Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Podobno najlepszymi przyjaciółmi są ludzie, których poznaliśmy w dzieciństwie… A co, jeśli Twój najlepszy przyjaciel, którego znasz od zawsze, wyrośnie na niesamowicie atrakcyjnego mężczyznę, a Tobie przyjdzie z nim zamieszkać? Stare powiedzenie mówi, że od przyjaźni, jest tylko krok do miłości. Niestety czasem trudno jest wyjść z wieloletniego schematu i odważyć się na coś nowego. Czworo przyjaciół postanawia zamieszkać razem. W ferworze codziennego życia, pracy i walki o spełnienie marzeń, skrywana miłość staje się coraz bardziej oczywista i coraz trudniejsza do okiełznania. Jednak strach przed odrzuceniem, nakazuje trzymanie uczucia w tajemnicy. Tylko co, jeśli druga szansa może nigdy się nie powtórzyć? Pełna ciepła, humoru i optymizmu opowieść o przyjaźni i poszukiwaniu drogi do wspólnego celu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 320
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
ROZDZIAŁ 1
Mia siedziała na tarasie budynku, w którym pracowała, grzebiąc w papierach i zapisując pomysły. Ptaki darły dzioby na znak, że poczuły w powietrzu lato, i choć normalnie dla dziewczyny ten świergot byłby przyjemny, w tej chwili strasznie działał jej na nerwy. Tak naprawdę to wszystko, co przeszkadzało jej się skupić, działało jej na nerwy, a ona ledwo się powstrzymywała od tego, żeby nie kłapać na wszystkich zębami, jak wściekły pies. Zbliżał się deadline jej projektu, a ona nie miała jeszcze nawet żadnego konkretnego pomysłu, zresztą zawsze było tak, że coś sensownego przychodziło jej do głowy zazwyczaj wtedy, kiedy miała już nóż na gardle. Nic nie motywowało jej tak bardzo, jak świadomość, że jest w czarnej dupie i wszystko powinna mieć gotowe na wczoraj. Był piątek, a ona przez weekend chciała naprawdę odpocząć i nie myśleć o pracy, jednak jak na razie nic nie wskazywało, że będzie mogła wrzucić na luz.
Po raz kolejny tego dnia usłyszała podekscytowane krzyki dochodzące z wnętrza budynku i przewróciła oczami.
– Się nie zesraj! – powiedziała, rzucając wkurzone spojrzenie w stronę Karola, który w biurze, typowym dla siebie krzykiem i dziwnym, tanecznym pląsem, dawał upust radości wynikającej z zaakceptowania przez szefa projektu. Darł się ze szczęścia tak głośno, że słyszała go mimo szczelnie zamkniętych okien w budynku. Normalnie nie była złośliwa ani zazdrosna, ale teraz, naładowana cukrem, kofeiną i stresem, czuła się wyjątkowo wiedźmowato. Wiedząc, że mężczyzna jej nie słyszy, przez chwilę rozważała, czy pokazać mu majestatycznego wała, krzyżując ramiona, czy może wystawić w jego kierunku środkowe palce obu dłoni, bo jeden palec w tej sytuacji zdawał się jej niewystarczający. Tak się obnosić swoim sukcesem, kiedy ona przechodzi katusze blokady i pustki mózgowej... W końcu jednak wzięła górę jej wrodzona dobroć, kobieta otrząsła się jak mokry pies, próbując wyrzucić z siebie negatywne emocje, zamknęła oczy i przywołała na usta uśmiech.
