdzięczniku! – krzyknęła dziewczyna. – To raczej ja mam pecha, że mieszkam drzwi w drzwi z jakimś troglodytą z laserową maczugą!

– Troglo... czym? – Smutny podrapał się za uchem. – A z jakiej to gry?

– Dlaczego...?! Czy nie mogłabym mieć za sąsiadkę jakiejś fajnej dziewczyny?

– Biedna Melunia! Tak ci współczuję... – Franek otarł udawane łzy. – Dobre te lody wybrałem, prawda? A ty nawet mi nie podziękowałaś!

– Goool! Siedem zero, pokraki! – wrzasnął Kuba, przybijając piątki ze swoimi kolegami.

Pierwszy międzyklasowy mecz w tym roku szkolnym nie różnił się niczym od wszystkich rozegranych w roku ubiegłym. Klasa B kolejny raz obrywała od klasy A. Ale obojętnym na futbol chłopakom z 6B było wszystko jedno. Podczas meczów przyjmowali jedynie taktykę trzech „W”: wykop (piłkę gdziekolwiek), wiej (jeżeli piłka leci do ciebie) i wypoczywaj (czyli oszczędzaj siły na przerwę). W te mało skomplikowane zasady nie został jeszcze wtajemniczony Oskar. Dlatego naiwnie pognał za futbolówką, a biegnąc, nie zauważył leżącego przy linii bocznej ubrania.

– Pacanie, patrz pod nogi! – krzyknął Jakub i zaraz ruszył do Oskara. – Kurde, zdeptałeś moją bluzę! Oryginalną, z Francji! – Z nerwów zburzył swoją supermodną fryzurę z przedziałkiem.

– Przepraszam, to niechcący...

– Wiesz, ile euro za nią dałem?! – Chłopak o wyglądzie nastoletniego gwiazdora wciąż nie odpuszczał.

Oskar próbował odejść, kiedy ktoś pchnął go tak mocno, że aż wylądował na murawie.

– Naucz się szanować cudze rzeczy! – warknął Adam grubym głosem.

– No nie, widać ślad twojego brudnego buciora! – Rozemocjonowany właściciel bluzy oglądał ją ze wszystkich stron.

– Dżako, wyluzuj! Przecież to tylko ciuch – wtrącił się Smutny. – Mamusia ci wypierze, jeżeli ją oczywiście grzecznie o to poprosisz.

– Dziób w ciup, jak nie chcesz... – Potężny, przystrzyżony niemal na łyso Adam nie dokończył, bo przerwał mu gwizdek wuefisty, pana Jacka.

– Co tu się dzieje, do jasnej...? – Podbiegł, wyraźnie zdenerwowany.

– Trenerze! Ten, ten tutaj... – Kuba wskazał palcem na Oskara – ...nowy kolega zniszczył mi bluzę!

– A czemu ty leżysz?

Franek podał rękę Oskarowi i pomógł mu wstać.

– Poślizgnął się – powiedział ktoś z klasy A.

– A moja bluza...

– Dosyć! – Nauczyciel nawet nie spojrzał na zdeptane ubranie. – Nie chcecie grać, to pobiegacie! Proszę bardzo, tysiąc metrów. Jazda na start! Już!

– Uważaj, nowy! Pogadamy jeszcze – rzucił Kuba na odchodne, a Adam pogroził Oskarowi pięścią.

– Kosa... – wyszeptał Smutny.

– To od nazwiska? – dopytywała Melka.

– Nie tylko...

Dziewczyna raz jeszcze przyjrzała się nauczycielce biologii. W jej wyglądzie nie było nic nadzwyczajnego. Średniego wzrostu, w wieku trudnym do określenia, raczej szczupła, nosiła spięte z tyłu włosy – były szare, tak jak jej oczy. Ale dziwne było to, że kobieta wciąż mówiła tym samym, pozbawionym emocji tonem. I nie uśmiechnęła się do tej pory ani razu.

– Podobno... – szeptał dalej Smutny. – Podobno, jak ktoś jej podpadnie, to wyciąga go na środek klasy i się nad nim znęca.

– Jak to? – Dziewczyna się przestraszyła.

– No tak to. Dżery z siódmej A opowiadał mi, że kiedyś Kosińska...

– Czy ja ci, chłopcze, nie przeszkadzam?

Na te słowa Smutny znieruchomiał i nagle zbladł. Od razu wiedział, że chodzi o niego.

– Proszę na środek.

Ledwo wstał, czuł, że kręci mu się w głowie. Do tablicy odprowadziły go dwadzieścia dwie pary przerażonych oczu.

– Powtórz, co mówiłam. – Nauczycielka usiadła za biurkiem.

Przełknął ślinę. Serce biło mu jak oszalałe. Nie mógł sobie przypomnieć. Nie słuchał. Zresztą i tak miał teraz pustkę w głowie i nie odpowiedziałby nawet, gdyby ktoś zapytał go na przykład o...