– Nie jestem zazdrosna, dam radę, wymyślę coś genialnego i też będę tańczyć jak idiotka z radości – powiedziała pod nosem i przez chwilę wizualizowała sobie tę sytuację. Kiedy wreszcie w to uwierzyła, na powrót otworzyła oczy, jednak na wszelki wypadek nie patrzyła już w kierunku wkurzająco radosnego Karola. Teraz wiedziała, że wyjście na taras było dobrym pomysłem. Jej współpracownicy w biurze byli głośni, rozgadani i nieustannie wywiązywały się między nimi zagorzałe dyskusje czy sprzeczki, co jakiś czas ktoś wybuchał śmiechem, ktoś inny znowu przechodził kolejne załamanie nerwowe, jak to w agencji reklamowej, pełnej oryginalnych, kreatywnych, ale często też lekko szalonych ludzi. Normalnie Mia nie zwracała na to uwagi, lubiła, jak coś się wokół niej działo, lubiła rozmowy i śmiech, ale dziś to wszystko strasznie ją rozpraszało i po prostu musiała wyjść gdzieś, gdzie mogła być sama. Na tarasie zamknęła za sobą duże, szklane drzwi i dość długo wytężała umysł, mając nadzieję, że w końcu uaktywni się jej kreatywna część mózgu, jednak ta pozostawała uśpiona. W końcu zirytowana, znudzona i głodna, wyciągnęła bułeczki drożdżowe i siedząc na wielkim, miękkim bin-bagu, zaczęła napychać sobie nimi buzię. Niestety, okruszki z bułeczek zwróciły uwagę ptaszysk, które teraz zaczęły lądować na tarasie i z zainteresowaniem spoglądać to na dziewczynę, to na jej drożdżówki i kubek pełen kawy. Mia miała wrażenie, że tego dnia nie może wygrać. Odgłosy ludzi ucichły, za to ptaki zaczęły koncertowo drzeć ryje. Dziewczyna strzepnęła z ubrań okruszki jedzenia, pociągnęła kilka długich łyków kawy, po czym z mordem w oczach spojrzała na lądujące niedaleko ptaki, podniosła swoją torebkę i zaczęła wywijać nią naokoło głowy, robiąc z siebie ludzkiego stracha na wróble vel kobietę-helikopter. Miała nadzieję, że jej zamaszyste ruchy odstraszą ptaszyska i rzeczywiście, większość z nich w mig zerwała się z tarasu, a także z pobliskich drzew i z przerażonymi wrzaskami odleciały w siną dal. Na odważniejsze ptaki dziewczyna zaczęła posykiwać jak dziki kot, obnażając zęby, a kiedy i te odleciały, zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie litry kawy i masa drinków energetycznych zadziałały zbyt dobrze, a ona zaczyna zachowywać się jak nawiedzona. Rozejrzała się dookoła po pustym tarasie, a potem spojrzała na okna biura. Odetchnęła z ulgą, kiedy upewniła się, że nikt się jej nie przyglądał, a potem stwierdziła, że kręcenie torbą nad głową miało na nią jakiś zbawienny wpływ, płynne, mocne ruchy sprawiły, że łącza w jej mózgu się rozgrzały, a ona poczuła więcej energii. Kiedy zdała sobie sprawę, jak relaksacyjnie to na nią podziałało, ponownie podniosła torbę i zaczęła nią wywijać nad głową, zagrzewając się do boju.
Przestała wymachiwać dopiero wtedy, kiedy usłyszała energiczne pukanie. Mrużąc oczy, spojrzała w stronę budynku. W oknie stała jej przyjaciółka i współpracowniczka Anka, która patrzyła na nią z lekkim przerażeniem i troską i na migi pytała, czy wszystko jest okej. Ostatnio obie miały wiele stresu związanego z pracą, jechały na red bullach, kawie i nieprzespanych nocach, więc pewnie pomyślała, że zmęczenie i stres zaczęły zbierać swoje żniwo i kumpela wreszcie zwariowała. Żeby uspokoić przyjaciółkę i nie zachowywać się jak człowiek, który jest bliski szaleństwa, Mia poprawiła elegancką koszulę i spódnicę ołówkową, przybrała godniejszą pozę na wielkim bin-bagu i uśmiechnęła się uspokajająco. Kiedy wciąż widziała zmartwienie i niepewność na twarzy Anki, wystawiła w jej stronę oba kciuki, uśmiechnęła się przerażająco szeroko i puściła kilka oczek, co miało upewnić przyjaciółkę w tym, że wszystko jest w porządku. Wtedy jednak nerw w jej powiece się zaciął, sprawiając, że oko zaczęło mrugać samo, i w tym samym momencie znieruchomiały mięśnie przy jej wargach, przez co kąciki ust zaczęły podrygiwać w górę, w takt skaczącej powieki. Ponieważ Anka zaczęła się wgapiać w przyjaciółkę z coraz to większym zaniepokojeniem, Mia tylko pomachała do niej, odwróciła się i rozmasowała zacinające się nerwy, bo mrugające oko i podskakujący kącik ust zaczęły doprowadzać ją do szału. Była zdecydowanie zbyt spięta i teraz to spięcie zbierało żniwo, robiąc z jej twarzy prawdziwy display tików.
Kiedy po chwili z powrotem spojrzała w miejsce, gdzie sterczała Anka, po przyjaciółce nie było już śladu. Mia wiedziała, że pewnie jak torpeda pobiegła do kantyny, żeby zaparzyć jej jakieś relaksacyjne ziółka, a ona musiała przyznać, że coś na uspokojenie bardzo by się jej przydało. Jakaś tona lawendy, nasączona pierdylionem litrów waleriany, tak żeby mogła się w tej mieszance cała wytaplać. Im bliższa była data oddania projektu, tym bardziej jej odbijało i tym bardziej ją nosiło, zresztą nie tylko ją, bo Anka też ostatnio stała się bardzo nerwowa. Obie dziewczyny na ostatnim roku studiów licencjackich, w wieku dwudziestu jeden lat, wygrały konkurs na najbardziej kreatywny pomysł kampanii reklamowej odzieży młodzieżowej, która odniosła niemały sukces. W rezultacie nie tylko zostały okrzyknięte geniuszami kreatywności, ale także dostały propozycję poprowadzenia kampanii promocyjnej dla jednej z największych firm w Polsce, a kiedy ta okazała się kolejnym sukcesem, z miejsca dostały ofertę stałej pracy dla co prawda małej, ale prężnie rozwijającej się agencji reklamowej w ich rodzinnym miasteczku. Stety i niestety, ich pierwsza kampania była rewelacyjna, w pracy od razu uznano je więc za objawienie i ustawiono bardzo wysoko poprzeczkę, co oznaczało, że obie musiały zakasać rękawy i się wykazywać.
Dziewczyny lubiły swoje szefostwo, które w firmie sprawowało nowoczesne rządy. Główny przełożony był młodym pół-Polakiem, pół-Amerykaninem i prowadził firmę na luzie, twierdząc, że kreatywność musi być karmiona miłą atmosferą i dobrymi stosunkami między pracownikami i górą. Mimo że Anka i Mia były w pracy bardzo doceniane i nie wywierano na nie wielkiego nacisku, wiedziały, że szef ma wobec nich wysokie wymagania, dlatego, choć pomysłów miały mnóstwo i w ciągu roku notowały świetne wyniki, to teraz żaden koncept nie wydawał im się wystarczający, żaden nie miał tego czegoś, czym powaliłyby wszystkich na kolana. Na szali była nie tylko możliwość otrzymania ogromnej prowizji, jeśli kampania byłaby udana, ale także szansa dalszego rozwoju kariery. Świadomość tego, jak wielka była stawka, sprawiała, że obie dziewczyny lekko bzikowały i same podniosły sobie poprzeczkę tak wysoko, że nawet pijąc litry red bulli, nie mogły do niej ani dolecieć, ani jej przelecieć. Przez to nakręcały się do maksimum możliwości i teraz Mia czuła się jak niemal przekręcona sprężyna, która w najmniej spodziewanym momencie puści i wystrzeli w kosmos, robiąc przy tym prawdziwą rozpierduchę.
Kiedy dziewczyna upewniła się, że Anka przestała ją obserwować i na dobre odeszła od okna, odetchnęła z ulgą i ponownie nieelegancko usiadła po turecku na miękkim pufie, zadzierając spódnicę wysoko na uda. Nawet na opustoszałym tarasie nie znalazła chwili wytchnienia, bo, jak na jej gust i potrzeby, wciąż zbyt dużo wokół niej się działo. Rozgrzane i na maksa pobudzone ogromną dawką kofeiny neurony wyłapywały wszystko i za nic w świecie nie chciały się skupić na tym, na czym powinny. Rozpraszało ją dosłownie wszystko – ciepły wiatr, który rozwiewał jej długie włosy, ciche odgłosy ulicy i te wredne ptaszyska, które powoli znowu odzyskiwały odwagę i powracały na niedalekie drzewa, i czaiły się, żeby przysiąść na dachu. Ponieważ w tej chwili jedyne, nad czym Mia mogła zapanować, były jej włosy, sprytnie zakręciła je wokół ołówka, tworząc na głowie prosty kok. Zamknęła oczy, zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów, puściła pod nosem soczystą i bardzo kreatywną wiązankę przekleństw skierowaną w stronę rozwrzeszczanych ptaszysk – i wtedy ją oświeciło. Korzystając z okazji, zaczęła szybko gryzmolić na papierze z nadzieją, że zdąży wszystko zapisać, zanim oświecenie ją opuści, jednak nie było jej to dane, bo niemal wyzionęła ducha, kiedy ktoś od tylu pociągnął ją za wolny kosmyk włosów. Kiedy wpadała we władanie natchnienia, zupełnie nie docierało do niej nic ze świata zewnętrznego, więc nawet nie słyszała, że ktoś do niej podchodził. Podniosła wzrok i osłaniając oczy przed słońcem, spojrzała prosto w piękne oczy Kostka, który nonszalancko wkładając ręce do kieszeni dżinsów, uśmiechnął się do niej zawadiacko.