– Nazwisko? – Kosa strzepnęła pyłek z żakietu.

– Wi... Wi... Wi...

– To chociaż imię powiedz.

– Fran-ciszek.

– Franciszku... – Wpatrywała się w niego świdrującym wzrokiem. – ...dlaczego przeszkadzasz na lekcji?

Smutny spuścił głowę. Oddech miał szybki i głośny. Zrobiło mu się gorąco i zaschło mu w gardle. Milczał. Milczała też nauczycielka. Stał tak może z pół minuty, chociaż jemu wydawało się, że znacznie dłużej.

– Taki byłeś przed chwilą rozmowny – wycedziła wreszcie Kosa. – Usiądź, jedynka.

Franek wrócił na chwiejących się nogach.

Przez resztę lekcji Melania czuła, że chłopak cały się trzęsie, a ich ławka wraz nim. Dlatego zaraz po dzwonku chwyciła go za rękę.

– Smutny, raju, żyjesz?

– Niestety nie, Melciu.

– Nigdy cię nie widziałam w takim stanie! Chodź do sklepiku, kupię ci kanapkę. – Pociąg­nęła go za sobą.

– O tak, to jedyne, co może mi jeszcze pomóc! – ucieszył się chłopak i już po chwili wcinał swoją ulubioną bułkę z kurczakiem.

– Wiesz, to było niesamowite. Ona jakby, jakby... hipnotyzowała mnie oczami i... paraliżowała głosem... Normalnie nie mogłem się ruszyć, nawet buzi otworzyć!

– Straszne! – Melania potrząsnęła głową. – Dlaczego zmienili nam nauczycielkę?! Ja tak lubiłam biologię...

Ostatni weekend kalendarzowego lata był ponury. Chmury zakryły słońce, pochłodniało, zrobiło się wietrznie i deszczowo. Pogoda nie zachęcała do wyjścia na dwór.

„Może to i lepiej” – pomyślała Melka. „Łatwiej będzie mi się skupić”.

Nauka to był jej plan na niedzielne popołudnie. A konkretnie – powtórka materiału na pierwszy w tym roku sprawdzian z matematyki. Dziewczyna otworzyła zeszyt, wzięła głęboki oddech i... w tym momencie zadzwonił telefon.

– Halo – odebrała.

– Mam ją! Kobieto! Ale siła! – wydzierał się znajomy głos.

– Smutny, o czym ty bredzisz? Co tam znowu masz?

– Trans-wy-mia-ro-wą lar-wę! – przesylabizował Franek, by podkreślić znaczenie tych dwóch słów. – Chodź do mnie, to sama zobaczysz!

– Nie mogę, uczę się matematyki.

– Ma osiem pierścieni ochronnych! I atomowe promienie rozwalające pół galaktyki! – Smutny jakby nie usłyszał odmowy. – Pośpiesz się!

– Powiedziałam przecież, że uczę się matmy. A ty już umiesz?

– Co... matmę? Eee... tak trochę... Wieczorem się pouczę. No ale weź, przyjdź, dam ci nawet chwilę pograć!

– Nie, sorki, nie dzisiaj. – Melania się rozłączyła.

Właściwie to nawet zagrałaby z Frankiem w te jego Walki mutarobali. W ogóle porobiłaby cokolwiek innego, nawet posprzątałaby swój pokój, byle nie powtarzać algebry, tylko że... Poprzedni rok szkolny zakończyła jako najlepsza uczennica w klasie. Poprawka: prawie najlepsza. Bo Laura, za którą, delikatnie mówiąc, nie przepadała, miała średnią ciut od niej wyższą. „O nie, teraz to się zmieni! Laurunia już nie będzie taka naj, naj!” – motywowała się do nauki.

Ale czy tylko jej mogła się obawiać? „A ten Oskar? Często się zgłasza, dostał już dwie piątki z polaka. On chyba naprawdę jest zdolny”. Lecz do niego nie czuła niechęci. Wręcz przeciwnie. Pomyślała o jego ciemnych włosach, dużych oczach za okularami, długich rzęsach, ładnym uśmiechu... Raczej drobny, nie był typem sportowca, było w nim jednak coś, co sprawiło, że wyglądał dojrzalej niż inni chłopcy z jej klasy. Nowy – bo tak zaczęto na niego mówić – intrygował Melanię. Szkoda tylko, że on tego zainteresowania nie odwzajemniał. Kiedyś na przerwie widziała, jak razem z Laurą powtarzają słówka z angielskiego. Wkurzyła się na samo wspomnienie – z nią jeszcze ani razu nie rozmawiał, a z tamtą...

Bzzz, bzzz... Jej rozmyślania przerwał wibrujący telefon. Odczytała wiadomość:

No idziesz czy nie?