– Cześć – przywitał się i spojrzał z zainteresowaniem na artystyczny nieład, którym była otoczona. Zeszyty, markery, spinacze i karteczki wysypały się wszystkimi kolorami tęczy z jej torebki na drewniane panele pokrywające dachowy taras.
– Cześć – odpowiedziała zdawkowo, powracając do gryzmolenia po kartce. Znała siebie bardzo dobrze i wiedziała, że jeśli natychmiast nie zapisze esencji swojego olśnienia, jak tylko lampka z pomysłem zgaśnie, ona zapomni, na co wpadła, zupełnie tak, jak natychmiast zapomina się ciekawy sen, zaraz po przebudzeniu.
– Twoja torebka wygląda tak, jakby wyrzygała tęczę – skomentował Kostek, patrząc z zaciekawieniem i lekkim podziwem na ten piękny rozgardiasz. Myślałem, że wyskoczysz ze mną na obiad, ale z tego, co widzę, ty już chyba jadłaś i... raczej nie masz czasu? – stwierdził raczej, niż zapytał.
– Yhyyyy – odpowiedziała półprzytomnie.
– Chyba jest niewesoło, co? Bo wygląda tutaj tak, jakby cię przeleciał mały huragan – podsumował i obrzucił wzrokiem opakowania po jedzeniu, kubki po kawie i puszkę po drinku energetycznym, które piętrzyły się wokół dziewczyny w lekkim chaosie, po czym jego wzrok zatrzymał się na włosach Mii, które mimo że zebrane w niedbały kok, z każdej strony wypuszczały zabawnie sterczące i powiewające na wietrze kosmyki. – Stresik w pracy? – zapytał, z góry wiedząc, jak brzmi odpowiedź.
– Stresik, stresik – potwierdziła, wciąż pisząc coś na papierze. – I wkurzający ludzie, którzy nie dają pracować – dodała zamyślona.
– Nooo, jak zwykle się nie szczypiesz i walisz prosto z mostu – skwitował, uśmiechając się szeroko. – Wcale, ale to wcale mnie to nie ubodło. – Teatralnie złapał się za serce i dodał: – Już spadam, udajmy, że wcale mnie tu nie było. – Roześmiał się, unosząc dłonie w przepraszającym geście, a rozkojarzona Mia spojrzała na niego pytająco.
– Ale dopiero co tu przyszedłeś – powiedziała skołowana, szybko mrugając oczami.
– Tak, ale czy ty właśnie nie powiedziałaś, że nie masz ochoty na moje towarzystwo? – Spojrzał na nią z zaczepnym uśmieszkiem.
– Ale nie bądź durny, nie miałam na myśli ciebie, tylko kolegów z biura! Na ciebie zawsze mam ochotę! – wypaliła, a uśmiech Kostka stał się jeszcze szerszy. – No, weź przestań tak radośnie promienieć, słonko, nie miałam na myśli nic sprośnego. – Zmieszała się, gdy dotarły do niej jej własne słowa. – Chciałam powiedzieć, że na twoje towarzystwo zawsze mam ochotę, w końcu znamy się całe życie, jesteś moim najlepszym kumplem i mówiąc, że zawsze mam na ciebie ochotę, mówię o twoim towarzystwie, nie, że chciałabym z tobą... eeee, no wiesz... – paplała, a jej twarz robiła się coraz bardziej czerwona. – Fizycznie mnie nie pociągasz, jesteś w strefie kumpelskiej, zupełnie aseksualny.
Kiedy spojrzała na niego, ugryzła się w język i ucichła, widząc, że chłopak ma niezły ubaw. Czasami nie wiedziała, kiedy się zamknąć, i robiła z siebie wariatkę z werbalnym rozwolnieniem. Próbowała zapanować nad swoim słowotokiem, który zwaliła na karb pracy, stresu i tego, że Kostek wyskoczył na nią znienacka, z tym swoim oszałamiającym uśmiechem i piękną buźką, i jeszcze piękniejszym ciałem, kiedy najmniej się go spodziewała. Już coraz trudniej było jej wmawiać samej sobie, że Kostek to tylko przyjaciel, bo mężczyzna od jakiegoś czasu działał na nią w sposób, którego przyjaźnią nazwać się nie dało. Próbowała bronić się przed jego atrakcyjnością i seksapilem i ukryć to, jak bardzo ją pociągał, przez co stawała się przy nim nerwowa i często zachowywała się jak idiotka.
– Dzięki, Mia. Wiesz, zawsze strasznie miło usłyszeć coś takiego: aseksualny, nie pociąga nikogo, jest tak samo atrakcyjny dla kobiet jak kupa mięcha dla wegetarianki. – Udawał zdołowanego. – Pewnie tak myślą o mnie wszystkie kobiety i dlatego żadna mnie nie chce – poskarżył się i przybrał nieszczęśliwą minę.
– Oj, Kostek! – Przewróciła oczami i puknęła się w czoło na znak, że chłopak ma nierówno pod sufitem. – Weź ty nie kokietuj! Wiesz dobrze, że kobiety organizują sobie zawody w skokach do twojego łóżka. Wygrywa najszybsza i najłatwiejsza – wypaliła i po raz kolejny ugryzła się w język : „Mia, zamknij się już!”, upomniała samą siebie i przepraszająco spojrzała na Kostka. – Sorry, czasem jestem okropna. – Potrząsnęła głową tak energicznie, że ołówek zapleciony w jej kok wypadł, sprawiając, że włosy rozsypały się pięknymi falami wokół jej ślicznej twarzy. Teraz nadeszła kolej Kostka na wgapianie się w Mię i podziwianie jej urody, kiedy ta, niczego nieświadoma, zagarniając włosy za ucho, ciągnęła swój monolog. – W ciągu ostatnich kilku dni wciągnęłam tyle drinków energetycznych, że złącza w moim mózgu odpowiedzialne za mowę z prędkością świetlną zapiżdżają w przestworza, ale rozum, który bez snu skapciał, za nimi już nie nadąża, więc z moich ust wypływają słowa, które niekoniecznie mają cokolwiek wspólnego z inteligencją, albo nawet myśleniem. – Odetchnęła, po czym wzięła kilka kolejnych uspokajających wdechów, bo czuła, że nadmiar tego wszystkiego robi z niej roztrzęsioną galaretkę, z ostro zakończonymi synapsami nerwowymi, które w tym momencie wyglądają trochę jak mokra impreza nażartych gremlinów po północy.
– Proszę bardzo, żartuj sobie z mojego życia miłosnego, nic nie poradzę na to, że kobiety chcą ode mnie tylko mojego ciała i nie sięgają tam, gdzie wzrok nie sięga.
– Masz na myśli swoje spodnie? Jeśli tak, to znowu skucha, bo tam sięgają bardzo często i bardzo chętnie – wypaliła i walnęła się w czoło. – Kolejny raz przepraszam, serio, komentarze bardzo nie na miejscu – strofowała samą siebie, kręcąc głową.
Kostek roześmiał się, skrzyżował umięśnione ramiona na szerokiej klatce piersiowej i opierając się plecami o ścianę, przybrał nonszalancką pozę. Wyglądał niesamowicie pociągająco i bardzo męsko, a Mii wydawało się, że im jest starszy, tym większą ilość feromonów produkuje, przez co jego przyciąganie staje się intensywniejsze. Teraz, w wieku dwudziestu pięciu lat, był cholernie kuszący, a ona, w wieku lat dwudziestu dwóch, potajemnie do niego wzdychała i niepotajemnie chodziła na nieudane randki z facetami, którzy okazywali się albo kłamcami, albo zdrajcami, albo zwykłymi frajerami. Im gorsza była randka, tym częściej zastanawiała się nad tym, czy nie powinna ich przyjaźni rzucić w cholerę, nie postawić wszystkiego na jedną kartę i nie wziąć udziału we wspomnianym konkursie skoków do Kostkowego łóżka. Właśnie kiedy próbowała to sobie wyobrazić, z marzeń na jawie wyrwała ją odpowiedź chłopaka.
– Tak prawdę mówiąc, że dziewczyny nie sięgają tam, gdzie wzrok nie sięga, nie miałem na myśli moich spodni, tylko moje wnętrze, ale biorąc pod uwagę twój dzisiejszy nastrój i kierunek, w jakim płyną twoje myśli, wolę tego nie rozwijać, bo jeszcze zupełnie zjedziesz z tematu i stwierdzisz, że mówiąc o swoim wnętrzu, do którego nikt nie dociera, mam na myśli dupsko, i jadąc dalej tym samym torem, uznasz, że proszę się o anal – stwierdził, a Mia się roześmiała.
– Żeby było jasne, mnie nie proś. – „Przynajmniej nie tak od razu”, dodała w myślach, a na głos ciągnęła: – Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że twój idealny tyłek potrafi odwrócić niejedną głowę, niezależnie od płci i upodobań.