„NIE!!!!!” – odpisała, dodając kilka wściek­łych minek.

Bzzz, bzzz... Telefon znów się zatrząsł.

– Daj mi spokój! – westchnęła poirytowana i spojrzała na ekran.

Cześć. Masz chwilę?

Oniemiała. Na komunikatorze napisał do niej Oskar. Tam, czysto teoretycznie, byli już znajomymi.

Cześć. Mam.

Chciałem Cię o coś zapytać.

O co?

Ciekawość Melki rosła, ale chłopak milczał tak długo, aż dziewczyna zwątpiła, że w ogóle odpisze.

Odezwał się dopiero po kwadransie.

Już jestem, musiałem pomóc babci.

Przepraszam.

Chciałem więc zapytać, czy...

jakby tu to

jest taka sprawa...

Cierpliwość Melki zaczęła się kończyć.

Rety, pisz wreszcie, o co chodzi!

No dobra. Czy chciałabyś ze mną...

„...się umówić?” – dokończyła w myślach dziewczyna. „No nie wiem... Może zacznijmy od rozmów na korytarzu i...”

poprowadzić szkolny portal informacyjny?

Melce opadła szczęka.

Jaki portal?

Ten, o którym mówiła pani Łucja. Pomyślałem sobie, że może Cię to zainteresować.

„Że może mnie zainteresować? A skąd on niby wie, co może mnie zainteresować? Akurat ten portal w ogóle mnie...”

Okej.

Zgodziła się, nim skończyła myśleć.

To super!!!

Jutro Ci wszystko

opowiem! Pa!

We wtorek po siódmej lekcji szkoła sprawiała wrażenie wyludnionej. Tylko drobiny kurzu snuły się leniwie w tę i we w tę po pustych korytarzach. Ale pracownia polonistyczna wciąż była zajęta.

– Cóż, spodziewałam się, że będzie was trochę więcej. Trudno – stwierdziła pani Łucja z lekkim rozczarowaniem. – Chodźcie, zobaczycie portal Sp11info.pl!

Melania, Smutny i Nowy pochylili się nad jej laptopem.

– Na górze mamy różne zakładki: aktualności, wywiady, ogłoszenia, kalendarz wydarzeń... – Nauczycielka wskazywała na ekranie. – To zresztą możemy dowolnie zmieniać. Na czołówce jest temat dnia, z dużym zdjęciem i tytułem. Tu możemy wrzucać filmy, tu jest wyszukiwarka, kontakt... Ale oczywiście najważniejsze w tym wszystkim będą wasze teksty. – Uśmiechnęła się do uczniów. – Od teraz jesteście zespołem! Wybierzcie, proszę, spośród siebie redaktora naczelnego.

Melka i Smutny wymownie popatrzyli na Oskara.

– A ja będę waszym mentorem, czyli takim nauczycielem, mistrzem, który udziela rad i którego możecie o wszystko zapytać. Co tydzień, we wtorki, po lekcjach, będziemy spotykać się na tak zwanych kolegiach redakcyjnych, by ustalać nowe tematy artykułów, ale też uczyć się pisać poprawnie i interesująco. Oskarze, widzę, że podoba ci się nasz portal?

Nowy nie mógł oderwać wzroku od ekranu.

– Tak, bardzo – przyznał. – Jest lepszy, niż myślałem.

– Świetnie! – ucieszyła się polonistka. – W czwartek zgłoście się do pana Piotra od informatyki, przeszkoli was z jego obsługi technicznej. Zresztą to proste, jestem pewna, że sobie poradzicie. A na dziś kończymy.

Chwilę potem troje uczniów z 6B w dobrych humorach wracało do domów.

– Dzięki, że wzięliście mnie do redakcji! – stwierdził w pewnym momencie Smutny.

– Dziękuj jemu. – Melania wskazała na Nowego. – Ja ciebie wcale tam nie chciałam.

– Czuję, że dostaniemy za to szósteczki – przewidywał zadowolony Franek. – A wtedy będę miał wyższe kieszonkowe i kupię sobie kwantową włócznię! Bo tylko nią można pokonać Galaktycznego Kornika!

– Smutny, Smutny... – Dziewczyna zrobiła zatroskaną minę. – A nie szkoda ci pieniędzy na te głupie gry?

– Głupie? Powiedziałaś: „głupie”? – oburzył się chłopak. – Sama jesteś...

– Dajcie spokój! Ja tu już skręcam – obwieścił Nowy.

– A gdzie ty właściwie mieszkasz? – zainteresowała się Melania.

– Na Słonecznej, to niedaleko.

– Przeprowadziliście się tam?

– Tak... – Chłopak pokiwał głową. – Właściwie to sam się przeprowadziłem. Do babci.

– Jak to sam?

– Tak jakoś wyszło... To na razie! – pożegnał się Oskar i poszedł w swoją stronę.