Mia ponownie omiotła przyjaciela wzrokiem i na chwilę odpłynęła. Kostek dobrze wiedział, że jest cholernie przystojny, jeszcze cholerniej charyzmatyczny i najjeszczej najcholerniej... seksowny. Od kilku lat grał razem ze swoim bratem w kapeli rockowej, w której był liderem i wokalistą. Chłopacy byli popularni i rozpoznawalni w swoim małym miasteczku i na pewno nie mogli narzekać na brak zainteresowania ze strony kobiet. Mimo że medialnie jak dotąd nie odnieśli żadnego wielkiego sukcesu i nie byli sławni, nie można im było odmówić prawdziwego talentu, pasji i zapału. Ich muzyka była naprawdę świetna, niestety, mimo ciężkiej pracy i zaangażowania trudno było się im przebić i zdobyć sławę. W czasach, w których królowały komercyjne programy telewizyjne, wyłaniające jednosezonowych idolów, żeby osiągnąć sukces, nie był potrzebny tylko talent, organizatorzy takich programów żądali twojej duszy. To prawda, mogli spróbować takiej drogi, jednak im nie zależało na pięciu minutach sławy. Oni chcieli muzyką i z muzyki żyć, koncertować, nagrywać płyty i sprawić, że muzyka będzie nieodłączną częścią ich życia, gdyby nawet wygrali jakiś show telewizyjny, tak jak reszta zwycięzców takich programów, po roku, może dwóch latach, zostaliby zapomniani i zepchnięci w kąt przez następny sezonowy hit. Mieszkając w pięknym, za to zabitym deskami miasteczku, nie mając kontaktów, kasy, promocji czy menedżera, nie mieli jednak wiele opcji i szans na przebicie się w świecie muzyki. Chłopacy, kiedy tylko mogli, jeździli na większe imprezy i wydarzenia muzyczne, gdzie przed budynkami wyczekiwali na szychy światka muzycznego, a kiedy po imprezach celebryci, menedżerowie muzyczni i sławni DJ-e wysypywali się tłumnie na czerwone dywany, wciskali im nośniki ze swoją muzyką i wizytówki, które, jak podejrzewali, zapewne kończyły w pobliskim koszu. Na e-maile przeważnie też nie mieli odpowiedzi, jednak nie poddawali się, walczyli o spełnienie swoich marzeń, tworzyli muzykę, szlifowali swój talent, a w oczekiwaniu na jakiś przełom w karierze muzycznej, grali w pubach, barach i na wszelkiej maści imprezach rodzinnych i miasteczkowych.
Kostek, jak i reszta członków zespołu, bardzo łatwo zjednywał sobie fanki, bo nie tylko z ogromną przyjemnością się go słuchało, ale było też na czym zawiesić oko. Był najstarszy w grupie, wysoki, szczupły i wysportowany, a jego ciało było mocne, idealnie umięśnione i bez grama zbędnego tłuszczu. Gęste włosy koloru piaskowego opadały mu w nieładzie na czoło, nadając wygląd nieokiełznanego bad boya, a szare oczy nie miały dna i można się było w nich kompletnie zatracić. Biła od niego też pozytywna energia, siła, charyzma, a kiedy się uśmiechał, Mii zapierało dech w piersiach, nie tylko zresztą jej. Wszystkie babki z jej biura, niezależnie od wieku i statusu matrymonialnego, miały świra na jego punkcie i za każdym razem, gdy Kostek wpadał do niej na chwilę, te młodsze i wolne wgapiały się w niego jak cielątka i kokietowały w tak jednoznaczny sposób, że czasem Mia musiała fizycznie je pacyfikować i odciągać od przyjaciela, natomiast starsze panie zarzucały go innego rodzaju „dobrami”, takimi jak domowe posiłki, ciasta czy ciasteczka, do których nawet za bardzo nie musiały mężczyzny przekonywać, bo ten przyjmował je z nieskrywaną ochotą. Do tego, o zgrozo, Kostek był zabawny, opiekuńczy, inteligentny, miał pasję i talent muzyczny, a ta mieszanka sprawiała, że dla wielu kobiet był... ideałem. Mia znała go bardzo dobrze, więc wiedziała, że ideałem nie był, ale daleko do niego mu nie było.
– Znowu odpłynęłaś? – zapytał chłopak, pstrykając palcami przed nosem Mii. – Czy może podziwiasz moje piękno? – Roześmiał się i puścił do niej oczko.
– Skromność nade wszystko – skomentowała w odpowiedzi.
– No cóż, muszę się trochę dowartościować po tym, jak powiedziałaś, że jestem aseksualny i ogólnie bleee.
– No dobra, sorry, nie jesteś wcale aseksualny i dobrze o tym wiesz. W sumie to jesteś całkiem, całkiem – dodała i otrząsnęła się ze stanu rozmarzonego wgapiania. Nie było sensu robić sobie apetytu na kogoś, kto w niej widział tylko przyjaciółkę.
– To wszystko? – spytał rozbawiony. – Wpatrywałaś się we mnie tak długo, żeby stwierdzić, że jestem całkiem, całkiem?
– A czego się spodziewałeś? Że będę smyrać twoją próżność?
– Przynajmniej troszeczkę. – Uśmiechnął się przekornie, a Mia wymownie i ostentacyjnie pokręciła głową, żeby nie robił sobie nadziei.
– Smyrać nic ci nie będę, zapomnij, od tego masz swoje panienki, a ja jestem twoją psiapsiółą.
– A to psiapsióły nie mogą posmyrać? Tak od czasu do czasu, w drodze wyjątku? – Drażnił się z nią, nie dając za wygraną, jednak ona zignorowała jego zaczepkę.
– Idę z powrotem do biura, muszę wrzucić pomysły na komputer, nim posieję gdzieś te papiery – stwierdziła i dokładnie w chwili, kiedy wypowiedziała te słowa, z niedalekiego wentylatora na dachu buchnęło ciepłym powietrzem, a ten mocny podmuch wyrwał z rąk dziewczyny kartkę z drogocennymi zapiskami. Mia zerwała się z miękkiego pufa na równe nogi, gotowa do biegu za owocem jej ciężkiej pracy, jednak nie zdążyła zrobić nawet jednego kroku. Nogi zaplątały się jej w ramiączka niedbale rzuconej torebki, której niedawno używała do odpędzania ptaków, a ona legła jak długa, tuż przy nogach Kostka.
– Ależ nie musisz padać do moich kolan, przecież mnie przeprosiłaś! – Zarechotał. Dziewczyna, nie bardzo wiedząc, co i jak się stało, zrobiła zaskoczoną, głupkowatą minę i rzuciła przez ramię:
– A weź ty spindalaj! – Poza tymi słowami było już tylko słychać ogłuszający śmiech Kostka i mamrotane przez Mię przekleństwa skierowane do niewinnie leżącej sobie torebki. – Wysraj se oko – rzuciła na końcu do przyjaciela, wywołując u niego jeszcze głośniejszą salwę śmiechu, i niezgrabnie wygrzebała nogi ze skórzanych rączek. – Ja się tu prawie zabijam, a ty dostarczasz sobie rozrywki moim kosztem. Dziękuję bardzo – burknęła, udając obrażoną, choć do niej samej docierała komiczność tej sytuacji.
– Sorry, ale twoja mina i to zaskoczenie są po prostu bezcenne! – tłumaczył, próbując zapanować nad rechotem.
– No cóż, nie wiem jak ty, ale ja rzadko się wywracam, więc rzeczywiście się zdziwiłam, kiedy wstałam tylko po to, żeby zaryć nosem w podłogę. – Dziewczyna zaczęła uwalniać stopę z ramiączek torebki i powracać do godniejszej, pionowej pozycji.
– Okej, już się nie śmieję! – Przygryzł dolną wargę, która wciąż zdradliwie drżała pod wpływem rozbawienia. – Sorry, masz rację, miałaś prawo wyglądać na zdziwioną. – Nachylił się i podniósł kartkę zapisaną gryzmołami i wyciągnął rękę do dziewczyny, żeby pomóc jej wstać. – Za tym leciałaś, ptaszynko? – Nie mógł się powstrzymać i znowu ryknął śmiechem.
– Bardzo śmieszne – rzuciła, ale jej usta drżały, a oczy skrzyły się wesoło. Pozwoliła mu zebrać się z podłogi, wyrwała kartkę z rąk przyjaciela i ostrożnie, żeby znowu nie zaliczyć gleby, podeszła do drzwi prowadzących do jej firmy. – Idziesz czy zostajesz? – zapytała, odwracając się przy wyjściu.
– Idę, mój ptaszku – odpowiedział, podążając w jej kierunku.
– Ptaszka masz wiesz gdzie – mruknęła pod nosem, wywołując kolejny uśmiech na twarzy Kosty – a czasem to nawet ptaszkiem sam jesteś, żeby nie powiedzieć chu...
– No, ależ proszę drogiej przyjaciółki! – przerwał jej chłopak. – Orły, sokoły, herosi, jak najbardziej, tak możesz mi mówić, ale za inne określenia z rodziny nielotów to ja podziękuję! – powiedział stanowczo i wyprzedził ją, żeby otworzyć jej drzwi.
– Nooo, nielotem to ty na pewno nie jesteś! Raczej przelotem, bo przelecisz wszystko, co widzisz – odparła.
– Ty serio tak brutalnie szczerze walisz do prawdziwego dżentelmena, który otwiera dla ciebie drzwi? – zapytał, a ona tylko przewróciła oczami.
– Sama potrafię sobie otworzyć – powiedziała, strącając jego rękę z uchwytu, pchnęła z rozmachem i z głośnym plaśnięciem wpadła na szklane drzwi, po czym siła jej pchnięcia odrzuciła ją lekko do tyłu. – Ja pier...! – Nim dokończyła przekleństwo, wylądowała w ramionach Kostka, który uchronił ją od upadku.
– Jesteś cała? – Odwrócił ją przodem do siebie, sprawdzając, czy nie zrobiła sobie krzywdy, jednak ponownie musiał przygryźć podejrzanie drżącą wargę.
– Cała, cała – zapewniła, rozcierając sobie nos. – A ty już nie rżyj, każdemu może się zdarzyć! – dodała, rzucając focha.
– Ale tylko tobie może się zdarzyć dwa razy w ciągu dwóch minut. – Ponownie wybuchnął śmiechem i zrobił unik przed torebką, którą Mia się na niego zamachnęła. Dla bezpieczeństwa dziewczyny, ale także dla swojego, otworzył jej drzwi. Widział, że sama robi się czerwona, próbując zapanować nad śmiechem, jednak twardo trzymała się pierwotnej wersji i udawała, że ma focha.
Weszli razem do biura, gdzie Mia pożegnała się machnięciem ręki, i bardzo, jak na nią, powoli, ruszyła w stronę swojego open space, zapewne dlatego, że nie chciała kusić losu i pierdyknąć na glebę po raz trzeci w ciągu trzech minut. Kostek chwilę patrzył za nią, jak odchodziła. Długie blond włosy wiły się w pięknych falach po jej plecach, sięgając pasa. Jej ruchy były delikatne, płynne, pełne tajemniczości i wdzięku... Poza chwilami, kiedy się wywracała na prostej drodze, uderzała głową, ręką, łokciem czy czymkolwiek innym w ścianę, znak drogowy, który każdy inny by widział bądź wieszała się rękawem na klamkach drzwi, co zawsze rozbawiało wszystkich do łez.
Kostek znał Mię od zawsze, tak jak od zawsze mieszkał na tym samym co ona osiedlu, w tym samym co ona bloku. A teraz, od kilku miesięcy, we czworo, razem z bratem Kostka, Arturem, i ich wspólną przyjaciółką Anką wynajmowali mieszkanie, bo żadnego z nich nie było stać, żeby mieszkać na swoim. Wcześniej dziewczyny nie dogadywały się z rodzicami, a chłopacy ze swoimi współlokatorami, więc jednego wieczoru na przyjacielskim spotkaniu, kiedy one narzekały na swoich rodziców, a oni na beznadziejnych współlokatorów, z którymi dzielili mieszkanie, wpadli na świetny pomysł, że mogliby spróbować zamieszkać wszyscy razem. Okazało się, że pomysł był genialny, przyjaciele dogadywali się bezproblemowo, nie wchodzili sobie w drogę i lubili razem spędzać wolny czas. Jedynym minusem takiego układu było to, że od czasu do czasu Kostek musiał znosić fakt, że Mia chodziła na randki. Czuł się okropnie z tym, że potajemnie za każdym razem chciał, żeby spotkania były nieudane i żeby ona nie znalazła sobie chłopaka. Wiedział, że było to słabe i egoistyczne z jego strony, ale lubił ten swój mały, przyjacielski światek i bardzo nie chciał, żeby coś się w nim zmieniało. Nie zniósłby widoku jakiegoś kolesia kręcącego się przy Mii. Nie życzył dziewczynie źle, wręcz przeciwnie, chciał, żeby była szczęśliwa, jednak nic nie potrafił poradzić na to, że był o nią zazdrosny – mimo że długo się bronił przed tym, żeby przed sobą samym się do tego przyznać. Od kiedy zamieszkali razem, jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli, a fakt, że wiele razy wpadł na dziewczynę, kiedy ta była rozkosznie rozespana, bądź widział ją w samej bieliźnie, kiedy po cichutku w nocy zakradała się do kuchni, myśląc, że nikogo tam nie ma, sprawił, że dostrzegł jej drugą stronę. Nie tę zabawną, przyjacielską i seksualnie neutralną, ale tę, która coraz bardziej go uwodziła, pobudzała, zaciekawiała i rozpalała. Po wielu latach przyjaźni platonicznej Kostek zaczynał zauważać w Mii piękną, ponętną i zmysłową kobietę, a to, że teraz mieszkali razem wcale nie pomagało mu traktować jej tylko po przyjacielsku.